Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Miłosz Woronowicz
Miłosz Woronowicz , 5 lat

Codziennie widzę, jak autyzm utrudnia życie mojemu synkowi! Pomóż mi to zmienić!

Wasze poprzednie wsparcie pozwoliło mi opłacić nie tylko terapię mojego dziecka, ale także dało mi nadzieję, że jeszcze będzie dobrze! Dziękuję! Choć pojawiają się już pierwsze efekty, synek nadal potrzebuje pomocy… Nasza historia:  Gdy Miłoszek został zdiagnozowany, zalałam się łzami. Nie przewidywałam, że mogę usłyszeć coś takiego, że nagle cały nasz świat legnie w gruzach. Myślałam, że moje dziecko jest zdrowe… Prawda była inna. Brak reakcji na imię i brak kontaktu wzrokowego – to tylko część pierwszych symptomów. Miłoszek uderzał głową w przedmioty, nie interesował się zabawkami. Zachowywał się, jakby był nieobecny. Nie wiedziałam, co robić. Poszliśmy do lekarza, który od razu wiedział, gdzie leży przyczyna tych wszystkich problemów. Niemalże w mgnieniu oka zdiagnozował autyzm!  Rozpłakałam się. Gdy przypominam sobie tamten moment, trzęsą mi się ręce. Nie tylko spektrum autyzmu jest dla nas przeszkodą… Dodatkowo pojawia się także obniżone napięcie mięśniowe! Prowadzona terapia przynosi efekty, na które tak długo czekałam. Synek reaguje już na swoje imię, wykonuje proste polecenia i potrafi pokazać paluszkiem wiele rzeczy! Daje mi to nadzieję, że sukcesów może być więcej, a mój syneczek ma szansę na łatwiejszą przyszłość! Jednak każda godzina dodatkowych zajęć, niezbędnych terapii oraz turnusy rehabilitacyjne to olbrzymie kwoty. Codziennie widzę, jak autyzm utrudnia życie mojemu synkowi i jak najszybciej chcę to zmienić! Proszę, daj szansę mojemu synkowi. Symboliczna złotówka i udostępnienie zbiórki naprawdę może zdziałać cuda. Z góry dziękuję za pomoc! Alicja, mama

452,00 zł ( 1,69% )
Brakuje: 26 144,00 zł
Olga Aleksandrowa
Olga Aleksandrowa , 40 lat

Mam nowotwór i chcę walczyć o zdrowie, ale nie stać mnie na leki! Mam się poddać?

Zakładam, że moja historia nie różni się wiele od tych, o których możemy słyszeć i czytać na wielu portalach. Nowotwór piersi z jednej strony bardzo często spotykany, z drugiej? Nadal nie ma na niego złotego środka...  Pracowałam, byłam pozornie zdrowa, wszystko wydawało się być w porządku... Jednego razu zaniepokoiło mnie coś, co miało się okazać śmiertelnym zagrożeniem... Jeszcze wtedy nie byłam tego świadoma. Wyczułam mały guzek, z którym od razu udałam się do lekarza. Specjalista uspokoił mnie mówiąc, że guz jest niegroźny i że mam zgłosić się za pół roku do kontroli. Tak też zrobiłam, tym razem, po kilku miesiącach wyczuwalny był zdecydowanie bardziej!  Nadal mówiono mi, że to nic takiego – ja jednak postanowiłam udać się do innego specjalisty. Niestety, potwierdziły się najgorsze scenariusze. Nowotwór złośliwy — w dość zaawansowanym stadium. Czekała mnie natychmiastowa chemia, którą już odbyłam.  W przypadku chorób onkologicznych nigdy nic nie jest pewne. Nowotwór zostaje wycięty, jest leczony, traktowany silną chemią, ale nikt nie daje nam pewności, czy potwór nie wróci.  Chciałabym zadbać o moje zdrowie, wzmocnić swój organizm i trzymać rękę na pulsie, ale leki, które mogłabym przyjmować, osiągają nieziemskie ceny. Jedna tabletka to nawet 35 EURO! I jak się Państwo domyślają — leki nie są refundowane.  Jedna tabletka, to około 160 złotych! Koszt leczenia za jeden miesiąc osiąga kwoty nawet do 9 TYSIĘCY ZŁOTYCH! To istne szaleństwo, nawet gdy jest się bardzo zmotywowanym do walki i do leczenia. Razem z mężem nie mamy jak odłożyć takich środków... Dlatego, mamy się poddać? Nic takiego! Chcę walczyć o swoje życie, chcę dać samej sobie szansę. Proszę, jeśli macie Państwo taką możliwość, wesprzyjcie moją zbiórkę. To zbiórka na zdrowie, to zbiórka na życie...  Olha

2 584,00 zł ( 1,69% )
Brakuje: 149 544,00 zł
Mariola Ciok
Mariola Ciok , 36 lat

Proszę nie tylko o pomoc... Proszę O ŻYCIE❗️

Mam 35 lat i NIE CHCĘ UMIERAĆ! Boli mnie całe ciało, każdy mięsień, każda kosteczka... Mam trójkę cudownych dzieci, które chcę wychować. Ale dzień po dniu choroba odbiera mi władzę w ciele, chcąc sięgnąć w końcu po to co najcenniejsze – życie. Zaczęło się w liceum. Tak, jakbym miała początek takiej ciężkiej grypy... Potem żyłam w ciągłym biegu. Studia, dzieci, praca, dom… Po podstawowych badaniach laboratoryjnych nic nie wychodziło i pani doktor zawsze stwierdzała, że jestem przemęczona. Przyszedł rok 2011 i kolejna wizyta. Podczas badania, zaniepokojony lekarz zrobił mi podstawowe badania neurologiczne, po których stwierdził: „Podejrzewam, że jest Pani ciężko chora”. Niestety, wtedy nie mogłam kontynuować leczenia. Rok 2013. Światłowstręt. Pilne skierowanie do neurologa. Tomograf. Punkcja. Wniosek: tętniak tętnicy łączonej i niestety, nic się nie da z tym zrobić. Jeśli założą „klipsy”, mózg obumrze. Wtedy usłyszałam, że przed śmiercią warto pojednać się z Bogiem. To był szok. Jeszcze większy przyszedł po kolejnych badaniach, gdzie okazało się, że to nie tętniak, tylko guz III komory mózgu, ale nieoperacyjny. Dalsze konsultacje z takim samym rezultatem, aż w Warszawie lekarz stwierdził, że: „Zostaje pani dzisiaj na oddziale, chociaż nie ma miejsc. Operacja będzie JUTRO! Pani w każdej chwili może UMRZEĆ!” Operacja trwała 8 godzin. Bliscy czekali 12, ponieważ nie mogli mnie wybudzić. Przeżyłam wtedy śmierć kliniczną, z której wybudził mnie krzyk mojej mamy. Zabieg się udał. Nie miałam niedowładów, tylko zaburzenia czucia. Mogłam nawet chodzić, co zakrawało na cud! Jednak gorzej było z moją pamięcią. Nie pamiętałam, że mam kochanego męża, dzieci, co robiłam przed chwilą… Budziłam się w nocy sparaliżowana ze strachu, nie wiedząc, gdzie jestem. Rok po operacji zaczął zbierać się płyn w głowie i od życia otrzymałam jeszcze wodogłowie. Kolejne lata to rehabilitacja, nauka języka, czytania, ćwiczenie pamięci krótkotrwałej… 2019 rok to pogłębienie się niedowładu prawej strony. Znów badania i panika, że to pewnie nawrót guza mózgu. Wyniki wskazywały na chłoniaka. Po paru miesiącach usłyszałam, że do tego może być choroba reumatologiczna, a kolejne badania dopisały jeszcze przerośniętą grasicę. Złośliwą, więc i kolejną operację.  Przeszłam operację usunięcia guza III komory mózgu, usunięcie grasiczaka, liczne operacje ginekologiczne… Obecnie mam komórki nowotworowe w płynie rdzeniowo-mózgowym i jestem pod opieką licznych poradni specjalistycznych, między innymi onkologicznej, neurologicznej, genetycznej, chorób zakaźnych i tropikalnych…  Po kolejnym konsylium we Wrocławiu usłyszałam, że potrzebna jest dalsza diagnostyka i leczenie poza granicami naszego kraju. Czas ucieka, a ja jestem coraz słabsza! Pilnie potrzebuję badania PET. Nie mogę dostać się na nie na NFZ, ponieważ jestem pacjentką nierokującą i powinnam szukać pomocy za granicą. Czuję, że poruszam się po omacku, ale chcę walczyć dalej. Badanie jest priorytetem, ale każdy wyjazd do kliniki to ogromny koszt, a do tego dochodzą leki, suplementy, dieta, prywatnie wizyty… Błagam, pomóżcie mi. To nie jest tylko prośba o wsparcie. Z każdym dniem jest ze mną coraz gorzej. Proszę Was o ŻYCIE! Mariola Kwota zbiórki jest szacunkowa.

631,00 zł ( 1,69% )
Brakuje: 36 604,00 zł
Małgorzata Noga
Małgorzata Noga , 64 lata

Krwotok a potem udar❗️Pomóż Małgosi wrócić do dawnej sprawności❗️

Nic nie zapowiadało, że Małgosia, ukochana żona i mama, miała problemy zdrowotne. Jak każdego dnia szykowała się do pracy i nagle usłyszeliśmy hałas w łazience. Pobiegłem sprawdzić, co się stało i zobaczyłem moją żonę leżącą na podłodze. Natychmiast udzieliliśmy jej pomocy i wezwaliśmy pogotowie. Karetka przewiozła Małgosię do szpitala MSWiA. Jednak po przyjeździe lekarze zdecydowali, że nie są w stanie udzielić jej pomocy na takim poziomie, jakiego potrzebuje. Podjęto decyzje o zmianie szpitala. Okazało się, że przeszła wylew. Jej stan stopniowo się stabilizował, kiedy przyszedł kolejny niespodziewany cios.  Kilka dni później Małgosia doznała udaru. Był dużo gorszy niż wylew i doprowadził do ogromnego spustoszenia w jej organizmie. Nie reagowała na bodźce, dopiero po kilku dniach zaczęła nas rozpoznawać, nie mówiła i zmagała się z paraliżem prawej strony ciała. Postępy są, przychodzą bardzo powoli, ale dają nam nadzieję, że Małgosia z tego wyjdzie. Obecnie rehabilituje się ambulatoryjnie w Krakowie, jest w stanie mówić, ale nie mamy pojęcie, czy zajęcia raz w tygodniu będą wystarczające. Lekarze jasno mówią, że powrót do zdrowia może być trudny, a przede wszystkim długotrwały. Małgorzata jest bardzo zaangażowaną i lubianą w pracy i przez uczniów nauczycielką biologii. Przez lata budowała relacje, poświęcała się pracy, przygotowywała młodzież do matury nawet na emeryturze. A teraz to wszystko stoi pod znakiem zapytania. Mamy syna Dominika i dwójkę wnucząt – 8-letnią Julcię i 11-letniego Jasia. Żona uwielbia zabierać ich do nas na „dzień z babuliną”, jak to nazywa. Doceniała każdą chwilę spędzoną z rodziną. Dlatego nikt z nas nie był przygotowany na taki tok wydarzeń… Chcielibyśmy zagwarantować Małgorzacie możliwość powrotu do zdrowia. Ma kochającą rodzinę, przyjaciół oraz przyszłych studentów, którzy czekają na jej powrót do sprawności. Dlatego prosimy o przekazanie darowizny w jakiejkolwiek kwocie, nawet najmniejszej. Każda wpłata ma ogromne znaczenie. Mąż Adam i syn Dominik

1 657,00 zł ( 1,69% )
Brakuje: 96 329,00 zł
Vasyl Khyr
10 dni do końca
Vasyl Khyr , 24 lata

Aby mógł stanąć na nogi... Razem dla Vasyla!

Moja wdzięczność za okazane wsparcie i pomoc jest nieopisana. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że pierwszy etap operacji mam już za sobą. Niestety to jeszcze nie koniec mojej trudnej walki. Ponownie jestem zmuszony prosić o ratunek. O szansę na lepsze życie… Poznaj moją historię: Mam na imię Vasyl i odkąd pamiętam, jestem przykuty do wózka inwalidzkiego. Na skutek dziecięcego porażenia mózgowego mam niedowład lewej ręki i obu nóg. Wcześniej, w miarę możliwości, leczyłem się i przechodziłem rehabilitację w domu, na Ukrainie. "W miarę możliwości", ponieważ z bliskich osób mam już tylko mamę, która całe życie musiała o mnie dbać… Mój tata zmarł, gdy miałem 9 lat. Wraz z rozpoczęciem wojny byliśmy zmuszeni uciekać do Polski. To właśnie tutaj trafiłem na bardzo dobrego chirurga, który uznał za konieczne, abym przeszedł operację ręki, a następnie nóg. Koszt tych operacji niestety przewyższał nasze możliwości. Jednak dzięki Wam – udało się i pierwszy etap operacji mam już za sobą! Niestety konieczne jest dalsze leczenie i kolejna operacja… Obecnie poruszanie sprawia mi ogromny problem… Po pokoju przemieszczam się wyłącznie na wózku albo, jak dobrze pójdzie, na czworaka.  Nie opuszcza mnie jednak nadzieja, że nadejdzie dzień, kiedy będę mógł poruszać się na własnych nogach! Druga operacja podaruje mi taką szansę. Będę bardzo wdzięczny za każdą pomoc i dalsze wsparcie w mojej trudnej drodze. Vasyl

1 618,00 zł ( 1,68% )
Brakuje: 94 127,00 zł
Wiesław Tytek
Wiesław Tytek , 66 lat

Zabieg usunięcia pęcherzyka żółciowego doprowadził do tragedii! Pomóż!

Trudno wyrazić słowami, jaką wdzięczność czuję dziś za otrzymane wsparcie. Dzięki poprzedniej zbiórce mogłem wziąć udział w dwutygodniowym turnusie rehabilitacyjnym, gdzie otrzymałem niesamowitą opiekę i wskazówki do dalszej walki. Intensywna i systematyczna rehabilitacja daje ogromne postępy. Kilka lat temu, gdy zaczynałem swoją walkę, byłem osobą leżącą. Dziś w asekuracji drugiej osoby, stawiam pierwsze kroki. Mam jeszcze wiele siły, by walczyć o kolejne. Do tego jednak wciąż potrzebuję Waszej pomocy.  Staram się ćwiczyć w każdej chwili, jednak to nie wystarcza. Chciałbym skorzystać z kolejnych turnusów, gdzie zostanę objęty specjalistyczną opieką. Niestety koszty są ogormne, dlatego pełen nadziei po raz kolejny proszę Was o wsparcie! Wierzę, że dzięki wspólnej determinacji, uda mi się postawić kolejne kroki, a być może niedługo pójść na pierwszy od dawna spacer… Oto moja historia: Nie myślałem, że zwykły zabieg usunięcia pęcherzyka żółciowego tak bardzo zmieni moje życie. Nie myślałem, że jego konsekwencją może być infekcja wirusowa, która odbierze mi sprawność i niezależność... Zespół Guillaina-Barrégo, tak nazywa się choroba, która dla mnie stała się wyrokiem. Powoduje porażenie obwodowego układu nerwowego, prowadząc do porażenia czterokończynowego. W przeciągu kilku dni zawalił się mój świat. Z bardzo aktywnego człowieka, kochającego sport i ruch, stałem się osobą leżącą bezwładnie na łóżku, zdany na pomoc innych osób.  Straciłem zdrowie i sprawność, ale wciąż jestem mężem, ojcem i dziadkiem, wciąż marzę o tym, że jeszcze uda mi się wziąć wnuki na spacer, pokazać, że dziadek może nie tylko leżeć bezwładnie w łóżku. Rehabilitacja może okazać się kluczem do sukcesu. Proszę o pomoc w odzyskaniu dawnego życia! Wiesław

1 455,00 zł ( 1,68% )
Brakuje: 84 716,00 zł
Vladimir Giorkhelidze
Vladimir Giorkhelidze , 56 lat

Chciał odwiedzić synów, omal nie stracił życia! Pomóż Vladimirowi powrócić do zdrowia!

Vladimir przyleciał do Wrocławia z Gruzji, aby odwiedzić swoich synów, z którymi nie widział się od dawna. To miało być spotkanie pełne radości i wzruszeń. Okazało się jednak, że los miał inne plany. Szczęśliwy, rodzinny czas zmienił się w ciąg potwornych wydarzeń... Wieczorem Vladimir poczuł bardzo silny ból w prawym uchu, który następnie przerodził się w ból głowy. Objawy stały się na tyle poważne, że konieczne było wezwanie karetki. Lekarze zbadali Vladimirowi poziom cukru we krwi. Okazało się, że jest krytycznie wysoki. Mężczyzna zdążył jedynie podejść o własnych siłach do karetki, a sekundę później stracił przytomność i zapadł w śpiączkę, w której przebywał jeszcze przez miesiąc. Po dokładnej diagnostyce okazało się, że Vladimir przeszedł zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Stwierdzono również ropień nad prawą półkulą mózgu, ostrą niewydolność oddechową i cukrzycę typu 2.  Po opuszczeniu szpitala i przeniesieniu do kliniki rehabilitacyjnej Vladimir był w stanie poruszać prawą ręką, ale tylko w minimalnym zakresie, mógł mrugać oczami, ale nie nawiązywał żadnego kontaktu z bliskimi. Regularna praca pod okiem specjalistów przyniosła jednak postępy. Na dzień dzisiejszy Vladimir jest w stanie wykonać obroty w lewą i prawą stronę, siedzi samodzielnie w siadzie wysokim, jest w stanie utrzymać głowę w osi podłużnej przez dłuższy czas i może utrzymać się w pozycji stojącej przez około godzinę.  Vladimir jest uśmiechniętym i pozytywnym człowiekiem, kochanym mężem oraz ojcem, który walczy o swoje zdrowie, sprawność i o to, by w przyszłości móc normalnie żyć. Rehabilitacja, w której uczestniczy, przynosi coraz lepsze rezultaty. Z każdym dniem Vladimir jest coraz bliżej sukcesu. Wszystko przez swoją determinację, by walczyć, bo ma dla kogo. Bliscy bardzo się jednak boją, że gdy zabraknie pieniędzy, zabraknie też rehabilitacji, a wraz z nią szans na zdrowie. Pieniędzy już zaczyna brakować, dlatego Twoja pomoc to jedyna szansa, by Vladimir mógł wrócił do życia sprzed choroby.

1 630,00 zł ( 1,68% )
Brakuje: 95 051,00 zł
Joanna Wasielak
Joanna Wasielak , 35 lat

Moje dzieci potrzebują mamy! Pomóż mi wygrać z chorobą!

Mam 33 lata, dwójkę wspaniałych, małych dzieci oraz kochającego męża. Teoretycznie mam więc wszystko. Oprócz zdrowia... 4 lata temu, będąc wówczas mamą 3-letniego synka oraz rocznej córeczki, obudziłam się z zawrotami głowy. Zupełnie niespodziewanie. Byłe one na tyle uciążliwe, że zaczęłam szukać pomocy. Po wielu badaniach i odwiedzeniu kilkudziesięciu lekarzy otrzymałam diagnozę – zespół Arnolda Chiariego typ 1. Diagnoza to jednak nie wszystko, ponieważ nadal nie zlikwidowano moich dolegliwości. Codzienne bóle głowy, otępienie, zawroty odbierają mi wszystko. W sierpniu doszło jeszcze drętwienie ręki i nogi. Postępująca choroba prowadzi do paraliżu, bezdechu, a nawet zatrzymania serca! W Polsce lekarze oferują tylko leczenie polegające na odbarczeniu potyliczno-szczytowym, które jest bardzo ryzykowne i nie przynosi stałej poprawy. Postanowiłam więc poszukać pomocy poza granicami naszego kraju. Kontaktowałam się z kliniką w Barcelonie i tamtejsi specjaliści są w stanie mi pomóc! Jednak potrzebuję 100 tys. złotych... Proszę, pomóżcie mi! Moje dzieci nie mogą zostać sierotami! Chciałabym zagrać z synem w piłkę, a z córeczką dzielić naszą pasję, czyli jazdę konną.  Obecnie jednak nie jestem w stanie ani biegać, ani jeździć konno, gdyż ból głowy i zawroty nie pozwalają mi normalnie funkcjonować. Dla dzieci muszę walczyć! Bardzo proszę o pomoc... Joanna Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

1 775,00 zł ( 1,66% )
Brakuje: 104 608,00 zł
Ewa Manaszko
Ewa Manaszko , 51 lat

Pomimo traumatycznych przejść, chcę nadal normalnie żyć!

Mam na imię Ewa i mam 48 lat. 22 Lipca 1990 roku przeżyłam wypadek komunikacyjny na motocyklu. Doznałam wtedy złamania kręgosłupa na poziomie piersiowym TH-7 z uszkodzeniem rdzenia kręgowego. Oprócz tego miałam też bardzo dużo różnych urazów wewnętrznych. Mój chłopak, który też uczestniczył w tym zdarzeniu, zmarł… Spędziłam wtedy 2 tygodnie na OIOM-ie. Przeżyłam traumę. Mój stan był bardzo ciężki. Niezwykle trudno było mi otrząsnąć się z tej tragedii. Było momenty, kiedy czułam, że to się po prostu nie uda… Wtedy przekonałam się jednak, ile mam w sobie siły. Przeszłam operację kręgosłupa i starałam się, mimo przeciwności przeżyć życie najlepiej jak umiem. Wyszłam za mąż, urodziłam córkę, która dziś ma już 18 lat. Jestem szczęśliwa, że udało się spełnić marzenie o rodzinie. Jestem wdzięczna sobie i losowi za tę szansę. Od czasu operacji cały czas się rehabilituję. Mam skoliozę w odcinku lędźwiowym, pracuję nad stabilnością tułowia, wzmacniam ręce. Często pojawiają się też bóle rąk, łokcie tenisisty, spastyka, ból kręgosłupa... Rehabilitacja oraz sprzęt do ćwiczeń to duży nakład finansowy. Jest to jednak konieczne, bym mogła zminimalizować ból i utrzymać sprawność. Bez tego, wszystko, co wypracowałam, zacznie się cofać, a tego boję się najbardziej. Potrzebuję Twojej pomocy w opłaceniu rehabilitacji. Bym mimo okrutnych wspomnień, mogłam nadal normalnie żyć… Ewa

951,00 zł ( 1,66% )
Brakuje: 56 241,00 zł