Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mirela Pardo
Mirela Pardo , 40 lat

Mirela wkrótce straci palce! Proteza pomoże jej wrócić do dawnego życia! Pomóż!

Mam na imię Mirela. Jestem szczęśliwą mężatką od 10 lat. Wspólnie z mężem wychowujemy dwójkę cudownych dzieci. Nigdy nie podejrzewałabym, że moje jak dotąd spokojne życie tak bardzo się zmieni.  Wszystko zatrzymała choroba, która została zdiagnozowana 14 lutego. Miałam zator tętniczy. Zagrożona amputacją była cała kończyna górna! Lekarze robili, co mogli niestety, niedokrwienie trwało zbyt długo i nie udało się uratować palców.  Jest to sucha martwica, co podobno jest dużo lepsze i bezpieczniejsze. Palce stracę, ale bez interwencji chirurgicznej.  Jak dotąd wiodłam całkiem zwyczajne życie. Pieczenie ciast i gotowanie sprawia mi mnóstwo przyjemności. Lubię ćwiczyć na siłowni i pływać. Od pewnego czasu pasjonuje mnie hodowla kwiatów doniczkowych. Razem z moim mężem Mariuszem mamy też ogródek, w którym hodujemy warzywa i owoce. Chciałabym móc cieszyć się dalej życiem. Chciałabym żyć bez ograniczeń. Po samoistnej amputacji będę potrzebowała rehabilitacji ręki, która niestety nie jest refundowana. Największy koszt to proteza palców. Dlatego pełna nadziei proszę Was wsparcie. Tylko dzięki Wam będę mogła wrócić do życia, które choć trochę będzie przypominało to poprzednie. Z góry dziękuję za każdą pomoc i słowo wsparcia! Mirela Kwota zbiórki jest szacunkowa

1 402,00 zł ( 2,09% )
Brakuje: 65 620,00 zł
Amelia Wilczyńska
Amelia Wilczyńska , 12 lat

Każdy dzień to walka o sprawność Amelki❗️ Podaruj jej szansę na lepszą przyszłość!

Kiedy Amelka przyszła na świat, nasza radość nie miała końca! Niestety, szybko przerodziła się w strach o zdrowie i przyszłość córeczki. Od początku nie chciała jeść, była słaba i właściwie nie przybierała na wadze. Szpital stał się dla niej drugim domem… Jako 5-miesięczne dziecko, leżąc na brzuszku, Amelka nie podnosiła głowy. Kolejne pobyty w szpitalu nic nie dawały, a lekarze stwierdzali jedynie opóźniony rozwój psychomotoryczny. Czuliśmy przytłaczającą bezsilność, nie mogąc pomóc córeczce. Mieliśmy wrażenie, że uderzamy głową w mur… Z czasem u Amelki zaczęły pojawiać się kolejne problemy zdrowotne – okulistyczne, kardiologiczne i laryngologiczne. Nasze życie zamieniło się w ciąg wizyt u kolejnych specjalistów. Tak bardzo chcieliśmy jej pomóc! 6 września 2013 roku odbyła się konsultacja genetyczna, podczas której pojawiło się podejrzenie Zespołu Williamsa. Po czterech miesiącach ta diagnoza się potwierdziła! Nasz świat w jednej chwili runął jak domek z kart. Wszystkie plany i marzenia nagle przestały mieć sens. Ubytek materiału genetycznego w 7 chromosomie powoduje liczne problemy zdrowotne i rozwojowe, które w przypadku Amelki mają mocny stopień nasilenia. Oznacza to, że córeczka rozwija się znacznie wolniej, niż dzieci w jej wieku. Jedyną szansą na poprawę jej rozwoju jest codzienna, intensywna praca. Dotychczas okazaliście ogromne wsparcie w tej nierównej walce o sprawność Amelki, za co jesteśmy Wam bardzo wdzięczni! Z Waszą pomocą mogliśmy zapewnić córeczce niezbędne turnusy rehabilitacyjne, które przynoszą dużą poprawę. Niestety, ponownie musimy zwrócić się z prośbą o wsparcie… Rehabilitacja potrzebna jest Amelce niemal jak powietrze. Tylko dzięki odpowiednim zajęciom i terapii córeczka może walczyć o lepszą sprawność! Turnusy rehabilitacyjne i wizyty u specjalistów są jednak bardzo kosztowne… Twoja pomoc może sprawić, że codzienność Amelki stanie się łatwiejsza! Rodzice ➡️ Śledź walkę Amelki na Facebooku

662,00 zł ( 2,07% )
Brakuje: 31 253,00 zł
Lila Szmyt
Lila Szmyt , 6 lat

Rzadka choroba genetyczna postępuje! Pomóż w walce!

Od czasu diagnozy niestety jedna kwestia pozostaje bez zmian: Ataksja-Teleangiektazja to wciąż choroba nieuleczalna. Od kilku lat codziennie stajemy do walki z tym okropnym przeciwnikiem. W poprzednim etapie zbiórki niezwykle nam pomogliście. Nie zapomnimy o tym nigdy! Niestety, dziś znów musimy prosić Was o pomoc. Ataksja-Teleangiektazja, która atakuje naszą córeczkę, objawia się zaburzeniami chodu i koordynacji ruchowej. Dziecko nie może stać w miejscu nawet przez kilka sekund, chwieje się i przewraca. Pojawia się drżenie rąk, mowa jest niewyraźna, a napięcie mięśni obniżone.  Dodatkowym symptomem są mimowolne ruchy gałek ocznych. Córeczka ma niedobór odporności oraz podwyższone ryzyko zachorowania na nowotwór.  Jest to choroba postępująca i neurodegeneracyjna, co oznacza, że objawy będą coraz bardziej dokuczliwe. Skutkiem jest całkowita niepełnosprawność i zależność od osób trzecich. Lilka nieustannie wzmacnia się poprzez regularne ćwiczenia na sali, turnusy rehabilitacyjne, terapię neurologopedyczną. Miesięcznie spędzamy mnóstwo czasu w aucie, przemierzając setki kilometrów w drodze do specjalistów. Pomimo całego wysiłku widzimy, jak choroba zabiera Lilce sprawność kawałeczek po kawałeczku, ale nie poddajemy się! Codziennie wstajemy z nową energią, aby walczyć o nasze dziecko. Lilka jest pod stałą kontrolą neurologa, immunologa w Poznaniu i Warszawie oraz onkologa. Mimo trudnego dzieciństwa Lilcia jest radosnym przedszkolakiem, uwielbia prace plastyczne i zajęcia taneczne. Zrobimy wszystko, aby jak najdłużej mogła robić to, co sprawia jej przyjemność! Jednak ceny terapii ciągle szybują w górę. Do tego noclegi, dojazdy, prywatne wizyty u specjalistów, suplementy, sprzęt wspomagający... Wydatki naprawdę są ogromne. Dlatego prosimy Cię o pomoc! Nie możemy zwolnić, musimy działać, żeby Lilka mogła pokazać chorobie, że szybko się nie podda! Ona musi tańczyć, biegać i bawić się z rówieśnikami tak długo, jak to tylko możliwe! Prosimy, pomóż nam w walce o przyszłość naszej ukochanej córeczki! Rodzice Lilki, Jagoda i Bartek

242 zł
Antoni Pracki
Pilne!
Antoni Pracki , 4 latka

❗️By koszmar nowotworu nigdy nie wrócił. Pomóż w walce o zdrowie i życie Antosia

Mamy wrażenie, że tkwimy w pułapce. Nowotwór może wrócić w każdej chwili, a wtedy zdrowie i życie Antosia znów stanie pod znakiem zapytania… Choroba nie pozostawiła nam wyboru - musimy poświęcić wszystko, by walczyć o jego przyszłość. Kiedy pierwszy raz wchodziliśmy na pokład samolotu do USA, byliśmy pełni nadziei, wiary i nerwowego oczekiwania… Po tragicznych informacjach, brutalnej diagnozie, wreszcie mieliśmy realną szansę na zdobycie ratunku. Za nami trudna i wymagająca droga - kolejne chemioterapie, konsultacje, badania, wznowy, które dzięki szybkiej interwencji lekarzy udało się opanować.  Niestety, nie możemy czuć się bezpiecznie, bo choroba w każdej chwili może zaatakować ponownie, a tylko wczesna diagnostyka wznowy nowotworu, daje nam szansę na pokonanie potwora.  Wizyty kontrolne w USA odbywają się co 6-8 tygodni. Podczas jednej z nich skutecznie zatrzymaliśmy rozwój nowych guzów w prawym oczku. Właśnie dlatego nie możemy zrezygnować, nie możemy się poddać i czekać na rozwój wypadków. Specjaliści z amerykańskiej kliniki traktują Antosia jako szczególny przypadek, bo nasza historia to nie tylko walka z nowotworem oczek, ale też groźnym guzem w główce. Kiedy wracamy do tych chwil pełnych strachu, wiemy, że już nigdy ponownie nie chcemy tam wrócić. Poświęciliśmy wszystko tej walce, dlatego zdrowie naszego małego Wojownika musi pozostawać pod kontrolą lekarzy, którym możemy zaufać.  Regularne wizyty, pokrycie kosztów badań dodatkowych oraz bilety lotnicze to koszty, które ciężko nam sobie wyobrazić. Jeśli doliczymy do tego rehabilitację bądź inne potrzeby medyczne Antosia, suma może sięgnąć nawet 500 tysięcy złotych! Świadomość tego, że potrzebujemy takich środków, by zabezpieczyć przyszłość naszego synka jest porażająca.  Sami nie mamy szans! Nie damy rady zapewnić tego, czego potrzebuje najbardziej. Niestety, te potrzeby nie mogą czekać, bo wizyty są planowane w odniesieniu do wyników kolejnych badań. Jeśli nie zdobędziemy potrzebnej kwoty, terapia zostanie wstrzymana! Właśnie dlatego z całych sił prosimy o pomoc i wsparcie!  Walka trwa, a poddanie się nie wchodzi w grę. Już raz podarowaliście nam nadzieję na lepsze jutro. Tak bardzo chcemy wierzyć, że znów możemy na Ciebie liczyć!  Całe życie podporządkowane jest nierównej walce, ale toczymy bój o najwyższą stawkę. Na szali jest życie, zdrowie i przyszłość Antosia. Każdy jego uśmiech utwierdza nas w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję. Przed nami jeszcze wiele ciężkich lat, ale dzięki Wam możemy dostać iskierkę nadziei!  Każda z nich jest na wagę zdrowia i życia! Proszę, podaj Antosiowi i naszej rodzinie pomocną dłoń.  Dobro, które przekazujesz innym, wraca!  Rodzice ____ Walkę Antosia można śledzić na bieżąco na: Facebooku: Antoś Pracki kontra nowotwory Instagamie: @antospracki Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych w grupie: TeamAntoś pomaganie przez licytowanie❗️❤️ ____ Media o walce Antosia:  Wyścig z czasem. Mały Antoś potrzebuje pomocy Antoś ma cztery miesiące, walczy z dwoma nowotworami. Apel o pomoc Mały Antoś potrzebuje naszej pomocy, by wygrać z nowotworami Ratujmy Antosia! Chłopczyk walczy aż z dwoma nowotworami. Liczy się każda złotówka! Możemy uratować oczy i życie małego Antosia Historia Antosia w Wiadomościach: Podwójna walka małego chłopca

380 690,00 zł ( 89,46% )
Brakuje: 44 841,00 zł
Ulugbek Rakumzan
Pilne!
4 dni do końca
Ulugbek Rakumzan , 4 latka

PILNE: 3-latek walczy z NOWOTWOREM❗️Potrzebna pomoc❗️

Mój synek ma zaledwie 3-latka, a musi walczyć o życie! Jego organizm trawi nowotwór, który dzień po dniu staje się silniejszy! Guzy zajęły już 70% prawego płuca! Walczymy z całych sił, ale cena za życie mojego Ulykbeka jest ogromna! Musimy działać póki jest czas! Musimy zdążyć, by rak nie był szybszy i nie zabrał go już na zawsze… Proszę o pomoc! Pamiętam dokładnie ten dzień – dzień, w którym rozpoczął się nasz koszmar, dzień, który zmienił w naszym życiu wszystko. Był koniec września, gdy zaniepokojona przedszkolanka zadzwoniła do mnie i poprosiła, bym jak najszybciej przyjechała po synka do przedszkola – w okolicach jego łopatki pojawił się guz, który powodował silny ból.  Natychmiast udałam się z nim do przychodni lekarskiej, by sprawdzić, czy to coś poważnego. Po wstępnych badaniach lekarze stwierdzili, że jest to tylko zwichnięcie, które musimy smarować maścią. Po kilku dniach powinno być lepiej. Uwierzyłam, że tak właśnie będzie. Niestety, guz nie zmniejszał się i sprawiał coraz większy ból. Pojechaliśmy do szpitala, Na szczęście przyjęto nas na oddział. Chirurg, który zbadał Ulykbeka zlecił wykonanie USG i tomografii komputerowej. Czekałam z niecierpliwością na jakiekolwiek informacje.  Niestety, prawda okazała się brutalna. Lekarzom udało się ustalić, że dziwne zgrubienie na łopatce to guz, którego należy jak najszybciej usunąć i poddać dalszym badaniom! Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę! Nigdy wcześniej tak bardzo się nie bałam… Operacja przebiegła pomyślnie. Choć miałam ogromną nadzieję, że najgorsze jest już za nami, nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam. Wyniki badania ​​histopatologicznego były przerażające! Lekarze zdiagnozowali u synka zarodkowego mięsaka prążkowanokomórkowego II stopnia. W jednej chwili moje serce pękło na milion kawałków... Potem wszystko działo się już bardzo szybko. Lekarze zaplanowali leczenie – Ulykbek miał przyjąć 9 cyklów chemioterapii, a następnie rozpocząć 30 kursów radioterapii. Niestety, nie obyło się bez komplikacji. Gdy radioterapia dobiegała końca, z niewiadomych do dzisiaj przyczyn, synkowi pękł staw biodrowy. Konieczne okazało się leczenie operacyjne, które jeszcze bardziej osłabiło stan jego zdrowia. Przez około 2 miesiące Ulykbek przebywał w gipsie, po kolejnych 3 miesiącach w szynie.  W grudniu 2022 roku poinformowano nas, że możemy już wrócić do domu, bo leczenie przyniosło oczekiwane rezultaty. Tak bardzo cieszyliśmy się, że nasz koszmar się skończył. Nasze szczęście nie trwało jednak zbyt długo...  Po 3 miesiącach od zakończenia leczenia Ulykbek przeszedł kolejną, tym razem kontrolną tomografię komputerową. Niestety badanie wykazało przerzuty pod prawą pachą i w prawym płucu. Po raz kolejny usłyszałam słowa, których tak bardzo się bałam – “Wznowa. Musimy walczyć dalej.” Dwa cykle chemioterapii, operacja usunięcia guza pod pachami i kolejne trzy cykle chemii przyniosły tylko częściowe efekty. Leczenie nie zadziałało na pozostałe zmiany. Okazało się, że guzy zajęły już 70% prawego płuca, dlatego konieczne jest jego częściowe usunięcie. Moje serce po raz kolejny zamarło… Wiedziałam, że nie możemy do tego dopuścić! Szukaliśmy pomocy, gdzie tylko się da. W końcu natrafiliśmy na klinikę w Turcji, gdzie lekarze podjęli się leczenia. Jeśli będziemy działać szybko, to są duże szanse na uratowanie płuc. Synek ma przejść 6 cykli chemioterapii, operację usunięcia guza na płucach i łopatkach oraz kolejną radioterapię. Niestety, koszt całkowitego leczenia jest ogromny i całkowicie poza moim zasięgiem. Nie była to dla mnie łatwa decyzja, ale nie mam innego wyboru. Muszę walczyć, muszę prosić Was o pomoc! Bez niej nie dam rady uratować synka! Bez niej mój synek może umrzeć... Mama  🎥  Zobacz na własne oczy walkę Ulykbeka! ⬇️ 

525 355,00 zł ( 71,4% )
Brakuje: 210 418,00 zł
Hubert Świerzewski
Pilne!
Hubert Świerzewski , 3 latka

Urodził się z nowotworem❗️ Dramatyczna walka o życie Hubcia!

Spotkał nas największy horror, jaki mogą wyobrazić sobie rodzice. Nasz nowo narodzony synek ma nowotwór, który zdążył dać już przerzuty! Dopiero zaczęło się jego życie, a już musi o nie walczyć... Gdy wypłakaliśmy już wszystkie łzy, postanowiliśmy poprosić Was o pomoc. Pomóżcie nam ocalić Hubcia... Zamiast kołyski, do snu utula go dźwięk szpitalnych maszyn. Mieliśmy wrócić do domu, a właściwie zamieszkaliśmy w szpitalu. W maleńkie żyły Hubcia popłynęła chemia, zaledwie kilka dni po narodzinach… Tak trudno pogodzić się z losem, ale nie mamy wyjścia. Nasz synek nas potrzebuje, musimy być silni, chociaż tak często czuję, że rozpadam się na kawałki… Nasze pierwsze dziecko, wyczekany synek Hubert przyszedł na świat 2 sierpnia 2021 roku. Byliśmy tacy szczęśliwi! Wydawało się, że wszystko jest dobrze, a synek jest zupełnie zdrowy. Dwa dni przed wyjściem do domu lekarze zaproponowali nam dodatkowe badania, na które dostali grant. Zgodziliśmy się, bo czemu nie. Nie wiedzieliśmy, że będzie to początek koszmaru… Te badania to przypadek, cud, szczęście w nieszczęściu. Gdyby nie one, nowotwór rozwijałby się w ciele naszego noworodka, a my nie mielibyśmy o niczym pojęcia… Okazało się, że w nadnerczu jest guz. Do domu pojechaliśmy tylko na 4 dni, czekaliśmy na przyjęcie do Przylądka Nadziei. Oglądaliśmy synka i cały świat przez łzy. Horror, szok… Nie umiemy nawet opisać tej rozpaczy. Tuliliśmy synka w ramionach ze świadomością, jak straszna może być w nim choroba. Wiedzieliśmy, że najgorsze przed nami... Po kilku dniach byliśmy już w Przylądku Nadziei. Hubcio przyjął pierwszy cykl chemioterapii. Było źle, ale teraz już zaczął powolutku dochodzić do siebie, znów ma apetyt… Przed nami jeszcze 4 cykle chemii, a potem lekarze zdecydują, czy konieczna będzie operacja wycięcia guza.  Neuroblastoma to okropny nowotwór. Rozwijał się w ciele synka, gdy ten jeszcze był pod moim serce. Tam przecież powinien być bezpieczny! Tak trudno się z tym pogodzić… Okazało się, że nowotwór dał wiele przerzutów: do kości potylicznej, twarzoczaszki, wątroby i móżdżku.  Leczenie trwa. Nie tak wyobrażaliśmy sobie pierwsze chwile naszego dziecka. Nikt nie jest gotowy na taki koszmar. Jako rodzicom trudno pogodzić nam się z myślą, że jesteśmy bezradni. Nie możemy na siebie wziąć choroby ukochanego dziecka! On jest taki maleńki, taki bezbronny…  Prosimy o wsparcie zbiórki. Zaczynamy zbierać na szczepionkę przeciw wznowie, która zostanie podana Hubciowi po zakończeniu leczenia standardowego w Polsce. Środki pozwolą nam też opłacać nierefundowane leki, suplementy, wizyty u specjalistów. Za pomoc i dobre myśli z całego serca dziękujemy. Prosimy, trzymajcie kciuki za Hubcia. Nasze maleństwo jest takie dzielne… Nie wyobrażamy sobie bez niego życia. Musi wygrać! Malwina, mama Hubcia ➡️ Grupa Hubcia na Facebooku: KLIK ➡️ Licytacje dla Huberta Świerzewskiego 01.08.2022: Hubertowi zostały przekazane niewykorzystane środki ze zbiórki Andrzeja Fedoraka, które zasiliły subkonto chłopca kwotą ponad 92 000 zł. Rodzinie Andrzeja dziękujemy za ten piękny gest.

861 929,00 zł ( 76,14% )
Brakuje: 270 096,00 zł
Robert Pirosz
Pilne!
Robert Pirosz , 43 lata

BARDZO PILNE❗️Guz mózgu zabija tatę trojga dzieci!

Jestem Robert. Mam 42 lata. Mam troje małych dzieci. Mam pracę, którą lubię. Mam pasję – piłkę nożną. Niestety mam też złośliwego glejaka 4. stopnia… Mój świat zawalił się w połowie stycznia. Bóle głowy, które co jakiś czas miewałem, nasiliły się do tego stopnia, że ledwo byłem w stanie pracować i zajmować się dziećmi. W końcu 16 stycznia pojechałem na rezonans, wróciłem do domu i miałem czekać na konsultację. Jednak jeszcze tej samej nocy trafiłem do szpitala. Okazało się, że mam czterocentymetrowego guza w lewym płacie czołowym i tak duży obrzęk mózgu, że według lekarzy mogłem nie przeżyć nocy. Po dwóch dniach zostałem przeniesiony do szpitala MSWiA, w którym 30. stycznia lekarze dokonali cudu i mimo trudnej lokalizacji guza, wycięli go w całości. Obawiałem się operacji, było duże ryzyko, że będę miał zaburzenia mowy i niedowład, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Poczułem ulgę. Sądziłem, że najgorsze już za mną. Niestety badania histopatologiczne wykazały, że mam glejaka. Najgorszego z możliwych – glejaka wielopostaciowego 4. stopnia… Nawet przy zastosowaniu leczenia operacyjnego, radioterapii i chemioterapii statystyki dają mi 15 miesięcy życia... Na rezonansie z 2 marca widać 5 mm zmianę. Nie wiadomo, czy to jakaś zmiana pooperacyjna, resztka guza, a może już wznowa. Niebawem kończę standardowe w przypadku glejaka leczenie – radioterapię i chemioterapię. Potem czeka mnie 6 miesięcy samej chemioterapii i… czekanie na wznowę. Nie mogę się z tym pogodzić. Ja i moi bliscy cały czas szukamy innych form leczenia. Chciałbym skorzystać z immunoterapii, która zwiększa moje szanse na dłuższe życie. Mój przypadek jest konsultowany w dwóch klinikach: Immun-Onkologisches Zentrum w Kolonii oraz Universitätsspital w Zurychu. Niestety bez względu na wybór placówki koszty leczenia są ogromne, a czasu jest mało. Aby terapia zadziałała, muszę rozpocząć leczenie pod koniec maja. Na zebranie środków mam więc półtora miesiąca. Chcę walczyć o siebie. Chcę to zrobić dla moich dzieci: pięcioletniego Kornela, niespełna dwuletniego Jeremiego i pięciomiesięcznej Niny. Każdego dnia, patrząc na nie, znajduję w sobie nadzieję i siłę do walki. Moje marzenie to zobaczyć, jak rosną. Całe życie staram się pomagać innym. Dziś sam potrzebuję pomocy. Pomóż mi wymknąć się statystykom – mam jeszcze tyle do zrobienia… ––––––– LICYTACJE ➡️ KLIK Materiał o Robercie – > KLIK  (ogl. od 7 minuty).

431 276,00 zł ( 54,04% )
Brakuje: 366 696,00 zł
Tymon Adamczyk
Tymon Adamczyk , 9 lat

Choroba Tymona nieustannie postępuje! Tylko kosztowe leczenie może pomóc!

Dotychczasowe wsparcie, które od Was otrzymaliśmy jest nieocenione i czujemy ogromną wdzięczność za pomoc. Dzięki Wam Tymek rozpoczął leczenie immunoglobulinami oraz komórkami macierzystymi.  Jednak, aby miał szansę wrócić do pełni zdrowia i sprawności potrzebuje dalszego leczenia oraz rehabilitacji. Niestety, koszty są gigantyczne! Dlatego prosimy, nie zostawiajcie nas samych! Bądźcie z nami do końca!  ----- Tymek urodził się jako zupełnie zdrowy chłopczyk. Był szczęśliwym i promiennym dzieckiem rozświetlającym nasze życie. Prawidłowo się rozwijał - nawiązywał kontakt wzrokowy i wypowiadał pierwsze słowa. Sprawny, żywiołowy, uśmiechnięty – takiego go pamiętamy i wierzymy, że jeszcze kiedyś takiego zobaczymy...  Wszystko zaczęło się od zwykłej, niepozornej infekcji, która pojawiła się całkowicie niespodziewanie, gdy synek skończył półtora roku... W wyniku choroby Tymek przestał mówić, chodzić, pojawiły się zaburzenia świadomości, słuchu oraz widzenia. Dodatkowo przewlekłe infekcje, utrata kontaktów społecznych, totalne wycofanie... Wszystko działo się w zawrotnym tempie. Choroba siała spustoszenie w organizmie naszego malutkiego synka, a my nie byliśmy w stanie jej zatrzymać. Od tego momentu żyjemy w koszmarze, z którego nie sposób się obudzić. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy przebywaliśmy w szpitalu, ilu specjalistów odwiedziliśmy i jak wiele wyczerpujących badań wykonaliśmy... To wszystko po to, by pomóc naszemu dziecku i w końcu poznać odpowiednią diagnozę. Po ponad 4. latach dramatycznych poszukiwań, w końcu usłyszeliśmy odpowiedź – autoimmunologiczne zapalenie mózgu oraz rdzenia kręgowego... Z jednej strony poczuliśmy ogromną ulgę, że w końcu wiemy, z czym walczy nasz syn. Z drugiej – napływający lęk i stres, czy uda nam się tę walkę wygrać...  Obecnie Tymon jest na poziomie 17-miesięcznego dziecka. Nie mówi, ma ataki padaczki, tiki, zaburzenia wzroku, słuchu i zmaga się z wieloma uciążliwymi dolegliwościami... Niestety, ostatni atak padaczki doprowadził syna do stanu - Status Epilepticus, w którym występuje seria długich napadów padaczkowych, między którymi synek nie odzyskuje przytomności... To stanowi bardzo poważne zagrożenie życia!  Na domiar złego kolejne badania wciąż przynosiły nowe diagnozy:  stan zapalny i neuroinflamacja, uszkodzenie centralnego układu nerwowego, zaburzenia neuroprzekaźników, przewlekłe infekcje wirusowe.  Zaczęliśmy szukać ratunku wszędzie. Byliśmy pewni, że zrobimy dla Tymona wszystko, zapukamy do każdych drzwi i będziemy rozpaczliwie błagać o pomoc, by go tylko nie stracić.... W końcu pojawiło się światełko w tunelu. Znaleźliśmy ratunek w placówce w Gdańsku, gdzie podawana jest dożylna terapia immunoglobulinami.  Dzięki Waszemu dotychczasowemu wsparciu i ogromnemu zaangażowaniu, Tymon jest już po pierwszym podaniu immunoglobulin oraz po dwóch terapiach SOT (komórkami macierzystymi). Niestety, przed nami jeszcze długa droga do zdrowia.  W najbliższym czasie naszego synka czekają jeszcze co najmniej 3 wlewy immunoglobulin, a kwota za jeden to ok. 30 000 tysięcy złotych! Do tego dochodzą jeszcze koszty badań, podróży i pobytów w Gdańsku, leki, suplementy, specjalistyczna dieta... Walka o syna trwa i trwać będzie. Wszystko po to, by w przyszłości mógł być sprawny i samodzielny, aby mógł normalnie funkcjonować i spełniać swoje marzenia. Dlatego po raz kolejny, zwracam się do Was z prośbą o wsparcie... Nie możemy zatrzymać się teraz w połowie drogi.... Pomóżcie nam!  Daria i Wojtek, rodzice ➡️ Licytacje dla Tymka 💚 ➡️ IG: leczenietymka ➡️ Leczenie Tymka 💪

338 725,00 zł ( 61,99% )
Brakuje: 207 658,00 zł
Alexander Napora
Pilne!
Alexander Napora , 7 lat

Straszna diagnoza, ogromny ból i coraz mniej czasu na ratunek❗️ PILNE❗️

Droga, którą przechodzimy to droga przez piekło. Nie ma nic gorszego niż patrzenie na ból własnego dziecka i poszukiwanie po omacku sposobu, by ulżyć jego cierpieniu. Nie ma nic gorszego niż codzienny strach o życie syna. Nie ma też nic piękniejszego niż kiełkująca w sercach nadzieja po informacji od lekarzy, że możliwy jest koniec tego koszmaru. Nadzieja na pełne wyleczenie Alexandra. Brak mowy i kontaktu wzrokowego, uderzanie głową o podłogę, nieświadomość zagrożeń czy niereagowanie na to, co dzieje się wokół niego. 4 lata temu wszystkie te pierwsze objawy u naszego synka przypisano autyzmowi.  Dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, że przyczyna może być inna. U Alexandra zdiagnozowano autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Jest to bardzo poważna choroba, w której układ odpornościowy, zamiast walczyć z infekcjami – atakuje mózg. Nasz świat rozpadł się na milion kawałków. U Alexandra choroba wywołuje ogromne bóle głowy, brak możliwości komunikacji, zaburzenia snu i niepełnosprawność intelektualną. Są dni, gdy śpi 4 godziny na dobę i nie jest w stanie wytrzymać bólu. Nasz synek nie mówi i pomimo wieku nadal korzysta z pampersów, gdyż nie kontroluje potrzeb fizjologicznych. Nie jesteśmy już w stanie znieść codziennego patrzenia na cierpienie synka… Pojawiła się jednak szansa, by przerwać jego koszmar. Według lekarzy dzięki innowacyjnej metodzie leczenia immunoglobulinami ma szansę na całkowite wyleczenie! Szansę na ustanie wszystkich objawów i normalne życie! Niestety, leczenie jest bardzo drogie. Wlewy z immunoglobulinami trzeba podawać regularnie co 6 tygodni, a każdy taki wlew kosztuje dziesiątki tysięcy złotych. Dodatkowo przed rozpoczęciem leczenia niezbędne jest wyleczenie pozostałych infekcji, co generuje dodatkowe koszty. Życie i zdrowie naszego dziecka zostało wycenione na niewyobrażalną dla nas kwotę. Nie jesteśmy w stanie unieść takiego ciężaru finansowego samodzielnie, dlatego musimy zwrócić się z prośbą o pomoc do Was – ludzi dobrej woli.  Prosimy, pomóżcie Alexandrowi wywalczyć normalne życie! Im szybciej uda się rozpocząć leczenie, tym większe mamy szanse na pełne pokonanie choroby. Alexander może być samodzielny i żyć w przyszłości jak każdy z nas! Jest to szansa, którą musimy wykorzystać – walka, którą musimy wygrać! Jedyne, co stoi na przeszkodzie to pieniądze…  Rodzice Alexandra

312 315,00 zł ( 77,25% )
Brakuje: 91 941,00 zł