Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Kacper Pluta
Kacper Pluta , 24 lata

Marzę, by znów założyć mundur strażacki. Proszę, pomóż!

Kacper codziennie ryzykował swoje życie i zdrowie, aby ratować innych, obcych mu ludzi. To normalne w pracy strażaka – walka z żywiołami, ratowanie rannych czy poszukiwanie zaginionych... Strażacy działają w miejscach, gdzie sytuacja wymaga przytomności umysłu i rozwagi, ale jednocześnie szybkiej reakcji. Potrzebna jest pełna sprawność fizyczna. Niestety, to ostatnie mój syn stracił w nieszczęśliwym wypadku. Czy będzie mógł jeszcze kiedyś założyć mundur strażacki? Bez Twojej pomocy to na pewno się nie uda. Kacper od 5 lat w pełni angażował się w działania Ochotniczej Straży Pożarnej. Kiedy tylko słyszał dźwięk syreny, rzucał wszystko i jako pierwszy pojawiał się na zbiórce. Zawsze był w pełnej gotowości do niesienia ratunku potrzebującym. Wielokrotnie narażał przy tym swoje życie i zdrowie. Dziś on sam potrzebuje pomocy...  W sierpniu ubiegłego roku Kacper uległ nieszczęśliwemu wypadkowi, który w jednej chwili przekreślił wszystkiego jego plany i marzenia. W wyniku wypadku doznał licznych urazów wielonarządowych oraz poważnego uszkodzenia prawej stopy.  Lekarze robili wszystko co w ich mocy, aby uratować stopę i tym samym sprawność Kacpra. Przeprowadzili skomplikowaną operację, która niestety nie przyniosła oczekiwanych efektów. Po zabiegu wystąpił groźny stan ropny z martwicą tkanek, który zagrażał życiu naszego syna. Konieczna była amputacja stopy. Życie Kacpra w jednej chwili roztrzaskało się na malutkie kawałeczki. Świat się dla niego zatrzymał i wszystko przestało mieć znaczenie… Zawód strażaka jest ściśle związany ze sprawnością, którą jak się wtedy wydawało – stracił bezpowrotnie. Czuł, że jego marzenia stały się nieosiągalne...  Tygodnie mijały, a Kacper powoli odzyskiwał siły.... Kiedy rany się zagoiły, rozpoczęliśmy cykl intensywnej rehabilitacji. Każdego dnia jego chód się poprawiał, a ćwiczenia przynosiły pożądane efekty. Po kilku miesiącach w końcu udało mu się postawić pierwsze, niestabilne kroki. Niestety to nie wystarczy, aby wrócić do strażackiej pasji.... Obecnie nasz syn o niczym tak bardzo nie marzy, jak o tym, by wrócić do swojego życia sprzed wypadku, zarówno prywatnego, jak i zawodowego. Jedyną szansą jest nowoczesna i bardzo kosztowna proteza nogi oraz specjalistyczna rehabilitacja, na którą nas nie stać...  Dlatego prosimy, pomóż nam walczyć o sprawność Kacpra.  Wcześniej to on niósł ludziom nadzieję i dawał wsparcie. Dzisiaj sam potrzebuje ratunku… Dlatego prosimy o pomoc w uzbieraniu potrzebnych środków na zakup protezy oraz opłacenie intensywnej rehabilitacji. Bez Was strażackie marzenia naszego syna nigdy się nie spełnią...  Rodzina  Pomóc możesz również poprzez udział w licytacji na Facebooku:  ➡️ Licytacje -poMOC dla Kacpra Pluta Czytaj więcej:  ➡️ Po MOC dla Kacpra Pluta Media o zbiórce:  ➡️ Pomóż Kacprowi odzyskać sprawność! ➡️ Strażak potrzebuje pomocy! ➡️ Potrzebna pomoc dla Kacpra!

21 751,00 zł ( 31,45% )
Brakuje: 47 398,00 zł
Damian Łusiak
3 dni do końca
Damian Łusiak , 40 lat

Czasu nie da się cofnąć, ale wciąż możemy zawalczyć o sprawność mojego brata!

13.12.2020 – data, którą zapamiętamy do końca życia. To właśnie tego dnia w strasznym wypadku samochodowym ucierpiał mój brat Damian. Ciężko wracać do czasów, w których wszystko było inaczej. Każdego dnia błagam o to, by los, choć na chwilę się do nas uśmiechnął... Damian ma dopiero 36 lat. Przed nim jeszcze całe życie. Życzliwy i pozytywnie nastawiony do życia, z ogromnym gronem przyjaciół. Fachowiec w swojej dziedzinie. Przed wypadkiem prowadził spokojne życie – pracował, spotykał się ze znajomymi, miał marzenia, oddawał się swoim pasją.  Wypadek w jednej sekundzie obrócił życie Damiana o 180 stopni. Zabrał wszelkie marzenia, plany i chęć do życia. Damian tuż przed Świętami Bożego Narodzenia przyjechał z Niemiec do domu, zobaczyć się z bliskimi. Wracając, uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu – jako pasażer jednego z aut ucierpiał najbardziej... Doznał podwójnej amputacji nóg, wielu urazów wewnętrznych oraz poważnego złamania miednicy, a także skomplikowanego złamania prawej ręki… Za nim kilka operacji, w tym ratującej życie. Jednak, aby mój brat w pełni mógł dojść do siebie, wymaga intensywnej rehabilitacji, pomocy lekarzy i specjalistów.  Damian ma ogromną chęć i wolę walki. Mimo to bywają te gorsze dni, w których zamyka się w sobie i nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Marzenia o normalności, wyjściu z domu i spotkaniu się ze znajomymi są ogromne. Czasami są motorem napędowym do działania, czasami tworzą jeszcze większą tęsknotę za tym co było… A już nie wróci.  Damian jest w domu. W pierwszej kolejności potrzebuje wsparcia finansowego, by mógł rozpocząć rehabilitację i zakupić protezy obu nóg. Cały czas trwają diagnostyki, by dopasować te odpowiednie, które nie obciążą już i tak bardzo mocno zniszczonej miednicy.  Dlatego zwracamy się o pomoc i wsparcie. Wierzę, że dobro wraca! Dorota – siostra Damiana. ➡️ Damianowi można pomóc biorąc udział w LICYTACJACH

7 450,00 zł ( 3,11% )
Brakuje: 231 785,00 zł
Ksawery Wszelaki
8 dni do końca
Ksawery Wszelaki , 7 lat

Odzyskać to, co zabrał bezwzględny los

Choroba genetyczna, chemioterapia, przeszczep szpiki, autyzm. To tylko skrócona historia naszego dziecka, który nadal potrzebuje wsparcia. Mając 4 miesiące u Ksawerego zdiagnozowano bardzo rzadką chorobę genetyczną, przez którą zaczęła zanikać jego odporność. Nasz synek miał tysiące badań, otrzymał dużo leków, aby mógł przyjąć chemioterapię i przejść zabieg przeszczepu szpiku...  Ten strach, niepewność, które w tamtej chwili przeżywaliśmy całkowicie nas obezwładniały. Musieliśmy być jednak silni za naszego malucha. Wszystko się udało i choć kilka razy w tygodniu jeździmy z nim na kontrolę i podajemy leki, jesteśmy wdzięczni, że udało się go uratować! Zaczęliśmy być coraz bardziej spokojni. W końcu najgorsze za nami – tak wtedy myśleliśmy… Podczas jednej z wielu kontroli okazało się, że Ksawery ma autyzm. Z tego powodu nie mówi i nie bawi się jak inne dzieci. Od razu zapisaliśmy synka na specjalistyczne terapie i zajęcia. To jednak za mało. Nasze dziecko powinno znacznie częściej brać udział w zajęciach oraz turnusach rehabilitacyjnych.  Robimy, co możemy, ale wszystko jest zbyt drogie, abyśmy mogli zwiększyć zakres udzielanej mu pomocy. Będziemy wdzięczni, jeżeli choć trochę przyczynicie się do polepszenia jego funkcjonowania. Rodzice Ksawerego

4 306,00 zł ( 69,77% )
Brakuje: 1 865,00 zł
Jarosław Stachowiak
Jarosław Stachowiak , 48 lat

Pomóc może tylko intensywna rehabilitacja…

To było na początku grudnia… Wymienialiśmy się z Jarkiem pomysłami na prezenty gwiazdkowe. Kiedy pojawiły się pierwsze symptomy chorobowe – ból szyi, karku, pleców, temperatura nikt nie myślał, że to się tak skończy. Jarek przez cały tydzień zmagał się z niewyobrażalnym bólem, ale jego przyczyna nie została zdiagnozowana… We wtorek 8 grudnia przed kolejnym badaniem Jarkowi zatrzymało się serce... Lekarzom udało się przywrócić jego akcję, a przeprowadzony rezonans wykazał krwiaka kanału kręgowego. Niezwykle trudna operacja udała się, ale krwiak zdążył uszkodzić rdzeń kręgowy, powodując czterokończynowy paraliż i brak możliwości samodzielnego oddychania. Jarek został też zakażony COVID-19 i dwa tygodnie po operacji znów musiał walczyć o życie. Wygrał te dwie ciężkie bitwy. Od tego momentu toczy kolejną, każdego dnia – o sprawność. Jarek intensywnie ćwiczy w domu pod okiem specjalistów – fizjoterapeutów i robi postępy – oddechowe, zostały odbudowane mięśnie, a jego ciało usztywnia się, dzięki czemu dziś może unieść głowę i ją utrzymać. To trudna walka, niepozbawiona bólu i cierpienia – fizycznego i psychicznego. Ale Jarek nie poddaje i tylko dzięki Waszej ogromnej pomocy może rehabilitować się każdego dnia po 1-2 godziny. Wasze wpłaty przeznaczane są właśnie na pokrycie kosztów rehabilitacji. Jarek nieodpłatnie ma zapewnioną tylko jedną godzinę tygodniowo rehabilitacji… Dziękujemy za każde Wasze wsparcie i pomoc! Rodzina

95 419,00 zł ( 87,25% )
Brakuje: 13 943,00 zł
Mateusz i Michał Tokarscy
Mateusz i Michał Tokarscy , 18 lat

Ramię w ramię – bracia kontra dystrofia mięśniowa! Pomagamy!

Cierpienie dziecka jest największym bólem rodzica. Cierpienie dwójki jest tak silne, że nie ma już siły na płacz ani bezradność. Przyjmuję moje macierzyństwo ze wszystkimi jego radościami i troskami, wierząc, że terapie dla moich synów – Mateusza oraz Michała będą przynosiły dobre efekty. Mateusz jest starszy, ma już czternaście lat. Gdy się urodził zupełnie nie byłam świadoma problemów, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć. Cztery lata później na świat przyszedł jego młodszy brat, Michałek. Podwójna radość zamieniła się w podwójne wyzwanie. Chłopcy rośli, a mi coraz bardziej rzucały się w oczy znaczne różnice w ich rozwoju a w rozwoju ich rówieśników. W kontakcie byli nieobecni, unikali kontaktu wzrokowego. Szybko pojawiły się problemy z napięciem mięśniowym, z ruchem, a także z emocjami i zachowaniem. Obawy o ich zdrowie zmuszały mnie do znalezienia przyczyny, by móc im w końcu pomóc.  Nie była to łatwa droga. Na początku u chłopców zdiagnozowano autyzm oraz lekką niepełnosprawność intelektualną. Badania genetyczne wykryły mutację genu odpowiedzialną za dystrofię mięśniową Duchenne’a. Byłam załamana. Czytając o chorobie i rokowaniach pogrążałam się jeszcze w większym szoku. Choroba atakuje mięśnie szkieletowe... Nie oszczędza przy tym mięśnia sercowego. Na moich oczach synowie będą tracić sprawność i samodzielność. Bałam się, że wszystko, co do tej pory zostało wypracowane pójdzie na marne… Ich życie zostało wykolejone. Autyzm utrudnia im rozumienie relacji społecznych i własnych emocji, niepełnosprawność intelektualna utrudnia pojmowanie świata i naukę a dystrofia zabiera sprawność fizyczną. Byłam przerażona, ale zdałam sobie sprawę, że mają tylko mnie. Kocham ich nad życie i moim zadaniem jest ułatwić im dostęp do świata i jego piękna.  Na dystrofię mięśniową nie ma lekarstwa. Jedynie codzienna rehabilitacja i angażowanie w codzienne czynności umożliwi jak najdłuższe zachowanie sprawności. Koszty potrzebnych terapii są wysokie –  ja muszę wszystko liczyć podwójnie. I nie ukrywam, że jest to trudne, często ponad moje siły. W mojej głowie tworzą się różne scenariusze, które przyprawiają mnie o płacz. U Michałka już teraz widzę osłabienie w trakcie najprostszych aktywności. Ma problemy z utrzymaniem łyżki, gdy je albo podniesieniem się z wanny.  Od czternastu lat stawiam czoła lękom o przyszłość. Wiem, że będzie coraz trudniej, a każdy kolejny dzień może przynieść pogorszenie. Ale to są moje dzieci – chcę dla nich jak najlepiej! Chcę oszczędzić bólu, a dać jak najwięcej szczęścia. Z twoją pomocą będzie mi łatwiej... Joanna – mama Michała i Mateusza

5 450,00 zł ( 37,12% )
Brakuje: 9 231,00 zł
Bogumiła Piorunowska
Pilne!
Bogumiła Piorunowska , 50 lat

Nadzieja na życie, której nie zniszczy nawet rak! Pomóż mi uratować mamę!

Prześladuje mnie myśl, że może jej zabraknąć... Zawsze była, troszczyła się o mnie, w każdej chwili mogłam na nią liczyć. A teraz? Teraz nie wiem, czy nadejdzie jutro. Moja mama zachorowała na raka, a lek, który może uratować jej życia nie jest refundowany... Z początkiem września 2020 zaczął się nasz horror, z którego nie możemy się obudzić. Mama z każdym dniem czuła się coraz gorzej, aż 19 września trafiła do szpitala. Lekarze początkowo podejrzewali wodobrzusze. Rzeczywistość okazała się jednak o wiele bardziej brutalna.  Po kilku dniach usłyszeliśmy diagnozę, która wywróciła nasze życie do góry nogami – złośliwy nowotwór jajnika... Kolejne tygodnie pamiętam jak przez mgłę. Operacja usunięcia guza, chemioterapia i strach przeszywający aż do szpiku kości. Strach połączony z nadzieją na to, że pokonamy nowotwór!  Mama przyjęła już trzy z planowanych sześciu serii chemioterapii. Jej organizm jest osłabiony do granic możliwości, a rak nie daje jednak za wygraną. Po zakończeniu chemioterapii mama powinna przyjąć lek. Bardzo skuteczny, ale też bardzo drogi lek, który zwiększa szanse na życie… Koszt miesięcznego leczenia to około 20 tysięcy złotych! Nie mamy takich pieniędzy, ale mamy ogromną nadzieję na życie... Dlatego dzisiaj piszę do Was te słowa i w rozpaczy proszę, pomóż nam! Martyna - córka

117 508 zł
Patryk Szulc
Patryk Szulc , 25 lat

Przez cukrzycę pewnego dnia mogę się nie obudzić. Pomocy!

Czasem mam wrażenie, że choroba jest ze mną od zawsze. Najgorsze jest jednak to, że ona już nigdy nie zniknie, całkowicie przejęła kontrolę nad moim życiem i powoduje, że wszystko, co się w nim dzieje, musi być jej podporządkowane. Cukrzyca. Brzmi niegroźnie, prawda? A jednak to choroba śmiertelnie niebezpieczna… Do tego stopnia, że każdy dzień staje się wyzwaniem. Jedynym i najlepszym sposobem na leczenie jest jej stałe kontrolowanie. Niestety, nawet to jest dla mnie ogromne wyzwanie, bo codzienność w cieniu choroby to trudna rzeczywistość. Niebezpieczeństwo stanowi zbyt duży wyrzut cukru, ale zbyt niski również stwarza zagrożenie. Nie jestem w stanie zliczyć wszystkich powikłań i możliwości konsekwencji, które mogę ponieść, jeśli cukier nie pozostanie na stabilnym poziomie.  Najtrudniejsza w tej chorobie nie jest kontrola, tego się można nauczyć, do tego można się przyzwyczaić. Najgorszym elementem są jednak koszty, których nie jestem w stanie pokryć, by zapewnić sobie komfortowe życie w cieniu choroby. Teraz moją największą potrzebą jest pompa insulinowa - ale jej zakup i miesięczne opłaty związane z leczeniem, już od samego początku pozostają zbyt duże, bym mógł sobie na nią pozwolić. Wizja tego, że moje życie może się tak po prostu skończyć, że mogę stracić sprawność lub zapaść w śpiączkę z tego powodu jest dla mnie przerażającą wizją.  Nie chcę przegrać. Nie mogę się poddać. Nie jestem gotowy na to, by złożyć broń w tym momencie. Muszę prosić o pomoc. Twoje wsparcie to dla mnie jedyna szansa na zmianę rzeczywistości. Na to, że do mojego życia wróci poczucie bezpieczeństwa, że odzyskam równowagę, a moja rzeczywistość przestała być dyktowana niekończącymi wkłuciami. Bardzo proszę ludzi dobrej woli o pomoc, która przybliży mnie do zakupu całego zestawu. Nawet nie zdajesz sobie sytuacji, jaka byłaby to ulga, gdybym miał pewność, że następnego dnia otworzę oczy.  Mało kto zdaje sobie sprawę, jak wygląda życie w cieniu cukrzycy. Słodko-gorzki smak codzienności, w której przyszło mi funkcjonować. Wiem, że los może się odwrócić i dać mi nadzieję. Wiem, że jeśli wyciągniesz do mnie pomocną dłoń, wizja jutra nie będzie przerażać tak bardzo. 

2 827,00 zł ( 9,45% )
Brakuje: 27 079,00 zł
Julia Bolewska
Julia Bolewska , 17 lat

Szansa na lepsze życie Julki w zasięgu ręki. Pomóżmy jej stanąć na nogi!

Patrzenie na cierpienie własnego dziecka nigdy nie pozostawia wyboru. Motywuje do zakasania rękawów i podjęcia walki. Walki z bezlitosnym potworem, jakim jest Zespół Arnolda Chiariego i towarzyszące mu uszkodzenie rdzenia kręgowego. Niestety taka walka nigdy nie jest równa. Po drugiej stronie ringu, ze łzami w oczach, stoi urocza, delikatna dziewczynka o imieniu Julia. Bez Waszej pomocy zostanie pokonana... Życie Julki diametralnie różni się od życia jej rówieśników. 7 klasa to przecież czas, w którym nasza córka powinna spotykać się z kolegami i koleżankami z klasy, bawić się i uśmiechać. To czas beztroski, radości i oczekiwań na dalszą, fascynującą przyszłość. Jednak życie bywa przewrotne i nie każde dziecko zostaje obdarzone tymi przywilejami. W naszej codzienności gości przede wszystkim lęk, starach i niewiadoma o przyszłość naszego dziecka. Czy uda się uratować sprawność Julki, czy uda się jej dać nowe, lepsze perspektywy?  Przygoda Julki z bezwzględną chorobą trwa już od dnia jej narodzin. Lekarze informowali nas na bieżąco, że zauważają liczne nieprawidłowości. Jednak polska medycyna nie pozwalała jeszcze na szybkie diagnozowanie zespołów genetycznych, co działało na niekorzyść naszego dziecka.  Poszukiwanie diagnozy ciągnęło się w nieskończoność. Były dni całkowitego zwątpienia, frustracji, gorzkich łez oraz poczucia porażki. Minęło wiele lat, zanim usłyszeliśmy ostateczną diagnozę - Zespół Arnolda Chiariego typu I. Mimo strachu przed nieznanym, mieliśmy w sobie dużo radości. W końcu wiedzieliśmy, z czym od urodzenia mierzy się nasza córka i jak ukierunkować dalsze leczenie.  Ten dzień spowodował, że nieśmiało zaczął tlić się w nas płomień nadziei na nowy, lepszy rozdział życia Julki. Niestety szybko nasz entuzjazm zgasł. Im więcej wykonywaliśmy badań diagnostycznych, tym więcej dostawaliśmy informacji o spustoszeniach, jakie już choroba zrobiła w organizmie naszego dziecka.  Zespół Arnolda Chiariego to zespół wad wrodzonych, manifestujący się zaburzeniami i objawami z górnego odcinka rdzenia kręgowego i móżdżku. Objawy spowodowane są ciasnotą i uciskiem na rdzeń przez wpuklający się móżdżek.  U córki występowały objawy - oczopląs, wzmożone napięcie mięśniowe, zaburzenie równowagi, tym samym zaburzenia w sprawnym chodzeniu, drętwienie kończyn górnych, zaburzenia czucia i osłabienie kończyn dolnych.  W czasie dalszej diagnostyki okazało się, że nić końcowa w rdzeniu jest pogrubiona i zakotwiczona, co spowodowało pęcherz neurogenny i znaczną skoliozę idiopatyczną. Wszystko to prowadzi do nieodwracalnego uszkodzenia rdzenia kręgowego i przywiązania do wózka inwalidzkiego na całe życie! Julka, w swoim młodym życiu przeszła już 3 bardzo poważne i bolesne operacje - odbarczenie szczytowo-potyliczne, uwolnienie nici końcowej w rdzeniu, operacji skoliozy, jednak żadna z nich nie zapewniła naszej Julce odzyskania pełnej sprawności. Mimo to nie poddaliśmy się i nie przestaliśmy działać. Chcieliśmy walczyć o sprawność córki i w dalszym ciągu z użyciem specjalistycznego sprzętu intensywnie rehabilitowaliśmy Julkę.  Były liczne  momenty zwątpienia, pytanie: czy to ma sens? - powtarzaliśmy jak mantrę. Powoli zaczynało brakować sił... Aż w końcu nadszedł dzień, który odmienił wszystko. Dla nas był to cud. Julce udało się postawić, pierwsze samodzielne korki. Nie byliśmy w stanie pohamować łez szczęścia.  Jednak czas płynie nieubłaganie, a dzieci szybko rosną. Julka wyrosła z dotychczasowego sprzętu i znowu jej sprawność ograniczyła się do wózka inwalidzkiego. Do dalszych postępów, niezbędny jest nowy sprzęt ortopedyczny, którego sami nie jesteśmy w stanie jej zapewnić. Boimy się, że choroba zabierze jej kolejne lata pięknego młodzieńczego życia.  Walczymy, bo wciąż jest w nas wiara w lepszą przyszłość córki. Julka to najsilniejsza osoba, jaką znamy. Mimo choroby ma piękne marzenia i wytrwale dąży do ich spełnienia. Błagamy, pomóż nam postawić naszą córkę na nogi! Najmniejszy gest to szansa, której drugi raz nie dostaniemy...  Rodzice Julki

20 095,00 zł ( 25,81% )
Brakuje: 57 756,00 zł
Krzysztof Student
Krzysztof Student , 55 lat

Mobilna proteza pozwoli mi wrócić do sprawności! Proszę, pomóż!

Byłem chłopcem, gdy rozpoczęły się moje problemy. Zaczęło się zupełnie niepozornie – złamałem nogę. Nigdy bym nie pomyślał, że to wydarzenie będzie rzutować na całe moje życie. Dzisiaj przede wszystkim brakuje mi pełnej sprawności, którą stopniowo, przez wiele lat traciłem.  Ponieważ byłem dzieckiem, myślano, że kość zrośnie się raz-dwa. Noga w gips i na kilka tygodni musiałem zrezygnować z dziecięcych szaleństw. Ale noga się nie zrastała… To był początek lat 80. – były inne warunki i możliwości leczenia, a lekarze próbowali wszystkiego, co wówczas było dostępne. Niestety, po kilku latach stan był na tyle poważny, że powzięto decyzję o amputacji. Bardzo to przeżyłem, lecz starałem się żyć normalnie – skończyłem szkołę, pracowałem, rozwijałem swoje pasje a lata mijały… Rok temu doszło znowu do wypadku, którego skutkiem była ponowna amputacja tej samej nogi powyżej kolana. Chciałem tylko zasunąć żaluzje, wspierając się o krzesło. Wystarczyła chwila – straciłem równowagę i spadłem znowu łamiąc tę samą nogę… Stany zapalne i zbierająca się ropa tylko uniemożliwiły gojenie. Powtórna amputacja była konieczna.  To było bardzo ciężkie do przyjęcia, lecz nie pozostaje już nic innego jak szukać pomocy i rozwiązań, które ułatwią mi codzienne funkcjonowanie. Jestem aktywny zawodowo, natomiast wypadek znacznie uniemożliwił mi wykonywanie obowiązków. Moja lewa noga to kikut przedłużony metalowym, prostym prętem. Bardzo bym chciał protezę, która umożliwi mi swobodę w poruszaniu się i większą ruchomość. Dzięki temu będę mógł pracować bez przeszkód i żyć jak każdy zdrowy człowiek. Koszt takiej protezy opiewa na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Minęłoby wiele lat, zanim udałoby mi się zaoszczędzić na taki wydatek. Z pomocą ludzi wierzę, że ten czas może się znacznie skrócić, dlatego właśnie zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie. Dopóki czegoś nie tracimy, nawet nie zauważamy, że to mamy. I to całkiem normalna sprawa. Ciężko jest się pogodzić, gdy los nam coś odbiera. Lecz wierzę, że na każdą trudną sytuację jest rozwiązanie i nigdy nie zostajemy sami z naszymi problemami. Krzysztof

6 528,00 zł ( 12,64% )
Brakuje: 45 100,00 zł