Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Paweł Szulc
Paweł Szulc , 40 lat

Miłość do rodziny silniejsza niż guz mózgu!

Życie, które budowałem latami, przepadło. W zamian dostałem małą szansę, by to życie zatrzymać i tylko z Wami może mi się to udać. Mam 38 lat, cudowną żonę, 6-letnią córeczkę, oraz diagnozę, która ciąży mi niczym kula u nogi... Ale od początku. Historia mojej choroby zaczęła się po wypadku samochodowym. Prowadząc samochód, dostałem niespodziewanego ataku padaczki i straciłem przytomność. Wtedy moje życie zmieniło się na zawsze... Wypadek nie był poważny, jednak zabrano mnie do szpitala na dokładne badania. Diagnoza do dziś nie daje mi spokojnie zasnąć. Atak padaczki został wywołany przez guza mózgu... Gwiaździak to potwór, z którym przyszło mi się zmierzyć. Przeszedłem już operację, radioterapię, obecnie jestem w trakcie chemioterapii. Aby mieć jak największe szanse na pokonanie nowotworu, pragnę wziąć udział w leczeniu, które w Polsce niestety nie jest refundowane. Chcę spróbować wszystkiego. Jestem silnym mężczyzną, nie mam zamiaru poddać się chorobie. Muszę walczyć! Dla siebie, dla ukochanej rodziny... Niestety leczenie będzie kosztować ogromne pieniądze. Już dziś wiem, że nie będziemy w stanie go pokryć z domowego budżetu... z zawodu jestem strażakiem-ratownikiem oraz nurkiem PSP. Od wielu lat moja praca skupiona była na pomocy drugiemu człowiekowi. Mam ogromną nadzieję, że dziś Wy pomożecie mi. Jesteście moją największą szansą! Paweł *Szacunkowa kwota zbiórki –––––– LICYTACJE – KLIK  

440 212,00 zł ( 57,47% )
Brakuje: 325 745,00 zł
Teresa Budlewska
Teresa Budlewska , 70 lat

Nie mogę pokonać choroby, ale mogę ją zatrzymać. Pomożesz mi?

Nigdy nie przypuszczałam, że choroba dotknie właśnie mnie, tym bardziej, że na pomoc najbliższych liczyć nie mogę, ponieważ ich nie mam. Nie dane mi było poznać mężczyzny swojego życia, nie posiadam też dzieci... Choroba postępuje, tak naprawdę muszę prosić o pomoc osoby trzecie, by móc w miarę normalnie funkcjonować. Stwardnienie rozsiane już teraz przykuło mnie do wózka, a ja tak bardzo chcę chorobę zatrzymać. Szansą na to jest intensywna rehabilitacja, a także sprzęt, który ułatwi mi codzienne funkcjonowanie. Moi kochani Przyjaciele i Darczyńcy. Zwracam się z prośbą o wsparcie finansowe. Moje priorytety nieco się zmieniły. Stosownie do obecnego stanu mam potrzebny mi sprzęt,  w który udało mi się zaopatrzyć dzięki dofinansowaniu z PEFRONU i wsparciu przyjaciół. Natomiast, jak co roku, potrzebuję wsparcia finansowego na pokrycie kosztów zajęć rehabilitanta w domu i czterotygodniowego pobytu w Centrum Rehabilitacji SM w Bornym Sulinowie.  Ze względu na małe dochody nie jestem w stanie sprostać tym wydatkom. A jest to dla mnie niezbędne do podtrzymania kondycji i sprawności fizycznej, która, w porównaniu do kondycji sprzed roku, poprawiła się.  Widzę, jak rehabilitacja jest mi niezbędna i jest dla mnie jedynym lekarstwem. Minęło już 18 lat odkąd zachorowałam, jednak nie jestem nieszczęśliwa z tego powodu. A wprost przeciwnie. Jestem szczęśliwym człowiekiem, a pogoda ducha i pozytywne myślenie pomaga mi pokonywać codzienne trudności. Dużym wsparciem jest dla mnie nadal grupa przyjaciół i wiara, że jest ktoś wyżej, Który wspiera i wszystkim kieruje.    Pozwólcie drodzy darczyńcy, że co roku będę zwracać się do Was o pomoc. Myślę o Was codziennie i bardzo dziękuję za wszystko. Z wdzięcznością i modlitwą Teresa Budlewska 

8 914,00 zł ( 57,24% )
Brakuje: 6 658,00 zł
Jadwiga Basia Trepanowska
Jadwiga Basia Trepanowska , 48 lat

Walczę z przerzutami raka piersi do kości❗️Mogę umrzeć w każdej chwili... Ratuj❗️

Zawsze najważniejsze były dla mnie moje dzieci. Życie nas nie rozpieszczało... Kilka miesięcy temu w pożarze spłonął i uległ zniszczeniu nasz komin  Gdy myślałam, że najgorsze za nami, wykryto u mnie nowotwór złośliwy piersi z  przerzutami do węzłów chłonnych... Muszę walczyć o życie dla siebie i moich dzieci. Mam na imię Jadwiga, ale na co dzień posługuję się drugim imieniem - wszyscy mówią na mnie Basia. Niestety, los nigdy nie był dla nas łaskawy. Moje dzieci również mają problemy ze zdrowiem. Pomagam im, jak mogę. Są całym moim życiem... Moim największym szczęściem i najlepszym, co mnie spotkało. Oddałabym własne życie, żeby je ratować. Ciężko być samodzielnym rodzicem, a ja niestety znacznie podupadłam na zdrowiu... Najpierw zaczęłam zmagać się z zespołem cieśni nadgarstka i chorobą stawów... Czekało mnie leczenie i zabieg rąk, ale odkładałam to ze względu na naszą trudną sytuację finansową. Nie sądziłam, że lada dzień jeszcze się pogorszy. Miałam proste marzenia - praca i zaspokojenie podstawowych potrzeb, tak, by starczyło na jedzenie, opał i leczenie dzieci... Niestety stało się inaczej. Rok 2021 jest do tej pory najgorszym w moim życiu... Kilka miesięcy temu w naszym domu zapalił się komin. Pożar... Całkowitemu zniszczeniu uległ komin, a wskutek gaszenia uległ zniszczeniu pokój  Myślałam, że to już najgorsze, co mogło spotkać moją rodzinę... Nasz świat zawalił się jednak po raz drugi, gdy okazało się, że zachorowałam. Nowotwór złośliwy piersi z przerzutami - usłyszałam kilka tygodni temu... Na początku nie wierzyłam, że los jest taki bezlitosny i że zesłał na naszą rodzinę kolejny dramat... Zaczęła się rozpaczliwa walka o życie. Natychmiast rozpoczęłam chemioterapię. Przebyłam jednak tylko 8 sesji z proponowanych 16. Moja wątroba już nie wytrzymywała. Powikłania wymusiły ostatecznie przerwanie leczenia. Dzisiaj stan mojego zdrowia jest bardzo zły... Przeszłam już zabieg mastektomii, wycięcia węzłów chłonnych, usunięcia jajników, jajowodów oraz polipów. Z powodu komplikacji po zabiegu usunięcia piersi okazało się, że będzie wymagana jeszcze jedna operacja. Dodatkowo przechodzę jeszcze hormonoterapię. Muszę brać leki, utrzymywać ścisłą dietę, po chemii wystąpiła neuropatia. Sen z powiek spędzają mi koszty dojazdów do szpitala, trzeba było też wyremontować spalony dom, warunki dla osoby po chemii muszą być sterylne...      Niestety, w 2021 roku pojawiły się przerzuty do kości w kilku miejscach. Największa zmiana ma 4 centymetry i znajduje się na mostku. Rak zjada mi żebra, miednicę... Przyjmuję leki oraz zastrzyki, jednym z nich jest nierefundowany zastrzyk, za który muszę zapłacić 900 złotych co miesiąc. Do tego dochodzi koszt leczenia powikłań, dieta, niezbędne suplementy.  Utrzymuje się tylko z renty. Moje leczenie będzie trwało do końca życia - zostało mi tylko leczenie paliatywne, to IV, najbardziej zaawansowane i najgorsze stadium raka.  Te wszystkie nieszczęścia i przeciwności losu oraz choroba, która z każdym dniem coraz bardziej niszczy mój organizm, sprawiły, że bez wsparcia nie jestem w stanie sobie poradzić. Nie wiem, co powiedzieć moim kochanym dzieciom! Koszty leczenia przerastają moje możliwości finansowe. To, że nie mogę spełnić podstawowych potrzeb mojej rodziny, wywołuje we mnie rozpacz nie do opisania!  Marzę o tym, aby wyzdrowieć, aby pracować, abyśmy mogli gdzie mieszkać i co jeść. Marzę o tym, aby być z moimi dziećmi, aby żyć... Rzeczy tak zwykłe, dla mnie tak trudne do osiągnięcia. Z całego serca proszę o pomoc!

27 393,00 zł ( 57,22% )
Brakuje: 20 480,00 zł
Agnieszka Wlazło
Agnieszka Wlazło , 47 lat

Dramatyczna walka o życie Agnieszki❗️Potrzebna operacja, by powstrzymać GUZA MÓZGU❗️

Śmiertelna choroba przewartościowała świat całej naszej rodziny. Cieszymy się każdym dniem mimo niepewności, która je wypełnia, nasycamy każdą chwilą spędzoną razem. Mimo wielu zakrętów, rozpaczliwych momentów, nie poddajemy się. Wielokrotnie byliśmy odrzucani przez lekarzy, oszukiwani przez osoby obiecujące pomoc, ale nie ustajemy w nadziei i wierze w dobro. Wspiera nas czas razem, każda szansa, każda minimalna poprawa, każdy gest serdeczności, dobre intencje i modlitwy napotykanych na ścieżce osób. Nie możemy się poddać, nie teraz kiedy przeszliśmy tak wiele... Teraz gdy to pieniądze stały się przeszkodą na naszej drodze. Moja siostra odchodzi... Konieczna jest wysoce specjalistyczna, precyzyjna operacja usunięcia guzów mózgu i to w ciągu miesiąca, ale nie mamy na nią pieniędzy...  Przecież Aga jest tak młoda, jest dopiero po 40-stce, tyle jeszcze pięknych chwil przed nami... Dlatego proszę, błagam... Nie przechodź obojętnie wobec tej prośby, każde 1 zł jest realnym i namacalnym krokiem bliżej życia. Poznaj historię mojej siostry. Była wiosna, maj 2023. Niewinny ból głowy, tak się zdawało. Doszły wymioty. Tak się czasem zdarza, to pewnie migrena... Ale długo, za długo, aż Agnieszka nie była już w stanie nawet napić się wody.  Wizyta na SOR, tomografia. Guz w mózgu, prawa półkula, 5 cm. Dopiero wtedy przychodzi zrozumienie subtelnych zmian w zachowaniu. Aga zawsze ułożona, punktualna, obowiązkowa, a od kilku miesięcy czasem bywała inna. Zapominała o wyłączeniu światła czy gazu, traciła wyczucie czasu, zapominała o spotkaniach. Łatwo przychodziła jej i nam – rodzinie – racjonalizacja. Miała dużo obowiązków w pracy, chwilę wcześniej narodziny wnuczki i dodatkowe obowiązki, wkładała także dużo energii w nowe pomysły na rozwój zawodowy.  Pierwsze diagnozy poprowadziły Agę do szpitali zakaźnych – poszukiwania pasożytów mózgu. Po miesiącu badań klaruje się, że to nie robak, ale inny pasożyt – nowotwór, glejak. Szok, niedowierzanie, ale i nadzieja – guz ma gładkie granice, nieznana złośliwość, lekarze są dobrych myśli, a za nimi Aga i my. Aga została przewieziona do Szpitala Bródnowskiego w Warszawie, gdzie została zakwalifikowana do operacji. Guz został wycięty, choć nie w całości – byłoby to zbyt ryzykowne. Z resztą poradzić ma sobie radioterapia. Agnieszka dobrze się czuje. Mimo wrażliwej lokalizacji guza w trakcie operacji nic nie uszkodzono. Brak powikłań, problemów z pamięcią czy paraliżu. Ulga, radość. Najtrudniejsze za nami! Tak wtedy sądzimy... Po kilku tygodniach przychodzą jednak wyniki – GLEJAK IV STOPNIA, najwyższy poziom złośliwości. Rokowania – do 15 miesięcy życia, niewiele ponad rok! Przy tej diagnozie lekarze zalecają nie tylko radioterapię, ale i chemię. Od tego miejsca zmienia się życie Agi. To już nie jest epizod wokół bólu głowy, to walka z nowotworem, walka o życie. Aga nie traci hartu ducha, rozpoczyna cykl radioterapii i chemioterapii przez kolejne tygodnie. Znosi leczenie początkowo łagodnie, mijają kolejne tygodnie, ciało zaczyna reagować, jest bardzo osłabiona. Aż na nodze zauważamy delikatną wysypkę, ale niewiele wtedy jeszcze wiemy... Ta niegroźna wysypka to wybroczyny. Płytki krwi spadły drastycznie do 15 000, gdzie norma to minimum 150 000! Konieczna jest hospitalizacja, stan zagrożenia życia. Mimo transfuzji krwi szpik nie reaguje. Każdy dzień to wieczność i oczekiwanie na wyniki kolejnego dnia. Szpital umieszcza Agnieszkę w izolatce, odporność jest na zbyt niskim poziomie, by ryzykować leżeniem na oddziale. Jakikolwiek wirus jest potencjalnie śmiertelny. Po kilku transfuzjach szpik zeskoczył, płytki wzrosły do 30 000 i powoli rosną.  Zaczynamy jednak obserwować zmiany w zachowaniu. Aga mniej mówi, nie skupia się na niczym, straciła motywację, pojawiają się trudności w poruszaniu. Wówczas dowiadujemy się, że radioterapię wykonuje się "z zapasem" żeby na pewno nie umknęły żadne komórki nowotworowe. Glejak jest na tyle agresywnym nowotworem, że pozostałość mogłaby szybko zmutować i dać przerzuty. Zapas był jednak na tyle duży, że uszkodził zdrową część mózgu. Dochodzi kolejna diagnoza – zespół czołowy. By móc się normalnie poruszać konieczne są codzienne długotrwałe ćwiczenia. Aga na nowo uczy się sama jeść, chodzić, wstawać. Nawet przez sekundę nie narzeka, nie poddaje się. Ćwiczy, rehabilituje się, odbudowuje utracone połączenia neuronowe. Nie minął nawet miesiąc od wizyty w szpitalu, a pojawia się nowa wysypka na połowie ciała oraz opuchlizna, która nie pozwala otworzyć oka. Szpital onkologiczny odmawia przyjęcia, nie leczą powikłań po podawanym leczeniu, słyszymy. Wściekli, rozgoryczeni szukamy pomocy na SORze.  Tu szybko diagnozują półpaśca ocznego. Agnieszka zostaje przeniesiona ponownie do izolatki. Samotnie walczy o życie, a przy tym dalej nie może sama się podnieść, przekręcić. Cała rehabilitacja ulega regresowi, Aga kolejne tygodnie leży na oddziale. Mimo bólu i ryzyka utraty wzroku pokonuje wirusa, wychodzi ze szpitala, planujemy ponownie powrót do rehabilitacji. Aga się nie poddaje i my też. Jeszcze nie zagoiła się skóra po półpaścu, a pojawia się ból w klatce piersiowej. Nauczeni doświadczeniem nie bagatelizujemy już niczego – po tym jak mała wysypka okazała się stanem zagrożenia życia, czujność nabiera innego wymiaru. Ponownie SOR, szpital, a tam nowa diagnoza – zator płucny jeździec, stan zagrożenia życia. Aga przebywa na OIOMie. Przyczyna jest niezależna od nas, przy tak dużej ilości długotrwałego leżenia w szpitalach powinna była dostawać leki przeciwzakrzepowe, tak się jednak nie stało, powstał zakrzep. Znów poczucie niesprawiedliwości, smutek, złość. Znów czekamy. Ufamy i czekamy. Wojowniczka Aga wychodzi i z tego! Stan stabilizuje się, zakrzep co prawda będzie rozpuszczał się kolejne miesiące, a może nawet i lata, ale najgroźniejszy etap za nią, wraca do domu. Styczniowy rezonans daje spore nadzieje, remisja guza, znów rozpala się zapał do rehabilitacji. Początkowo brak sił po bitwach z półpaścem i zatorem, ale powoli, powoli, każdego dnia sił jest coraz więcej. Agnieszka wraca do rehabilitacji, znów od zera, od sięgania po kubek, podniesienia łyżki, od kilku kroków ze wsparciem, aż do teraz gdy po dwóch miesiącach ćwiczeń udaje się czasem wyjść razem na krótki spacer wokół domu.  Mamy marzec 2024, czas na kontrolny rezonans. I znów wyniki, na które opadają ręce. Świat znów się zawala. WZNOWA guza i PRZERZUT na drugą półkulę – 4,5 cm guz prawej półkuli i 2 cm guz po drugiej stronie. Lekarze zalecają operować jak najszybciej, ale jednocześnie nikt operacji nie chce się podjąć. Klasyczna operacja mogłaby naruszyć zbyt wiele struktur mózgu, mogłaby grozić jej niepełnosprawność. Panika, przerażenie, bezsilność... Kierujemy się do wszystkich możliwych lekarzy w Polsce w tym do dr Libionki, jednego z najlepszych neurochirurgów. I tu pojawia się JEDYNA SZANSA. Doświadczenie doktora oraz specjalistyczny sprzęt neurochirurgiczny pozwala na wysoce precyzyjną operację. Zgadza się jej podjąć. Operować należy jednak jak najszybciej. Każdy miesiąc grozi możliwością hiperwzrostu guza. TERMIN OPERACJI zostaje wyznaczony na końcówkę KWIETNIA. Niestety operacja ta nie jest refundowana, publiczne szpitale nie posiadają tak wyspecjalizowanego sprzętu. Na dzień dzisiejszy koszt samej operacji to 110 tysięcy złotych, a potrzebny jest także transport i późniejsza rehabilitacja oraz początkowo opieka medyczna. Suma ta jest poza naszym zasięgiem finansowym. Dodatkowo czas na zebranie funduszy jest krótki, dlatego zwracamy się z prośbą do Was Operacja nie będzie możliwa bez Waszego wsparcia. Liczy się każdy grosz, każda złotówka – za którą będziemy ogromnie wdzięczni. Agnieszka przez wiele lat angażowała się sama charytatywnie. Związana z wieloma fundacjami organizowała zbiórki, licytacje, domy tymczasowe dla psiaków, udzielała się w akcjach ratunkowych dla zwierząt. Ufamy i wierzymy, że teraz, gdy sama potrzebuje wsparcia, gdy znajduje się w miejscu walki o swoje życie, gdy potrzebuje o pomoc poprosić, po pomoc sięgnąć to świat się od niej nie odwróci. Dlatego prosimy Was każdego z osobna. Pomóżcie nam ratować Agnieszkę – mamę, żonę, córkę, babcię, siostrę. Za każdy gest wsparcia z całego serca dziękujemy – za każdy grosz, za każdą złotówkę, za każdą dobrą myśl, intencję i modlitwę. Tylko z Waszą pomocą dane nam będzie skorzystać z tej szansy. Szansy na życie. Anna – siostra, z rodziną

121 697,00 zł ( 57,19% )
Brakuje: 91 069,00 zł
Mikołaj Sławik
Mikołaj Sławik , 19 lat

Kiedy młode życie zatrzymuje choroba... Ratuj Mikołaja!

Kiedy dostał się do szkoły sportowej, niemal unosił się nad ziemią. Spełniały się jego marzenia. Miał przeświadczenie, że świat leży u jego stóp. Byliśmy z niego tacy dumni! Nasza radość nie trwała jednak długo... Mikołaj zupełnie bez powodu zaczął odczuwać drętwienie dłoni. Zaniepokojeni udaliśmy się do lekarza, który uspokoił nas i zalecił przyjmowanie witamin. Objawy na chwilę się wycofały, jednak po kilku dniach wróciły wraz ze słabnącą nogą. To był początek najgorszej w życiu przygody. Długo trwało szukanie pomocy, wieczorem zostaliśmy przyjęci na SOR, rano syn przeszedł już pierwsze badanie rezonansem magnetycznym. Stres sięgał zenitu. Gdy objawy zaczęły się cofać, w celach dalszej diagnostyki zlecono wykonanie punkcji lędźwiowej. I tego dnia nasz świat zmienił się bezpowrotnie... Mikołaj dzielnie leżał 24 godziny, by uniknąć bólu głowy. Zostaliśmy poinformowani, że to może potrwać kilka dni. Ostatecznie po kilku dniach syn opuścił szpital z diagnozą stwardnienia rozsianego i z uporczywym bólem głowy. W pierwszych dniach Mikołaj czuł się bardzo źle, że nawet lekarz przyjechał do domu. I choć wracał do siebie, powoli, to jednak ból głowy nie ustępował. Wtedy czekaliśmy cierpliwie, że minie po kilku dniach. Później, że może po trzech miesiącach. Ale nie mijał. I nie minął aż do teraz. To już ponad osiem miesięcy przyjmowania dużej ilości leków przeciwbólowych. W tak trudnej sytuacji szukaliśmy różnych rozwiązań. Syn skorzystał z zabiegów akupunktury, które miały szybko przynieść ulgę. Nawet po wielu spotkaniach nie było poprawy. Syn zaczął stosować osteopatię. Kilka długich i obiecujących zabiegów, również nie przyniosło poprawy. Terapię czaszkowo – krzyżową, klawiterapię, terapię pijawkami, bioenergoterapię. Zasięgaliśmy porad wielu neurologów i Mikołaj przyjmował coraz to różniejsze lekarstwa, ale nadal bez skutku. My przecież nie możemy się poddać! Udało nam skontaktować się z niemiecką kliniką, która daje nadzieję pacjentom takim, jak Mikołaj. Proszę, pomóż nam zapłacić za leczenie i zawalczyć o lepsze jutro! 25 kwietnia musimy stawić się w klinice!

53 295,00 zł ( 57,14% )
Brakuje: 39 960,00 zł
Olga Gajowa
Olga Gajowa , 29 lat

Ból bywa nie do zniesienia – a jedyną szansą na odzyskanie dawnego życia jest operacja... Pomocy!

Mam na imię Olga. Jestem żoną Patryka i mamą dwójki małych dziewczynek: Basi i Zosi. Niestety, moje życie zmieniło się całkowicie, odkąd zachorowałam na endometriozę i adenomiozę. Choroby uniemożliwiają mi normalnie funkcjonowanie, a każdy dzień to walka z niesamowitym bólem brzucha, wzdęciami, zaparciami i dolegliwościami jelitowymi…  Wszystko nasiliło się po urodzeniu drugiego dziecka, 2 lata temu. Choroba zaczęła coraz bardziej uprzykrzać moje życie. Uniemożliwia jakąkolwiek aktywność fizyczną – ból brzucha bywa nie do zniesienia. Bywają dni, że nie jestem w stanie rano wstać z łóżka i normalnie funkcjonować. Brzuch puchnie tak, że wyglądam, jakbym była w ciąży. Dolegliwości bólowe dokuczają mi nawet przy podstawowych czynnościach fizjologicznych. W poszukiwaniu pomocy 16 lipca trafiłam do instytutu specjalizującego się w leczeniu endometriozy. Adenomioza, endometrioza więzadła krzyżowo-macicznego lewego, torbiel jajnika lewego – lekarz wypowiadał diagnozy jedna po drugiej… Nie było czasu do stracenia i od razu rozpoczęto u mnie leczenie farmakologiczne. Niestety, nie przyniosło ono poprawy. Podczas kolejnej wizyty stało się jasne: jedyną szansą jest leczenie operacyjne. Laparoskopowe usunięcie trzonu macicy z jajowodami, endometriozy zaszyjkowej i więzadła krzyżowo-macicznego lewego, z pozostawieniem zdrowych jajników. Możliwe, że konieczne będzie usunięcie całej macicy… Koszt operacji jest zawrotny – wynosi aż 50 000 zł. Bardzo ciężko jest udźwignąć tak duży ciężar finansowy, jednak to dla mnie jedyna szansa na powrót do normalnego życia Wierzę, że uda mi się wygrać walkę o zdrowie – jedyną przeszkodą są pieniądze. Proszę, pomóżcie mi. Każdy gest wsparcie ma tutaj ogromne znaczenie i przybliża mnie do celu! Olga

33 419,00 zł ( 57,11% )
Brakuje: 25 092,00 zł
Michał Kaliński
Michał Kaliński , 39 lat

Choroba z każdym dniem coraz bardziej odbiera mi sprawność... Proszę, POMÓŻ!

Mam na imię Michał. Od wielu lat zmagam się z chorobą, która stopniowo odbiera mi sprawność. Diagnoza diametralnie zmieniła moje życie. Z dnia na dzień musiałem rozpocząć walkę o samodzielność! Kiedy lekarze stwierdzili u mnie stwardnienie rozsiane, wiedziałem, że codzienność już nigdy nie będzie taka, jak dawniej. Choroba powoli i stopniowo odbiera mi sprawność, kawałek po kawałku… Ciągle niestety nie ma na nią leku. Mimo trudności nie poddaję się i cały czas walczę z chorobą. Moje starania przypominają jednak walkę z wiatrakami – to, co jednego dnia wypracuję na nowo, kolejnego dnia może zaprzepaścić nawet zmiana pogody, na którą jestem bardzo podatny… Jedyną nadzieją na ratowanie mojej sprawności i samodzielności jest intensywna i regularna rehabilitacja. Tylko dzięki ćwiczeniom będę mógł lepiej funkcjonować na co dzień. Niestety, wizyty u specjalistów są ogromnym kosztem. Zawsze starałem się radzić sobie najlepiej, jak mogę, jednak muszę zwrócić się do Was z prośbą o pomoc. Leczenie i regularna rehabilitacja to wydatek, który przekracza moje możliwości… Będę wdzięczny za Wasze wsparcie! Każda złotówka to krok do poprawy mojego zdrowia! Michał

4 253,00 zł ( 57,11% )
Brakuje: 3 194,00 zł
Leon Nowak
Leon Nowak , 7 lat

Walka o sprawność Leosia trwa❗️Twoja pomoc jest kluczowa 🚨

Nasz kochany Leoś, to 7-letni, wesoły i ciekawy świata chłopiec. Każdego dnia robimy wszystko, co w naszej mocy, by jego dzieciństwo było pełne radości… Niestety nie jest to słodka sielanka… W wieku 3. lat u Leosia zdiagnozowano dwie nieuleczalne choroby. To był dla nas ogromny cios. Od tamtej pory nasze życie przepełnione jest wizytami w poradniach i szpitalach. Leoś jest wcześniakiem, który przyszedł na świat w ciężkiej zamartwicy. Cierpi na ataksję rdzeniowo-móżdżkową i Zespół Pendreda. Synek rehabilitowany jest od urodzenia! Każdego dnia jeździmy na wielospecjalistyczne rehabilitacje, a mimo to w ostatnim badaniu okazało się, że mózg Leosia funkcjonuje źle. Musimy rozpocząć jak najszybciej stymulację neurosensoryczną. Ona daje nam nadzieję, że będzie lepiej… Ataksja rdzeniowo – móżdżkowa prowadzi do stopniowej i stale postępującej degeneracji móżdżku i pozostałych części układu nerwowego.  Schorzenia te mają charakter neurologiczny i tendencję do stałej progresji.  Obecnie możemy jedynie redukować objawy i poprawiać codzienne funkcjonowanie Leosia. Nie jest łatwo… Niezwykle ważna jest regularna rehabilitacja i bardzo ciężka praca… Dużym problemem są zaburzenia chodu i równowagi, choroba w ciągu 10-15. lat może doprowadzić do konieczności korzystania z wózka inwalidzkiego.  Jakby problemów było mało, Leoś skręcił kostkę. Przez pewien czas będzie musiał oszczędzać nóżkę, co niestety wykluczy go z uczestnictwa w zajęciach rehabilitacyjnych. Z powodu problemów zdrowotnych Leoś we wrześniu nie pójdzie jak jego rówieśnicy do szkoły, a my musimy mu pomóc jeszcze bardziej niż dotychczas! Jego terapie są bardzo kosztowne i pochłaniają wiele pieniędzy. Tylko dzięki długotrwałej i regularnej rehabilitacji jesteśmy w stanie poprawić rozwój i sprawność Leosia. A to może się udać tylko z Państwa pomocą. Dlatego kolejny raz prosimy Was o wsparcie. Wiemy, że już nie raz otworzyliście dla nas swoje ogromne serca. Liczę, że nie opuścicie nas w tej trudnej walce. Mama Leosia ➡️ FB: Leoś wojownik

33 533,00 zł ( 57,1% )
Brakuje: 25 191,00 zł
Maja Adamska
Maja Adamska , 12 lat

Walczę o zdrowie dla mojej córki! Sama jednak nie dam rady... Proszę o pomoc!

Przez 6 lat wychowywałam typową, zdrową dziewczynkę. Roześmianą, gadatliwą, lekko psotną. Mimo że byłyśmy tylko we dwie, nasze życie było szczęśliwe. Niestety brutalny los postanowił nam to odebrać… W 2018 roku zdiagnozowano u Mai polineuropatię, czyli schorzenie o podłożu neurologicznym, które polega na zwyrodnieniowym zajęciu wielu nerwów obwodowych. Symptomy tej choroby zazwyczaj występują symetrycznie i najczęściej dotyczą rąk, przedramion, stóp oraz goleni. Właśnie w tych obszarach ciała następuje niedowład mięśni, który często może doprowadzić do ich całkowitego zaniku wraz ze zniesieniem odruchów głębokich!  Stan dotyczący uszkodzenia wielu nerwów czuciowych i ruchowych prowadzi do rozwoju szeregu uciążliwych dolegliwości. Te dolegliwości mogą na dłuższą metę doprowadzić do znacznego ograniczenia jakości jej życia. Dlatego też w leczeniu wykorzystuje się rehabilitację ukierunkowaną na złagodzenie występujących dolegliwości, a także poprawę komfortu w trakcie codziennego funkcjonowania.  U mojej córki choroba postępuje na tyle mocno, że oprócz ćwiczeń, dodatkowo wymaga ona zakupu ortez stabilizujących staw skokowy oraz odcinek kulszowo-goleniowy.  Codzienne rehabilitacje, ortezy, wizyty u neurologa i ortopedy to dla naszego skromnego budżetu wydatki nieosiągalne. A przecież muszę pomóc córce! Proszę, pomóż mi w tym! Nikt nie zasłużył na ból i brak sprawności. Tym bardziej bezbronne dziecko… Ewa, mama

18 223,00 zł ( 57,09% )
Brakuje: 13 692,00 zł