Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Aleksander Jaworski
Aleksander Jaworski , 7 lat

W pułapce padaczki – ratujmy Olusia!

Od kiedy przyszło mi się zmierzyć z diagnozą synka, mam ciągłe poczucie, że choroba wyprzedza nas o krok. Wciąż wiemy za mało, by stawić czoło przeciwnościom, a niepewność przynosi strach o to, co zdarzy się za chwilę, o to, jak będzie wyglądał każdy kolejny dzień... Oluś urodził się w październiku 2017 roku jako zdrowy chłopiec. Niestety już w drugim miesiącu życia synek zaczął się niepokojąco zachowywać. Rozpoczęła się diagnostyka pod kątem epilepsji, ale początkowe podejrzenie wykluczono. Przez chwilę mogłam odetchnąć z ulgą. Radość nie trwała jednak długo... Synek zaczął tracić świadomość i przytomność, co kończyło się pobytami w szpitalu. Ostatecznie, w dniu, w którym Oluś skończył roczek, potwierdziło się najgorsze - padaczka lekooporna, obniżone napięcie mięśniowe, opóźniony rozwój psychoruchowy. Na pierwszy rzut oka Oluś wygląda jak zdrowy chłopiec, ale tak nie jest. Synek codziennie zmaga się z chorobą, która uniemożliwia mu osiąganie dalszych postępów, a z każdym kolejnym atakiem odbiera również sprawność. Oluś dzielnie walczy o lepsze jutro na terapiach z logopedą, neurologopedą, osteopatą oraz rehabilitantem. Pełna nadziei, zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc dla mojego dziecka. Leczenie oraz dalsza diagnostyka  mogą pomóc w walce z padaczką, która odbiera radość życia mojego kochanego Olusia. Będę wdzięczna za każdy gest!  Ewa, mama

8 924,00 zł ( 12,22% )
Brakuje: 64 056,00 zł
Madzia Kilarska
Madzia Kilarska , 17 lat

Bolesne piętno walki z nowotworem... Nigdy nie przestanę walczyć o Madzię! Błagam, pomóż...

Nie wiem, ile jeszcze sił mam w sobie – sił, które pozwolą mi samotnie walczyć o córkę... Madzia przeszła walkę o życie! Guz mózgu został usunięty, ale nie bez konsekwencji. Moja córka przeszła szereg operacji, które pozostawiły po sobie ślad w postaci niedowładu czterokończynowego. Przez poważne powikłania Madzia nie chodzi, a jedyną szansą na to, by odzyskać to, co zabrał nowotwór, jest pilna operacja. Proszę, pomóż mi za nią zapłacić... Madzia ma obecnie 14 lat. W 2013 roku zdiagnozowano u niej guza mózgu. Moja córeczka miała zaledwie kilka lat, kiedy musiała przeżyć, to co przeraża każdego – pobyt na oddziale onkologii i dramatyczną walkę o życie. Będąc tak małym dzieckiem, musiała codziennie dowiadywać się, czym jest cierpienie. A ja musiałam z bolącym sercem patrzeć na jej ból.  Madzia przeszła operację usunięcia guza, która doprowadziła do wielu powikłań w postaci uszkodzonego nerwu wzrokowego i niedowładu czterokończynowego. W wyniku operacji przestała też mówić… Miałam nadzieję, że po tym wszystkim, co rak nam wyrządził, w końcu odpuści. Niestety po kilku miesiącach guz odrósł, a my musiałyśmy zacząć wszystko od nowa. Konieczne były kolejne niebezpieczne operacje.  Przez poważnie powikłania Madzia nie chodzi... Nowotwór zabrał jej sprawność! Cały czas jest rehabilitowana – w domu i na turnusach. Dzisiaj ma jedno marzenie – znów móc samodzielnie chodzić. Tak jak kiedyś... By tak było, konieczna jest poważna operacja nóg - obustronna osteotomia derotacyjna kości udowych z wewnętrzną stabilizacją gwoździami śródszpilkowymi. Niestety – jej koszt jest porażający! Nowotwór zabrał Madzi bardzo dużą część dzieciństwa. Dom zamienił na szpital, szkołę, na salę rehabilitacyjną. Utraconego dzieciństwa już nie odzyskamy, ale możemy walczyć o to, by Madzia odzyskała zdrowie i sprawność. Proszę, pomóż nam zapłacić za operację... Małgorzata, mama

38 118,00 zł ( 13,51% )
Brakuje: 243 974,00 zł
Mirosław Wąsik
Mirosław Wąsik , 57 lat

By spojrzeć na przyszłość w jasnym świetle

Dziś trochę łatwiej jest mi mówić o tym, jak się zaczęła i jak wyglądała do tej pory moja codzienność, niż w momencie, w którym los rzucił mnie na głęboką wodę. Miałem zaledwie 7 lat, kiedy w szpitalu postanowiono o amputowaniu mi prawej nogi poniżej kolana. Wtedy też musiałem na nowo nauczyć się chodzić, ale nie to okazało się największym wyzwaniem. Rozpoczęła się moja walka o akceptację zarówno ze strony rówieśników, jak i zdrowych, dorosłych osób. Jeszcze jako dziecko pragnąłem być jak każdy inny chłopak. Nie chciałem odstawać od kolegów. Nauczyłem się pływać i jeździć na rowerze, grałem w piłkę, a gdy podrosłem jeździłem na motorze. Wszędzie było mnie pełno. Nie potrafiłbym stać z boku i patrzeć jak inni czerpią radość z życia, podczas gdy los chciał mnie tego brutalnie pozbawić. Zawsze walczyłem o to, by dorównać rówieśnikom, nie poddawałem się i robiłem wszystko, aby się od nich nie odróżniać, a czy mi się to udało? Częściowo na pewno tak. Miałem kolegów, którzy w ogóle nie zwracali uwagi na moją niepełnosprawność.  Udało mi się skończyć szkołę - najtrudniejszy okres w osiąganiu akceptacji, bo czasy nie były przyjazne dla osób niepełnosprawnych. Zacząłem normalnie pracować, aby sprawiedliwie wypracować rentę inwalidzką, na którą przeszedłem w wieku 25 lat z powodu pogorszenia stanu zdrowia.  Pomimo młodego wieku, po kilkudziesięciu lat życia z protezą, dał mi o sobie znać problem z kręgosłupem lędźwiowym, ale i to nie zniechęciło mnie do dalszej kariery zawodowej. Postanowiłem poszukać takiej pracy, która pozwoliłaby mi nadal być aktywnym. Założyłem własną firmę jednoosobową, w której wykonywałem wykończenia mieszkań. Lubiłem tę pracę. Co kilka dni widziałem innego klienta, miałem kontakt z różnymi ludźmi, co dawało mi poczucie, że jestem taki sam jak oni, czułem się potrzebny w społeczeństwie.  Nagle z powodu dalszego pogorszenia zdrowia znów musiałem zmienić swoje życie zawodowe. 12 lat wcześniej przeszedłem skomplikowaną operację nowotworu złośliwego na nadnerczu, dzięki której wygrałem swoje życie. Niestety, musiałem całkowicie zrezygnować z prowadzenia firmy. Nie zamierzałem się jednak poddać. Dzięki dalszemu kształceniu znalazłem pracę agenta ubezpieczeniowego, którym jestem do dziś, a firmę prowadzę razem z żoną. Praca ta daje mi również możliwość kontaktu z przeróżnymi ludźmi. Mam satysfakcję, że mogę innym pomóc, podzielić się swoimi doświadczeniami życiowymi. Moim największym marzeniem jest spacer brzegiem morza, bez butów i długich spodni. Mimo, że staram się być twardy, są pewne aspekty życia, których nie chcę pokazywać innym. Chcę czuć się swobodnie i bez żadnego skrępowania, dlatego zwracam się do Państwa z prośbą o wsparcie w zebraniu środków na zakup protezy. Każda stoczona do tej pory batalia daje mi coraz większą wiarę w dalszy sens istnienia, a każdy dzień siłę, by się nie poddawać. Z Państwa wsparciem mam szansę pokonać wszystkie przeciwności i z nadzieją spojrzeć w przyszłość. Mirek 

1 052,00 zł ( 3,62% )
Brakuje: 27 991,00 zł
Szymon Skorupski
Szymon Skorupski , 7 lat

Tajemnicza choroba zabiera dzieciństwo Szymonka! Prosimy o wsparcie!

Radość spowodowana narodzinami Szymka nie znała granic. Urodził się zdrowy, pełen sił. Obserwowałam każdy jego ruch, uśmiech, cieszyłam ze wszystkich sukcesów. Chciałam zapamiętać każdy moment. Jednak serce matki przeczuwa, gdy z jej dzieckiem dzieje się coś złego. Szymonek ma 4-latka. Do 1. roku życia rozwijał się bez zarzutu, był roześmianym i towarzyskim dzieckiem. Gdy zaczął izolować się od innych, reagować płaczem na zbyt głośne dźwięki, a jego mowa się nie rozwijała – wiedziałam, że coś jest nie tak. Zanim zaczęliśmy długą i trudną drogę do poznania diagnozy, wielokrotnie słyszeliśmy, że Szymek jest zdrowym dzieckiem, nieco wycofanym i nieśmiałym, a jego charakterne zachowanie tłumaczono buntem dwulatka. Jednak nam, rodzicom, nie dawało to spokoju i cały czas szukaliśmy rozwiązania. I tak w wieku 2 lat stwierdzono u synka autyzm, który, pomimo rozpoczętej terapii, pogłębiał się. Jego rozwój stanął i nie było mowy o żadnych postępach. Przez kolejne dwa lata wykonaliśmy mnóstwo badań, odbyliśmy wiele konsultacji lekarskich, odbijaliśmy się od drzwi do drzwi, co doprowadziło nas do okrutnej diagnozy, niepozostawiającej złudzeń...  Autoimmunologiczne zapalenia mózgu, zespołu PANDAS – schorzenie, w którym układ odpornościowy atakuje mózg i traktuje go jako patogen. Wywołuje zmiany w zachowaniu,  niekontrolowane tiki, a nawet problemy z koordynacją ruchową. Lekarze rozkładają ręce i zastanawiają się jak pomóc Szymonowi… Ma 4-latka, a zachowuje się jak 2-latek – korzysta z pieluchy, nie mówi, ma zaburzone czucie i jest bardzo wrażliwy na światło, miewa wybuchy złości. Tak naprawdę każdego dnia uczymy się jego zachowań, przyzwyczajeń i tego jak funkcjonuje. Choroba przekreśliła marzenia o jego beztroskim dzieciństwie, ale nie poddamy się!  Jest terapia, która może wyleczyć Szymka - wlewy z immunoglobulin. Jest ona jednak bardzo kosztowna i sami nie udźwigniemy jej ciężaru.  Nie spodziewałam się, że życie zaprowadzi mnie do momentu, w którym będę musiała prosić o pomoc, jednak koszt ponad 180 tysięcy złotych. Przekracza możliwości mojej rodziny! Dlatego błagam o pomoc! Mam teraz tylko jedno marzenie – usłyszeć z ust Szymonka upragnione słowo mama... Karolina

86 286,00 zł ( 39,43% )
Brakuje: 132 544,00 zł
Sławomir Zagóra
Sławomir Zagóra , 55 lat

By móc opuścić cztery ściany, bez obaw, że nie zdążę wrócić na czas...

Mam na imię Sławek. W zeszłym roku skończyłem 51 lat. Niestety na co dzień muszę zmagać się z chorobą, która utrudnia i ogranicza moje życie. Zdaję sobie jednocześnie sprawę, że historii takich, jak moja jest mnóstwo, że wiele osób stawia czoła przeciwnościom, często ponad ich siły, że nieustannie walczą o to, by wyrwać dla siebie chociaż skrawek lepszego jutra.  POChP - tak w skrócie wygląda diagnoza, która codziennie wzbudza we mnie poczucie bezsilności. W rozwinięciu brzmi jednak znacznie groźniej - przewlekła obturacyjna choroba płuc czyli podstępny przeciwnik, który przez wiele lat nie daje żadnych objawów, aby później każdy wdech i wydech stał się udręką, a organizm nękały ciągłe duszności, ucisk w klatce piersiowej i potworny kaszel. W takich momentach człowiek zdaje sobie sprawę, że jest kompletnie bezradny.  Choroba ta w zaostrzonej wersji niesie nieodwracalne zmiany. Nie da się jej pokonać. Można jedynie nauczyć się z nią żyć i wspomagać funkcjonowanie organizmu sprzętem produkującym tlen. Dzięki Państwa pomocy niedawno udało mi się zakupić stacjonarny koncentrator tlenu. Nie przewidziałem jednak, że sprzęt ten przywiąże mnie na stałe do czterech ścian. W obawie o stan zdrowia nie oddalam się na więcej niż 500 metrów. Gdy dowiedziałem się, że istnieją koncentratory przenośne na nowo wstąpiła we mnie nadzieja. Ucieszyłem się, ponieważ mógłbym wtedy funkcjonować jak inni, zdrowi ludzie, wybrać się poza centrum miasta, zaczerpnąć świeżego powietrza.  Koszt takiego sprzętu to jednak kilkanaście tysięcy złotych i samodzielnie nie jestem w stanie uzbierać takiej kwoty. Wierzę, że z Państwa pomocą jeszcze uda się zrealizować moje marzenie, że będę mógł opuścić chociaż na chwilę cztery ściany bez obaw, że nie zdążę wrócić na czas. Mając przenośny koncentrator tlenu miałbym szansę żyć prawie normalnie, chociaż te kilka godzin spędzić poza domem, zobaczyć piękno lata, przyrodę, innych ludzi. Dziękuję za to, co już mam, za Wasze serce, za Wasze wsparcie i to, że jesteście, jednocześnie nieśmiało proszę o dalszą pomoc.  Sławek

4 237,00 zł ( 33,18% )
Brakuje: 8 529,00 zł
Gabrysia Skocz
Gabrysia Skocz

Dajmy szansę Gabrysi na lepsze i dłuższe życie!

Choroby mają różne oblicza. Czasami są bodźcem do działania, pokazują, że warto cieszyć się z każdej najmniejszej rzeczy, innym razem załamują na tyle mocno, że czujemy się, jak gdyby świat się kończył. Czy walka z niesprawiedliwością losu ma sens? Tego nie wiemy. Jesteśmy jednak pewni, że skoro przez 15 lat życia naszej Gabrysi udało nam się stworzyć dla niej szczęśliwą przestrzeń - teraz nie zatrzymamy się nawet na sekundę.  Gabrysia przyszła na świat 10 listopada 2006 roku. To data jej narodzin i data rozpoczęcia walki o życie. W pierwszych momentach jej istnienia dowiedzieliśmy się, że cierpi na rzadką chorobę genetyczną - ubytek w trzecim chromosomie. Do tego wada serduszka ASD 2, czyli brak fragmentu ściany oddzielającej przedsionki. Podczas życia płodowego przegroda międzyprzedsionkowa tworzyła się nieprawidłowo, już wtedy jej funkcjonowanie stanęło pod znakiem zapytania. Z dnia na dzień, z minuty na minutę dowiadywaliśmy się o nowych nieprawidłowościach… Niedrożne nozdrza, dysplazja stawów biodrowych, wzmożone napięcie mięśniowe - to był dopiero początek. W kolejnych miesiącach stwierdzono u córki także duże nadciśnienie płucne, wadę słuchu, opóźnienie psychoruchowe i problemy z nerkami. Życie naszej córeczki naznaczone jest częstymi infekcjami, pobytami w szpitalu, wizytami u specjalistów i żmudną rehabilitacją.  Gabrysia nie mówi i nie chodzi samodzielnie. Jednak dzięki woli walki i ciężkiej pracy potrafi stanąć przy szczebelkach swojego łóżeczka, czy samodzielnie usiąść. Niektórzy dziwią się, jak możemy się cieszyć z tego, że naszej 15-letniej córce udaje się zrobić trzy samodzielne kroki. Gdy jednak poznają jej historię i patrzą na jej zarażającą uśmiechem twarz - rozumieją skąd mamy siłę.  Dokonamy wszelkich starań, aby pomimo ciężkiej i nieuleczalnej choroby, a co za tym idzie wielu ograniczeń, Gabrysia była szczęśliwą i nadal pełną radości dziewczynką. Chcemy razem cieszyć się niełatwym życiem jakie zostało nam dane od losu. Potrzebny jest sprzęt medyczny, lekarstwa, rehabilitacja. Wierzymy, że razem się uda. Z całego serca dziękujemy! Rodzice Gabrysi 

6 458 zł
Miłosz Szarawara
Miłosz Szarawara , 42 lata

Kolejna diagnoza to tylko przystanek w walce o lepsze jutro... Wierzę w to i się nie poddaję!

Staram się walczyć, ale sił i środków, by tę walkę kontynuować, wciąż brakuje! Nazywam się Miłosz Szarawara  -  od dzieciństwa jestem niepełnosprawny. Od dzieciństwa też nieustannie walczę, o samodzielność, o sprawność, o "normalne życie"!  Przyjaciele, którzy znają mnie od lat, mówią  również że jestem urodzonym kierowcą. Od ponad 20 lat  jestem szczęśliwym posiadaczem  prawa jazdy i  przemierzyłem  już dziesiątki tysięcy kilometrów – co ciekawe samochodem bez żadnych specjalnych adaptacyjnych dostosowań dla osoby niepełnosprawnej. Dla wielu z zewnątrz dziwnym zawsze był „samochód widmo” poruszający się po polskich drogach. Drugą wielką pasją, którą od wielu lat i mimo przeciwności realizowałem była wspinaczka i turystyka  górska. Udało się w tym czasie zdobyć między innymi Kasprowy Wierch. Ostatnią z wielkich moich  pasji było pływanie. Tutaj również mimo fizycznych przeciwności  osiągałem  swoiste sukcesy, potrafiąc pokonać za jednym zamachem kilka długości basenu olimpijskiego.  Niestety 19 marca 2021 życie w nagły i niespodziewany sposób zweryfikowało wszystkie moje  plany.  Tego dnia obudziłem się w bezruchu, bez czucia od klatki piersiowej w dół. Okazało się po szybko podjętej diagnozie, że dotknięty zostałem  poważnym paraliżem.  Natychmiast podjąłem decyzję, by stanąć do największej walki swojego życia. Walki o powrót do sprawności. Podjąłem  trudne, życiowe decyzje, by móc bez zbędnej zwłoki stanąć do tej nierównej walki o powrót do normalnego życia. Środki te  pozwalają mi  się intensywnie rehabilitować. Niestety miesięczny koszt takiej rehabilitacji m.in. w prywatnej klinice w Otwocku to koszt blisko 20.000 zł. Środki powoli się kończą, a podjęta walka, by mogła być kontynuowana, wymaga zabezpieczenia środków finansowych z przeznaczeniem na dalsze leczenie oraz zakup specjalistycznego wózka inwalidzkiego, którego koszt to kilkadziesiąt tysięcy złotych.  Bym mógł kontynuować swoją walkę  potrzebuje  jednak ogromnych  środków  finansowych, które na dzień dzisiejszy przekraczają moje możliwości  i możliwości moich bliskich. Na dzień dzisiejszy napotykam na trudności w efektywnym leczeniu w Polsce, w tym również stanu zapalnego, który bezpośrednio zagraża mojemu życiu. Wierzę, że zbiórka pozwoli na zebranie środków koniecznych do kontynuowania leczenia, w tym również poza granicami Polski   i powrót  do normalnego życia. Wiem jedno - nie pozwolę, by moje życie skończyło się na szpitalnym łóżku. Zrobię  również wszystko, by okres przebywania  na wózku inwalidzkim był, jeśli to możliwe, niezbyt długotrwały. Jestem zdeterminowany, by pokonać kolejne trudności i wrócić do normalności już w 2023 roku.  Wszystko to nie jest w stanie zakończyć się szczęśliwym finałem bez Waszego wsparcia! Przywróćcie mi, proszę, nadzieję na normalne życie. Na to, że będę mógł wrócić za kółko mojego samochodu, pływać, chodzić po górach!

84 725 zł
Konstanty Suszkewicz
Konstanty Suszkewicz , 18 lat

Kostuś prawie utonął! Reanimacja przywróciła mu życie, ale straty są ogromne

Kostuś urodził się zdrowy. Dzień w którym przyszedł na świat był moim najpiękniejszym dniem w życiu. Miałam w ramionach moje całe szczęście, wreszcie wiedziałam, że miłość ma wagę i konkretny kształt! Patrzyłam jak mój synek rósł, śledziłam za jego poczynaniami w przedszkolu muzycznym, jak maluśkie rączki przebierały grając na pianinie, patrzyłam na jego uśmiechniętą buzię kiedy mu wszystko wychodziło i łzy i smutek kiedy coś było nie tak.  Kostuś to synek o którym można tylko marzyć, grzeczny, miły, uprzejmy, cały czas powtarzał że jak dorośnie to będzie taki jak Rubik - dyrygentem. Oczko w głowie rodziców, dziadków, całej rodziny, 6 lat szczęśliwego dzieciństwa. Wyjazd do dziadków na tydzień latem 2012 r., słońce, zabawy nad wodą. To miała być świetna przygoda, odpoczynek i mnóstwo radości. Nie było – idyllę przerwał dramat! Kostuś zaczął się topić – ludzie ratowali jego życie! Reanimacja trwała przez dwanaście minut. Szkoła, plany na przyszłość, uzdolnienia muzyczne, wszystko przepadło w jednej chwili.  Rok walki ze śmiercią, chorobą, znieczulicą systemu i lekarzy doprowadziło nas do diagnozy. Medycznie nasza choroba nazywa się encefalopatia niedokrwieniowo-niedotleniowa, spastyczne porażenie czterokończynowe, padaczka lekooporna, skolioza, osteoporoza. Kostek nie potrafi samodzielnie siedzieć ani chodzić. Z całych sił walczę, aby stał się samodzielny, by odzyskał w swoim życiu władzę nad czymkolwiek!  Codzienna rehabilitacja, masaże, zabiegi, stymulacja wzrokowa i słuchowa bez reszty pochłania czas i środki finansowe. Systematyczna praca przynosi efekty - Kostek zaczyna utrzymywać głowę podczas siedzenia, ma ruchy obronne rąk i głowy, potrafi pokazać niezadowolenie, odróżnia smaki i zapachy. Komunikuje się za pomocą oczu, mrugając dwa razy na tak lub prowadzi oczy na odpowiedni obrazek oraz wydaje dźwięki i krzyczy, kiedy czegoś nie chce zrobić lub czegoś potrzebuje, np. zmiany pozycji.  Opiekuje się Kostkiem sama i utrzymuję się z alimentów oraz zasiłku opiekuńczego. Koszt rehabilitacji, leków, suplementów oraz innych potrzeb dziecka jest ogromny, a do tego ze względu na ciągły wzrost dziecka dochodzą wymiany sprzętu - wózek, pionizator, gdzie refundacja przez NFZ to zaledwie jedna trzecia tego ile tak naprawdę kosztuje taki sprzęt. Wierzę w ludzką dobroć. Wierzę w to, że dobro powraca do każdego podwójnie. Wiem, że w tej walce sama nie dam radę ale z wami - wierzę że ją wygram. Pomóżcie mi zrobić wszystko aby jutro dla mojego synka było lepsze.  Mama Kostusia

14 748,00 zł ( 65,7% )
Brakuje: 7 699,00 zł
Dariusz Piesio
Dariusz Piesio , 54 lata

Życie, które przerwał wypadek. Nadzieja, która pozwala walczyć!

Darek to wspaniały mąż i ukochany tata naszych dwóch córek. Jego energia, zapał do życia, optymizm i poczucie humoru zawsze szły ze sobą w parze, rozpogadzając każdy nasz dzień. Wiele razy powtarzaliśmy sobie, że jesteśmy zdrowi, mamy cudowną rodzinę, więc ze wszystkim damy sobie radę. Dziś kolejne wyzwania powoli zaczynają nas przytłaczać... 20 marca zatrzymało się nasze życie. Mąż zawsze kierował się przede wszystkim empatią. Jak tylko przydarzała się okazja, by komuś pomóc, nigdy nie odmawiał. Właśnie tego dnia postanowił pomóc sąsiadce w przydomowych pracach. Darek przycinał akurat drzewo, gdy sprawy kompletnie wymknęły się spod kontroli i mąż spadł na ziemię z wysokości czterech metrów.  W wyniku wypadku doszło do złamania kręgu i wyrostków kręgosłupa. Darek przez miesiąc leżał uwięziony we własnym ciele, a ja nie mogłam mu pomóc! To tak strasznie bolało! Stan Darka stale się pogarszał. Doszło do zakrzepicy. Strachu o jego życie i zdrowie nie zapomnę już nigdy.  Pod koniec kwietnia mąż rozpoczął rehabilitację, dzięki której udało się osiągnąć ogromne postępy w walce o sprawność. Po opuszczeniu ośrodka Darek był rehabilitowany w domu. Aby mąż miał szansę samodzielnie chodzić potrzebuje dalszych ćwiczeń rozluźniających mięśnie i uwalniających ich zakres ruchowy. Pomóc może jedynie fachowa opieka i dostęp do niezbędnego sprzętu. Darek potrzebuje również specjalistycznych ortez, które umożliwią mu wykonywanie kolejnych ćwiczeń. Przed nim jeszcze tak wiele pracy, a nasze oszczędności powoli się wyczerpują.  Wciąż wierzymy, że pojawi się nadzieja, która będzie w stanie rozświetlić naszą codzienność! Ten ból, ten ogromny wysiłek, który mąż włożył do tej pory w rehabilitację, nie może pójść na marne, dlatego bardzo Was prosimy o wsparcie! Magdalena, Wiktoria i Julia

46 136 zł