Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Patryk Bielak
Patryk Bielak , 32 lata

Tego nikt się nie spodziewał - serce Patryka po prostu się zatrzymało.... Trwa walka o lepsze jutro!

Miał plany, marzenie, ambicje. Takie zdarzenia nigdy nie powinny mieć miejsca. A jednak, na progu dorosłości Patryk stracił wszystko. Pozostała tylko niewielka iskierka nadziei. Na to, że gdzieś w przyszłości czekają nas lepsze dni.  W takich momentach nie przewiduje się negatywnych scenariuszy. Kiedy ma się naście lat, każdy jest przekonany o tym, że świat jest pełen możliwości. Wszystko, co związane z chorobami, urazami kojarzy się z osobami, które sił mają znacznie mniej. Niestety, to myślenie życzeniowe, bo tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się już za chwilę…  Życie zupełnie nas zaskoczyło - nagle i niespodziewanie serce Łukasza po prostu się zatrzymało. Nie mogłam w to uwierzyć. Wciąż mam wrażenie, że tamte wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Kiedy strach dominuje wszystko, trudno zachowywać się logicznie. Szczególnie, kiedy na szali życie kogoś bliskiego…  Szybka pomoc ratowników medycznych nie uratowała nas przed dramatycznymi konsekwencjami tego, co się zdarzyło. Przez 3 kolejne miesiące mój syn był w śpiączce. To dodatkowo obciążyło organizm i doprowadziło do całkowitego spustoszenia. Uszkodzenie mózgu w wyniku niedotlenienia sprawiło, że Patryk stał się niepełnosprawny - jego życie i funkcjonowanie jest całkowicie uzależnione od innych, a właściwie ode mnie. Jestem jego pielęgniarką, rehabilitantem, opiekunką. Wszystkiego uczyłam się na bieżąco, ale wciąż mam wrażenie, że to za mało, że brak specjalistycznej wiedzy i umiejętności bardziej mu zaszkodzi niż pomoże. Nie wiem, jak zareaguje ciało na stałe bodźce, nie mam żadnej pewności, że idąc tą drogą zrobimy postępy…  Boję się, że znajdziemy się pod ścianą. Nie jestem gotowa zgodzić się na przegraną. Muszę znaleźć siłę i możliwości, by stanąć do walki o przyszłość Patryka…  W naszej sytuacji jedynym skutecznym rozwiązaniem może okazać się rehabilitacja prowadzona pod okiem specjalistów, podczas turnusów wyjazdowych. Tam syn otrzyma nie tylko niezbędne wsparcie, ale także skorzysta ze specjalistycznego sprzętu, odpowiednio dopasowanych zajęć. Na naszej drodze stoi jedna poważna przeszkoda. Koszty. Cena pobytu na jednym turnusie to ogromne środki, a Patryk potrzebuje zabezpieczenia na cały rok… Ta kwota sprawia, że kręci mi się w głowie, a jednak świadomość tego, że mogę pomóc synowi, mobilizuje mnie do działania. Ja nie mogę się poddać w tej walce. Nie mogę zrezygnować z walki o życie, które dałam mu wiele lat temu. Pomocy! Proszę, ratuj moje dziecko ze szponów niepełnosprawności!  Zły los można odmienić. Nasza rzeczywistość może stać się zupełnie inna tylko pod jednym warunkiem - jeśli zdecydujesz się nam pomóc. Nigdy nie potrzebowaliśmy wsparcia tak bardzo jak teraz… Najgorsza jest świadomość, że jeśli mi zabraknie sił, nikt nie będzie w stanie bez konsekwencji poświęcić mu tyle uwagi, dać takiej troski. Proszę, pomóż jeszcze raz zawalczyć o nadzieję!

4 542,00 zł ( 3,79% )
Brakuje: 115 139,00 zł
Agata Sałajczyk
Agata Sałajczyk , 44 lata

Ból przez lata próbuje mnie zabić. Tylko nadzieja daje siłę, by dalej żyć...

Z roku na rok choroba atakuje z jeszcze większą siłą. A kiedy wydaje mi się, że gorzej być nie może, ból staje się nie do wytrzymania. Lekarze bezradnie rozkładają ręce, a ja staram się nakładać na usta maskę uśmiechu. By swoim cierpieniem nie obarczać innych. Bo przecież nie potrzebuję litości, potrzebuję pomocy!  Ból odbiera mi wszystko, niszczy codzienność, zabiera radość życia… Leki przestały działać już dawno temu, a kolejne większe dawki są w stanie tylko delikatnie go złagodzić. Problemem staje się dla mnie codzienne funkcjonowanie, nawet noc nie przynosi ukojenia, bo dolegliwości nie pozwalają mi zasnąć… Najgorsza jest świadomość, że wykorzystałam już wszystkie dostępne możliwości pomocy. Teraz jedynym ratunkiem jest dla mnie nierefundowane leczenie, na które bez odpowiednich środków nie mam szans. To tak jakby życie we mnie gasło…  Endometrioza. Choroba przerażająca, niezwykle trudna i nieprzewidywalna. Przez wielu niedoceniana. Przeciwniczka, z którą staję do walki od wielu lat. Bezskuteczne próby walki zawsze kończą się w ten sam sposób: objawy się nasilają, ataki są jeszcze cięższe do przetrwania, kolejne organy zdają się być w coraz gorszej kondycji… Brutalna rzeczywistość choroby odbiera mi nadzieję za każdym razem.  Pierwszą operację przeszłam w 2005 roku, wtedy dolegliwości określono na 2 stopień zaawansowania. Niemalże 15 lat później, jestem po 8 operacjach. Żadna nie przyniosła ulgi, żadna nie dała mi codzienności bez bólu. Z ostatnich badań jasno wynika, że mój stan się pogarsza, a szanse na ratunek maleją. Wiem, że teraz muszę postawić wszystko na jedną kartę i powierzyć moje zmęczone chorobą i cieprieniem ciało najlepszym specjalistom. Ludziom, którzy są w stanie dać mi nadzieję… Po wielu latach znalazłam ośrodek specjalizujący się w podobnych przypadkach. Dostałam jasną informację, że mogę o siebie zawalczyć. Kolejna, 9 operacja, wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale ja nie mam już nic do stracenia. Jeśli istnieje jakakolwiek nadzieja na pokonanie bólu, jestem w stanie spróbować. Niestety, tym razem moje szanse nie są zależne ode mnie, bo blokują mnie koszty. Kilkadziesiąt tysięcy - to kwota, którą za kilka miesięcy muszę wpłacić na konto kliniki, jeśli chcę mieć jeszcze szansę na przyszłość bez bólu. Cena za brak cierpienia, za możliwość życia bez kolejnych powikłań i nowych dolegliwości. Rachunek, którego pomimo wszystko nie pokryję samodzielnie. Potrzebuję pomocy! Twoja chociażby złotówka, to dla mnie nadzieja na nowy początek! Jedyna, jaką w tej chwili mogę mieć…  Wyobrażasz sobie tę chorobę? Otwierasz oczy o poranku. Udało się przespać 2 godziny bez potwornego bólu. To sukces. Ledwie wstajesz z łóżka, by opaść doświadczającej palącej fali rwania i ucisku. Brakuje ci tchu, brakuje ci sił. Kolejny dzień rozpoczynasz ze świadomością, że znów przegrałaś… To przytłaczające. Właśnie dlatego, dopóki jest nadzieja, nie zrezygnuję z walki. Błagam, wyrwij mnie z potwornej pułapki cierpienia! Choroba odebrała mi wiele cennych lat życia. Tego czasu nikt nigdy mi już nie zwróci… Zabrała mi możliwość spełnienia się jako matka. Zniszczyła poczucie bezpieczeństwa. Zburzyła świat, zniszczyła marzenia, na które pozwalałam sobie w chwilach nadziei. Nie mogę dopuścić, by dalej mnie wyniszczała, by odebrała wszystko, co mam. To ostatnia szansa na ratunek, pomóż mi proszę…

28 380,00 zł ( 36,24% )
Brakuje: 49 918,00 zł
Marcin Boczoń
Marcin Boczoń , 36 lat

Tragiczny wypadek zniszczył życie Marcina - potrzebna pomoc!

"Marcin, wstawaj! Dość tego leżenia!" – to częste słowa, które do niego wypowiadamy. Czy słyszy? Mamy nadzieję, że tak. Czekamy na dzień, w którym sam nam to powie. W grudniu miną 3 lata od wypadku, który w jednej chwili zmienił życie Marcina i całej naszej rodziny. Życie, plany i marzenia przekreślił straszny wypadek samochodowy. Zamiast wymarzonego ślubu i zaplanowanego wesela rozpoczyna się walka. Na początku walka o życie, o każdy oddech, o każdą godzinę, o każdy dzień… Potem długotrwała rehabilitacja, która trwa do dziś… Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2017 roku Marcin, uległ ciężkiemu dla zdrowia wypadkowi samochodowemu. Doznał urazu wielonarządowego, licznych złamań i przez dłuższy czas przebywał w śpiączce. Trafił na oddział dla dorosłych chorych ze śpiączką, gdzie od marca 2018 roku uczestniczył w programie rehabilitacyjnym, gdzie walczył o zdrowie i przywrócenie utraconych funkcji. Niestety nie spełniły się nasze oczekiwania... Jedyne, co nam pozostało to szukać pomocy u najlepszych specjalistów. Dzięki determinacji najbliższych i ofiarności darczyńców Marcin brał udział w kosztownym programie neurorehabilitacyjnym pod okiem światowej sławy profesora Jana Talara. To pozwoliło nam na nowo uwierzyć, że Marcin a właściwie ”Janosik”, bo tak nazywa go Profesor, ma szansę odzyskać swoje zdrowie i realizować swoje marzenia. Niestety rehabilitacja została przerwana, bo kończą się środki finansowe. Dzisiaj Marcinem opiekuje się w domu jego mama. To ona wierzy w niego najbardziej i walczy o niego tak jak potrafi najlepiej z całą swoją matczyną miłością. Ściąga do domu rehabilitanta i logopedę, płaci za dodatkową rehabilitację i terapię logopedyczną, bo wie, jak ważne jest to, aby Marcin ćwiczył każdego dnia. Musimy zrobić wszystko, aby Marcin w przyszłym roku mógł wrócić na intensywną rehabilitację w specjalistycznym ośrodku. To wymaga jednak ogromnych nakładów finansowych, których na dłuższą metę nie udźwignie żadna rodzina. Tylko dzięki Twojej pomocy Marcin ma szansę na dalszą rehabilitację. Nie pozwólmy na to, aby to, co osiągnął do tej pory w trakcie wyczerpujących zajęć i bolesnych ćwiczeń przepadło. Czekamy na pierwsze słowo, na pierwszy krok... Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o Marcina. Rodzina Marcina

31 025,00 zł ( 12,7% )
Brakuje: 213 124,00 zł
Dariusz Żebrowski
Dariusz Żebrowski , 48 lat

Walczyłem o życie, dziś walczę o bezpieczeństwo mojej rodziny. Pomocy!

Jak bardzo kruche jest życie, przekonałem się w 2012 roku. Wszystko, co latami budowałem, w jednej chwili przestało mieć znaczenie... To miał być beztroski, szczęśliwy czas. Wreszcie zwyciężyliśmy z białaczką! Nasz synek był zdrowy! Mogliśmy zacząć odbudowywać nadzieję na życie, na lepsze jutro. Wreszcie razem mogliśmy pojechać nad morze! Niestety podczas kąpieli w morzu przewróciła mnie fala. Z pozoru wyglądający na niegroźny, wypadek spowodował uszkodzenie rdzenia kręgowego... Pierwsze miesiące po wypadku były horrorem! Byłem w śpiączce, lekarze nie dawali mi wielkich szans na normalne życie. Po wielu miesiącach walki nie traciłem jednak nadziei. Mój stan nieznacznie się poprawił. Wróciłem do domu i znów mogłem być z rodziną, która do tej pory mogła mnie jedynie odwiedzać w szpitalu. Moja walka o sprawność wtedy tak naprawdę dopiero się zaczęła. Rozpoczęła się moja intensywna i niesamowicie droga rehabilitacja. Tak bardzo marzę o powrocie do zdrowia... O tym, żebym sam mógł radzić sobie w codziennych czynnościach. Żebym mógł wybrać się na spacer, towarzyszyć moim dorastającym dzieciom w ważnych chwilach ich życia! Wiem, że nie mogę się poddać, mam dla kogo starać się o zdrowie! Lata walki o życie najpierw synka, później moje sprawiły, że wszystko inne przestało mieć znaczenie. Dom, który powinien być azylem, zaczął straszyć i powodować niebezpieczeństwo... Najpilniejszą potrzebą jest remont dachu, który zaczyna przeciekać. Woda niszczy fundamenty, które coraz bardziej potrzebują konserwacji. Niestety sami nie damy rady uratować naszego domu... Nie jest mi łatwo prosić o pomoc, jednak nie mam innego wyjścia. Proszę, nie bądź obojętny! Darek

47 142 zł
Milena Schroter-Orłowska
Milena Schroter-Orłowska , 40 lat

Choroba, z którą nie wygram już nigdy... Proszę, pomóż mi!

Chciałabym móc powiedzieć, że w moim życiu wszystko jest w porządku. Chciałabym, by szczęście, zdrowie i wieczny optymizm nigdy mnie nie opuszczały. Codziennie jednak budzę się ze świadomością, że stwardnienie rozsiane nie opuści mnie już do końca życia, każdego dnia, kawałek po kawałku odbierając mi to, co najcenniejsze - zdrowie i poczucie niezależności. Za leczenie i rehabilitację płacę sama, a środki, które pochłania choroba, są ogromne!  Stwardnienie rozsiane to jedna z najczęściej występujących w światowej populacji chorób układu immunologicznego. Może rozwijać się w trzech głównych postaciach: rzutowo-remisyjnej, wtórnie postępującej i pierwotnie postępującej. Na świecie choruje na nią blisko 2,5 miliona osób, a w Polsce populacja chorych szacowana jest na około 50 tysięcy osób. Dane te są danymi przybliżonymi, ponieważ nie ma w Polsce jednego, ogólnokrajowego rejestru osób chorych. Stwardnienie rozsiane nazywa jest chorobą młodych dorosłych, ponieważ diagnoza stawiana jest najczęściej wśród osób w przedziale wiekowym 20- 40 lat. Wśród zdiagnozowanych 6 na 10 pacjentów to kobiety. Wiem, że nie dam rady pokonać tej choroby, ale mogę robić, co tylko się da, by je zatrzymać, by choroba nie przykuła mnie do łóżka. Potrzebuję intensywnej rehabilitacji, ale nie tylko. Choroba bardzo wyniszcza, całe ciało, w tym zęby (których koszt naprawy wynosi prawie 50 tys. zł), a ja tak bardzo chciałabym móc się uśmiechać, bo wciąż wierzę, że znajdę powody, do tego, by to robić! Proszę, pomóż mi zatrzymać stwardnienie rozsiane, z którym i tak nigdy nie wygram... Milena

3 390,00 zł ( 6,09% )
Brakuje: 52 248,00 zł
Angelika Krakowska
Angelika Krakowska , 36 lat

Życie roztrzaskane przez wypadek – szansą dla Angeliki jest egzoszkielet!

30 sierpnia 2015 roku – to dzień, w którym miałam bardzo poważny wypadek samochodowy. Obudziłam się w szpitalu, po kilku tygodniach spędzonych w śpiączce. Z bliznami po kilku operacjach, bez czucia w nogach… W wyniku złamania kręgosłupa nie chodzę do dzisiaj, ale mam szansę, by to odzyskać. Ta szansa to egzoszkielet, który daje lekarzom i fizjoterapeutom możliwość innowacyjnej rehabilitacji, a pacjentom nadzieje na powrót do dawnego życia. Dlatego błagam Was o pomoc w mojej walce. Mam dopiero 32 lata i zrobię wszystko, by odzyskać swoją sprawność… Mimo, że od wypadku minęło tyle czasu, do dzisiaj przeklinam tamten dzień. Zawalił mi się cały świat, rozpadłam się na tysiące kawałków, nie wiedząc jak na nowo poskładać swoje życie. W głowie tak naprawdę miałam tylko jedno pytanie – po co mam dalej żyć? W chwili, kiedy obudziłam się ze śpiączki, nie wiedziałam nic. Widziałam, że to szpital, ale nie byłam w stanie powiedzieć, co sprawiło, że w nim jestem. Kompletnie nie czułam swoich nóg. Dopiero po chwili dowiedziałam się o wypadku, o operacjach, o tym że lekarze walczyli o moje życie. W wyniku wypadku doszło do poważnego obrzęku i stłuczenia mózgu, złamania podstawy czaszki i złamania kręgosłupa. Nagle nie mogłam się nigdzie ruszyć, przekręcić na drugi bok, wyjść samodzielnie do toalety. Czułam się jak kula u nogi swoich bliskich. Myślałam, że życie dla mnie jest już skończone. Momentami miałam ochotę krzyczeć z niemocy. Po czterech miesiącach wyszłam ze szpitala i wtedy, mam wrażenie, zaczął się jeszcze większy dramat. Nagle musiałam uświadomić sobie, jak w rzeczywistości wygląda życie osoby niepełnosprawnej. Kiedy po raz pierwszy usiadłam na wózku inwalidzkim, przeżyłam szok. Musiałam mierzyć się z problemami, nad którymi nigdy się nie zastanawiałam. Jak tu jechać po krzywych chodnikach? Jak omijać dziury i pokonywać krawężniki? Nie wspominając już o pokonaniu schodów do mieszkania na drugim piętrze w bloku. Gdyby nie mój tata, czy szwagrowie, byłabym uwięziona w domu cały czas. Droga, która przeszłam do tej pory była wyboista i pełna łez, ale dzięki mojemu samozaparciu i pomocy bliskich mi osób dotarłam już tak daleko. Od samego początku ćwiczę każdego dnia i daje z siebie 200%. Musiałam pokonać tysiące barier – zarówno fizycznych, jak i psychicznych.  Niedawno pojawiła się dla mnie ogromna szansa. To aktywny egzoszkielet HAL. Polega to na wysyłaniu przez mózg impulsu nerwowego, który przenoszony jest przez rdzeń kręgowy, a dalej przez nerwy obwodowe bezpośrednio do mięśni nóg. Te odbierając polecenie z naszego mózgu, odpowiadają robiąc krok. Udało mi się zakwalifikować na terapię urządzeniem, które mogłoby odmienić moje życie.  Jestem na etapie najważniejszej walki w moim życiu – walki o zdrowie. Jest to dla mnie ogromna i jedyna szansa za powrót do sprawności, jednak największą barierą okazują się być finanse. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale w moim przypadku są one kluczowe, by wrócić do życia sprzed wypadku. Wiem, że proszę o wiele, ale obiecuję, że zrobię wszystko, by jak najlepiej wykorzystać okazaną mi pomoc. Gdyby nie ludzie o wielkich sercach nie dotarłabym już tak daleko. Angelika Licytacje dla Angeliki Media o Angelice: Telewizja Republika: fakt.pl torun.naszemiasto.pl eska.pl kobietaxl.pl torun.wyborcza.pl ddtorun.pl

56 300,00 zł ( 42,62% )
Brakuje: 75 786,00 zł
Janusz Holi
Janusz Holi , 47 lat

By wstać z wózka i znów zawalczyć o marzenia!

Mam na imię Janusz. Jestem facetem około 40-tki. Około - cóż za rozmach... Mam nadzieję i głęboko w to wierzę, że dzięki Twojej pomocy dolecę do 70-tki. Dlaczego dolecę? Bo przed wypadkiem odkryłem, że mam pasję. Nie pamiętam żadnego szczególnego wydarzenia, które zainicjowałoby miłość do paralotni. Zwyczajnie marzyłem o lataniu. Jak ptak. Swoje marzenie przekształciłem w rzeczywistość. Chwilę przed wypadkiem kupiłem sobie sprzęt do paralotniarstwa. Wspólnie z kolegami odkrywałem podniebne przygody. Zdałem sobie sprawę, że latanie na paralotni i motolotni to moja pasja. Może nawet szansa na nowy styl życia? Nowy styl życia? Nie wiem, bo całe dorosłe życie ciężko pracowałem. Fizycznie. Z zawodu jestem budowlańcem. Blisko 15 lat pracowałem w Szwecji na budowie. Byłem również zatrudniony w odlewni żeliwa jako szlifierz. A w wolnych chwilach? Też pracowałem. Znany byłem jako "złota rączka". Znajomi śmiali się, że mój numer telefonu jest od wszystkiego. Wykręcasz jeden numer i zgłasza się Janusz - fachowiec od wszystkiego. Wszechstronny człowiek od mniejszych i większych napraw. Nigdy nie potrafiłem nikomu odmówić pomocy. A teraz proszę o pomoc Ciebie... W dniu 17.05 uległem wypadkowi. Nie będzie tu żadnego spektakularnego opisu i tragizmu sytuacji z udziałem osób trzecich. Zwyczajnie. Przebudziłem się w nocy. Chciałem skorzystać z toalety. Nie zapaliłem światła. Bo po co? Tak dobrze znam swój dom...sam go przecież budowałem. Poślizgnąłem się i upadłem, uderzając kręgosłupem o schody. Straciłem przytomność. Karetka. Szpital. Operacja. Wózek. Rehabilitacja. Mam realną szansę na to, by chodzić, ale tylko intensywna, indywidualna rehabilitacja daje taką szansę. Niestety jej koszt jest dla mnie abstrakcją. Nie dysponuję takimi pieniędzmi. Jedno co mam to wiarę w to, że uda mi się stanąć na nogi w dosłownym tego słowa znaczeniu. Mam przede wszystkim córkę. Wiktorię. To moje szesnastoletnie zwycięstwo. I to dla niej chciałbym być sprawnym tatą, który zarazi ją swoją niedawno odkrytą pasją, miłością do paralotniarstwa... Pochylisz swoje serce? Tylko dzięki Tobie mam szansę na rehabilitację. Janusz - miłośnik podniebnych przygód. Na wózku.

2 757,00 zł ( 2,57% )
Brakuje: 104 435,00 zł
Anna Sitek
Anna Sitek , 51 lat

By dzieci nie znały mamy tylko ze zdjęć... Pomóż Ani wrócić do rodziny!

Kilka sekund zburzyło poczucie bezpieczeństwa, rozdzieliło kochającą się rodzinę. Zmieniło życie w ciągłą walkę… Niepewność, strach, oczekiwanie i nadzieja, która będzie trwała do samego końca.  Ten wypadek mógł zdarzyć się każdemu. Ta świadomość nie sprawia, że obrażenia bolą mniej, a bezsilność jest mniej uciążliwa. Kilka sekund zmieniło bieg historii nie tylko Anny, ale całej naszej rodziny, która w tej walce nie zamierza się poddać.  Tego dnia w jednym aucie jechały moje dwie siostry. Ania na miejscu pasażera. To na nią spadła siła uderzenia. Długo nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Gorączkowo zadawane pytania, buzujące emocje… to wszystko musieliśmy odłożyć na bok po słowach lekarza informujących o tym, że musimy czekać. To zdawało się trwać w nieskończoność... Nasza cierpliwość została wynagrodzona - Ania została wybudzona! Żyje! Wtedy to była najważniejsza wiadomość, wyczekana przez wszystkich.  Po wybudzeniu udało nam się zdobyć miejsce w jednej z najlepszych krakowskich klinik zajmujących się osobami po wypadkach. To tam, Ania otrzymała opiekę, wsparcie specjalistów oraz pobudzanie ośrodków. Krok po kroku chcemy dążyć do odzyskania tego, co zostało utracone w wyniku wypadku. Niestety, rehabilitacja po takim zdarzeniu jest bardzo wymagająca, a efekty trudne do przewidzenia. Tymczasem koszty rosną nieprzerwanie, każdy miesiąc pobytu w ośrodku to duże kwoty… A my jesteśmy właściwie dopiero na początku naszej drogi. Ania się obudziła, ale przed nią masa wyzwań. Wciąż nie może się do nas odezwać, bo rurka tracheotomijna odbiera jej głos. Nie może ruszyć, chociażby ręką czy samodzielnie utrzymać głowy. Nie jest w stanie samodzielnie wstać. Nie może zająć się własnymi dziećmi, a przez problemy z mową, nawet przez telefon nie może przekazać im jak bardzo je kocha…  Praca, którą będzie musiała wykonać pod okiem specjalistów będzie wymagała poświęcenia, wysiłku i ogromnego zaangażowania. Nie tylko Ania potrzebuje wsparcia. My, jej rodzina, by zapewnić jej wszystko, co niezbędne do powrotu. Niestety, nasze możliwości są ograniczone, a koszty stale rosną. Na tym etapie wiemy, że potrzebujemy kilkudziesięciu tysięcy złotych… Kwota ogromna, zupełnie poza naszym zasięgiem. A te środki to gwarancja, że o Anię będziemy mogli zawalczyć, że będzie miała okazję korzystać ze wsparcia najlepszych specjalistów. Pomóż, proszę! Daj nam szansę na nowe życie, zdrowie. I wreszcie na to, by dzieci nie widywały mamy tylko na zdjęciach…  Wypadek zatrzymał nasze życie i całkowicie zmienił jego bieg. Nikt nie jest w stanie się na coś takiego przygotować. Niepewność jutra powoduje, że jesteśmy całkowicie sparaliżowani… Ania jest wojowniczką i już daje nam pierwsze znaki. To mobilizuje do walki i dodaje nam sił. Jeśli zechcesz się przyłączyć… Kto wie, być może niedługo zostaniesz bohaterem, który zmieni nasze życie!

52 807,00 zł ( 64,38% )
Brakuje: 29 215,00 zł
Norbert Głuchowski
Norbert Głuchowski , 32 lata

Pomóż Norbertowi w walce o sprawność!

To był czwartek i zwyczajny powrót do domu… Ostatnia prosta droga, by móc wrócić i odpocząć w domowym zaciszu po całym dniu. Ale niestety, los chciał inaczej. Po godzinie 18:00, słychać alarm straży pożarnej i jadącej karetki… Wypadek. Samochód zahaczył o pobocze i uderzył nieszczęśliwie w drzewo...  W wypadku brały udział trzy osoby (rodzeństwo). Norbert trafił do szpitala w Radomiu, gdzie wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej zaintubowano i pozostawiono jego życie w ręce Boga. Stwierdzono stłuczenie pnia mózgu – nie podlega operacji. Mijały kolejne tygodnie a stan młodego, bo 28-letniego chłopaka, wciąż jest bardzo ciężki. Wypadek samochodowy. Śpiączka. I ciągła walka o powrót do zdrowia… Norbert jest silny i walczy. Po wybudzeniu ze śpiączki jego stan ulegał ciągłym zmianom. Norbert nadal jest w bardzo ciężkim stanie, jednak widać w nim siłę walki. W ostatnim czasie przeszedł dwie operacje (ze względu na narastające obawy zapalenia otrzewnej i niedrożności pokarmowej), które spowodowały, że Norbert tracił siłę. Mimo to  się nie poddawał. Nie wchłaniał pokarmu i nie trawił go. Po kilku tygodniach stał się CUD - organizm Norberta przyjął jedzenie i zaczął nabierać mocy. Rana pooperacyjna, która początkowo nie goiła się prawidłowo, zaczęła powoli się regenerować. Norbert otworzył oczy i próbuje się komunikować z osobami z otoczenia – niestety nie mówi i nie może wyrazić w pełni co czuje, ale my jako rodzina zdajemy sobie sprawę jak bardzo pragnie wrócić do nas. Czeka go długi czas powrotu do zdrowia - na pewno intensywna rehabilitacja w ośrodku rehabilitacyjnym w Iławie. Niestety, polskie realia nie dają możliwości szybkiej rehabilitacji na NFZ, ponieważ miejsca są ograniczone i ciężko dostać się w krótkim czasie. Koszt rehabilitacji (turnusu) wynosi 8.5 tysiąca za 2 tygodnie. Miesięczny koszt pobytu to już 17 tysięcy. Dodatkowy koszt dla rodziny to leki i środki pielęgnacyjne. Norbert ma zaplanowany termin pobytu od 8 listopada, kiedy wszystkie jego badania będą prawidłowe i stan zdrowia pozwoli na transport. Jako rodzina zbieramy na rehabilitacje, która jest kluczowa w procesie powrotu do zdrowia. Bez tego nie będzie możliwa stabilizacja stanu Norberta. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ile turnusów będzie konieczne, ale musimy być przygotowani na wszystko – by nie przerwać leczenia. Dodatkowo trzeba przygotować się do powrotu Norberta do domu, co wiąże się z zakupem potrzebnego sprzętu (specjalistycznego łóżka), wózka i wiele innych przedmiotów medycznych. Prosimy o pomoc i wsparcie! --- Możesz pomóc, biorąc udział w LICYTACJACH

57 270 zł