Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Emilka Ceremuga
Emilka Ceremuga , 4 latka

Pół kilo cudu walczy o życie. Ratujemy Emilkę!

Tak długo czekaliśmy na naszą córeczkę. Tak bardzo cieszyliśmy się, kiedy okazało się, że zostaniemy rodzicami. Nie da się opisać radości, która towarzyszyła nam w tamtym momencie, który był jak cud – taki sam, jakim jest Emilka. Gdyby tylko urodziła się o czasie, dziś nie musielibyśmy walczyć z całych sił o jej życie... Córeczka jest skrajnym wcześniakiem. Urodziła się w 24 tygodniu ciąży, ważąc jedynie 532 gramy. Była tak maleńka, że każdy niewłaściwy ruch mógł ją niezwykle skrzywdzić, zadać jej ból... Emilka od tych pierwszych chwil miała ogromną chęć życia. Miała jedynie 20% szans na to, że przeżyje, a cały czas jest z nami. Przeszłą już naprawdę wiele m.in. wstrząs septyczny spowodowany pęknięciem jelit oraz dwie operacje. Miała ciągły dopływ morfiny i antybiotyków, by dać radę to przetrwać. Emilka wciąż nie jest w stanie samodzielnie oddychać, ale głęboko wierzymy w to, że córeczka wyjdzie z tego, da radę podnieść się po koszmarnym ciosie, jaki wymierzyło w nią życie. Aby móc ją leczyć potrzebujemy pieniędzy, bo już dziś wiemy, że będzie się to wiązać z ogromnymi sumami. Prosimy, nie odwracaj się od nas, pomóż! Rodzice Emilki

4 039 zł
Klaudia Szymańska
Klaudia Szymańska , 13 lat

Wola życia, której nie złamie rak! Klaudia potrzebuje Twojej pomocy!

Nie myślałam, że można się tak bać. Piszę te słowa i czuję, że zaczyna brakować mi tchu. Mieliśmy żyć długo i szczęśliwie. Mieliśmy wspólnie realizować plany i marzenia. Dzisiaj to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Toczymy nierówną walkę z okrutnym przeciwnikiem i czasem! Klaudia była taka energiczna, pogodna. Nikt z nas nie mógł przeczuwać tragedii, jaka już za chwilę miała wedrzeć się do naszego życia. W marcu córeczka zaczęła skarżyć się na ból nogi, po kilku dniach jednak wszystko wracało do normy. Klaudia wcześniej nigdy nie chorowała, nie narzekała, więc dopiero w lipcu po upadku na rowerze, zaczęliśmy więc szukać pomocy. Kiedy chirurg zobaczył zdjęcie RTG nogi, od razu wiedział, że to bardzo poważna sprawa. Niestety, konsultacje, badania i wszechobecna pandemia, sprawiały, że wszystko mocno przeciągało się w czasie. Dopiero 19 października nasz zwyczajny świat uległ zawaleniu. Wtedy usłyszeliśmy diagnozę, która zmroziła krew w żyłach. Oteosarcoma - złośliwy nowotwór tkanki kostnej. Życie naszej córeczki jest w śmiertelnym zagrożeniu! Rozpoczęliśmy już walkę. Klaudia jest po pierwszej chemioterapii, wkrótce czeka ją kolejny cykl, a po nim operacja. Lekarze nie wiedzą, czego się do końca spodziewać. Jak usłyszeliśmy, na zdjęciach może być widać jedno, a po otwarciu kolana - drugie. Optymistyczna wersja mówi o konieczności wstawienia endoprotezy w miejsce kolana, pesymistyczna - amputację... Leczenie ma trwać łącznie około 1,5 roku. Szpital w Warszawie znajduje się ponad 500 km od naszego domu, przez co same dojazdy stanowią nie lada wydatek. Do tego specjalistyczne leki, wiele godzin rehabilitacji, a być może nawet proteza! Dzisiaj trudno przewidzieć ostateczny bilans, ale nie ma wątpliwości, że mocno uderzy nas po kieszeni. Dlatego dziś dzielę się z Tobą naszą trudną historią i proszę o wsparcie w ratowaniu Klaudii... Agata - mama

21 773 zł
Bartosz Miszczyński
Bartosz Miszczyński , 36 lat

W wypadku straciłem dłoń... Pomóż mi znów chwycić życie w obie ręce!

Mam na imię Bartek, mam 32 lata, żonę i 3 wspaniałych dzieci. Chciałbym znów normalnie żyć, jak przed tym strasznym zdarzeniem… Nie mam dłoni. Straciłem ją w wyniku wypadku w pracy... Mija rok, ale ja nie jestem w stanie się z tym pogodzić… Dlatego bardzo proszę o pomoc w zakupie specjalistycznej protezy. Nowa ręka pozwoli mi normalnie funkcjonować, jednak sam nie jestem w stanie jej kupić… W wypadku straciłem nie tylko dłoń. Straciłem też poczucie własnej wartości i samodzielność. Tak bardzo chciałabym je odzyskać! Znów być sprawnym tatą dla moich dzieciaków! Dlatego bardzo proszę o pomoc... Do tego feralnego dnia żyliśmy szczęśliwie. Jednak po wypadku moje życie zmieniło się o 180 stopni... Największym problem są drobne z pozoru czynności, o których zdrowy człowiek w ogóle nie myśli - wykonuje je mechanicznie. Dzisiaj Mount Everestem moich możliwości jest zapięcie guzika w spodniach, zawiązanie butów i wszystkie inne te czynności, które wymagają dwóch dłoni. Tych w życiu jest naprawdę wiele. Mam protezę dłoni, jednak tylko kosmetyczną - jest zupełnie niefunkcjonalna. Nie mogę nic w niej zrobić, jest ciężka i często się zsuwa. Bardziej wygląda, niż pomaga... Kiedyś uwielbiam majsterkować, teraz jest to bardzo trudne. Z zawodu jestem traktorzystą, kocham tę pracę i chciałbym wrócić do niej wrócić. Jednak z jedną sprawą ręka jest to niemożliwe...  Powrót do pracy i szczęśliwego życia zapewnić mi może proteza bioniczna, jednak jej cena stanowczo przekracza nasze możliwości finansowe. Dlatego zwracam się do Was o pomoc. Dziękuję za każdą złotówkę. Proszę, pomóżcie mi znów cieszyć się życiem i być wsparciem dla mojej rodziny!

11 354,00 zł ( 4,69% )
Brakuje: 230 242,00 zł
Witold Kraszewski
Witold Kraszewski , 63 lata

Wypadek odebrał mi sprawność, ale nie zabrał nadziei na lepsze jutro. Pomocy!

Po raz drugi w swoim życiu muszę postawić “pierwszy” krok. Brzmi nieprawdopodobnie, prawda? Na moje nieszczęście pierwszy w dzieciństwie był czymś naturalnym, teraz znacznie większe wyzwanie i walka, od której zależy moja przyszłość.  Kiedy zdarzył się wypadek wszyscy mówili “szczęście w nieszczęściu”, jeszcze przez chwilę zdawało się, że nie stało się nic poważnego. Niestety, pozory okazały się bardzo mylące, a to zdarzenie na zmieniło moje życie już na zawsze. Punkt zwrotny, w którym świat na chwilę się zatrzymał. W którym kierunku poprowadzi dalej moja droga? To nie zależy tylko ode mnie. I choć bardzo chcę wciąż mieć nadzieję na lepsze jutro, moje szanse idą w parze z twoją pomocą.  Ta scena zostanie mi przed oczami już na zawsze. Kilka sekund. Kiedy zdałem sobie sprawę z nadchodzącego niebezpieczeństwa na reakcję było już za późno. Cofający wózek widłowy po prostu przygniótł mnie z pełną mocą, a ja na chwilę straciłem kontakt z rzeczywistością. Bol był nie do zniesienia. Rozrywające, potworne cierpienie… Przez chwilę miałem wrażenie jakby dosłownie oderwało mi nogę. Z przerażeniem czekałem na ten widok, przekonany, że moim oczom ukaże się coś strasznego. Tymczasem wszystko, co się wydarzyło, miało miejsce w środku - złamanie trzonu kości strzałkowej w prawej nodze, uszkodzone podudzie i stopa. Brzmi właściwie niegroźnie, ale już pierwsza wizyta w szpitalu sprawiła, że zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Dzięki pomocy wyjątkowych lekarzy udało się uniknąć natychmiastowej amputacji.  To, że udało się uratować nogę dało mi ogromną nadzieję na przyszłość. Spodziewałem się, że powrót do rzeczywistości nie będzie łatwy, ale wierzyłem, że nogi się zregenerują, że czas wyleczy rany. Po raz kolejny byłem w błędzie… Okazało się, że by wrócić chociażby do częściowej sprawności, potrzeba długiej pracy i ogromnego wysiłku. To jednak nie jest największy problem, bo do ciężkiej pracy przyzwyczajony jestem właściwie od zawsze. Najtrudniejsze w mojej sytuacji jest to, że nie mam środków, by pokryć koszty związane z powrotem do sprawności. Rehabilitacja dająca szansę na to, że mięśnie nie zanikną całkowicie, że wciąż będą podejmowały pracę, by zapewnić mi możliwość samodzielnego poruszania. Nie mogę stracić sprawności! Ten czas powrotu do zdrowia, ta rosnąca i malejąca nadzieja są dla mnie potwornym doświadczeniem. Chciałbym za jakiś czas stwierdzić, że to był etap pełen doświadczeń, a nie rzeczywistość, z którą przyszło mi się pogodzić. Proszę, pomóż mi! Chcę stanąć na własnych nogach i tak jak jeszcze niedawno mieć możliwość ruszenia tam, gdzie chcę. To nie czas na to, by się poddać! Dopóki istnieje cień nadziei na sprawność, będę stawać do walki! Jeśli mi pomożesz, podarujesz mi szansę na zwycięstwo. Nie zostawiaj mnie samego w tej walce, proszę…  Wypadek nie może być końcem. Nie mogę dopuścić, by zabrał mi to, co dotychczas gwarantowało poczucie bezpieczeństwo i byt. Bez pracy, bez sprawności, bez perspektyw - nie chcę, by to była dla mnie wizja na najbliższe lata. Chcę żyć tak jak kiedyś. Proszę, podaruj mi iskierkę nadziei na lepsze jutro.

4 429,00 zł ( 39,12% )
Brakuje: 6 891,00 zł
Piotr Imioło
Piotr Imioło , 34 lata

By sprawność znów była codziennością, a nie marzeniem!

Wszystko wydarzyło się tak niedawno, a ja niemal zapomniałam już o naszych planach i marzeniach. Wszystko to zastąpił paraliżujący strach… Mój mąż miał wypadek. Ta informacja sprawiła, że krew w moich żyłach niemal zamarzła. Poczułam ten swoisty dreszcz, który czują ludzie dowiadujący się o tragedii, która dotknęła ich bliskich...  Nie, to nie może być prawda - myślałam. A jednak… Dziś proszę Cię o pomoc dla mojego Piotra. Bez rehabilitacji nigdy nie odzyska tego, co zabrał wypadek... 8 listopada miał być dniem, jakich były setki wcześniej. Wieczorem mieliśmy usiąść wygodnie na kanapie i opowiedzieć sobie jak minęły nam godziny rozłąki. Miał być, bo taki wieczór nigdy nie nastał... Piotr uległ wypadkowi komunikacyjnemu. Jego stan był krytyczny. Kiedy zespół lekarzy w pełni mobilizacji walczył o jego życie, ja stałam bezsilna i z przerażeniem wpatrywałam się w zegar na ścianie, który odmierzał minuty naszego dramatu. Płynęły bardzo wolno, dłużyły się w nieskończoność. W końcu dostałam upragnioną informację... Kiedy usłyszałam, że jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo, nic innego nie miało dla mnie znaczenia! Żył, był ze mną! Teraz już musi być tylko lepiej. Musi... Niestety problemy nie opuszczały nas na krok. Uszkodzeniu uległ kręgosłup oraz nerwy rdzenia kręgowego. Piotrek jest sparaliżowany od pasa w dół. Lekarze stwierdzili, że jedyną nadzieją na przywrócenie sprawności jest natychmiastowe podjęcie długotrwałej rehabilitacji.  Z uwagi na sytuację panującą w służbie zdrowia i epidemię, jedyną dostępną opcją jest rehabilitacja w prywatnym ośrodku. Jesteśmy w ciężkiej sytuacji, musiałam tymczasowo zrezygnować z pracy, by opiekować się Piotrkiem, a miesięczny koszt rehabilitacji jest bardzo wysoki… Nie stać nas po prostu na to. Pomóż, proszę! Magda, żona Piotrka

120 462,00 zł ( 74% )
Brakuje: 42 304,00 zł
Ganna Vikhot
Ganna Vikhot , 65 lat

Niosła pomoc innym, teraz sama jej potrzebuje

Ganna to nasz dobry duch. Przez rok troskliwie i z ogromnym zaangażowaniem  i niemal do samego końca zajmowała się moją schorowaną żoną. Teraz życie postawiło nas w takiej sytuacji, że musimy wesprzeć Gannę równie mocno.  Była wspaniałą opiekunką, niezwykle sumienną, wrażliwą i cierpliwą przy trwających godzinami karmieniach. Jesteśmy jej niezmiernie wdzięczni i ponieważ ona z takim sercem opiekowała się niemal do końca naszą kochaną i bardzo już biedną Wandą, bardzo chcemy jej pomóc, aby mogła odzyskać zdrowie tak dalece jak to możliwe i wrócić do swojej rodziny. Wypadek. Na oznaczonym przejeździe rowerowym samochód prowadzony przez nieodpowiedzialnego kierowcę uderza w tylne koło opuszczającej przejazd rowerzystki. Siła uderzenia jest tak duża, że odwraca rower i jadąca na nim osoba lewą stroną ciała uderza w samochód. Skutkiem są poważne obrażenia głowy, liczne złamania, rana otwarta lewego płuca i przebicie żołądka. Pani Ganna spędziła na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Krakowie ponad 50 dni, obecnie została przeniesiona na Oddział Neurologiczny. Od paru dni oddycha samodzielnie bez respiratora, karmiona jest jeszcze przez sondę, ale powoli zaczyna ponownie nawiązywać kontakt z otoczeniem. Warunkiem powrotu do życia jest przynajmniej kilkumiesięczna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku. Przy obecnym stanie miesiąc rehabilitacji to ponad 20 tys. zł. Takich kwot ani ona, ani jej rodzina nie posiada. Jedyną szansą na rehabilitację jest Twoja pomoc! Krzysztof

29 054,00 zł ( 30,24% )
Brakuje: 67 010,00 zł
Nikodem Rakoczy
Nikodem Rakoczy , 6 lat

Dzieciństwo, które zabiera choroba... Pomagamy Nikosiowi!

Jedyne czego naprawdę bym chciała, o czym naprawdę marzę, to by mój ukochany synek Nikoś, był zdrowym dzieckiem. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego o każdy krok rozwojowy musi tak ciężko walczyć... Chciałabym móc powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Niestety, nie będzie to możliwe bez specjalistycznego sprzętu, kompleksowego leczenia i rehabilitacji… Nikodem nie miał łatwego startu – właściwie od samego początku całe jego życie toczy się w cieniu leczenia, rehabilitacji, ale też cierpienia, którego przyczyną jest długa lista chorób i dolegliwości... Synek urodził się z małogłowiem oraz mózgowym porażeniem dziecięcym. Już w pierwszych dniach po urodzeniu, lekarze zauważyli u niego drgawki toniczno – kloniczne, drżenie rąk i nóg, hipoglikemię oraz wzmożone napięcie mięśniowe...  Mimo że synek ma już 3 lata, wciąż nie potrafi samodzielnie się poruszać, siedzieć, zjeść, ubrać i mówić. Nikodem wymaga stałej opieki i pomocy w każdym aspekcie życia. Choć niesprawność ruchowa jest najbardziej widoczną dysfunkcją Nikosia, to naszemu synkowi towarzyszą również zaburzenia w sferach poznawczych i komunikacyjnych. Często, gdy wieczorami opadam z sił, zamykam oczy, wyobrażając sobie, że to  tylko zły sen, a Nikoś jest zdrowym, pełnym energii chłopcem. Niestety, kiedy je otwieram, dopada mnie szara, trudna rzeczywistość... Synek jest moim skarbem, jest wyjątkowy, pogodny i często się uśmiecha...  Niestety, już teraz choroby znacznie obniżyły jego jakość życia. Dzieciństwo Nikosia niczym nie przypomina tego, które wiodą jego rówieśnicy. Nasz harmonogram wypełniają po brzegi konsultacje i wizyty u specjalistów.  Obecnie opiekuję się zarówno Nikosiem, jego młodszą siostrą, jak i chorą mamą. Wydatki mnożą się każdego dnia... Synka nie uleczy moja wielka miłość, potrzebuje dalszej, intensywnej rehabilitacji, leczenia oraz drogiego sprzętu. Niestety nie stać nas na pokrycie tak wielkich kosztów! Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak prosić Was o pomoc!   Kamila - mama Nikosia   

27 636 zł
Marcelina Józefowska
5 dni do końca
Marcelina Józefowska , 15 lat

Wózek inwalidzki to ostateczność! Ratujemy Marcelinkę!

Moje życie podporządkowane jest jednemu - walce o jej zdrowie... Marcelinka miała 2 latka, gdy zdiagnozowano u niej Dziecięce Porażenie Mózgowe. Dziś ma 12 lat, a my wciąż walczymy o jej sprawne kroczki... Nasza walka jest trudna - jest w niej dużo bólu, strachu, pobytów w szpitalu, ale też w nadziei... I o tę właśnie nadzieję Was proszę - nadzieję na zdrowe życie Marcelinki. W tamtym momencie czułam, że trzymam na rękach maleńką istotkę, najważniejszą na całym świecie... 26 marca 2009 roku, ważąc niecałe 2 kilogramy, urodziła się Marcelinka. Od samego początku jej życie nie było usłane różami... Zamiast w moje kochające ramiona, Marcelinka trafiła pod obserwację lekarzy. Okazało się, że moja córeczka jest chora... Już w pierwszej dobie życia córeczka musiała przejść operację niedrożności jelit. Czy już kiedyś tak bardzo się bałam? Nigdy! Nigdy nie czułam strachu o życie własnego dziecka... Potem miałam czuć go jeszcze wiele razy. Kolejne dni przyniosły walkę o życie, a tygodnie kolejną operację. Musiałam nauczyć obsługiwać się urządzenia do karmienia pozajelitowego. Wtedy znów zaczęłam się bać, ponieważ żywienie pozajelitowe jest bardzo inwazyjną formą leczenia, nieprawidłowo przeprowadzone może doprowadzić do śpiączki lub nawet śmierci... W moich rękach było życie mojego ukochanego dziecka. Wiedziałam, że tyle schorzeń zbyt dużo, jak na jedną małą dziewczynkę. W głowie co jakiś czas pojawiały się marzenia, że jeszcze przyjdzie dzień, kiedy będzie lepiej... Niestety, gdy Marcelinka skończyła dwa latka, dodatkowo zdiagnozowano u niej Dziecięce Porażenie Mózgowe. Od tego dnia codzienność córeczki to intensywna rehabilitacja... U dzieci z porażeniem wrogiem jest ich własne ciało, które nie słucha... Porażone rączki nie chwytają, nóżki nie chcą utrzymać ciała... Pięć lat temu nastąpiło małe zwycięstwo - koniec żywienia pozajelitowego... Takie rzeczy jak wyjście na basen czy dłuższy spacer stały się realne. Upragniona normalność była na wyciągniecie ręki, wiedziałam jednak, że przed nami ważniejszy cel - to, by Marcelinka mogła chodzić. Niestety przed córeczką pojawiła się ściana - rehabiltacja przestała wystarczać. Marcelinka musiała przejść operację, by mogła osiągnąć kolejny etap rozwoju. Niestety spastyka była tak silna u córki, że nie była w stanie chodzić. Groził jej wózek inwalidzki... Dzięki Waszemu wsparciu Marcelinka przeszła operację w Paley European Institute, gdzie leczy się dzieci z najcięższymi wadami rączek i nóżek. Lekarze wyprostowali jej nóżki... Teraz najważniejsza jest rehabilitacja. Wygraliśmy bitwę, ale nie wojnę... Operacja bez ciężkich ćwiczeń nie przyniesie efektów. Niestety rehabilitacja to ciężka praca, jest jednak potrzebna, by Marcelinka mogła samodzielnie chodzić, być choć trochę niezależna. Chciałabym, żeby życie mojej córeczki wyglądało inaczej... Szpital to nasz drugi dom. Liczne pobyty tam to już historia... Wracamy tam bardzo często, zazwyczaj z podejrzeniem różnych schorzeń i chorób, które niejednokrotnie odbierają nadzieje na lepsze juto. Marcelinka jest pod stałą opieką neurologiczną, hematologiczną, okulistyczną, ortopedyczną i rehabilitacyjną, logopedyczną. Na to niestety nie mam wpływu, więc muszę koncentrować się na tym, co mogę zrobić - walczyć o to, by córeczka chodziła. Rehabilitacja to jedyna szansa, która uchroni córeczkę przed wizją wózka. Niestety jej koszty są ogromne... Proszę, pomóż nam! Sami nie damy rady... Marta - mama Marceliny  

31 709 zł
Jacek Krupa
Jacek Krupa , 50 lat

Mimo miesięcy na OIOMie w Jacku nie zgasła nadzieja na życie! Pomocy!

Zawsze był moim wsparciem. Cokolwiek by się nie działo, wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Jacek nigdy nie zawiódł. Teraz ja zrobię wszystko, żeby nie zawieść jego, pomóc w najgorszych chwilach i wywalczyć dla niego jak najlepszą przyszłość. Naszą wspólną przyszłość! 3 lata temu mój mąż zachorował na listeriozowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu. Ze zdrowego mężczyzny w mgnieniu oka zmienił się w osłabionego pacjenta oddziału intensywnej terapii, na którym przebywał aż pół roku – 6 miesięcy strachu o każdy następny dzień, ogromna tęsknota i żal do losu.  Widok Jacka przykutego do szpitalnego łóżka to ten najgorszy w moim życiu. Leżał podłączony do aparatury podtrzymującej go przy życiu, a ja nie mogłam go nawet przytulić... Nie zliczę łez, które wylałam, tęskniąc i wpatrując się w niego przez szybę na oddziale. Nie zliczę nieprzespanych nocy...  Jacek jednak udowodnił, jak bardzo jest silny. Jak bardzo chce żyć! Nie znam drugiej tak bardzo zdeterminowanej osoby jak mój mąż. Z OIOMu dostał się do ośrodka rehabilitacyjnego, w którym po raz kolejny podjął rękawicę w walce o swoją sprawność. Od tego momentu musieliśmy przeorganizować całe nasze dotychczasowe życie. Harmonogram każdego dnia wyznaczają kolejne rehabilitacje. Przed nami jednak wciąż długa droga...  W wyniku choroby doszło do połowicznego niedowładu, porażenia nerwu okoruchowego po stronie prawej oraz porażenia nerwu twarzowego. Tylko intensywna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku może spowodować w znacznym stopniu powrót do sprawności. Niestety, nasze oszczędności znikają w zastraszającym tempie. Mimo to będziemy walczyć i wiem, że nie zabraknie nam siły, jednak w tej walce potrzebujemy Twojego wsparcia! Pomożesz? Renata - żona

5 944,00 zł ( 18,09% )
Brakuje: 26 903,00 zł