Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Maksymilian Adamski
Maksymilian Adamski , 8 miesięcy

Maksiu urodził się z rzadką chorobą genetyczną❗️Potrzebna POMOC❗️

Posiadanie dziecka to najpiękniejszy dar, jaki mogą otrzymać rodzice. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi, gdy okazało się, że dołączymy do tego wspaniałego grona. Nowa rola, nowe wyzwania, marzenia. Całą ciążą przebiegała wzorowo, nie pozostawało nam wiec nic innego jak czekać na dzień poznania naszego Skarbka. Gdy tylko Maksiu przyszedł na świat lekarze zabrali go i szybko zniknęli za drzwiami. Nie rozumieliśmy co się dzieje! Po kilku minutach doktor wrócił i powiedział, że z naszym dzieckiem jest coś nie tak! Objawy były bardzo niepokojące. Maksiu miał wykrzywione stópki, problemy z termoregulacją, obniżone napięcie mięśniowe… Pierwsze dni razem upłynęły nam pod znakiem badań. Gdy przychodziły kolejne wyniki, drżeliśmy z przerażenia, że będą to następne złe wieści. W końcu zostaliśmy skierowani do pani doktor, która przekazała nam, co dolega naszemu dziecku… Nasz synek Maksymilian urodził się z bardzo rzadką chorobą genetyczną, jaką jest zespół ARC. W jej skład wchodzi: Artrogrypoza (przykurcze dolnych stawów), dysfunkcja kanalików nerkowych oraz postępująca cholestaza wątrobowa. Mimo złych rokowań synek bardzo dzielnie walczy. Obecnie jesteśmy pod opieką wielu znakomitych specjalistów, a dodatkowo Maksiu jest objęty pomocą ze strony hospicjum domowego…  Synek wymaga wszechstronnego leczenia, rehabilitacji, częstych kontroli w szpitalu i poradniach specjalistycznych. Ponadto prowadzone jest leczenie żywieniowe. Ze względu na to, że schorzenie Maksia jest niezwykle rzadkie, konsultowany był przez specjalistów z zagranicy i planowane są dalsze badania, które są bardzo kosztowne... Chcielibyśmy móc zapewnić naszemu dziecku potrzebną pomoc, jednak przerasta to nasze możliwości. Dlatego z całego serca prosimy o wsparcie! Maksiu codziennie musi mierzyć się z wieloma trudnościami. Zebrane środki pieniężne zostaną przeznaczone na leki, artykuły higieniczne, sprzęt medyczny, rehabilitację, konsultacje lekarskie czy dojazdy. Za każdą formę wsparcia dziękujemy! Rodzice Maksia

20 600,00 zł ( 24,2% )
Brakuje: 64 507,00 zł
Łukasz Giezek
Łukasz Giezek , 43 lata

Wygrał walkę o życie, a teraz walczy o sprawność❗️Wesprzyj Łukasza❗️

Jeden dzień na zawsze zmienił życie całej naszej rodziny! Łukasz doznał ciężkiego urazu głowy i pogotowie zabrało go do szpitala. Miał mieć założone szwy i na drugi dzień wrócić do domu. Tak się jednak nie stało! Życie mojego syna znalazło się w niebezpieczeństwie, gdyż przez noc, którą spędził w szpitalu krew zaczęła zalewać mu mózg… Łukasz prowadził swoje małe gospodarstwo rolne. Miał wiele pomysłów na to jak je udoskonalać. Niestety, pewnego dnia wszystkie jego plany legły w gruzach! Na początku lipca zdarzył się wypadek i syn trafił do szpitala w celu zaszycia rany na głowie. Doszło jednak do krwotoku i lekarze musieli wykonać natychmiastową operację. Łukasz przeszedł ciężką i wielogodzinną walkę na stole operacyjnym o swoje życie! Później przez 3 tygodnie był jeszcze w śpiączce farmakologicznej. Po wybudzeniu zaczęła się druga walka – o powrót do sprawności! Aktualnie Łukasz przebywa dalej w szpitalu, ponieważ jest żywiony poprzez PEG oraz czasami wspomaga go rurka tracheostomijna. Prawa część ciała syna jest sprawna, natomiast lewa jest sparaliżowana, więc nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować. W szpitalu ma codziennie rehabilitację i widzimy, że przynosi ona postępy. Jednak do powrotu do zdrowia i pełnej sprawności jeszcze bardzo długa droga… Wierzymy, że Łukasz będzie mógł wkrótce wrócić do domu i być aktywny, jak dawniej. Jednak by tak się stało, potrzebna jest rehabilitacja, która niestety jest bardzo kosztowna. Po wyjściu ze szpitala syn będzie musiał przebywać w ośrodkach, w których będzie ćwiczył, aby wrócić do sprawności.  Prosimy więc ludzi dobrego serca o pomoc finansową w rehabilitacji Łukasza! Pomóżmy mu, żeby mógł w przyszłości funkcjonować samodzielnie! Łukasz nigdy nie odmawiał pomocy, a teraz sam jej potrzebuje. Mamy więc nadzieję, że wesprzecie go i całą naszą rodzinę w tym trudnym czasie. Będziemy ogromnie wdzięczni! Mama Łukasza z rodziną

22 227,00 zł ( 13,92% )
Brakuje: 137 348,00 zł
Artem Sokolov
Pilne!
Artem Sokolov , 23 lata

Pilne❗️PRZERZUTY❗️24-latek ze złośliwym nowotworem!

Jak wyobrażałem sobie swoje życie w wieku 24 lat? Takiego koszmaru się nie spodziewałem… Moja walka trwa, nie mogę się poddawać… Przede mną jeszcze całe życie i zrobię wszystko, by wydostać się z onkologicznego piekła! Proszę, pomóż mi! Do dziś ciężko pogodzić mi się z myślą, że zwykły krwotok nosa doprowadził mnie do śmiertelnej diagnozy… Początkowo podejrzewano, że to problemy z ciśnieniem. Dopiero gdy zacząłem wymiotować krwią, laryngolog zlecił mi wykonanie tomografii. W moim nosogardle był GUZ! Umierałem z przerażenia! Konieczna była operacja. Leżałem na stole, czekając na uśpienie i błagałem, by to nie było nic groźnego… Niestety, udało się usunąć tylko połowę guza. Przez 2 tygodnie chodziłem z tamponami w nosie i czekałem na wyniki. Każdy dzień trwał wieczność… W końcu otrzymałem diagnozę, której wolałbym nigdy nie usłyszeć: nowotwór złośliwy zatok sitowych. Nie zdążyłem się obejrzeć, gdy rozpoczęła się pierwsza chemioterapia. Zaplanowano 3 cykle chemii. Guz nie przestawał jednak rosnąć… Już sam mogłem zobaczyć go w lustrze – a więc tak wyglądał mój zabójca... Czułem się coraz gorzej. Zdecydowano o podaniu kolejnej chemii i wdrożono radioterapię. Byłem pewny, że to już koniec, straciłem siły i zacząłem się poddawać… Umierałem. Lekarze dawali mi już tylko kilka dni życia. Na szczęście guz zareagował na naświetlania i jego wzrost się zatrzymał. Przeszedłem kolejną operację. Byłem wycieńczony. Wyniki wykazały, że guz nie jest już aktywny. A ja cieszyłem się, że przeżyłem i ten koszmar mam już za sobą. Powoli dochodziłem do siebie. Nie spodziewałem się, że los ma dla mnie inne plany… Nie minął nawet miesiąc od operacji, gdy zacząłem odczuwać ogromny ból pleców. Okazało się, że to przerzuty – w moim kręgosłupie wykryto guz… Czekam na wyniki badań. Jestem przerażony, bo nie wiem, czy po raz kolejny uda mi się zwalczyć tak bezwzględnego przeciwnika. Badania i poszerzoną diagnostykę muszę wykonać jak najszybciej, a to kosztuje… Dlatego proszę – pomóż mi. Sam już nie dam rady… Artem

3 228 zł
Julita Bujnowska
Julita Bujnowska , 34 lata

Choroba przejęła kontrolę nad moim życiem! Pomóż mi w walce o zdrowie!

Gorzki smak cukrzycy towarzyszy mi już od ponad trzech dekad. Kiedy byłam małą dziewczynką, okazało się, że potrzebuję insuliny, by żyć… Od tamtego czasu musiałam nauczyć się funkcjonować z chorobą, która znacznie wpłynęła na moją codzienność. Nie mogę pozbyć się cukrzycy, jednak z pomocą pompy insulinowej moje życie jest nieco łatwiejsze. Co kilka minut specjalne urządzenie mierzy też mój poziom cukru we krwi, dzięki czemu nie muszę stale nakłuwać palców. Jednak cukrzyca nie jest jedynym problem ze zdrowiem, z jakim muszę się mierzyć… Kilka lat temu spełniło się moje wielkie marzenie – zostałam mamą cudownej córeczki. Niestety, ciąża odcisnęła bolesne piętno na moim zdrowiu. W jej trakcie, w ciągu trzech tygodni dwukrotnie straciłam wzrok! Dwa razy trafiłam na stół operacyjny, a lekarze robili co w ich mocy, bym widziała… Jednak bardziej niż o mój wzrok martwiłam się o zdrowie córeczki! Na szczęście maleństwo urodziło się zdrowe. Lekarzom udało się też częściowo uratować moje oczy, ale niestety nie widzę tak, jak kiedyś. Mimo to staram się dalej pracować i szukać rozwiązania, które poprawi moje zdrowie. Jednak z miesiąca na miesiąc jest coraz trudniej… Regularnie potrzebuję nowego sprzętu medycznego, a także stałych wizyt u specjalistów oraz badań. Wszystko to generuje ogromne koszty, z którymi coraz ciężej jest mi sobie poradzić… Te wydatki są jednak niezbędne, bym mogła normalnie funkcjonować! Zawsze starałam się radzić sobie jak najlepiej i nie narzekać na swój los. Chcę walczyć o zdrowie dla mojej rodziny i córeczki, która mnie potrzebuje! Konieczne jest jednak Twoje wsparcie! Będę niezmiernie wdzięczna, jeśli zechcesz pomóc mi w tej walce! Julita

1 070 zł
Waldemar Sobecki
Waldemar Sobecki , 65 lat

Tragiczny finał zwyczajnego dnia! Pomóż!

Rower szosowy od zawsze był największą pasją mojego taty. Traktowany jak członek rodziny, pielęgnowany, myty… Jego oczko w głowie. W najgorszych snach nie wybraziłabym sobie tego, co stało się podczas jednej z wielu zwyczajnych przejażdżek. 4 lipca 2024 roku tata wyszedł na przejażdżkę rowerową, z której nie wrócił. W drodze powrotnej miał nagłe zatrzymanie krążenia. Osunął się z roweru i spadł na drogę. Konsekwencją zdarzenia był rozległy zawał serca. Miał sporo szczęścia, że stało się to w miejscu, w którym znajdowali się pomocni ludzie. Czekając na pogotowie, natychmiast podjęli się reanimacji. Tatę do szpitala zabrał helikopter. Trafił na oddział Intensywnej Opieki Kardiologicznej. Nigdy nie myślałam, że zobaczę go w takim stanie. Podłączony do aparatury, utrzymywany w hipotermii i w śpiączce farmakologicznej… Odczuwałam bezsilność i ogromny strach przed tym, co będzie dalej… Tata był okazem zdrowia. Dwa miesiące temu miał konsultację kardiologiczną. Wyniki badań zawsze były prawidłowe. Nie rozumiem, dlaczego przytrafiło się to właśnie jemu. Przecież ma dopiero sześćdziesiąt pięć lat… Wciąż nie przebudził się ze śpiączki farmakologicznej, która stała się jednym z głównych tematów w życiu moim i mojej rodziny. Tata dostał osiem punktów w skali GCS, służącej do oceny przytomności. To mało, ale wciąż mamy nadzieję na poprawę. Wiemy, że tata nas słyszy i na nas reaguje. Lekarze mówią, że rehabilitacja jest teraz kluczowa. Nie ma czasu do stracenia. Szpital i placówki leczniczo opiekuńcze nie są w stanie jej zapewnić. Tutaj musimy działać sami. Niestety, koszt pobytu w specjalistycznym ośrodku jest ogromny. Chcę pomóc tacie odzyskać przynajmniej część jego dawnej sprawności. Nie zamierzam bezczynnie czekać.  Trudno mi patrzeć jak mój najlepszy przyjaciel, kochany tata, nie może się z nami skomunikować lub to my nie potrafimy zrozumieć go. Zrobię wszystko, by odzyskał sprawność. Nam wszystkim bardzo na tym zależy. Jeśli są wśród Was ludzie dobrej woli, którzy chcą wpłacić choć złotówkę, będę niezwykle wdzięczna za każdy najdrobniejszy gest. Nigdy nie potrzebowałam od nikogo pomocy  bardziej niż teraz. Proszę, pomóżcie uratować naszego tatę! Córka z Rodziną

31 420,00 zł ( 32,81% )
Brakuje: 64 325,00 zł
Barbara Smarżewska
Barbara Smarżewska , 43 lata

Choroba z każdym dniem coraz bardziej odbiera mi sprawność... Pomocy!

Mam na imię Barbara. Od wielu lat zmagam się z problemami zdrowotnymi, które powoli przejmują kontrolę nad moim życiem… Każdego dnia walczę o zdrowie i lepszą sprawność, jednak choroba to bezwzględny przeciwnik! Wszystko zaczęło się od drżenia rąk. Później stopniowo zanikało czucie w nogach, miałam także problemy z pamięcią i wymową. Objawy stały się na tyle silne, że trafiłam do szpitala… Niedługo później lekarze stwierdzili u mnie chorobę Parkinsona! Od tamtego czasu zostałam skierowana na wiele badań, odwiedziłam też różnych lekarzy. Cały czas jestem pod opieką specjalistów, którzy starają się polepszyć mój stan zdrowia i zmniejszyć skutki choroby. Potrzebuję też stałej, intensywnej rehabilitacji, by nie dopuścić do zaniku mięśni! Konieczna jest również dalsza diagnostyka. Lekarze zalecili mi przeprowadzenie badania genetycznego WES. Jego wynik mógłby pomóc dobrać leczenie, mogące złagodzić objawy choroby! Niestety, problemem jest cena badania, która znacznie przewyższa moje możliwości finansowe… Nie mogę pozwolić, by choroba w pełni zawładnęła moim życiem! Chcę dalej walczyć o lepszą sprawność, ale potrzebuję wsparcia… Bez Waszej pomocy nie dam rady sprostać wydatkom związanym z leczeniem, rehabilitacją i badaniem! Proszę, pomóżcie mi zawalczyć o lepsze jutro! Barbara

118 zł
Hania Smolarek
Hania Smolarek , 11 miesięcy

Maleńka Hania cudem wygrała walkę o życie! Pomóż!

Podczas ciąży wprost nie mogliśmy się doczekać, aż nasza ukochana córeczka pojawi się na świecie. Niestety, nie wszystko okazało się spełnieniem snów i marzeń. Hania przyszła na świat z wrodzonymi wadami, a my drżeliśmy ze strachu o jej życie. U naszego dziecka wykryto liczne wady serca, wymagające natychmiastowej operacji. Z wizyty na wizytę nasza teczka z dokumentacją medyczną pękała w szwach. U Hani stwierdzono dodatkowe nieprawidłowości wrodzone oraz zespół Kabuki typu I. Choroba ta charakteryzuje się zróżnicowanym stopniem niepełnosprawności intelektualnej, opóźnieniem rozwoju psychoruchowego, charakterystycznym fenotypem morfologicznym twarzy, pourodzeniowym zahamowaniem wzrostu oraz zwiększonym ryzykiem wad wrodzonych. Podczas pierwszej operacji serca drżeliśmy ze strachu o życie naszej córeczki. Niestety, nadzieja na poprawę prysnęła jak mydlana bańka. Po kilku dniach, ze względu na powikłania pooperacyjne, Hania wymagała reoperacji. Nasza córeczka spędziła siedem dni na oddziale intensywnej terapii, cudem unikając śmierci. Trudno opisać koszmar, jaki wtedy przeżyliśmy. Wizja utraty dziecka to najgorsze, co może spotkać rodzica. Rozpacz, nieprzespane noce i ogromna nadzieja, że wkrótce będzie dobrze. Po czterech miesiącach od narodzin córeczki wreszcie mogliśmy pokazać jej dom. Cieszymy się, jednakże trudno nadrobić czas spędzony w szpitalu, gdzie Hania nie miała szans na poprawny rozwój. Naszym największym wyzwaniem jest nauka jedzenia oraz picia, ponieważ córeczka od urodzenia karmiona jest sondą, co zaburzyło naturalne odruchy ssania i połykania.  Rozwój Hanny jest wielką niewiadomą, ponieważ zespół Kabuki jest chorobą bardzo rzadką i nieznaną. Zdiagnozowane dzieci różnią się od siebie intensywnością choroby oraz jej przebiegiem. Choroba może atakować różne narządy. Nie wiemy, co czeka nas w przyszłości… Aby nasza mała wojowniczka miała szansę na poprawę, potrzebuje stałej opieki licznych specjalistów, dalszego leczenia, intensywnej terapii neurologopedycznej oraz rehabilitacji ruchowej i psychologicznej. Naszym priorytetem jest teraz turnus rozkarmiający, dzięki któremu ma szansę, by zacząć jeść samodzielnie.  Niestety, koszt z tym związany przewyższa nasze możliwości finansowe. Jeśli zechcecie nam pomóc, będziemy niezwykle wdzięczni. Proszę, wesprzyjcie nas w tym trudnym czasie! Rodzice

114 789,00 zł ( 53,95% )
Brakuje: 97 977,00 zł
Felix Zubel
Pilne!
Felix Zubel , 4 latka

Wyścig z czasem o życie Felixa - pomóż nam uzbierać 16 milionów, by nasz synek ŻYŁ❗️

BARDZO PILNE❗️Patrzymy na naszego 4-letniego synka i obok wielkiej miłości czujemy też ogromny smutek i strach... Strach o jego życie. Wraz z Felixem przyszła na świat śmiertelna choroba, która tylko czeka, by zaatakować... Choroba, która sprawi, że nasz mały synek nie dożyje dorosłości. Felix cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a - uszkodzony gen sprawi, że jego mięśnie będą umierać, że straci zdolność poruszania, mówienia, połykania, oddychania... NIE MUSI JEDNAK TAK BYĆ! Nasz synek może żyć! Od niedawna dostępny jest pierwszy lek w kierunku dystrofii mięśniowej Duchenne'a. Może powstrzymać umieranie mięśni! Niestety, lek dostępny jest tylko w USA, jeszcze nigdzie indziej. Dla prywatnych pacjentów cena jest zaporowa, to jeden z najdroższych leków na świecie.  Rozpoczynamy zbiórkę pieniędzy i dramatyczny wyścig z czasem. Prosimy Was o pomoc! Potrzebujemy wsparcia milionów osób, żeby uratować naszego synka! Felix po łacinie znaczy szczęśliwy... Kiedy przyszedł na świat, poznaliśmy dzięki niemu zupełnie inny wymiar szczęścia... Wraz z jego narodzinami staliśmy się mamą i tatą. To nasze pierwsze dziecko.  Mieliśmy nadzieję, że to imię będzie jak talizman i że nasz synek będzie szczęśliwy... Teraz chcemy, żeby był nie tylko szczęśliwy, ale przede wszystkim zdrowy. Przez pierwsze miesiące życia Felixa nasze życie było jak bajka... Synek jest wspaniałym, ciekawym świata, wesołym dzieckiem. Jego uśmiech sprawia, że rozświetla się całe pomieszczenie. Tylko jedno nie dawało nam spokoju... Mieliśmy wrażenie, że ruchowo synek rozwija się trochę później, w porównaniu do innych dzieci. Późno zaczął wstawać, siadać, chodzić... Usiadł, jak miał roczek, chodzić zaczął dopiero, mając 21 miesięcy. Martwiliśmy się, ale uspokajano nas, że każde dziecko rozwija się przecież w swoim tempie... Że przecież nie ma powodów do niepokoju. Strach jednak nie zniknął, wybuchł ze zdwojoną siłą, kiedy w marcu Felix miał robione badania krwi. Ich wskaźniki zaniepokoiły lekarzy... Wyniki kazano nam powtórzyć po miesiącu. Zbadano też poziom kinezy kreatynowej. Wyniki były dramatycznie wysokie. Lekarze już wiedzieli, że dzieje się coś bardzo złego... Godzinami czytaliśmy w Internecie na temat chorób, które mogą zagrażać Felixowi. Kiedy przeczytaliśmy o dystrofii mięśniowej Duchenne'a, o tym, że choroba objawia się m.in. późnym rozwojem motorycznym, czuliśmy, że znaleźliśmy odpowiedź, na co chory jest nasz synek... Oczywiście mieliśmy ogromną nadzieję, że diagnoza się nie potwierdzi. Niestety. W czerwcu dostaliśmy wyniki badań genetycznych, które potwierdziły, że Felix cierpi na dystrofię mięśniową Duchenne'a. To był szok, to choroba genetyczna, a w naszych rodzinach nigdy nie było chorób mięśni! W jednej chwili cieszyliśmy się zdrowym synkiem, w drugiej myśleliśmy o tym, ile lat przeżyje nasz synek... Choroba prowadzi do osłabienia i powolnego rozpadu mięśni, najpierw tych odpowiedzialnych za poruszanie, potem za przełykanie i oddychanie... Świadomość bycia zależnym od wózka inwalidzkiego, respiratora, pomocy drugiego człowieka jest straszna. Natomiast najgorsze jest to, że DMD nieubłaganie prowadzi do śmierci. Że możemy pochować własne dziecko... Dystrofia mięśniowa Duchenne’a kiedyś była chorobą nieuleczalną. Szczęściem w nieszczęściu jest, że rok temu w USA zarejestrowaną pierwszy lek, przełom w leczeniu chorych na DMD chłopców - bo chorują tylko chłopcy. Lek, podawany jednorazowo, dostarcza kopię genu, który produkuje mikrodystrofinę. To może zatrzymać albo znacznie spowolnić przebieg choroby. Niestety jest też "ale". Musimy zdążyć przed tym, jak choroba rozwinie się na tyle, że konieczny jest wózek inwalidzki... To pierwszy warunek. Drugi jest taki, że jako pacjenci z Europy za lek musimy zapłacić... To najdroższy lek na świecie, kosztuje 16 milionów złotych! Czekamy na kwalifikację Felixa do terapii genowej. Kiedy tylko ją dostaniemy, ustawimy pasek zbiórki. Zaczynamy walczyć już teraz, bo wiemy, że my nie mamy czasu. Choroba nie czeka i my też czekać nie możemy. Chcemy teraz nie tylko, by życie Felixa było szczęśliwe... Chcemy, żeby to życie trwało. Żeby nasz synek był z nami. Żeby czekała go dorosłość... Zależy to od tego, czy zechcesz nam towarzyszyć w tej walce i uratować życie naszego synka. Z całej mocy naszych serc - my, kochający rodzice tego cudownego chłopczyka, prosimy Cię o ratunek.

89 394 zł
Monika Polewska
Monika Polewska , 29 lat

Nie pozwól, by wada słuchu zawładnęła życiem Moniki! Pomóż!

Mam na imię Monika. Od urodzenia zmagam się z wadą słuchu, która znacznie wpłynęła na moje życie. Na co dzień jestem zależna od aparatów słuchowych, dzięki którym mogę lepiej funkcjonować i pracować. Moja mama jako pierwsza zauważyła u mnie problemy ze słuchem. Gdy byłam mała, często nie dosłyszałam, podgłaśniałam telewizor czy miałam problemy z prawidłową wymową. Mama zabrała mnie do laryngologa, który stwierdził znaczny ubytek słuchu... Dzięki zaangażowaniu mojej mamy zaczęłam nosić aparaty słuchowe. Pamiętam ten moment, kiedy jako mała dziewczynka pierwszy raz usłyszałam tykanie zegara. Byłam bardzo zdziwiona, że wydaje on dźwięki! Od tamtej pory noszę aparaty słuchowe, które co kilka lat trzeba wymieniać. Obecne niestety są już do wymiany, co wiąże się z ogromnymi kosztami. Do tej pory z mamą dawałyśmy radę zebrać potrzebną kwotę, jednak ostatnio dofinansowanie zmalało… Bez aparatów moje życie byłoby znacznie trudniejsze. Dzięki nim mogę lepiej funkcjonować i pracować. Z całego serca proszę o wsparcie! Tylko z Waszą pomocą moja codzienność może nadal być łatwiejsza! Monika

4 480,00 zł ( 46,78% )
Brakuje: 5 095,00 zł