Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Maja Pałucha
Pilne!
Maja Pałucha , 16 lat

KRYTYCZNIE PILNE❗️Guz mózgu nie może zabrać Mai! Ona ma tylko 16 lat - pomocy!

PILNE! Mam na imię Maja, mam 15 lat i guza mózgu, który zagraża mojemu życiu! Walczę z nim od lat i wydawało się, że wygrałam... Niestety - resztka guza rośnie i zajmuje krytyczne dla funkcji życiowych obszary mózgu! Jestem w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a w Polsce nie mogą już mi pomóc... Goni nas czas. Boję się, co przyniesie jutro, dlatego proszę Cię - pomóż mi! Mama Mai: Po tym, jak u Mai wykryty został guz mózgu, usłyszałam słowa, których nie powinien usłyszeć żaden rodzić. Powiedziano, że powinnam zrezygnować z ratowania dziecka... W walce o Maję nie poddam się nigdy. Guz rośnie, a my musimy działać jak najszybciej, dlatego tak bardzo potrzebujemy Twojej pomocy! Już od urodzenia czułam, że Mai coś dolega... Gdy była malutka, zaczęła lekko zezować. Od lekarzy słyszałam, żeby czekać, że wszystko się wyrówna. Córka długo nie raczkowała i sporo chorowała... Zwykłe przeziębienie kończyło się gorączką. Potem było coraz gorzej.... Maja traciła równowagę, chodzenie i bieganie sprawiały jej sporą trudność. Z zazdrością patrzyłam, jak inne dzieci bawią się na trampolinach... Maja spadała po jednym poskoku. Zaczęła zapominać piosenki i wierszyki, które umiała. Kiedy miała 5 lat, miałam już dwa segregatory różnych wyników badań i nadal nie wiedziałam, co się dzieje. Po kolejnej ciężkiej gorączce Maja dostała skierowanie na tomograf komputerowy. Wtedy nastąpił przełom... Na badaniu widać było torbiel i inne zmiany w mózgu. Lekarz w milczeniu wypisał nam skierowanie do szpitala i już nikt nie mówił mi, że jestem przewrażliwioną mamą. Byłam wtedy w zaawansowanej ciąży i to wszystko do mnie nie docierało. Po rezonansie usłyszałam, że dorosły z takim wynikiem byłby już umierający... Przez to wszystko nasze życie zaczęło przypominać dryfowanie po oceanie. Albo cisza przed burzą, albo okrutny sztorm. Natychmiast po przyjęciu do szpitala Maja trafiła na stół operacyjny. Musiała być odbarczona, ponieważ miała wodogłowie, pojawiły się też zmiany w móżdżku. Podczas jednej z konsultacji telefonicznych usłyszałam, że Maja będzie umierać około 10 miesięcy i powinnam przestać o nią walczyć, a skupić się na dziecku, które mam w brzuchu. A ja już wtedy wiedziałam, że będę walczyć o obie moje córki i żadnej nie odpuszczę! Guza nie udało się w całości usunąć, bo wrastał w pień mózgu. Maja wróciła do domu, ale to nie był koniec problemów... Doszło do nagłego pogorszenia stanu zdrowia, pilnie potrzebowała kolejnej operacji. Lekarze musieli ratować jej życie! Po tym trudnym okresie przyszło jednak uspokojenie. Maja poszła do szkoły, zdobyła nowe koleżanki i kolegów... Kolejne badania nie wykazywały problemów. Resztka guza ciągle była w głowie, ale nie stanowiła zagrożenia. Niestety, do czasu... Rok temu rezonans po raz pierwszy wykazał niepokojące zmiany. Okazało się, że guz uaktywnia się... Resztka guza powiększyła się i zajmuje kolejne ważne dla funkcji życiowych krytyczne obszary mózgu! W grudniu Maja nagle zaczęła się krztusić i dławić. Nie mogła też ruszać głową. Guz zagraża jej życiu! Znowu musimy szukać pomocy, by ratować Maję! W Polsce nam się nie udało, nikt nie chce podjąć się operacji Mai... Guz jest w takim miejscu, że lekarze boją się, że doprowadzi to do kalectwa` lub śmierci. Szansa na życie córki jest tylko zagranicą! Mamy zielone światło z Nationwide Children's Hospital w Ohio, gdzie leczy się dzieci z ciężkimi przypadkami guzów mózgu. Amerykańscy lekarze spróbują usunąć guz w całości, a następnie dokładnie go zbadają i podadzą Mai celowaną chemię, dobraną do rodzaju nowotworu. Maja dostanie szansę, by wyzdrowieć! Wciąż nie możemy w to uwierzyć... Kiedy kolejne ośrodki odmawiały nam leczenia Mai, pojawił się strach, ten najgorszy - o życie dziecka. Tymczasem guz można usunąć... Boimy się jedank, bo guz rośnie, a Maja jest w niebezpieczeństwie... Jeśli urośnie jeszcze bardziej, droga do leczenia w USA może zostać zamknięta! Stracimy jedyną szansę, jaką mamy, nie możemy na to pozwolić! Koszty operacji jest gigantyczny, w USA jest najdroższa opieka medyczna na świecie! Czekamy na kosztorys, działać jednak musimy już teraz! Bardzo prosimy o pomoc, aby uratować życie Mai. *Kwota zbiórki jest szacunkowa. ➡️ Maja Pałucha walczy z guzem mózgu ➡️ Ożarów Mazowiecki Pomaga MAI ❤️ ➡️ Anioły Nadii - pomagają Mai ❤️

595 170,00 zł ( 55,13% )
Brakuje: 484 266,00 zł
Anton Mazur
Pilne!
Anton Mazur , 26 lat

PILNE❗️Mam 25 lat i wznowę białaczki - proszę, uratuj mi życie!

PILNE! Mam 23 lata i walczę o to, aby nie był to ostatni rok mojego życia... Cierpię na ostrą białaczkę limfoblastyczną. To wznowa - kiedy wydawało się, że wygrałem walkę o życie, okazało się, że białaczka wróciła. Pojedynek ze śmiercią trwa... Po raz kolejny muszę prosić Was o pomoc. Nierefundowany lek jest dla mnie nadzieją na powstrzymanie choroby... Na to, żeby żyć. Chcę wyzdrowieć, pracować, założyć rodzinę, przeżyć jeszcze wiele szczęśliwych lat... Aby tak się stało, potrzebuję Twojej pomocy! W dorosłość nie wszedłem, ale wczołgałem się, wyniszczony przez piekło choroby... Miałem 19 lat, kiedy po raz pierwszy stanąłem oko w oko ze śmiercią... Ukończenie szkoły średniej i matura miały być przepustką do samodzielnego życia. Nie sądziłem, że za chwilę znów będę jak dziecko - pozbawiony włosów, przykuty do łóżka, skazany na pomoc innych, a wobec białaczki zupełnie bezbronny... Kiedy zacząłem się źle czuć, rozpocząłem wędrówkę po lekarzach. Zrobiłem badania krwi, ich wyniki nie były złe - były po prostu dramatyczne... Ze szpitala już nie wyszedłem. Ostra białaczka limfoblastyczna - usłyszałem. Leczenie było szybkie jak i diagnoza, nie było czasu na oswojenie się z tą wieścią... Strach przyszedł później, podczas długich, bezsennych nocy na oddziale onkologii. Miesiące odmierzały nie semestry na studiach, ale kolejne cykle chemii... Mimo śmiertelnej choroby, jaka mnie spotkała, starałem się znaleźć w sobie siłę do walki i nadzieję. Obiecałem sobie, że gdy tylko wyzdrowieję, zrobię wszystkie rzeczy, na które myślałem, że mam jeszcze czas... Że będę doceniać każdy dzień. Chemioterapia trwała w sumie dwa lata... Dwudzieste urodziny spędzałem, życząc sobie tylko jednego - zdrowia. Szybko okazało się, że potrzebny jest przeszczep szpiku... Na Ukrainie, skąd pochodzę, nie wykonuje się go od niespokrewnionego dawcy. Moja rodzina zrobiła zbiórkę, aby dać mi szansę na życie... Jechałem do innego kraju w środku pandemii, pełen strachu, bo w moim stanie zakażenie wirusem mogło zakończyć się tragicznie. Na szczęście wszystko się udało, lekarze byli dobrej myśli. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Usłyszałem upragnione słowo - "remisja".  Wyszedłem ze szpitala, czerpiąc haust świeżego powietrza i ciesząc się, że spełniło się moje marzenie - jestem zdrowy... Niestety, szczęście nie trwało długo. Mój stan zaczął się pogarszać, traciłem energię, znów źle się czułem. Kontrolne badanie przyniosło dramatyczne wieści - wznowę choroby... Cały koszmar zaczął się od nowa. Każdy dzień witam nie z nadzieją, lecz strachem... Każdy jest taki sam. Ściany szpitala, na ich tle kroplówka z chemią, podłączona do mojej ręki. Lekarze mówią, że moje życie może uratować nierefundowany lek... Niestety, jest bardzo drogi, a kiedy zacznę go brać, nie mogę zrobić nawet jednego dnia przerwy przez minimum dwa lata! Druga walka jest znacznie trudniejsza od pierwszej. Czuję, jak bardzo jestem słaby - mój organizm potrzebował wielu dni, by zwalczyć zwykłą gorączkę... Na moim ciele powoli brakuje miejsca na zrobienie zastrzyków. Chemia jest bardzo toksyczna, walczę ze skutkami ubocznymi. Walczę - to najważniejsze słowo.... Ja naprawdę nie chcę umierać, ale nie zamierzam się poddać. Po raz kolejny muszę prosić o pomoc. Do strachu o życie dochodzi jeszcze ten, skąd wziąć pieniądze na leczenie... Ja nie proszę, ale tym razem błagam o ratunek! * Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

80 567,00 zł ( 55,1% )
Brakuje: 65 632,00 zł
Piotr Jaśkowiak
Piotr Jaśkowiak , 56 lat

Pomóż Piotrowi wygrać nierówną walkę z rakiem!

52 lata, to z pewnością nie czas, by myśleć o odchodzeniu. Szczególnie, kiedy masz dla kogo żyć. Niestety pierwsze problemy zdrowotne pojawiły się u taty już kilka lat temu, kiedy lekarz zdiagnozował naczyniaka wątroby. Uspokajał jednak zarówno tatę, jak i nas, że to nic złego, a my ufaliśmy jego słowom. Kolejne lata nie przynosiły jednak poprawy, a silne bóle brzucha stawały się powoli nie do wytrzymania. To wtedy wraz z kolejnymi wizytami u specjalistów okazało się, że to nowotwór dróg żółciowych, bardzo trudny do wyleczenia... To, co czuliśmy, słysząc, że państwowe szpitale i placówki nie zajmują się tym przypadkiem, trudno opisać. To tak, jakby poddać się bez walki, wywiesić białą flagę i grzecznie czekać na nieuniknione. A przecież każdy ma tylko jedno życie. Pierwsze i ostatnie. Jedynie wyspecjalizowane ośrodki, które leczą terapią celowaną, dają największe szanse przeżycia. Od kilku miesięcy tata jest pod opieką takiego ośrodka i przyjmuje chemię. Z każdym litrem tej chemii sączy się do naszych serc nadzieja, że jeszcze może być pięknie. Że choroba, choć brutalna i niebezpieczna, stanie się przeszkodą do pokonania, a po latach zostanie jedynie jako bolesne wspomnienie.  Musimy walczyć o tatę! Nie tylko dlatego, że on walczyłby o nas, przede wszystkim dlatego, że bardzo go kochamy i nie damy mu tak szybko odejść! Każdy na naszym miejscu postąpiłby tak samo. Nie mamy jednak środków, które wystarczą, by opłacić leczenie. Dlatego opowiadamy Wam naszą historię i prosimy o pomoc. Tę nierówną walkę można wygrać! Wierzymy, że to się uda dzięki Waszemu wsparciu... Rodzina Piotra

32 217,00 zł ( 55,06% )
Brakuje: 26 294,00 zł
Grzegorz Kulpa
Grzegorz Kulpa , 61 lat

Straciłem nogę, a wraz z nią samodzielność! Proszę o pomoc, by odzyskać dawne życie...

Jednego dnia jesteś zdrowym, aktywnym człowiekiem, drugiego budzisz się i nie jesteś w stanie wstać samodzielnie z łóżka. Tak właśnie było ze mną. Zupełnie nagle, w wyniku cukrzycy i powikłań po ciężkiej chorobie, straciłem nogę. Zupełnie nagle stałem się niepełnosprawnym człowiekiem. Nie chcę jednak się poddać! Jestem mężem, ojcem, dziadkiem. Wcześniej pracowałem jako nauczyciel. Chcę być sprawny, bo mam dla kogo! Proszę o pomoc, abym mógł kupić protezę, która mi na to pozwoli... W styczniu 2008 roku w wyniku nasilającego się bólu brzucha trafiłem do szpitala z podejrzeniem zapalenia woreczka żółciowego. Na miejscu okazało się, że w przewodach żółciowych powstał torbiel nienadający się do operacji. Aby zapewnić przepływ żółci, zastosowano wprowadzenie do przewodów protezy udrażniające, które w wyniku błędnego założenia źle się ułożyły. Przez te dwa miesiące  schudłem 30 kg. W marcu, w stanie niemal  agonalnym trafiłem na stół operacyjny. Silne serce pozwoliło mi przeżyć tę operację, ale po dwóch miesiącach problem się znów odnowił. Niemal prosto ze stołu operacyjnego przewieziono mnie do szpitala uniwersyteckiego w Gdańsku. Tam okazało się, że gdybym od razu trafił na oddział specjalistyczny, uniknąłbym czteromiesięcznego cierpienia.  Po dwóch tygodniach pobytu w gdańskim szpitalu wyszedłem o własnych siłach do domu. Niestety wszystko to, co się wydarzyło, pozostawiło swoje piętno. Od tamtej pory jestem chory na cukrzycę. Przez pierwsze lata uczyłem się żyć z tą podstępną chorobą, ale po jakimś czasie zaczęły się dodatkowe problemy. Po jakimś czasie, w wyniku odniesionego  urazu, powstała na nodze trudno gojąca się rana. Liczba leków, środków opatrunkowych i dezynfekcyjnych pochłaniała moją niewielką rentę.  Od stycznia do sierpnia 2020 roku moje życie toczyło się praktycznie w szpitalu. Konieczna była amputacja części stopy. Niestety niegojąca się rana po amputacji palucha wymuszała kolejne amputacje, w wyniku czego w lipcu przeprowadzono amputację lewej nogi powyżej kolana. Dopiero wtedy choroba się zatrzymała. Niestety moje życie się rozsypało. Wcześniej byłem sprawny, samodzielny. Teraz musiałem nauczyć się żyć bez nogi... Dzięki wsparciu rodziny wracam do normalnego funkcjonowania, ale póki co na wózku. Mam już pierwszą protezę techniczną, na której uczę się chodzić. Jest to jednak proteza techniczna, tylko tymczasowa. Właściwa proteza to koszt przekraczający moje możliwości finansowe – 52 500 zł! Wystąpiłem o wsparcie finansowe do PFRON i uzyskałem dofinansowanie w ramach programu „Aktywny samorząd” w wysokości 25 000 zł oraz 5 500 zł z NFZ. Niestety nadal brakuje 22 500 zł.  Amputacja obróciła moje życie o 180%. Sprawiła, że zmagam się teraz z wieloma ograniczeniami, które powoli wyeliminowują mnie z życia. Moją nadzieją jest proteza, która pomoże mi wrócić do samodzielnego funkcjonowania, aktywności fizycznej, pozwoli na w miarę normalne życie i pracę, przywróci poczucie pewności siebie i godności.  Proszę o pomoc, abym mógł odzyskać utraconą samodzielność. Abym mógł być sprawnym dziadkiem dla moich kochanych wnuków, które bardzo mi kibicują i wierzą, że dziadek jeszcze z nimi zagra w piłkę. Grzegorz

13 155,00 zł ( 54,95% )
Brakuje: 10 781,00 zł
Paweł Makowski
Paweł Makowski , 20 lat

Paweł chce być samodzielny, chce się uczyć i studiować❗️Potrzebne jest wsparcie❗️

„Ci, co wygrywają – nigdy nie odpuszczają. Ci, co odpuszczają – nigdy nie wygrywają.” Ja nie chcę odpuścić. Jednak bez Waszej pomocy będę do tego zmuszony... Opowiem Wam swoją historię od początku. Jestem Paweł, jestem niepełnosprawny od urodzenia, jestem młodym chłopakiem, jestem Polakiem, jestem Madridistą i jestem bezbronny wobec walki o własne zdrowie. Walczę jak mój ukochany klub piłkarski, walczę o samodzielność, o sprawność, o normalne życie. Sam nie dam jednak rady, potrzebuję Waszej pomocy. Bez niej będe zmuszony odpuścić. Myśl o tym wywołuje we mnie strach i smutek... Moja niepełnoprawność związana jest ze sferą ruchową. Mam porażenie mózgowe i przez to niesprawne nogi i ręce. Korzystam z wózka inwalidzkiego i pomocy mojej mamy. To ona przez wszystkie lata mojego życia dbała o to, abym miał możliwie najlepszą rehabilitację. Opiekowała się mną i pracowała, chowała dumę do kieszeni i z pokorą prosiła o wsparcie finansowe mojego leczenia. Jesteśmy całkiem sami, a od 7 lat nie żyje też mój tata... Jestem już pełnoletni, to nie zmieniło jednak mojej sprawności fizycznej. Dorosłość wpłynęła natomiast na moje postrzeganie świata i mojej w nim obecności. Obecności obarczonej ciężką pracą nad sobą samym, niejednokrotnie wielkim bólem, jaki towarzyszył mi po operacjach i w sumie towarzyszy każdego dnia. Ból wynika ze spastyki, czyli nadmiernego napięcia mięśni mojego ciała, a zmniejsza go tylko systematyczna rehabilitacja. Niestety, terapia wymaga znacznych nakładów finansowych. Od lat korzystam z rehabilitacji w ramach turnusów rehabilitacyjnych oraz rehabilitacji domowej. Staraliśmy się być w ciągu roku na 5 turnusach, gdyż taka intensywność sprawdzała się doskonale i nie pozwoliła na regres w moim stanie. Wręcz przeciwnie, wciąż przynosiła efekty i poprawiała moją sprawność. Marzę, by na końcu mojej drogi była samodzielność, już nawet nie taka związana z chodzeniem, ale chociaż taka na wózku we własnym domu i wśród przyjaciół. Zdaję sobie sprawę z własnej niepełnoprawności dlatego od zawsze kładłem duży nacisk na moją edukację. Uczę się w Liceum i osiągam wyniki z wyróżnieniem. Jestem także studentem Uniwersytetu Młodzieżowego na Wydziale Prawa, w tym roku kończę program tych studiów i planuje podjąć kolejne na tym samym uniwersytecie, tym razem na Wydziale Psychologii. Pragnę być mądrym, wykształconym człowiekiem, a tylko edukacja może mnie do tego doprowadzić. Może kiedyś uda mi się zrobić dzięki temu coś dobrego dla innych... Miałem napisać apel poruszający serce, tak mi radzono. Pisać tak aby wzruszyć i wywołać żal. Nie potrafię. Nie jestem skrajnie nieszczęśliwy, nie jestem smutnym człowiekiem. Żyję i chcę żyć, walczę i będę walczyć. Czasem się cieszę, czasem smucę, ale doceniam to co mam i realizuję marzenia. Najważniejszym jest samodzielność, ale cieszy mnie też realizacja innych, znacznie mniejszych, takich codziennych. Drodzy Darczyńcy, zwracam się dziś do Was z prośbą o wsparcie procesu mojej rehabilitacji. Bez intensywnej terapii utracę umiejętności, które posiadam i nie zdobędę kolejnych. Pragnę walczyć i obiecuję, że nie zmarnuję ani grosza! Żyję i chcę żyć, walczę i będę walczyć. Czasem się cieszę, czasem smucę, ale doceniam to, co mam i realizuję marzenia. Najważniejszym jest samodzielność, ale cieszy mnie też realizacja innych, znacznie mniejszych, takich codziennych. Powtarzam ciągle słowa mojego mentora Nicka Vujicica „Koncentrując się na rzeczach, które chciałbyś mieć lub tych, których byś nie chciał, zapominasz o tych co masz”. Dziękuję za poświęcony czas, za każdą Waszą myśl o mnie i za każdą, nawet najmniejszą wpłatę!  Paweł

82 260,00 zł ( 54,95% )
Brakuje: 67 421,00 zł
Małgorzata Nowak
Małgorzata Nowak , 47 lat

Udar przerwał życie Małgosi – pomóż jej wrócić do rodziny i normalnej codzienności!

Jeszcze nie tak dawno moja żona Małgosia była aktywną, zdrową i szczęśliwą kobietą. Bardzo zaangażowana w sprawy rodzinne, pracę zawodową, studia doktoranckie i naukę języków obcych, które sprawiały jej wiele radości. Wiedliśmy spokojne życie, nie spodziewając się, że za chwilę spadnie na nas tragedia, która przekreśli dosłownie wszystko... Wszystko wydarzyło się w Święto Trzech Króli. Tego dnia spędzając czas z bliskimi, Małgosia nagle źle się poczuła. Na tyle niedobrze, że zdecydowała się jechać na świąteczną pomoc doraźną. Po podaniu leków odesłano ją jednak do domu. Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, nikt nie mógł przewidzieć, jak tragiczna w skutkach okaże się nadchodząca noc… Małgosia po powrocie do domu nadal była osłabiona, ale przecież ostatnio dużo pracowała, więc zrzuciliśmy to na karb przemęczenia. W nocy starałem się być blisko niej. Chwila, w której odkryłem, że tracę kontakt z moją żoną, z moją Małgosią, była najgorszym doświadczeniem w dotychczasowym życiu. Reszta działa się błyskawicznie. Telefon na pogotowie. Moje błagania o natychmiastową pomoc. Przyjazd karetki. I ten straszny widok, kiedy patrzyłem na moją żonę, która była ze mną tylko ciałem, jakby odeszła... To było dla mnie jak najczarniejszy scenariusz, jaki mogło napisać mi życie. O Małgosię walczono w szpitalu, a ja z racji pandemii musiałem zostać na zewnątrz. Ten strach, poczucie bezradności i niewiedza co się dzieje, były dla mnie dodatkowym powodem cierpienia. Walczyłem sam ze sobą, ze swoimi myślami. Chciałem wierzyć, że to tylko pomyłka, że podadzą Małgosi magiczne lekarstwo i zaraz stanie w drzwiach radosna jak zawsze. Jakże płonne to były nadzieje. W końcu, po szeregu badań i naprawdę wielu godzinach niepewności, postawiono diagnozę. Moja ukochana żona, matka naszych cudownych córek doznała udaru niedokrwiennego pnia mózgu.  Szok, niedowierzanie i walka, tak można opisać kolejne dwa miesiące po usłyszeniu diagnozy. Małgosia leżała wówczas w szpitalu nieprzytomna, podtrzymywana przy życiu. Kiedy odzyskała świadomość, dowiedziała się, że cierpi na czterokończynowy niedowład i afazję. Zdała sobie sprawę, że słyszy, ale nie potrafi mówić. Rozumie, co się do niej mówi, ale ciało ogranicza ją jedynie do gestu kciukiem lewej ręki czy obrotu głową. I tak jest do dziś! Nagle z osoby pełnej życia, roześmianej, aktywnej i mówiącej biegle po hiszpańsku i angielsku jej świat ogranicza się do szpitalnej sali i gestów: oczami, głową lub palcami lewej dłoni… Chociaż czasami jest smutna i zmęczona, jej siła i upór są niesamowite. Z ogromną dumą patrzymy, jak z determinacją walczy z ciężką chorobą. Wierzymy, że jest w stanie ją pokonać. Aby tak się stało, potrzebuje dalszej intensywnej rehabilitacji. Mamy ogromną nadzieję, że dzięki niej odzyska dawne życie. Małgosia przebywa aktualnie w placówce Orgin w Otwocku, gdzie nadal poddawana jest bardzo intensywnej rehabilitacji. Walczy o powrót do sprawności m.in. pod czujnym okiem neurologopedów i neuropsychologów, a wspólna ciężka praca przynosi już efekty. Wiadomo, że przed Gosią jeszcze bardzo daleka droga. Dalsze wsparcie i pomoc w sfinansowaniu rehabilitacji Małgosi jest niezbędna, by miała szansę odzyskać utraconą sprawność. Jako rodzina błagamy o szansę dla Małgosi, aby mogła do nas wrócić. Kurczowo trzymamy się słów jej lekarza prowadzącego, że trzeba dać jej szansę. I o tę szansę dla Małgosi bardzo Was prosimy. Pomóżcie nam odzyskać naszą ukochaną żonę, mamę, przyjaciółkę. Za wszelakie wsparcie z góry serdecznie dziękujemy. Jacek, mąż

87 685,00 zł ( 54,94% )
Brakuje: 71 890,00 zł
Marysia Krawiec
Marysia Krawiec , 4 latka

Marysia urodziła się w stanie krytycznym – wciąż trwa walka!

Stan krytyczny i walka o życie – tak zaczęło się życie mojej córeczki. Marysia urodziła się w listopadzie, w szóstym miesiącu ciąży. Ważyła 1 kilogram… Jej stan wciąż jest bardzo ciężki – od dnia jej narodzin cały czas jesteśmy w szpitalu, a ja drżę ze strachu o każdy kolejny dzień. Przed nami bardzo długa walka o jej życie i zdrowie! Długa i bardzo kosztowna... Marysia w trzeciej dobie życia przeszła wylewy III i IV stopnia, czyli te najgorsze z możliwych. Pojawiły się problemy z płucami i wylew krwi do płuc. Lekarze musieli natychmiast podjąć decyzję o poważnej operacji, by ratować małe życie! Już na zawsze o tych koszmarnych chwilach będzie mi przypominać blizna na jej główce... To nie tak miało wyglądać! Marysia miała urodzić się o czasie, miała być zdrową dziewczynką, nie dzieckiem skazanym na niepełnosprawność. Tymczasem pierwsze miesiące swojego życia spędziła w inkubatorze, z dala ode mnie. Była mała, bezbronna i tak bardzo chora. Walczyła o życie, a ja umierałam ze strachu... Wylewy spowodowały spustoszenie w główce Marysieńki: dokomorowy krwotok po stronie lewej i prawej, wodogłowie pokrwotoczne, drgawki oraz problemy z prawidłowym funkcjonowaniem układu moczowego. Marysia zmaga się z dysplazję oskrzelowoppłucną oraz niedodmę płucną i już teraz musi być rehabilitowana. Czeka nas operacja oczek, które również ucierpiały w wyniku wylewów.  Przez całe swoje krótkie życie maleńka miała kilkakrotnie przetaczaną krew, niezliczoną liczbę wkłuć i pobrań krwi, zaburzenia związane z niskim poziomem sodu we krwi, niedokrwistość. Łącznie jest po 2 operacjach główki. Na początku stycznia została podłączona od respiratora. Kiedy już będziemy mogły wyjść do domu, Marysię czeka bardzo długie i bolesne leczenie, gdyż mózg jest zalany w bardzo dużym stopniu. Widok córeczki w inkubatorze jest dla nas, rodziców, bardzo trudny. Boimy się ją dotknąć, gdyż nawet najdelikatniejszy dotyk sprawia jej ból i powoduje strach. Chcemy jednak zrobić wszystko, by jak najlepiej jej pomóc i zawalczyć o jej przyszłość. Wiemy, że konieczne będzie długie leczenie i rehabilitacja, ponieważ wylewy spowodowały stałe zmiany w mózgu Marysi. Już teraz zdajemy sobie sprawę, że wydatki związane z leczeniem córeczki będę ogromne, dlatego prosimy, pomóż, póki wciąż jest nadzieja! Anna – mama Marysi Zbiórkę dla Marysi możesz wesprzeć, biorąc udział w licytacjach na Facebooku –––––––––––––––––––– Dobro raz puszczone w świat nigdy się nie zatrzyma! Piotrek odszedł od nas zbyt wcześnie, ale pomoc, którą otrzymał, wciąż dociera do innych.  Niewykorzystane środki na jego leczenie w kwocie 99 239 zł, decyzją jego rodziny, zostały przekazane na ratowanie zdrowia Marysi. 

280 356,00 zł ( 54,9% )
Brakuje: 230 283,00 zł
Alan Bialik
Alan Bialik , 6 lat

Kosztowna i specjalistyczna terapia jedyną nadzieją dla Alanka!

Dziękujemy wszystkim, którzy wsparli nas przy poprzedniej zbiórce na badania genetyczne dla Alanka. Dziś niestety znów wracamy z prośbą o wsparcie... Mój syn ma stwierdzony zespół O'Donnell-Luria-Roden. Od kiedy poznałam diagnozę, robię wszystko, co w mojej mocy, by funkcjonował jak najlepiej... Alanek jest pod opieką wielu specjalistów oraz terapeutów (m.in. psychologa, terapeuty SI, logopedy, psychiatry oraz neurologa). Wszystko to ma zapewnione w ramach wczesnego wspomagania rozwoju, jednak liczba godzin w stosunku do jego potrzeb jest zdecydowanie za mała... Alan potrzebuje również wsparcia fizjoterapeuty, co niestety nie jest już możliwe w ramach NFZ. Potrzebuję środków, które pozwolą mi zapewnić synkowi większe wsparcie terapeutów. Marzę również o wyjeździe z synkiem na turnus, gdzie otrzymałby kompleksową i intensywną pomoc rehabilitacyjną, co realnie przyczyniłoby się do poprawy jego codziennego funkcjonowania. Jestem sama z dwójką dzieci, dlatego też nie jestem w stanie pokryć wszystkich kosztownych — i niezbędnych do dalszego rozwoju Alana — terapii.  Stąd moja serdeczna prośba o wsparcie Alanka w jego codziennej walce. Dziękuję wszystkim za okazane wsparcie, każdy gest naprawdę wiele dla mnie znaczy! Mama Alana ➡️ Grupa licytacyjna na Facebooku ➡️ Artykuł o Alanku ➡️ Drugi artykuł o Alanku

17 500,00 zł ( 54,83% )
Brakuje: 14 415,00 zł
Janusz Spiliszewski
Pilne!
Janusz Spiliszewski , 42 lata

Tata nie może umrzeć... Pomóż pokonać złośliwy nowotwór❗️

Mój ukochany mąż i najlepszy tata na świecie zachorował na okrutną i rzadką chorobę. Rok temu usłyszeliśmy słowa, które rozpoczęły pasmo niekończącego się zła... U Janusza zdiagnozowano nowotwór złośliwy tkanek miękkich – angiosarcomę. Ten rodzaj raka jest niesamowicie rzadki i przerażająco złośliwy! Szybko daje przerzuty do wątroby, do mózgu… Żyjemy w ciągłym strachu! Obecnie mąż jest po 6 cyklach najsilniejszej chemioterapii, jaką tylko mógł przyjąć. Ze Szczecina, gdzie usłyszeliśmy diagnozę, pojechaliśmy do Warszawy. Tylko tam w Polsce była dla niego nadzieja... Według lekarzy choroba się zatrzymała, jest na tym samym etapie, co rok temu. Jednak z dnia na dzień mój mąż cierpi coraz bardziej! Ból, który mu nieustannie towarzyszy jest OKRUTNY! Żadne leki przeciwbólowe nie pomagają. Obecnie choroba zajmuje opłucną, pojawiają się też inne niepokojące zmiany, choć jeszcze nikt nie nazwał ich wprost przerzutami... Nie wiem, co mam dalej robić! Błagam Was, pomóżcie mi ratować Janusza! Jestem bezradna. Wszystko, co mam, oddałabym, żeby chociaż na chwilę ulżyć mu w tym okrutnym cierpieniu... Chciałabym, żeby mógł być z nami – zdrowy, spokojny, bez bólu, który go niszczy kawałek po kawałku. Nasza córeczka ma tylko 2 lata. Tatuś jest dla niej całym światem, a ja nie umiem sobie wyobrazić, co stanie się, jeśli ten świat się rozpadnie... Wiem, że istnieje NADZIEJA – w Izraelu leczą przypadki takie, jak Janusza. Ale koszty są przerażające. Sama konsultacja kosztuje fortunę. A leczenie? To suma, której nie jesteśmy w stanie uzbierać sami. Błagam o pomoc. Błagam Was z całego serca – dla Janusza, dla naszej córeczki. Błagam, by mój mąż miał szansę żyć! żona Janusza z rodziną 

58 300,00 zł ( 54,8% )
Brakuje: 48 083,00 zł