Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Krzysztof Tarasek
Pilne!
Krzysztof Tarasek , 58 lat

Nowotwór mózgu zabija❗️Podajmy pomocną dłoń Krzysztofowi!

Drodzy Przyjaciele – dziś pragniemy podzielić się z Wami niezwykle ważną historią i prośbą o wsparcie naszej rodziny. Nasz ukochany Tata, Krzysztof Tarasek, to nie tylko wspaniały ojciec i dziadek, ale również ceniony nauczyciel muzyki i wychowania fizycznego, który poświęcił wiele lat na edukację i rozwijanie talentów młodych ludzi. Niestety, jego życie zostało naznaczone ciężką chorobą – nowotworem mózgu. Od ponad 12 lat nasz Tata walczy z tą niezwykle trudną chorobą, a jego determinacja i siła ducha są dla nas naprawdę godne podziwu. Po pierwszym etapie leczenia, który zakończył się pomyślnie, nadszedł czas na dalszą walkę, ponieważ choroba niestety powróciła. Obecnie Tata potrzebuje dalszego leczenia onkologicznego oraz intensywnej rehabilitacji przy użyciu urządzenia TTF. Konieczne będzie również zastosowanie chemioterapii uzupełniającej. To nie tylko kosztowne, ale także niepodlegające refundacji procedury medyczne. Do tej pory razem z całą naszą rodziną radziliśmy sobie finansowo sami. Teraz w krótkim czasie musimy zgromadzić kwotę, która jest poza naszą możliwością.  Determinacja taty jest wielka, dlatego musimy zrobić wszystko, by mu pomóc! Dlatego zwracamy się z serdeczną prośbą o wsparcie finansowe. Każda wpłata, nawet najmniejsza, przyczyni się do zapewnienia Tacie dostępu do niezbędnego leczenia i rehabilitacji. Wierzymy, że wspólnymi siłami możemy pomóc naszemu Tacie w tej trudnej walce i umożliwić mu ponowne czerpanie radości z życia. Każdy wkład jest nieoceniony i doceniamy każdą okazaną życzliwość. Prosimy o wsparcie Taty i naszej rodziny, abyśmy mogli razem pomóc mu pokonać te trudności. Niech nasza wspólna solidarność stanie się iskrą nadziei dla naszego Taty. Dziękujemy z całego serca za Wasze wsparcie i życzliwość w tej trudnej dla nas chwili. Niech dobro wróci do Was w wielokrotności. Z wyrazami szacunku, Karolina Ładak wraz z całą Rodziną Tarasków.

90 596,00 zł ( 56,77% )
Brakuje: 68 978,00 zł
Daria Niwińska
Daria Niwińska , 21 lat

Daria od zawsze walczy o sprawność... Dziś potrzebuje Twojej pomocy!

Moja córka Daria choruje na mózgowe porażenie dziecięce, pod bardzo rzadko występującą postacią móżdzkową. Wrodzona wiotkość spowodowała u niej mocną degradację stawów kolanowych i zniekształcenie całej prawej nogi.  Potrzebna jest operacyjna stabilizacja obu stawów kolanowych i rekonstrukcja całej prawej nogi, od uda, przez staw kolanowy, kończąc na stopie końsko-szpotawej. Po operacji Daria będzie musiała poddać się bardzo długiej i kosztownej rehabilitacji.  Niestety już dziś wiem, że nie mam wystarczających środków, by jej to zapewnić, dlatego zaczęłam działać. Głęboko wierzę w to, że moja córeczka zasługuje na lepsze życie i z Waszą pomocą będzie to możliwe.  Każda złotówka będzie dla mnie na wagę złota.  Aleksandra, mama Darii Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

18 050,00 zł ( 56,55% )
Brakuje: 13 865,00 zł
Renata Michniewicz
Renata Michniewicz , 68 lat

Deszcz wpada do mieszkania Pani Renaty! Potrzebna szybka mobilizacja!

Kiedy poznałam panią Renatę i zobaczyłam, w jakich warunkach mieszka, poczułam, że nie mogę przejść obok obojętnie. Nikt nie zasługuje na takie życie... Dlatego proszę i Was: nie odwracajcie oczu! Po przekroczeniu progu mieszkania pani Renaty od razu rzuca się w oczy niebezpieczna dla zdrowia wilgoć. Miejscami tynk odchodzi ze ścian i sufitów, a w kilku miejscach pojawił się grzyb. Pani Renata choruje na astmę, więc takie warunki są dla niej szczególnie niebezpieczne. Ta sytuacja spowodowana jest dziurami w dachu, przez które w czasie deszczu woda leje się do mieszkania. Pani Renata jest osobą starszą, schorowaną, w dodatku samotną. Cztery lata temu zmarł jej mąż, a dwa lata temu syn, który z nią mieszkał. Dopóki byli razem, radzili sobie z problemami, naprawami i remontami. Mąż pani Renaty sam wykonywał wiele domowych prac. Niestety, kiedy zabrakło mężczyzn w rodzinie, wszystkie sprawy domowe spadły na panią Renatę, która musi utrzymać siebie i mieszkanie za około 1000 zł miesięcznie... Za tę małą sumę musi kupić jedzenie, leki i uregulować wszystkie opłaty. Nie ma oszczędności, za które mogłaby wyremontować dach. Korzysta z pomocy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, ale nie może liczyć, że państwo zapewni jej tak duże środki finansowe. Remont całego dachu, co byłoby wskazane, pochłonąłby kwotę 50.000 zł. Jednak marzeniem pani Renaty jest doraźne załatanie dziur, aby zapobiec dalszemu zalewaniu mieszkania. Pani Renata jest bardzo przywiązana do swego domu, chciałaby w nim mieszkać jak najdłużej. Do szczęścia potrzeba jej tylko albo aż, około 10.000 zł na zupełne minimum do tego, aby zabezpieczyć dach przed jesienią i zimą, kiedy sytuacja jest szczególnie trudna. Niestety, ciągle jeszcze w Polsce żyją osoby, które egzystują w warunkach uwłaczających ludzkiej godności. Mam nadzieję, że wokół są ludzie dobrej woli, dzięki którym razem możemy poprawić los pani Renaty.  Zakończę mój apel cytatem z książki Małgorzaty Musierowicz: (...) dobrze jest kochać. Dobrze jest mieć w sobie miłość i rozdawać ją i nie czekać na zyski, i nie bać się strat. Miłość jest wieczną siłą, energią, która krąży. Przechodzi od człowieka do człowieka, odradza się. Ona naprawdę, jak to ktoś trafnie ujął, mnoży się, kiedy się ją dzieli. Dlatego z serca proszę, pomnóżmy nasze siły i zapewnijmy Pani Renacie godne warunki do mieszkania! Ta mała kwota pozwoli pokonać ogromne, codzienne cierpienie... Elwira, wolontariuszka ➡️ Artykuł o Pani Renacie, ONET

6 008,00 zł ( 56,47% )
Brakuje: 4 631,00 zł
Daniel Świerczyński
Daniel Świerczyński , 46 lat

Tatusiu, nie możesz się poddać! Tak bardzo Cię potrzebuję....

Ślubowaliśmy sobie miłość na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie, nie wiedząc, co nas czeka, byliśmy pewni  jednego - chcemy być razem. Dziś los wystawia nas na niezwykle ciężką próbę, a ja wierzę w to, że razem damy radę przez to przejść...  Nasza tragedia rozegrała się 17 sierpnia 2020 roku. Mąż jak co dzień wyszedł do pracy, jednak tym razem z niej nie wrócił.  Został dotkliwie porażony prądem i od tego czasu toczy dramatyczną walkę o sprawność...  Wystarczył ułamek sekundy, aby nasze życie całkowicie się zmieniło. Daniel, będąc w pracy montował silnik do rolety w oknie klienta. Doszło do wyładowania, w wyniku którego został dotkliwie porażony prądem.... W krytycznym stanie trafił do szpitala, gdzie zaczęła się walka o jego życie. Kiedy dotarłam do szpitala, lekarze nie mieli dla mnie dobrych wieści. Przewidywali, że mąż umrze w krótkim czasie. Wyładowanie było tak mocne, że Daniel doznał porażenia czterokończynowego, uszkodzenia całego układu nerwowego oraz padaczki...  Lekarze zasugerowali, że to dobry moment na ostatnie pożegnanie... Nikt się tego nie spodziewał. Nie chciałam w to wierzyć. To nie był odpowiedni czas – tak wiele jeszcze mieliśmy w planach. Wspólne chwile spędzone razem odtworzyły się przed moimi oczami niczym poklatkowy film. W głowie pojawiły się dręczące pytania... Co powiem naszemu synkowi? Jak sobie poradzimy? Tak bardzo bałam się, że Natan już nigdy nie zobaczy swojego taty, którego tak bardzo potrzebuje... Jest dzieckiem ze spektrum autyzmu i poważnymi wadami słuchu. Wymaga nieustannej opieki i wsparcia. Nie wyobrażam sobie, jakby w jego i moim życiu miało zabraknąć najważniejszej osoby...  Patrzyłam na męża, który leżał w plątaninie kabli. Straszliwą pustkę i ciszę przerywały odgłosy urządzeń podtrzymujących życie. Wiedziałam, że nie mogę stracić nadziei.... Codziennie szeptałam mu do ucha, żeby walczył, żeby tylko się nie poddał... I choć wydawał się nieobecny, czułam, że wszystko słyszy. Dni mijały... Daniel nadal przebywał w śpiączce, jednak my cieszyliśmy się, że wciąż jest z nami. Niestety, lekarze w dalszym ciągu nie dawali mu nadziei. Proponowali poszukać dobrego hospicjum – jego stan miał się nie poprawić....  A ja nadal wierzyłam... Daniel zawsze był silny. Swój hart ducha już niejednokrotnie pokazał, kiedy mierzyliśmy się z chorobami naszego syna. Byłam pewna, że teraz też tak będzie. Zamiast hospicjum zaczęłam szukać miejsca, w którym moglibyśmy otrzymać pomoc. Po 3 miesiącach, w końcu udało nam się znaleźć specjalistyczny ośrodek, w którym Daniel przebywa do dziś... To właśnie tu, mąż pokonał ciężką drogę od stanu krytycznego – do tego obecnego, gdzie jego oddech jest stabilny, a na twarzy pojawia się uśmiech.  Specjaliści, którzy z nim pracują z każdym dniem zauważają znaczną poprawę. Dzięki intensywnej rehabilitacji, po wielu miesiącach Daniel wybudził się ze śpiączki. I choć nie odzyskał jeszcze pełnej świadomości, każdego dnia robi wielkie postępy. Jego prawa noga częściowo odzyskała czucie. Daniel może nią swobodnie poruszać. Z kolei prawą ręką jest w stanie już chwytać przedmioty i je podnosić. To ogromny sukces!  Dodatkowo mąż zaczął nawiązywać kontakt wzrokowy oraz reagować na polecenia. Grymasem twarzy komunikuje swoją niechęć lub też zadowolenie. Potrafi okazać radość, kiedy widzi się z najbliższymi, zwłaszcza ze synkiem. To daje mi pewność, że Daniel do nas wróci, odzyska sprawność i samodzielność, ale potrzebuje jeszcze czasu...  Pobyt w specjalistycznym ośrodku rehabilitacyjnym to nasza jedyna szansa, by Daniel ponownie odzyskał dawne życie. Niestety koszty z tym związane przerażają, dlatego proszę, pomóż nam...  Po wypadku nasza sytuacja materialna diametralnie się zmieniła. Mąż był jedynym żywicielem rodziny, ja nie mogłam podjąć pracy, ponieważ większość swojego czasu poświęcałam naszemu autystycznemu synkowi... Wszystkie oszczędności naszej rodziny zostały już wyczerpane, a leczenie męża wymaga jeszcze dużego nakładu finansowego, który nie jest przez nas do udźwignięcia! Dlatego błagam, pomóż nam...  Żona - Monika  🔔Media o zbiórce:  ➡️Parapet pod napięciem. Polsatnews.pl ➡️Pomóżmy Danielowi powrócić do sprawności! ➡️Apel o pomoc! TVP3 ➡️Daniel potrzebuje Twojej pomocy! GazetaLubuska.pl ➡️Tato, czy jeszcze kiedyś do mnie wrócisz? 🔔Pomóż:  ➡️Licytacja dla Daniela

89 280,00 zł ( 56,43% )
Brakuje: 68 919,00 zł
Łukasz Tkaczyk
Łukasz Tkaczyk , 33 lata

Kiedy jedna chwila niszczy życie... Pomagamy Łukaszowi!

26 stycznia 2020 r. życie Łukasza zawaliło się w ciągu sekundy, a  czas stanął w miejscu. Nagle nic innego nie było ważne, tylko on. Nikt nie wierzył, że to wypadek, bo jak ciężki uraz czaszkowo-mózgowy mógłby się przytrafić komuś, kto spadł z zaledwie 3 schodów? A wystarczyła tylko chwila, zwyczajne zasłabnięcie. To mogło przydarzyć się mi, Tobie... Każdemu. Pamiętam tamten okres jak przez mgłę, ale doskonale pamiętam pierwszą wizytę na OIOM-ie. Telefon o 3 w nocy do mamy, że był wypadek, stan ciężki, musi przyjeżdżać z Niemiec. Po drugiej stronie płacz, długi i miałam wrażenie, że nieskończony. Mama nie mogła przestać płakać nawet na sekundę, cudem brała oddech. Nie ma większego strachu niż ten o własne dziecko. Taki dzień zapamiętuje się do końca życia i wraca do niego z przyspieszonym biciem serca, a wręcz bólem. Pamiętam osuwającą się mamę po ścianie, która nawet jeszcze nie przekroczyła progu sali, opuchniętego brata, wyglądał jakby po prostu spał.  Koronawirus to utrapienie nie tylko restauracji czy turystyki, ale także rodzin i pacjentów. Miesiąc po wypadku - ZAKAZ ODWIEDZIN. Następnie przeniesienie do Budzika dla dorosłych w Brzegu (niestety mógł być tylko sam), gdzie trafił na naprawdę wspaniałą ekipę profesjonalistów, która wybudziła go ze śpiączki. W październiku Łukasz trafił do instytutu Neurorehabilitacji Animus, w którym robi niesamowite postępy, a co najważniejsze może z nim przebywać ktoś z rodziny, co ma ogromne znaczenie. Od października wyjęli mu rurkę tracheotomijną, zaczyna na nowo uczyć się mówić, przełykać jedzenie,  chodzić, wszystko, co uczymy się jako dzieci, ale z niesamowitym bólem. Niestety przez spastykę rąk i nóg ma bardzo ciężko, ale ćwiczy, bo bardzo chce wrócić do sprawności, do pracy. Ostatnio zapytał się mamy "Mamo, czy ja będę jeszcze chodzić?" - takie pytanie od dorosłego dziecka boli najbardziej.  Nie chcę wiedzieć, co czuje, widząc, jak inni robią szybciej postępy niż on, ale przecież nie każdy uraz jest taki sam. Jedno jest pewne, Łukasz daje z siebie 100%, bo ma na to szansę dzięki wam. Jednak co dobre kiedyś się kończy. W lutym pieniążki na rehabilitacje się skończą, a mój brat zostanie na lodzie bez rehabilitacji, bez mieszkania, do którego mógłby wrócić. Jedyne co może to powrót do kawalerki rodziców, w której nie miałby możliwości się poruszyć, a co dopiero ćwiczyć, bez możliwości dostosowania choćby łazienki poprzez brak miejsca. Kwota, która powstała do zebrania to koszt 6-miesięcznego pobytu w Instytucie Animus, z całodobową opieką, 6 godzinami ciężkiej, codziennej pracy. Dzisiaj chowam dumę do kieszeni i błagam was wszystkich o pomoc, jak człowiek człowieka. Błagam. Zobaczcie jakie niesamowite postępy zrobił Łukasz, to dzięki wam! Bardzo dziękujemy za dotychczasową pomoc, ale nie jest mi głupio prosić o nią dalej, to przez miłość do brata. Dajcie mu, proszę szansę, każda złotówka ma znaczenie. Dziękujemy Angelika - siostra --- ➡️ Łukasza można również wspierać poprzez LICYTACJE

171 595,00 zł ( 56,42% )
Brakuje: 132 528,00 zł
Rafał Tłustowski
Rafał Tłustowski , 38 lat

Nieszczęśliwy wypadek odebrał mi normalne życie! POMOCY!

Mam na imię Rafał. W moim życiu wszystko układało się dobrze. Niestety, do momentu aż wydarzył się straszny wypadek! Nigdy nie przypuszczałem, że będę musiał prosić o wsparcie, ale jestem przyparty do muru i dłużej nie dam rady walczyć o sprawność w pojedynkę! To był dokładnie 2016 rok, kiedy podczas wykonywania codziennych obowiązków w pracy w wózek widłowy zmiażdżył mi nogę! Niezwłocznie zostałem przetransportowany do szpitala, gdzie lekarze walczyli, aby ratować moją kończynę.  Od tego strasznego zdarzenia minęło już kilka lat, jednak z moją nogą jest tylko coraz gorzej. Już dwa razy przechodziłem zakrzepicę, ponieważ mam nie wydolną żyłę, i niestety takie problemy będą się ciągle pojawiały. Mam uszkodzone ścięgna i  mięśnie, przez co niezwykle ciężko jest mi już funkcjonować. Nie jestem w stanie nawet pracować! Bardzo pilnie wymagam zabiegu chirurgicznego, który niestety nie jest refundowany… Do tego dojdzie rehabilitacja, leczenie, wizyty u wielu specjalistów. Sam nie dam rady! Dlatego bardzo proszę ludzi o dobrym serduszku o pomoc. Będę ogromnie wdzięczny za każdą złotówkę! Rafał

6 002,00 zł ( 56,41% )
Brakuje: 4 637,00 zł
Oliwier Woźniak
Oliwier Woźniak , 7 lat

Pomóż spełnić największe marzenie Oliwiera – zrobić pierwszy krok!

Dzień narodzin Oliwiera był jednocześnie najpiękniejszym i najstraszniejszym dniem w moim życiu. Najpiękniejszym – bo po raz pierwszy mogłam zobaczyć i przytulić mojego synka, najstraszniejszy – ponieważ od pierwszych chwil rozpoczęła się walka o jego życie.  Oliwier urodził się z przepukliną oponowo-rdzeniową na kręgosłupie i nóżkami końsko szpotawymi. Choć synek ma zaledwie 5 lat, w swoim krótkim życiu przeszedł już trzy skomplikowane operacje. Dziś walczymy o jego zdrowie i pierwszy samodzielny krok. Aby spełnić nasze największe marzenie, potrzebujemy wielu godzin rehabilitacji, nowych ortez do poruszania i wózka.  Jestem przekonana, że choćbym miała poruszyć niebo i ziemię, zrobię wszystko, by Oliwier w przyszłości mógł być samodzielny i sprawny. Moim największym marzeniem jest zobaczyć jego pierwsze kroki. Jednak bez Waszej pomocy, to może nie być możliwe. Dlatego tak ważne jest, by każdy, kto mógłby podarować nam, chociażby złotówkę, nie wahał się to zrobić. Już teraz z całego serca dziękuję za każdy rodzaj wsparcia! Agnieszka, mama Oliwiera Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

7 201,00 zł ( 56,4% )
Brakuje: 5 565,00 zł
Józefinka Chomicz
Józefinka Chomicz , 5 lat

Mogę Cię zobaczyć, ale nie mogę Cię usłyszeć. Pomożesz mi?

Świadomość, że Józefinka nie słyszy naszych czułych szeptów, że może nigdy nie wypowiedzieć pierwszego słowa nas paraliżuje. Kiedy pojawiła się szansa wiedzieliśmy jedno: musimy zrobić wszystko, by jej pomóc. Niestety, jedno jest pewne bez pomocnej dłoni, nasza kruszynka nie ma szans. Na naszą córeczkę czekaliśmy z ogromną niecierpliwością. Byliśmy ciekawi, jakie będzie nasze dziecko. To pytanie zadaje sobie chyba każdy, kiedy wraz z każdym dniem zbliża się życiowy cud. Jeszcze w ciąży dużo do niej mówiliśmy, włączaliśmy ulubioną muzykę przekonani, że ta nicć porozumienia pozostanie z nami na zawsze.  Kiedy Józefinka przyszła na świat nie mogliśmy wyjść z szoku. Nic, żadne badanie nie wskazywało na tę przedziwną, niezwykle rzadką chorobę. Nasza córeczka urodziła się bez uszek. Na pierwszy rzut oka można było tego zupełnie nie zauważyć. Od początku uwagę przyciągały jej wielkie oczy, którymi z ufnością spoglądała na nas, kiedy tylko pojawiła się na świecie… Niestety, konsekwencje tej choroby okazały się znacznie trudniejsze do zniesienia niż początkowo nam się wydawało. Okazało się, że nasza córeczka cierpi na znacznie więcej dolegliwości niż początkowo zakładaliśmy: obustronny rozszczep podniebienia, cofnięta żuchwa, zbyt mały, zapadający język, a do tego niewykształcone uszy, zrośnięte przewody słuchowe. To było dla nas zbyt wiele dna początek… Nie takiego początku się spodziewaliśmy.  Teraz naszym jedynym marzeniem jest to, by Józefinka usłyszała nasze głosy, gdy codziennie powtarzamy jej jak bardzo ją kochamy. By kiedyś w przyszłości samodzielnie mogła komunikować swoje potrzeby przy użyciu słów. Niestety, nasze marzenia mają swoją cenę. Ogromną cenę. Józefinka może zostać poddana operacji rekonstrukcji uszu i otwarcia kanałów słuchowych pod kontrolą specjalistów z USA, ale cena leczenia to ponad 700 tysięcy złotych. Środki, których nie uzbieramy w takim czasie. Pieniądze, których prawdopodobnie nie będziemy mieli nigdy… To jeden z tych momentów, kiedy rodzice stają przed potworną wizją tego, że ich dziecku już nigdy nie da się pomóc. Nie możemy uwierzyć w to, że nie ma szans, dlatego prosimy Was o pomoc. Dla naszej kruszynki to jedyna szansa na zdrowie lub chociażby jego namiastkę. Walka o dziecko, o jego zdrowie to najtrudniejsze wyzwanie, z jakim przyszło nam się zmierzyć. Nie mam słów, by opisać tysiące myśli, które pojawiają się w głowie rodzica, który od lekarzy słyszy “przykro nam, dziecko jest chore…”. Czasem jednak nie to jest najbardziej przerażające, a to, że nikt nie mówi, jakie kroki należy podjąć, by zapewnić dziecku właściwą opiekę, jakie leczenie jest najlepsze i gdzie szukać pomocy. Pierwsze dni zdominowane intensywnym poszukiwaniem podobnych przypadków, odpowiednich specjalistów i rodziców dzieci zmagających się z podobnymi problemami. To jak się okazało dopiero początek, bo kiedy dostaliśmy kosztorys z USA dosłownie zabrakło nam tchu, a świat zdawał się na chwilę zatrzymać. Wierzymy jednak, że dzięki dobrym ludziom cel jest w zasięgu ręki. To jedyna nadzieja, jaką mamy…  Bardzo chcielibyśmy, by nasza córka usłyszała te wszystkie słowa, które mówimy do niej każdego dnia. By czuła się bezpieczna, kochana, by poznała otaczające ją głosy. Chcielibyśmy, by dzieciństwo było dla niej czasem beztroski, zabaw i przygód w gronie rówieśników. Świadomość, że sami sobie nie damy rady bywa przytłaczająca, ale jeśli jest choć cień szansy na zwycięstwo musimy stanąć do walki. Potrzebujemy do tego armii dobrych ludzi i serc, którzy chcą dać Józefince szansę na przyszłość. Możesz do nas dołączyć ze świadomością, że dobro, które podarowałeś z pewnością wróci, czasem ze zdwojoną siłą. ––––––––– LICYTACJE –> KLIK

408 034,00 zł ( 56,4% )
Brakuje: 315 370,00 zł
Patryk Przygoda
Patryk Przygoda , 29 lat

Zderzenie z tirem przekreśliło jego przyszłość. Pomóż Patrykowi stanąć na nogi

Może gdyby tego dnia postanowił spóźnić się do pracy, wszystko wyglądałoby inaczej. Ten wypadek mógł zdarzyć się każdemu. Nasz syn wygrał już walkę o życie, pozostała mu kolejna, niemniej ważna: batalia o sprawność.  Patryk miał zawsze mnóstwo energii. Mógłby ją z pewnością śmiało podzielić na kilka innych osób. Byliśmy dumni, jak świetnie sobie radzi. Już na progu dorosłości potrafił się doskonale dopasować, nauczyć nowych umiejętności. Gdyby nie wypadek dziś z pewnością rozpoczynałby zawodową karierę, pełną mniejszych i większych sukcesów. Niestety, los z nas zadrwił i wystawił nas na próbę. Nie możemy zrezygnować  - nasz syn ma przed sobą całe życie.  To nie miało tak wyglądać. Ten grudniowy dzień zapamiętam na zawsze. Wróciłem z nocnej zmiany, zdążyłem się położyć, gdy usłyszałem dźwięk telefonu. Pierwsza myśl: nikt nie dzwoni o tej godzinie, to pewnie pomyłka. Kiedy jednak na ekranie zobaczyłem imię córki byłem pewien, że to zapowiedź czegoś złego… Pierwszy dźwięk, który usłyszałem to płacz.  A później te słowa: wydarzył się wypadek, Patryk uderzył w coś samochodem. Wtedy do końca nie wiedzieliśmy, co się stało, jakie będą konsekwencje… Przez 40 minut byłem sparaliżowany. Mój syn i wypadek?! Nie mogłem tego przetrawić… Kiedy tylko się otrząsnąłem, podjąłem decyzję o natychmiastowym powrocie z Niemiec do Polski. Od Patryka, mnie i żonę dzieliło kilkaset kilometrów. Długa droga wiedziona przez zimowe drogi, a ja podtrzymywany przez adrenalinę jechałem na spotkanie, by dowiedzieć się, co dokładnie się wydarzyło. W międzyczasie córka przekazywała nam informacje - o tym, że stan jest ciężki, że Patryk walczy o życie. Tak bardzo chcieliśmy być obok. Kilometry wlokły się w nieskończoność…  Kiedy dotarliśmy na miejsce potwierdziło się to, co najgorsze. Stan Patryka był bardzo poważny, ale kiedy dostawaliśmy te strzępki informacji nie spodziewaliśmy się, że jest tak źle. Lekarze walczyli, a my mogliśmy się modlić i czekać… Mieć nadzieję na to, że Bóg wysłucha naszego błagania. Lekarze nie chcieli mówić nam nic, dawać nam złudnych nadziei. Sami nie byli w stanie przewidzieć, jakie będą rezultaty.  Kiedy Patryk się obudził, był innym człowiekiem. Nasz syn zniknął, jego miejsce zajął ktoś inny - bezwładny, nieobecny. Patrzyliśmy na niego przerażeni. Wszyscy zadawali sobie jedno pytanie “co dalej?”. Mijały miesiące, dostaliśmy informację, że niezbędna jest rehabilitacja. Staraliśmy się o ośrodek i refundowaną opiekę specjalistów. Niestety po wyjściu ze szpitala Patryk miał odleżyny, co zdyskwalifikowało go już na starcie. Powrót do szpitala i malejące nadzieje na powrót do sprawności… Pojawiła się szansa na sprawność, ale niezbędna jest rehabilitacja. Jej koszt jest ogromny i znacznie przewyższa nasze możliwości. To kwota, której nie jesteśmy w stanie zebrać, nawet w ciągu kilku lat. Potrzebujemy ludzi dobrej woli, którzy nam pomogą. Twoje wsparcie to dla mojego syna nadzieja. Środki można wpłacać w złotówkach i euro.  Nasz syn, jak pokazał w pierwszych godzinach tuż po wypadku, ma ogromną wolę walki. Żyje, bo ta energia nigdy go nie opuściła. Niestety, sam może niewiele. Balansowanie na granicy życia i śmierci odcisnęło na nim bolesne piętno. Niemożliwość ruszenia jedną stroną ciała jest dla niego ogromnym problemem. Samodzielnie przewrócenie się na drugi bok jest nieosiągalne. Młody człowiek, pozbawiony władzy nad własnym ciałem, możliwości decydowania o sobie. Dla którego utrzymanie łyżeczki staje się marzeniem. Wyobrażasz sobie taką sytuację?  Patryk:  Kilka sekund może zmienić twoje życie, nic już nie będzie takie samo… Jeśli będziesz miał szczęście, pozostaną wspomnienia z czasów sprawności, w innym przypadku w głowie zostaje czarna dziura. Jak ją zapełnić, kiedy jedyne, co cię otacza to szpitalne ściany? Notowanie zmian dyżurów, kolejnej rehabilitacji, płacz rodziców i pytanie, które wciąż widzisz w ich oczach “co dalej?”. Nigdy nie chciałem być dla nikogo ciężarem. Plany, marzenia, wszystko rozmyło się tuż po uderzeniu.  Najgorsze jest to, że po wypadku życie toczy się dalej… Nikt z nas nie może rzucić wszystkiego i poświęcić się codziennej opiece. Sami możemy niewiele. Potrzebujemy zaangażowania specjalistów, którzy będą w stanie pomóc Patrykowi. Nasz syn może do nas wrócić… Marzymy o tym, od tego feralnego dnia. Pomóżcie nam spełnić jedyne marzenie. 

60 470,00 zł ( 56,39% )
Brakuje: 46 764,00 zł