Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jan i Antonina Łuszczyk
Jan i Antonina Łuszczyk , 8 lat

Dzielne rodzeństwo walczy z kolejnymi diagnozami! Prosimy, POMÓŻ❗️

Tosia i Jaś to rodzeństwo wojowników. Są dziećmi pogodnymi i praktycznie wcale nie płaczącymi. Niestety, los okazał się wobec nich wyjątkowo okrutny – każde z naszych dzieci od samego początku musi z całych sił walczyć o zdrowie i lepsze jutro.  Antosia choruje na przepuklinę oponowo-rdzeniową, rozszczep kręgosłupa, wady wrodzone układu moczowego oraz wrodzoną wadę serca. Była intubowana już po urodzeniu i przy cewnikowaniu przeszła zakażenie układu moczowego, z racji leków, jakie miała podawane oraz intubacji jest w grupie ryzyka utraty słuchu. Tosia dużo już przeszła jak na tak malutką istotkę, ale dzielnie walczy każdego dnia razem ze swoim rodzeństwem. Oboje z Jasiem codziennie stawiają czoła przeciwnościom losu i walczą o niewykluczenie ich z normalnego życia w społeczeństwie, choć nie jest to łatwa i lekka praca.  Wszyscy terapeuci, lekarze i specjaliści zaangażowali się w pomoc nam na 1000% – nie tylko ze wsparciem medycznym, ale i psychicznym. Wypis ze szpitala Tosi miał aż 36 stron! To właśnie w momencie opuszczania placówki usłyszałam słowa lekarza, które sprawiły, że gardło zacisnęło mi się z rozpaczy… „Musi Pani cewnikować Tosię, bo bez tego ona w pewnym momencie będzie umierała w mękach… Bez tego jej nerki staną, dializy nie pomogą, a Pani będzie cierpiała razem z nią, patrząc, jak kilku lub kilkunastoletnia córeczka umiera”. Takie słowa są niewyobrażalnie bolesne, ale dla mnie jeszcze bardziej motywujące do walki… Bałam się jak to będzie i co będzie, płakałam nad jej inkubatorem i łóżeczkiem codziennie… Przed Tosią zabieg wszczepienia zastawki do główki. Bardzo walczyliśmy, by móc tego uniknąć, bo to kolejna ingerencja w jej malutkie ciałko i organizm. Niestety, punkcja okazała się niewystarczająca. O zdrowie walczy nie tylko Tosia, ale także jej starszy brat – Jaś. Do tej pory pamiętam dokładnie, jak to wszystko zaczęło się u synka… Pojawił się niewinny krwotok z nosa, po czym po 20 minutach syn zaczął się skarżyć na ból głowy, zsiniał na twarzy i połowie ciała. Zaniosłam go do łóżka, a syn tam zesztywniał, potem stracił świadomość na pewien czas. Zaczęłam, dogłębnie szukać przyczyny i zaczęliśmy jeździć i robić badania, byliśmy u wielu specjalistów. Neurolog zaczął podejrzewać padaczkę, w badaniu EEG pokazały się również zmiany padaczkowe w mózgu do tego doszła neurobolerioza i dodatkowe badania oraz wizyty u specjalistów. Diagnoza padaczki i postępujące zmiany cały czas są i nie odpuszczają. Kolejnym punktem po wizytach było zachowanie i rozwój Jasia od dziecka, co skierowało nas na wizytę u cudownego psychiatry dziecięcego, lecz diagnoza okazała się już mniej sympatyczna, ponieważ Jaś po zleconych specjalistycznych badaniach otrzymał diagnozę autyzmu oraz ADHD. Dodatkowym problemem stało się u Jasia jedzenie – jest bardzo wybiórczy pokarmowo i nie je tak, jak inne dzieci w jego wieku. Nie mówi, jak dzieci w wieku 7 lat, co jest dużym problemem w komunikacji zarówno z rówieśnikami, jak i dorosłymi. Nie czyta, nie głoskuje i nie wykonuje wszystkich typowych czynności adekwatnie do swojego wieku. Hałas, duże skupiska ludzi oraz nowe osoby to także bardzo duże wyzwanie dla synka. Jaś nie uczestniczy w np. andrzejkach, jak koledzy z klasy. Często potrzebuje także wyjść z zajęć, aby się wyciszyć z opiekunem. U synka występują kłopoty z koncentracją. Nie rozumie dłuższych i złożonych pytań oraz wypowiedzi, ma również problemy z pamięcią. W walce o zdrowie i lepsze funkcjonowanie zarówno Jaś jak i Tosia potrzebują stałej opieki wielu specjalistów oraz kosztownej rehabilitacji. Niestety, wiąże się to z wysokimi kosztami finansowymi, które ciężko jest udźwignąć naszej rodzinie samodzielnie. Z całego serca prosimy Was o wsparcie Jasia i Tosi. To właśnie teraz, gdy są jeszcze małymi dziećmi – możemy wypracować najwięcej! Nie pozwólmy tej szansie przepaść… Każdy gest Twojego dobrego serca może zaważyć na lepszej przyszłości naszych dzieci. Z wdzięcznością,  Rodzice Jasia i Tosi

1 393 zł
Andrzej Marzęcki
Andrzej Marzęcki , 49 lat

Kazano nam pożegnać się z tatą… On jednak chce żyć! Pomóżcie!

4 lipca zdarzyła się tragedia – w wyniku wypadku samochodowego nasz tata doznał ciężkich obrażeń ciała i głowy! Stan był krytyczny, więc od razu z miejsca wypadku przetransportowano go na SOR, a później trafił na oddział intensywnej terapii! Kiedy wydawało się, że sytuacja się stabilizuje, doszło do ostrej niewydolności oddechowej! Lekarze nie dawali tacie szans na przeżycie i kazali nam się z nim pożegnać… Nie mogliśmy w to uwierzyć! Tata miał jednak ogromną wolę życia i przetrwał kryzys! Przez kilka tygodni leżał podtrzymywany przy pomocy leków, a my codziennie dojeżdżaliśmy do niego, by wesprzeć go chociaż swoją obecnością przy szpitalnym łóżku. Mamy z tatą wyjątkową więź – już od dzieciństwa to on wspierał wszystkie nasze plany i marzenia. Był dla nas, małych chłopców, wzorem do naśladowania! Niestety, tata po wyprowadzeniu ze śpiączki farmakologicznej nie odzyskał na razie świadomości i nie ma z nim kontaktu, co świadczy o uszkodzeniu mózgu. Mimo to wierzymy, że tata kiedyś do nas wróci, a my jako synowie musimy mu w tym pomóc!  Na szczęście tata oddycha już bez pomocy respiratora, jednak walka o powrót do dawnego zdrowia i sprawności może potrwać wiele miesięcy. Dotychczas staraliśmy się zapewnić mu rehabilitację z własnych środków, jednak teraz, gdy zadanie lekarzy na OIOMie już się kończy, musimy przenieść go do wyspecjalizowanego ośrodka. To będzie długa i trudna rehabilitacja, która jest niestety bardzo kosztowna. Dlatego zwracamy się o pomoc i wsparcie w walce o przyszłość Andrzeja! Zrobimy wszystko, aby tata do nas wrócił! Synowie z rodziną

61 754,00 zł ( 32,24% )
Brakuje: 129 736,00 zł
Karol Mielnik
Karol Mielnik , 13 lat

Kosztowne leczenie jest nadzieją na poprawę sprawności Karola! Potrzebna pomoc!

Z niecierpliwością czekałam na narodziny Karola! Ciąża przebiegała prawidłowo i nic nie wskazywało na to, że może wydarzyć się coś złego. Niestety, przy porodzie doszło do komplikacji, które zadecydowały o losie mojego synka! Niedługo po narodzinach lekarze zdiagnozowali u Karola mózgowe porażenie dziecięce oraz padaczkę. Miesiąc spędziłam z nim w szpitalu, szukając pomocy u różnych specjalistów. Chciałam, by to wszystko okazało się tylko złym snem, jednak rzeczywistość nie pozostawiała złudzeń... Karol, będąc jeszcze maleństwem, rozpoczął rehabilitację, którą kontynuuje do dzisiaj. Cały czas staram się zapewniać mu wszystko, czego potrzebuje do lepszego rozwoju. Synek chodzi do szkoły specjalnej, gdzie uczęszcza na różne zajęcia. Konieczne są jednak dodatkowe terapie, przeprowadzane głównie prywatnie. Rehabilitacja jest trudna i wymagająca, lecz nie przynosi dużej poprawy… Pojawiła się jednak ogromna nadzieja dla mojego synka! Karol zakwalifikował się do terapii komórkami macierzystymi, która może wspomóc regenerację uszkodzonych nerwów i mięśni. To wielka szansa na poprawę jego sprawności, ale również wielki wydatek… Nie mogę pozwolić, by przeszkodą dla lepszej przyszłości mojego dziecka były pieniądze! Cały czas wszystkie możliwe środki przeznaczam na wizyty u specjalistów i leczenie Karola. Z całego serca proszę Was o wsparcie! Będę wdzięczna za każdą wpłatę! Aneta, mama Karola

4 825,00 zł ( 30,23% )
Brakuje: 11 133,00 zł
Andrzej i Tadeusz Możejko
Andrzej i Tadeusz Możejko , 64 lata

Tragiczny pożar odebrał braciom dach nad głową... Pomóż w walce o lepsze jutro!

Andrzej i Tadeusz to bracia, którzy od dawna stawiają czoła licznym przeciwnościom losu. Przez wiele lat walczyli zdrowie i sprawność Tadeusza, a dzisiaj mierzą się ze skutkami straszliwego pożaru…  Tadeusz zmaga się ze znaczną niepełnosprawnością – w wyniku amputacji stracił lewą nogę poniżej kolana. Na co dzień wsparciem był dla niego ukochany brat Andrzej, z którym mieszkali w jednym domu. Niestety, los po raz kolejny okazał się wobec nich niezwykle okrutny… 9 lipca 2024 roku o 7:00 bracia wyszli do domu i pojechali do miasta załatwić swoje codzienne sprawy. Nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii. Już około 9:00 sąsiedzi zobaczyli wstrząsający widok – z domu braci unosiły się obłoki czarnego, gęstego dymu. Do gaszenia budynku wysłano aż 6 oddziałów straży pożarnej! Strażacy, po przybyciu na miejsce, w jednym z mieszkań zastali silnie zadymione pomieszczenia. Do środka została wprowadzona rota ratowników, która zlokalizowała i ugasiła źródło pożaru oraz dokonała przeszukania pomieszczeń. Okazało się, że w budynku nikt nie przebywał. Ponadto z mieszkania wyniesiono dwie butle gazowe. Tylko cudem Andrzeja i Tadeusza nie było w tym czasie w domu. Nie chcemy nawet myśleć, co mogłoby się zdarzyć, gdyby znajdowali się wtedy w budynku… Obecnie bracia znajdują się w schronisku, ponieważ ich dom jest doszczętnie zniszczony. Niezbędny jest całkowity remont, lecz koszta z nim związane są niezwykle wysokie. Andrzej wraz z niepełnosprawnym Tadeuszem nie są w stanie udźwignąć tak dużego ciężaru finansowego samodzielnie… Prosimy, pomóż odzyskać braciom bezpieczny dach nad głową… Każda złotówka i każde udostępnienie dają im szansę na lepsze jutro! Wierzymy, ze dobro wysłane w świat – wraca z podwójną mocą… Najbliżsi

292,00 zł ( 0,54% )
Brakuje: 52 900,00 zł
Łukasz Zakliński
Łukasz Zakliński , 4 latka

By dzieciństwo nie zginęło w ciszy❗️Wesprzyj Łukaszka❗️

Łukasz urodził się zdrowy. Dopiero po jakimś czasie zauważyliśmy, że coś było nie tak. By zwrócić jego uwagę, trzeba było krzyczeć. Do tego doszły opóźnienia mowy i w końcu wizyta u lekarza nie pozostawiła nam złudzeń. Głuchota przewodzeniowa i czuciowo-nerwowa obustronna. Na początku Łukasz miał niedosłuch -70, obecnie jest to -80 dB. na obu uszach! Doszło do tego, że w lipcu przeszedł operację wszczepienia implantu. Ale to i tak nie wystarczyło. Potrzebny był również aparat, a oprócz niego stała, intensywna rehabilitacja i terapia logopedyczna. Przez niedosłuch słabo rozwija się mowa, a to ciągnie za sobą inne problemy – brak komunikacji, opóźniony rozwój… Jedno schorzenie decyduje o wszystkim. Na chwilę obecną korzystamy z refundowanej rehabilitacji oraz zajęć z logopedą w przedszkolu, ale to za mało, a nie jesteśmy w stanie zapewnić wnuczkowi także rehabilitacji prywatnej. Musiałam zrezygnować z pracy, ponieważ nie mogłam pogodzić jej z opieką, więc nie jesteśmy w stanie opłacić wizyty, która kosztuje jednorazowo ponad 200 złotych. Dlatego nie mam innego wyjścia jak zwrócić się z prośbą o pomoc. To wszystko jest bardzo trudne, czasem czuję, że błądzimy we mgle z nadzieją, że nie spadniemy w przepaść. Ale wierzę też, że jeszcze nie wszystko stracone i dopóki mam tę wiarę, będę robić wszystko, by Łukasz miał szansę na samodzielność. Proszę, pomóż mi w tym. Babcia

1 871 zł
Wojciech Kordys
Wojciech Kordys , 18 lat

Szpital zamiast matury❗️Wojtek cudem przeżył wypadek, pomóż mu❗️

Życie naszego syna w jednej chwili runęło… Wojtek został potrącony przez samochód i musiał stoczyć dramatyczną walkę o życie! To cud, że przeżył… Dziś robimy wszystko, by wrócił do domu… Każda pomoc jest na wagę złota! 22 stycznia 2024 r. - tę datę już na zawsze zapamiętamy, bo nie da się zapomnieć strachu o życie własnego dziecka… Nasz syn został potrącony przez samochód na oznakowanym przejściu dla pieszych niedaleko domu. Gdy przyjechała karetka, podjęto natychmiastową intubację, a Wojtek nieprzytomny został przewieziony do szpitala. Na miejscu okazało się, że obrażenia mózgu są bardzo rozległe. Syn spędził dwa miesiące na OIOM-ie, oddychał przy pomocy respiratora, a my błagaliśmy, by w końcu się wybudził… Niestety, było tylko gorzej. Obrzęk mózgu nie ustępował – konieczna była trepanacja czaszki. A później przyszła sepsa… Wojtek przeżył, lecz wciąż nie było z nim żadnego kontaktu. 18 marca trafił do specjalistycznej kliniki w Warszawie. Codziennie walczy z bólem, dużo ćwiczy, uczy się jeść od nowa, od niedawna oddycha bez pomocy tracheotomii. Jesteśmy z synem przez cały czas, wspieramy przy każdym ćwiczeniu i przy każdej samodzielnie zjedzonej łyżce zupy. Na zmianę czuwamy przy szpitalnym łóżkiem syna i opiekujemy się córką w domu. Życie całej rodziny wywróciło się do góry nogami... Ciężko nam pogodzić się z faktem, że w ciągu jednej chwili ze zdrowego młodego, pełnego pasji i ciekawego świata człowieka, Wojtek stał się osobą, która nie może nic – ani chodzić, ani mówić, ani nawet samodzielnie jeść, czy oddychać. Syn zawsze był dusza towarzystwa, a dziś jest uwięziony we własnym ciele i nie może się z nikim skomunikować. Na szczęście najbliżsi koledzy często go odwiedzają  i są jego oknem na świat.   Sytuacja jest bardzo trudna. Syn uczył się w technikum, chciał zostać grafikiem. Miał plany, marzenia… Kochał podróże i uwielbiał poznawać świat. A dziś? Zamiast przygotowywać się do matury, walczy o każdy ruch i próbuje odzyskać kontakt ze światem… Nie tak wyobrażaliśmy sobie wejście w dorosłość Wojtka… Przed nami ogromne wyzwanie. Wiemy, że tylko długotrwała rehabilitacja może pomóc… Paragony za środki pielęgnacyjne, sprzęt rehabilitacyjny i dojazdy już są wysokie. A gdy Wojtek opuści klinikę, będziemy musieli niezwłocznie zadbać o dalszą rehabilitację w specjalistycznej placówce. Koszty takiego pobytu są ogromne… Dlatego prosimy Was o wsparcie dla naszego syna. Musimy zrobić wszystko, by pomóc mu powrócić do sprawności i samodzielności. Przecież przed nim jeszcze całe życie…   Rodzice

22 700,00 zł ( 4,26% )
Brakuje: 509 215,00 zł
Bogdan Panek
Bogdan Panek , 54 lata

Jedna chwila zmieniła życie w walkę i ból! Pomóż Bogdanowi!

Do początku lipca prowadziliśmy z mężem szczęśliwe życie. Jeden telefon zmienił wszystko. Dowiedziałam się, że mąż trafił do szpitala, ponieważ doszło do tragedii – upadku z drabiny. Po przyjeździe do szpitala okazało się, że wypadek Bogdana był tak poważny, że lekarze nie dawali mu na przeżycie więcej niż 72 godziny… Męża wprowadzono w śpiączkę farmakologiczną i poddano bardzo ciężkiej operacji odbarczania krwiaków w mózgu i móżdżku. Tak naprawdę, pomimo upadku z niewielkiej wysokości, dostałyśmy informację, że Bogdan przy tak poważnym urazie powinien zginąć na miejscu. Najtragiczniejszym momentem dla nas była chwila, w której lekarze powiedzieli nam, abyśmy się z nim pożegnały, bo nie dają mu szans na przeżycie!  Wówczas dominował w nas lęk, strach, niesamowity ból i tysiące pytań! Dlaczego taka tragedia spotkała właśnie naszą rodzinę? Dlaczego my? Dlaczego tak się stało? Do tej pory się nad tym zastanawiamy, jednocześnie dziękując Bogu za to, że dał Bogdanowi szansę na walkę. Mijały godziny, mąż walczył, a my razem z nim. Byłyśmy przy nim w każdej możliwej chwili. Nasza wiara była i jest tak silna, że nie dopuszczałyśmy do siebie żadnej złej myśli, mimo, że codziennie dostawałyśmy informacje, że stan męża jest  ciężki, a zagrożenie życia nie ustawało.  Po kilku dniach walki mąż zaczął oddychać bez respiratora, jednak to nie trwało długo. Niestety, doszło do kontaktu z bakterią – gronkowcem… Po kilku dniach z następną, szpitalną bakterią, która okazała się bardzo groźnym zapaleniem płuc, co uniemożliwiło samodzielne oddychanie Bogdana i z powrotem konieczne było uruchomienie respiratora.  Lekarze nie dawali mu żadnych szans, a jednak mąż częściowo się wybudził! Reaguje na dotyk, ból i otwiera oczy. Największym problemem jest to, że ciągle nie jest w stanie oddychać sam... Po przebytym zapaleniu płuc zbiera mu się tam wydzielina. Przez to narażony jest na kolejne powikłania w postaci np. zapalenia płuc. Chcąc pomóc mężowi powoli wracać do zdrowia musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy! Aby dać mu szansę na życie, musimy oddać go w ręce najlepszych specjalistów, którzy wiedzą jak postawić go na nogi, a co najważniejsze, nauczyć go samodzielnego oddechu. Do tego potrzebna jest rehabilitacja oddechowa i ogólnousprawniająca. Niestety taka rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku jest bardzo kosztowna. Z tego powodu zwracamy się do Was z ogromną prośbą o pomoc dla Bogdana. On się nie poddał, więc my też nie możemy się poddać!  Żona Joanna z córkami

25 002,00 zł ( 23,5% )
Brakuje: 81 381,00 zł
Dominik Szatkowski
Dominik Szatkowski , 8 lat

Rehabilitacja ratunkiem dla naszego synka! Pomóż mu!

Niedawno otrzymaliśmy druzgocącą wiadomość – u naszego kilkuletniego synka zdiagnozowano ultrarzadką, chorobę genetyczną, jaką jest ataksja teleangiektazja. To brutalne schorzenie, które z czasem prowadzi do postępującego osłabienia mięśni, problemów z koordynacją, a w przyszłości może poważnie ograniczyć jego zdolność do samodzielnego funkcjonowania. Każdy rodzic wie, że nie ma nic bardziej bolesnego niż patrzenie na cierpienie własnego dziecka. Nasz syn jest pełnym życia, uśmiechniętym chłopcem, który zawsze potrafi rozświetlić nawet najciemniejszy dzień. Teraz jednak stajemy przed trudnym wyzwaniem – musimy walczyć z tą bezlitosną chorobą, by dać mu jak najwięcej radości i szans na normalne dzieciństwo. Przed nami wizyta u genetyka, by przejść przez szczegółową rozmowę. Musimy jak najszybciej się dowiedzieć, co można zrobić, by opóźnić postęp tej choroby. Wiemy na pewno, że nie będzie to ani łatwe, ani tanie... Kosztowna rehabilitacja jest jedyną nadzieją na spowolnienie jej objawów i utrzymanie naszego synka w jak najlepszym stanie. Błagamy o Wasze wsparcie. Każda złotówka, każde udostępnienie tej zbiórki daje nam szansę na walkę o lepsze jutro dla naszego dziecka. Chcemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby choroba nie odebrała radości z życia naszemu synowi! Dziękujemy za każdą pomoc, modlitwę i ciepłe słowo. Niech Wasze dobro stanie się naszym najcenniejszym darem w tej ciężkiej batalii. Razem możemy więcej! Rodzice Dominika ➡️ Dominik i jego walka z ataksją teleangiektazją

15 160 zł
Grzegorz Fit
Grzegorz Fit , 41 lat

Nasz urlop zamienił życie męża w KOSZMAR... Ratunku❗️

3 sierpnia 2024 roku świat mojego męża nagle się zatrzymał. To miał być zwykły, miły wieczór spędzony w gronie przyjaciół w przydomowym basenie. Letni odpoczynek w jacuzzi i chwilowe odcięcie od codziennych obowiązków, okazało się być początkiem koszmaru, który trwa do dziś... Grzegorz, ukochany mąż oraz tata dwójki malutkich dzieci, w ciągu kilku sekund stracił zdrowie i dotychczasowe życie. Niefortunne wejście do wody sprawiło, że doznał ciężkiego urazu kręgosłupa szyjnego. To doprowadziło do paraliżu wszystkich kończyn oraz niewydolności oddechowej. Każdy dzień od tego nieszczęśliwego wypadku to wyczerpująca walka o jego życie na oddziale intensywnej terapii. Z bólem przyglądam się, jak los odebrał mojemu mężowi wszystko, to co kochał – pracę, służbę w ochotniczej straży pożarnej i możliwość wykonywania najprostszych czynności... To jednak dopiero początek trudnej drogi, która przed nami. Czeka go długa, kosztowna rehabilitacja, leczenie i całodobowa opieka, bez której Grzesiu nie jest w stanie sobie poradzić. Mój mąż, który zawsze był człowiekiem o wielkim sercu, pełnym życia i chęci do niesienia innym pomocy, stracił niemal wszystko w okamgnieniu. Nikt z nas nie spodziewał się, że tak długo oczekiwany wypoczynek może przynieść nieoczekiwane i brutalne konsekwencje.  Grzegorz od zawsze był uczynny i chętnie pomagał innym. Ochoczo niósł wsparcie w każde miejsce, gdzie go brakowało. Teraz to my mamy szansę odwdzięczyć się mu za wszystko, co dla nas robił. Bez Waszego zaangażowania nie jestem jednak w stanie zapewnić Grzesiowi niezbędnego leczenia oraz rehabilitacji, które dałyby szansę na powrót do życia, które tak kochał. Ich koszta wykraczają poza moje możliwości... Proszę Was, z całego serca, pomóżcie mi zawalczyć o życie Grzegorza. Wierzę, że razem możemy dokonać cudu i pozwolić mu powrócić do rodziny, która na niego czeka – do mnie, do naszej córeczki Poli i synka Maksyma.  Basia, żona Grzegorza

61 756 zł