Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Rafał Kubicki
Rafał Kubicki , 46 lat

Wylew zrujnował zdrowie Rafała – potrzeba wielu miesięcy, by mógł je odzyskać! Pomóż!

Podczas pandemii odwiedziny w szpitalu są możliwe tylko wtedy, gdy pacjent jest w stanie krytycznym. Nie mówi się tego wprost, ale to szansa na pożegnanie się z ukochaną osobą. Kiedy zabrali mojego męża do szpitala dostałam taką szansę. Stres, nerwy i łzy.  Chociaż mogłam go ujrzeć, modliłam się, by nie było to po raz ostatni… Szczególnie że wkrótce obchodziliśmy dwudziestą rocznicę ślubu. Bezpośrednim powodem hospitalizacji męża był rozległy wylew krwi do lewej półkuli mózgu. Wszystko zaczęło się późnym sierpniowym wieczorem, gdy Rafał wrócił po ciężkim dniu pracy. Mieszkamy na wsi, wspólnie prowadząc dom i całe gospodarstwo. Wbrew pozorom, nie jest to sielanka, lecz ciężka i żmudna praca. Nie ma wolnych weekendów i dwudziestu sześciu dni urlopu. Wakacje kojarzone z wypoczynkiem i relaksem u nas są czasem żniw, w upale i palącym słońcu. Nasz dzień zaczyna się wówczas wczesnym rankiem, a kończy bardzo późnym wieczorem.  Jak co dzień, po żniwach Rafał wrócił z pola późnym wieczorem i opowiadał jak było, ile zrobili, co jeszcze zostało… Wspomniał, że źle się czuje, ale to zrozumiałe po ciężkim dniu pracy. Słuchając mojego męża zauważyłam, że zaczął szurać prawą nogą, a jego mowa stawała się mniej wyraźna. Gdy usiadł nie był w stanie wstać, a kolejne słowa z trudem rozumiałam. Natychmiast zadzwoniłam po pogotowie. Wszystko działo się bardzo szybko, około 15 minut. W tym czasie mąż przestał jakkolwiek reagować na moje słowa, nie mógł się ruszyć ani nic powiedzieć.   Karetka zabrała go na sygnale do szpitala. Rozległy wylew do lewej półkuli mózgu sparaliżował prawą stronę ciała i pozbawiła mowy. Mąż nie mógł się wypowiedzieć ani zrozumieć słów, które słyszał. W szpitalu przebywał miesiąc czasu, będąc w tym okresie przytomny, lecz bez kontaktu. To był bardzo trudny czas. Naszą dwudziestą rocznicę ślubu obchodziliśmy osobno, bez możliwości odwiedzin i przeżywania wspólnie spędzonych lat.  Spustoszenia wywołane przez udar wymagają teraz regularnej rehabilitacji i pracy specjalistów, by odzyskać jak największą sprawność. Rola i gospodarstwo to nasza praca, która zapewnia nam utrzymanie. Większość obowiązków, obsługa maszyn, dbanie o pola i zwierzęta należały do męża. Od roku cała odpowiedzialność spoczywa na mnie oraz na dzieciach. Bez Rafała jest bardzo ciężko – zarówno jemu jak i nam.  Rehabilitacja jest niezbędna, by mąż mógł odzyskać życie, jakie prowadził przed wylewem. Powrót do pełni sił wymaga ogromnej pracy i cierpliwości, szczególnie gdy każda aktywność jest wyzwaniem. Turnus rehabilitacyjny pozwoli zintensyfikować wysiłki, zapewni bezpośredni dostęp do specjalistów i pomoże uzyskać efekty, które bez profesjonalnego wsparcia są znikome. Koszty są jednak ponad nasze możliwości, dlatego bardzo prosimy o pomoc.  Wierzymy, że wspólnymi siłami uda się przywrócić zdrowie Rafałowi. Wylew odebrał mu nie tylko sprawność, ale też możliwość kontaktów z ludźmi. Jest człowiekiem towarzyskim, serdecznym i pomocnym. Trudności w mówieniu skutecznie go zniechęcają do spotkań, jest świadomy tego co stracił i widzę jak bezradność wobec choroby go przytłacza. Proszę o wsparcie tej zbiórki – każda wpłata jest nadzieją na odzyskanie zdrowia i radości życia.  Magda 

11 731,00 zł ( 23,21% )
Brakuje: 38 801,00 zł
Edmund Walaszczyk
Edmund Walaszczyk , 74 lata

Miażdżyca wtargnęła do mojego życia zabierając sprawność. Proszę, pomóż mi!

Całe życie pomagałem innym, angażowałem się w akcje charytatywne. Nie przywiązywałam wagi do rzeczy materialnych – kiedy tylko mogłem, wspierałem potrzebujących. Kiedyś szczycący się statuetkami za działalność społeczną i charytatywną, teraz nie dowierzam, jak bardzo okrutny potrafi być los. Nagle to ja stanąłem w miejscu, w którym przyszło mi prosić o pomoc...   Mimo mojej trudnej sytuacji nawet przez moment nie żałowałem, że pomagałem i angażowałem się w życie innych. Przez wiele lat wraz z organizacją "Podaruj trochę szczęścia" organizowałam charytatywne bale. Los okazał się bardzo przewrotny, jednak wierzę, że jeszcze się do mnie uśmiechnie.  Stawiając innych na pierwszym miejscu, zaniedbałem siebie. Straciłem kontrolę najpierw nad moją pracą, a potem nad zdrowiem. Cały czas mocno wierzę, że dobro do mnie wróci, choć życie przez długie lata mnie nie oszczędzało. Przeżyłem już utratę dachu nad głową, ogromne problemy finansowe, a teraz w wyniku choroby straciłem nogę.  Zaczęło się niewinnie, jednak z czasem ból stał się nie do wytrzymania. Promieniował od palców stopy po całą nogę.  Cierpienie mijało się z chęcią zwycięstwa. Wiedziałem, że postępująca choroba może spowodować nieodwracalne skutki, jednak czy do takiej straty można się jakoś przygotować? Lekarze robili, co mogli, by mi pomóc, by uratować moją nogę, by nie skazać mnie na spędzenie reszty życia na wózku inwalidzkim. Niestety, 4-letnia walka z miażdżycą zakończyła się amputacją nogi. Proteza to moja jedyna nadzieja. Marzę o tym, by nie spędzić jesieni życia będąc przykutym do wózka inwalidzkiego. Chciałbym obudzić się rano z nadzieją, że jeszcze będzie dobrze, cieszyć się życiem i czerpać z niego pełnymi garściami. Proszę, pomóż mi. Sam nie dam rady!    Edmund

12 390,00 zł ( 19,41% )
Brakuje: 51 440,00 zł
Bartłomiej Januszewski
Bartłomiej Januszewski , 32 lata

Wygrał walkę o życie, teraz walczy o sprawność. Pomóż Bartkowi!

Minęło już tyle czasu, a mi wciąż trudno pogodzić się z tym, co się wydarzyło. W styczniu 2020 roku Bartek miał wypadek samochodowy. W bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala. Był nieprzytomny. Bałam się, że mojego syna zabraknie, że stracę go na zawsze…   To miał być zwykły dzień w życiu Bartka, niczym nieróżniący się od poprzednich. W domu czekał na niego tata, z ciepłym obiadem i nadzieją, że spędzą ten dzień razem. Niestety życie napisało inny scenariusz, a domowe zacisze zostało zamienione na chłodną, szpitalną salę, przepełnioną łzami i strachem o życie ukochanego syna.  Czy Bartek przeżyje? To pytanie niemal nieustannie odbijało się w mojej głowie echem. Obrzęk mózgu, stłuczona klatka piersiowa, połamana szczęka… Pełna obaw czekałam na chociaż jedną dobrą wiadomość. Każda minuta, godzina, doba trwała jak wieczność. Po 30-dniowym pobycie w szpitalu i wybudzeniu się ze śpiączki Bartek trafił do ośrodka rehabilitacyjnego, w którym rozpoczął walkę o powrót do sprawności.   Od ponad roku co 2 tygodnie bierze udział w rehabilitacji, która przynosi niesamowite rezultaty. Miesiące trudnej i żmudnej walki o powrót do zdrowia. Niestety przed Bartkiem jeszcze długa droga w walce o sprawność. Zaburzenia koordynacji całego ciała nie pozwalają na normalne funkcjonowanie i powrót do życia sprzed wypadku.  Widzę, ile pracy wkłada w każde ćwiczenie, widzę jak walczy o siebie, nie poddaje się. Małymi krokami zmierza ku celom, które sobie wyznaczył, jednak dziś bez Waszej pomocy nie da rady kontynuować rehabilitacji. Moje oszczędności kończą się, a ćwiczeń nie można przerwać. Jeśli do tego dojdzie, wszystko, co do tej pory osiągnął, zostanie zaprzepaszczone! Proszę, pomóż... Ewa - mama Bartłomieja

16 718,00 zł ( 20,68% )
Brakuje: 64 091,00 zł
Przemysław Wróbel
Przemysław Wróbel , 40 lat

Czasu już nie cofniemy, ale Przemek wciąż ma szasnę na sprawność!

Chciał mieć lepsze życie, zarobić na przyszłość dzieci. Jego pierwszy wyjazd za granicę był we wrześniu 2016 roku. Pierwszy i ostatni. Nigdy nie zapomnę niedzieli rano, gdy do drzwi zapukali policjanci i przekazali mi informację. Usłyszałam, że pod Paryżem doszło do wypadku, a mój syn leży w ciężkim stanie w szpitalu. Moje serce się zatrzymało. Takich chwil i towarzyszących im emocji nie da się szybko wymazać z pamięci. Gdy zobaczyłam go pierwszy raz po wypadku, leżał na szpitalnym łóżku, podpięty do specjalnej aparatury. Oddychał za niego respirator. W wyniku potrącenia przez samochód syn doznał rozległych obrażeń. Tak naprawdę nie było fragmentu jego ciała, które nie ucierpiało. Jeszcze przez cztery miesiące Przemek przebywał w podparyskim szpitalu, po czym po wielu trudach udało się sprowadzić syna do Polski.  Konsekwencją tego tragicznego wypadku był uraz czaszkowo-mózgowy powodujący porażenie czterokończynowe oraz uraz kręgosłupa w odcinku szyjnym. Rokowania powrotu do sprawności przy takich urazach są nikłe. Stan zdrowia Przemka i postępy, jakie czyni, robią jednak wrażenie na osobach, które na co dzień pomagają przy tego typu urazach. Chcielibyśmy dalej rehabilitować Przemka, aby nie zaprzepaścić dotychczasowych efektów. Przemek naprawdę ma szansę na samodzielne życie. Wiąże się to jednak ze znacznymi wydatkami, których jako rodzina nie jesteśmy w stanie udźwignąć samodzielnie.  Jesteśmy wdzięczni każdej osobie za dotychczas okazane wsparcie. Dzięki zebranym środkom od Państwa i dzięki swojej pracy w ostatnim czasie Przemek czyni duże postępy, zaczął mówić, jeść samodzielnie, jest pionizowany. Jednak do pełnej sprawności wciąż jest daleka droga. Koszt leków i każdej godziny rehabilitacji oraz zajęć logopedycznych jest ogromny. Bardzo chcielibyśmy przebudować łazienkę, dostosować ją do jego potrzeb. Stąd nasza  prośba o dalsze wsparcie z Państwa strony. Pamiętajcie, że dobro wraca! Iwona, mama Przemka

11 910,00 zł ( 74,63% )
Brakuje: 4 048,00 zł
Małgorzata Kolczyńska
Małgorzata Kolczyńska , 51 lat

“Gosiu, proszę, wróć do nas!”

Choć od tego strasznego dnia minęły już trzy lata, wciąż dokładnie pamiętam co się działo. Gosia, moja żona została w domu, gdy ja wyjechałem na giełdę. Przed godziną 10:00 zdążyliśmy porozmawiać przez telefon. Gdybym wiedział, że to jest ostatnia rozmowa, jaką odbędę z Gosią, powiedziałbym jak bardzo ją kocham, jak cudowną jest kobietą i że zawsze przy niej będę. Nie minęło pół godziny, gdy zadzwonił sąsiad i powiedział, że żonę zabrała karetka na sygnale… W szpitalu stwierdzono ostrą zatorowość płucną z zatrzymaniem akcji serca, czego skutkiem było niedotlenienie mózgu. Z relacji sąsiadów wiem, że Gosia zdążyła zadzwonić po pomoc nim straciła przytomność. Natychmiast pojechałem do szpitala, a głowa mi pękała od różnych myśli. Nie mogłem zrozumieć jak do tego doszło. Małgosia zawsze była energiczna, aktywna, zorganizowana. Na nic nie chorowała, nie miała skończonych czterdziestu pięciu lat. Kilka miesięcy przed tym feralnym dniem, żona skręciła kostkę. Oczywiście bardzo ją bolało, a noga była mocno opuchnięta. Nie bagatelizowaliśmy problemu – szukaliśmy pomocy, lecz uspokajano nas, że wszystko w porządku i z czasem noga przestanie boleć. Czy to była przyczyna naszej tragedii? Po badaniach w szpitalu powiedziano mi, iż przyczyną był toczeń rumieniowaty. Choć żadna diagnoza nie zmieni tego co się wydarzyło, pozostaje mi walczyć o ukochaną żonę.  Małgosia przez prawie pięć miesięcy przebywała na OIOMie. Nigdy nie wróciła do domu. Podczas jej nieobecności zmarła moja teściowa, którą Gosia się opiekowała. Teściowa była już w podeszłym wieku, a chorób, które ją dręczyły było multum. Żona nie ma chyba świadomości, że jej mama odeszła...  Małgosia wymaga stałej rehabilitacji i specjalistycznej opieki. Codziennie jestem u niej i dbam najlepiej jak potrafię. W czasie największych restrykcji pandemicznych nie mogłem zobaczyć żony przez dziewięć miesięcy! Praca fizjoterapeutów została znacznie ograniczona, co poskutkowało zwiększonymi przykurczami i pogorszeniem pracy narządów wewnętrznych. Choć życie toczy się dalej, ja wciąż nie tracę nadziei. Pod koniec sierpnia chciałbym zabrać Gosię na trzymiesięczny turnus rehabilitacyjny. Szacowane koszty to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pomimo największych starań, sam nie jestem w stanie opłacić turnusu. W tym miejscu zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie. Gdy odwiedzam żonę, wiem, że mnie słyszy, że czuje dotyk i ból, wodzi wzrokiem, a dłonie wykonują niewielkie ruchy. Cały czas jest w niej życie, o które mogę walczyć. Bez waszej pomocy nie odzyskamy Małgosi! Mariusz, mąż Małgosi

18 077,00 zł ( 19,26% )
Brakuje: 75 753,00 zł
Wiktoria Król
Wiktoria Król , 17 lat

Nadzieja silniejsza od niepełnosprawności! Pomagamy Wiktorii!

W jej oczach widzę wrażliwość, widzę mądrość, którą podziwiam. Patrzę na moją niespełna 14-letnią Wiktorię, nadwyraz dojrzałą. Być może gdyby nie choroba, gdyby nie nieprzychylny los, który napisał dla niej tak trudny scenariusz, dziś byłaby zwyczajną nastolatką. Niestety, wiem, że czasu nie jestem w stanie cofnąć, nie zmienię tego co już się wydarzyło, ale wciąż mogę walczyć o to, by każdy następny dzień, był lepszy niż ten, który właśnie dobiega końca. Wiktoria przyszła na świat z rozszczepem kręgosłupa. To ciężka neurologiczna wada, wobec której nawet obecnie tak szybko rozwijająca się medycyna jest bezradna. Co gorsza, chorobie tej towarzyszy wiele innych problemów, takich jak poważne skrzywienie kręgosłupa, szpotawość stóp, przykurcze i niedowład nóg, a także pęcherz neurogenny. Tak trudno patrzeć mi na jej cierpienie. Chociaż coraz częściej stara się to ukryć, widzę w jej oczach ból, widzę, jak ciężką pracę wkłada w żmudną rehabilitację. Jednak największe sukcesy zdrowotne i rehabilitacyjne, Wiktoria może osiągnąć właśnie przez intensywną rehabilitację na specjalistycznych turnusach z doświadczonymi rehabilitantami. Jak wszyscy kochający rodzice i my martwimy się o przyszłość naszej córki, dlatego staramy się zrobić wszystko, co możliwe, by była ona jak najbardziej samodzielna. Może się to stać właśnie dzięki turnusom rehabilitacyjnym. Niestety, przy jednym pracującym rodzicu uzbieranie potrzebnej kwoty, jest niemożliwe. Tak bardzo boję się, że szansa na samodzielną przyszłość kryje się za murem, którego bez Waszej pomocy nie damy rady zburzyć... W imieniu swoim i mojego męża bardzo proszę o pomoc. Każda nawet najmniejsza wpłata to cegiełka, która pomaga budować lepszą przyszłość Wiktorii! Anna - mama Wiktorii

7 083,00 zł ( 54,45% )
Brakuje: 5 923,00 zł
Adam Fiedziuszko
Adam Fiedziuszko , 30 lat

Dla mojej rodziny muszę odzyskać sprawność! Proszę o pomoc...

Przez udar niedokrwienny rdzenia, którego doznałem rok temu, moje życie już nigdy nie będzie takie, jak kiedyś. Nie mam wyboru – muszę kolejny raz prosić o pomoc. Potrzebuję rehabilitacji, która postawi mnie nie nogi, bym wrócił do sprawności i moich najbliższych. Pragnę być z moją rodziną - żoną i trójką dzieci. Być ich wsparciem, nie ciężarem…  Dzień, w którym przeszedłem udar, zapamiętam na zawsze. W jednej chwili straciłem sprawność, a przecież mogło to skończyć się znacznie gorzej... Szczęście w nieszczęściu, że mój rdzeń nie jest uszkodzony. Dzięki temu rehabilitacja wciąż poprawia mój stan, dając mi nadzieję na powrót do zdrowia! Niestety, to długi i kosztowny proces.  Dzięki wsparciu Darczyńców przy poprzedniej zbiórce miałem zapewnioną intensywną rehabilitację, za co stałego serca dziękuję! Jeszcze rok temu nie mogłem samodzielnie oddychać, mówić ani normalnie jeść. Teraz potrafię podnieść szklankę wody, czy przygotować prosty posiłek. Wytrzymuję podczas siedzenia bez podparcia – małe rzeczy cieszą najbardziej! Świeżo po udarze byłem w stanie ruszyć jedynie palcami, teraz daje radę zginać i prostować nogi. Czas spełnić kolejne marzenie i walczyć o każdy samodzielny krok.  Potrzebuję nowego wózka, w którym będę ćwiczył ręce i swobodniej się przemieszczał. Taki półaktywny wózek pomoże mi szybciej wrócić do sprawności!  Dzięki dalszej rehabilitacji będę mógł osiągnąć jeszcze więcej i normalniej coraz bardziej samodzielnie funkcjonować. Marzę o tym, żeby znów chodzić, jest do tego długa droga, ale wiem, że przy takich postępach jest ona realna! Rehabilitacja na NFZ przy moim stanie jest niewystarczająca, dlatego proszę o pomoc, potrzebuje kilku godzin dziennie profesjonalnej rehabilitacji, żeby były efekty i jestem gotowy dać z siebie wszystko. Proszę, pomóżcie mi w tej ciężkiej drodze. Adam ➡️ Festyn Charytatywny Online dla Adama Media o zbiórce: wiadomosci.rii.pl - Panu Adamowi potrzebny jest wózek

49 215,00 zł ( 32,34% )
Brakuje: 102 956,00 zł
Wiesław Owca
Wiesław Owca , 65 lat

Powikłania po chorobie pozbawiły mnie sprawności. Proteza to moja nadzieja!

Rodzina jest moją motywacją. To dla niej zawsze będę się starał, zawsze będę walczył. Bez niej moje życie straciłoby barwy. Razem z żoną wychowuję dwóch synów, dla których chcę być jak najdłużej oparciem, dlatego obiecałem, że mimo przeciwności nigdy się nie poddam... Jeszcze do niedawna żyłem jak każdy sprawny fizycznie człowiek. Od 40 lat jestem pracownikiem Małopolskiej Wytwórni Maszyn w Brzesku. Niedawno zakład przeżywał kolejny rozkwit. Chciałem dać z siebie wszystko pod banderą prężnie rozwijającej się firmy, tymczasem zdrowie odmówiło mi posłuszeństwa. Przez wiele lat radziłem sobie z cukrzycą, ale w pewnym momencie konsekwencje choroby okazały się silniejsze ode mnie. W 2002 roku przeszedłem zawał serca. Wtedy wiedziałem już, że sytuacja jest poważna. Zaczęła się bowiem intensywna walka o kończyny dolne dotknięte ostrym niedokrwieniem. Niestety, mimo stałej opieki lekarskiej, mimo tak wielu starań nie udało się uniknąć najgorszego. Na początku marca tego roku amputowano mi prawą nogę na poziomie uda.  To był dla mnie bolesny cios. Przez tyle lat byłem samodzielny i w kilka chwil wszystko obróciło się o 180 stopni. Teraz jestem uzależniony od pomocy bliskich mi osób, a nie chcę być dla nich dodatkowym ciężarem. Chciałbym wrócić do sprawności, kontynuować swoją pracę, pomóc w domowych obowiązkach. Abym mógł osiągnąć swój cel potrzebuję protezy, której koszt jest zatrważający. Poza wydatkami związanymi z utrzymaniem rodziny, dwójki dzieci w wieku szkolnym, ponoszę jeszcze znaczne koszty związane z rehabilitacją. Bez Państwa pomocy niewiele mogę zdziałać. Mam niemalże związane ręce, dlatego bardzo proszę o wsparcie. To mój jedyny ratunek i szansa na to, by zawalczyć o sprawność i powrót do normalnego funkcjonowania.  Wiesław

1 128,00 zł ( 1,29% )
Brakuje: 85 648,00 zł
Łukasz Tumasz
Łukasz Tumasz , 29 lat

Wypadek sprawił, że otarł się o śmierć.... Łukasz walczy o powrót do rodziny!

Sekunda nieuwagi. Wypadek, który zmienił wszystko. Dramatyczna walka o życie. Śpiączka. Rodzina, która wciąż czeka i nie traci nadziei…  Życie Łukasza wkraczało właśnie na nowe tory - małżeństwo, nowy początek, wielkie nadzieje i plany, których w głowach ludzi pojawia się całe mnóstwo. W takich momentach nikt nie spodziewa się tego, że szczęście może zostać brutalnie przerwane. Że los właśnie przygotowuje cios, z którego ciężko będzie się podnieść…  Ten dzień zapamiętamy na zawsze. Informacja o wypadku Łukasza dosłownie zburzyła uporządkowany świat. Dreszcz przerażenia, ogromny strach i niepewność, bo początkowo żaden z lekarzy nie był w stanie zapewnić, czy w ogóle przeżyje. Z rosnącą niepewnością odliczaliśmy godziny, które miały zadecydować o przyszłości. Walka o życie została wygrana, ale okazało się, że to dopiero pierwszy przystanek na trudnej drodze.  Od wypadku minęły prawie 2 lata. Przez ten czas przeżywaliśmy na zmianę momenty pełne nadziei i ogromną bezradność wobec tego, co się wydarzyło. Najgorszy był czas pandemii, kiedy w specjalistycznym ośrodku wstrzymano możliwość odwiedzania podopiecznych. Ograniczenie kontaktu pozbawiło nas realnego wpływu na przebieg terapii, odebrało nam szansę na przywrócenie wspomnień, na wprowadzenie go do świata, z którego brutalnie wyrwał go wypadek.  Niebawem Łukasz będzie musiał wrócić… wiemy, że otrzymanie wypisu z ośrodka, w którym obecnie przebywa, będzie oznaczało dla nas całkiem nowy etap. Już teraz mamy świadomość, że przygotowania te wiążą się z ogromnymi kosztami i jeszcze większym zaangażowaniem. Potrzebne jest właściwie wszystko: zakup specjalistycznego sprzętu, dostosowanie domu do potrzeb osoby niepełnosprawnej, a przy tym wszystkim zapewnienie regularnej i kompleksowej rehabilitacji, która jest jedyną szansą na powrót do chociażby minimalnej sprawności. Choć nie mamy jeszcze kosztorysów, wiemy, że łączna kwota może wynieść ponad 100 tysięcy złotych. Świadomość tego, że nie możemy zdobyć takich środków jest dla nas trudna. Wizja opuszczenia przez Łukasza budzi w nas niesamowitą radość, ale też uzasadniony lęk.  Nie możemy dopuścić do tego, żeby Łukasz się poddał. Razem, całą Rodziną chcemy stworzyć mu najlepsze warunki na powrót do zdrowia i pełni sił. Wreszcie, po długim oczekiwaniu będzie miał przy sobie najbliższych, ale to za mało… Potrzebujemy pomocy i wsparcia ludzi o dobrych sercach! Ludzi, którzy nie będą obojętni na tragedię rodziny. Wasze wsparcie może przybliżyć nas do spełnienia najtrudniejszego, ale też najważniejszego marzenia o tym, by zwyczajnie go odzyskać zwyczajną rzeczywistość. Pozbyć się strachu, niepewności, znieść bariery. Żona Łukasza: Pokochałam go za energię, uśmiech i umiejętność radzenia sobie z rzeczywistością. Chciałabym do tego wrócić. Wiele oddałabym za jeden dzień, w którym może być tuż obok mnie i dzieci… Chciałabym usłyszeć jego głos, donośny śmiech… Nie chcę, by sprawność Łukasza pozostałe dla dzieci jedynie mglistym wspomnieniem, dlatego jestem gotowa stoczyć tę walkę. W końcu nadzieja umiera ostatnia…  Na takie sytuacje i wydarzenia zwyczajnie nie da się przygotować. Dopóki możemy zadziałać, dopóki jest chociażby cień szansy, jesteśmy gotowi do działania. Jest tylko jeden warunek - wyciągnij do nas pomocną dłoń. Jesteśmy pewni, że dobro, które podarujesz do ciebie wróci! ____ Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych na stronie: LICYTACJE DLA ŁUKASZA  

27 226 zł