Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Angelika Zińkiewicz
7 dni do końca
Angelika Zińkiewicz , 39 lat

"Walczymy, bo ją kochamy!" Pomóż Angelice wydostać się z koszmaru!

Gdy młodzi rozpoczynają swoje życie, dobrym życzeniom nie ma końca. To zawsze jest czas radości, nadziei i nowości. Tak samo było w przypadku mojej córki – Angeliki. Poznała cudownego człowieka, który został jej mężem. Widziałam, że byli szczęśliwi, a ich szczęście było moim. Nigdy bym nie pomyślała, że dojdzie do tragedii, która zrujnuje całe nasze życie… Wszystko wydarzyło się w dniu narodzin mojej wnuczki Oli. Wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością, by w końcu móc zobaczyć się z Angeliką i jej nowo narodzoną córeczką. Widziałam, że Angelika była zmęczona, ale szczęśliwa. Tuliła Oleńkę w ramionach, gdy w pewnym momencie dotknęła dłonią głowy, mówiąc, że strasznie ją boli ją. Dostała leki przeciwbólowe, a postanowiliśmy dać jej odpocząć i pojechaliśmy do domu. Nie minęły dwie godziny, jak zadzwonił zięć ze słowami: „Angelika straciła przytomność, zabrali ją na OIOM…”. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ale tamta wizyta była ostatnią, gdy mogłam porozmawiać z córką. Angelika doznała wylewu krwotocznego do lewej półkuli mózgu. Nie mogłam uwierzyć w żadne słowo, które było informacją o krytycznym stanie córki. Myślałam, że to jakiś straszny sen, z którego nie mogłam się obudzić. Wszystko zdawało się nierealne. Śmigłowiec zabrał Angelikę do Lublina, a lekarze mówili, że musimy być przygotowani na wszystko. Baliśmy się najgorszego. Patrzyłam na kilkudniową Oleńkę nie mogąc powstrzymać łez od natrętnych czarnych scenariuszy.  Wkrótce dostaliśmy kolejną informację ze szpitala. Angelika miała kolejny, tym razem niedokrwienny udar drugiej półkuli. To jest moment, gdy wszelka wiara i nadzieja znikają. Nie ma pytań ani odpowiedzi… jest rozpacz, samotność, lęk.  Od tych wydarzeń minęły już trzy lata. Angelika jest silna – żyje. Ostatnie lata to rehabilitacja, długa i żmudna praca – walka o najmniejszy ruch czy uwagę. Córka potrzebuje stałej opieki i wsparcia przy każdej czynności. Koszty rehabilitacji urastają do dziesiątek, jak nie setek tysięcy. Nasze możliwości są właściwie wyczerpane. Szukamy pomocy tam, gdzie jest nadzieja na jej otrzymanie. Muszę zrobić wszystko, by pomóc córce! Nie wiemy kiedy i w jakim stopniu nastąpi poprawa w stanie jej zdrowia. Ale widzę jak patrzy na trzyletnią już Olę, jak na jej twarzy pojawia się uśmiech gdy widzi męża. Ona żyje, jest z nami! Walczymy o nią, bo ją kochamy! Nie przestaniemy, bo wierzymy, że ją odzyskamy! Wciąż jest nadzieja, proszę pomóż nam, byśmy jej nie utracili... Alicja - mama Angeliki

26 068,00 zł ( 19,66% )
Brakuje: 106 507,00 zł
Krzysztof Lilla
4 dni do końca
Krzysztof Lilla , 32 lata

Jedna chwila zniszczyła życie młodego taty! Pomóż mu wrócić do sprawności!

Po operacji lekarz mi powiedział, że to pierwszy przypadek w jego karierze zawodowej, gdy człowiek przeżył taki upadek. Kilka sekund wywróciło moje życie do góry nogami, odbierając sprawność, samodzielność i plany na przyszłość. Praca, która miała zapewnić bezpieczeństwo finansowe mojej rodziny przyczyniła się do tragedii, której skutki mogę nosić całe życie… Nie mam jeszcze trzydziestu lat, a obawiam się, że moje życie będzie uzależnione od innych. Od wielu lat pracowałem w branży budowlanej. 20 kwietnia był moim ostatnim dniem w pracy. Musiałem wejść na dach, od ziemi dzieliło mnie 5 metrów. Od życiowej tragedii zaledwie kilka sekund... Runąłem na plecy, słysząc gruchot łamanych o krawężnik kręgów i kości. Głową uderzyłem o niewielką górkę ziemi. Szok trzymał mnie w ryzach przytomności, ale nie pozbawił przeszywającego bólu. Wkrótce znalazłem się w szpitalu na stole operacyjnym.  Gdy się przebudziłem nie czułem nóg, nie mogłem nimi poruszyć. Lekarze tłumaczyli, że upadek doprowadził do wybuchowego złamania kręgów odcinka piersiowego ze zmiażdżonym rdzeniem. W trakcie operacji wstawiono mi dwa pręty i osiem śrub, które mają wzmacniać mój kręgosłup do końca życia… Rdzeń nie został przerwany, lecz zmiażdżony. Żaden specjalista nie jest w stanie oszacować moich szans na powrót do sprawności. Po takich informacjach ciężko dojść do siebie... Wszyscy mówią, że rehabilitacja i czas pokażą, czy uda się odzyskać utraconą sprawność. Chcę walczyć, choć jest to trudne na każdym kroku... Wózek, który teraz mam jest ciężki i nieporęczny. Wyjście z mieszkania na trzecim piętrze, po wąskich schodach i przez ciasne klatki jest właściwie niemożliwe. Przejścia w mieszkaniu są za małe, by swobodnie się przemieszczać. Mój dom nagle stał się torem przeszkód...  Dobijające jest to, że choćbym chciał – nie mogę pójść do pracy i zarabiać jak dawniej. Troszczyłem się, by mojej rodzinie nic nie brakowało. A teraz? Teraz to ja wymagam opieki i specjalnego traktowania, a koszty mojego leczenia pochłaniają znaczącą część domowego budżetu. Niestety, to tylko kropla w morzu potrzeb. Rehabilitacja, lekarstwa, badania, usunięcie barier architektonicznych… kwota, której nie jestem sobie w stanie wyobrazić! Jedynie nadzieja i wsparcie bliskich ratują mnie przez ogarniającą bezradnością.  Mam wiarę, że uda mi się odzyskać zdrowie! Że moje maluchy będą mogły bawić się z tatą. Bardzo proszę, pomóż mi w tej walce! Wciąż mam szansę... Krzysztof

41 910,00 zł ( 22,07% )
Brakuje: 147 984,00 zł
Jan Niedziałek
Jan Niedziałek , 13 lat

By w przyszłość móc spojrzeć z nadzieją

Chcę widzieć tylko to, co dobre. Chcę patrzeć na jego uśmiech, mieć poczucie, że mimo tego, co wyrządził mu los, jest po prostu szczęśliwy. Choroba zabrała już zbyt wiele, a ja marzę o tym, by Jaś mógł jeszcze pożyć. Jaś urodził się z zespołem Downa. Gdy po raz pierwszy mogłam go przytulić, obiecałam sobie i jemu, że zrobię, co tylko się da, by jego życie było piękną przygodą. W trzecim dniu życia Synek przeszedł wylew IV stopnia do mózgu, w wyniku którego został całkowicie sparaliżowany, stwierdzono prawostronne porażenie mózgowo-dziecięce oraz wadę serca, wzroku, obustronny niedosłuch średniego stopnia, niskie napięcie mięśniowe, a także zespół IRIDA, czyli poważną chorobę genetyczną krwi. Jaś przeszedł kilka skomplikowanych operacji, przez pierwsze dwa lata jego życia mieszkaliśmy niemal na stałe w szpitalu. Potem rozpoczęliśmy walkę i intensywną rehabilitację. Nasza codzienność tak bardzo odbiega od tej, którą mogą się cieszyć zdrowe dzieci. Rehabilitacja, wizyty w szpitalu i u specjalistów wypełniają niemal cały nasz kalendarz. Co gorsza, większość wizyt lekarskich i zabiegów rehabilitacyjnych musimy opłacać prywatnie z własnej kieszeni. Nie starcza nam na to wszystko pieniędzy, bowiem oprócz Jasia mam jeszcze 3 dzieci. Gdybym tylko mogła, oddałabym swoje zdrowie, by Jaś mógł cieszyć się życiem. Niestety, ostatni rok Jaś spędził w szpitalu z powodu poważnych problemów z krwią, przykuty do łóżka na oddziale onkologii. Z powodu osłabienia chorobą, lekami, niskiego napięcia mięśniowego oraz długotrwałego leżenia w szpitalnym łóżku i wszystkich swoich wcześniejszych problemów - Jaś wymaga intensywnej stałej wielospecjalistycznej rehabilitacji ruchowej, logopedycznej i pedagogicznej. Nie stać nas na jej opłacenie. Dlatego muszę prosić Was o pomoc. Wierzę w to, że każda złotówka ma moc pomagania, które sprawi, że codzienność Jasia będzie po prostu łatwiejsza i pozwoli mu stanąć na nogi. Serdecznie dziękuję za serce i wsparcie! Bogumiła, mama Jasia

15 435,00 zł ( 77,5% )
Brakuje: 4 480,00 zł
Agata Knop
Agata Knop , 44 lata

By wygrać z rakiem Agata potrzebuje Twojej pomocy❗️

Czy można być gotowym na śmiertelną diagnozę? Dlaczego choroba wybrała właśnie ją? Jak pomóc, co mówić, jak wspierać? Takie pytania pojawiają się w naszych głowach, choć staramy się przyjąć postawę obronną i dać jej siłę do walki. Agata, Bohaterka (przez duże B!) naszej historii, o tym, że zaatakował ją nowotwór złośliwy piersi z przerzutami do węzłów chłonnych, dowiedziała się zaledwie kilka miesięcy temu, na początku marca. Jeszcze niedawno mówiła, że w końcu czuje spokój i jedyne czego pragnie to zdrowie - swoje i najbliższych. Dużo w życiu przeszła, dlatego wiedziała, że właśnie to jest w życiu najważniejsze. Patrzyliśmy na jej błysk oczu i wierzyliśmy, że teraz wszystko będzie, tak jak sobie wymarzyła. Bo przecież dobro wraca... Bo jeśli wierzymy w marzenia, to one się spełniają... Diagnoza zmieniła wszystko... Przed Agatą długa, kręta droga, w którą dzielnie wkroczyła. Jest na etapie chemioterapii na oddziale onkologii w Poznaniu. Przed nią najtrudniejszy czas: operacja usunięcia piersi, radioterapia, hormonoterapia i rekonstrukcja piersi. O znaczeniu tych etapów wiedzą tylko osoby, które przechodziły tę trudną i bolesną drogę. Agata wie, że w życiu trzeba walczyć. Dla siebie, dla rodziny, dla osób, dla których jest całym światem. Ma córkę, której z dumą przekazuje wszystkie wartości, których sama się uczyła. Dzieci dają nam przecież najwięcej siły do walki. Przed nią najtrudniejszy czas, moment, w którym musi stanąć przed lustrem, spojrzeć sobie w oczy i dzień po dniu zmierzać się z rzeczywistością; rzeczywistością, która wywołuje falę strachu, niepewności i pytań- co będzie dalej. Prosimy Was, pokażmy jej, jak wielkie wsparcie ma w nas - rodzinie, znajomych, kolegach i koleżankach, tych, których zupełnie nie zna, ale swym dobrym sercem przyciągnęła właśnie w to miejsce. Pokażmy Agacie, że dobro zwycięża i nawet tak agresywna forma raka, która ją zaatakowała, nie ma szans. Razem możemy wszystko. Dla niej, dla jej córki, jej rodziny i dla siebie - bo dobro wraca zwielokrotnione. Za wszelką pomoc - dziękujemy! Przyjaciele Agaty

23 760 zł
Wiaczesław Haczka
Wiaczesław Haczka , 49 lat

Upadek z 6 metrów odebrał mi sprawność i dawne życie! Pomocy!

Największe tragedie dzieją się zwykle bez zapowiedzi, zupełnie znienacka. Potrafią w jednej chwili wywrócić życie człowieka do góry nogami. Ta, która spotkała nas, wydarzyła się 13 stycznia, kiedy mąż robił porządki w ogrodzie. Chciał wyciąć suche gałęzie drzew, które mogły zagrażać życiu innych osób. Nie spodziewał się, że chroniąc innych, nie zdoła ochronić siebie... Nazywam się Natalia, a mój mąż to Wiaczesław. Do dnia tragedii, razem z dziećmi wiedliśmy spokojne i szczęśliwe życie w małym ukraińskim miasteczku. Pewnego zimowego dnia cały nasz świat legł w gruzach, a każdy dzień stał się desperacką walką o powrót męża do zdrowia.  Jeszcze kilka miesięcy temu Wiaczesław był zdrowym, silnym mężczyzną. Pracującym i troskliwym ojcem oraz mężem. Jedna chwila pokazała nam, że nic nie jest dane na zawsze... Teraz to człowiek boleśnie doświadczony przez życie, przykuty do wózka, codziennie walczący z bólem. Kiedyś niezależny, samodzielny i chętny do niesienia bezinteresownej pomocy. Dziś sam bardzo jej potrzebuje. Mąż spadł z wysokości 6 metrów, a upadek spowodował złamanie kręgosłupa, które w następstwie pociągnęło za sobą kolejne urazy – uraz rdzenia kręgowego oraz miednicy. Od momentu wypadku stracił sprawność, nie czuje nóg! W mgnieniu oka stał się osobą niepełnosprawną... Cała nasza rodzina była przerażona. Płakaliśmy i nie mogliśmy uwierzyć w to, co się stało. Baliśmy się o męża, ojca, głowę naszej rodziny. Nie wiedzieliśmy, czy jeszcze kiedyś będzie mu dane stanąć na własnych nogach. Nieustannie zadawałam sobie pytania: czy nasze dzieci odzyskają sprawnego tatę? Jak teraz będzie wyglądała nasza przyszłość?  Pierwszym ratunkiem była operacja, którą mąż przeszedł kilka dni po wypadku. Lekarze usunęli fragment złamanego kręgu, a w jego miejsce umieścili implant. Potem mąż trafił do specjalistycznego szpitala, gdzie był poddawany intensywnej rehabilitacji i leczeniu. To jednak nie wystarczyło... Konieczna była druga operacja kręgosłupa. Koszty leczenia niestety wprowadzały nas w osłupienie i przerażenie. Pamiętam, że kiedy zapoznawałam się z kosztorysami, nogi się pode mną uginały. Byłam załamana i zdruzgotana... Mimo to wiedziałam, że nie możemy się poddać.  W maju mąż trafił do specjalistycznego centrum rehabilitacji, gdzie został poddany kolejnej intensywnej rehabilitacji. Przebywa tam do dziś. Wiemy, że to miejsce jest ostatnią szansą na odzyskanie dawnego życia. Widzimy postępy, a każdy z nich to iskierka nadziei na powrót do normalności.  Specjalistyczna opieka może dać mojemu mężowi szansę na rozwój, być może nawet na samodzielność! Lekarze, którzy obecnie z nim pracują, widzą ogromną poprawę. Rehabilitacja sprawiła, że stan zdrowia Wiaczesława znacznie się poprawił. Dzięki regularnym ćwiczeniom prawa noga częściowo odzyskała czucie i zaczęła pracować!  Mąż naprawdę daje z siebie wszystko, dzielnie walczy i pokazuje swój hart ducha. Jednak bez Waszej pomocy to nie wystarczy... Nie stać nas na opłacenie całego pobytu w ośrodku. Żeby utrzymać efekty i dalej walczyć o sprawność, będzie potrzebne co najmniej 180 dni rehabilitacji. Każdy dzień to ogromne koszty, których sami nie jesteśmy w stanie pokryć.  Jest nam ciężko. Sama jestem osobą z niepełnosprawnością i nie pracuję. Mamy na utrzymaniu dwójkę dzieci: córkę oraz syna, który również posiada orzeczenie o niepełnoprawności. Niestety, wszystkie oszczędności naszej rodziny zostały już wyczerpane, a leczenie męża wymaga jeszcze dużego nakładu finansowego, który nie jest przez nas do udźwignięcia! Pobyt w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym to nasza jedyna szansa, by Wiaczesław ponownie odzyskał sprawność i stał się samodzielnym człowiekiem. Koszty z tym związane przerażają, dlatego proszę, pomóż nam... Natalia – żona

2 749,00 zł ( 0,88% )
Brakuje: 306 647,00 zł
Patryk Mróz
Patryk Mróz , 4 latka

Walka o przyszłość toczy się właśnie teraz! Pomóż Patryczkowi!

Czwarte dziecko, ogromna radość, mnóstwo planów na przyszłość. Byłam taka szczęśliwa, dumna i pewna, że już zawsze tak zostanie...  2 lutego 2020 roku urodził się nasz synek. Dzień, który mieliśmy wspominać ze łzami wzruszenia, dziś wywołuje u nas przerażenie. Patryk urodził się w zamartwicy, co rzutuje na całą jego przyszłość. U synka zdiagnozowano opóźnienie rozwoju psychoruchowego, artrogrypozę i wrodzoną sztywność wielostawową. Nasze życie toczy się między szpitalami. Większość dnia pochłania nam rehabilitacja, ale nie możemy się poddać, zwątpić choćby na moment. Na szali leży przyszłość Patryczka, o którą będziemy walczyć o utraty tchu! Jednak potrzeby rosną, a środków zaczyna brakować... Pomóż nam, proszę! Rodzice

3 740 zł
Alan Janus
Alan Janus , 25 lat

Wciąż wierzę, że jeszcze kiedyś będzie dobrze. Proszę, pomóż...

Codziennie, kiedy wypowiadam w myślach diagnozę mojego syna, boli mnie serce. Alan ma 22 lata i dziecięce porażenie mózgowe. Z początku nic nie wskazywało na to, że syn będzie chory. Dopiero później przekazano nam wiadomość, która dosłownie zwaliła nas z nóg… Żaden rodzic nie chciałby usłyszeć takiej informacji. Nie chciałby, aby życie ukochanego dziecka musiało być zależne od ciągłej walki, ciągłego pokonywania przeszkód i ograniczeń, nieustającego lęku o to, co przyniesie kolejny dzień. Niepewność, strach i poczucie, że wciąż musimy wspólnie z synem stawiać czoła chorobie, która niepostrzeżenie wdarła się w naszą codzienność, to wszystko w pewnym momencie zaczyna przytłaczać.  Alan jest całkowicie uzależniony od drugiej osoby. Nie jest w stanie poruszać się samodzielnie, ubrać, czy zjeść. Czasem dopadają mnie straszne myśli. Boję się dnia, w którym mnie zabraknie, boję się chwili, kiedy Alan nie będzie miał mnie przy sobie.  Widzę, że mój syn jest więźniem własnego ciała i nie jestem w stanie z tym zrobić niemal nic. Widzę, jak bardzo chciałby być po prostu samodzielny. Alan codziennie widuje zdrowych ludzi. Zastanawiam się, co wtedy czuje. Nie widzę u niego ani cienia zazdrości, raczej pragnienie, aby też poczuć się tak niezależnym jak oni.  Rehabilitacja odbywa się codziennie, dzień w dzień trwa nasza nieustanna walka o przetrwanie, o życie i radość, o bycie samowystarczalnym. Niestety póki co silna spastyka niezmiennie to wszystko uniemożliwia.  Czuję, że naszą ostatnią szansą jest niezwykle droga terapia komórkami macierzystymi. Nie jestem w stanie sama pokryć jej kosztów, dlatego proszę o pomoc. Wierzę, że świat jest pełen dobrych ludzi, ludzi, którzy zechcą nam pomóc i odmienią los Alana... Monika - mama

6 127,00 zł ( 3,51% )
Brakuje: 168 342,00 zł
Marcin Tabak
Marcin Tabak , 47 lat

Wypadek zabrał sprawność, ale nie nadzieję na jej odzyskanie... Pomóż Marcinowi!

Nikt nie jest gotowy na takie informacje. Zawsze myślimy, że to dotyczy innych ludzi i dzieje się gdzieś daleko od nas. Aż w końcu się wydarza i wszystko się wali... 5 czerwiec 2021 r., ten dzień zmienił nasze spokojne i poukładane życie na zawsze. Ze szpitala we Włoszech, gdzie przebywał mój mąż, otrzymałam wiadomość, że uległ on wypadkowi komunikacyjnemu i jego stan jest ciężki. Marcin doznał rozległego urazu  głowy, w wyniku którego powstał olbrzymi krwiak. Konieczna była natychmiastowa operacja ratująca życie Marcina, po której został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej i długo nie mógł się z niej obudzić. Mijały kolejne tygodnie, a ja wciąż nie mogłam w to uwierzyć i liczyłam po cichu, że to tylko zły sen, który lada moment się skończy. Z końcem czerwca udało mi się zorganizować medyczny transport lotniczy i sprowadzić męża do kraju. Prosto z samolotu Marcin trafił do szpitala, w którym lekarze podjęli heroiczną walkę o jego zdrowie. Z końcem lipca mąż opuścił oddział intensywnej terapii, ale wciąż przebywa w szpitalu. Na szczęście odzyskał przytomność i jest z nim kontakt słowny.  Marcin wciąż jest leżący i ma niedowład lewostronny nogi i ręki. Musimy nauczyć się żyć na nowo i spróbować jakoś poskładać to wszystko, co w drobny pył roztrzaskał zły los... Jedyną, skuteczną metodą leczenia będzie długotrwała i intensywna rehabilitacja, bez której mąż nie ma szans na powrót do zdrowia. Jesteśmy dopiero na początku tej trudnej drogi, ale nie mogę zawieść Marcina. Czekamy na jego powrót z niecierpliwością - ja i nasze dzieci. One potrzebują ojca, który tej pory dbał o naszą rodzinę i troszczył się o nasze bezpieczeństwo. Teraz ja muszę zadbać o jego zdrowie, o to, by jak najszybciej wrócił do nas. Proszę, pomóż mi w tej walce! Małgorzata, żona

101 754 zł
Szymon Wiaderny
Szymon Wiaderny , 14 lat

Niepewność, która zabija... Zawalcz z nami o Szymona!

Szymonek ma wrodzoną wadę serca i rozpoznane plastyczne zapalenie oskrzeli. Dzielnie walczy z chorobami w szpitalach, ale jego szansą na życie jest wyjazd na leczenie do Filadelfii bądź Belgii. Szymuś właśnie skończył czwartą klasę w jednej ze szkół podstawowych w Dzierżoniowie. Roześmiana twarz 11-letniego Szymka, jego szczególnie miłe usposobienie, dziecięca spontaniczność i naturalna ciekawość świata, sprawiają, że trudno uwierzyć, iż chłopiec jest bardzo chory, wewnętrznie kruchy jak skorupka jajka. Szymek ma wadę wrodzoną serca (wspólna komora, zarośnięcie zastawki tętnicy płucnej, pojedynczej zastawki przedsionkowo-komorowej, odwrócenie trzewi). Jakby tego było mało, choruje teraz na  plastyczne zapalenie oskrzeli. To bardzo rzadkie schorzenie, prowadzące do upośledzenia drożności dróg oddechowych i niewydolności oddechowej. Przypuszcza się, że stanowi efekt procesu podobnego do utraty białka do przewodu pokarmowego, z tą różnicą, że dotyczy oskrzeli. Przebiega zazwyczaj bez gorączki, ze znacznym pogorszeniem stanu dziecka, któremu mogą towarzyszyć silny kaszel i objawy niewydolności krążenia (obrzęki, przesięki, sinica). PB spotykane jest przy różnych schorzeniach, takich jak: astma oskrzelowa, mukowiscydoza, aspergilloza, rozstrzenia oskrzeli oraz wśród pacjentów z wrodzonymi wadami serca, szczególnie z pojedynczą komorą po operacji Fontana. Rozpoznanie PB jest często opóźnione i stawiane dopiero po identyfikacji wykrztuszanych spontanicznie, bądź usuwanych podczas bronchoskopii, charakterystycznych rozgałęzionych odlewów białkowych w kształcie drzewa oskrzelowego lub wydzieliny o konsystencji żelatyny z fragmentami (lub bez) dopiero co tworzących się odlewów. Nie ma lekarstwa, które mogłoby całkowicie wyeliminować problem. Białko z organizmu Szymonka przedostaje się do środka dróg oddechowych, gdzie, zalewając oskrzela, zmniejsza oddech własny dziecka. Jeszcze kilka lat temu nikt nie wiedział, co to za przypadłość i skąd się bierze. Dziś są pewne przypuszczenia – albo jest to wada układu limfatycznego, albo skutek pooperacyjny wrodzonej wady serca. Szymonek jest po trzech zabiegach kardiochirurgicznych wykonanych w ICZMP w Łodzi. Stan po zespoleniu systemowo-płucnym lewostronnym (08.05.2010 r.), stan po operacji metodą obustronnego dwukierunkowego Glenna (06.05.2011 r.), stan po operacji Fontana (11.01.2016 r.). Stan po cewnikowaniu serca w dniu 22.06.2021 r. Potwierdził pojawienie się plastic bronchitis. Aby oczyścić oskrzela, Szymek musi wykrztusić złogi zalegającego bronchitisu, a to jest najtrudniejsze, czasami zachodzi konieczność usunięcia go mechaniczne. Przed nami długie i kosztowne leczenie. W najbliższym czasie czeka nas pobyt na Oddziale Kardiologii Dziecięcej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu celem oceny układu limfatycznego w badaniu NMR. A następnie – wizyta w poradni pulmonologicznej w Rabce-Zdroju w celu usunięcia zalegającego w oskrzelach plastic bronchitis. Leczenie plastic bronchitis w Polsce polega na profilaktyce oraz oczyszczaniu dróg oddechowych z powstającej wydzieliny. Kolejny pobyt w ICZMP wyznaczony jest na 4 października 2021 r. w celu przeprowadzenia zabiegu cewnikowanie serca. Ratunkiem dla Szymonka jest wyjazd do kliniki w Filadelfii, bądź Belgii gdzie prowadzi się nowatorskie badania i realizuje zabiegi polegające na zespoleniu wadliwych naczynek limfatycznych. Koszty leczenia poza granicami kraju będą bardzo wysokie. W imieniu Szymka i swoim prosimy o wsparcie. My sami nie jesteśmy w stanie sfinansować leczenia. Zwracamy się o pomoc do wszystkich osób, które chcą nam udzielić finansowego wsparcia. Na obecną chwilę nie znamy dokładnej kwoty, oczywiście poinformujemy po wstępnych kosztorysach. Na tę chwilę lekarze w Polsce robią wszystko, aby Szymonowi udzielić pomocy i spróbować spowolnić proces rozwoju choroby, o której piszemy wcześniej. Dajmy wspólnie Szymkowi szansę na życie. Bez Was, bez Waszej pomocy nic nie zdziałamy. Mamy ogromną nadzieję i wiarę, że uda się nam osiągnąć cel.

1 091 zł