Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Izabela Korzon
Izabela Korzon , 31 lat

Choroba nerek najpierw zabrała moją mamę, a teraz chce zniszczyć mnie. Ratunku!

Od 17 lat zmagam się z chorobą nerek. Całe dzieciństwo kojarzy mi się z dializami, wizytami w szpitalu, łzami i cierpieniem. To rodzinne schorzenie niszczy po kolei najbliższe mi osoby. Moja ukochana mama spędzała kilka dni w tygodniu w szpitalu, walcząc o każdy dzień. Niestety w 2009 roku odeszła, a teraz ja, będąc w bardzo trudnym momencie życia, boję się, że czeka mnie równie zły scenariusz. W tym samym roku zmarł mój dziadek, największa podpora całej naszej rodziny, ogromne wsparcie i inspiracja. Co dalej? Mama przez częste dializowanie nie była w stanie mnie wychowywać. Dobry Bóg zadbał o mnie, zsyłając mi najwspanialszych dziadków na świecie. Cierpieli razem ze mną, poświęcili dużo czasu i pieniędzy, by tylko było mi lepiej. Moja wdzięczność dla nich nie zna granic…  Gdy skończyłam 11 lat, moje życie częściowo zaczęło przenosić się do szpitala. Często bolał mnie brzuch, więc konieczne były badania USG. Od tego się zaczęło… Zwolnienia ze szkoły, kontrole w klinice i diagnoza, której można było się spodziewać. Wielotorbielowatość nerek, czyli ich powolne obumieranie. Okrutna choroba dziedziczna, na którą nie ma leku.  Byłam rozżalona i nie rozumiałam, dlaczego ja. W 2018 roku dowiedziałam się, że ostatecznie nerki umarły, a z nimi mogę umrzeć ja. Świat mi się zawalił kolejny raz. Ledwo co wkroczyłam w dorosłość, rozpoczęłam dwa kierunki studiów, a już musiałam zmieniać wszystko, podporządkowując każdy dzień pod życie w szpitalu, przetoki, dializy… Dializy, które pozwalały żyć, ale wyniszczały inne narządy. Walczyłam ile sił, ale czułam, że słabnę z minuty na minutę.  Widok mojej zapłakanej babci w oknie, gdy jechałam do szpitala, czekającej z niecierpliwością i w strachu łamał mi serce za każdym razem. Nie umiałam poradzić sobie z tym, że przechodzę tę samą drogę, co moja mama. Uważałam, że będę żyć inaczej, że będę zdrowa… Modliłam się każdego dnia, błagałam, żeby się udało. 12 marca 2021 roku zdarzył się cud! Otrzymałam nerkę i tym samym moje największe marzenie się spełniło. Przeszczep się udał, nerka się przyjęła i funkcjonuję bez dializ. Słowa nie są w stanie wyrazić wdzięczności za tak wspaniały dar, który uratował mi życie. Niestety radość i ulga nie trwały długo, bo na mojej drodze pojawił się kolejny kłopot - leki immunosupresyjne, które są bardzo drogie. Babcia i ja staramy się jakoś sobie radzić, ale nie ukrywam, że jest nam ciężko. Moja renta socjalna i emerytura babci nie wystarczają na dokonanie opłat i wykupienie wszystkich potrzebnych lekarstw. Dodatkowo babcia ma już 80 lat i traci siły. Sama potrzebuje opieki, a teraz ja jestem dla niej dodatkowym ciężarem.  Chcę żyć spokojnie i czuć się bezpieczna. Nie mam zbyt wielu marzeń. Chciałabym, by życie miało dla mnie lepszy scenariusz, mniej tragiczny, niż dla mojej mamy. Mam jeszcze naprawdę dużo do zrobienia. Za mnie i za mamę. Dlatego każdy gest wsparcia jest dla mnie bardzo ważny! Izabela 

47 516 zł
Julka Głaszczka
Julka Głaszczka , 17 lat

Depresja dziecięca zagroziła jej życiu... Walczymy o przyszłość 13-letniej Julki!

Julia to 13-latka, która na skutek depresji dziecięcej znalazła się w stanie zagrażającym jej życiu... Dziewczynka walczy. Ma już za sobą dwie skomplikowane operacje. Mama Julki przeżywa najgorsze chwile swojego życia... Depresja, straszna choroba, która odbiera radość życia, sprowadza tylko smutek, pustkę i ciemność... Żyjesz w bólu, w mroku, we mgle. Depresja dziecięcą jest plagą, dotykającą corocznie coraz więcej bezbronnych dzieci... Coraz więcej imion, coraz więcej łez całych rodzin... Coraz więcej przypadków w trakcie pandemii, która skazała dzieci na wyobcowanie i samotność. Coraz więcej tragedii... Gdy Julka była na stole operacyjnym, jej mama czekała na szpitalnym korytarzu na jakiekolwiek wieści... Każda godzina w stresie, każda minuta w przeraźliwym strachu. Julka przeszła skomplikowaną operację kręgosłupa i kości krzyżowej. To okropne chwile w życiu matki, zwłaszcza w sytuacji, gdy wyrzuca sobie, że nie dostrzegła depresji Julki wcześniej, że nie zapobiegła tragedii. Depresja kojarzona jest jednak ze skrajnymi przeżyciami, a nie "zwykłym" życiem nastolatki. Przyczyny depresji dziecięcej, podobnie jak u dorosłych, mogą być bardzo różne - genetyczne, psychologiczne czy związane ze środowiskiem. Nikt nie jest winny. Julka jest kochaną, ambitną indywidualistką, piątkową uczennicą, uzdolnioną plastycznie. Uwielbia rysować, szczególnie w stylu mangowym - tata zaraził ją bowiem miłością do komiksów. Pasjonuje ją kultura Japonii - jedno z jej marzeń to wyjechać do tego kraju i bliżej poznać ten kraj. Sama zdecydowała się, by zacząć uczyć się japońskiego. Ponadto od trzech lat uczęszcza na lekcje taekwondo. Bierze udział w zawodach i obozach.  Grupa, z którą ćwiczy nie może doczekać się jej powrotu - koleżanki, koledzy, nauczyciele wspierają rodzinę od dnia zdarzenia. Do tej pory nikt nie może uwierzyć w to, co się stało. Julia powoli dochodzi do siebie. Potrzebuje teraz przede wszystkim wsparcia w powrocie do zdrowia i równowagi psychicznej. Przeżyła trudne chwile, podobnie jej rodzina, która wciąż nie może otrząsnąć się po tym dramacie. Mało brakowało, a Julki nie byłoby dziś z nami... Ona ma dopiero 13 lat! Wiemy już, że dwie operacje Julii przebiegły pomyślnie. Julka wstała na kilka sekund. Jest niesamowicie waleczna. Teraz jednak jeszcze więcej pracy przed nią. Pomóc może jedynie rehabilitacja oraz opieka psychologiczna, bo tylko holistyczne podejście pozwoli Julce dojść do siebie. To szansa, by dziewczynka pokonała tę straszną chorobę. W imieniu rodziny Julci prosimy o pomoc, by ratować jej przyszłość, by ocalić to małe życie... Rodzice Julki ➡️ Bądź z Julką na Facebooku - Dla Julki ➡️ Licytacje dla Julki - KLIK

13 954,00 zł ( 16,19% )
Brakuje: 72 217,00 zł
Magdalena Słowińska
Magdalena Słowińska , 43 lata

By po udarze wrócić do dzieci! Pomagamy Magdzie!

Magdalena to cudowna Mama sześcioletniej Lilianki i siedemnastoletniego Mikołaja, Moja wspaniała Żona, kobieta kochająca ludzi, życie i świat. Każdego starała się wspierać dobrym słowem, dla każdego miała otwartą dłoń i otwarte serce. Dzisiaj sama potrzebuje pomocy. Trzynastego lipca świętowaliśmy razem w gronie rodzinnym trzydzieste dziewiąte urodziny mojej żony, a dwa tygodnie później lekarze rozpoczęli batalię o jej życie. Jedna chwila zmieniła wszystko – Magda doznała rozległego udaru mózgu i zapalenia mięśnia sercowego. Szczęśliwe do tej pory życie całej naszej rodziny rozpadło się na kawałki, a każdy dzień teraz stał się walką o życie, powrót do zdrowia i do normalności. Obecnie Magda przebywa na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Przez wiele tygodni lekarze utrzymywali ją w śpiączce farmakologicznej. Czas oczekiwania na wybudzenie był dla nas szczególnie ciężki. Przeżywaliśmy najtrudniejsze momenty naszego życia, najgorszy był strach, że ją utracimy. Magda obudziła się, ale jej stan w dalszym ciągu jest określany jako ciężki. Czekają ją jeszcze dwie operacje, jednak dała nam nadzieję, że wróci do nas. Jest świadoma, ale bez odruchów motorycznych z wyjątkiem lewej ręki. Czeka na przeszczep zastawki w serduszku oraz odwrócenie zabiegu stomii. Magda potrzebuje kosztownego leczenia i rehabilitacji w specjalistycznym ośrodku, aby wrócić do zdrowia. Kiedyś każdy dzień witała z uśmiechem na ustach. Nie tracimy nadziei, że jeszcze zobaczymy ten uśmiech na Jej twarzy. Bez Waszej pomocy będzie to bardzo trudne. Mała Lilianka marzy, aby Mama mogła się z Nią znów pobawić, zapleść warkocze - a nikt inny nie potrafi zrobić takich jak Mamusia. Czeka, aż któregoś ranka Mama chwyci ją za rękę i zaprowadzi do szkoły, tak jak robią to inne mamy. Tęsknimy bardzo i z każdym upływającym dniem ta tęsknota staje się nie do wytrzymania. Jana Paweł II powiedział, że "człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi".

4 476,00 zł ( 5,84% )
Brakuje: 72 120,00 zł
Ariel Krzyżanowski
Ariel Krzyżanowski , 7 lat

Nie tracę nadziei na lepszą przyszłość - pomóż wyrwać Ariela z pułapki choroby!

Mówi się, że ciąża bliźniacza to podwójne szczęście. Niestety, w naszym przypadku pełne napięcia oczekiwanie zostało przesłonięte  Kiedy podczas badania usłyszałam, że jedno z moich dzieci może być chore miałam wrażenie, że moje serce na chwilę się zatrzymało..  Kiedy nosiłam moje dzieci pod sercem, jeszcze wierzyłam, że przewidywania lekarzy mogły być błędne. Niestety, nawet samą ciążą nie zdążyłam się nacieszyć, ponieważ przez komplikacje, moi synowie przyszli na świat w 29 tygodniu ciąży. Myślałam, że bóle na tym etapie są normalne, a przede mną standardowa wizyta u lekarza. Na miejscu usłyszałam, że te dolegliwości to regularne skurcze zwiastujące poród. Powiedzieć, że byłam przerażona to za mało!  Ich widok wzbudził we mnie przedziwną mieszankę - strachu i euforii. Pomimo bólu poczułam zalewającą mnie falę miłości. Szybko jednak wróciłam na ziemię, bo usłyszałam, że mniejszy synek - Eryk może nie przeżyć. O problemach Ariela jeszcze wtedy nie było mowy…  Los znów okazał się przewrotny, bo lekarze początkowo mówili o problemach z Erykiem, a w efekcie to Ariel boryka się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Choroba odebrała mu sprawność, możliwość komunikacji i szansę na samodzielność. Widzę, jak mój synek spogląda z zazdrością za starszym bratem, który beztrosko biega po podwórku. Słyszę, że próbuje naśladować wypowiedziane przez niego słowa. Ich więź jest dla mnie czymś absolutnie wyjątkowym, ale widząc ich razem, za każdym razem uświadamiam sobie, jak wiele Arielowi odbiera choroba. To trudne, bo codziennie odprowadzam do przedszkola tylko jedno dziecko, a z drugim ruszam na rehabilitację. Ta długa, trudna i żmudna droga ma przybliżyć nas do namiastki sprawności i samodzielności. Dowiedziałam się, że w naszym przypadku rehabilitacja to za mało, musimy pójść o krok dalej! Naszą szansą na pokonanie kolejnych skutków choroby jest przeszczep komórek macierzystych, które pomagają wzmacniać efekty prowadzonej rehabilitacji i otwierają nowe możliwości. Niestety, za każde podanie musimy zapłacić, a cała terapia to koszt ponad 30 tysięcy złotych. Kwota, na której zdobycie nie mam szans przy pokrywaniu wszystkich rachunków za rehabilitację i utrzymanie. Mam wrażenie, że każdego dnia na nowo zaczynamy walkę. Coraz częściej mam jednak wrażenie, że uderzam głową w mur… Musimy działać tu i teraz, dopóki jest jeszcze szansa! Niestety, kiedy kończą się możliwości rodziców i najbliższej rodziny, potrzebna jest pomoc i wsparcie innych. My całą rodziną jesteśmy zaangażowani w tę batalię, ale, by zwiększyć szanse na zwycięstwo potrzebujemy Waszej pomocy. Bo to dzięki Wam możemy dać Arielowi przyszłość, w której nie będą dominowały kolejne ograniczenia…  Codziennie Ariel wkłada mnóstwo pracy i zaangażowania, by sprostać zadaniom stawianym przez specjalistów. Widzę jego determinację i powtarzam sobie bez końca, że ja nie poddam. Proszę, wyciągnij pomocną dłoń! To dobro dla ciebie wróci! 

9 756,00 zł ( 28,65% )
Brakuje: 24 287,00 zł
Lena Moras
Lena Moras , 4 latka

"Prezent" od losu, który wszystko zmienił... Pomóż Lence!

Poznajcie historię Lenki od początku. W bardzo młodym wieku zostałam mamą niepełnosprawnego dziecka. Było mi ciężko pogodzić się z tą myślą, że mając 21 lat, muszę dźwigać ten ciężar. Tym bardziej że Lenka miała być zdrowym i wymarzonym dzieckiem... Los chciał inaczej. Już w 22 tygodniu ciąży dowiedziałam się, że moja córeczka dostała od losu dodatkowy prezent – chromosom, który jest przyczyną choroby zespołu Downa. Dodatkowo u Lenki zdiagnozowano złożoną wadę serca, którą wykryto dopiero, gdy przyszła na świat. Pomimo tych dramatycznych wieści oboje z mężem stwierdziliśmy, że się nie poddamy i będziemy walczyć, jak tylko możemy, o naszą Lenusię. Od razu po porodzie córeczka została cewnikowana, miała też badanie nerek. Niestety wodonercze było bardzo duże i po niedługim czasie konieczna była operacja lewej nerki.  Dziś znów czekamy w niepewności, bo wszystko wskazuje na to, że czeka ją drugi zabieg. Lenka ma złożona wadę serca, na którą składa się: niedomykalność zastawki trójdzielnej łagodna, ubytek międzyprzedsionkowy z przeciekiem, zwężenie tętnicy płucnej lewej. Lenka stała się całym naszym światem. Bez niej nie wyobrażamy sobie życia. Jest naszym promyczkiem! Cały czas się uśmiecha. Niestety, jest chora, dlatego wciąż potrzebujemy pieniędzy na jej leczenie w różnych ośrodkach oraz rehabilitację. Mała jest rehabilitowana m.in. metodą Vojty i Bobath.  Rehabilitacja odbywa się głównie prywatnie, bo to, na co pozwala NFZ, jest jedynie kroplą w morzu potrzeb. Dodatkowo musimy opłacać wizyty u różnych specjalistów: urologa, nefrologa, kardiologa, neurologa, ponieważ Lenka musi być pod ich stałą opieką i obserwacją. Chcemy, aby nasza córeczka nie tylko zdrowiała, ale i rozwijała się jak najlepiej, by w przyszłości była choć w jakimś stopniu samodzielna. Bardzo prosimy,  pomóż nam do tego dotrzeć. Wierzymy, że masz dobre serce i pomożesz Lence. Dziękuję z całego serca, Mama Leny  

14 399 zł
Sylwek Wydra
Sylwek Wydra , 4 latka

❗️Przeżył sepsę – to, co zrobiła choroba jest przerażające! Pomóż Sylwkowi!

Był kilkumiesięcznym, pięknym i zdrowym dzieckiem. Przez myśl mi nie przeszło, że jednego dnia wszystko się zmieni, że w jednej chwili zacznie się nasze nowe życie… Pełne bólu i strachu o to, co będzie.  Kiedy się rozchorował, nie spodziewałam się, że sytuacja zakończy się tak tragicznie. Sylwusia męczyła gorączka, której nie mogliśmy niczym zbić. Był bardzo osłabiony, przelewał mi się przez ręce… A gdy ciało synka pokryły wybroczyny i zaczął robić się siny,  natychmiast wezwałam karetkę.  W szpitalu usłyszałam, że to posocznica meningokokowa, byłam przerażona. Od razu przewieziono nas do szpitala w Warszawie, gdzie usłyszałam najgorszą z najgorszych wiadomości. “Proszę się z nim pożegnać...“ – jak matka może pożegnać swoje malutkie, niespełna roczne dziecko?  Wszystko działo się tak szybko! Sylwuś został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Obserwowałam, jak oddycha za niego maszyna i nic nie mogłam zrobić. Bezsilność mnie niszczyła… Ale wciąż wierzyłam, że nie odejdzie, że da radę zwalczyć z tak ciężką chorobą.  Dni ciągnęły się w nieskończoność, a stan Sylwka się nie poprawiał. W jego nóżki wdała się martwica. Stan był tak zły, że nie można było przeprowadzić amputacji. Czekaliśmy dwa tygodnie, by sytuacja Sylwka się ustabilizowała. Najpierw amputowano paluszki, potem przedudzie, na końcu podudzie… Po wielomiesięcznej walce w szpitalu syn bierze udział w turnusach rehabilitacyjnych. Przed nami jeszcze ogrom pracy, jednak najważniejsze, że Sylwuś żyje, że jego stan jest stabilny! Niestety, jest duże prawdopodobieństwo, że bakteria wróci, dlatego musimy zrobić wszystko, by synek był bezpieczny. Budzimy się o 6 rano, by przyjąć leki, ogromne ilości…   Sylwek ma siostrę Amelkę, która zmaga się z autyzmem. Córka bardzo ciężko znosi całą sytuację, nie rozumie, dlaczego jej malutki brat nie ma nóżek. Chciałaby się z nim bawić, ale boi się go dotykać, zamyka się w sobie. To wszystko jest ogromnym ciężarem dla naszej rodziny.  Mamy szczęście, że bakteria nie zaatakowała mózgu synka. Sylwek powoli zaczyna raczkować i stawać na nóżce, w której uratowane zostało kolanko. Wiem, że może być radosnym i samodzielnym chłopcem, sama jednak tej walki nie wygram! Synek potrzebuje protez, na których nauczy się chodzić, potrzebuje też specjalistycznej opieki i intensywnej rehabilitacji, a ja, by mu pomóc, potrzebuję ogromnych pieniędzy... Proszę Cię, bądź z nami! Katarzyna, mama

38 294 zł
Mariusz Wierzbicki
Mariusz Wierzbicki , 43 lata

By spojrzenie Mariusza nareszcie zaczęło być świadome...

Każdego dnia Mariusz wracał do domu o tej samej porze. Szczęśliwy Franek biegł w jego stronę, rzucając się mu na szyję. Codziennie cieszył się, że ukochany tata wrócił z pracy. Tego dnia było inaczej. Mijały godziny, a nikt nie otwierał drzwi. Żona czekała, martwiąc się coraz bardziej. W telefonie słyszała tylko głuchą ciszę. Cały stres związany z brakiem kontaktu, zmienił się w ogromną rozpacz. Mariusz na co dzień pracował w mieszalni farb, jednak najbardziej interesował się motoryzacją. Bardzo się cieszył kiedy wolne dni mógł spędzać w garażu. Lubił pomajsterkować przy samochodach. Chętnie pomagał znajomym i sąsiadom. Naprawiał samochody, a z czasem też motocykle… Bardzo często towarzyszył mu jego starszy syn, który z ogromną chęcią pomagał mu i uczył się tego, co pokazywał mu Mariusz. 10 maja 2021 roku Renata, żona Mariusza odebrała telefon ze szpitala. Okazało się, że jej mąż miał poważny wypadek komunikacyjny. Auto wymusiło pierwszeństwo. Uderzenie było tak silne, że został przewieziony nieprzytomny do szpitala i wymagał jak najszybszej operacji. Rozpacz, która ogarnęła całą naszą rodzinę, była nieporównywalna do niczego, co wcześniej nas spotkało. Nigdy nikt z nas nie bał się tak bardzo o życie bliskiej osoby.  W szpitalu przekazano nam wiele przerażających informacji. Odbite płuca, liczne złamania, obrzęk mózgu… Każda kolejna diagnoza jeszcze bardziej nas niepokoiła. Czekaliśmy, aż operacja dobiegnie końca. Lekarz, który operował brata, powiedział, że wszystko się udało, a jego stan jest stabilny. Dni mijają, a Mariusz cały czas musi być wspomagany oddechowo przez respirator. Niestety, do dziś nie odzyskał świadomości. Otwiera oczy, reaguje na światło… Wydaje nam się, że gdy do niego mówimy, wszystko rozumie. Kilka dni temu lekarze powiedzieli, że pojawiły się także próby przełykania. Mamy ogromną nadzieję, że już niedługo Mariuszowi wróci świadomość, rozpozna nas i powie choćby jedno słowo…  Mimo że Mariusz przez cały czas jest nieświadomy, wiemy już, że czeka go intensywna rehabilitacja. Bardzo zaangażowaliśmy się w zorganizowanie mu miejsca w ośrodku, jednak by móc rozpocząć rehabilitację, konieczne jest, aby zaczął samodzielne oddychać. Turnusy, zabiegi, terapie - to wszystko jest bardzo kosztowne. Niestety, nie uda nam się tego opłacić bez Twojego wsparcia. Zależy nam na zapewnieniu mu profesjonalnej pomocy, aby jak najszybciej mógł wrócić do sprawności. Rodzina i bliscy Mariusza Mariusza możecie również wspierać poprzez licytację na Facebooku ➡️ Obudźmy Tatusia dla Wiktora i Franusia

64 371 zł
Sławomir Sokołowski
Sławomir Sokołowski , 49 lat

Udar zniszczył życie Sławka. Pomóż nam je odzyskać...

Sławek to mój kochany mąż i tata dwójki wspaniałych dzieci, zawsze oddany rodzinie teraz potrzebuje pomocy. Zawsze pogodny z pozytywnym nastawieniem do życia i ludzi, pomocny i otwarty z dużą wrażliwością na krzywdę. Pracował w dużej firmie dystrybucyjnej w branży FCMG. Praca zawsze była dla niego najważniejsza, tam się realizował na wielu płaszczyznach. Dał się poznać jako świetny kolega, dla wielu osób przyjaciel, który zawsze znalazł czas na rozmowę. Prawie 30 lat temu właśnie jako przyjaciel skradł moje serce i trzyma je do dziś.    W zeszłym roku mój mąż bardzo źle się czuł i pomimo lockdownu covidowego przeszedł szereg badań i konsultacji lekarskich, aż wreszcie na początku grudnia została postawiona diagnoza - ziarniakowatość Wegnera. Zostało wdrożone leczenie pod okiem wspaniałych lekarzy i już mieliśmy nadzieje, że nasze problemy ze zdrowiem są pod kontrolą i będzie dobrze, ale niestety..... Pewnego dnia na początku maja 2021  nasz poranek był inny niż wszystkie dotychczasowe. Sławek obudził się już w innym ciele - w nocy dostał udaru niedokrwiennego w lewej półkuli mózgu. Udar był bardzo rozległy. Skutkiem tego jest znaczny niedowład prawostronny i afazja całkowita. Afazja całkowita oznacza to, że nie rozumie tego co się mówi i sam też nie mówi. Kontakt z nim jest bardzo ograniczony.  Niedowład ciała uwięził go w łóżku, jest rehabilitowany. Robi niewielkie postępy w pionizacji ciała i stawia pierwsze kroki. Od kilku dni zaczyna rozumieć proste polecenia. Minął miesiąc od tego zdarzenia, a poprawa jego stanu zdrowia jest niewielka. Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, że w jednej chwili całe życie może tak drastycznie się zmienić. Wszystkie nasze dotychczasowe plany i marzenia stały się nieistotne i małostkowe. Nie zamierzam się jednak poddawać i będę walczyć, aby mój kochany mąż uzyskał jak największą sprawność i samodzielność. Do tej pory w naszym życiu pojawiało się wiele wyzwań, z którymi musieliśmy stawiać czoła, ale zawsze razem daliśmy radę, dlatego wierzę, że znów nam się uda. Dotychczas wydawało mi się, że rehabilitacja czy sprzęt do rehabilitacji domowej jest refundowany z NFZ - niestety za wszystko trzeba płacić samemu. Ogromne koszty związane z leczeniem, rehabilitacją, zakupem niezbędnego sprzętu i dostosowaniem domu do potrzeb osoby niepełnosprawnej zmuszają mnie, aby prosić o pomoc.  Oszczędności topnieją w zastraszającym tempie. Chciałabym, aby Sławek wrócił, choć w niewielkim stopniu do sprawności sprzed udaru. Najlepsze rezultaty w rehabilitacji uzyskuje się w pierwszym roku od zdarzenia, dlatego wierzę, że dzięki intensywnej rehabilitacji prowadzonej podczas turnusów rehabilitacyjnych właśnie teraz na początku naszej walki, odzyska możliwość chodzenia i poruszania ręką oraz zacznie mówić. Chciałabym móc znów z nim porozmawiać o sprawach małych i dużych, o rzeczach ważnych i o tych bez znaczenia. Głęboko wierzę, że doczekamy się jeszcze takich dni.  Tylko systematyczna i niestety kosztowna rehabilitacja to szansa dla Sławka na sprawność i powrót do normalności, dlatego z całego serca prosimy o pomoc. Nigdy tego nie robiłam, ale w tym momencie nie mam wyboru - muszę prosić o pomoc! Wasze wsparcie to dla mnie jedyna możliwość na podjęcie trudnej i nierównej walki o sprawność. Moje życie nauczyło mnie, że w sytuacjach potencjalnie bez wyjścia, zawsze można próbować znaleźć alternatywne rozwiązanie. Liczę na nie, liczę na Ciebie i Twoje wsparcie. Być może to właśnie dzięki Tobie moje największe marzenie się spełni! Aneta - żona Sławomira

60 283 zł
Jadwiga Barańczak
Jadwiga Barańczak , 44 lata

Chora na COVID urodziła córkę, potem dostała udaru❗️Pomóż Jadzi wrócić do domu!

Nie tak wyobrażaliśmy sobie narodziny naszej córeczki… W ciągu jednego miesiąca w naszym życiu wydarzyło się więcej niż przez ostatnie lata… Moja żona zachorowała na COVID w zaawansowanej ciąży. Potem było tylko gorzej… W całym dramacie wciąż mamy nadzieję, że Jadzia wróci do domu i pozna w końcu nasze dziecko. Bardzo proszę o pomoc! Dopiero co rozpoczął się kwiecień. Na podstawie objawów zbliżonych do przeziębienia, zacząłem podejrzewać u siebie Covid-19. U mojej żony Jadzi pierwsze objawy pojawiły się 5 kwietnia. Już następnego dnia wykonaliśmy test, który okazał się pozytywny. Moja żona była w ciąży, a termin porodu wyznaczony na koniec kwietnia zbliżał się nieuchronnie. Jadzia od samego początku bardzo ciężko przeżywała zakażenie. Zmęczenie i uporczywy kaszel nie dawały za wygraną.  Byliśmy pełni nadziei, że do czasu porodu uda nam się zwalczyć wirusa, przeżyjemy piękne narodziny naszej córeczki i razem, zdrowi wrócimy do domu. Tak się jednak nie stało. Żona nie widziała córki aż do dzisiaj... 15 kwietnia kończył się czas naszej izolacji, a Jadzia wciąż odczuwała dolegliwości związane z zakażeniem. Wezwaliśmy karetkę. Żona miała wykonany test, który potwierdził, że wirus nie odpuszcza...  Jadzia trafiła do szpitala w Starachowicach, przeznaczonego dla kobiet w ciąży zakażonych COVID-19.  Tam po dwóch dniach - 17 kwietnia - przyszła na świat nasza córka Ania, która niemal natychmiast została oddzielona od swojej chorej mamy. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co wtedy czuła moja Jadzia, jak bardzo musiała tęsknić, jak bardzo musiała się bać o naszą córeczkę, której do tej pory nie miała okazji poznać i przytulić... Cały następny tydzień jeździłem do córeczki, by  ją kangurować, karmić i przytulać. Jadzia była tuż za ścianą, jednak nie miała dostępu do córeczki. 23 kwietnia odebrałem Anię ze szpitala i opiekuję się nią wraz z moją mamą do dziś. Pomaga nam w tym na miarę swoich dziecięcych możliwości nasz blisko 2-letni synek Mateusz, który jest niezwykle dzielny.  W nocy z 23/24 kwietnia moja żona dostała pierwszych skoków ciśnienia tętniczego. Pomiędzy godziną 2 a 5 bezskutecznie wzywała pomocy. Ciśnienie zaczęto zbijać dopiero nad ranem, początkowo za pomocą tabletek. W dalszych godzinach skoki ciśnienia się utrzymywały, leczenie nie przynosiło efektów. Tragedia wisiała w powietrzu...  Ostatecznie 25 kwietnia wieczorem moja żona dostała udaru. Po wykonanym tomografie komputerowym okazało się, że w głowie Jadzi są aż cztery krwiaki w obrębie mózgu, nastąpił wylew, który doprowadził do paraliżu prawej części ciała.  Jadzia jest obecnie na oddziale rehabilitacji. Ściska moją dłoń, kiedy ją o to poproszę, wodzi wzrokiem za rozmówcą, porusza już sparaliżowaną nogą, jednak afazja negatywnie wpływa na proces myślenia i komunikowania się. Widzę, jak nasz synek tęskni za mamą. Wciąż powtarzam mu, że mama wróci... Wierzę, że Jadzia w końcu przytuli naszą córeczkę, jak dawniej utuli Mateuszka. Przed nią ogromna droga, po której będziemy kroczyć zawsze razem, droga do celu, jakim jest nasze dawne życie, z dwójką cudownych dzieci u boku. W zdrowiu i chorobie będę przy niej, będę o nią walczyć, jednak dziś muszę prosić Cię o pomoc.  Nie posiadam pieniędzy, które pozwolą zapewnić rehabilitację, dzięki której Jadzia będzie mogła wrócić do zdrowia. W imieniu swoim, mojej ukochanej żony, a także naszych malutkich dzieci proszę, pomóż... Paweł - mąż Jadzi

65 940 zł