Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Piotr Glenc
Piotr Glenc , 45 lat

Spadłem w przepaść, omal nie zginąłem... Teraz walczę o sprawność!

Pół roku temu spadłem w przepaść. Tamtego dnia, 17 maja 2020 roku, może życie wywróciło się do góry nogami. Tamtego dnia mogło się skończyć, gdyby nie błyskawiczna pomoc ratowników… Jestem policjantem, a w zasadzie pewnie niedługo powiem, że byłem - ze względu na niezdolność do pracy zapewne zostanę wydalony ze służby, tracąc źródło utrzymania. Rehabilitacja na NFZ się skończyła, a ja nieustannie muszę się rehabilitować… Jednak koszta przerażają… Dzisiaj proszę Cię o wsparcie w walce o samodzielność. Nie poddam się, choć sam niewiele zdziałam… Tamtego tragicznego dnia wybrałem się na wędrówkę w Tatry. W rejonie Przełęczy Zawrat droga, po której szedłem, osunęła się i spadłem w 200-metrową przepaść… To mogło skończyć się dla mnie tragicznie, jednak pomoc od TOPR-u dotarła po kilku minutach. Uratowali mi życie… Z urazem kręgosłupa trafiłem do szpitala w Nowym Targu, gdzie przeszedłem operację. Niestety, na skutek upadku z tak dużej wysokości mam niedowład nóg. Mimo że po operacji trafiłem na rehabilitację i mój stan się poprawił, do samodzielności mi daleko… Rehabilitacja w Reptach na NFZ trwała 4 miesiące i tym samym wyczerpałem możliwości refundowanych rehabilitacji w tym roku. Za dalszą walkę muszę płacić z własnych środków, które topnieją w zastraszającym tempie. Moje życie zawodowe i prywatne zawsze było związane z ruchem. Zawodowo jestem policjantem, a prywatnie miłośnikiem gór i wypraw motocyklowych. Udało mi się zdobyć część szczytów należących do Korony Gór Europy. Uprawiałem również kolarstwo górskie, korzystając z uroków Beskidów, w których mieszkam.  Po wypadku wszystko zmieniło się diametralnie, stało się to, czego bałem się najbardziej - jestem niepełnosprawny. Obecnie staram się zbierać pieniądze z przeznaczeniem na sprzęt ortopedyczny i rehabilitację, bez czego nie jestem w stanie odzyskać sprawności.  Tym bardziej jest mi ciężko, że w nieprzystosowanym dla osoby niepełnosprawnej domu mieszkam z 76-letnią mamą. Największą barierą są schody, które mogę pokonać tylko i wyłącznie dzięki pomocy co najmniej dwóch osób, więc każda wizyta u lekarza wiąże się z proszeniem ludzi o pomoc. Nie mam żony ani dzieci. Na szczęście krótko przed wypadkiem poznałem kobietę, która mimo mojej sytuacji okazała się kochającą mnie osobą, co znacznie ułatwia mi egzystencję. Mam też wspaniałych przyjaciół, na których mogę liczyć, za co jestem ogromnie wdzięczny. Jednak utrata sprawności i samodzielności jest bardzo ciężkim przeżyciem…  Z uwagi na przebywanie na zwolnieniu lekarskim zostanę zapewne wydalony ze służby w policji z powodu braku zdolności do pracy. Tym samym stracę dochody. Przed wypadkiem nie byłem zależny od nikogo i chętnie pomagałem osobom, które tej pomocy potrzebowały. Nigdy nie spodziewałem się, że będę musiał o to sam prosić… Życie jest jednak nieprzewidywalne. Wystarczy sekunda, a wszystko się zmienia. Dziś to ja proszę ludzi o pomoc, żeby moje życie wyglądało choć po części tak, jak przed wypadkiem… Proszę o pomoc Ciebie. Piotr

48 315,00 zł ( 36,68% )
Brakuje: 83 388,00 zł
Grześ Kurczaba
Grześ Kurczaba , 20 lat

Grześ stracił rękę w wypadku w gospodarstwie - walczymy o protezę dla niego! #poMOCdlaGrzegorzaKurczaby

Grzesiu nie jest jeszcze pełnoletni, a już zdążył się przekonać, jak brutalne potrafi być życie. W czasie prac w gospodarstwie jedna z maszyn urwała mu prawą rękę... Tragiczny wypadek złamał jego plany i marzenia. Grzesiu jest wspaniałym synem, ukochanym bratem, dobrym uczniem, który ma jeszcze całe życie przed sobą! Chcemy, aby miał sprawne życie, dobre życie, dlatego walczymy o to, by otrzymał protezę ręki. Z całego serca prosimy Cię o pomoc! Grześ to 17-letni mieszkaniec Moszczanki w gminie Raszków w województwie wielkopolskim. Jest uczniem drugiej klasy technikum na profilu technika maszyn rolniczych i agrotroniki. Wybór szkoły nie był przypadkowy – Grześ zawsze bardzo lubił pracę w gospodarstwie domowym. Był ogromnym wsparciem dla rodziny – pomagał rodzicom, będąc wzorem i autorytetem dla swoich młodszych braci. Ogromną przyjemność sprawiała mu zwłaszcza praca przy maszynach rolniczych – koparce i ciągniku. Już od dziecka miał talent w tym kierunku, sam potrafi m.in. naprawić kosiarkę. Nikt nie spodziewał się, że jedna z ukochanych maszyn pozbawi go zdrowia i sprawności… To był 28 października, środa, dzień jak każdy inny. Grześ pracował na rębaku do drewna. Chwila nieuwagi, ułamek sekundy zadecydował o tym, że już na zawsze musiał pożegnać się z ręką. Maszyna odcięła mu 1/3 długości ramienia. Chwile grozy… Mnóstwo krwi, karetka, szpital. Niepewność, co dalej… Niestety, ręki nie udało się uratować. Jaki jest Grześ? Sąsiedzi i koledzy, zapytani o niego, nie szczędzą ciepłych słów. Bardzo sympatyczny i niezwykle rodzinny chłopak. Zawsze chętny do pomocy, dobrze wychowany i uczynny, przez co niezwykle lubiany w okolicy. Uśmiechnięty, miły i pozytywnie nastawiony do świata. Uwielbia wędkować, często z wujkiem wypływał łódką, żeby połowić ryby. Chętnie brał udział w biegach i był zaangażowany w różne akcje charytatywne. Złoty chłopak, który nie zasłużył na taki los… Choć życie po tragicznym zdarzeniu stało się zupełnie inne, Grześ stara się nie załamywać. Chce zrobić wszystko, żeby wrócić do realizacji celów, które założył sobie jeszcze przed wypadkiem.  Szansą dla niego jest tylko proteza, która choć w pewnym stopniu będzie w stanie zastąpić mu rękę. Dzięki nowoczesnym rozwiązaniom technicznym Grześ będzie mógł nią chwytać, trzymać przedmioty, wróci do pracy! Znów stanie się samodzielnym człowiekiem. Jest ciężko, ale Grzesiek nie zamierza zrezygnować ze swoich planów na przyszłość. Zamierza skończyć szkołę, nadal rozwijać swoją pasję i zdobywać doświadczenie w temacie naprawy maszyn, bo tym właśnie chce się zająć zawodowo. Bez protezy jednak będzie to bardzo, bardzo trudne… By móc żyć samodzielnie i w pełni się realizować, by jego codzienność mogła wyglądać tak, jak jeszcze przed wypadkiem, zakup protezy jest konieczny. Jej koszt jest niestety ogromny… Mimo starań rodziny Grzesia zwyczajnie nie stać na taki wydatek. Z całego serca prosimy więc o pomoc… Twoje wsparcie jest niezbędne. Pomóż temu młodemu, ambitnemu i bardzo pracowitemu chłopcu, a gwarantujemy Ci, że nie zmarnuje tej szansy. Pomóż zawalczyć o życie, na jakie zasługuje!  ______ Wspieraj Grzesia na Facebooku: #poMOCdlaGrzegorzaKurczaby 

105 785,00 zł ( 29,02% )
Brakuje: 258 683,00 zł
Artur Sęk
Artur Sęk , 46 lat

Artur został potrącony przez samochód... – apel mamy o pomoc dla syna!

Mój syn Artur to złoty chłopak. Zawsze był lubiany, samodzielny, zawsze mogłam na niego liczyć. Pewnie cały czas mogłoby tak być, gdyby nie wypadek... Artur potrafił świetnie naprawiać komputery. Zawsze potrafił każdemu pomóc – wiele osób go chwaliło i polecało. Tym razem też dostał zlecenie, ale nie chciał na nie jechać. Nawet mi o tym wspominał, ale jego dobre serce zwyciężyło i pojechał. Wracał dość późno, było już ciemno. Wyszedł na przystanku autobusowym, niedaleko domu. Szedł poboczem, lewą stroną. Droga była oświetlona. Został potrącony przez samochód. To wydarzyło się 5 lat temu, 23 lipca 2015 roku... Teraz opiekuję się nim każdego dnia. To było bardzo silne uderzenie. Artur przeżył je cudem… Jednak w wyniku wypadku doszło do bardzo wielu skomplikowanych urazów – licznych złamań żeber, stłuczenia płuca i poważnego uszkodzenia mózgu… Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam go leżącego na Oddziale Intensywnej Terapii, zamarłam. Był podłączony do aparatury, cały w opatrunkach, nieprzytomny… A przecież jeszcze kilkanaście godzin wcześniej rozmawialiśmy. Rozmawialiśmy, nie podziewając się, że o kolejną rozmowę będziemy musieli tak długo walczyć... A dzisiaj? Siadam przy nim i czasami nie wierzę, że to mój syn. Widziałam nie raz osoby chore. Pracowałam wiele lat za granicą opiekując się starszymi osobami. Zupełnie inaczej pomaga się własnemu dziecku. Nie jest łatwo. Cisza. Posiłki. Toaleta. Ćwiczenia. Bezradność, kiedy nie mogę syna zrozumieć. Opiekuję się Arturem razem z mężem, który jest po dwóch zawałach. Ze względu na swój stan w wielu czynnościach nie może mi pomóc... Artur nie ma kontroli nad swoim ciałem. Nie ma kontroli nad słowem. Oczywiście, można żyć bez mowy... tylko jak? Skoro słowo mówione jest tym, którym posługuje się zdecydowana większość społeczeństwa. Dlaczego Tobie o tym opowiadam? Bo w Tobie jedyna nadzieja. Twoja pomoc to dla mojego syna szansa na zajęcia z logopedą  neurologiem, rehabilitację. Być może następnym to Artur opowie Ci swoją historię... Janina, mama

15 883,00 zł ( 23,87% )
Brakuje: 50 649,00 zł
Patryk Bielak
Patryk Bielak , 32 lata

Tego nikt się nie spodziewał - serce Patryka po prostu się zatrzymało.... Trwa walka o lepsze jutro!

Miał plany, marzenie, ambicje. Takie zdarzenia nigdy nie powinny mieć miejsca. A jednak, na progu dorosłości Patryk stracił wszystko. Pozostała tylko niewielka iskierka nadziei. Na to, że gdzieś w przyszłości czekają nas lepsze dni.  W takich momentach nie przewiduje się negatywnych scenariuszy. Kiedy ma się naście lat, każdy jest przekonany o tym, że świat jest pełen możliwości. Wszystko, co związane z chorobami, urazami kojarzy się z osobami, które sił mają znacznie mniej. Niestety, to myślenie życzeniowe, bo tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się już za chwilę…  Życie zupełnie nas zaskoczyło - nagle i niespodziewanie serce Łukasza po prostu się zatrzymało. Nie mogłam w to uwierzyć. Wciąż mam wrażenie, że tamte wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Kiedy strach dominuje wszystko, trudno zachowywać się logicznie. Szczególnie, kiedy na szali życie kogoś bliskiego…  Szybka pomoc ratowników medycznych nie uratowała nas przed dramatycznymi konsekwencjami tego, co się zdarzyło. Przez 3 kolejne miesiące mój syn był w śpiączce. To dodatkowo obciążyło organizm i doprowadziło do całkowitego spustoszenia. Uszkodzenie mózgu w wyniku niedotlenienia sprawiło, że Patryk stał się niepełnosprawny - jego życie i funkcjonowanie jest całkowicie uzależnione od innych, a właściwie ode mnie. Jestem jego pielęgniarką, rehabilitantem, opiekunką. Wszystkiego uczyłam się na bieżąco, ale wciąż mam wrażenie, że to za mało, że brak specjalistycznej wiedzy i umiejętności bardziej mu zaszkodzi niż pomoże. Nie wiem, jak zareaguje ciało na stałe bodźce, nie mam żadnej pewności, że idąc tą drogą zrobimy postępy…  Boję się, że znajdziemy się pod ścianą. Nie jestem gotowa zgodzić się na przegraną. Muszę znaleźć siłę i możliwości, by stanąć do walki o przyszłość Patryka…  W naszej sytuacji jedynym skutecznym rozwiązaniem może okazać się rehabilitacja prowadzona pod okiem specjalistów, podczas turnusów wyjazdowych. Tam syn otrzyma nie tylko niezbędne wsparcie, ale także skorzysta ze specjalistycznego sprzętu, odpowiednio dopasowanych zajęć. Na naszej drodze stoi jedna poważna przeszkoda. Koszty. Cena pobytu na jednym turnusie to ogromne środki, a Patryk potrzebuje zabezpieczenia na cały rok… Ta kwota sprawia, że kręci mi się w głowie, a jednak świadomość tego, że mogę pomóc synowi, mobilizuje mnie do działania. Ja nie mogę się poddać w tej walce. Nie mogę zrezygnować z walki o życie, które dałam mu wiele lat temu. Pomocy! Proszę, ratuj moje dziecko ze szponów niepełnosprawności!  Zły los można odmienić. Nasza rzeczywistość może stać się zupełnie inna tylko pod jednym warunkiem - jeśli zdecydujesz się nam pomóc. Nigdy nie potrzebowaliśmy wsparcia tak bardzo jak teraz… Najgorsza jest świadomość, że jeśli mi zabraknie sił, nikt nie będzie w stanie bez konsekwencji poświęcić mu tyle uwagi, dać takiej troski. Proszę, pomóż jeszcze raz zawalczyć o nadzieję!

4 541,00 zł ( 3,79% )
Brakuje: 115 140,00 zł
Agata Sałajczyk
Agata Sałajczyk , 44 lata

Ból przez lata próbuje mnie zabić. Tylko nadzieja daje siłę, by dalej żyć...

Z roku na rok choroba atakuje z jeszcze większą siłą. A kiedy wydaje mi się, że gorzej być nie może, ból staje się nie do wytrzymania. Lekarze bezradnie rozkładają ręce, a ja staram się nakładać na usta maskę uśmiechu. By swoim cierpieniem nie obarczać innych. Bo przecież nie potrzebuję litości, potrzebuję pomocy!  Ból odbiera mi wszystko, niszczy codzienność, zabiera radość życia… Leki przestały działać już dawno temu, a kolejne większe dawki są w stanie tylko delikatnie go złagodzić. Problemem staje się dla mnie codzienne funkcjonowanie, nawet noc nie przynosi ukojenia, bo dolegliwości nie pozwalają mi zasnąć… Najgorsza jest świadomość, że wykorzystałam już wszystkie dostępne możliwości pomocy. Teraz jedynym ratunkiem jest dla mnie nierefundowane leczenie, na które bez odpowiednich środków nie mam szans. To tak jakby życie we mnie gasło…  Endometrioza. Choroba przerażająca, niezwykle trudna i nieprzewidywalna. Przez wielu niedoceniana. Przeciwniczka, z którą staję do walki od wielu lat. Bezskuteczne próby walki zawsze kończą się w ten sam sposób: objawy się nasilają, ataki są jeszcze cięższe do przetrwania, kolejne organy zdają się być w coraz gorszej kondycji… Brutalna rzeczywistość choroby odbiera mi nadzieję za każdym razem.  Pierwszą operację przeszłam w 2005 roku, wtedy dolegliwości określono na 2 stopień zaawansowania. Niemalże 15 lat później, jestem po 8 operacjach. Żadna nie przyniosła ulgi, żadna nie dała mi codzienności bez bólu. Z ostatnich badań jasno wynika, że mój stan się pogarsza, a szanse na ratunek maleją. Wiem, że teraz muszę postawić wszystko na jedną kartę i powierzyć moje zmęczone chorobą i cieprieniem ciało najlepszym specjalistom. Ludziom, którzy są w stanie dać mi nadzieję… Po wielu latach znalazłam ośrodek specjalizujący się w podobnych przypadkach. Dostałam jasną informację, że mogę o siebie zawalczyć. Kolejna, 9 operacja, wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale ja nie mam już nic do stracenia. Jeśli istnieje jakakolwiek nadzieja na pokonanie bólu, jestem w stanie spróbować. Niestety, tym razem moje szanse nie są zależne ode mnie, bo blokują mnie koszty. Kilkadziesiąt tysięcy - to kwota, którą za kilka miesięcy muszę wpłacić na konto kliniki, jeśli chcę mieć jeszcze szansę na przyszłość bez bólu. Cena za brak cierpienia, za możliwość życia bez kolejnych powikłań i nowych dolegliwości. Rachunek, którego pomimo wszystko nie pokryję samodzielnie. Potrzebuję pomocy! Twoja chociażby złotówka, to dla mnie nadzieja na nowy początek! Jedyna, jaką w tej chwili mogę mieć…  Wyobrażasz sobie tę chorobę? Otwierasz oczy o poranku. Udało się przespać 2 godziny bez potwornego bólu. To sukces. Ledwie wstajesz z łóżka, by opaść doświadczającej palącej fali rwania i ucisku. Brakuje ci tchu, brakuje ci sił. Kolejny dzień rozpoczynasz ze świadomością, że znów przegrałaś… To przytłaczające. Właśnie dlatego, dopóki jest nadzieja, nie zrezygnuję z walki. Błagam, wyrwij mnie z potwornej pułapki cierpienia! Choroba odebrała mi wiele cennych lat życia. Tego czasu nikt nigdy mi już nie zwróci… Zabrała mi możliwość spełnienia się jako matka. Zniszczyła poczucie bezpieczeństwa. Zburzyła świat, zniszczyła marzenia, na które pozwalałam sobie w chwilach nadziei. Nie mogę dopuścić, by dalej mnie wyniszczała, by odebrała wszystko, co mam. To ostatnia szansa na ratunek, pomóż mi proszę…

28 380,00 zł ( 36,24% )
Brakuje: 49 918,00 zł
Marcin Boczoń
Marcin Boczoń , 36 lat

Tragiczny wypadek zniszczył życie Marcina - potrzebna pomoc!

"Marcin, wstawaj! Dość tego leżenia!" – to częste słowa, które do niego wypowiadamy. Czy słyszy? Mamy nadzieję, że tak. Czekamy na dzień, w którym sam nam to powie. W grudniu miną 3 lata od wypadku, który w jednej chwili zmienił życie Marcina i całej naszej rodziny. Życie, plany i marzenia przekreślił straszny wypadek samochodowy. Zamiast wymarzonego ślubu i zaplanowanego wesela rozpoczyna się walka. Na początku walka o życie, o każdy oddech, o każdą godzinę, o każdy dzień… Potem długotrwała rehabilitacja, która trwa do dziś… Tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2017 roku Marcin, uległ ciężkiemu dla zdrowia wypadkowi samochodowemu. Doznał urazu wielonarządowego, licznych złamań i przez dłuższy czas przebywał w śpiączce. Trafił na oddział dla dorosłych chorych ze śpiączką, gdzie od marca 2018 roku uczestniczył w programie rehabilitacyjnym, gdzie walczył o zdrowie i przywrócenie utraconych funkcji. Niestety nie spełniły się nasze oczekiwania... Jedyne, co nam pozostało to szukać pomocy u najlepszych specjalistów. Dzięki determinacji najbliższych i ofiarności darczyńców Marcin brał udział w kosztownym programie neurorehabilitacyjnym pod okiem światowej sławy profesora Jana Talara. To pozwoliło nam na nowo uwierzyć, że Marcin a właściwie ”Janosik”, bo tak nazywa go Profesor, ma szansę odzyskać swoje zdrowie i realizować swoje marzenia. Niestety rehabilitacja została przerwana, bo kończą się środki finansowe. Dzisiaj Marcinem opiekuje się w domu jego mama. To ona wierzy w niego najbardziej i walczy o niego tak jak potrafi najlepiej z całą swoją matczyną miłością. Ściąga do domu rehabilitanta i logopedę, płaci za dodatkową rehabilitację i terapię logopedyczną, bo wie, jak ważne jest to, aby Marcin ćwiczył każdego dnia. Musimy zrobić wszystko, aby Marcin w przyszłym roku mógł wrócić na intensywną rehabilitację w specjalistycznym ośrodku. To wymaga jednak ogromnych nakładów finansowych, których na dłuższą metę nie udźwignie żadna rodzina. Tylko dzięki Twojej pomocy Marcin ma szansę na dalszą rehabilitację. Nie pozwólmy na to, aby to, co osiągnął do tej pory w trakcie wyczerpujących zajęć i bolesnych ćwiczeń przepadło. Czekamy na pierwsze słowo, na pierwszy krok... Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o Marcina. Rodzina Marcina

31 025,00 zł ( 12,7% )
Brakuje: 213 124,00 zł
Dariusz Żebrowski
Dariusz Żebrowski , 48 lat

Walczyłem o życie, dziś walczę o bezpieczeństwo mojej rodziny. Pomocy!

Jak bardzo kruche jest życie, przekonałem się w 2012 roku. Wszystko, co latami budowałem, w jednej chwili przestało mieć znaczenie... To miał być beztroski, szczęśliwy czas. Wreszcie zwyciężyliśmy z białaczką! Nasz synek był zdrowy! Mogliśmy zacząć odbudowywać nadzieję na życie, na lepsze jutro. Wreszcie razem mogliśmy pojechać nad morze! Niestety podczas kąpieli w morzu przewróciła mnie fala. Z pozoru wyglądający na niegroźny, wypadek spowodował uszkodzenie rdzenia kręgowego... Pierwsze miesiące po wypadku były horrorem! Byłem w śpiączce, lekarze nie dawali mi wielkich szans na normalne życie. Po wielu miesiącach walki nie traciłem jednak nadziei. Mój stan nieznacznie się poprawił. Wróciłem do domu i znów mogłem być z rodziną, która do tej pory mogła mnie jedynie odwiedzać w szpitalu. Moja walka o sprawność wtedy tak naprawdę dopiero się zaczęła. Rozpoczęła się moja intensywna i niesamowicie droga rehabilitacja. Tak bardzo marzę o powrocie do zdrowia... O tym, żebym sam mógł radzić sobie w codziennych czynnościach. Żebym mógł wybrać się na spacer, towarzyszyć moim dorastającym dzieciom w ważnych chwilach ich życia! Wiem, że nie mogę się poddać, mam dla kogo starać się o zdrowie! Lata walki o życie najpierw synka, później moje sprawiły, że wszystko inne przestało mieć znaczenie. Dom, który powinien być azylem, zaczął straszyć i powodować niebezpieczeństwo... Najpilniejszą potrzebą jest remont dachu, który zaczyna przeciekać. Woda niszczy fundamenty, które coraz bardziej potrzebują konserwacji. Niestety sami nie damy rady uratować naszego domu... Nie jest mi łatwo prosić o pomoc, jednak nie mam innego wyjścia. Proszę, nie bądź obojętny! Darek

47 142 zł
Milena Schroter-Orłowska
Milena Schroter-Orłowska , 39 lat

Choroba, z którą nie wygram już nigdy... Proszę, pomóż mi!

Chciałabym móc powiedzieć, że w moim życiu wszystko jest w porządku. Chciałabym, by szczęście, zdrowie i wieczny optymizm nigdy mnie nie opuszczały. Codziennie jednak budzę się ze świadomością, że stwardnienie rozsiane nie opuści mnie już do końca życia, każdego dnia, kawałek po kawałku odbierając mi to, co najcenniejsze - zdrowie i poczucie niezależności. Za leczenie i rehabilitację płacę sama, a środki, które pochłania choroba, są ogromne!  Stwardnienie rozsiane to jedna z najczęściej występujących w światowej populacji chorób układu immunologicznego. Może rozwijać się w trzech głównych postaciach: rzutowo-remisyjnej, wtórnie postępującej i pierwotnie postępującej. Na świecie choruje na nią blisko 2,5 miliona osób, a w Polsce populacja chorych szacowana jest na około 50 tysięcy osób. Dane te są danymi przybliżonymi, ponieważ nie ma w Polsce jednego, ogólnokrajowego rejestru osób chorych. Stwardnienie rozsiane nazywa jest chorobą młodych dorosłych, ponieważ diagnoza stawiana jest najczęściej wśród osób w przedziale wiekowym 20- 40 lat. Wśród zdiagnozowanych 6 na 10 pacjentów to kobiety. Wiem, że nie dam rady pokonać tej choroby, ale mogę robić, co tylko się da, by je zatrzymać, by choroba nie przykuła mnie do łóżka. Potrzebuję intensywnej rehabilitacji, ale nie tylko. Choroba bardzo wyniszcza, całe ciało, w tym zęby (których koszt naprawy wynosi prawie 50 tys. zł), a ja tak bardzo chciałabym móc się uśmiechać, bo wciąż wierzę, że znajdę powody, do tego, by to robić! Proszę, pomóż mi zatrzymać stwardnienie rozsiane, z którym i tak nigdy nie wygram... Milena

3 390,00 zł ( 6,09% )
Brakuje: 52 248,00 zł
Angelika Krakowska
Angelika Krakowska , 35 lat

Życie roztrzaskane przez wypadek – szansą dla Angeliki jest egzoszkielet!

30 sierpnia 2015 roku – to dzień, w którym miałam bardzo poważny wypadek samochodowy. Obudziłam się w szpitalu, po kilku tygodniach spędzonych w śpiączce. Z bliznami po kilku operacjach, bez czucia w nogach… W wyniku złamania kręgosłupa nie chodzę do dzisiaj, ale mam szansę, by to odzyskać. Ta szansa to egzoszkielet, który daje lekarzom i fizjoterapeutom możliwość innowacyjnej rehabilitacji, a pacjentom nadzieje na powrót do dawnego życia. Dlatego błagam Was o pomoc w mojej walce. Mam dopiero 32 lata i zrobię wszystko, by odzyskać swoją sprawność… Mimo, że od wypadku minęło tyle czasu, do dzisiaj przeklinam tamten dzień. Zawalił mi się cały świat, rozpadłam się na tysiące kawałków, nie wiedząc jak na nowo poskładać swoje życie. W głowie tak naprawdę miałam tylko jedno pytanie – po co mam dalej żyć? W chwili, kiedy obudziłam się ze śpiączki, nie wiedziałam nic. Widziałam, że to szpital, ale nie byłam w stanie powiedzieć, co sprawiło, że w nim jestem. Kompletnie nie czułam swoich nóg. Dopiero po chwili dowiedziałam się o wypadku, o operacjach, o tym że lekarze walczyli o moje życie. W wyniku wypadku doszło do poważnego obrzęku i stłuczenia mózgu, złamania podstawy czaszki i złamania kręgosłupa. Nagle nie mogłam się nigdzie ruszyć, przekręcić na drugi bok, wyjść samodzielnie do toalety. Czułam się jak kula u nogi swoich bliskich. Myślałam, że życie dla mnie jest już skończone. Momentami miałam ochotę krzyczeć z niemocy. Po czterech miesiącach wyszłam ze szpitala i wtedy, mam wrażenie, zaczął się jeszcze większy dramat. Nagle musiałam uświadomić sobie, jak w rzeczywistości wygląda życie osoby niepełnosprawnej. Kiedy po raz pierwszy usiadłam na wózku inwalidzkim, przeżyłam szok. Musiałam mierzyć się z problemami, nad którymi nigdy się nie zastanawiałam. Jak tu jechać po krzywych chodnikach? Jak omijać dziury i pokonywać krawężniki? Nie wspominając już o pokonaniu schodów do mieszkania na drugim piętrze w bloku. Gdyby nie mój tata, czy szwagrowie, byłabym uwięziona w domu cały czas. Droga, która przeszłam do tej pory była wyboista i pełna łez, ale dzięki mojemu samozaparciu i pomocy bliskich mi osób dotarłam już tak daleko. Od samego początku ćwiczę każdego dnia i daje z siebie 200%. Musiałam pokonać tysiące barier – zarówno fizycznych, jak i psychicznych.  Niedawno pojawiła się dla mnie ogromna szansa. To aktywny egzoszkielet HAL. Polega to na wysyłaniu przez mózg impulsu nerwowego, który przenoszony jest przez rdzeń kręgowy, a dalej przez nerwy obwodowe bezpośrednio do mięśni nóg. Te odbierając polecenie z naszego mózgu, odpowiadają robiąc krok. Udało mi się zakwalifikować na terapię urządzeniem, które mogłoby odmienić moje życie.  Jestem na etapie najważniejszej walki w moim życiu – walki o zdrowie. Jest to dla mnie ogromna i jedyna szansa za powrót do sprawności, jednak największą barierą okazują się być finanse. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale w moim przypadku są one kluczowe, by wrócić do życia sprzed wypadku. Wiem, że proszę o wiele, ale obiecuję, że zrobię wszystko, by jak najlepiej wykorzystać okazaną mi pomoc. Gdyby nie ludzie o wielkich sercach nie dotarłabym już tak daleko. Angelika Licytacje dla Angeliki Media o Angelice: Telewizja Republika: fakt.pl torun.naszemiasto.pl eska.pl kobietaxl.pl torun.wyborcza.pl ddtorun.pl

56 260,00 zł ( 42,59% )
Brakuje: 75 826,00 zł