Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ryszard Lenart
Ryszard Lenart , 63 lata

Nasz tata w zaledwie tydzień stracił zdrowie i ukochany budynek! POMOCY!

Wszystko zaczęło się od niepokojącego bólu nogi, który z czasem stał się nie do zniesienia. Tata od 10 sierpnia 2024 roku był słaby, zauważyłyśmy, że jego stan zdrowia się pogorszył. Wiedziałyśmy, że nie ma czasu do stracenia, dlatego pojechałyśmy z tatą na SOR. Tam dostał skierowanie do neurologa, do którego udał się następnego dnia. Jego stan zdrowia cały czas się pogarszał i nagle, 13 sierpnia dostał ataku padaczki! Byłyśmy przerażone!   Tata trafił do szpitala. Tam pojawiła się kolejna niepokojąca dolegliwość – brak rzetelnego odbierania rzeczywistości. Zlecono kolejne badania a przez następny tydzień tata tylko leżał, jadł i pił… Nie było z nim normalnego kontaktu. Bardzo się bałyśmy, bo ta zmiana zaszła w ciągu zaledwie kilku dni! Lekarze rozkładali ręce z niemocy, nie wiedzieli co dolega naszemu tacie. Ostatecznie został przetransportowany do szpitala w Krakowie, gdzie do dziś trwa diagnostyka. Na razie wiemy jedynie tyle, że nasz tata zmaga się z zaburzeniami ośrodkowego układu nerwowego, co spowodowało niedowład lewostronny ciała i ograniczenie czynności mowy. Lekarze nie postawili jeszcze ostatecznej diagnozy i nadal szukają podłoża choroby. Koszty leczenia, rehabilitacji oraz codzienna opieka, wymagają znacznych nakładów finansowych, które nas przerastają. Szczególnie że to nie jedyna tragedia, która się u nas w ostatnim czasie wydarzyła… 21.08 2024 roku doszło do pożaru, przez który doszczętnie spłonął budynek gospodarczy wraz z całym sprzętem, który się w nim znajdował. To było ulubione miejsce taty, spędzał w nim większą część dnia majsterkując. Pomimo szybkiej interwencji straży pożarnej zniszczeniu uległy najważniejsze części budynku i całe wyposażenie…   W ciągu zaledwie jednego tygodnia nasz tata stracił zdrowie oraz ulubiony budynek, w którym pracował znaczną część swojego życia… Nie rozumiemy, dlaczego to wszystko przydarzyło się akurat jemu i z całego serca chcemy mu pomóc. Niestety same nie damy rady, dlatego z całego serca prosimy Was – wszystkich dobrych ludzi o wsparcie naszego taty w walce o zdrowie i odbudowanie tego, co zabrał mu pożar! Córki Ryszarda

24 251 zł
Adam Wasilewski
Pilne!
Adam Wasilewski , 51 lat

RATUJ❗️Przeżyłem 25 lat jako zawodowy żołnierz, glejak nie może mnie pokonać!

Podstępna choroba chce odebrać mi życie, ale ja tak łatwo na to nie pozwolę! Mam ukochaną żonę, dwóch wspaniałych synów – dla nich będę walczyć! Proszę, pomóż mi zebrać pieniądze na leczenie!  Pierwsze objawy rozpoczęły się rok temu… Gdy budziłem się rano, czułem się, jak osłupiały, zupełnie nie mogłem funkcjonować. Leczono mnie na neuroboleriozę, ale moje niepokojące ataki zaczęły się zasilać, aż w końcu zdarzały się już 3 razy dziennie! Wielokrotnie zgłaszałem w placówkach medycznych mój problem, niestety nie otrzymałem należytej pomocy… Latem udałem się z żoną na wakacje. Nie sądziłem, że ten wyjazd zmieni całe nasze życie… Doznałem ataku – silniejszego, niż dotychczas… Straciłem przytomność i zostałem zabrany do szpitala. Na miejscu wykonano tomograf. Okazało się, że w mojej głowie jest GUZ! Nie mogłem w to uwierzyć… Natychmiast wróciliśmy do domu. 4 dni później w szpitalu przeszedłem operację. Chwilę później otrzymałem kolejny cios, bo nie dało się usunąć guza w całości… 10% zostało w mojej głowie, niczym tykająca bomba… Rozpocząłem leczenie: radioterapię, chemioterapię, oczekując na wyniki badania histopatologicznego. Gdy okazało się, że to glejak IV stopnia, czułem, jak ziemia osuwa mi się spod nóg…  Od lat jestem na emeryturze. Poświęciłem ten czas na wychowanie synów, którzy są radością mojego życia i mogę bez wahania powiedzieć, że jestem z nich dumny. Nie potrafię pogodzić się z myślą, że miałbym zniknąć z ich życia. Chcę być dla nich wsparciem, chcę zestarzeć się u boku mojej kochanej żony… Poruszyłem niebo i ziemię, by znaleźć ratunek. I udało się – to immunoterapia. Klinika w Kolonii w Niemczech może dać mi nawet 15 lat życia, co przy mojej diagnozie jest cudem. Jednak ten czas będzie mnie kosztował ogromne pieniądze… Z takimi kwotami nie poradzimy sobie sami… Z całego serca proszę o choćby najmniejsze wsparcie, o udostępnienia zbiórki. Wierzę, że z Waszą pomocą uda mi się pokonać zabójczego wroga. Adam

89 152,00 zł ( 13,67% )
Brakuje: 562 869,00 zł
Rostek Filimonow
Pilne!
10 dni do końca
Rostek Filimonow , 16 lat

Proszę, pomóż mi❗️Ja tak bardzo boję się śmierci...

Mam na imię Rostek i mam 16 lat. Do niedawna miałem spokojne życie, niczym nieróżniące się od życia każdego nastolatka. Chodziłem do szkoły, jesienią planowałem rozpocząć technikum. Niestety kilka miesięcy temu w moim życiu coś zaczęło się zmieniać.  Nie potrafiłem określić, co dokładnie. Szybciej się męczyłem, chudłem. Mama mówiła, że to przez stres w szkole i egzaminy, ale ja niespecjalnie się stresowałem. Myślałem jednak, że jestem młody i pewnie niedługo poczuję się lepiej. Mniej więcej na początku lipca popękały mi naczynka w oczach. Czułem się coraz gorzej. Niestety po kilku dniach dostałem gorączki. Mama podejrzewała, że to RSV, wirus. Najpierw leczyła mnie sama, ale kiedy zbliżał się weekend, a temperatura wciąż się utrzymywała pojechaliśmy do lekarza. Lekarka uspokoiła nas, że to pewnie przeziębienie, że leczymy się poprawnie i za kilka dni powinno wszystko minąć. W poniedziałek temperatura podwyższyła się jeszcze bardziej. Mama wezwała lekarza do domu. Przepisano mi antybiotyki, które brałem do piątku. Niestety, nie pomogły. W końcu zrobiono mi badania krwi… Wyniki były tragiczne. Wezwano nas do szpitala.  Widziałem po minie mamy, że jest źle. Miała łzy w oczach. Wyglądała na przerażoną. Po chwili usiadła na brzegu łóżka i powiedziała mi, że jestem ciężko chory – mam białaczkę.  Byłem w kompletnym szoku. Jak to? Przecież jestem młody! To niemożliwe, że umieram… Przez kilka dni czekaliśmy na jakiekolwiek informacje w szpitalu. Nie wiedziałem co się dzieje. W końcu mama podjęła decyzję o wylocie do Izraela. Tam miałem otrzymać najlepszą opiekę z możliwych.  Do Izraela przylecieliśmy 30 lipca. Natychmiast została pobrana biopsja, przepisano antybiotyki, podano kroplówkę z trombocytami i przekierowano nas na oddział, gdzie jesteśmy nadal. Pierwszy cykl chemioterapii zaczął się 1 sierpnia i zakończył 12 dni później.  Pojawiły się problemy. Leczenie było tak silne, że moje serce nie dawało rady. Lekarze musieli zmienić lek w chemii. Obecnie dochodzę do siebie i mam nadzieję, że wkrótce będę mógł rozpocząć kolejny cykl.  Bardzo boję się, co mnie czeka. Czy leczenie zadziała? Czy wyzdrowieje i będę mógł wrócić do domu? Póki mam siłę chcę działać.  Nie tak wyobrażałem sobie nastoletnie życie. Teraz wywróciło się ono do góry nogami, ale nie tak, jakbym chciał. Nie mogę planować i marzyć, bo odkąd dowiedziałem się, że jestem chory, jestem w szpitalu. Widzę, jak moja mama stara się być dzielna, ale wiem, że jest jej ciężko… Mnie też, ale nie chcę, by wiedziała. Przyjechaliśmy tu, by ratować moje życie. Choć czuję się okropnie i chciałbym, żeby to jak najszybciej się skończyło, wiem, że muszę przetrwać to leczenie. Chcę wyzdrowieć, chcę żyć. Proszę, pomóż mi. Terapia jest okropnie droga, nie mamy więcej pieniędzy. Bez niej nie mam żadnych szans. A ja tak bardzo boję się śmierci... Rostek

198 862,00 zł ( 15,56% )
Brakuje: 1 078 718,00 zł
Jaś Baron
Pilne!
Jaś Baron , 19 miesięcy

Pomóż uratować wzrok Jasia! Nie pozwól, by nastała wieczna ciemność❗️

Gdy nosiłam jeszcze Jasia pod swoim sercem, byłam przekonana, że urodzi się zdrowy. Chodziłam na kontrole, dbałam o siebie i każdego dnia wyczekiwałam naszego pierwszego spotkania. Niestety – gdy synek przyszedł na świat, rozpoczęła się moja walka o jego przyszłość. O to, by mógł widzieć… Bardzo proszę o pomoc! Początkowe wizyty lekarskie wskazywały, że ciąża przebiega prawidłowo i nie ma powodów do niepokoju. Jednak kolejne tygodnie diametralnie zmieniły wszelkie oczekiwania i w trybie pilnym trafiłam do szpitala, gdzie zaczęła się walka o podtrzymanie ciąży — życia i zdrowia mojego najukochańszego synka! W ciągu dwóch dni od przyjęcia na oddział na świat przyszedł mój cud – mój mały bohater Jaś. Byłam jednocześnie najszczęśliwszą i najbardziej przerażoną mamą. Nie słyszałam płaczu Jasia – jedynie ciche pojękiwanie. Cieszyłam się jednak, że jest ze mną, że przetrwał i dzielnie o siebie walczy! Urodził się przecież w 23. tygodniu ciąży. Jasiu oczka otworzył dopiero miesiąc po urodzeniu. Były przepiękne i bardzo duże. Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, ale coś w stanie oczek Jasia bardzo się nie spodobało specjaliście. Zdecydował o przeprowadzeniu terapii laserowej. Gdy wróciłam z Jasiem do domu, myślałam, że jest niewidomy… Otworzył oczy dopiero po 2-3 dniach… Zauważyłam, że są zaczerwienione, dlatego natychmiast udałam się na kontrolę. Przed dłuższy czas lekarze zapewniali, że ze wzrokiem Jasia jest wszystko w porządku. Niestety z czasem okazało się, że synek przechodzi silny stan zapalny! Jednego oczka nie udało się już uratować… Z drugiego ściągnęli zaćmę… Dla tego oczka wciąż jest nadzieja! Zabieram Jasia na intensywną rehabilitację, by dać mu szansę na zobaczenie piękna tego świata. Marzę, by nastał w końcu dzień, w którym mój synek będzie mógł mnie zobaczyć, dowiedzieć się, jak wygląda jego mama i najbliżsi! By mógł bez przeszkód bawić się z rówieśnikami i doświadczać piękna otaczającego go świata… Niczego innego nie pragnę bardziej! Lekarz zapewnia, że mózg przesyła sygnał do jednego oczka, dlatego jest realna szansa, że Jasiu będzie na nie widział! Niestety, aby tak się stało – niezbędna jest intensywna rehabilitacja i dalsze leczenie. Wiem jednak, że sama nie dam rady mu tego zapewnić. Jest mi bardzo ciężko, ale muszę prosić o pomoc! Jasiu jest bardzo żywym, radosnym dzieckiem. Uwielbia szeleszczące zabawki, pomału zaczyna już raczkować, a ja nie mogę się doczekać momentu, aż zacznie chodzić. Zrobię dla niego wszystko! Bardzo Cię proszę, pomóż mi uratować jego wzrok! Bardzo chcę pokazać mu świat… Mama Jasia – Magdalena

149 700,00 zł ( 70,35% )
Brakuje: 63 066,00 zł
Pola Płudowska
1:38:15  do końca
Pola Płudowska , 5 lat

Wesprzyj walkę Poli o sprawność i samodzielność❗️

Córeczka miała urodzić się zdrowa! Niestety, okazało się, że ma ukrytą wadę, której nie pokazało badanie USG. Po porodzie ręce naszego maleństwa były sine i bardzo opuchnięte. Właśnie wtedy rozpoczęła się walka o sprawność Poli… Pola urodziła się z obustronnym brakiem kości promieniowej z hipoplazją kciuka. Jej małe rączki okazały się zdeformowane! To bardzo rzadka, wrodzona wada, która na zawsze naznacza życie dziecka. Byliśmy przerażeni! Lekarze ostrzegali nas, że córka będzie miała duże problemy z wykonywaniem codziennych czynności – trzymaniem przedmiotów, złapaniem się czegoś, a nawet zabawą.  Wiedzieliśmy jedno – nie poddamy się i zrobimy wszystko, żeby Pola mogła jak najlepiej funkcjonować. Córeczka ma za sobą już kilka operacji pod narkozą – stabilizację kciuka, dwukrotne założenie dystraktora i wydłużenie kości. Każdy zabieg to czas pełen lęku i wielu obaw… Przez moment mieliśmy nadzieję na poprawę, a sprawność Poli się zwiększyła! Jednak wszystko przepadło, gdy wzrost córki nabrał tempa. Szukaliśmy pomocy u wielu lekarzy, ale cały czas słyszeliśmy to samo – nie są w stanie nic więcej zrobić. Naszą córkę czeka AMPUTACJA kciuków i przeniesienie palca wskazującego w miejsce kciuka.  Nie mogliśmy się na to zgodzić! W końcu pojawiła się nadzieja – możliwość operacji w klinice doktora Paleya. Specjaliści ocenili, że uda się uratować lewy kciuk! Prawy niestety trzeba będzie amputować, jednak wyprostowanie nadgarstka ogromnie poprawi funkcjonowanie Poli.  Między naszą córeczką a sprawnym życiem stoi jednak przeszkoda, której nie damy rady pokonać sami. To ogromna kwota, którą musimy zapłacić za operację! Cena dwóch potrzebnych zabiegów to ponad 800 tysięcy złotych. To niewyobrażalna suma, która przekracza nasze możliwości finansowe... Nie możemy jednak się poddać, gdy na szali jest zdrowie i sprawność naszej ukochanej córeczki! Z całego serca prosimy Was o wsparcie walki o samodzielność Poli. Każda wpłata daje nam nadzieję na lepszą przyszłość! Rodzice

192 511,00 zł ( 22,62% )
Brakuje: 658 553,00 zł
Grzegorz Chudziak
Grzegorz Chudziak , 9 lat

Grześ walczy z autoimmunologicznym zapaleniem mózgu❗️Pomocy❗️

Nasz synek od pierwszych miesięcy swojego życia musiał walczyć o zdrowie. Zmaga się z boreliozą oraz stwierdzonym w wieku 3 lat autyzmem. Niestety, z czasem Grześ otrzymał kolejną diagnozę, która sprawiła, że nasz świat się załamał… Synek rozpoczął terapię, jednak pomimo 2 lat starań nadal nie był w stanie nic powiedzieć, a jego stan cały czas się pogarszał. Niestety, do dziś nie mówi, komunikuje się poprzez sylaby. U Grzesia pojawiały się tiki, agresja, zachowania obsesyjne, rzucanie przedmiotami... Nie potrafił sobie poradzić z bólem ani nic nam powiedzieć, jednak my widzieliśmy, że coś jest nie tak. Zaczęliśmy badać synka na własną rękę, ponieważ lekarze wszystkie dotychczasowe problemy zdrowotne tłumaczyli autyzmem, nie podejmując dalszej diagnostyki. Dzięki naszej determinacji udało się znaleźć przyczynę trudności Grzesia. Zdiagnozowano u niego autoimmunologiczne zapalenie mózgu, w którym czynnikiem zapalnym jest borelioza. Choroba ta powoduje nieprawidłowości układu odpornościowego, który zamiast walczyć z infekcją – atakuje ciało synka, niszcząc zdrowe komórki i powodując zapalenie mózgu. Każda infekcja wirusowa bądź bakteryjna to regres w zachowaniu i rozwoju Grzesia. Od 4 lat staramy się sprostać kosztom związanym z leczeniem synka, jednak nie jesteśmy już w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie. Ciągła suplementacja, kosztowne leki oraz dieta, która charakteryzuje się nietolerancjami pokarmowymi, niespożywaniem glutenu oraz nabiału to ogromny wydatek. Największe szanse na poprawę zdrowia Grzesia daje leczenie immunoglobulinami. Niestety, jest ono potwornie drogie – lekarze wycenili koszt terapii na prawie 300 000 zł. Z całego serca prosimy o pomoc dla Grzesia. Każda wpłata to dla niego krok w stronę zdrowia i szansa na lepszą przyszłość. Wierzymy, że dobro wysłane w świat – wróci do Was z podwójną mocą! Rodzice Grzesia

69 791,00 zł ( 21,86% )
Brakuje: 249 358,00 zł
Adrianna Warwas
Pilne!
Adrianna Warwas , 51 lat

Nierefundowane lekarstwo uratuje życie Adrianny. Jego koszt ścina z nóg!

Mam na imię Adrianna i walczę ze złośliwym nowotworem piersi. Wygrałam już wiele bitw o moje zdrowie. Do tej ostatecznej muszę użyć broni, która jest poza moim zasięgiem finansowym. Bardzo chcę żyć! Proszę o pomoc w opłaceniu nierefundowanego leczenia, które pomoże mi uniknąć kolejnych przerzutów. Diagnozę usłyszałam w lipcu 2023 roku — nowotwór piersi Z PRZERZUTAMI do węzłów chłonnych. Ciężko było mi w to uwierzyć. Regularnie się badałam, zaledwie 5 tygodni wcześniej przeszłam mammografię, która nie wykazała żadnych zmian! Natomiast badania histopatologiczne i PET pozwoliły wykryć aż 7 ognisk choroby!  Rozpoczęłam nierówną walkę o życie. Przeszłam cztery czerwone chemie, które wykończyły mój organizm… Z kolejnego, planowanego cyklu, już lżejszą chemią, mogłam przyjąć tylko 3 wlewy z 12. Przez 13 tygodni regularnie dojeżdżałam do szpitala, gdzie po zrobieniu niezbędnych badań, odsyłano mnie z kwitkiem. Jest Pani za słaba. Wątroba tego nie wytrzyma – ciężko było zagłuszyć najczarniejsze myśli, gdy za każdym razem słyszałam, że nie mam sił, by walczyć… Lekarze zadecydowali o operacji. Przez trudne umiejscowienie guza nie można było uniknąć radykalnej mastektomii z wycięciem węzłów chłonnych. Niestety, to nie koniec. Przede mną niezwykle trudny okres, w którym wszystko toczyć będzie się wokół najtrudniejszego dla pacjentów onkologicznych słowa: WZNOWY. Mam jednak ogromną szansę, by przeżyć jeszcze wiele lat. Należę do grupy pacjentek, których raka da się całkowicie wyeliminować. Niestety, program, który pozwalał na przyjmowanie lekarstwa w ramach funduszu zdrowia, skończył się. Muszę zatem przez 2 lata samodzielnie wykupować lekarstwo, które ratuje życie. Jego koszt powala… Z serca proszę o Waszą pomoc. Na myśl, że zostawię mojego wspaniałego męża oraz kochane dzieci, pęka mi serce. Chciałabym jeszcze kiedyś wsiąść na rower, zająć się moim ogrodem i mieć siły, by żyć aktywnie, jak wcześniej. Teraz jednak chciałabym PO PROSTU ŻYĆ. Adrianna

80 090,00 zł ( 52,28% )
Brakuje: 73 102,00 zł
Rita Kawiorska
Rita Kawiorska , 3 miesiące

Rita urodziła się z połową serduszka❗️ RATUNKU❗️

O tym, że w malutkiej klatce piersiowej Rity bije tylko pół serduszka, usłyszeliśmy w 16. tygodniu ciąży. Już wtedy wiedzieliśmy, że przed nami długa i trudna walka o życie i zdrowie córeczki. Wiedzieliśmy też coś znacznie ważniejszego – że walczyć będziemy z całych sił i do samego końca! Nasza kochana Rita przyszła na świat z połową serduszka, czyli nieuleczalną i krytyczną wadą serca – HLHS. Tuż po narodzeniu, z powodu niewydolności oddechowej i bezdechów, córeczka trafiła pod tlen oraz przyjęła liczne, silne leki stymulujące pracę serduszka i płuc. Mimo to stan Rity nadal się pogarszał! Już po kilku godzinach od urodzenia, karetką na sygnałach, przewieziono ją na Oddział Intensywnej Terapii w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Jedyną szansą na ratunek Rity okazała się KRYTYCZNIE PILNA operacja serduszka. Jednak zbyt duży napływ krwi do płuc, a zbyt mały do krwioobiegu, zadecydował, że jej klatkę trzeba było otworzyć aż dwa razy! W siódmej dobie życia nasza kruszynka przeszła założenie bandigów na tętnice płucne, w celu ich zwężenia. Tydzień później odbyła się kolejna, wielogodzinna operacja na otwartym sercu metodą Norwooda. Lekarze wprowadzili Ritę w stan głębokiej hipotermii i podłączyli sztuczne płuco-serce. Robili wszystko, by małe serduszko naszej córeczki mogło dalej bić…   Po operacji Rita nie została zszyta, aby w razie komplikacji mieć bezpośredni szybki dostęp do serduszka. Przez dwie kolejne doby leżała uśpiona z otwartą klatką piersiową i widocznym bijącym serduszkiem… W okolice serca wszyto specjalne elektrody na wypadek potrzeby reanimacji. Przez kolejne dwa tygodnie Rita, z powodu niewydolności pracy serca  i płuc, była w stanie śpiączki farmakologicznej. Jedynie silne leki oraz respirator utrzymywały ją przy życiu… Gdyby nie nieskończona miłość i wiara w siłę naszej córeczki, nie wiemy, jak przetrwalibyśmy te chwile… Z czasem Rita podjęła samodzielne oddychanie i została przeniesiona na oddział kardiochirurgii i kardiologii, jednak TO DOPIERO POCZĄTEK WALKI O JEJ ŻYCIE! Już za kilka miesięcy i w kolejnych latach czekają ją kolejne, skomplikowane operacje serduszka, które stopniowo zmienią jej serce w jednokomorowe, a układ krążenia z ósemkowego w okrężny. Z racji, że serce jednokomorowe zużywa się dużo szybciej, w przyszłości Rita może potrzebować również przeszczepu serca! Wiele z najnowocześniejszych i najskuteczniejszych zabiegów i metod leczenia dostępnych jest tylko za granicą, co znacznie podnosi koszty ratowania córeczki. W walce z chorobą serduszka Rita będzie wymagała także skomplikowanych zabiegów, silnych leków, intensywnej rehabilitacji oraz zakupu specjalistycznych urządzeń medycznych wspomagających i monitorujących funkcje życiowe. Jednocześnie, z powodu porażenia nerwów krtani podczas operacji oraz długiej intubacji Rita całkowicie straciła głos i wymaga leczenia neurologopedycznego i laryngologicznego. To wszystko wiąże się z ogromnymi kosztami, z którymi będziemy mierzyć się jeszcze przez wiele lat życia naszej córeczki! Rita jest naszym największym darem – prawdziwą perełką! Jesteśmy dumni, że jesteśmy jej rodzicami! Jesteśmy wdzięczni za każdy dzień  i za każdą wspólną chwilę. Mamy nadzieję, że córeczka będzie miała szansę, by tak jak my cieszyć się życiem. Dlatego prosimy – zróbmy wszystko, aby uratować serduszko Rity! Dziękujemy za Wasze wsparcie! Ola i Tomek, rodzice

206 580 zł
Michalina Jakubiec
8 dni do końca
Michalina Jakubiec , 2 latka

Diagnoza, która zmienia całe życie... Trwa walka z Zespołem Retta❗️Pomóż Michasi❗️

W marcu 2024 wydarzyło się coś, co rodzic każdego chorego dziecka zapamiętuje już do końca życia. Moment, w którym pada okrutna diagnoza, która zmienia całe życie. Zespół Retta… To choroba, która odbiera dziewczynkom wszystkie umiejętności, kawałek po kawałeczku… Jedynym ratunkiem dla naszej Michasi jest koszmarnie drogie leczenie w USA. Prosimy o pomoc w uzbieraniu kwoty, która pozwoli marzyć o normalnym życiu dla naszej córeczki! Do niedawna żyliśmy w przekonaniu, że pokonanie przeciwności, z którymi mierzy się Michalinka, będzie łatwiejsze. Wszystko wskazywało na to, że córeczka cierpi na chorobę mięśni. Dlatego przeżyliśmy prawdziwy szok, gdy okazało się, że opóźniony rozwój Michasi jest wynikiem jednej z najrzadszych i najpoważniejszych chorób neurologicznych…  Dziś już wiemy, że bez leczenia nasze córka będzie gasnąć każdego dnia, a my nie będziemy mogli nic na to poradzić… To straszna perspektywa, gdy wie się, że każda ciężko wypracowana przez nią umiejętność, może zniknąć z dnia na dzień…  Przeciwnik, z którym walczymy to jeden z tych najcięższych, ale mamy nad nim tę przewagę, że został wykryty na wczesnym etapie. Jeśli szybko zareagujemy, mamy szansę uniknąć pojawienia się kolejnych objawów. Kwota leczenia jest jednak ogromna… Koszt tygodniowej terapii to 10 300 dolarów! Co rocznie daje nam aż 2,2 miliona złotych! Dlatego zdecydowaliśmy o założeniu tej zbiórki i poproszeniu Was o pomoc! Córeczkę zaczęliśmy rehabilitować od 5. miesiąca życia, z powodu występującego u niej obniżonego napięcia mięśniowego i opóźnień w rozwoju. Mimo wdrożenia intensywnej rehabilitacji, Michasi nie udawało się osiągać kolejnych kamieni milowych. Robiliśmy wszystko, żeby znaleźć odpowiedź, dlaczego nasza córka się nie rozwija. Lekarze sugerowali, że dzieje się tak przez chorobę mięśni. Dopiero po przeprowadzeniu badań genetycznych okazało się, że nie chodzi o schorzenie mięśni, a o groźną chorobę, Zespół Retta. To zmieniło wszystko! Teraz dzielimy czas na przed i po diagnozie... Perspektywa walki o sprawność Michasi za pomocą intensywnej rehabilitacji nas nie przerażała. Wiedzieliśmy, że będzie musiała znieść więcej niż jej zdrowi rówieśnicy, ale że dzięki naszemu zaangażowaniu wszystko będzie dobrze.  Niestety, Zespół Retta to nieporównywalnie większe wyzwanie. Zaburzenia związane z tą genetyczną chorobą obejmują niemal cały organizm, doprowadzając do głębokiej niepełnosprawności. Dziewczynki chore na Zespół Retta stopniowo tracą nabyte umiejętności oraz kontrolę nad swoim ciałem. Choroba zabiera im możliwość komunikowania się, samodzielnego przemieszczania oraz całkowicie uzależnia od pomocy najbliższych. Dziewczynki z Zespołem Retta określa się jako “Milczące Anioły” lub “Żywe lalki”... Michasia codziennie walczy z chorobą i dzielnie znosi rehabilitację. Jest pod opieką wspaniałych fizjoterapeutów, neurologopedów, neurologów oraz lekarzy z niemalże każdej specjalizacji. Uczy się jeść, pić, raczkować, samodzielnie siadać, komunikować się. Różnych rzeczy, które dzieci w jej wieku już umieją. Dbamy o Michasię i robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby jej pomóc. Niestety przeciwnik jest bezlitosny i mimo ciężkiej pracy naszej córki postępy, które osiągnie, mogą zostać utracone praktycznie z dnia na dzień… Tak naprawdę nie wiemy, co spotka nas kolejnego dnia… Regres może przyjść nagle, może pojawić się padaczka, a pewnego dnia przestaniemy mieć z córką jakikolwiek kontakt… Bardzo się tego boimy. Michasia jest najbardziej uśmiechniętym dzieckiem na świecie. Bardzo lubi spędzać czas ze swoją 4-letnią siostrą, Antosią. Marzyliśmy o tym, że niedługo nasze pociechy będą razem spędzać czas. Póki co nasza starsza córka musi cierpliwie czekać na to, kiedy będzie mogła pobiegać i poskakać razem z siostrą. A widzimy, jak bardzo tego pragnie… My wierzymy, że jeszcze kiedyś będzie to możliwe.  Wielką nadzieją dla nas oraz całej społeczności związanej z zespołem Retta jest terapia genowa, która jest w stadium badań. Naukowcy szacują, że będzie dostępna za około 2 lata. Ale my nie mamy czasu do stracenia! Do czasu pojawienia się leku, musimy utrzymać Michasię w jak najlepszej formie, tak aby terapia genowa miała szansę jej pomóc. Z całych sił apelujemy o pomoc do wszystkich ludzi dobrej woli. Prosimy, otwórzcie swoje serca. Wspólnie zatrzymajmy tę okrutną chorobę. Będziemy wdzięczni za każdą wpłatę i każde udostępnienie. Razem walczymy o Michasię! Roksana i Kamil – rodzice ➡️ Licytacje na Facebooku ➡️ Strona Michasi na Facebooku 📻 Audycja z Radia Łódź 🎥 Reportaż w Toya TV 🎦 Reportaż w TVP3 Łódź

649 862,00 zł ( 8,72% )
Brakuje: 6 796 946,00 zł