Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Joanna Kroplewska
Joanna Kroplewska , 54 lata

Potrzebuję kosztownych badań, by mieć szansę na spowolnienie choroby! Proszę, pomóż!

Mam na imię Joanna. Kilka lat temu moje poukładane życie nagle diametralnie się zmieniło. Z dnia na dzień zaczęłam mieć problemy z chodzeniem! Nigdy nie przypuszczałam, że coś takiego może mnie spotkać… Sztywność mięśni w nogach pojawiła się niespodziewanie. Nie wiedziałam, co się dzieje, więc nie tracąc czasu, udałam się na wizytę do specjalisty. Po konsultacji neurologicznej okazało się, że choruję na aksonalną polineuropatię, która powoduje zanik mięśni i nerwów obwodowych! Ta diagnoza brzmiała jak wyrok! Od tamtej pory moja codzienność drastycznie się zmieniła. Sztywność mięśni w nogach nie tylko uniemożliwia chodzenie, ale też powoduje ogromny ból i uczucie pieczenia. Nie miałam wyjścia – zaczęłam poruszać się na wózku inwalidzkim. Z czasem choroba zaczęła obejmować także moje ręce. Trudno jest mi wykonywać niektóre codzienne czynności. Staram się radzić sobie najlepiej, jak mogę, jednak z każdym dniem jest coraz ciężej… Nadzieją na spowolnienie postępowania choroby jest dobranie odpowiedniego leczenia. Lekarz zalecił mi wykonanie badania WES, które wykaże, czy choroba ma podłoże genetyczne. Wtedy specjaliści będą w stanie dobrać odpowiednią terapię. Szczegółowe badanie genetyczne to jedyna szansa na poprawę mojego stanu! Niestety, jego koszt przewyższa moje możliwości finansowe. Sama nie dam rady uzbierać takiej kwoty. Z całego serca proszę Was o wsparcie! Tylko z Waszą pomocą mam szansę na poprawę sprawności! Joanna

379,00 zł ( 9,37% )
Brakuje: 3 663,00 zł
Kamil Chomicz
Kamil Chomicz , 29 lat

Wybuch zmienił życie Kamila w KOSZMAR❗️POMOCY❗️

To był zwykły dzień. Praca, kolejne zadania, po prostu rutyna. Nic nie wskazywało na to, że właśnie wtedy życie Kamila nieodwracalnie się zmieni. Wystarczyła sekunda, jeden wybuch i nic już nie było takie samo… 30 lipca 2024 roku doszło do wybuchu gazu LPG z butli samochodowej. To było jak piekło na ziemi! Kamil miał poparzone całe ciało, a gdy na miejsce dotarła karetka, natychmiast podjęto decyzję o wezwaniu helikoptera.  Po przetransportowaniu Kamila do szpitala lekarze nie dawali nam żadnych złudzeń. „On nie przeżyje” – po usłyszeniu tych słów ugięły się pod nami nogi. Nie mogliśmy uwierzyć, że nasz Kamil – syn, brat, narzeczony, przyjaciel – po prostu umrze… Na szczęście Kamil miał ogromną wolę walki i przetrwał najgorsze chwile. Przeszedł szereg operacji, zabiegów oraz przeszczepów skóry. Przez tydzień przebywał w śpiączce i był intubowany. Niestety, mimo starań lekarzy, nie udało się uratować palców u prawej stopy. Konieczna była amputacja. W tej chwili Kamil przebywa na ogólnym oddziale oparzeniowym i powoli wraca do zdrowia. Mimo że przeszczepy skóry się przyjęły, w wypadku bardzo ucierpiały nerki. Obecnie są niewydolne, lekarze wspomagają je sztuczną nerką... Przed Kamilem jeszcze całe życie, ale i bardzo ciężki czas. Czekają go liczne wizyty u lekarzy i rehabilitacje, które pomogą mu wrócić do sprawności. Kamil będzie się musiał nauczyć na nowo funkcjonować i chodzić. W tej chwili nie jest nawet w stanie samodzielnie pójść do toalety… Chcielibyśmy zapewnić Kamilowi jak najlepszą opiekę pod okiem specjalistów, ale sami nie damy rady. Koszty leczenia, rehabilitacji i dojazdów są dla nas zbyt wysokie, dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Kamil zawsze był dla nas uśmiechnięty, pomocny i życzliwy. Teraz nasza kolej, by mu się odwdzięczyć! Rodzina

25 022,00 zł ( 29,4% )
Brakuje: 60 085,00 zł
Aleksandra Pantal
Aleksandra Pantal , 29 lat

Pęknięty tętniak pozbawił mnie najpiękniejszych chwil z dzieckiem❗️ Pomóżcie Oli wrócić do synka❗️

Mam na imię Ola i mam 28 lat. Rok temu zamieszkałam z moim narzeczonym w małej wsi niedaleko Strzelina. Byłam bardzo szczęśliwa. Chwilę później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Razem z Markiem tak bardzo cieszyliśmy się na nadejście naszego pierwszego dziecka – Kazia. Niestety, radość szybko zmieniła się w paraliżujący strach! O tym co się wydarzyło, nie śniłam w najgorszych koszmarach… Pod koniec marca, tuż przed Świętami Wielkanocnymi wróciłam ze spaceru z naszym pieskiem, Bigosem. Nagle, nie mogłam poruszyć moją lewą stroną ciała. Nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam przerażona! KRZYCZAŁAM! Na szczęście w domu był, który Marek bardzo szybko się mną zaopiekował i wezwał pomoc.  Śmigłowiec przetransportował mnie do szpitala we Wrocławiu. Diagnoza, którą usłyszałam, była straszna. W MOJEJ GŁOWIE PĘKŁ TĘTNIAK! Płakałam z cierpienia i strachu o synka. Trzymałam się za brzuch i powtarzałam w kółko: Będzie dobrze Kaziu. Skarbie, będzie dobrze…  Kolejnego dnia mój stan się pogorszył. Potrzebowałam pilnej operacji, a w ciągu tygodnia jeszcze jednej... Przez 9 dni lekarze utrzymywali mnie w ŚPIĄCZCE farmakologicznej. Przez 9 dni serce Marka rozpadało się, kawałek po kawałku… Kiedy odzyskałam przytomność, Marek trzymał moją dłoń. Uśmiechnął się i powiedział, że Kaziu żyje i dobrze się rozwija. Nic więcej nie musiałam wtedy wiedzieć… Powoli wracała mi świadomość i zdolność mówienia. Niestety, pozostał silny NIEDOWŁAD lewej strony ciała.  Marzę o tym, że gdy synek przyjdzie na świat, będę mogła tulić go w ramionach. Płaczę, gdy prawą ręką masuję bezwładne ciało i dociera do mnie, że macierzyństwo, które sobie wyśniłam, przepadło. Jak mam opiekować się małym dzieckiem, skoro potrzebuję pomocy, tak jakbym sama nim była?! Z całych sił pragnę wrócić do zdrowia. Lekarze obiecują, że odzyskam sprawność fizyczną, ale na to potrzeba czasu i dużo pracy. Już teraz współpracuję z rehabilitantami i staram się ćwiczyć sama, jednak zaawansowana ciąża jest dużym ograniczeniem. Co gorsze, aż jej końca muszę pozostać w szpitalu. Nie przygotuję kołyski dla mojego dziecka. Nie wypiorę i nie wyprasuję ubranek. Los odebrał mi radość z oczekiwania na Kazia, dając w zamian cztery ściany szpitalnej sali...  Mimo całego bólu, który mi towarzyszy, ani na chwilę się nie poddaję! Wiem, że muszę być silna dla mojego Maluszka! Potrzebuję specjalistycznej rehabilitacji neurologicznej, którą będę mogła rozpocząć dopiero po porodzie. Pobyt w klinice oddalonej od domu będzie nie do wytrzymania, jeśli nie będę mogła widzieć się z moim nowonarodzonym dzieckiem i narzeczonym. By być blisko mnie, Marek będzie musiał wynająć mieszkanie… Będę potrzebować leków. Otworzyło się przed nami morze potrzeb, na których pokrycie nas nie stać...  Wierzę, że dzięki Waszej pomocy stanę na nogi i pewnego dnia przytulę mojego synka. Że ta tragedia będzie w historii naszej rodziny tylko potknięciem, o którym wkrótce zapomnimy… Z całego serca dziękuję za każde najmniejsze wsparcie. Ola

50 001 zł
Iza Marciniec
Iza Marciniec , 5 lat

Potrzebna kolejna operacja❗️Podaruj Izuni normalne życie…

Nasza walka trwa… Pojawiły się trudności, jednak nie zamierzamy się poddawać – musimy działać dalej! Już tak wiele udało się osiągnąć, nie możemy pozwolić na to, by ciężko wypracowane efekty zostały zaprzepaszczone! Za jakiś czas Izunia pójdzie do szkoły. Mamy jedno marzenie – chcemy, by córeczka mogła słyszeć i rozwijać mowę. By mogła normalnie żyć… Izunia urodziła się ze zrośniętym przewodem słuchowym i niewykształconą małżowiną uszną lewego uszka oraz mocno zwężonym przewodem słuchowym prawego uszka. Powiedzieć, że diagnoza była dla nas szokiem, to mało... Izunia jest dziewczynką wyjątkową nie tylko dla nas, ale też dla medycyny… Jest jednym z niewielu dzieci w Polsce i na świecie urodzonych z mikrocją i atrezją uszną – wadami wrodzonymi uszu i przewodu słuchowego. Ogromne nadzieje pokładaliśmy na leczeniu operacyjnym w USA. Początkowo myśleliśmy, że podczas zabiegu uda się zrekonstruować małżowinę z lewej strony, a po półrocznej rehabilitacji – prawej. Niestety, tomografia komputerowa wykazała, że w prawym uszku jest guzowata zmiana – cholesteatoma! Rozwój perlaka mógłby spowodować uszkodzenie ucha wewnętrznego, a bez odpowiedniej ingerencji poważnie zagrozić zdrowiu naszego dziecka! Wtedy stało się jasne, że priorytetem jest operacja prawego ucha. W marcu zeszłego roku udało się wykonać operację odtworzenia przewodów słuchowych i usunąć perlaka.  Nie da się opisać słowami, jak ogromny stres nam towarzyszył… Nieumiejętne przeprowadzenie zabiegu mogło spowodować uszkodzenie nerwu twarzowego! Wiedzieliśmy jednak, że Iza jest w dobrych rękach i ta myśl dodawała nam otuchy.  Przed nami kolejny etap – rekonstrukcja małżowiny usznej. Córka obecnie ma całkowicie odsłonięty przewód słuchowy, który wymaga czyszczenia. Za każdym razem musimy jechać do Warszawy, a zabieg wykonywany jest pod narkozą. Po rozmowie z lekarzem specjalizującym się w rekonstrukcji małżowin usznych metodą MEDPOR  dowiedzieliśmy się, ze Izabela ma mikrocję obustronną. Prawe ucho to mikrocja II stopnia, a lewe mikrocja III stopnia. Na dzień dzisiejszy zdecydowaliśmy się na operację lewej strony i to na nią zbieramy fundusze. Kosztorys zwala z nóg, bo jest to ponad 200 tysięcy złotych. Musimy jednak zrobić wszystko, by operacja była możliwa… To, co udało się osiągnąć do tej pory, to Wasza zasługa. Jednak po raz kolejny znaleźliśmy się w trudnej sytuacji... Nasza córeczka ma szansę na normalną przyszłość. Dzięki walce, którą z nami podejmujecie, może jeszcze mieć szczęśliwe dzieciństwo. Jednak, aby było to możliwe, znów musimy poprosić o wsparcie. Potrzebna jest pełna mobilizacja, by nie stracić tego, co już udało nam się uzyskać! Rodzice Bądź z Izunią na Facebooku - KLIK Izuni możesz pomóc też przez LICYTACJE  

4 211,00 zł ( 1,79% )
Brakuje: 230 536,00 zł
Mateusz Chrobak
Pilne!
Mateusz Chrobak , 19 lat

Czas – do 14 czerwca❗️Wyjazd do Austrii na operację serca, to wyjazd po życie

Nazywam się Mateusz Chrobak, we wrześniu skończyłem 18 lat. Od urodzenia choruję na bardzo poważną wadę serca, do której jeszcze dochodzi duża niewydolność serca i płuc. W swoim życiu przeszedłem już ponad 20 operacji ratujących życie. Jedne udane, inne niekoniecznie... Do 2009 roku byłem leczony w Polsce, a od 2010 do 2022 w Niemczech. Ostatnie dwa lata leczyłem się w Bostonie. Moi rodzice ze starszym bratem szukali i szukają, pomocy gdzie się da. Walczą o mnie ze wszystkich sił. W 2022 roku lekarze z Niemiec powiedzieli nam, że nie są już w stanie pomóc Po rozległym, zawale serca w 2016, ledwo uszedłem z życiem. O przeszczepie nie ma mowy. Samo przygotowanie jest niezwykle ryzykowne, nie wspominając o odrzucie, powstawaniu guzów oraz nieustannym stresie i strachu. Tę opinię podzielają zarówno polscy jak i zagraniczni kardiochirurdzy. Wiele szpitali na całym świecie nam odmówiło, oprócz szpitala Boston Children's Hospital. We wrześniu 2023 roku poleciałem na konsultację z lekarzami oraz badania. W grudniu lekarze z Bostonu zdecydowali się mi oficjalnie pomóc. 5 czerwca ponownie wróciłem do Stanów Zjednoczonych. Miałem dużo różnych badań włącznie z rozmową z prof. Devlinem – onkologiem radiacyjnym, który wytłumaczył mi, że moje białe krwinki nie tolerują żadnych „obcych”. Produkują tkankę bliznowatą która pokrywa każdy stent, zastawkę, powodując coraz gorszy przepływ krwi. 14 czerwca zespół z Brigham Women’s Hospital i Boston Children Hospital przeprowadzili zabieg w czasie którego mieli usunąć tkankę z lewego naczynia wieńcowego za pomocą promieniowania i ingerencji kardiochirurgicznej. Niestety nie udało się dojść do naczynia. Było zbyt duże ryzyko kolejnego zawału. Dodatkowo okazało się, że zastawka tętnicy płucnej jest coraz bardziej zwężona. Potrzebny jest też bajpas. Czy byłem zły ? Nie. Czułem, że cały plan się nie uda. Kiedy tydzień później lekarze powiedzieli mi, jak trudnej i ryzykownej operacji potrzebuję w ciągu kolejnych miesięcy pomyślałem sobie ‘DOŚĆ’, już nie chcę. Powiedziałem to moim rodzicom. Wiem że było im trudno, ale byli ze mną. Dali mi czas i przestrzeń. Tego potrzebowałem. Trudno jest ciągle się bać. Mieć nadzieję i tracić ją. Trzy miesiące później powiedziałem rodzicom, że polecę jeszcze raz, bo chcę żyć. Oni wiedzieli, że tak będzie. Znają mnie i w tym czasie konsultowali się z lekarzami z Krakowa, Poznania, Zabrza. Chcieli wiedzieć, co robić dalej, jak mogą mi pomóc. Wszyscy byli zgodni, mówiąc, że nie dziwią się mi, że się boję. W lutym tego roku miałem badania w szpitalu Jana Pawła II w Krakowie. Wyniki bardzo złe. Zwężenie zastawki jeszcze większe. Gorszy przepływ w naczyniu wieńcowym. Wszystko nie tak. Dodatkowo pojawiło się bardzo duże ryzyko nadciśnienia płucnego, a to oznacza KONIEC. Wiedziałem, że takie wyniki nie pozwolą mi na lot do Bostonu. Mówiła mi już o tym dr. Newburger z Boston Children Hospital w styczniu, sugerując, że trzeba znaleźć ośrodek w Europie, gdzie mnie zoperują. Znów niepewność. Ale moi rodzice zaczęli działać i znaleźli klinikę w Linz w Austrii, gdzie dr. Rudolf Maier ze swoim zespołem przeprowadzi taką operację, jaką zaplanowano w Bostonie. Musiałem podjąć decyzję, bo chcę ŻYĆ. Poprosiłem tylko lekarzy, aby pozwolili mi w maju zdawać maturę, bo nie wiem, jak będzie po operacji. Trzy tygodnie temu dostaliśmy wiadomość o terminie. 14 czerwca operacja. Kilka dni wcześniej muszę być na miejscu. Czasu jest mało, ale wiem, że tak jak przy wcześniejszych operacjach, tak i teraz mogę liczyć na Was. Bardzo potrzebuję Waszej pomocy. Wyjazd do Austrii, to wyjazd po życie. Chciałbym normalnie żyć, przestać się stresować – tym, że zasłabnę, że coś mi się stanie, że czegoś nie mogę, że coś zagraża mojemu życiu. Od dłuższego czasu nie mam już siły. Cała ta sytuacja ze zbiórką oraz wyjazdem mnie przybija. Powinienem się cieszyć, że wszystko jest na dobrej drodze, ale nie jest to łatwe. Jestem najzwyczajniej w świecie zmęczony i chciałbym odpocząć. Nie myśleć o tym, że może być to podróż w jedną stronę. Mimo że wiara i modlitwa daje mi względny spokój, to nie trwa on długo. Chciałbym odetchnąć z ulgą i pomyśleć „Długo na to czekałem”. Przez to wszystko, nie mam nawet planów na wakacje. Nadzieja umiera ostatnia, więc proszę wszystkich o wsparcie i modlitwę. Mateusz Chrobak ––––––––––––– LICYTACJE DLA MATEUSZA –> KLIK

159 479,00 zł ( 37,47% )
Brakuje: 266 053,00 zł
Bartosz Czesnowicz
Bartosz Czesnowicz , 44 lata

Tylko kosztowna operacja daje mi szansę na złagodzenie skutków choroby! POMOCY!

Dokładnie 1 stycznia 2023 roku poczułem niepokojący, silny ból głowy.  Przez kolejne dni ból narastał, z czasem stał się nie do wytrzymania. Po tygodniu nieustępliwego cierpienia trafiłem do szpitala, gdzie szybko otrzymałem okrutną diagnozę… Niezwłocznie przewieziono mnie na oddział neurologiczny, gdzie specjaliści zlecali kolejne badania. Poza uporczywym bólem głowy nie miałem innych objawów, co dodatkowo dziwiło lekarzy. Gdy przyszły wyniki odwiedził mnie ordynator. Już po jego minie mogłem stwierdzić, że nie otrzymam dobrych wieści. Powiedział, że to STWARDNIENIE ROZSIANE. Byłem załamany! Kiedy wracałem ze szpitala do domu, wiedziałem, że moje życie się zmieni, ale nie sądziłem, że choroba zacznie się rozwijać tak szybko. Po pół roku od otrzymania diagnozy zacząłem odczuwać drżenie kończyn i głowy. Dziś jest ono nie do wytrzymania i uniemożliwia mi samodzielne funkcjonowanie. Każdy kolejny dzień to dla mnie wyzwanie. Wstaję tylko w ostateczności, staram się poruszać o chodziku, kulach, za pomocą elektrycznego wózka inwalidzkiego…  Dotychczas lekarze rozkładali ręce z niemocy, nie znaleźli odpowiedzi, dlaczego choroba postępuje u mnie tak szybko. Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Mam szansę na przejście operacji wszczepienia do mózgu elektrody oraz czipu, który łagodziłby moje objawy nawet do 90%! Niestety taki zabieg jest niesamowicie drogi, a do tego nie mam zbyt wiele czasu, aby zdobyć środki.  Nie jest prosto prosić o pomoc, szczególnie kiedy jeszcze niedawno to ja starałem się pomagać innym. Niestety choroba postępuje w zawrotnym tempie i nie mam czasu do stracenia. Dlatego z całego serca proszę o wsparcie! Wierzę, że są na tym świecie są ludzie, dla których mój los nie będzie obojętny. Każda złotówka jest ważna i daje mi szansę na lepsze życie! Bartek 

134 718,00 zł ( 90,45% )
Brakuje: 14 219,00 zł
Mirosława Kubowicz
Mirosława Kubowicz , 62 lata

Tragiczna powódź zniszczyła dom! Pomóżmy rodzinie Kubowiczów!

Dom. To coś więcej niż cztery ściany – to miejsce pełne rodzinnych wspomnień i historii. Bezpieczny azyl, jaki w 1984 Jan Kubowicz wybudował razem ze swoim ojcem – człowiekiem, który przeżył wywózkę na Syberię. Ten dom był symbolem ich rodzinnej siły, przetrwania i tradycji. W najbliższych dniach zostanie zrównany z ziemią… Powódź zniszczyła całe ich życie. Z całego dobytku rodzinie udało się uratować jedną parę butów i patelnię. Woda zabrała wszystko… Dziś straty są ogromne…  Bez pomocy rodzina nie podniesie się z tej tragedii! Dom Kubowiczów to nie tylko dach nad głową – to część ich historii, którą chcą przekazać swojemu synowi i przyszłym pokoleniom. To dom, który budował ojciec dla swojego syna. Janusz i jego żona marzą o tym, by ich syn również miał możliwość kontynuowania tej rodzinnej tradycji. Czy ich ostatnie marzenie się spełni? Pomóżmy rodzinie Kubowiczów odzyskać nie tylko dach nad głową, ale także nadzieję na dalsze budowanie rodzinnej historii w tym wyjątkowym miejscu. Dziękujemy za każdą, nawet najmniejszą wpłatę.  Rodzina, znajomi i ludzie dobrej woli

103 110 zł
Bartek Boruszak
8 dni do końca
Bartek Boruszak , 13 lat

Okrutny los ciągle rzuca kłody pod nogi naszego syna! POMOCY!

Bartek od urodzenia musiał walczyć o swoje zdrowie. W 6 tygodniu życia okazało się, że choruje na nieuleczalną chorobę genetyczną – MUKOWISCYDOZĘ! Nasz synek zmuszony jest robić kilka inhalacji i fizjoterapii oddechowej dziennie. Dodatkowo do każdego posiłku musi brać enzymy, gdyż jego trzustka nie działa prawidłowo, nie trawi tłuszczy. Gdy Bartek miał zaledwie 3 lata dowiedzieliśmy się, że cierpi również na mózgowe porażenie dziecięce, a parę lat później, że także niedowidzi. Mimo wszystko  synek jest pogodnym dzieckiem i dzielnie znosi wszystkie trudności, z jakimi przychodzi się mu mierzyć...  Dokładnie 5 czerwca 2024 roku Bartek przeszedł operację kręgosłupa – selektywną rizotomię grzbietową. Decyzja o tym zabiegu była najtrudniejszą, jaką przyszło nam podjąć w kwestii poprawienia sprawności ruchowej naszego syna, jednak widzieliśmy jak bardzo Bartek chce walczyć. To była poważna ingerencja w jego organizm. Pod narkozą syn spędził około 5 godzin, najdłuższych w naszym życiu. Z powodu mukowiscydozy baliśmy się o jego wydolność oddechową. Na szczęście Bartek jest niezwykle dzielny i poradził sobie. SDR polega na częściowym przecięciu włókien czuciowych biegnących w korzeniach grzbietowych nerwów rdzeniowych. To w konsekwencji redukuje spastykę, co w przypadku Bartka miało poprawić jakość chodu. W ostatnim czasie jego prawa stopa zaczęła się szpotawić, a to w konsekwencji doprowadziłoby do deformacji. Aktywność Bartka zmalała, a chód zaczynał sprawiać ból. Przecięto minimalną ilość włókien (około 20%), a mimo to Bartka organizm zareagował bardzo "mocno".  W pierwszych dniach syn nie miał czucia w nogach, następnie gdy już mógł nimi poruszać nogi były jak makaron – bardzo luźne. Nie miał nad nimi zupełnie kontroli. W głowie nastąpił zupełny reset. Bartek musiał zacząć uczyć się wszystkiego od nowa, od poruszenia palcami stóp, po podniesienie nogi i utrzymanie jej. Rehabilitacja była trudna, gdyż pojawiła się ogromna przeczulica, każdy dotyk sprawiał mu ból, bądź był bardzo nieprzyjemny. Gdy już usiadł i próbowano Bartka pionizować okazało się, że syn nie jest w stanie obciążyć prawej stopy. Stopa, która była już wykrzywiona, po zabiegu i utracie spastyki stała się tak luźna, że syn nie mógł w ogóle na niej stanąć. Okazało się, że bez ortez nie ma możliwości, aby zaczął chodzić! Tu pojawiły się największe problemy, bo terminy do pracowni ortopedycznych są długie, a czas wykonania ortez to kolejne tygodnie… Bartek potrzebował i nadal potrzebuje stałej i intensywnej terapii. Syn odbył już jeden turnus rehabilitacyjny, który przyniósł efekty. Po powrocie zrobiliśmy pomiar ortez i na kolejny turnus pojechaliśmy już  nimi. Postępy są, ale syn nadal potrzebuje intensywnej rehabilitacji, aby stanąć na nogi i  móc pójść do szkoły. Potrzeby każdego dnia rosną, a my musimy być przygotowani, aby móc im sprostać. Dlatego, choć nie jest nam łatwo, prosimy o wsparcie! Rodzice Bartka

87 335,00 zł ( 100,11% )
Kasia Feruś-Niemiec
Kasia Feruś-Niemiec , 32 lata

Potrzebne wsparcie, by Kasia wróciła do sprawności❗️Walczymy o każdy dzień leczenia❗️

Wciąż walczymy o pobyt Kasi w ośrodku. Pierwszy etap zbiórki pozwolił nam błyskawicznie zebrać część środków. Ale to tylko kropla w morzu. Kasia jest wymarzoną żoną, jedyną córką, wspaniałą przyjaciółką. Ma plany i marzenia, jednak życie zaplanowało wobec niej inny, bolesny scenariusz...  Pojechaliśmy na zasłużony urlop. Góry, narty, świeże powietrze – idealne warunki do odpoczynku. Dzień przed wyjazdem do domu Kasia bardzo źle się czuła i dużo wymiotowała, dlatego zdecydowałem się zadzwonić na pogotowie. Przyjechali ratownicy i podali Kasi kroplówkę, po której poczuła się lepiej. Nie było podstaw, aby zabrać ją do szpitala...  Pół godziny po odjeździe ambulansu Kasia ponownie zaczęła wymiotować, straciła przytomność, dostała skurczów całego ciała. Musiałem ją resuscytować, jednocześnie dzwoniąc na 112. Tym razem na przyjazd karetki czekaliśmy 20 min. 24 lutego 2024 to data, która zapadnie nam na zawsze w pamięci. W wyniku niedotlenienia mózg Kasi uległ uszkodzeniu. Od tego feralnego wydarzenia moja żona pozostawała w śpiączce, jednak ogromna wiara i walka całej rodziny pozwalała nam mieć nadzieję na jej wybudzenie. Przez blisko półtora miesiąca Kasia przebywała na oddziale neurologii w jednym z krakowskich szpitali. Później 20 dni na oddziale chorób wewnętrznych z powodu podejrzenia zakrztuszenia. Dziś jest przytomna, ale świadomość jest u niej znikoma – Kasia oddycha samodzielnie, ale jest karmiona z użyciem PEGa i ma założoną rurkę tracheostomijną. Droga do powrotu do zdrowia jest długa, bolesna i wymaga intensywnej terapii, którą częściowo zapewnia nam ośrodek rehabilitacyjny w Krakowie. Jako mąż zdecydowałem się na zbiórkę pieniędzy, aby pokryć koszty leczenia. Każda wpłata, bez względu na jej wielkość, będzie ogromnym wsparciem dla Kasi. Nasza wiara daje nam nadzieję na powrót Kasi do zdrowia. Perspektywa przyszłości przynosi jedynie więcej kosztów, na które musimy się przygotować. Razem możemy uczynić cuda! Z góry dziękuję za Wasze wsparcie i modlitwy. Mąż Grzegorz

86 632,00 zł ( 88,82% )
Brakuje: 10 900,00 zł