Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mirosława Pławecka
6 dni do końca
Mirosława Pławecka , 77 lat

Choroba zabiera nam szanse na wymarzoną przyszłość... Pomocy!

Chciałbym dać jej to, co obiecałem dawno temu. Wspólną piękną jesień życia. Spełnianie kolejnych marzeń i rzeczywistość - ta zwyczajna, bo dla nas nigdy nie była nudna. Rodzinne szczęście zostało brutalnie przerwane przez chorobę. Wciąż pamiętam nasze pierwsze spotkania. Takich momentów się nie zapomina. Kiedy na kogoś patrzysz i wiesz, że chciałbyś z nim spędzić życie. Takie rzeczy w dzisiejszych czasach to rzadkość, więc czułem się podwójnie wyróżniony.  Na zawsze pamiętam też inny dzień, niestety znacznie mniej szczęśliwy. Pewnego sierpniowego dnia, moja żona upadła na podłogę, zupełnie bezsilna, bezradna, nie mogła się samodzielnie podnieść. Ten widok był porażający - Mirka, z którą jeszcze niedawno planowałem przyszłość, nagle nie mogła się nawet poruszyć. Widziałem cierpienie w jej oczach. To jednak nie było najgorsze… Najtrudniejsza była świadomość, że nie wiedzieliśmy, co jest przyczyną tego stanu.  Kolejne badania, gabinety lekarskie, konsultacje. Długa droga prowadząca do odpowiedzi na najważniejsze pytanie - co się dzieje?! Niestety, diagnoza - lekarze pomogli nam zaplanować kolejne kroki. Po wykonanych zabiegach miałem nadzieję na poprawę codzienności, na to, że ból zniknie z codzienności mojej żony. Sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, po ostatnim zabiegu żona dostała przykurczu lewego biodra oraz mięśni całej nogi, co całkowicie odebrało jej możliwość samodzielnego poruszania. Ból, który już teraz był duży, jeszcze bardziej się nasilił. Rehabilitacja, która rozpoczęła się właściwie od początku 2020 roku, miała być naszym ratunkiem. Niestety, ta prócz ogromnego zaangażowania chorego, wymaga też środków - za możliwość batalii o zdrowie i sprawność, musimy zapłacić ogromną cenę. Koszty są zbyt duże, a moje możliwości zbyt małe… Muszę prosić cię o pomoc, bo to w tobie pokładam nadzieję na lepsze jutro.  Wiesz, czego boję się najbardziej? Tego, że nie wystarczy mi sił na to, by wspierać ją w walce z chorobą. Jestem z nią od pierwszego momentu, od tego fatalnego upadku. Czytam, pytam, szukam odpowiedzi i rozwiązań, ale to niezwykle trudne, bo zdaję sobie sprawę, że mój wiek i stan zdrowia są moimi przeciwnikami z tym starciu. Tak bardzo chcę być pomocą, wsparciem, oparciem w krytycznych momentach. Zdaję sobie sprawę, że stawiam przed sobą ogromne wyzwanie, ale właśnie to ślubowałem jej wiele lat temu…  Kiedy Mirka zachorowała, straciliśmy w jakimś stopniu poczucie bezpieczeństwa. Grunt usunął nam się spod stóp… I chociaż trudno prosić i pomoc to wiem, że od tego zależy moja i nasza przyszłość. Dlatego walczę i będę walczyć do końca. Dopóki moja żona ma siłę, ja również znajdę ją w sobie, by zapewnić jej to, czego potrzebuje najbardziej. Bo niestety miłość to czasem za mało… Pomóż mi ją ratować przed wizją niepełnosprawności, proszę! 

7 861,00 zł ( 12,46% )
Brakuje: 55 203,00 zł
Tymek Gorzycki
Tymek Gorzycki , 5 lat

Nie możemy przekreślić przyszłości Tymka!

Nigdy przedtem nie słyszałam nazwy takiej wady genetycznej: dysplazja przegrodowo – oczna. Wraz z narodzinami mojego synka rozpoczęła się droga ku ratowaniu jego zdrowia i życia. Droga niezwykle trudna, nieprzewidywalna i bez końca... Tymek jest jeszcze malutki, we wrześniu obchodzi swoje drugie urodziny. Z każdym miesiącem widzę, jak bardzo różni się od swoich rówieśników i bardzo się boję jak duże okażą się te różnice za kilka lat… Teraz możemy go nosić na rękach i opiekować się nim tak jak opiekuje się małym dzieckiem. Lecz co będzie, gdy będzie nastolatkiem? Jak wtedy będzie wyglądać nasza codzienność? Tymek nie chodzi, jest niewidomy, a lekarze mówią o opóźnieniu w rozwoju psychoruchowym. Są również poważne zmiany hormonalne związane z niedoczynnością przysadki mózgowej. W ostatnim czasie pojawiły się też ataki epilepsji… Nie wiemy co czeka nas za kilka lat, ani jaka przyszłość czeka naszego kochanego synka. To, co jest pewne, to nasze działania i decyzje dzisiaj. Prowadzimy dalszą diagnostykę w poradniach genetycznych i okulistycznych. Badania, szpitale i rehabilitacja to niekończąca się wędrówka w poszukiwaniu rozwiązań i pomocy. Bardzo bym chciała, by domowy budżet był niewyczerpany. Niestety, nic nie kończy się szybciej niż pieniądze. Każda diagnoza generuje nowe potrzeby, nowe badania, nowe wydatki… Choć są dni, w których bezradność potrafi przytłoczyć – nie możemy się poddać. Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział, że razem z mężem damy radę przejść wszystko, czego do tej pory doświadczyliśmy – nie uwierzyłabym. Dzisiaj wiem, że miłość i wzajemne wsparcie potrafią znieść najgorsze. Oby nigdy go nie zabrakło w naszym życiu. Dawid i Jagienka - rodzice Tymka

28 238 zł
Oskar Kamiński
Oskar Kamiński , 6 lat

Gorycz życia z cukrzycą... Pomagamy Oskarkowi!

Oskarek ma 5 lat. Dziecko w tym wieku nie powinno znać bólu, nie powinno też widzieć strachu w oczach swoich rodziców...  Cukrzycę można kontrolować, można z nią dobrze żyć. Jednak to wymaga dużej świadomości choroby. Mój synek takiej świadomości jeszcze nie ma, mimo że co raz więcej rozumie, to nadal musi cierpliwie znosić nakłucia podczas zmiany sensora czy wkłucia do pompy, czekać po podaniu insuliny na posiłek. Gdy poziom cukru jest za wysoki, niełatwo mu wytłumaczyć, że jeszcze nie może zjeść... Jednak Oski jest niesamowicie dzielny. Znosi leczenie i to pozwala nam mieć nadzieję, że jeszcze zaświeci dla nas słońce! Niestety, koszty związane z leczeniem cukrzycy są bardzo duże. Niestety, koszty związane z leczeniem cukrzycy są bardzo duże. Inne produkty spożywcze czy przede wszystkim osprzęt do pompy, sensory do monitorowania poziomu glikemii, czyli nowa technologia, która jest niezbędna, aby Oskarek był bezpieczny. W cukrzycy poziom glikemii potrafi w ciągu kilku minut zmienić się diametralnie i bezpośrednio zacząć zagrażać zdrowiu i życiu chorego! Dlatego proszę Was o wsparcie.  Będę wdzięczny za każdą, nawet najbardziej symboliczną wpłatę.  Michał, tata

6 770 zł
Oskar Blak
Oskar Blak , 4 latka

Niezwykle rzadka choroba zabiera nam synka! Pomocy!

Co będzie jutro? Czy Oskar nadal będzie z nami? Czy zabierze nam go okrutna choroba lub kolejny napad? Nie wiemy, żaden lekarz nie jest w stanie nam tego powiedzieć. Jesteśmy w szpitalu, do którego trafiliśmy niedawno. I już wiemy, co zabiera naszego synka… Choroba tak rzadka, że żyje z nią tylko 5 dzieci na świecie. W tym Oskar. Szukamy ratunku, leku, nadziei. Dochodzą koszty rehabilitacji… Bardzo prosimy o pomoc… Gdy Oskar się urodził, dostał 10 punktów w skali Apgar. Potem jedna przyszła lekarka i powiedziała, że muszą synka zabrać na tlenoterapię - jest coś nie tak z oddechem. W międzyczasie pojawiły się inne powikłania i - nie wiadomo skąd - stan zapalny. Oskar dostał antybiotyki. Nagle zaczął się robić wiotki, apatyczny, ciągle spał. Gdy zaczął puchnąć, w 3 dobie życia w stanie ciężkim lekarze zabrali synka na intensywną terapię. Umieraliśmy ze strachu. Lekarze zaczęli podejrzewać SMA, jednak badania szybko wykluczyły tę chorobę. Kolejne podejrzenia także się nie potwierdziły - wyniki badań książkowe. Gdy lekarze wykluczyli zakażenie i odłączyli antybiotyk, Oskar znów zaczął być jak inne dzieci. Wyszliśmy do domu po 2 tygodniach z zaleceniem rehabilitacji na obniżone napięcie mięśniowe. To miał być koniec koszmaru, jednak ten wrócił… Do 5 miesiąca życia się rozwijał - wolniej niż inne dzieci, ale w swoim tempie. Gdy nagle przestał, znów zaczęliśmy się martwić. Gdy w 7 miesiącu życia doszły bezdechy, nie mogliśmy czekać. Każdy napad był okropnym przeżyciem - dziecko siniało, a my musieliśmy ratować jego życie! Karetka, szpital, jeżdżenie od lekarza do lekarza i… nic.  Wiedzieliśmy tylko, że synek ma padaczkę. 10 października, nadal będąc w szpitalu, Oskar dostał ataku padaczki, która trwała 1,5 godziny. Trafiliśmy na OIOM. Stan synka był krytyczny… Na szczęście udało się go ustabilizować lekami. Teraz jesteśmy w szpitalu w Krakowie na oddziale pediatrii. 28 października otrzymaliśmy w końcu wynik badań genetycznych WES, za które sami musieliśmy zapłacić ponad 10 tysięcy złotych… Diagnoza: Encefalopatia padaczkowa z całkowitą demielinizacją mózgu, uszkodzony gen  SLC25A12.  Niedobór mitochondrialnego nośnika 1 asparaginianu-glutaminianu. Co to oznacza w praktyce? Oskar jest jedynym dzieckiem w Polsce z tą chorobą. Na całym świecie odnotowano tylko 4 podobne przypadki. Znaleźliśmy tylko 2 artykuły medyczne opisujące chorobę - nikt nic o niej nie wie. Nikt nie powie nam, ile Oskar będzie żył, jak dalej będzie rozwijać się ta choroba. Dziś Oskar jest dzieckiem leżącym, nie trzyma nawet główki - ma bardzo słabe mięśnie. Wodzi jednak wzrokiem, uśmiecha się, poznaje nas. Jeszcze... Błądzimy we mgle, szukając ratunku dla synka. Modląc się o każdy kolejny dzień. Szukamy klinik, możliwości leczenia w USA, w Niemczech… Wszędzie, gdzie leczyli podobne choćby przypadki, gdzie dają cień nadziei… Za prawie wszystko musimy płacić sami - my, rodzice ciężko chorych dzieci. A środki wyczerpały się bardzo szybko… Z całego serca prosimy o pomoc w zebraniu na rehabilitację Oskarka, na szukanie leczenia, wysyłanie wyników badań w świat. Nie możemy się poddać, bo jeśli tak się stanie, Oskarka nie uratuje już nikt… Zrozpaczeni rodzice ___________________ ➡️ Historię Oskarka możesz śledzić także tu: Walka Oskarka o każdy dzień ➡️ Licytacje i kiermasz świąteczny dla Oskara

649 576 zł
Igor Kamiński
Igor Kamiński , 10 lat

Chciałbym już chodzić i mówić! Proszę, pomóż mi!

Narodziny Igora były spełnieniem naszych marzeń. Książkowa ciąża, poród bez komplikacji. Bardzo czekaliśmy na pojawienie się synka na świecie. Przez pierwsze 2 lata nic nie wskazywało na to, że nasz świat stanie na głowie. Pierwsza diagnoza była stawiana w kierunku mózgowego porażenia dziecięcego. Jednak coś nam się nie zgadzało, coś nie pasowało do układanki.   To, ile razy nasz synek był w szpitalu, nie da się zliczyć. Wszystkie oszczędności wydaliśmy na poszerzone badania genetyczne i wizyty u specjalistów. To był dobry ruch. Stąd wiemy, że Igorek cierpi na nieuleczalną dotąd chorobę genetyczną GLUT1– uszkodzony transporter glukozy. Jest to bardzo rzadka choroba. W Polsce na ten moment jest kilkanaście osób z podobnym schorzeniem. Na to nie ma lekarstwa. Jedyne co wiemy to to, że bez regularnej i intensywnej rehabilitacji nie zdziałamy nic.  Igorek chciałby skakać, biegać, jeździć na rowerku, rysować, pisać, czytać, poznawać świat z innej perspektywy, ale też, a może przede wszystkim - wyrażać swoje myśli i być zrozumianym. Chciałby robić to, co inne dzieci, ale nie może. Wtedy staje się bardzo smutny i przygnębiony. To te momenty, w których jako rodzice czujemy ogromny smutek i żal do świata. Mimo to Igor jest dzielny i codziennie ćwiczy. Fizjoterapia, logopedia, turnusy rehabilitacyjne, zajęcia z pedagogiem i psychologiem. To jedna z najwytrwalszych osób, jaką znamy. Po dniu pełnym wrażeń uwielbiamy momenty, gdy Igor z uśmiechem na twarzy wtula się w nas. Czas się wtedy zatrzymuje, a my, choć na chwilę zapominamy o chorobie.  Jako rodzice nie mogliśmy zrezygnować z pracy, musimy utrzymać dom i zarobić na zajęcia syna. Pracujemy w trybie zmianowym, by zawsze był ktoś, kto zawiezie synka na zajęcia lub po prostu poćwiczy z nim w domu. Oprócz tego Igor uczęszcza do przedszkola dla dzieci niepełnosprawnych. Uwielbia to miejsce, rówieśników, zabawy. Na samą myśl o wyjściu z domu na jego twarzy pojawia się uśmiech. Jest bardzo towarzyski.  Dzięki pomocy finansowej będziemy mogli szukać nowych metod leczenia, które pomogą Igorowi w samodzielności i dorastaniu. Najlepsze efekty dają wyjazdowe turnusy rehabilitacyjne. Takich turnusów powinno być w naszym przypadku co najmniej kilka rocznie. To one okazują się bezcenne i dają realne szanse na rozwój Igora!  Dołóż swoją cegiełkę i pomóż naszemu synkowi! Rodzice Igorka Postępy małego wojownika możecie obserwować również na Facebook'u  ➡️ KLIK 

12 247,00 zł ( 20,19% )
Brakuje: 48 392,00 zł
Tomasz Kuźlik
Tomasz Kuźlik , 51 lat

Moje życie w Twoich rękach! Pomóż mi zatrzymać chorobę Huntingtona!

Pląsawica Huntingtona - tak nazywa się choroba, która powoli, ale skutecznie niszczy moje życie. Powoli, ale bardzo dotkliwie atakuje mój układ nerwowy, powodując obumieranie komórek mózgowych. Niszczy ciało, psychikę i ducha… Utrata pamięci, drżenie rąk, pogorszenie mowy oraz zataczanie się to jej typowe objawy. Ruchy pląsawicze uniemożliwiają mi prowadzenie samochodu, utrudniają jedzenie, poruszanie i właściwie każdą codzienną czynność, których wykonywanie stale wymaga ode mnie jeszcze większej uwagi, skupienia i wysiłku. To trudne, tym bardziej że od tego nie ma już odwrotu... To, co dziś jest dla mnie miłą wycieczką na Zieleniec, za miesiąc może się okazać wyprawą w Pireneneje... Bez mapy, przygotowania i odpowiedniego obuwia...  Każde światełko w tunelu i możliwość choćby odwleczenia tego, co nieuniknione każe mi walczyć i krzyczeć, że to jeszcze nie koniec, że mam jeszcze jutro, które chcę wykorzystać! Dziś tym światłem w tunelu i szansą dla mnie jest operacja wszczepienia do mózgu stymulatora, który pobudzi uszkodzone komórki nerwowe. Który da mi więcej czasu i normalności. Odwlecze to, co niesie za sobą jedna z najstraszniejszych chorób na świecie... Osobom z pląsawicą, bo tak potocznie nazywa się ta choroba, wszczepienie stymulatora przyniosło ogromną ulgę. Niestety w Polsce nie są refundowane tak innowacyjne metody leczenia. A mnie, nawet przy wsparciu bliskich, nie stać na jej sfinansowanie... Czas nagli, choroba postępuje każdego dnia. Obecnie ten zabieg jest moją największą i tak naprawdę jedyną szansą na zatrzymanie choroby! Liczy się każda chwila... W każdej chwili bezpowrotnie umierają moje komórki nerwowe… Lekarze nie pozostawiają złudzeń - nie mogę długo czekać. Im szybciej będę miał wszczepiony stymulator, tym mam większe szanse!  Nie pozostaje mi nic innego niż prosić Cię o pomoc! Każda, nawet symboliczna kwota niesie nadzieję... Tomek

106 487,00 zł ( 87,04% )
Brakuje: 15 854,00 zł
Tomek Albin
Tomek Albin , 41 lat

❗️Guz mózgu, udar, a potem wypadek... Dość już krzywd Tomka - pomocy!

Oddałbym wszystko, żeby tylko Tomek nie zaznał już więcej krzywd. To, ile przeżył, ile wycierpiał, trudno opowiedzieć, a co dopiero pojąć. Jesteśmy zmęczeni, wykończeni tym piekłem, które zgotował nam los... Guz mózgu. Udar. Wypadek... Ile jeszcze tragedii nas czeka? Zasypiam, bojąc się, co przyniesie jutro... Tomek stracił wzrok, gdy miał 3 latka. Guz mózgu... Był malutkim dzieckiem, kiedy przyszło mu zmierzyć się ze śmiercią. Walkę o życie udało mu się wygrać, pozostawiła na nim jednak okrutne piętno. Skazała na życie w ciemności. Przez pewien czas było wszystko dobrze. Tomek cieszył się życiem, jeździł z naszą mamą na wycieczki, szkolenia. Poruszał się o lasce, cieszył życiem, uśmiechał. Wszystko robił sam, nie potrzebował opieki. Mimo swoich chorób Tomek był samodzielny i aktywny. Wtedy przyszedł 2018 rok, który zniszczył wszystko. Brat przeszedł udar mózgu. Cała jego lewa strona ciała stała się bezwładna... Wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać. Wspólnie z mamą znaleźliśmy oddział rehabilitacyjny, w którym mieli pomóc Tomkowi. To zdarzyło się tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Brat niał wyjść na przepustkę, spędzić ten czas z nami w domu. Ma tylko mamę i mnie. Bardzo się cieszył, odliczał każdy dzień, każdą minutę do spotkania z nami. Niestety się nie doczekał... W szpitalu zdarzył się wypadek, który drastycznie pogorszył jego stan. Tomek doznał urazu głowy. Uderzył głową o posadzkę, pękła mu kość. Tak go pilnowano... Święta spędziliśmy przy jego łóżku... Nie było kolęd, wigilijnego stołu, radości... Tylko szpital i strach o życie Tomka. Czekały go 3 poważne operacje, lekarze przygotowywali nas na to, że nie może przeżyć... Że to są chwile, kiedy widzimy go po raz ostatni. Tomkowi udało się przeżyć, ale jego stan był bardzo ciężki... Nie mówił, nie chodził, trzeba było go przebierać, kąpać, karmić... Usunięto mu kość w głowie. Szpital nie chciał go przyjąć, prognozowano, że Tomek będzie "warzywem"... Ufaliśmy specjalistom, a oni zaniedbali Tomka. Doszło do wylewu krwi do mózgu. Kolejną operację, już w innym szpitalu, brat zniósł bardzo ciężko. Był o włos od śmierci, cudem udało się go uratować. Nie chcąc narazić brata na kolejne zaniedbanie ze strony służby zdrowia, postanowiliśmy zabrać go do domu. Uznaliśmy, że to jedyny sposób, bo w szpitalu po prostu umrze. Zaaranżowaliśmy z mamą życie tak, żeby poświęcić je opiece nad Tomkiem... Brat wymaga opieki 24 godziny na dobę. Ktoś z naszej dwójki jest przy nim cały czas. Jest ciężko. Bardzo... W domu od dwóch lat jest płacz. Staramy się, jak możemy, każdy grosz poświęcamy na leczenie i rehabilitację Tomka... Wszystko, żeby niczego mu nie brakowało. Teraz Tomek siedzi, mówi pojedyncze słowa, niestety wciąż nie chodzi. Tomek wymaga leków i kosztownej rehabilitacji. Robię co w mojej mocy, aby zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje, ale to wciąż kropla w morzu... Dlatego proszę o Twoją pomoc. Tak bardzo pragnę, aby moja mama i brat znów mieli uśmiech na twarzy... Chciałbym spojrzeć mu w oczy i ze spokojem obiecać, że wszystko będzie dobrze. Chciałbym mieć pewność, że mu pomogę. Oddałbym bratu wszystko, nawet życie, byle by już nie musiał cierpieć.  Proszę, błagam, nie bądź obojętny na jego los... Brat Tomka, Ernest ➡️ Pomoc dla Tomka - licytacje na Facebooku

39 430,00 zł ( 68,48% )
Brakuje: 18 145,00 zł
Agnieszka Bednarczyk
Agnieszka Bednarczyk , 49 lat

Pijany kierowca omal nie zabił Agnieszki! Pomóż!

22 grudnia 2019 roku pijany kierowca zmienił życie Agnieszki Bednarczyk w piekło. Młody mężczyzna, jadąc z niedopuszczalną prędkością, uderzył w samochód, obok którego stała, po czym uciekł z miejsca wypadku.  Agnieszka w wyniku uderzenia doznała bardzo poważnych obrażeń. Najbardziej ucierpiała głowa. Lekarze stwierdzili wiele złamań, pęknięć  i przesunięć odłamków kości. Od pękniętej podstawy czaszki, poprzez oczodoły, nos, kości jarzmowe, krtań aż po kość gnykową gardła. Liczne operacje i zabiegi mające na celu ratowanie życia i zdrowia powiodły się. Jednak to dopiero początek drogi Agnieszki. Nadal nie przywrócono podstawowych funkcji zgryzu. Możliwa jest tylko dieta papkowata, utrudniona jest wymowa, a pozostawione do zachowawczego zrostu złamania powodują dysfunkcje, ból i zniekształcenie twarzy. Konieczna będzie rekonstrukcja stawu skroniowo-żuchwowego. To kosztowny, długotrwały i kilkuetapowy proces leczenia, który potrwa od 3 do 4 lat. Tego typu rekonstrukcje nie są refundowane, są też rzadko wykonywane w Polsce. Koszt całego leczenia to kwota od 350 do 400 tys. zł.  Rekonstrukcja powinna odbyć się maksymalnie do 12 miesięcy od wypadku, ze względu na odbywającą się cały czas przebudowę kości w obrębie złamanego i przemieszczonego stawu skroniowo-żuchwowego twarzoczaszki. Zostało więc naprawdę niewiele czasu! Zaledwie dwa miesiące… Prosimy, nie bądźcie obojętni! Tylko dzięki Wam Agnieszka może otrzymać drugie życie oraz wrócić do wykonywania zawodu, który jest jej pasją!  

16 711,00 zł ( 3,9% )
Brakuje: 410 949,00 zł
Piotruś Prokop
Piotruś Prokop , 5 lat

Choroba, która odbiera dzieciństwo i niszczy życie – ratujemy Piotrusia!

Nie ma większego bólu od tego, który czuje matka, kiedy dowiaduje się, że jej dziecko jest bardzo poważnie chore... I ja pamiętam tamte dni, całe godziny spędzone z synkiem w szpitalu, w nadziei, że w końcu uda się dowiedzieć co jest mojemu dziecku. Niestety, wraz z poznaniem diagnozy przyszło kolejne załamanie... Miałam nadzieję, że kiedy dowiem się, co dokładnie dolega Piotrusiowi, lepiej poznam naszego przeciwnika i tym samym nauczę się jak z nim walczyć. Badania genetyczne wykazały u Piotrusia Zespół Aicardiego-Goutieresa, czyli bardzo rzadki zespół wad wrodzonych. Chorobę, którą do 2017 roku zdiagnozowano u trójki dzieci. Chorobę, która niszczy życie... W lipcu 2020 Piotruś skończył roczek. Do tej pory nie siedzi, nie raczkuje, nie gaworzy, ale mimo to jest wspaniałym, uśmiechniętym chłopcem, dla którego muszę zapukać do każdych drzwi, za którymi może kryć się pomoc. Być może już niedługo synek zakwalifikuje się do eksperymentalnego leczenia w Stanach Zjednoczonych, jednak do tej pory muszę mieć środki, by go rehabilitować, leczyć i dalej badać. Muszę zrobić wszystko, by Piotruś był w jak najlepszym stanie, kiedy leczenie będzie już możliwe.  Niestety mimo ogromnego wsparcia, jakie płynie do nas ze strony rodziny i przyjaciół, jest coraz trudniej. Staram się nie tracić wiary w to, że chorobę Piotrusia da się zatrzymać! Jako mama zrobię wszystko, by jak najlepiej mu pomóc, by jego życie, mimo choroby, mogło być piękne. Dziś przyszło mi prosić Was o pomoc, o nadzieję, że chorobę Piotrusia nie odbierze mu beztroski dzieciństwa. Na niczym innym tak bardzo mi nie zależy, jak na jego zdrowiu i szczęśliwym życiu! Proszę, pomóż... Maja - mama Piotrusia

151 719 zł