Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dorota Postek
Pilne!
Dorota Postek , 58 lat

Dorota jest mamą, babcią i matką zastępczą! Nowotwór złośliwy próbuje wszystko zniszczyć!

Mam na imię Dorota i chciałabym podzielić się z Wami moją historią. W styczniu 2023 r. przeszłam zabieg usunięcia woreczka żółciowego, a potem rozpoczęła się lawina nieszczęść! Wycięto wtedy zmianę na wątrobie i wysłano do badania. 6 długich tygodni czekałam na wynik histopatologiczny. Diagnoza była druzgocąca – nowotwór złośliwy wątroby i kanałów żółciowych z rozsiewem. Tak zaczęłam walkę z czasem i trudnym przeciwnikiem. Od maja 2023 r. jeżdżę co 3 tygodnie do Instytutu Onkologi w Gliwicach. Przechodzę immunoterapię skojarzoną, która na ten moment przynosi niewielkie efekty. Mój stan poprawia się stopniowo, ale najważniejsze jest to, że nie ma przerzutów. To daje mi nadzieję na lepsze jutro.  Niestety koszty dojazdów 350 km w jedną stronę, leki, specjalna dieta oraz suplementacja, które są kluczowe dla efektów leczenia, przerastają moje możliwości… Do walki motywują mnie moje dzieci oraz wnuki. Dla młodszej 16-letniej wnuczki jestem rodzicem zastępczym, chcę patrzeć jak dorasta i być dla niej wsparciem. Zależy mi również, by najmłodsza 19-letnia córka mogła spełniać swoje marzenia i plany, które moja choroba zepchnęła na boczny tor. Niedługo zostanę prababcią i chciałabym móc uczestniczyć i pomoc wnuczce w wychowaniu. Chciałabym móc zobaczyć pierwsze kroki, pierwsze słowa maleństwa, na które wszyscy tak bardzo czekamy.  Nawet najmniejsza darowizna pomoże mi w opłaceniu kosztów związanych z leczeniem i wygraniem bitwy o życie. Bez Was nie dam jednak rady dalej walczyć. Proszę o pomoc! Dorota

2 224,00 zł ( 1,6% )
Brakuje: 136 074,00 zł
Adam Węgierski
Adam Węgierski , 33 lata

Dla moich dzieci muszę walczyć! To leczenie to moja ogromna szansa!

Miałem plany, chciałem się rozwijać, podróżować, pokazywać dzieciom świat... Niestety, zamiast tego wszystkiego muszę uczyć się na nowo żyć i każdego dnia walczyć o sprawność. W jeden dzień moje marzenia runęły, niczym domek z kart… Wypadek bezpowrotnie zmienił moje życie. Po upadku z rusztowania doszło u mnie do bardzo poważnego uszkodzenia rdzenia kręgowego. Jestem sparaliżowany od klatki piersiowej w dół oraz mam spastyczność, która nie pozwala mi wykonywać najprostszych czynności. Nie mogę nawet sam przesiąść się z łóżka na wózek, umyć, ubrać... To, czy jeszcze kiedyś będę chodził, zależy od długotrwałej rehabilitacji. Od ponad 4 lat nieprzerwanie ćwiczę i pracuję z fizjoterapeutami. Jest to bardzo kosztowne, jednak konieczne dla osiągania postępów. Moją ogromną nadzieją jest operacja w Bangkoku, która polega na wszczepieniu stymulatora oraz leczeniu komórkami macierzystymi. Ma to na celu poprawę funkcji motorycznych oraz zmniejszenie napięcia spastycznego i bólu neuropatycznego.  Wierzę, że leczenie może znacząco podnieść komfort fizyczny i psychiczny mojego dalszego życia. Jestem mężem i ojcem trójki małych dzieci, którzy są moim całym życiem i największą motywacją. Dopóki jest nadzieja, to na pewno się nie poddam. Dla moich bliskich będę walczyć. Każda wpłata to dla mnie nieoceniona pomoc! Adam

8 252,00 zł ( 1,59% )
Brakuje: 508 527,00 zł
Mati Pasztyła
6 dni do końca
Mati Pasztyła , 13 lat

Mateusz będzie walczył już zawsze❗️ Możesz sprawić, że będzie mu łatwiej❗️

Na początku Mati rozwijał się wzorowo. Po porodzie otrzymał pełne 10 punktów w skali Apgar. Pomimo że jego mały organizm musiał zmierzyć się z zapaleniem płuc, to nic nie wskazywało na poważniejsze problemy. A te niestety miały nadejść… 4-miesięczny Mati nagle przestał wyciągać rączki po zabawki. Fizjoterapeuta zaobserwował wzmożone napięcie okołobarkowe i od razu rozpoczęliśmy roczną rehabilitację. Badania psychologiczne nic wtedy jeszcze nie wykazywały. Jednak gdy syn skończył 1,5 roku, zaobserwowaliśmy u niego schematyczne, niepokojące zachowania, a kiedy miał 2 lata, nagle zaczął chodzić na palcach i cofać się w rozwoju. Wszystkie te zachowania nas zaalarmowały i niezwłocznie rozpoczęliśmy poszukiwania źródła tych problemów. Ostatecznie zdiagnozowano u naszego synka AUTYZM. Pomimo strachu, wiedzieliśmy, że czas gra na niekorzyść. Trzeba było działać natychmiast! Długie oczekiwanie na refundowaną terapię zmusiło nas do rozpoczęcia działań na własną rękę. Staraliśmy się zapewnić naszemu dziecku najlepsze możliwe warunki do rozwoju. Mati chodzi do szkoły, w której ma dostęp do specjalistycznej opieki. Uczęszcza na dodatkowe zajęcia m.in. terapię psychologiczną, laryngologiczną, hipoterapię i koła zainteresowań. Trzy lata temu, gdy niepokojące symptomy nie ustępowały, zostaliśmy odesłani od psychiatry do immunologa i wtedy padła kolejna diagnoza — ZESPÓŁ PANDAS. Mateusz, pomimo nadpobudliwości, ma problemy z chodzeniem. Nie jest również w stanie poprawnie formułować zdań, przez co komunikacja z nim stanowi wyzwanie. Ciężko mu nawiązywać relacje z rówieśnikami, chociaż bardzo lubi ich towarzystwo. Codzienne funkcjonowanie jest dla niego dużym wyzwaniem.  Synek uwielbia słuchać muzyki, gotować i piec. Kiedy to robi, widać, że jest w swoim żywiole. Razem z mężem jesteśmy aktywni i uwielbiamy ruch na świeżym powietrzu. Zachęcamy go, by robił to z nami, bo nabywanie nowych umiejętności sportowych ma pozytywny wpływ na jego rozwój psychologiczny. Uczymy go pływania i jazdy na rowerze. Niestety, stan zdrowia synka budzi wiele niewiadomych. Mateusz musi być pod stałą kontrolą neurologa. Do tego dochodzą kosztowne terapie, których już nie jesteśmy w stanie pokryć z własnych środków. Z Twoim wsparciem będziemy mogli kontynuować jego rehabilitację oraz zapewnić mu niezbędną opiekę. Pomożesz? Rodzice Matiego

610,00 zł ( 1,59% )
Brakuje: 37 688,00 zł
Paweł Zięba
Paweł Zięba , 27 lat

Sam nie jestem w stanie nawet się podnieść... Rehabilitacja jest moją nadzieją!

Urodziłem się z wodogłowiem wrodzonym, mam wszczepioną zastawkę komorowo-otrzewną i rozszczep kręgosłupa z przepukliną oponowo-rdzeniową odcinka lędźwiowego. Brzmi to dość skomplikowanie, jednak najgorsze są konsekwencje: cały mój układ nerwowy od pasa w dół jest porażony! Mogę poruszać się tylko na wózku inwalidzkim, przez co moja samodzielność jest znacznie ograniczona. Żyję z wieloma chorobami współistniejącymi, które jeszcze bardziej wszystko utrudniają!   Deformacja kręgosłupa, zapalenie kręgosłupa piersiowego, przepuklina rozworu przełykowego przepony, zapalenie błony śluzowej rządka, marskość lewej nerki, torbiele trzustki i nadciśnienie tętnicze – to z nimi muszę zmagać się niemal każdego dnia! Oprócz tego mam pęcherz neurogenny i muszę być cewnikowany co 4 godziny… Rehabilitacja jest największym i najlepszym lekarstwem, które może mi pomóc. Najlepsze efekty mogę uzyskać podczas specjalistycznych turnusów, jednak ich cena jest zbyt wysoka… Utrzymuję się z renty socjalnej, która nie wystarcza na pokrycie kosztów leczenia i stałej rehabilitacji, nie mówiąc już o zakupie specjalistycznego sprzętu. Sam nie jestem w stanie się nawet podnieść, dlatego muszę korzystać z pomocy innych osób. Zawsze mogę liczyć na pomoc mojej mamy, która jest przy mnie i pomaga w codziennych aktywnościach.  Chciałabym ją odciążyć i bardziej pomóc samemu sobie. Wózek inwalidzki, na którym się poruszam, nie zaspokaja jednak w pełni moich potrzeb. Chciałabym wymienić go na elektryczny wózek z możliwością pionizacji, ale niestety jest dla mnie zbyt drogi… Moje ciało, zwłaszcza nogi i kręgosłup, potrzebuje stałej rehabilitacji. Z chorobami walczę już bardzo długo i nadszedł czas, kiedy zwyczajnie proszę o pomoc. Pragnę wierzyć, że z Twoją pomoc będzie po prostu łatwiej. Paweł

3 385,00 zł ( 1,59% )
Brakuje: 209 381,00 zł
Luiza Grubińska
Luiza Grubińska , 31 lat

Chciałabym TYLKO normalnie i spokojnie żyć! Pomożesz mi?

Dziękuję za Twoją dotychczasową pomoc — zostaniesz ze mną? Każdy mój ruch jest potencjalnie kontuzjogenny. Przez moje problemy już rzadko wychodzę z domu. Moje marzenia stają się niemożliwe. Ludzie mówią, że o życiu wiem jeszcze niewiele, że jeszcze wszystko przede mną. Jednak, doświadczenie choroby nauczyło mnie znacznie więcej niż wiele lat wpisanych do metryki.   Moja historia:  Choroba genetyczna. Zespołu Ehlersa — Danlosa. Nieuleczalna. Powoduje, że moje ciało poddaje się przy wykonywaniu najprostszych czynności. Przeszkodą stały się najprostsze czynności, takie jak umycie głowy, zaścielenie łóżka. Podczas krótkiego spaceru coraz częściej zdarzały mi się omdlenia albo zasłabnięcia…  Skończyłam szkołę tańca, a jednak mogę tylko obserwować ludzi, którzy poruszają się w rytm muzyki. Marzenia o podróżach musiałam zastąpić śledzeniem zdjęć i relacji innych ludzi, którzy wyruszyli do wymarzonych destynacji. Marzenie o założeniu rodziny... Tego nie da się zastąpić.  Choroba odebrała mi aż nazbyt wiele. I wiem, że jeśli nie zareaguję, długa lista rzeczy zakazanych będzie się powiększać, a ja stanę się jej więźniem, być może już na zawsze. Kosztowne badania i długotrwałe leczenie — na ten moment to moja jedyna szansa na poprawę codzienności.  Wizyty prywatne kosztują bardzo dużo, leki to dodatkowe obciążenie — sama nie jestem w stanie zapewnić sobie tego, co najbardziej potrzebuję, a bez opieki lekarskiej, jestem skazana na porażkę.  Rozregulowany mam układ pokarmowy, wydalniczy, oddechowy, sercowo-naczyniowy… Są to tylko niektóre aspekty mojego życia, które utrudniają mi normalne funkcjonowanie. Miesięczne koszty moich leków sięgają nawet 1000 złotych. Lista specjalistów jest naprawdę długa. Błagam o pomoc, koszty są ogromne, a moja pensja niepozwalająca nawet na zakup wszystkich leków. Pomoc rodziny to kropla w morzu potrzeb. Marzę o codzienności bez bólu i strachu. Codzienność, przed którą ludziom zdarza się uciekać. Rutyna dająca poczucie względnego bezpieczeństwa. Codziennie tęsknię za zwyczajnym funkcjonowaniem, niezależnością i możliwościami. Każdy dzień zaczynam z myślą, że to będzie kolejny, w którym nie dam się chorobie. By walczyć z trudnym przeciwnikiem, by podjąć największe życiowe wyzwanie, potrzebuję Twojego wsparcia. To Ty jesteś moją nadzieją na to, że dobre dni jeszcze nadejdą, a szpital nie stanie się moim domem.  Luzia

7 801,00 zł ( 1,58% )
Brakuje: 483 689,00 zł
Piotrek Kosiński
Piotrek Kosiński , 29 lat

Każdy dzień jest dla mnie walką o sprawność... Proszę, wesprzyj mnie!

Mam na imię Piotrek. Od urodzenia muszę mierzyć się z zaburzeniami, które znacznie wpływają na moje życie. Każdy dzień jest wypełniony walką o poprawę sprawności i lepsze jutro! Na co dzień zmagam się z mózgowym porażeniem dziecięcym, czyli zespołem zaburzeń ruchowych. Schorzenie powoduje u mnie problemy z samodzielnym poruszaniem się, potrzebuję też pomocy w wielu codziennych czynnościach. Ze względu na te trudności, nie mogę też niestety podjąć pracy… Staram się walczyć o moją sprawność najlepiej, jak mogę. Regularnie kontroluję swój stan zdrowia podczas wizyt u specjalistów. Dzięki rehabilitacji jest mi łatwiej poruszać się i funkcjonować na co dzień, jednak z powodu zniekształconych stawów kolanowych nigdy nie będę mógł samodzielnie stanąć na nogi… Mimo wszystkich trudności i przeciwności losu robię co w mojej mocy, by polepszyć mój stan zdrowia. Największą poprawę przynoszą mi turnusy rehabilitacyjne. Niestety, ich koszt jest ogromny i zdecydowanie przekracza moje możliwości. Dzięki rehabilitacji łatwiej mi funkcjonować w codziennym życiu. Potrzebuję jednak wsparcia, by móc kontynuować leczenie i wyjazdy na turnusy. Z całego serca proszę Was o pomoc w tej trudnej walce! Będę wdzięczny za każdą przekazaną złotówkę. Piotr

842,00 zł ( 1,58% )
Brakuje: 52 350,00 zł
Paulina Jóźwiak
Paulina Jóźwiak , 33 lata

Przeszłam już dwa przeszczepy nerki, lecz wciąż walczę o zdrowie! Pomocy❗️

Moje problemy ze zdrowiem zaczęły się dwie dekady temu i niestety towarzyszą mi do dziś… Przez te wszystkie lata stale walczyłam o lepszą codzienność i życie bez bólu. Los jednak nie był dla mnie łaskawy! Lawinę moich problemów zdrowotnych zapoczątkowało złamanie ręki, przez które w marcu 2004 roku trafiłam do szpitala i przeszłam operację. Po tygodniowym pobycie na oddziale i dodatkowych badaniach niespodziewanie stwierdzono u mnie problemy z nerkami. To był ogromny szok… Niedługo po diagnozie lekarz oznajmił, że konieczny będzie przeszczep nerki. Ponadto musiałam przejść też operację pęcherza. Zostałam objęta stałą opieką poradni nefrologicznej. Niestety, po latach leczenia wyniki moich badań się nie polepszały, a nawet stawały się coraz gorsze! We wrześniu 2008 roku rozpoczęłam dializy. Dwa lata później przeszłam pierwszy przeszczep nerki. Myślałam, że to zakończy wszystkie moje problemy zdrowotne i w końcu będę mogła cieszyć się pełnią życia. Byłam jednak w błędzie… Po nieco ponad sześciu latach od przeszczepu, wyniki badań znów zaczęły się pogarszać. Ponownie rozpoczęłam dializy i kolejny raz trafiłam na listę oczekujących na przeszczep nerki. Do końca życia nie zapomnę stresu i strachu, jaki mi wtedy towarzyszył! W marcu 2019 roku znów trafiłam na stół operacyjny i otrzymałam szansę na powrót do zdrowia. Drugi raz przeszczepiono mi nerkę. Z początku wydawało się, że wszystko wreszcie zacznie się układać, jednak to nie zakończyło moich problemów. Cały czas jestem pod opieką wielu różnych lekarzy. Walczę też z cukrzycą potransplantacyjną. Muszę stale monitorować mój stan zdrowia – potrzebuję różnych leków i konsultacji specjalistów, konieczne będzie także leczenie stomatologiczne. Wszystko to niestety generuje ogromne koszty… Chciałabym wreszcie uwolnić się od problemów zdrowotnych, które tak boleśnie naznaczyły moją codzienność. Walka o lepsze jutro jest jednak bardzo trudna. Z całego serca proszę Was o wsparcie! Wierzę, że z Waszą pomocą będę mogła wreszcie odzyskać zdrowie! Paulina

505,00 zł ( 1,58% )
Brakuje: 31 410,00 zł
Emilka Jata
Emilka Jata , 9 lat

Emilka jeszcze ma szansę na sprawność! Pomóż, zanim straci ją na zawsze!

Emilka potrzebuje pilnej operacji! Jej nóżki są w tragicznym stanie... Proszę, nie odwracajcie wzroku. Pomóżcie... Przytulam moją córeczkę i proszę los, by był dla niej łaskawy… Choć walczymy z potwornym przeciwnikiem, nie tracę nadziei, że wszystko stracone. Z całych sił wierzę, że cierpienie raz na zawsze zniknie z życia Emilki…  Przez całą ciążę zapewniano mnie, że dziecko rozwija się prawidłowo. Czy w takiej sytuacji może przemknąć przez myśl najgorszy możliwy scenariusz? Jej przyjście na świat było dla mnie pełnią szczęścia. Teraz do tych wspomnień wracam z jeszcze większym sentymentem, bo choroba zburzyła większość planów i odebrała nam wiele szans.  Kiedy Emi miała 1,5 roku zauważyłam niepokojące symptomy. Wizyty u kolejnych rehabilitantów, konsultacje lekarskie nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, a ja miałam wrażenie, że tkwię w pułapce. Widziałam, że z rączkami i nóżkami mojej córeczki dzieje się coś złego, ale trudno było znaleźć przyczynę problemów. Ortopedzi nie wyrazili zaniepokojenia, a ja z ogromnym uporem szukałam dalej. Wreszcie znaleźliśmy gabinet, w którym specjalista wyraził obawy i skierował nas na dalsze badania. Miałam nadzieję, że to wszystko okaże się fatalną pomyłką, ale niestety nie - u mojej córeczki stwierdzono  dysplazję przynasadową typu Jansena - okropna i niezwykle rzadka choroba, która zadecydowała o całym życiu.  Emilka ma już 6 latek, a ja wciąż zadaję sobie to samo pytanie “dlaczego moje dziecko?!”. Mijam na ulicy rodziców ze zdrowymi dziećmi i wciąż zastanawiam się, dlaczego my nie możemy doświadczać tej beztroski i radości z codzienności…  Jest lato, dzieci noszą krótkie spodenki, dziewczynki zakładają sukienki. Emilka każdego dnia, bez względu na temperaturę, wybiera długie ubrania. Wstydzi się pokrzywionych przez chorobę nóżek, nie chce odkrywać kolan. Z dnia na dzień w kończynach jest coraz mniej siły, a to oznacza, że przegrywamy z chorobą. Tak bardzo się boję!  Przez te wszystkie lata Emilka prawie nigdy nie powiedziała, że coś ją boli… Ona to cierpienie zamyka w sobie. Widzę to w jej pełnych łez oczach. Patrzę na moją córeczkę i o niczym nie marzę tak bardzo, jak o uwolnieniu jej z tej pułapki. Z pułapki stworzonej przez chorobę i jej własne ciało. Tak bardzo chciałabym z całą pewnością móc powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze…  Dopiero w gabinecie dr Paley’a dostaliśmy wiadomość, która przywróciła nadzieję. Emilka może zostać zoperowana, a sprawność jest w zasięgu! Konsultacja to dopiero pierwszy krok, przed nami operacja w USA, gdzie sztab specjalistów pomoże w skutecznym leczeniu wady. Koszt zabiegu, leczenia i transportu może wynieść łącznie kilkaset tysięcy złotych! Kwota ogromna i dla nas… wręcz niewyobrażalna! By moja córeczka miała szansę stanąć pewnie na własnych nóżkach, by chwytanie przedmiotów nie było dla niej czymś niezwykle wymagającym…  Przed Emi pierwsze kroki w stronę szkoły. Strasznie boję się, że z ratunkiem nie zdążymy, że moja córeczka zostanie wykluczona, że rówieśnicy jej nie zaakceptują, bo jest “inna”.  Chcę i muszę ratować moje dziecko przed rosnącym cierpieniem, przed barierami i ograniczeniami. Marzę o tym, by ruszyć w drogę prowadzącą ku samodzielności. Trzymam ją w ramionach i błagam los o to, by wreszcie okazał się bardziej łaskawy. Wiem, że sama nie mam szans, ale jeśli ty i armia ludzi przyłączycie się do nas, nasze marzenie o ratunku może okazać się rzeczywistością.  Pamiętaj, że słowa i uczynki wracają! Możesz podzielić się z nami nie tylko wsparciem, ale też pozytywną myślą. Błagam, nie skazuj Emi na cierpienie…

11 464,00 zł ( 1,57% )
Brakuje: 718 648,00 zł
Adam Fil
Adam Fil , 36 lat

Adam otarł się o śmierć! Jego żona i dzieci bardzo go potrzebują i proszą o Twój dobry gest !

Prawie umarłem. Nagle, z dnia na dzień choroba odebrała mi całą moją sprawność i zdrowie. Nie tylko ja ucierpiałem, bo moja rodzina także. Żona została z mężem, który dziś potrzebuje całodobowej opieki oraz trójką dzieci, potrzebujących obojga rodziców.  Mam na imię Adam. Chciałbym opowiedzieć Ci moją historię, w nadziei, że zatrzymasz się przy niej, chociaż na chwilę… Jestem mężem Anety, wspaniałej kobiety, będącej dla mnie kimś więcej niż tylko żoną. Mamy trójkę cudownych dzieci, Jessicę, Gabriela i Maksymiliana, które są naszym największym darem od losu.   Przed moją chorobą żyliśmy sobie spokojnie. Byłem aktywny zawodowo i zarabiałem wystarczająco, aby niczego nam nie zabrakło. Rodzina jest dla mnie niezwykle ważna. Tak jak i pomaganie ludziom, na co zawsze starałem się znaleźć czas. Już od dziecka kierowałem się zasadą, że dobro wraca i zgodnie z tą doktryną postępowałem przez całe moje życie. Dzisiaj z sentymentem wspominam, jak będąc małym, robiłem pogrzeb każdemu znalezionemu martwemu zwierzęciu. Przecież każdemu, nie tylko człowiekowi, należy się pomoc i szacunek.  Sierpień 2021 r. przyniósł zmiany, których żniwo zbieram do dzisiaj. Razem z rodziną pojechaliśmy pod namiot. Gdy wróciliśmy do domu nic nie zapowiadało tragedii… Nagle zacząłem źle się czuć - pojawił się okropny ból głowy i 40 stopni gorączki, której nie mogłem zbić przez dwa dni. Okazało się, że był to COVID. Ratownicy medyczni, którzy przyjechali do mnie do domu stwierdzili, że wprawdzie dzieje się coś z lewym płucem, ale pomóc nie mogą… Dwa dni później było już dużo gorzej. Karetka ponownie przyjechała, ale za późno! Nie mogłem oddychać, utrzymać równowagi ani się wysłowić! Natychmiast, na sygnale zostałem zabrany do szpitala i podpięty pod tlen. To było straszne! Duża maska tlenowa oraz ogromne ciśnienie sprawiały, że panikowałem – zrywałem maskę, wymiotowałem i wielokrotnie krztusiłem się własnymi wymiocinami. Do dziś pamiętam moje przerażenie, że zaraz mogę się udusić...  Bardzo szybko lekarze podjęli decyzję, że należy wprowadzić mnie w stan śpiączki farmakologicznej i podłączyć pod respirator. Miałem wrażenie, że to już koniec mojego życia! Jak przez mgłę pamiętam, gdy przed uśpieniem żegnałem się z rodziną i kazałem pożegnać inne bliskie mi osoby. Perspektywa, że już nigdy mogę ich nie zobaczyć była straszna, załamująca, odbierająca ostatnie resztki nadziei... Nawet nie potrafię wyobrazić sobie, co w tamtym czasie odczuwała moja żona i dzieci. Na pewno pojawiały się myśli, że już na zawsze straci męża, a nasze pociechy ojca.  Przeżyłem. Dałem radę. Przez kilka tygodni leżałem w śpiączce, ale słyszałem wszystko, co działo się wokół mnie! Nigdy nie zapomnę, gdy lekarze stojąc obok, rozważali czy odłączyć mnie od respiratora. Chciałem wtedy zerwać się z łóżka i krzyczeć: „Nie! Stop! Nie róbcie tego! Ja chcę żyć!”. Nie potrafiłem się uwolnić z tej okropnej śpiączki, która uśpiła moje ciało, ale nie świadomość! Nagle ja, dorosły mężczyzna, stałem się całkowicie bezwolny i bezbronny… Zostałem wybudzony ze śpiączki. Nie jestem w stanie opisać co wtedy czułem. Z jednej strony radość, że żyję, mam jeszcze szansę i w końcu zobaczę moją Anetę i dzieci. Z drugiej ogromną złość, bo przecież zabrano mi dotychczasowe życie, które zawsze tak bardzo doceniałem. Nie mogłem mówić ani oddychać, maszyna sterowała każdym moim oddechem! Posiłki i płyny przyjmowałem tylko przez dziurkę w nosie! Poruszyć się też nie mogłem, każdy fragment mojego ciała nagle odmówił mi posłuszeństwa!  Przeżyłem piekło, koszmar z najgorszych możliwych. Ten horror niestety ciągle trwa, nie tylko dla mnie, ale także dla mojej rodziny. Oni pewnie jeszcze bardziej to przeżywają, bo okazuje się, że nie potrafią mi pomóc!  Tak jak pisałem, żniwo mojej choroby okazało się wyjątkowo okrutne. Przeszedłem udar niedokrwienny mózgu, wylew krwi do mózgu, sepsę, zakażenie paciorkowcem, śmierć kliniczną. Moja wątroba, nerki i śledziona przestały prawidłowo pracować, a w płucach pojawiły się dziury! Trzy razy zaatakowała mnie też COVID. Ile człowiek może jeszcze znieść? Tak bardzo chciałbym powiedzieć, że to koniec i jestem już zdrowy. Tak jednak nie jest…  Może myślisz, że sam nic nie zdziałasz, ale ja bardzo proszę o Twoją pomoc. Każda złotówka jest dla mnie niezwykle ważna, ponieważ umożliwi mi podjęcie intensywnej rehabilitacji! Pragnę wrócić do pełnej sprawności i samodzielności. Nadal chcę być stabilnym oparciem dla mojej żony, która teraz sama musi zajmować się trójką naszych dzieci. One potrzebują ojca, który będzie się nimi opiekował, a nie odwrotnie.  Zawsze lubiłem pomagać i robiłem to bezinteresowanie. Dzisiaj to ja potrzebuję Waszej pomocy. Proszę, podaruj mnie i mojej rodzinie nadzieję. Adam

3 339,00 zł ( 1,56% )
Brakuje: 209 427,00 zł