Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Robert Pawlaczyk
10 dni do końca
Robert Pawlaczyk , 53 lata

W majową noc udar niemal odebrał życie mojego męża... Pomóż nam walczyć!

Śmierć przyszła po niego w nocy, gdy spokojnie spał. Na szczęście byłam obok, nie oddałam jej męża! Nie odpuszczała jednak przez kolejne dni. Gdy odeszła, zostawiła po sobie ślad… Robert, mój mąż, sam chciałby opowiedzieć o tragedii, która go spotkała. Chciałby, ale nie może… Przez udar mózgu dzisiaj nie mówi, ma niedowład połowy ciała. Wierzy jednak, że to nie koniec życia, że ma wiele przed sobą! Bardzo proszę o pomoc, bo ja też w to wierzę… Gdy kładziesz się spać, czujesz się bezpiecznie w swoim łóżku, znajomych czterech ścianach… Komu przyjdzie do głowy, że właśnie tam przyjdzie najgorsze, i to w wieku 46 lat?! Obudził mnie dziwny hałas, pod skórą czułam, że coś jest nie tak. Spojrzałam na męża, nie wyglądał, jakby spokojnie spał… Zaczęłam go budzić, z każdą sekundą czując coraz bardziej paraliżujący strach. Ale Robert się nie budził… Potem wszystko działo się jak w filmie: karetka, szpital, płacz i słowa lekarza, które mnie załamały. Nie wiadomo, czy mój mąż przeżyje, miał udar niedokrwienny. Liczą się godziny. To była ciepła majowa noc, wtedy nasze życie legło w gruzach... W przypadku udaru kluczowe jest błyskawiczne działanie i jak najszybsze podanie leku rozrzedzającego krew, by usunąć skrzep, który zablokował tętnice. Akcja była szybka, Robert na czas trafił do szpitala, ale kolejne trzy dni walczył o życie. Nieprzytomny, bez kontaktu, nieustannie na granicy… Mogliśmy tylko czekać i modlić się, by z nami został. Ta bezradność była najgorsza. W międzyczasie okazało się, że Robert ma wadę serca. To właśnie migotanie przedsionków było przyczyną udaru! Lekarze pilnie przeprowadzili operację wszczepienia stymulatora, by zabezpieczyć męża przed kolejnymi udarami. Powoli odzyskiwaliśmy wiarę, że jeszcze będzie lepiej! W końcu Robert się wybudził, ale nie był już tym samym człowiekiem, co przed wypadkiem... Nie mógł się ruszać, nie mógł mówić. W takim stanie trafił na trzy miesiące na oddział rehabilitacyjny, a my z całą rodziną postanowiliśmy, że zrobimy co w naszej mocy, by wyzdrowiał! To wszystko działo się w maju 2017 roku, wkrótce minie dwa lata. Dwa lata ciężkiej pracy, wyrzeczeń, ale też łez radości z każdego kolejnego postępu! Mąż ma afazję, mówi niezrozumiale, z wielką trudnością. Chociaż chodzi, to z pomocą kuli i tylko na krótkich odcinkach. To wszystko jest możliwe dzięki żmudnej rehabilitacji. Byliśmy już na specjalistycznych turnusach, Robert nieustannie ćwiczy też z neurologopedą. Bardzo pomocne są seanse w komorze hiperbarycznej, Tlenoterapia pomaga odbudować komórki w mózgu, które zniszczył udar. Niestety, to kosztuje mnóstwo pieniędzy, a to, co oferuje NFZ, jest tylko kroplą w morzu potrzeb… Dzisiaj mój mąż ma 48 lat, dopiero 48… Ciężko mu, że nie może wrócić do pracy, porozmawiać ze mną czy z synem, jest zupełnie ode mnie zależny, a to on zawsze chciał być podporą rodziny. Zawsze jest jednak szansa, ludzie z tego wychodzą! Już dzisiaj widzimy ogromny postęp, dlatego musimy walczyć dalej. Nie dajemy już jednak rady finansowo, dlatego bardzo prosimy o pomoc. Robert mocno wierzy, że wkrótce będzie mógł Wam sam podziękować — to będzie największy sukces! Joanna, żona Roberta

56 732,00 zł ( 52,66% )
Brakuje: 50 981,00 zł
Tymon Pakuszewski
2 dni do końca
Tymon Pakuszewski , 2 latka

Ostatnia szansa na zdrowie ❗️Wesprzyj diagnostykę Tymka ❗️

Tymuś przeszedł przez piekło gdy tylko pojawił się na świecie. Urodził się w zamartwicy urodzeniowej, z niewydolnością oddechową i rozedmą płuc. Niestety, te diagnozy okazały się jedynie wierzchołkiem góry lodowej... U Tymka wykryto także chorobę Hirschprunga. Leczenie wymagało dwóch operacji w pierwszym miesiącu życia synka. Pierwsza z nich odbyła się już piątego dnia, gdy większość maluszków zaledwie otwiera oczy na świat, tkwiąc w bezpiecznych objęciach mamy. Nam nie było to dane. Myślałam, że osiągnęliśmy już limit nieszczęść, jednak wraz z upływającym czasem pojawiały się nowe wyzwania. Czekałam na postępy w rozwoju synka, które nadchodziły z dużym opóźnieniem, tylko dzięki intensywnej terapii i rehabilitacji. U Tymcia wykryto nadwzroczność i astygmatyzm oraz przerośnięty trzeci migdał. Tymek chodzi, ale tylko na paluszkach. Ma wybiórczość pokarmową, mało mówi i rozumie. Znów wpadliśmy w wir badań, diagnoz i dodatkowych terapii... Lekarze i specjaliści są zgodni, że aby jak najlepiej pomóc Tymkowi, muszę poznać prawdziwą przyczynę jego trudności. Jesteśmy już po pierwszych badaniach genetycznych, które nie przyniosły odpowiedzi. Teraz trzeba wykonać rozszerzoną diagnostykę. Niestety, badanie jest kosztowne i nierefundowane... Przerażenie i lęk o synka powoli ustępują nadziei, że świat, który się rozsypał, będę mogła ułożyć na nowo. W swoim krótkim życiu Tymek przeszedł więcej niż niejeden dorosły, ale los wyciąga do nas pomocną dłoń. Byśmy mogli z niej skorzystać, proszę o pomoc. Bez niej będzie bardzo ciężko… Mój synek jest silny. Mimo tych wszystkich przeciwności i mimo tego, co przynosi mu los, walczy. A ja razem z nim, do samego końca. Będę wdzięczna, jeśli i Wy dołączycie. Mama, Aneta 

4 479,00 zł ( 52,62% )
Brakuje: 4 032,00 zł
Anna Stramska
Anna Stramska , 55 lat

Tętniak, udar, a po nich paraliż. Tragiczna historia może mieć pozytywne zakończenie!

Do życia innych wnosiła mnóstwo energii, a swoim pozytywnym myśleniem starała się zarażać innych. Teraz to jej przyszłość stanęła pod znakiem zapytania, a przyszłość zależy od tego, czy inni wyciągną pomocną dłoń.  Ania właściwie nigdy nie zwalniała tempa. Zawsze otwarta, gotowa nieść pomoc innym. Pandemia koronawirusa była w naszej okolicy prawdziwym sprawdzianem człowieczeństwa - zwykłej ludzkiej życzliwości - właśnie wtedy Anka ruszyła do działania niosąc wsparcie tym, którzy przebywali na kwarantannie, bądź przechodzili chorobę. Uwielbiała być w ruchu, takie życie dawało jej mnóstwo satysfakcji i spełnienia. Niestety, pęd nie zawsze jest wskazany, a życie w niektórych przypadkach po prostu stawia przed nami znak STOP. W przypadku Ani zatrzymanie nastąpiło w bardzo brutalny sposób. W listopadzie ubiegłego roku otarła się o śmierć. Pęknięty tętniak w głowie to ogromne zagrożenie - tym razem Ania miała szczęście. Natychmiastowa reakcja męża i szybkie przybycie pogotowia ratunkowego uratowały jej życie. Przeprowadzona operacja miała zapewnić bezpieczeństwo. Po przeprowadzeniu skomplikowanego i rozległego zabiegu lekarze mieli do przekazania dwie wiadomości. Dobrą, że operacja przebiegła zgodnie z planem. Złą, bo w wyniku powikłań doszło do udaru, który spowodował kłopoty z mową i paraliż prawej strony ciała. Nagromadzenie negatywnych informacji było zbyt duże… Takie zdarzenia przytłaczają nawet najsilniejszych.  Dla Ani i jej rodziny, to zdarzenie było potężnym ciosem. Takiego doświadczenia nikt się nie spodziewał… Dla większości powrot do formy zdaje się być czymś oczywistym. Niestety, w każdym przypadku odbywa się to inaczej. Przywrócenie siły ciału to proces trwający miesiące, czasem lata…  Anna wkłada wszystkie siły w tę walkę. Ciężko pracuje z rehabilitantami i specjalistami, by wrócić do pełnej sprawności. Niestety, jej zaangażowanie to na tym etapie za mało. Rehabilitacja refundowana nie daje wystarczających rezultatów, a ta nierefundowana wymaga ogromnych kosztów, szczególnie że potrzebny jest również sprzęt oraz dodatkowe konsultacje medyczne. Lista kosztów rośnie, a rodzina z przerażeniem patrzy w przyszłość. Potrzebna jest pomoc! Wsparcie jest kluczowe, ponieważ osoby, które pracują z Anną dają ogromne szanse na powrót do formy - fizycznej i psychicznej. Twoje wsparcie to w tym momencie ratunek i możliwość odzyskania samodzielności.  Możesz podarować Annie nowe życie, przyszłość. Możesz dać jej uśmiech i samodzielność! A jej Rodzinie zagwarantować to, co najważniejsze: spokój i pewność, że nie zostali sami z najtrudniejszym wyzwaniem. To pomoc na wagę zdrowia! 

13 947,00 zł ( 52,61% )
Brakuje: 12 563,00 zł
Stanisław Bereza
Pilne!
Stanisław Bereza , 29 lat

Staś został zaatakowany na rynku w Poznaniu. Pilnie potrzebna pomoc!

W listopadzie zeszłego roku świat Staśka nagle się zatrzymał. Właściwie nie zatrzymał się sam… Zniszczył go napastnik, który zaatakował Staśka. Nie miał powodu, ale miał szklaną butelkę w ręce. Rozbijając ją na głowie młodego mężczyzny, skreślił wszystko: przyszłość, życie, szansę na szczęście i zdrowie. Choć cały czas wobec napastnika toczy się postępowanie, Staśkowi nie zwróci to zdrowia. Dlatego prosimy o pomoc… Nie wiemy do dzisiaj, dlaczego ten człowiek wybrał sobie na ofiarę akurat Staśka. Dlaczego na niego padło - młodego chłopaka, pełnego marzeń i planów na przyszłość. Czasu jednak nikt nie jest w stanie cofnąć. Tamtego listopadowego dnia 2019 roku Stasiek omal nie stracił życia. Trafił do szpitala z ciężkim urazem czaszkowo-mózgowym, krwiakiem śródmózgowym i wieloogniskowym stłuczeniem mózgu.  Przeżył, jednak nic już nie będzie takie, jak kiedyś… Stasiek niedługo skończy 25 lat i choć mówi się, że to początek życia, to życie prawie się skończyło. Nie samo. Ktoś chciał je odebrać… Jeszcze trzy miesiące temu Stanisław układał sobie plany na przyszłość i marzył o lepszym życiu. Jak wiele młodych osób w Ukrainie, zdecydował się wyjechać do Polski. 24 listopada,  zaledwie po tygodniu od przyjazdu do Poznania, rodzina chłopaka dostała szokującą wiadomość: Stasiek w ciężkim stanie trafił do szpitala. W tym momencie ziemia usunęła im się spod stóp… Rodzice przyjechali do Polski, pierwszy był szok. Nie mogli uwierzyć w to, że wszystko wydarzyło się naprawdę… Rodzicom Staśka powiedziano, że wieczorem 24 listopada 2019 roku na poznańskim starym rynku doszło do bójki. Stanisław stanął w obronie zaatakowanej osoby, za co dostał w głowę butelką. Napastnikiem był Polak. Stasiek trafił do szpitala, założono mu szwy i wysłano do domu. Na drugi dzień poczuł się bardzo źle, trafił do tego samego szpitala. Wtedy zapadła diagnoza: krwiak śródczaszkowy z efektem masy. Złamanie czaszki. Chwilę później Stasiek zapadł w śpiączkę. Do dziś się z niej nie wybudził… Dwie operacje, wycięta jedna czwarta kości czaszki a do tego okazało się, że Stanisław ma wrodzoną chorobę von Willebranda (forma hemofilii). To jeszcze bardziej utrudnia sytuację. Rodzice Staśka są załamani. Nadal nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Mama nie odstępuje jego łóżka na krok… Terapeuci i rehabilitanci robią co w ich mocy, by Stanisław wrócił do swoich bliskich, by się obudził. To jednak długi i niestety bardzo kosztowny proces… Obecnie u Staśka zaczynają być widoczne niewielkie postępy i reakcje na otoczenie. Z dnia na dzień może być coraz lepiej, o ile chłopak będzie rehabilitowany. Jego rodziny niestety na to nie stać… Skutki zwlekania z terapią będą katastrofalne…  Na ten moment myślimy o najbliższych 6 miesiącach, bo tyle minimum potrzeba, by ratować Staśka. On chciał wyjechać, iść do pracy, zarobić, żeby pomóc schorowanym rodzicom - oboje byli na rencie, bez pracy… Teraz rodzice są przy Staśku, w Polsce, daleko od domu i ludzi, których znają. Będą jednak przy synu tak długo, jak to będzie konieczne… Bardzo prosimy o pomoc dla Staśka. Jego ciągle można uratować! Potrzebne są jednak ogromne pieniądze… Przeciwko sprawcy cały czas toczy się postępowanie. Nie wiadomo, czy Stasiek uzyska kiedykolwiek odszkodowanie, a nie można czekać latami - pomoc potrzebna jest teraz, natychmiast… Wierzymy, że mu się uda, że jeszcze wróci do swoich rodziców, którzy teraz toną we łzach rozpaczy... ******* Czytaj także: plus.gloswielkopolski.pl - Stanisław, którego zaatakowano butelką na Starym Rynku potrzebuje pomocy. Wybudził się ze śpiączki i walczy o życie

82 007,00 zł ( 52,59% )
Brakuje: 73 908,00 zł
Karol Kawala
Karol Kawala , 6 lat

Nie pozwól, aby Karol stracił szansę na prawidłowy rozwój!

Zbyt dużo trudności spadło na mojego syna. Karol ma tylko 6 lat, jednak gabinety lekarskie zna chyba już lepiej niż place zabaw… Syn cierpi na afazję, czyli opóźniony rozwój mowy. Robię co mogę: uczęszczam z nim do logopedy, zapewniłam zajęcia ze wczesnego wspomagania rozwoju, korzystamy z programu Tomatis. Udało się także zakupić specjalistyczny program do nauki w domu.  Wszystko to daje poprawę, ale wiąże się ze zbyt dużymi kosztami. Przed Karolem jeszcze ogrom pracy, a przede mną wielkie wydatki. Boję się, że nagle nadejdzie chwila, gdy nie będę już mogła opłacić kolejnego rachunku. Nie mogę dopuścić do sytuacji, gdy będę musiała wybierać, z której formy pomocy zrezygnować! Trwa także diagnostyka w kierunku nerwiakowłókniakowatości. Jeżeli się potwierdzi, syn będzie musiał być pod stałą opieką kardiologa, neurologa i innych specjalistów. To także bardzo mnie martwi...  Karol przeszedł już badania genetyczne, które pochłonęły dużą część domowego budżetu. Stało się więc to, czego tak bardzo już wcześniej się bałam – zabrakło mi środków, aby wyjechać na turnus rehabilitacyjny!  Po każdym turnusie mój syn robi znaczące postępy pod względem logopedycznym, fizycznym, a także emocjonalnym. Nie mogę więc odebrać mu tej największej szansy na najlepszy rozwój! Karolek jest bardzo kochanym dzieckiem, lubi pomagać innym i czuć się potrzebnym. Tym bardziej boli mnie serce, że w pewnym momencie zabraknie środków, aby mu pomóc. Proszę, nie pozwólcie na to! Proszę o wsparcie! Mama Karolka

16 779,00 zł ( 52,57% )
Brakuje: 15 136,00 zł
Władysław Kamienny
Władysław Kamienny , 3 latka

Tylko z Tobą wygramy przyszłość Władka!

SMA niszczyło naszego synka... To przeszłość, której ciężar dźwigamy do dzisiaj! Gdy Wlad miał 9 miesięcy, zdiagnozowano u niego chorobę. Od razu rozpoczęła się walka о terapię genową dla syna. Po 8 miesiącach starań udało się ją uzyskać w ramach refundacji w Niemczech. Kosztowało nas to wiele wyrzeczeń — ale osiągnęliśmy sukces! Teraz walczymy z konsekwencjami i tym, co zostawiła choroba. Skutki są niemiłosiernie duże i trudne do pokonania. Synek potrzebuje rehabilitacji, żeby wzmacniać mięśnie, aby móc swobodnie chodzić i funkcjonować jak każde zdrowe dziecko!  Dziękujemy za dotychczasową pomoc – proszę, nie zostawiajcie nas samych! Nasza historia: Władek urodził się 25 lutego 2021 roku jako zdrowe dziecko. Nasze szczęście, największy skarb, duma... Cieszyliśmy się i nic nie zapowiadało dramatu, z którym za chwilę przyjdzie nam się mierzyć... Pierwsze obawy zaczęły się po 3 miesiącach, kiedy synek nie chciał się przewracać na brzuszek. Niestety już kolejnego dnia synek trafił do szpitala z ostrym wirusowym obturacyjnym zapaleniem oskrzeli. Pojawiło się dodatkowo drżenie rąk. W międzyczasie zrobiono kolejne badania... Po badaniu usłyszałam najgorsze, co tylko mogłam usłyszeć: "Jest naprawdę źle. Czy słyszała Pani o rdzeniowym zaniku mięśni?". I wiecie, co jest najgorsze?! Dobrze wiedziałam, co to jest SMA. Wcześniej pomagałam dzieciom z tą chorobą. Dobrze znałam wszystkie objawy.  Władziu miał ogromne szczęście — dostał najdroższy lek świata. Niestety, nasza walka się nie kończy! Wciąż walczy i każdego dnia uśmiecha się mimo bólu. Chce żyć, poznawać świat, dorosnąć. Błagamy o pomoc. Jesteście naszą nadzieją! Rodzice Władka PL: ➡️ Licytacje dla Władysława UKR: ➡️ Instagram ➡️ Facebook

16 766,00 zł ( 52,53% )
Brakuje: 15 149,00 zł
Lucyna Tyrka
Lucyna Tyrka , 56 lat

Proszę tylko o światło nadziei w mroku choroby...

Od dziecka choruję na genetyczną chorobę oczu – Zwyrodnienie barwnikowe siatkówki, czyli pigmentoza. Widzę tylko częścią oka i to przy intensywnym świetle. Noszę okulary, ale to nic nie daje, a do tego głęboka zaćma pogarsza mój stan od 4 lat. W domu jestem w stanie poruszać się z pamięci, ale przez chorobę musiałam choćby zrezygnować z pracy. W poradni genetycznej usłyszałam, że jest mnóstwo odmian mojej choroby. Dlatego też lekarze obecnie nie mogą mi bardziej pomóc. Potrzebne jest nierefundowane badanie genetyczne, które określi, jaki to rodzaj pigmentozy.  Sama choroba jest nieuleczalna, chociaż pojawiają się już próby zatrzymania rozwoju niektórych jej odmian. Dlatego badania są tak ważne. Być może okaże się, że zaliczam się właśnie do tej części. Niestety, badania kosztują, a mnie i męża po prostu na nie nie stać. Dlatego bardzo proszę o wsparcie. To niewielka kwota, która ma ogromne znaczenie. Nauczyłam się żyć z chorobą. Nie tracę przez nią humoru ani chęci do życia, ale jeśli jest szansa, by zatrzymać jej rozwój, chciałabym z niej skorzystać.  Lucyna

1 955,00 zł ( 52,49% )
Brakuje: 1 769,00 zł
Ada Kujawa
Pilne!
Ada Kujawa , 4 latka

Serduszko Adrianny potrzebuje PILNEJ operacji❗️Prosimy o pomoc❗️

O tym, że nasza córka urodzi się ciężko chora, dowiedzieliśmy się jeszcze, gdy nosiłam ją pod moim sercem. Mina lekarza, który przeprowadzał trzecie badanie prenatalne mówiła wszystko –  z serduszkiem Ady jest źle, bardzo źle. Od tamtego dnia szczęście przerodziło się w strach o życie naszego dziecka.  Mieliśmy jednak nadzieję, że przypuszczenia lekarza się nie sprawdzą. Niestety! Kolejne wizyty u specjalistów potwierdziły najgorszy scenariusz – Ada urodzi się z bardzo ciężką wadą serca. Zaczęliśmy zadawać sobie pytania, dlaczego właśnie nasze dziecko… Przecież nic na to nie wskazywało… Gdy Ada przyszła na świat mogłam ją tylko pocałować i od razu zabrano ją na oddział neonatologii. Tam przez tydzień leżała w inkubatorze, a w jej maleńkich żyłach płynął lek utrzymujący ją przy życiu. Widok bezbronnego maleństwa łamał moje serce. To, że mogłam być z nią tylko godzinę dziennie potęgowało moją bezsilność. W 13. dniu swojego życia córeczka została poddana operacji serduszka, po czym leżała cztery dni na intensywnej terapii. Wszystko szło dobrze, jednak po przeniesieniu Ady na kardiochirurgię zaczęły pojawiać się częste wymioty, które oddalały nasze wyjście do domu. Kiedy w końcu wyszłyśmy nasza radość nie trwała długo, ponieważ Adrianna cały czas wymiotowała, słabo przybierała na wadze i często jej skóra stawała się sina. By zapobiec jej cierpieniu, jeździliśmy po wielu specjalistach, jednak żaden nie dał nam jasnej odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje. Gdy Ada miała 9 miesięcy udaliśmy się na 3-dniową kontrolę do szpitala w Poznaniu, która przedłużyła się o 1.5 miesiąca ze względu na przebyte infekcje m.in. rotawirus, zapalenie ucha i gardła, zakażenie dróg moczowych i zapalenie jelit. Gdy stan zdrowia Ady się ustabilizował lekarze podjęli decyzję o wykonaniu całkowitej korekty serduszka.  Operacja trwała 10 godzin – dla nas całą wieczność. Przeżywaliśmy koszmar, gdy lekarz poinformował nas, że Adrianna podczas operacji przeszła zawał mięśnia sercowego. Kolejne dni na intensywnej terapii były dla niej bardzo ciężkie. Córeczka miała wysoką gorączkę, przechodziła infekcje oporne na antybiotyki, a także doszło do dwukrotnego zatrzymania krążenia serca. Wtedy też doznała udaru mózgu i stwierdzono uszkodzenie płuca, po czym ponownie musiała być operowana. Żaden lekarz nie dawał jej szans na życie. Wielokrotnie kazano nam się z nią żegnać. Ada jednak to czysta dusza wojownika i po 4 miesiącach trudnej walki mogliśmy z nią wrócić do domu. Wiedzieliśmy wtedy, że tylko systematyczna rehabilitacja postawi ją na nogi. I kiedy robiła znaczące postępy doszło u niej kilkakrotnie do silnego krwotoku zagrażającego życiu z rurki tracheostomijnej. Trafiliśmy wtedy do szpitala ICZMP w Łodzi. Lekarze wprowadzili Adriannę w śpiączkę farmakologiczną. Stan córeczki był bardzo ciężki. W dodatku dochodziło do zapalenia płuc. Niestety wtedy dowiedzieliśmy się, że córeczkę uratuje tylko przeszczep serca. Każda rozmowa z lekarzem mówiła jedno – proszę się z córeczką pożegnać, bo zgon u niej może być w każdej chwili… Mimo wmawiania mi ciągle tych informacji ja wiedziałam jedno – że ona da radę, a ja muszę być silna i nie pokazywać smutku w jej obecności. W końcu nastał ten dzień, gdzie lekarz przekazał wiadomość, że wychodzimy na respiratorze do domu i będziemy podlegać pod hospicjum domowe… Po tej informacji czułam się jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Jednak po kilku godzinach lekarz podjął decyzję o ponownym cewnikowaniu serca.  Od tamtej pory jesteśmy w domu. Jeździmy na kontrole do szpitala oraz do różnych specjalistów. Ada często jest na antybiotykoterapii. Nasza córeczka powinna mieć ponownie operację serca, ponieważ jest coraz słabsze. W dodatku jest na bardzo silnych lekach kardiologicznych. Lekarz poinformował nas, że serduszko Ady może w każdej chwili przestać bić!  Mamy zgodę z ośrodka z Stanford w USA, ale nie posiadamy takich pieniędzy, by pokryć koszty leczenia, a te będą ogromne. Podobno pieniądze szczęścia nie dają, ale to właśnie dzięki nim możemy ocalić życie naszej córeczki. Nigdy nie sądziliśmy, że będziemy prosić o pomoc, która jest określona w milionach złotych. Nie mamy wyjścia, ponieważ sami nigdy nie uzbieramy takiej kwoty. Jednak jest w nas wiara i nadzieja, że mimo tak ogromnej kwoty uda nam się zebrać te pieniądze. Nie możemy zawieźć Ady, ona już tyle wycierpiała, że jesteśmy jej to winni. Bardzo prosimy Państwa choć o jak najmniejsze wsparcie. Każda złotówka przybliża Adę do odzyskania zdrowia i zachowania życia... Rodzice Ady ➡️ Licytacje na Facebooku – Całym sercem dla Ady! 🎥 TVP3 Łódź - "Potrzebne 8 mln złotych na leczenie 4-letniej Ady. Dziewczynka ma poważną wadę serca" ✍🏻  TV Republika – Ratujmy życie małej Ady! Potrzebne są miliony  📻 Radio Q - wywiad ✍🏻 Moja Łęczyca – Rodzice walczą o życie swojej córeczki. "W Polsce nie chcą jej już operować"

4 278 684,00 zł ( 52,49% )
Brakuje: 3 872 509,00 zł
Wioletta Banaś
Wioletta Banaś , 52 lata

Chcę wrócić do moich dzieci! Proszę, pomóż mi odzyskać życie sprzed wypadku!

Mam na imię Wioletta i chciałabym opowiedzieć Ci moją historię – o tym jak jedna chwila może zmienić wszystko. Ja sama czasem niedowierzam, że los postawił mnie w sytuacji, w której musiałam walczyć o życie, a teraz o zdrowie. Jak każdy miałam wiele planów i marzeń, które musiałam odłożyć na bok. Wychowuję dwóch cudownych synków, którzy na co dzień potrzebują opieki matki. Czy pomożesz mi wrócić do sprawności? Kilka miesięcy temu przeżyłam ciężki wypadek. Pracowałam w szkółce drzew i krzewów jako doradca. To właśnie tuż obok mojego ukochanego miejsca pracy, podczas przechodzenia przez jezdnię zostałam potrącona przez samochód. Dźwięk syreny karetki i niepewność co będzie dalej…   W stanie bardzo ciężkim zostałam przetransportowana przez śmigłowiec do szpitala, trafiając na intensywną terapię. Moje życie zawisło na włosku… Niepewność o to, czy przeżyję, wywróciła życie całej mojej rodziny do góry nogami. Po dwutygodniowej śpiączce i wielu operacjach powróciłam do zdrowia, ale nie do sprawności. Niestety wypadek pozostawił po sobie wiele szkód…  Dziś trudno mówić o normalnym funkcjonowaniu. Cały czas mam problemy z koncentracją i pamięcią. Niedowład prawostronny, który jest wynikiem czasowego niedokrwienia mózgu, daje o sobie znać cały czas. Konieczna jest długa i kosztowna rehabilitacja. Podczas ćwiczeń noga powoli powraca do sprawności – zaczynam chodzić. Niestety ręka nadal nie jest w stanie wykonać praktycznie żadnych ruchów.  Każda najmniejsza czynność to ogromny wysiłek, przy którym potrzebuję pomocy i wsparcia innych.  Nadzieją dla mnie są turnusy w specjalistycznych ośrodkach rehabilitacyjnych. Niestety, moje oszczędności starczą zaledwie na miesiąc. Proszę Was o pomoc! Pragnę jak najszybciej wrócić do sprawności dla swoich synków. Niestety teraz nie mogę się nimi opiekować…  Zwykle radzimy sobie sami, ale tym razem nie byliśmy przygotowani finansowo na takie zdarzenie. W końcu nikt nie spodziewa się takiej sytuacji… Koszty codziennej rehabilitacji są ogromne. Pragniemy jak najlepszej przyszłości dla naszych dzieci, dlatego postanowiłam poprosić o pomoc! Jedyne czego pragnę to odzyskać dawne życie. Proszę, nie bądź obojętny i pomóż mi! Razem możemy dużo więcej!  Wioletta

30 713,00 zł ( 52,49% )
Brakuje: 27 798,00 zł