Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Tomasz Szarłat
Tomasz Szarłat , 33 lata

Straciłem kończynę, ale nie chcę stracić cudownego czasu z bliskimi! Pomożesz?

Jedni marzą o wakacjach, ja o normalności. Gdy czasem myślę, że osoby w moim wieku prowadzą spokojne sielskie życie, zawsze coś we mnie pęka... Mam 33 lata, a już jestem po amputacji nogi. Moje życie zmieniło się w 2020 r. gdy zostałem zarażony gronkowcem podczas operacji. W tym czasie zachorowałem na sepsę oraz niewydolność nerek. Ratowanie moich nóg trwało aż 4 lata z przerwami. Lekarze robili, co mogli, niestety nie udało się uratować samej kończyny... Mimo poniesionej straty, lekarze na szczęście zagwarantowali życie! Ryzyko jego utraty było duże, ponieważ infekcja dochodziła już do kolejnej sepsy. Mógłbym już nie przeżyć, a jednak oddycham! Niestety męczę się każdego dnia z powodu utraty nogi. Nie wiem, ile wystarczy mi jeszcze sił... Razem z żoną i dziećmi przeżyliśmy już dużo cierpienia i jesteśmy tym po prostu wyczerpani. Chciałbym prosić Was o pomoc finansową, która pozwoli mi normalnie funkcjonować. Pragnę spokojnego życia. Dzięki odpowiedniej protezie będę mógł lepiej radzić sobie z chodzeniem. Twoje wsparcie pozwoli mi cieszyć się czasem z bliskimi tak, jak kiedyś. Nasza sytuacja jest bardzo trudna. Będę bardzo wdzięczny za każdą formę pomocy. Tomek

6 530 zł
Mikołaj Specht
Pilne!
Mikołaj Specht , 48 lat

Pilne❗️Pomóż w walce ze złośliwym nowotworem❗️

Moja walka z chorobą rozpoczęła się na przełomie czerwca i lipca tego roku. Właśnie wtedy zacząłem zauważać u siebie wiele niepokojących symptomów. Natychmiast udałem się do lekarza, ale nie spodziewałem się, że wyjdę od niego z tak tragiczną diagnozą... Bardzo proszę o pomoc! Trafiłem na SOR, a z niego natychmiast na oddział szpitalny, ze względu na znaczną utratę mowy, problemy z koncentracją, pamięcią… Już wtedy lekarze przekazali mi informację, że w mojej głowie znajduje się guz… Operację chcieli przeprowadzić natychmiast, ale ze względu na utrzymujący się w organizmie stan zapalny, przełożyli ją na miesiąc później. Mój świat w ciągu kilku godzin wywrócił się do góry nogami! Poznałem diagnozę – glejak złośliwy lewego płata czołowego, nowotwór… Dziś jestem już po operacji usunięcia guza. Udało się go pozbyć aż w 95%. Niestety statystycznie od momentu poznania tej tragicznej diagnozy, mam tylko rok życia… Mam też wspaniałą rodzinę – żonę i dwójkę synków – 9-letniego Janka i 12-letniego Stefana. Muszę walczyć, bo mam dla kogo! Rozpocząłem już chemioradioterapię. Na szczęście dzięki operacji i leczeniu udało się odzyskać mowę, jestem też w stanie funkcjonować samodzielnie. Niestety nasza sytuacja jest bardzo trudna... Potrzebuję pomocy w zdobyciu środków na niezbędne leczenie i walkę z nowotworem! Przed diagnozą uwielbiałem spędzać aktywnie czas z moją rodziną. Moją pasją jest bieganie w górach, uwielbiam też uczestniczyć w zainteresowaniach moich dorastających synów. Chciałbym jak najdłużej obserwować ich rozwój… Dzieciaki wiedzą, że jestem po operacji. Było im bardzo przykro, że nie mogliśmy spędzić wspólnie wakacji. Mam jednak nadzieję, że czeka nas jeszcze wiele wspólnych chwil... Żeby było to możliwe, potrzebuję Twojej pomocy. Proszę, każda złotówka jest dla mnie niezwykle cenna. Mikołaj

147 070,00 zł ( 9,22% )
Brakuje: 1 446 386,00 zł
Antoś Janas
Pilne!
6 dni do końca
Antoś Janas , 6 lat

Ratujemy 6-letniego Antosia❗️Potrzebna PILNA pomoc❗️

To jak ziszczenie naszych największych koszmarów, z których nie można się obudzić. Jak się z tym wszystkim zmierzyć po raz trzeci? Jak wytłumaczyć 5-latkowi, że ten koszmar wrócił, a on po raz kolejny wróci na oddział szpitalny? Na kolejne niezliczone worki chemii, kroplówki, naświetlania, skutki uboczne, badania, których tak bardzo nie znosi? Nasz synek ma zaledwie 5-lat, a stoczył już długotrwałą i niezwykle wyczerpującą walkę z chorobą. Pierwszy raz diagnozę o złośliwym nowotworze mózgu usłyszeliśmy we wrześniu 2020 roku. Antoś przeszedł wtedy operację usunięcia guza oraz 22 cykle chemioterapii.  Niestety nastąpiła wznowa choroby. Kolejną operację przeszedł 23 czerwca 2022 roku wraz z ponownym leczeniem, 8 długich kursów chemioterapią w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach oraz pilny wyjazd do kliniki w Essen-Niemczech na 30 trudnych naświetlań z codziennym usypianiem. Dodatkowo w wyniku powikłań Antoś potrzebował i wciąż potrzebuje stałej rehabilitacji ruchowej i opieki neurologopedycznej.  Po roku nadszedł dzień kontroli – rezonans Antosia. Dzień nerwów i stresu. Staraliśmy się jednak podjeść do tego, jak do rutyny – minął kolejny rok, musimy tylko się upewnić, że wszystko jest w porządku. Wszystko prysło, gdy zobaczyliśmy wbity w ziemię wzrok pani doktor. “W odcinku szyjnym Antosia pojawiła się mała kropka, musimy sprawdzić, co to jest”. Niestety, kolejny dzień przyniósł kolejny nóż w nasze serca – odcinek piersiowy też świeci. Tysiąc pytań, jak, czemu i dlaczego kłębiły się w naszych myślach. To niemożliwe – myślałam.  Mała iskierka tli się w nas jeszcze aż do konsultacji z kliniką w Essen. Mamy nadzieję, że choć Polscy lekarze nie mają złudzeń, usłyszymy, że to jakiś błąd, pomyłka… Wizytę mamy wyznaczoną na 7 marca. Czujemy, że zaczynamy toczyć walkę po raz trzeci. Niestety, tym razem walczymy również z czasem. Nie mamy go za dużo, bo każdy dzień zwłoki działa na niekorzyść naszego synka, każdy dzień może narobić jeszcze większe spustoszenie w jego małym organizmie. Tylko za GRANICĄ Antoś ma szansę – szansę na ŻYCIE, bo tam są dostępne protokoły leczenia, które dają największą nadzieję. Ale to wiąże się z ogromnymi kosztami. Choć jest jeszcze małym chłopcem, Antoś wie już aż za dobrze, z jakim bólem i cierpieniem będzie musiał się mierzyć. Jak mu przekazać, że dziś nie pójdzie do przedszkola, nie będzie się mógł bawić z nowymi kolegami i koleżankami, których poznał zalewie we wrześniu ubiegłego roku? Jak powiedzieć, że jego największe marzenie, żeby zobaczyć orki w ZOO we Francji, które tak planował zobaczyć od roku, musi zamienić na łóżko szpitalne i kolejne miesiące cierpienia? Wiemy, że gdy nadejdzie chwila pakowania walizki, pojawią się pytania, których tak bardzo się boimy: "Czy znowu wypadną mi moje włosy? Czy znowu będzie tak bardzo bolało?” Być może ktoś z nas powiedziałby: “To tylko włosy – odrosną”, ale dla Antosia to symbol choroby i ogromnego cierpienia.  Dla nas rodziców to walka z samym sobą, żeby jak najgłębiej ukryć, swój strach, płacz, przerażenie, bezradność, złość, bezsilność… Tak wiele emocji w nas siedzi, zrozumie je tylko rodzic walczący o życie dziecka… Nie chcemy ich pokazywać na zewnątrz, by Antoś czuł się bezpiecznie. To nie pierwsza bitwa, nie druga, a trzecia już wojna, z którą będzie się musiał zmierzyć na śmierć i życie. Znów przyjdzie płacz, cierpienie, strach i tęsknota za tatą, młodszym bratem i rodziną, z którą nie będzie mógł się widywać podczas leczenia. My – rodzice Antosia nie prosimy Was o pomoc, my o nią BŁAGAMY. Błagamy o to, by dar, jakim jest życie Antosia, nie zostało przekreślone z powodu braku pieniędzy i braku możliwości systemu. Bez Was nie damy rady, ale z pomocą każdej osoby wszystko jest możliwe. Nie zostawiajcie nas z tym samych. Prosimy… Rodzice Antosia ➡️ Licytacje – Wykopmy nowotwór z główki Antosia [FACEBOOK]

1 125 798,00 zł ( 75,05% )
Brakuje: 374 202,00 zł
Gaja Starecka
Pilne!
Gaja Starecka , 2 latka

Straszna choroba odbiera nam córeczkę❗️Gaja walczy z zespołem Retta – POMÓŻ❗️

Jestem dorosłym facetem – nie powinienem się bać, ale od kilku dni umieram ze strachu, że nie zdążę na czas… 20 maja 2022 roku na świat przyszła Gaja. Piękna, zdrowa dziewczynka – nasz długo wyczekiwany skarb. Choć od 5 lat jesteśmy rodzicami Olka, Gaja wniosła do naszej rodziny jeszcze więcej miłości i radości. Nie wiedziałem, że można tak kochać… Nie mogłem uwierzyć w moje szczęście – czułem, że mam już wszystko.   Byliśmy pewni, że córeczka jest zdrowa. W takim przekonaniu żyliśmy 9 miesięcy… Z czasem zaczęliśmy zauważać, że Gaja nie rozwija się, tak jak powinna. Nie próbuje siadać, nie umie raczkować ani pełzać. Jej stan zaczęliśmy konsultować z lekarzami, ale wciąż słyszeliśmy to samo. Mówiono nam, by dać córeczce czas, uspokajano, że nic złego się nie dzieje. Dziś wiem, że już wtedy choroba pustoszyła jej malutki organizm… A my żyjąc w niewiedzy, nie mogliśmy jej pomóc…   Od kiedy pojawiły się problemy ruchowe, Gaja pozostawała pod opieką fizjoterapeutów. Wspieraliśmy jej rozwój, jak tylko potrafiliśmy. Ale nie działo się nic… Ćwiczenia niewiele zmieniły. Szukaliśmy więc dalej, co może być powodem tak dużych problemów. Niestety, przez kolejne miesiące odbijaliśmy się od drzwi lekarzy. Córeczka miała już rok i trzy miesiące, a wciąż nie potrafiła chodzić. Próbowała raczkować, ale bardzo niechętnie i nieumiejętnie. Zrozumiałem, że to niemożliwe, by bez powodu na tym etapie nie potrafiła jeszcze tak wielu rzeczy…   Neurolodzy nie widzieli w jej wynikach nic złego. Spotykaliśmy się z niezrozumieniem. Podejrzewaliśmy, że problem może leżeć głębiej. We wrześniu chcieliśmy zrobić badania genetyczne. Niestety, moja żona usłyszała, że powinna leczyć się psychiatrycznie. Zdaniem lekarza doszukiwała się na siłę choroby u zdrowego dziecka. Ale kto znał lepiej Gaję niż my – jej rodzice, niż jej mama? Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak…   Pewnego dnia natrafiliśmy na zbiórkę Lenki – dziewczynki z zespołem Retta. Czytaliśmy opis z zapartym tchem – to było, jakbyśmy czytali własną historię. Z każdym słowem rozumieliśmy, że naszej córeczce może dolegać to samo…   W grudniu na własną rękę zrobiliśmy kosztowne badania genetyczne WES, które miały to albo potwierdzić, albo wykluczyć. Na wyniki czekaliśmy do zeszłego wtorku. Przez ten czas stan Gajuni drastycznie się pogorszył. Można powiedzieć, że utraciliśmy córkę.   Gaja nie reaguje już na imię, z trudem łapie kontakt wzrokowy, jej oczka bezwiednie uciekają, zezuje. Nie rozumie, gdy się do niej mówi, często nie zwraca na nas uwagi. Prawie nie raczkuje, niekontrolowanie macha rączkami. Traci wszystkie wypracowane umiejętności. Moja ukochana córeczka znika z dnia na dzień, a ja stoję obok i nie mogę nic zrobić…   Wyniki potwierdziły najgorsze przypuszczenia – u Gai stwierdzono zespół Retta. Gdy pomyślę o tym, jak wiele cennego czasu straciliśmy, pęka mi serce. Gdybyśmy szybciej posłuchali naszej intuicji i zrobili badania już we wrześniu, być może nie doszłoby do takiego regresu. Nie potrafię się z tym pogodzić… Po prostu nie umiem.   Zespół Retta to bardzo rzadka choroba genetyczna, trudna do zdiagnozowania. Dotyka wyłącznie dziewczynki, zamyka je w sobie, odbiera rodzicom. Chore dzieci choć często potrafiły już wypowiedzieć pierwsze słowa, nagle tracą zdolność mowy, choć próbowały chodzić, tracą wszelką sprawność fizyczną… Ich ciało musi walczyć z szeregiem problemów – kłopoty z oddychaniem, ataki padaczkowe, drgawki, choroby serca. Z pozornie zdrowych dziewczynek zostają uwięzione we własnym ciele…   Patrzę na Gaję i pęka mi serce. Moja mała córeczka, nasz promyczek, zawsze taki uśmiechnięty… Dziś nie wie, co się dzieje, jest bardzo zagubiona. Choroba postępuje drastycznie – to również potwierdzili lekarze. Gaja zaczęła mieć napady padaczkowe. To bardzo niebezpieczne, ponieważ niosą one ryzyko zmian w mózgu… Na ten moment możemy powstrzymać rozwój choroby tylko w jeden sposób – podając horrendalnie drogi lek dostępny wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. Lek produkowany jest w formie syropu, a jego dawkę oblicza się na podstawie wagi dziecka. W ciągu dnia Gaja powinna przyjąć 50 ml syropu, co kosztuje 1050 dolarów. Jeden dzień leczenia naszej córeczki będzie kosztować około 4200 zł. Jeden dzień…   A takich dni będzie znacznie więcej. Jeśli podamy Gai pierwszą dawkę, nie możemy pominąć już żadnej dawki. Od tego momentu Gaja po prostu NIE MOŻE przerwać leczenia. Musi przyjmować lek aż do momentu przyjęcia terapii genowej, która obecnie jest w bardzo zaawansowanym stadium badań.   Obecnie lekarze pracujący nad terapią podają już testowo lek dziewczynkom w Stanach Zjednoczonych. Wyselekcjonowany gen dostarczany do płynu mózgowo-rdzeniowego za pośrednictwem odpowiedniego wirusa zastępuje ten wadliwy, co całkowicie zatrzymuje postęp zespołu Retta. Wyniki są bardzo obiecujące! Terapia genowa jest ogromną nadzieją dla nas wszystkich…   Nie wiemy, jednak kiedy zostanie zarejestrowana. Do tego czasu musimy utrzymać Gaję w jak najlepszej formie. A to oznacza podawanie niewyobrażalnie drogiego leku, który co miesiąc będę musiał przywozić ze Stanów Zjednoczonych i równoczesne stosowanie wszelkich dostępnych form terapii wspomagającej, jak fizjoterapia, ukierunkowana rehabilitacja, zajęcia z neurologopedą. Do tego dochodzą regularne wizyty u wielu różnych specjalistów z zakresu neurologii, kardiologii czy gastrologii, bo zespół Retta powoduje spustoszenie w całym organizmie. Choroba rozwija się niezwykle szybko i podstępnie, a my jesteśmy świadomi, że Gajeczka musi przyjąć pierwszą dawkę leku w trybie natychmiastowym. Roczny koszt leczenia oscyluje w granicy 380 tys. dolarów! A koszt ten będzie rósł wraz z jej wagą. Przewidujemy, że leczenie może potrwać nawet 3 lata… Nigdy nie będę w stanie zgromadzić tak wielkiej sumy pieniędzy… Są to kwoty zwyczajnie nieosiągalne. Ale mimo wszystko, my nie tracimy nadziei, że uda się zgromadzić te środki, bo przecież walczymy o największą ze wszystkich wartości – życie naszego dziecka.   Nasze serca zawsze były otwarte na innych. Mamy nadzieję, że dziś, gdy sami znaleźliśmy w tak trudniej sytuacji, możemy liczyć na Wasze wsparcie…   Ja – tata chorej Gai, jej mama i starszy braciszek prosimy z całego serca o pomoc. Jeśli chcesz nas wesprzeć, ale zastanawiasz się, czy Twoja wpłata cokolwiek zmieni – zapewniam, że tak. Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę. Proszę, opowiedz moją historię komuś bliskiemu, udostępnij zbiórkę w internecie, tak by dowiedziało się o niej jak najwięcej osób. Chciałbym usłyszeć, że to wszystko nieprawda. Chciałbym, by Gajunia była zdrowa, a diagnoza lekarzy to wielka pomyłka… Chciałbym po prostu się obudzić, a to wszystko, żeby okazało się koszmarem. Proszę, pomóż mi zawalczyć o moją córkę…  Adam – tata Gai, Julia – mama i Olek – starszy brat ➡️ Śledź losy Gai na Facebooku! ➡️ Zbiórkę Gai możesz także wspierać poprzez LICYTACJE! ✍🏻 dziendobry.tvn.pl - Mała Gaja walczy z zespołem Retta. Rodzice apelują o pomoc. "Nie mamy czasu" ✍🏻 WP parenting - "Ma syndrom "milczącego aniołka". Lekarz wysyłał mamę do psychiatry" ✍🏻 Fakt.pl - Podstępna choroba zamienia Gaję w "milczącego anioła". "A ja stoję obok i nie mogę nic zrobić…" ✍🏻 Onet - Gaja jest "milczącym aniołem". Potrzebuje kosztownej terapii. Ty też możesz pomóc! 🎥 Fakt: Materiał wideo na temat Gai 🎥 Dzień leczenia Gai kosztuje prawie 5 tys. zł. "Drżymy, czy uda nam się tę terapię kontynuować" 🎥 Dwuletnia Gaja cierpi na zespół Retta. Dzienna dawka syropu, który trzyma ją przy życiu, kosztuje 5000 złotych! ➡️ Gaja walczy z Zespołem Retta - TV Republika ➡️ Dzień Dobry TVN – "Milczące aniołki". Bez leczenia mała Gaja przestanie chodzić i mówić. Rodzice proszą o pomoc ➡️ Choroba, która zmienia dziewczynki w milczące anioły. Rzeczywistość dzieci chorych na zespół Retta – reportaż TVN  

1 773 040,00 zł ( 23,8% )
Brakuje: 5 673 768,00 zł
Marta Dubiel
Pilne!
Marta Dubiel , 40 lat

Wymarzone wakacje zmieniły się w KOSZMAR❗️Ratuj naszą MAMĘ❗️

W piątek Marta wyruszyła na wakacje swojego życia. Jeszcze w sobotni poranek przesyłała nam wszystkim pozdrowienia z Kusadasi w Turcji, nie wiedząc, że już za kilka godzin jej świat zmieni się w koszmar… Około południa, przechodząc przez pasy, Marta została potrącona przez rozpędzone auto. Według raportu samochód jechał z prędkością 80 km/h, a siła uderzenia była tak ogromna, że konieczna była natychmiastowa operacja mózgu, trwająca 6 godzin! Chociaż lekarzom udało się przeprowadzić zabieg, obrażenia były bardzo poważne… Marta obecnie walczy o życie na oddziale intensywnej terapii w tureckim szpitalu. Jej stan jest ciężki – mózg jest poważnie uszkodzony, a życie podtrzymuje respirator. Konieczna będzie też kolejna operacja mózgu w klinice... Koszty dotychczasowego leczenia udało się pokryć z ubezpieczenia biura podróży, ale niestety kolejne wydatki rosną lawinowo. Lekarze zalecają przewiezienie Marty do specjalistycznego szpitala, lecz koszt transportu medycznego wynosi aż 30 tysięcy euro! A to dopiero początek. Marzymy o tym, by zabrać Martę do Polski, gdzie mogłaby kontynuować leczenie i rehabilitację, ale koszty transportu i leczenia w kraju to nawet 200 tysięcy złotych! Partner Marty, który towarzyszy jej w tej dramatycznej walce, jest na miejscu, jednak brak środków na dalszą pomoc stał się ogromnym wyzwaniem. W Polsce na Martę czeka trójka kochających ją dzieci i zrozpaczona rodzina. Wszyscy wierzymy, że Marta wróci do zdrowia – jest silną kobietą, pełną miłości do swoich bliskich. Błagamy o Waszą pomoc. Każda złotówka ma ogromne znaczenie. Każdy gest wsparcia przybliża nas do celu – sprowadzenia Marty do domu, gdzie będzie mogła podjąć walkę o zdrowie i życie. Czeka ją długa, kosztowna rehabilitacja, ale wiemy, że z Waszą pomocą możemy sprawić, że Marta wróci do swoich dzieci, do swojej rodziny. Pomóżcie nam przywrócić nadzieję. Rodzina i bliscy ➡️ Licytacje dla Marty MEDIA O WYPADKU: ➡️ Interwencja POLSAT ➡️ wp.pl ➡️ onet.pl ➡️ FAKT ➡️ gostynska.pl ➡️ Leszno24.pl ➡️ Gostyn24.pl ➡️ Halo Gostyn

339 957,00 zł ( 43,03% )
Brakuje: 449 937,00 zł
Ezoza Ruzinazarowa
Pilne!
Ezoza Ruzinazarowa , 6 lat

Na tę chorobę umarł już jej braciszek... Nie pozwól, by ją spotkało to samo❗️

15 sierpnia 2008 roku urodził się nasz długo wyczekiwany, pierworodny syn, o którym marzyliśmy przez całe życie! Wszystko było dobrze, aż nagle po chwili zaczął znikać w naszych oczach… Trafiliśmy do szpitala, próbowaliśmy go ratować, ale niestety się nie udało… Wracamy teraz do tych dramatycznych chwil, bo najprawdopodobniej nasza córeczka mierzy się z tą samą chorobą, na którą wówczas cierpiał nasz synek! Błagamy o ratunek, nie możemy stracić drugiego dziecka… Nasza córeczka Ezoza urodziła się 20 stycznia 2018 roku. Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. W naszych sercach wciąż była pustka po utracie ukochanego synka, ale staraliśmy się cieszyć się z narodzin Ezozy i wierzyć, że nasz dzielny chłopiec jest teraz w lepszym miejscu… Nasza radość trwała jednak tylko przez rok. W maju 2019 roku na ciele Ezozy pojawiły się czerwone plamy, a my przerażeni natychmiast zabraliśmy ją do szpitala. Badania wykazały, że nasza córeczka cierpi na chorobę krwi! Niezwłocznie rozpoczęto leczenie, które trwało do grudnia i niestety nie przyniosło zamierzonych rezultatów… Przez rok lekarze nie postawili konkretnej diagnozy – stało się to dopiero w 2020 roku. Usłyszeliśmy, że nasza córeczka choruje na niedokrwistość aplastyczną! Świat runął… Rozpoczęliśmy leczenie i mieliśmy nadzieję, że teraz, znając diagnozę, uda nam się wyrwać córkę z objęć śmierci. Ezoza co 15-20 dni miała przeprowadzaną transfuzję krwi, osocza i płytek krwi – bez tego nie mogłaby żyć… Przeszliśmy długą drogę od 2019 do 2024 roku. Nie było nam łatwo, ale dzielnie walczyliśmy o każdy wspólny dzień. Niedawno wykonaliśmy kontrolne badania, licząc, że wydarzy się cud. Niestety… Okazało się, że wyniki są jeszcze gorsze, choroba postępuje i jest tylko jedna, jedyna szansa, by uratować nasze dziecko – przeszczep szpiku! Nie mamy takich pieniędzy, które pozwoliłyby na pokrycie operacji. Jesteśmy zdruzgotani! Śmierć ponownie zagościła w naszym domu i chce odebrać nam drugie dziecko! Cały czas się modlimy, by to był tylko koszmarny sen…  Od pięciu lat leczymy nasze dziecko i przez ten czas wydaliśmy wszystkie pieniądze, jakie mieliśmy! Sprzedaliśmy już wszystko, co się dało! Kochani, sami nie damy rady, dlatego musimy błagać o pomoc! Jesteśmy już w Turcji, gdzie nasza córeczka mogłaby przejść operację przeszczepu szpiku. Musimy zdobyć te ogromne pieniądze w ciągu miesiąca! Nie wiemy, co robić, więc pukamy do wszystkich drzwi, mając nadzieję, że któreś z nich się otworzą... Dobrzy ludzie, krzyczymy, błagamy o pomoc w ratowaniu naszej córki! Jesteśmy rodzicami, którzy już raz przeżyli żałobę po stracie dziecka – połowa naszych serc jest rozdarta na kawałki. Błagamy, nie pozwólcie nam przeżyć tego ponownie… Bez Waszej pomocy naszą córeczkę czeka śmierć! Zdruzgotani rodzice

17 268,00 zł ( 6% )
Brakuje: 270 392,00 zł
Nikodem Witczak
Nikodem Witczak , 8 lat

Co jeśli Nikoś przestanie oddychać, a jego serce się zatrzyma? Proszę, RATUJ!

Wizja sparaliżowanego Nikosia wypełnia każdą z naszych myśli. Choroba postępuje, a my nie mamy środków, by ją zatrzymać. Walka trwa. Proszę, pomóż nam zawalczyć o zdrowie synka! Nikoś urodził się z dystrofią mięśniową Duchenne'a. Niebezpieczną, genetyczną chorobą, która dzień po dniu odbiera jego sprawność. Przebieg choroby jest szybki i bezlitosny. Odbiera siłę każdego z mięśni, doprowadzając do najgorszych scenariuszy. Nikoś ma zaledwie kilka lat, a choroba poczyniła tak wiele postępów. Zazwyczaj, gdy wyobrażamy sobie mięśnie, myślimy o rękach, nogach, czy brzuchu. Zapominamy o tym, czego nie widać. Dystrofia chce odebrać Nikosiowi sprawność wszystkich mięśni, a więc i serca. Niestety, jej działania zaczynają być skuteczne. Choroba zaburza funkcjonowanie zastawki, uszkadzając jego serduszko. Na domiar złego, Nikoś ma również problemy z oddychaniem. Dystrofia zaczyna odbierać mu podstawowe funkcje życiowe. Wszystko dzieje się na naszych przerażonych oczach. Nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której nasz ukochany synek zostanie przykuty do wózka inwalidzkiego, a jego oddech będzie podtrzymywał respirator. Choroba została wykryta późno i straciliśmy już bardzo dużo czasu.  Walczymy każdego dnia. Robimy wszystko, co możemy, by wydłużyć mu życie i sprawić, żeby był szczęśliwy. Przed nami bardzo kosztowne rehabilitacje, leki, wizyty w szpitalach i liczne konsultacje. Szukamy rozwiązań w różnych krajach, zbierając coraz więcej informacji. Każda z nich może uratować przyszłość naszego synka. Liczymy na rozwój medycyny i nowe leki. Prosimy o pomoc, by Nikoś mógł cieszyć się życiem jak najdłużej... Dziękujemy za każde wsparcie, Rodzice Nikosia

26 661 zł
Alex Nawrot - Ayaba
Pilne!
Alex Nawrot - Ayaba , 5 lat

Alex okrutnie doświadczony przez los... Pomóż uratować jego przyszłość!

Jego przyjściu na świat towarzyszył głośny krzyk. Niestety, dźwięk wydany przez moje dziecko został całkowicie zagłuszony, moją rozpaczą. To, co zobaczyłam po jego przyjściu na świat było dla mnie potwornym szokiem. W najgorszych koszmarach nie mogłam sobie wyobrazić, że mój synek będzie się zmagał z taką chorobą. Najgorsze było to, że w czasie ciąży wielokrotnie słyszałam, że wszystko jest w porządku, że moje dziecko jest zdrowe.  Nie tak wyobrażałam sobie nasze pierwsze spotkanie. Wyczekane szczęście na chwilę zamieniło się w koszmar. Kiedy zobaczyłam, że każda kończyna mojego dziecka została dotknięta chorobą, nie mogłam w to uwierzyć. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak będzie wyglądało jego życie, jak poradzi sobie z najprostszymi czynnościami. Trudno sobie wyobrazić samodzielność w obliczu takiej tragedii… Alex jest wyjątkowy. Wszystkie jego kończyny mają braki, są zbyt krótkie lub nieprawidłowo zbudowane, każda z nich dotknięta została dotąd niezbadaną chorobą. Właściwie, mój synek ma tylko jedną nóżkę, ale nawet ona jest w złym stanie - brak w niej kości strzałkowej, stopa trójpalczasta rośnie odwrotnie, a kolano jest w ciągłym przykurczu. To wymaga jak najszybszej pomocy lekarzy, bo tak skomplikowana wada może wpłynąć na dalszy rozwój choćby kręgosłupa, a wtedy nawet proces rośnięcia stanie się dla mojego synka niebezpieczny…  Wbrew moim myślom, Alex rozwija się niesamowicie. Jego postępy robią wrażenie nie tylko na najbliższej rodzinie, ale też rehabilitantach, którzy wspierają nas niemalże od samego początku. Mój synek nie widzi ograniczeń, widzi możliwości, obserwuje starszego brata i próbuje naśladować. Niestety, stanięcie na własnych nóżkach jest poza jego zasięgiem, a czworakowanie możliwe tylko przy oparciu na łokciach. Jakiś czas temu Alex wziął do ręki kubeczek i ku zdziwieniu wszystkich sprawnie go utrzymał! Te maleńkie kroki są dla mnie dowodem siły tego maluszka.  Patrząc na Alexa czuję dumę, ale też rosnący strach… Wiem, że to, co jest w jego zasięgu teraz, wkrótce okaże się niewystarczające… Choroba postawi przed nim kolejne bariery, a m skończą się możliwości samodzielnego wsparcia. By ratować Alexa potrzebuję wsparcia najlepszych specjalistów - takich, którzy oferują realną pomoc, a nie tylko amputację. Od lekarzy z  Paley European Institute dowiedziałam się, że Alex ma szansę na stabilizację. Dostałam to, czego potrzebowałam najbardziej - nadzieję! Na to, że życie mojego dziecka nie zostanie całkowicie zdominowane przez chorobę i cierpienie.  Przede mną, przed całą naszą rodziną ogromne wyzwanie - uzbieranie ogromnej kwoty na leczenie synka. Przeraża mnie to, jakiej kwoty potrzebujemy. Przeraża mnie wizja operacji. Wiem jednak, że te myśli muszę od siebie odsunąć, teraz muszę skupić na działaniu. I właśnie dlatego, muszę was prosić o pomoc w zbieraniu środków na operację Alexa! Każde wsparcie to dla nas iskierka nadziei na sprawność.  Wiem, że proszę o wiele, ale zdaję sobie sprawę, że potrzeby Alexa będą coraz większe - rehabilitacja, sprzęt, protezy, operacje, konsultacje. Ta lista zdaje się nie mieć końca… Dla mnie operacja Alexa będzie jak dotknięcie gwiazdki z nieba - czy zna ktoś lepsze uczucie niż to, że dziecko nie będzie cierpieć, że dostanie od życia nową szansę?  Nasza historia będzie pełna wzlotów i upadków. Sięgnęliśmy dna i nigdy nie chcę tam wrócić. Dzięki Wam możemy znaleźć się na powierzchni i walczyć ze wszystkich sił o dziecko doświadczone chorobą w najbardziej bolesny sposób. Ja wiem, że moc twojego dobra to dla nas szansa, która się nie powtórzy - właśnie dlatego proszę z całego serca o pomoc! Dla siebie, dla Alexa, dla całej naszej rodziny! ➡️ #GoAlex aukcje dla Alex Nawrot-Ayaba ➡️ Wyjątkowy Alex Nawrot-Ayaba   ➡️ @wyjatkowy_goalex Media o trudnej walce z chorobą Alexa:  Przeszła dwa badania prenatalne. Nikt nie zauważył wad dziecka Wspólnie uratujmy nóżkę Alexa  Uratujmy nóżkę Alexa! Mały Alex urodził się z niewykształconymi kończynami. Chłopiec potrzebuje prawie 400 tys. złotych na leczenie Mały Alex z podpoznańskiego Zalasewa potrzebuje skomplikowanych operacji nóżek i rączek

167 522,00 zł ( 37,02% )
Brakuje: 284 908,00 zł
Gabrysia Tkaczyk
Gabrysia Tkaczyk , 3 latka

Gabrysia nie chodzi samodzielnie ani nie mówi – trwa walka z rzadką chorobą genetyczną❗️

Tak jak wszyscy rodzice marzyliśmy, by nasze dziecko przyszło na świat zdrowe, a poród przebiegł w pełni bezpiecznie. Niestety, historia naszej Iskierki zaczęła się od trudnych narodzin. Ze względu na nieprawidłowe ułożenie oraz dwukrotne owinięcie szyi pępowiną, konieczne okazało się przeprowadzenie cesarskiego cięcia... Lekarze szybko zauważyli u Gabrysi nieregularny kształt główki i bardzo niskie napięcie mięśniowe. Od 3. miesiąca życia została objęta intensywną rehabilitacją.  Początkowo córeczka nie wodziła wzrokiem za przedmiotami, a specjaliści podejrzewali, że może być niewidoma… Na szczęście to podejrzenie się nie potwierdziło.  Niestety, pomimo rehabilitacji kamienie milowe w rozwoju Gabrysi wciąż przychodziły z dużym opóźnieniem – usiadła dopiero gdy miała prawie roczek. Mówiono nam, że nie mamy powodów do obaw, że z córeczką jest wszystko w porządku... My jednak czuliśmy, że dzieje się z nią coś złego, że coś jest nie tak, dlatego zdecydowaliśmy się na wykonanie badań genetycznych. Na ich wyniki czekaliśmy przez osiem długich miesięcy. Osiem długich miesięcy wypełnionych narastającym lękiem o naszą Kruszynkę. Wyniki badań nie pozostawiły nam złudzeń. U Gabrysi wykryto rzadką chorobę genetyczną: zespół Phelana i McDermita. Objawia się on m.in. opóźnionym rozwojem psychoruchowym oraz mowy. Z jednej strony w momencie diagnozy byliśmy pewni obaw co do zmagań z tym nieznanym nam wcześniej przeciwnikiem – z drugiej zaś poczuliśmy ogromną ulgę, że zespół nie stanowi śmiertelnego zagrożenia dla naszego dziecka. Dodatkowo od tego momentu wiedzieliśmy, jak możemy pomóc Gabrysi.  Córeczka znajduje się obecnie pod opieką wielu różnych specjalistów: rehabilitantów, genetyka, neurologa, psychologa i logopedy. Nasza ciężka praca przynosi kolejne efekty! Gabrysia zaczęła sprawnie chodzić przy meblach, dodatkowo pionizuje się i jest w stanie ustać na nóżkach samodzielnie nawet przez 2-3 minuty! Niestety, w wieku 3 lat nadal nie chodzi samodzielnie ani nie mówi.  Wierzymy, że z Waszą pomocą uda się nam wywalczyć dla Gabrysi lepsze jutro. Kluczowa pozostaje opieka specjalistów, intensywna rehabilitacja oraz regularna kontynuacja badań, by jak najszybciej wykryć jakiekolwiek choroby współistniejące. Prosimy, wyciągnijcie do Gabrysi pomocną dłoń! To właśnie teraz, gdy jest jeszcze maleńką dziewczynką, możemy wypracować najwięcej! Wierzymy, że dobro wysłane w świat zawsze wraca – i to z podwójną mocą! Rodzice Gabrysi

5 911 zł