Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jarosław Wylegała
Jarosław Wylegała , 27 lat

❗️Jarek jest sparaliżowany, serce zatrzymało się 3 razy... Sam ma jeszcze chorą mamę. Pomocy!

Jarek ma dopiero 25 lat. Powinno być przed nim całe życie, cała dorosłość... Do niedawna był jeszcze niezależnym, sprawnym człowiekiem z głową planów i marzeń. Ciężko pracował nie tylko, by utrzymać siebie, ale zajmował się też niepełnosprawną mamą... W najgorszych koszmarach nie podejrzewał, że za chwilę to on będzie potrzebował pomocy, bo sam stanie się niepełnosprawny... Do chwili wypadku Jarek był energicznym  i pełnym życia człowiekiem, zawsze było go wszędzie pełno. W każdej chwili był gotowy do pomocy drugiemu człowiekowi. Lubił żartować i potrafił rozbawić innych. Chciał wykorzystać życie jak najlepiej się da, a silna wola pomagała mu w dążeniu do celu. Kochał tańczyć, a w wolnym czasie naprawiał samochody. Motoryzacja była jego ogromną pasją... Niestety, to właśnie podczas podróży ukochanym samochodem wydarzyła się potworna tragedia. To był 1 lutego 2020 roku. Jarek jak co dzień wsiadł do auta... Nie opuścił już go o własnych siłach. Miał bardzo poważny wypadek drogowy... O mały włos, a nie byłoby tej zbiórki, bo Jarka po prostu nie było dziś z nami. Początkowo trafił do miejscowego szpitala, z którego przetransportowano go do Poznania. Tam natychmiast zebrano lekarzy i wykonano operację kręgosłupa. Jego stan nie był ciężki, był po prostu dramatyczny... W jednej chwili żył jak każdy z nas, w drugiej umierał. Jego serce trzykrotnie się zatrzymało... Lekarze cudem przywrócili go do życia. Tylko ich błyskawiczna interwencja spowodowała, że Jarek wciąż żyje... Długo był nieprzytomny. W wypadku doznał szeregu obrażeń, miał złamaną lewą rękę, uraz głowy, obrzęk płuc... Najgorsze było jednak złamanie kręgosłupa... Uraz okazał się na tyle poważny, że Jarek od szyi w dół jest sparaliżowany. Młody, zdrowy, sprawny mężczyzna w ciągu jednej chwili stał się niepełnosprawny... Nie może nawet przełykać, jest karmiony dojelitowo przez PEG.  Walka o namiastkę zdrowia wciąż trwa... Jarek jest też po 2 jest operacjach w celu zamknięcia ośmiocentymetrowego rozwarcia przetoki przełykowo-skórnej. Ma odleżynę w okolicy krzyża. Założono mu też stomię, która sprawia mu ogromny dyskomfort i przykrość. Bardzo chcielibyśmy, aby Jarek cieszył się każdym dniem tak jak kiedyś i aby nadal miał plany i marzenia. Póki co każdego dnia mierzy się z przeciwnościami losu. Leczenie pochłania ogromne sumy. Miesięcznie zostawia w aptece małą fortunę... Bardzo potrzebujemy wparcia, aby zakupić dla niego wózek oraz pionizator, by umożliwić mu lepsze funkcjonowanie. Marzymy również o wysłaniu go na specjalny turnus rehabilitacyjny. W tym momencie Jarka nie stać na samodzielne opłacenie niezbędnych rzeczy. Mieszka razem z mamą, która się nim opiekuje, mimo że sama jest niepełnosprawna... Ich jedynym źródłem dochodu są zasiłki z opieki społecznej. Jeszcze niedawno Jarek sam był w stanie zadbać o siebie, o mamę… A teraz? Nie ma takiej szansy. Oboje potrzebują wsparcia. Bardzo prosimy o pomoc, tylko to się liczy... Bliscy Jarka

20 568,00 zł ( 17,26% )
Brakuje: 98 581,00 zł
Krzysztof Najdowski
Krzysztof Najdowski , 33 lata

❗️Skok, który był ostatnim... Postawmy Krzyśka na nogi - pomocy!

Czasami los rzuca przed nami wyzwania, które nas przerastają. Czasami dzieje się coś, o istnieniu czego mamy świadomość – wiemy bowiem, że dzieją się takie rzeczy, ale nigdy nie przypuszczamy, że spotkają akurat nas. Tak było w przypadku Krzyśka. Kiedy 11 lipca 2021 roku wskakiwał do basenu i oddawał skok, jakich wykonał w życiu setki, nie przypuszczał, że tym razem będzie to jego ostatni... Krzysiek ma 30 lat. Przyjechał z nami na weekend na pole namiotowe, by trochę odpocząć i zebrać myśli. Miał za sobą bardzo ciężki okres – właśnie zwolnił się z pracy, a za tydzień miał rozpocząć nową, lepiej płatną i z lepszym dojazdem. Niedawno przeprowadził się z Raciborza do Leszczyn do swojej dziewczyny Magdy. Wszystko dla niego było nowe – musieli się urządzić w nowym, wspólnym gniazdku, poczynić niezbędne inwestycje - słowem, planować dalszą, wspólną przyszłość. Feralnego dnia, po całodziennym zwiedzaniu miasta postanowiliśmy się schłodzić w basenie. Po chwili dołączył do nas Krzysiek – jak zwykle wskakując z drabinki do wody i ochlapując nas. Nikt nie widział momentu, w którym Krzysiek wylądował w wodzie... Po kilku chwilach, kiedy Krzyś nie wypływał, wiedzieliśmy, że jest coś nie tak. Był nieprzytomny... Po udzieleniu pierwszej pomocy Krzysiek zabrany został do miejscowego szpitala na badania. Diagnoza była druzgocąca – złamanie kręgosłupa na odcinku szyjnym... Jeszcze tego samego wieczoru Krzysiek przeszedł operację ratującą życie. Po niej pozostawał przez 11 dni w stanie śpiączki farmakologicznej, walcząc pod respiratorem o każdy oddech. Po wybudzeniu, pozostając pod opieką psychologa, spędził w szpitalu długie tygodnie, podczas których nie mogliśmy się dowiedzieć zbyt wiele o stanie jego zdrowia. Gdy jego stan poprawił się na tyle, że jego organizm był zdolny do samodzielnej egzystencji, przetransportowany został do ośrodka rehabilitacyjnego. W erze COVID-19, o odwiedzinach w takich miejscach można było tylko pomarzyć. Rodzice i dziewczyna mieli z nim kontakt jedynie przez telefon. Wiemy, że Krzyś robi postępy – zaczął poruszać rękami, jest również na krótkie chwile pionizowany – jest to pierwszy etap „odrywania” go od łóżka. Jednak droga do tego, by stanął na nogi, jest jeszcze niezwykle długa, żmudna i bardzo kosztowna. Dojazdy, fizjoterapeuci, sprzęt – to wszystko kosztuje krocie. Dlatego bardzo prosimy Was o pomoc – liczy się każda złotówka. Robimy wszystko, by postawić Krzysia jak najszybciej na nogi. Szukamy, gdzie się da. Jesteśmy pewni, że znajdą się ludzie, którzy zrozumieją, że chłopak mający przed sobą całe życie musi jak najszybciej wrócić do sprawności i cieszyć się nią. Nie pozwólmy Krzyśkowi być przykutym przez resztę życia do łóżka i skazanym na łaskę opieki społecznej. Dajmy mu szansę na samodzielne, normalne życie, które chociaż trochę będzie przypominać to, które Krzyś miał przed wypadkiem. Dajmy mu nadzieję, pokażmy, że jego los nie jest nam obojętny. Z całego serca, bardzo Was prosimy – pomóżcie nam postawić Krzycha na nogi!

9 857 zł
Dennis Kowalczyk
Dennis Kowalczyk , 29 lat

Umysł dziecka zamknięty w dorosłym ciele. Pomagamy Dennisowi!

Wiem, że już zawsze będzie mnie potrzebować. Mimo, że ma 26 lat dla mnie i dla świata pozostanie dzieckiem. Dennis ma zdiagnozowane spektrum autyzmu oraz niepełnosprawność intelektualną w stopniu znacznym. Z pozoru wygląda jak dorosły człowiek, jednak tak naprawdę w całości jest zależny od mojej pomocy. Zdaję sobie sprawę, jak ważne jest kontynuowanie terapii, stałe wsparcie specjalistów, rehabilitacja, leki... Niestety, nie na wszystko starcza nam pieniędzy. Mimo że syn ma już 26 lat, wciąż nie potrafi mówić i wymaga stałej opieki, a także pomocy w każdym aspekcie życia. Od urodzenia zmaga się z wielkimi zaburzeniami w sferach poznawczych i komunikacyjnych.  Jednak największe problemy zaczęły się w tym roku. Dennisowi zaczęły wypadać oraz łamać się zęby! Obecnie całe jego uzębienie jest w tragicznym stanie, co w efekcie powoduje przeraźliwy ból i cierpienie mojego syna! Psujące się zęby dodatkowo stwarzają ryzyko infekcji i zakażeń dla całego organizmu.  Niestety, osoby, z niepełnosprawnością są zawsze wielkim wyzwaniem w gabinecie stomatologicznym. Z wielu różnych powodów, leczenie zębów jest bardzo utrudnione i często musi być przeprowadzone w całkowitej narkozie. Nie możemy więc ot tak iść do dentysty. Potrzebujemy specjalistycznego leczenia dostosowanego do potrzeb syna...  Niestety, to nie jedyne jego potrzeby. Dennis wymaga regularnej terapii i intensywnej rehabilitacji usprawniającej cały jego rozwój. To jednak wiąże się z ogromnymi kosztami, które znacznie przekraczają nasze możliwości. Nie jest mi łatwo. Samotnie wychowuję pięcioro dzieci! Codziennie podejmuję walkę, mimo że tak często czuję się bezsilna... Dla moich dzieci, dla Dennisa nie mogę się poddać! Dlatego bardzo proszę o wsparcie finansowe, które sprawi, że codzienność mojego chorego syna, będzie po prostu łatwiejsza! Ewa, mama

1 321 zł
Igor Mącik
Igor Mącik , 6 lat

Pomóż zatrzymać chorobę i spełnić marzenie o zostaniu piłkarzem!

Człowiekowi wydaje się, że ma w życiu problemy, dopóki nie zachoruje jego dziecko. Ta chwila, kiedy lekarz przekazuje złe wieści – świat jakby staje w miejscu, łzy napływają do oczu, zaczyna brakować tchu...  Wszystko w jednej sekundzie staje się po prostu błahe... Człowiek marzy o pieniądzach i podróżach, my dziś już wiemy, że szczęście to zdrowe dzieci.  Nasz synek urodził się zdrowy. W pierwszych miesiącach często chorował, jednak rozwijał się prawidłowo. Szybko zaczął mówić i chodzić. Duma nas rozpierała. Byliśmy spokojni i naprawdę szczęśliwi…  Pół roku później nasz świat zaczął się walić. Igor przestał mówić, rozumieć mowę, stał się bardzo nadpobudliwy i niespokojny. Byliśmy przerażeni! Rozpaczliwie zaczęliśmy szukać pomocy… Wydaliśmy mnóstwo pieniędzy na diagnostykę, badania, leki i suplementy.  Podczas gdy kolejni lekarze rozkładali ręce, a stan Igora pogarszał się, my dalej szukaliśmy jakiegoś tropu, podobnych przypadków…  Obiecaliśmy sobie, Igorowi i jego siostrze, że jeżeli istnieje dla niego ratunek, to znajdziemy go choćby na końcu świata!  Znaleźliśmy trochę bliżej. Doktor Maltsev z Kliniki Neuroimmunologicznej w Kijowie zdiagnozował naszego syna – nieprawidłowa odpowiedź układu odpornościowego spowodowała autoimmunologiczne zapalenie mózgu, zespół Pandas.  Organizm Igora wytwarza przeciwciała przeciwko własnemu organizmowi, atakując mózg, mięśnie i tkankę łączną. Teoretycznie nasz syn powinien być leczony w polskim szpitalu. Niestety, w praktyce ogromne koszty ograniczają dostępność leczenia. Kolejki są bardzo długie, a czas działa na naszą niekorzyść. Igor ma już 4 lata i każdy dzień wiąże się z ogromnym ryzykiem. W każdej chwili może dojść do nieodwracalnych zmian w jego mózgu! Doktor Maltsev pomógł już wielu dzieciom z różnych stron świata. Niestety, koszty leczenia znacznie przewyższają nasze możliwości finansowe... Leczenie może potrwać nawet 3 – 4 lata, a pierwsze pół roku to koszt około 50 tysięcy dolarów! Igor odkąd pamiętamy, uwielbia piłkę nożną, gra wychodzi mu zadziwiająco dobrze, a jedyne słowo, jakie mówi to goool! Dlatego prosimy, pomóżcie, by nasz synek mógł kiedyś zagrać w drużynie.  Pragniemy, dać Igorowi szansę na dalszy rozwój, większą sprawność i lepszą przyszłość. Intensywne leczenie może przynieść naszemu dziecku trwałą poprawę jego funkcjonowania. Z całego serca proszę Was o wsparcie... Będziemy wdzięczni za każdą złotówkę. Rodzice 

21 263,00 zł ( 9% )
Brakuje: 214 961,00 zł
Alisa Isaieva
Pilne!
Alisa Isaieva , 13 lat

Wada genetyczna skazała nasze dziecko na potworne cierpienie❗️ Błagamy, RATUJ❗️

Od wielu lat marzyliśmy o dziewczynce. Naprawdę nie mogliśmy się doczekać naszej Aliseczki. Modliłam się do Boga, żeby zesłał mi córeczkę. Kiedy byłam w ciąży i powiedziano mi, że będzie dziewczynka, nasze szczęście z mężem nie miało granic. Śniło mi się, że biorąc ją za rączkę, pokażę jej cały świat! Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna... Alisa ma 10 lat i przez cały ten czas walczymy o jej życie. Córeczka urodziła się w ósmym miesiącu ciąży. Zaraz po urodzeniu Alisa nie mogąc samodzielnie oddychać, została zabrana na oddział intensywnej terapii, gdzie przez cztery dni była pod respiratorem, a potem miesiąc na oddziale wcześniaków. Niestety, wkrótce zauważyłam, że Alisa przestała jeść. Zaczęto ją badać i otrzymaliśmy dramatyczną diagnozę. Zaproponowano nam pozostawienie jej, mówiąc, że Alisa będzie "roślinką". Nie mogliśmy tego zaakceptować i dlatego krok po kroku zaczęliśmy ratować naszą małą, długo wyczekiwaną dziewczynkę. W wieku trzech miesięcy córeczka przeszła traumatyczną operację rozdzielenia dwóch z trzech szwów czaszkowych (kraniostenoza), która jednocześnie wiązała się z dużą utratą krwi. Nikt wtedy  nie dawał nam gwarancji na pomyślny efekt tego zabiegu. W tym samym okresie zainstalowano jej rurkę tracheotomijną, gdyż nie można było przeprowadzić intubacji w tradycyjny sposób. Dwa miesiące później Alisie zainstalowano bocznik do odprowadzania płynu mózgowo-rdzeniowego. To był początek naszej walki o naszą dziewczynkę. Ona jednak przeżyła i to było dla nas najważniejsze. Po powrocie do domu zajmowaliśmy się rehabilitacją nieprzerwanie do trzech lat, co dało małe, ale widoczne efekty. Po pół roku Alisa zaczęła utrzymywać główkę,  a w wieku dziewięciu miesięcy już siadała. Mając 1,5-roczku, w końcu zaczęła chodzić. Każde zwycięstwo przychodziło z wielkim trudem, przyjmowane jako szczęście ze łzami radości w oczach. W wieku dwóch lat Alisa znała wszystkie kolory, litery, cyfry, budowała piramidy, rozwiązywała łamigłówki. To był początek naszego szczęścia... ale nie trwało to długo. Do naszego domu zawitała wojna, gdyż mieszkaliśmy w Donbasie. Zostawiliśmy wszystko, mieszkanie, dobrą pracę i zabierając ze sobą dokumenty i kilka rzeczy i w 2014 roku w obecności świstu separatystycznych kul opuściliśmy rodzinne miasto. Wtedy wydawało się, że nie na długo… Niestety  okazało się jednak, że na zawsze. Po zmianie klimatu Alisa zaczęła chorować na zapalenie płuc. W 2016 roku z powodu zapalenia płuc córeczka doświadczyła czterech śpiączek. Traciłam swoją dziewczynkę cztery razy. A ona, dzięki Bogu, przeżyła. Po przebytych śpiączkach Alisa przestała chodzić. Po przejściu wielu rehabilitacji córeczka rozpoczęła ponownie chodzić dopiero po dziesięciu miesiącach, lecz tylko przy pomocy chodzika. W tym samym okresie zauważyliśmy, że u Alisy zaczęła się rozwijać skolioza. Przeszliśmy dużo rehabilitacji, ale niestety straciliśmy tylko czas. Kąt skrzywienia był krytyczny i konieczna była operacja. W naszym kraju - Ukrainie- nam jej odmówiono. Ratunek znaleźliśmy w 2019 roku w Niemczech, gdzie zaproponowano leczenie w dwóch etapach. Pierwszy to operacja odbarczenia tylnego dołu czaszki, która została wykonana w klinice Helios. Druga to rekonstrukcja kręgosłupa, która miała być przeprowadzona w 2020 roku w tej samej klinice. Niestety pandemia zniweczyła wszystkie nasze plany. Klinika została zamknięta dla pacjentów zagranicznych. Znowu rozpoczęliśmy poszukiwanie wybawienia dla naszej córki... Stan Alisy pogorszył się, przestała chodzić nawet z pomocą chodzika. Z trzeciego typu skolioza urosła do czwartego. Po długich poszukiwaniach w końcu znaleźliśmy klinikę, która zgodziła się nam pomóc. To jest klinika Sant Joan de Deu w Barcelonie.   12 lipca 2021 r. przyjechaliśmy do kliniki, a 9 września wykonano pierwszą operację kręgosłupa. Był to ten brakujący drugi etap. Alisie została zainstalowana konstrukcja do pomocy wzrostu. Operacja została pomyślnie zakończona. Podczas pobytu w klinice Alisa przeszła wiele badań, które wykazały, że córka wymaga dalszego leczenia. Następnym krokiem było włączenie córeczce nocnego oddychania przy pomocy respiratora, ponieważ Alisa nie może jeszcze w pełni oddychać i wydychać powietrze. Podczas pobytu w klinice Alisie zostało dobrane leczenie, które przyniosło jej pozytywne efekty. Alisa sporo przybrała na wadze. Zaczęła w końcu oddychać  bez użycia tlenu. Jesteśmy bardzo zdeterminowani i wiemy, że nie wolno nam się zatrzymać, bo wtedy stracimy efekty poprawy jej stanu zdrowia, które już osiągnęła. Córeczka marzy o samodzielnym chodzeniu, tak jak to było wcześniej. Niestety, koszty leczenia zagranicznego są ogromne, a Alisa wymaga operacji rozciągania środkowej części twarzy, plastyki otwartego ciemiączka na czaszce oraz operacji ortopedycznej stawów biodrowych... Sami sobie nie poradzimy. Potrzebujemy wsparcia innych dobrych i wrażliwych ludzi spełnić marzenie Alisy... Czasu pozostało nam niewiele, dopóki jeszcze fizjologia pozwala nam cokolwiek uratować! To dla nas bardzo ważne, musimy zdążyć! Proszę, pomóżcie nam uratować naszą córeczkę... Żeby mogła stać na własnych nogach i samej pójść do szkoły, uczyć się ze wszystkimi dziećmi. Doświadczyć życia bez bólu fizycznego i psychicznego. Rodzice

137 400,00 zł ( 60,91% )
Brakuje: 88 177,00 zł
Michael Szreder
Michael Szreder , 7 lat

Wycierpiał już zbyt wiele! Pomóż mi o niego walczyć!

Chciałabym Wam opowiedzieć naszą historię... Nie jest to łatwe do opowiedzenia, ale postaram się choć trochę wam to nakreślić. Mikuś przyszedł na świat 07.08.2017 o godzinie 21.00, skąd znam każdy szczegół ? Ponieważ Mikuś jest biologicznym synem mojego przyrodniego brata, który nie dał rady, by zapewnić dla tego szkraba kochający dom. Serce mi pękło, nie raz walczyłam o prawo wychowania Mikusia, ale niestety każda moja apelacja kończyła się niepowodzeniem. Szczęście w wielkim nieszczęściu jest takie, że po przebojach, jakie ostatecznie zapewnili Mikusiowi rodzice biologiczni Sąd wreszcie po tylu staraniach przyznał mi opiekę. Moja radość była i dalej jest niedopisania.... Michael jest całym moim światem... Nigdy nie pomyślałabym, że można kogoś kochać aż tak mocno, bezwarunkowo... Każdego dnia starań się dawać mu tyle miłości ile to jest możliwe... Mikuś już w swoim życiu przeszedł więcej niż nie jedna dorosła osoba. Pomijając to, że urodził się z zespołem Downa to w piątej dobie swojego życia, przeszedł poważną operację z powodu zarośnięcia dwunastnicy. Życie wymykało się spod kontroli – lekarze robili wszystko, by go uratować... Mikuś był na drodze do śmierci głodowej, kiedy trafił do mnie. W szpitalu zamiast podłączonej pompy żywnościowej została mu podłączona glukoza... tym zdaniem chciałabym zakończyć jego przeszłość i nie wracać do tego więcej, ponieważ dla mnie, jak i dla niego był to bardzo trudny i bolesny czas naszego życia... Od ponad 2 lat Minuś jest radosnym i szczęśliwym rozrabiaka, a ja spełniająca się mamą. Dziękuje za każdy dzień, który jest nam dany... Jeszcze dużo pracy przed nami, ale się NIGDY nie poddajemy! Potrzebujemy Twojej pomocy, by walczyć o zdrowie Mikusia! Bez Was nie damy rady! Mama

49 561,00 zł ( 64,7% )
Brakuje: 27 035,00 zł
Kuba Antczak
Pilne!
Kuba Antczak , 6 lat

❗️Nie oddamy Cię chorobie, synku... – Kubuś jak najszybciej musi przyjąć lek!

Na Kubusia czekaliśmy aż 8 lat. Nasz wyczekiwany pierwszy i jedyny synek. Gdy się urodził, wszyscy byliśmy najszczęśliwsi na świecie! Wtedy jednak nie mieliśmy pojęcia, jaka walka o jego życie nas czeka... W czwartym miesiącu dowiedzieliśmy się o wadzie serduszka, a dokładnie o 2 dziurkach w serduszku, z którymi nic nie da się zrobić... Już wtedy bardzo się baliśmy, by dziurki się nie powiększały! Okazało się, że to dopiero początek. 10 miesięcy później wylądowaliśmy na onkologii w trybie pilnym z powiększonymi węzłami w całym ciele naszego synka. Wyniki krwi wskazywały na białaczkę... Ziemia osunęła nam się spod nóg, nie wiedzieliśmy co dalej... Jednak diagnoza okazała się błędna. Po kilkukrotnym pobraniu szpiku zapadła kolejna diagnoza jeszcze gorsza – eozynofilowe zapalenie płuc... Świat się nam zawalił. Choroba, która nie jest jeszcze znana, chce odebrać nam nasze największe szczęście... Lekarze pobierali kolejne próbki krwi i szpiku do badań, z których wynikało, iż Kubuś ma zespół Klinefeltera.  Lekarze rozkładali ręce, nie wiedząc, co dokładnie jest naszemu synkowi, a on czuł się z dnia na dzień gorzej... Od zmian na skórze, które drapał do krwi po całkowity brak apetytu. Kolejne badanie – gastroskopia i znów strzał prosto w serce, choroba zajęła nie tylko płuca, ale i przełyk do tego jeszcze doszedł refluks... Wtedy już całkowicie się złamaliśmy... Po wielu trudnych konsultacjach wdrożono leczenie sterydami oraz specjalistyczną dietą. Od marca tego roku Kubuś był na ogromnych dawkach sterydów, jednak one niestety nie działają i potrzebne jest natychmiastowe wdrożenie innego leczenia, nierefundowanego.  Choroba już atakuje serduszko naszego synka! Jeśli nie zmienimy leczenia, nasz syn przegra walkę i choroba odbierze nam go na zawsze. Mamy bardzo mało czasu! Leczenie ma trwać pół roku, a koszt jednej dawki to ponad 4 tysiące złotych!  Niestety nie posiadamy tak olbrzymich pieniędzy, a do tego dochodzi jeszcze rehabilitacja, gdyż choroba opóźnia Kubusia we wszystkim... Nie jest nam łatwo błagać o pomoc, ale nic innego nam nie pozostało. Musimy zrobić wszystko, by nie spełnił się najgorszy scenariusz, w którym to choroba wygrywa! Błagamy o każdą pomoc – nasze jedyne dziecko musi żyć... Rodzice Kubusia Zbiórkę możesz również wesprzeć, biorąc udział w licytacjach na Facebooku: ➡️ Ratujemy Kubusia - licytacje ➡️ Przyjaciele Kubusia Antczaka - licytacje charytatywne

78 052,00 zł ( 48,91% )
Brakuje: 81 522,00 zł
Mateusz Jarczyński
Mateusz Jarczyński , 10 lat

By nigdy nie bać się jutra! Pomagamy Mateuszowi!

Chciałabym przychylić mu nieba. Sprawić, by jego dzieciństwo było najpiękniejszą przygodą, jaką można sobie wymarzyć. Chciałabym, by niby nie musiał się bać, by poczucie własnej wartości nie odstępowało go na krok. Niestety, Mateusz urodził się z wodonerczem lewostronnym. Synek był leczony zarówno w Poznaniu, jak i Zielonej Górze. Mimo tylu lat nieustannej walki problem z nerkami wciąż nie odpuszcza.  Nigdy nie chciałabym, by Mateusz z powodu swojej choroby, na którą nie ma żadnego wpływu, kiedykolwiek poczuł się gorszy. Dla niego mam siłę, by dojeżdżać do specjalistów nawet wiele kilometrów, dla niego staram się szukać wciąż nowych rozwiązań i to dla niego, proszę Cię dziś o pomoc! Justyna, mama

819 zł
Staś Topolski
Staś Topolski , 3 latka

Gdy każdą chwilą rządzi ból... Staś potrzebuje pomocy!

Nieuleczalna choroba zadaje okrutne cierpienie! Na pomoc Stasiowi! Niewiele pamiętam z tamtych chwil. Nerwowe rozmowy lekarzy i atmosferę gęstą tak, że można by ją kroić nożem. Miała być niczym nieograniczona radość, a był strach, który sparaliżował… Od pierwszych chwil Staś walczył o życie. Potem przyszła diagnoza, która uświadomiła nam, że cała jego przyszłość będzie walką z bólem. I nie tylko… Nasz ukochany synek urodził się w ciężkiej zamartwicy. Został wprowadzony w stan hipotermii. Doszło do niewydolności oddechowej i niewydolności krążenia. Na domiar złego Staś dostał posocznicy noworodkowej, wywołanej przez zakażenie gronkowcem! Co wtedy czuliśmy? Tego nie da się opisać słowami. Strach ściskał serce, nie pozwalał oddychać. Z rozpaczą pomieszaną z resztkami nadziei czekaliśmy na jakiekolwiek informacje od lekarzy. Doszła jeszcze jedna diagnoza – rybia łuska – ciężka i przewlekła choroba skóry... Staś urodził się 10 czerwca, a w szpitalu byliśmy do lipca. Potem na 4 tygodnie wypuszczono nas do domu. Znów przypałętała się bakteria gronkowca złocistego. Musieliśmy wrócić do szpitala, gdzie jesteśmy do teraz. Naszym domem stało się Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Zdecydowano o przeprowadzeniu badań genetycznych. Okazało się, że synek ma bardzo rzadką chorobę genetyczną – Zespół Nethertona. Jest to pierwotny niedobór odporności, dlatego Staś łapie wszystkie bakterie i wirusy, z którymi większość zdrowych ludzi sobie świetnie radzi. Dla synka stają się one śmiertelnie niebezpieczne… Na domiar złego Staś ma słaby odruch ssania, nie przybiera na wadze i nie rośnie. Ma także wzmożone napięcie mięśniowe i niedosłuch w jednym uszku. Co jest najgorsze? Świadomość, że na chorobę synka nie ma lekarstwa. Nie ma cudownego leku, który sprawi, że będzie zdrowy. Wiemy, że czeka go trudna przyszłość. To łamie nam serca… Jedyne, co możemy robić, to łagodzić objawy rogowacenia się naskórka różnymi maściami, kremami i emolientami. Przez chorobę skóra Stasia jest bardzo wrażliwa. Widać, że go strasznie boli... Cierpi zwłaszcza nocami, gdy skóra zaczyna okrutnie swędzieć, mimo podawania leków przeciwświądowych. Staś się drapie, a to powoduje rany, które bolą. Koło się zamyka… Synek musi być karmiony przez sondę, bo nie umie ssać butelki. A każda ilość płynów jest mu potrzebna, bo woda ucieka z organizmu przez skórę.  Potrzebujemy środków na te wszystkie maści i kremy, które muszą być nieustannie pod ręką. Każdego tygodnia wydajemy mnóstwo pieniędzy na leki i niezbędne środki pielęgnacyjne, by ulżyć synkowi w cierpieniu. Nie dajemy powoli rady z wydatkami, dlatego jesteśmy tu i bardzo prosimy o pomoc… Rodzice Stasia

1 517 589 zł