Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Robert Górzny
Robert Górzny , 44 lata

❗️Robert jest po amputacji... Błagamy o wsparcie, by cukrzyca nie odebrała życia do reszty!

Robert ma dopiero 42 lata, a przeżył tyle dramatycznych chwil, że bagażem doświadczeń można by obdzielić kilka osób... Każdego dnia zmaga się z nieuleczalną chorobą – cukrzycą typu 2, która podstępem wkradła się do jego organizmu, nie dając długo żadnych objawów. Kiedy zaatakowała, było już późno... Dziś Robert jest po amputacji prawej nogi. Niestety, stopa cukrzycowa to jedno z najczęstszych powikłań tej strasznej choroby...  U Roberta zakończyło się tragicznie - nogi nie dało się uratować. Amputowano ją na wysokości podudzia. Niestety choroba postępuje i dalej czyni pustoszenie w organizmie: na drugiej nodze pojawiły się ropnie i okazało się, iż ma stopę typu Charcota. Na nogę został założony stabilizator, który będzie musiał być operacyjnie zdjęty. Potrzebna będzie kosztowna rehabilitacja, mająca na celu odbudowę mięśni - to jedyny sposób, by Robert mógł stanąć na nodze o własnych siłach. Choroba jednak nie poprzestała na rzuceniu Roberta na wózek inwalidzki... Atakuje też jeden z najważniejszych zmysłów, który odpowiada za poruszanie się w świecie - wzrok... Wskutek choroby ujawniła się retinopatia obuoczna. Pomóc może operacja, bo nieleczona prowadzi do utraty wzroku. Nie dość, że Robert stracił nogę, to jeszcze grozi mu życie w ciemności... Najgorsze jest to, że operacja nie przywróci w pełni wzroku, a tylko spowolni przebieg choroby. Robert jest pod stałą opieką licznych specjalistów: nefrologa, urologa, diabetologa, stomatologa, pulmonologa, a także chirurga ortopedy. Ma dopiero 42 lata, a jego dzień przypomina codzienność schorowanego staruszka... Leki, wizyty, specjaliści, rehabilitacje. Po zakończeniu leczenia ortopedycznego będzie mógł starać się o przygotowanie odpowiedniej protezy, niestety jej koszt przekracza możliwości finansowe naszego kuzyna. Sama proteza jest niewystarczająca do tego, aby Robert mógł sam poruszać się i funkcjonować, gdyż konieczna będzie także kosztowna i długotrwała rehabilitacja. Tylko to pozwoli mu na samodzielne życie. Wszystko niestety kosztuje... W imieniu Roberta bardzo prosimy o pomoc. Z całego serca dziękujemy za jakiekolwiek wsparcie finansowe, gdyż każda kwota, nawet ten przysłowiowy „wdowi grosz” jest dla Roberta dużym wsparciem. Wierzymy, że dobro, dane Robertowi, wkrótce do Ciebie wróci. Rodzina Roberta

25 257,00 zł ( 67,83% )
Brakuje: 11 978,00 zł
Amelka Frątczak
Amelka Frątczak , 8 lat

"Śmierć chciała zabrać mi córeczkę..." - tata malutkiej Amelki błaga o ratunek!

Dziewczynka, na którą patrzysz, to moja córeczka Amelka. Ma 4 lata, a jej życie nie przypomina beztroskiego, szczęśliwego dzieciństwa... Śmierć chciała ją zabrać, niemal umarła lekarzom na stole operacyjnym... Była już niemal po drugiej stronie, wróciła - jednak jej chore serce i walka o życie pozostawiły na niej straszne piętno... Oczekiwanie na nią było pełne strachu... Niestety, ciąża była zagrożona. Córeczka urodziła się przez cesarskie cięcie. Lekarze jednak ocenili stan jej zdrowia na 9 punktów w skali Apgar. Odetchnęliśmy z ulgą... Radość nie trwała długo. Coś jest nie tak z sercem - powiedzieli lekarze i w tej chwili zawalił się świat... Okazało się, że córeczka ma wadę serca, której wcześniej nie dało się wykryć. Amelka miała 10 dni, gdy przewieziono ją do specjalistycznego szpitala, gdzie po raz pierwszy trafiła na stół operacyjny... Wtedy myśleliśmy, że to chwilowe, że wystarczy jedna operacja i uda jej się pomóc. Niestety, tak się nie stało... Po operacji lekarze byli dobrej myśli, ale szybko okazało się, że doszło do najgorszego... Po córeczkę przyszła śmierć. Amelka odeszła lekarzom... To były najbardziej dramatyczne chwile w moim życiu. Amelka miała otwartą klatkę piersiową, była długo reanimowana. Przez chwilę wydawało się, że ją stracimy, że to koniec. Rozpacz, jakiej nie da się opisać. Na szczęście stał się cud - córeczka wróciła! Niestety, walka o życie zostawiła na niej straszne piętno... Doszło do niedotlenienia i zmian w mózgu. Amelka ma 4 latka, a jest na poziomie kilkumiesięcznego dziecka... Nie chodzi, nie mówi, nie je. Jest dzieckiem leżącym, karmionym przez sondę, nie lubi dotyku... Nie mogę wziąć jej na ręce, przytulić, bo krzyczy z bólu i płacze. Już trzy razy przeżywaliśmy ten koszmar - szpital, kardiologia, ona, gasnąca w oczach, znikająca za drzwiami operacyjnej sali... Strach o życie dziecka jest najgorszym uczuciem na świecie.  Amelka większość swojego krótkiego życia spędza w szpitalach i klinikach. Już nas tam znają... Czy kiedyś ten szpitalny koszmar się skończy? Czy Amelka zazna odrobinę szczęścia w swoim życiu? Żadne dziecko nie powinno tak cierpieć... Aby móc, choćby w ograniczonym stopniu, żyć jak inne dzieci, Amelka wymaga rehabilitacji. Od początku musi walczyć o coś, co innym przychodzi naturalnie. Jej rozwój psychoruchowy jest znacznie opóźniony. Robimy wszystko, by problemy zdrowotne jak najmniej odbiły się na przyszłości Amelki, jednak niewiele możemy zrobić sami... To straszne, że gdy na świat przyszło takie niewinne, bezbronne dziecko, musi tak cierpieć... Powinna cieszyć się życiem, a nie walczyć o każdy dzień! Najgorsza w tym wszystkim jest bezradność - gdybyśmy mogli, wzięlibyśmy jej chorobę, przeżyli ją sami,  byle by tylko była zdrowa Córeczka wymaga specjalistycznej opieki, intensywnej i żmudnej rehabilitacji i wizyt u szeregu specjalistów. Potrzeby rosną, a pieniędzy zaczyna brakować. Nie mogę się poddać, na szali leży przyszłość mojego dziecka. Proszę - pomóż mi! Tata

27 686,00 zł ( 71,53% )
Brakuje: 11 017,00 zł
Kamil Sadłakowski
Kamil Sadłakowski , 31 lat

Zwyczajny dzień zamienił się w koszmar na jawie...Pomóż Kamilowi w walce o przyszłość!

Nie tak miało to wyglądać, nie tak planowaliśmy przyszłość. Jednak nawet w najgorszych wizjach nie byliśmy w stanie przewidzieć, że życie nas tak zaskoczy. Tak bardzo chciałabym, by to wszystko okazało się tylko złym snem… Niestety, ten koszmar zdarzył się na jawie. To miał być zwyczajny dzień, jakich w życiu wiele. Wychodząc o poranku z domu do codziennych obowiązków zdaje się, że nie zdarzy się nic, co mogłoby zachwiać ustalony porządek. Tymczasem życie bywa przewrotne, a los nigdy nie jest pewny. Kamil zawsze był człowiekiem pełnym życiem, aktywny, wytrwały. Cała nasza rodzina doceniała jego humor i determinację w dążeniu do celu. I teraz najtrudniejsze jest dla mnie to, że o wielu rzeczach związanych z naszą codziennością muszę mówić w czasie przeszłym… Bo choć odwagi i samozaparcia mu nie brakuje to na drodze pojawiają się kolejne przeszkody. Niektóre z nich wciąż nie do pokonania. Nieszczęśliwy wypadek. To wydarzenie sprawiło, że nasz świat stanął na głowie. Kamil miał wrócić do domu o umówionej godzinie, a zamiast tego jeszcze w czasie pracy trafił do szpitala. Pierwsze informacje przekazane przez lekarzy- krwiak śródmózgowy oraz krwawienie podpajęczynówkowe w wyniku urazu drążącego prawego oczodołu i urazowy obrzęk mózgu - wtedy myślałam, że to koniec świata. Nie byłam w stanie przewidzieć, że to dopiero początek…  OIOM, operacja, próby ratowania zdrowia i życia. Lekarze walczyli o niego, a ja tkwiłam w przerażającej niepewności. Kiedy Kamil wybudził się ze śpiączki farmakologicznej, wróciła nadzieja. To jednak dopiero początek trudnej drogi. Pierwsze próby, ćwiczenia, badania. Sprawdzanie, ile straciliśmy, jakie są szanse na powrót do sprawności. Niestety konsekwencje wypadku są bardzo poważne - Kamil wymaga intensywnej i regularnej rehabilitacji, która jest jego jedyną szansą na odzyskanie tego, co odebrał wypadek.  Jego powrót był dla naszej rodziny niesamowitym wydarzeniem. Uśmiech i radość dzieci - tego widoku nie zapomnę nigdy. Jednak wciąż w głowie mamy myśli o tym, że musimy zawalczyć o przyszłość - to, by Kamil miał szansę wrócić do pełnej sprawności, do życia na własnych zasadach. To jednak wymaga ogromnego zaangażowania, podejmowania kolejnych wyzwań i środków, których nie mamy szans zdobyć w takiej kwocie, by zapewnić Kamilowi niezbędną pomoc. Możliwość odzyskania zdrowia i sprawności wyceniono na ogromną cenę. To powoduje ogromny strach przed kolejnymi miesiącami, latami. Wiem jednak, że nie wszystko stracone, bo jeśli podarujecie nam swoje wsparcie, nasze szanse wzrosną. To Wy jesteście naszą nadzieją! Na chwilę straciłam poczucie bezpieczeństwa. Grunt usunął mi się spod nóg, ale wierzę, że to będzie przejściowy etap, który okaże się dla nas ciężką próbą. Wierzę, że dzieci odzyskają sprawnego tatę towarzyszącego im na różnych etapach życia. Nigdy nie zrezygnujemy z tej walki, ale tylko dzięki Wam możemy zwyciężyć i wyjść cało po tym, jak znaleźliśmy się na życiowym zakręcie. _____ Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych w grupie: POMOCNA DŁOŃ dla Kamila  

26 282,00 zł ( 27,27% )
Brakuje: 70 080,00 zł
Matilda Salejko
Matilda Salejko , 11 lat

Pomocy❗️Umierają mięśnie Matildy – pomóż nam, nim będzie za późno...

“Mamo, a co będzie, kiedy znikną mi już wszystkie mięśnie? Czy ja wtedy też zniknę?” – pęka mi serce, kiedy Matilda zadaje mi takie pytania. Wiem, że choroba będzie sprawiała jej coraz większe problemy z poruszaniem się. W kolejnym kroku zaatakuje płuca, struny głosowe i inne narządy wewnętrzne. Będzie zabierała nam dziecko kawałek po kawałku! Aby terapia genowa walce z chorobą mogła zostać wdrożone, potrzeba badań przedklinicznych, które wymagają dużych pieniędzy! Jest nam bardzo ciężko, ale wiemy, że nie mamy innego wyjścia. Opowiadamy więc naszą historię i prosimy - pomóż nam! Matilda jest jedna na milion – dla nas jednak to nie komplement, a przekleństwo. Tylko jedno dziecko na milion rodzi się z uszkodzonym genem GDAP1 – genem odpowiedzialnym za zakończenia nerwów. Mutacja w genie sprawia, że Matilda cierpi na bardzo rzadką genetyczną Chorobę Charcota-Mariego-Tootha typu 4… To schorzenie z tego samego kręgu, co SMA. Bardzo brutalne w skutkach… Wiemy, co czeka Matildę w przyszłości, jeżeli nie dojdzie do leczenia, i gdybyśmy tylko mogli, wzięlibyśmy to cierpienie na siebie. Jedyne, co możemy jednak zrobić, to desperacko szukać ratunku dla naszej córeczki!  Jak to wszystko się zaczęło? Któregoś dnia usłyszałam od Matildy: “Mamusiu, nie mogę założyć buta, palec mi się podwija!”. W pierwszej chwili pomyślałam, że może Matilda się wygłupia, ale od razu podeszłam do niej, żeby to sprawdzić. Zapytałam, czy może ruszyć palcami w górę i w dół. Nie mogła – widziałam, że próbuje, ale bez skutku. Od razu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do lekarza. Ten skierował nas na badania i tak rozpoczęła się nasza wędrówka po gabinetach. Jeździliśmy po całej Polsce, a kolejni lekarze, do których trafialiśmy rozkładali ręce. W końcu zdecydowaliśmy się na bardzo dokładne badania genetyczne i tak, po roku poszukiwań, poznaliśmy odpowiedź. Choroba Charcota-Mariego-Tootha… Niestety Matilda cierpi na jedną z najcięższych postaci! Obecnie choroba zaatakowała już rączki i nóżki – Matilda jest coraz mniej sprawna. Ma problemy z utrzymaniem równowagi, przez co często upada. Niedawno przewróciła się i złamała sobie rękę, kilka tygodni wcześniej w ten sam sposób straciła ząb. Prognozy są takie, że w ciągu kilku najbliższych lat Matildę czeka wózek inwalidzki. Następnie choroba zaatakuje płuca – będzie próbowała zabrać oddech. Teraz nasza córeczka jest bardzo żywą i aktywną dziewczynką – uwielbia ruch, uczestniczy w sesjach zdjęciowych, tańczy śpiewa. Jeszcze jest w stanie… Jak długo będzie jej to dane? Tego nie wiemy… Dla Matildy jest jednak szansa! Kilka lat temu w USA został powołany zespół genetyków do opracowania terapii genowej na chorobę, na którą cierpi nasza córeczka. Wyniki są bardzo obiecujące, a genetycy są w stanie zastąpić uszkodzony gen zdrowym. Jednak aby takie leczenie mogło zostać wdrożone, potrzeba długich badań przedklinicznych! By sfinalizować proces badawczy i rozpocząć badania kliniczne, potrzeba 2 milionów dolarów.  Długie godziny rehabilitacji, ortezy i inne sprzęty medyczne, chociaż tak bardzo potrzebne, nie uratują naszego dziecka! Przyszłość Matildy została wyceniona, a nas nie stać na jej uratowanie. Naszą jedyną nadzieją jest ten apel – to, że tysiące wielkich serc zjednoczą się, by pomóc nam ratować córeczkę! Prosimy, bądź z nami w tej walce... Rodzice Matildy Możesz również pomóc, biorąc udział w licytacjach na Facebooku: Matilda 1 na MILION Zobacz materiały poświęcone historii Matildy: TVP3 Bydgoszcz: 🔉 Radio PiK: "Jedna na milion" Nowości Dziennik Toruński: Mała Matilda z Silna pod Toruniem jest ciężko chora. Na jej leczenie potrzeba aż 8 milionów złotych

1 088 684,00 zł ( 12,98% )
Brakuje: 7 294 295,00 zł
Aniela Pogoda
13 dni do końca
Aniela Pogoda , 74 lata

By móc zobaczyć świat na nowo!

Chcę przeżyć jesień życia najlepiej jak potrafię. Staram się aktywnie spędzać czas, zimą morsuję, latem wyjeżdżam na żagle lub spaceruję po górskich szlakach. Mimo to życie nigdy mnie nie oszczędzało. Przeszłam już tak wiele, że mało co jest mnie w stanie zadziwić.  Od lat choruję na toczeń układowy, paskudną chorobę autoimmunologiczną, która wykańcza mój organizm, każdy organ po kolei. Przyrównać ją można do uczulenia… Uczulenia na siebie samą. Przeszłam też kilka operacji o podłożu onkologicznym. Za każdym razem, kiedy już myślałam, że stan mojego zdrowia się poprawia, okazywało się, że dopadała mnie nowa choroba… Guzy macicy, piersi, tarczycy, czerniak złośliwy. Niezliczona liczba godzin w szpitalu i na stole operacyjnym. Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie: dlaczego właśnie ja, dlaczego mnie to spotyka?  Całe życie starałam się dawać sobie radę i nie poddawać się. Jednak ile człowiek jest w stanie znieść. Jestem coraz słabsza i każdy kolejny cios od życia znoszę coraz gorzej. Mam poważne problemy z oczami, tak naprawdę od kilku miesięcy nie widzę... Nie jestem w stanie ich otworzyć. Diagnoza to zwiotczałe mięśnie. Nie mogę sama wyjść z domu, bo jest to dla mnie niebezpieczne. Jedynym wyjściem jest operacja, dla mnie zbyt kosztowna.  Mam 70 lat, jestem mamą i babcią. Kocham swoją rodzinę najbardziej na świecie. Ich pomoc jest nieoceniona. Marzę, by znów być samodzielnym człowiekiem i nie czuć, że obciążam najbliższych. Tak bardzo chciałabym być sprawną babcią dla moich wnuków! Półtora roku temu urodził się ten najmłodszy, wyczekany. Marzę o tym, by w jego głowie pozostał obraz babci Anieli, która podczas zabaw rozbawiała go do łez, biegała po ogrodzie, robiła babki z piasku na pobliskim placu zabaw… Aby tak się stało muszę jak najszybciej poddać się operacji, której koszt przekracza moje możliwości.  Chcę znów cieszyć się życiem i czerpać z niego garściami. Proszę, pomóż mi! Pełna wiary w powodzenie zwracam się do Ciebie! Pomóż mi zawalczyć o przyszłość, o sprawność, o życie... Aniela

3 942,00 zł ( 27,65% )
Brakuje: 10 314,00 zł
Julita Kobuszewska
Julita Kobuszewska , 39 lat

Julita, mama 5 dzieci, zaczęła walkę z nowotworem!

Moja przyjaciółka Julita to wspaniała osoba. Niestety, los postawił ją przed najcięższą z możliwych prób - walkę ze złośliwym nowotworem piersi! Julita samotnie wychowuje pięcioro dzieci. Jest dla nich całym światem, a one dla niej. Nie umiemy sobie wyobrazić, że mogłoby jej zabraknąć… Dlatego bardzo prosimy o wsparcie. Gdy w takim momencie życia słyszy się diagnozę, właściwie wyrok, w głowie pojawia się tylko jedno pytanie - co się stanie z dziećmi, jeśli mamy zabraknie? Jak będzie wyglądało ich życie, ich przyszłość?  Nowotwór to ogromny strach i niepewność jutra. To cierpienie fizyczne i psychiczne. Choroba całej rodziny… Nowotwór Julity okazał się być potrójnie ujemny, ma średnicę aż 5 cm. Rokowania nie są dobre… Moja przyjaciółka rozpoczęła chemioterapię przedoperacyjną. Niestety, jej sytuacja finansowa jest bardzo zła. Mieszka z dziećmi na stancji, którą sama utrzymuje. Od października zeszłego roku musi regularnie dojeżdżać do Białegostoku na leczenie, a miasto jest oddalone od miejsca jej zamieszkania aż o 180 km… To generuje ogromne koszty. Jeden wyjazd to 200 zł na samo paliwo… Choć samo leczenie (na ten moment) jest refundowane, to wszystkie wydatki z nim związane są ponad siły Julity. Jej najbliższej rodziny nie stać na pomoc finansową...  Obecnie Julita jest po przyjęciu pierwszej chemii. Bardzo źle ją znosi… To dopiero początek drogi - walki o życie. Niestety, także koniec środków finansowych… Trudno jest prosić o pomoc samemu, dlatego postanowiłam pomóc w tym mojej przyjaciółce. Julita chce żyć, dla swoich dzieci i musi wygrać tę walkę. Każde wsparcie jest ważne, każde daje nadzieję i siłę w tych najtrudniejszych chwilach, które właśnie nastały. W imieniu Julity, jej dzieciaków i swoim bardzo dziękuję za pomoc.  Marzena, przyjaciółka Julity

12 107 zł
Fabian Gierowski
Fabian Gierowski , 7 lat

Aby nasz synek mógł żyć tak, jak sobie wymarzy!

Fabianek urodził się jako zdrowy i silny chłopiec. Do pierwszego roku życia wszystko było w porządku, a przynajmniej tak się wydawało. Zaniepokoiło nas jednak specyficzne raczkowanie synka. Każda próba postawienia samodzielnych kroków kończyła się plątaniem nóg i upadkiem. Synek chodził tylko, trzymając się jakiegoś podparcia.  Konsultowaliśmy się z licznym gronem lekarzy. Po wielu badaniach usłyszeliśmy przerażającą diagnozę - niedowład spastyczny kończyn dolnych. To znaczyło dla nas wszystko i nic. Byliśmy świadomi, że musimy jak najszybciej rozpocząć rehabilitację, bo może być tylko gorzej.  Nie wiadomo, co jest przyczyną schorzenia. Jesteśmy przerażeni, bo każda faza wzrostu może spowodować pogorszenie się stanu zdrowia synka. Rehabilitacja jest dla Fabianka szansą na walkę z bolesnymi przykurczami, problemami z bioderkami oraz innymi komplikacjami. Regularne ćwiczenia z każdym dniem przynoszą lepsze efekty. Dziś pracujemy na to, by w przyszłości syn uniknął ciężkich operacji lub co gorsza, nie jeździł na wózku. Fabian potrzebuje również wsparcia logopedy, ortopedy oraz terapii integracji sensorycznej.  Przy regularnych wyjazdach na turnusy rehabilitacyjne Fabian robi niesamowite postępy. Cieszymy się z każdej, nawet najmniejszej poprawy, która motywuje nas do dalszego działania. Mimo, że dziś chodzi bez pomocy, nie jest to taki chód jak jego rówieśników. Kolanka synka są skierowane do środka, brzuch jest wypięty, co powoduje złą postawę. Jesteśmy też w trakcie badań genetycznych, które być może powiedzą nam coś więcej.  Koszty związane z leczeniem synka nieustannie rosną, dlatego zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc w uzbieraniu środków na rehabilitację oraz turnusy rehabilitacyjne, które codziennie pomagają Fabiankowi walczyć o sprawność. Wiemy, że praca, którą teraz wkładamy, zaowocuje w przyszłości. Chcemy, by Fabian żył tak, jak sobie tylko wymarzy. Każda złotówka jest dla nas cenna, za każdą z całego serca dziękujemy! Rodzice Fabiana

10 346,00 zł ( 32,22% )
Brakuje: 21 761,00 zł
Marcin Młynarski
Marcin Młynarski , 32 lata

Wystarczyła chwila, aby wydarzył się dramat... Tata dwójki dzieci walczy o sprawność!

Marcin to kochający mąż i ojciec naszych dzieci- Filipka i Amelki. Zawsze uwielbiał jeździć z nami na basen i zabierać na górskie wycieczki. Na samo wspomnienie tych pięknych chwil czuję bolesny ucisk w sercu. Dlaczego akurat naszej rodzinie musiała przydarzyć się taka tragedia... To był dzień jak każdy inny do póki nie zapukała do drzwi moja przyjaciółka mówiąc: ,,Marcin miał wypadek". Od razu poczułam jak tracę grunt pod nogami…To są straszne wspomnienia, które zostaną ze mną jeszcze na bardzo długo! Marcin wracał do domu motocyklem i nagle wbiegła w Niego sarna. Prosto na Niego! W wyniku wypadku doznał wielu obrażeń głowy, wielu złamań czaszki oraz krwiaka nadtwardówkowego okolicy czołowej prawej, oraz krwotoku podpajęczynówkowego lewej półkuli mózgu co prowadziło do realnego zagrożenia życia. Marcin zapadł również w śpiączkę z zaburzeniami świadomości. Nasz tatuś i mąż przeszedł bardzo ciężką i długą drogę do odzyskania przytomności. Po półtora miesiąca walki o kontakt z moim mężem Marcinem- w końcu otworzył oczy! Po dwóch miesiącach zaczął oddychać samodzielnie! - bez respiratora! Gdy usłyszałam ,,Pani mąż oddycha sam" to były emocje nie do opisania. Były  wielkie łzy szczęścia! Obecna sytuacja epidemiologiczna utrudnia nam kontakt z nim i nie możemy go wspierać  psychicznie. Jedynie dzięki  uprzejmości Pań pielęgniarek, które przykładają mu telefon do ucha jest możliwość wsparcia  go słowem i tu bardzo chciałabym podziękować personelowi medycznemu. U Marcina stwierdzono wodogłowie. Po pewnym czasie gdy wodniak zaczął się zbierać, a Marcin wciąż nie odzyskiwał przytomności, lekarz zaproponował zrobić drenaż zewnętrzny, po którym Marcin ruszył! Sukcesywnie z czasem zaczął wodzić wzrokiem, ściskać ręce oraz ruszać delikatnie głową ponieważ reszta ciała jest w głębokim niedowładzie. W planach leczenia neurochirurgicznego przewidywane jest zaopatrzenie Marcina w ubytek kości czaszki na drodze zabiegu operacyjnego oraz ew. wszczepienie drenu komorowo – otrzewnego  z zastawką. Obie operacje  będą mogły być przeprowadzone po wcześniejszym wygojeniu ran odleżynowych! Pomimo tego co Marcin przeszedł, w końcu odzyskał przytomność i wybudził się ze śpiączki. Teraz mojego męża czeka długa i bardzo kosztowna rehabilitacja, która może potrwać nawet rok, ale pomoże mu wrócić do nas! Marcin obecnie toczy wojnę. Wygrał walkę o życie, teraz pozostaje wygrać ostatnią walkę o powrót do zdrowia i pełnej sprawności. Prosimy o pomoc żona oraz dzieci!

67 495,00 zł ( 73,68% )
Brakuje: 24 101,00 zł
Wiktor Turowski
Pilne!
Wiktor Turowski , 13 lat

Przeżył wiele cierpienia, wszystko na nic... Wiktorkowi potrzebna PILNA operacja❗️

W ciągu niespełna dziesięciu lat swojego życia doświadczył już za dużo cierpienia... Wiktorek pilnie potrzebuje operacji bioder! Jednym z wielu problemów, z jakimi synek boryka się na skutek Mózgowego Porażenia Dziecięcego, jest neurogenne zwichnięcie stawu biodrowego. Pod koniec ubiegłego roku przeszedł skomplikowaną operację, która miała rozwiązać problem. Pomimo udanego zabiegu, dolegliwości nasiliły się - operacja została wykonana tylko jednostronnie. Asymetria miednicy pogłębiła się, co jest nie tylko źródłem bólu i nieprawidłowej pozycji, ale grozi poważnym skrzywienie kręgosłupa! W obecnej sytuacji lewe biodro także musi zostać również  zoperowane, żeby uzyskać symetrię po obu stronach - operacja konieczna jest jak najszybciej! Doświadczenia,  które wynieśliśmy po wcześniejszej operacji w ramach NFZ można opisać tylko jednym słowem - tortury. Wiele bym oddała za to, żeby móc cofnąć czas, aby Wiktor nie musiał tego doświadczyć... Nigdy nie zapomnę tego cierpienia w spojrzeniu mojego dziecka. Spojrzenia błagającego o pomoc... Czasu nie cofnę, ale drugi raz tego samego błędu nie popełnię, i nie pozwolę, żeby Wiktorek tak cierpiał, dlatego podjęliśmy decyzję, że kolejną operację wykonamy prywatnie w Paley European Institute w Warszawie. Niestety wiąże się to z ogromnymi kosztami - prawie 100 tysięcy złotych. To nie tylko koszt samej operacji, ale także obowiązkowej ośmiotygodniowej opieki pooperacyjnej i rehabilitacji w tamtejszym ośrodku,  dzięki czemu Wiktor nie będzie leżał unieruchomiony, tylko od pierwszych dni będzie rehabilitowany. Zamiast gipsu będzie przebywał w wygodnej piance stabilizującej lub w specjalnych ortezach, z których będzie wyjmowany na czas  ćwiczeń, dzięki czemu nie będzie kolejny raz doświadczał odleżyn, zaników mięśniowych i innych powikłań. Dodatkowo jeżeli zajdzie konieczność operacji także prawego biodra, lekarze zrobią to od razu podczas jednego zabiegu. W warunkach NFZ jest to niemożliwe i skazuje dziecko na podwójne cierpienie, znieczulenie i rekonwalescencję! Kwota jest olbrzymia a czasu niewiele. Operacja już za miesiąc... Dlatego zwracam się z gorącą prośbą o wsparcie finansowe tego celu do wszystkich, którym nie jest obojętny los Wiktorka. Aleksandra,  mama Wiktora. 

55 637,00 zł ( 53,77% )
Brakuje: 47 834,00 zł