Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Paweł Stelmaszyński
Paweł Stelmaszyński , 11 lat

Nie chcę tęsknić za nieznanym... Pomóż wyjechać Pawełkowi na turnus!

Nie mogę uwierzyć, że czas tak szybko płynie. Pawełek ma już 9 lat, a ja wciąż mam wrażenie jakby od chwili jego narodzin minęło zaledwie kilka dni. Niestety okoliczności przyjścia synka na świat nie były takie, jak sobie wcześniej wyobrażaliśmy. Podczas porodu pojawiły się liczne komplikacje, wskutek których Pawełek otrzymał zaledwie 1 punkt w skali Apgar - nie płakał jak inne noworodki, nie oddychał, nie wiedzieliśmy, czy przeżyje… Paweł na szczęście wygrał tę trudną walkę, jednak pozostawiła ona po sobie trwały ślad w postaci mózgowego porażenia dziecięcego, niedowładu czterokończynowego, padaczki, refluksu żołądkowo-jelitowego i niedoczynności tarczycy.  Mimo swojego wieku syn nie mówi, nie siedzi samodzielnie, a o chodzeniu na ten moment nie ma mowy. Niestety jego życie nie przypomina ani trochę tego, które wiodą jego rówieśnicy. Opanowanie nawet tych, mogłoby się wydawać, najprostszych umiejętności jest dla Pawełka w dalszym ciągu ogromnym wyzwaniem, dlatego syn musi być pod stałą opieką.  Paweł zawsze jest zaciekawiony, kiedy widzi lub słyszy odgłosy dobiegające z placu zabaw. Serce pęka mi wtedy na pół, bo wiem, że syn sam nie jest w stanie opuścić wózka i pobiec na huśtawkę, na drabinki. W oczach synka widzę jednak wesołe ogniki i zapał do działania. Codzienna rehabilitacja metodą Vojty, pionizacja czy ćwiczenia ogólnorozwojowe, chociaż wyczerpujące, są aktywnością ruchową, która jest niezbędna.  Szansą na dalszą walkę o jak najlepsze jutro są turnusy rehabilitacyjne, w czasie których synek pracuje nad znormalizowaniem napięcia mięśniowego oraz nad podstawowymi umiejętnościami, takimi jak samodzielne siadanie. Pozwola to zapobiec powstawaniu wad postawy – muszą one być stale korygowane, w przeciwnym razie uziemią Pawła w wózku na zawsze. Turnus rehabilitacyjny to dla syna czas intensywnej pracy, który zaowocuje w przyszłości. Jest to także podstawa dla dalszej rehabilitacji w domu, dlatego bardzo proszę Was o pomoc w zebraniu potrzebnych środków! Anna, mama

14 905,00 zł ( 68,67% )
Brakuje: 6 798,00 zł
Dorota Szperlik
Dorota Szperlik , 35 lat

Ogromny ból niszczy moją codzienność. Pomóż!

Z każdym miesiącem choroba coraz mocniej wyłącza mnie z życia. Czasami nie mam siły na zwykłe wyjście z domu! Codzienne czynności, które były kiedyś przyjemnością, teraz są obciążeniem. Boję się chwili, gdy ból stanie się nie do zniesienia... Jako nastolatka miałam bardzo bolesne miesiączki. Przez kilka dni w miesiącu ból nie dawał mi zasnąć. Z upływem lat było tylko gorzej – ból pojawiał się w różnych momentach cyklu. Stał się tak silny, że przeciwbólowe środki dostępne bez recepty już nie działały. Szukałam pomocy, ale lekarze na moje problemy mieli jedną odpowiedź: „taka pani uroda”.  Dopiero kilka miesięcy temu udało mi się uzyskać pomoc od specjalisty ginekologii onkologicznej. Zrobiono mi badanie usg i rezonans magnetyczny. Wtedy postawiono diagnozę: endometrioza. Próba leczenia hormonalnego skończyła się niepowodzeniem – przyjmując leki czułam się bardzo źle psychicznie, a do tego pojawiły się zaburzenia rytmu pracy serca. Zaczęły się też problemy z układem pokarmowym i moczowym – czeka mnie dalsza diagnostyka. Prawdopodobnie to wszystko jest skutkiem podstępnego działania endometriozy. Z początku myślałam, że dostanę odpowiednie leki i w końcu mój koszmar się skończy. Byłam w szoku, gdy usłyszałam, że konieczna będzie PILNA OPERACJA! Moją macicę zajęły ogniska adenomiozy. Nie chcę kolejnych miesięcy spędzić przepełniona tępym, pulsującym bólem, który odbiera mi możliwość normalnego funkcjonowania. Kiedyś miałam wiele pasji, swoje życie chciałam poświęcić pomocy skrzywdzonym zwierzętom, byłam nawet domem tymczasowym dla psiaków. Teraz nic z tego nie jest możliwe, sama potrzebuję pomocy. Operacja jest nierefundowana – jej koszt po prostu mnie przeraził: to ponad 30 tysięcy złotych! Nie mam złudzeń. Wiem, że tylko laparoskopowe usunięcie endometriozy może pokonać mój ból. Proszę Was o wsparcie, pomóżcie mi wrócić do życia! Dorota

25 564,00 zł ( 68,65% )
Brakuje: 11 671,00 zł
Staś Siekiera
Staś Siekiera , 14 lat

Staś czeka 6 lat na operację nogi - nie może dłużej czekać!

Radość, którą aktualnie odczuwam, jest nie do opisania! Dzięki Twojej pomocy Staś przeszedł operację prawej nóżki. Jego stan jest bardzo dobry. Kończyna została wyprostowana, a praca z rehabilitantem przynosi zadowalające efekty! To jednak nie jest koniec walki o sprawność syna. Ze względu na rozległość zabiegu, nie było możliwości wykonania operacji obu kończyn jednocześnie. Ponownie potrzebuję Twojego wsparcia... Samotne wychowanie dziecka jest bardzo trudnym zadaniem. Dodatkowo, jeśli jest niepełnosprawne, podporządkowujesz całe swoje życie jemu. Tak jest ze mną i ze Stasiem. Synek urodził się jako wcześniak. W związku z tym ma szereg schorzeń - MPD, upośledzenie głębokie i retinopatię wcześniaczą. Do tego pogłębiającą się lordozę i zwichnięte lewe biodro… Jeszcze do niedawna Stasiu miał nienaturalnie wygięte nóżki. Ich stan cały czas się pogarszał, a to powodowało u syna ogromny ból. Beze mnie Staś nie ma szans, aby żyć. Ubieram go, karmię, przewijam. Zabieram na spacery, czytam, usypiam. Cały czas walczę o niego i poprawę jego stanu zdrowia. Przez nóżki zgięte do tyłu, nie chodzi. Porusza się pełzając, albo na wózku inwalidzkim. Mam nadzieję, że niedługo jego stan zdrowia znacznie się poprawi. Nasza dotychczasowa walka sprawiła, że udało się osiągnąć pierwszy zaplanowany cel. Syn wziął udział w operacji korekcji prawej kończyny dolnej. Teraz nadszedł czas na lewą nogę. Rokowania są bardzo dobre. Rehabilitant Stasia jest zadowolony z osiągnięć, jakie do tej pory udało się im wypracować. Kilka dni temu usłyszałam wspaniałą wiadomość. Po drugiej operacji, którą lekarze mają w planach wykonać jak najszybciej, mój syn ma szansę stanąć na nogi o własnych siłach! Wyprostowanie lewej nóżki, daje możliwość na ostateczne pozostawienie wózka. Tak bardzo się cieszę… Wzruszenie towarzyszy mi za każdym razem, kiedy o tym pomyślę, a tym bardziej, kiedy patrzę, jak mój synek dzielnie walczy.  Koszt korekcji lewej nóżki jest wysoki, a czas ma ogromne znaczenie. Im szybciej uzbieram potrzebną kwotę, tym szybciej Stasiu weźmie udział w drugiej operacji! Bardzo dziękuję za okazane dobro zarówno podczas pierwszej zbiórki, jak i każdemu, kto postanowi wspomóc nas również teraz. Dzięki Tobie mój syn ma ogromne szanse na samodzielne postawienie kroków.  Aneta, mama Stasia

11 678,00 zł ( 68,6% )
Brakuje: 5 344,00 zł
Kasia Latosek
Pilne!
Kasia Latosek , 40 lat

Katarzyna walczy ze wznową raka❗️Pomóż opłacić kosztowne leczenie❗️

Mam pasażera na gapę, potrójnie ujemnego raka piersi. Usłyszałam kiedyś, że „nie jest ważne, jakiego raka ma człowiek – ważne, jakiego człowieka ma rak”. Głęboko wierzę, że tak właśnie jest i pomimo tego, że przychodzi mi się zmierzyć z tą okropną chorobą po raz drugi – wygram tę walkę ponownie.   W październiku 2019 roku po raz pierwszy  otrzymałam diagnozę potrójnie ujemnego raka piersi. Zastosowano wówczas 16 wlewów chemii przedoperacyjnej, a w maju 2020 roku przeszłam operację oszczędzającą – która umożliwiała usunięcie guza i zachowanie piersi. Po operacji przeszłam 5 tygodniową radioterapię wraz z chemią pooperacyjną w tabletkach i na tym zakończyło się leczenie. Myślałam, że zostawiłam ten rozdział w życiu za sobą. Niestety, w listopadzie 2023 roku zdiagnozowano u mnie wznowę. Nie było czasu do stracenia, więc już w styczniu 2024 roku przeszłam mastektomię. Walka z rakiem się jednak nie skończyła. Mój ma jednak ogromnego „pecha” – ma za swojego gospodarza świadomą, zdeterminowaną i waleczną osobę. Mam w sobie niezmierzone pokłady dobrej i pozytywnej energii, a przede wszystkim jestem całkowicie skoncentrowana na zdrowieniu. Poza leczeniem farmakologicznym dbam o siebie w każdy możliwy sposób. Mój rak uwielbia cukier – to mu daje siłę do wzrostu, więc powiedziałam basta – odwyk cukrowy. Każdego dnia dbam o jak najlepszą dietę i żywienie. Odrzuciłam całkowicie niezdrowe jedzenie, fastfoody, ciasteczka i używki – dzięki temu moje ciało ma siłę na dalszą walkę z nowotworem. Stosuję się do zaleceń lekarzy i przyjmuję suplementy: kwasy omega 3, witaminę D3 i K2…  Mój rak chce tu rządzić. Przede wszystkim przez stres. Codziennie chce zasiać ziarna lęku, ale to orka na ugorze. Nie poddaję się temu, bo wiem, jak istotne jest nastawienie w procesie leczenia.  Rozpoczęłam chemioterapię, jednak największe szanse na całkowitą remisję daje połączenie jej z immunoterapią. Niestety, nie jest ona refundowana. Pierwszy wlew powinnam otrzymać już w pierwszej połowie marca. Kolejne trzeba byłoby podawać co dwa tygodnie. Koszt jednego wlewu to około 15 tysięcy złotych. Niezbędne jest podanie ich aż 8 razy, co składa się na ogromną kwotę 120 tysięcy złotych, której nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie. Nigdy wcześniej nie prosiłam o pomoc. Po raz pierwszy doszłam jednak do momentu, w którym potrzebuję wsparcia. Każda wpłata to dla mnie krok w stronę zdrowia. Wierzę, ze dobro wysłane w świat – wraca z podwójną mocą! Katarzyna

87 575,00 zł ( 68,6% )
Brakuje: 40 085,00 zł
Jan Iwański
Jan Iwański , 24 lata

Moja skóra mnie niszczy, a ja błagam o ratunek!

Już 6 lat choruje na atopowe zapalenie skóry.  Od czasu usłyszenia diagnozy sięgałem wielokrotnie po pomoc u dermatologów, niestety leczenie miejscowe za pomocą maści sterydowych czy kremów nie dawało efektów. Choroba postępowała, a stan mojej skóry coraz bardziej się pogarszał.  Z roku na rok było coraz gorzej, aż choroba zajęła całe moje ciało... Skóra łuszczyła się i pękała. Świąd skóry był na tyle nasilony, że miałem trudności ze spaniem. W 2016 roku podjąłem próbę naświetlania całej skóry lampami UVB, które chwilowo dawały miejscową poprawę. Niestety jej stan nie wrócił do normalności. Zacząłem się bać, że to nie minie już nigdy, nigdy nie poczuję się dobrze, choroba zniszczy to, o czym tak bardzo marzyłem - spokojne, zdrowe życie. Kolejną próbą leczenia była cyklosporyna, preparat działający immunosupresyjnie. Byłem bardzo zadowolony z efektów terapii, ponieważ praktycznie z dnia na dzień ustąpiły wszelkie objawy skórne. Odbywałem comiesięczne kontrolne badania krwi pod kątem objawów niepożądanych na lek. Niestety lek ten nie można stosować przez bardzo długi okres czasu. Po odstawieniu cyklosporyny choroba wróciła ze zdwojoną siłą... Stan zapalny całej skóry był tak nasilony, że miałem problemy z poruszaniem się. Nie wstawałem z łóżka, aby zmniejszyć nasilenie bólu. Tamte dni były niczym koszmar senny, który chciałem jak najszybciej przerwać... Nie widziałem nadziei na normalne życie. Z tego powodu musiałem zrezygnować z trenowania piłki nożnej, którą kocham i trenuje ją od 10. roku życia. Przestałem pływać, ponieważ pobyt w basenie bardzo podrażniał moją skórę. Z powodu tragicznego stanu mojej skóry w 2019 roku dermatolog zdecydował się na ponowne włączenie cyklosporyny. Niestety, przestałem na ten lek odpowiadać. Zacząłem mieć najczarniejsze myśli, myśli, że już nigdy nie zatrzymam choroby... Zdecydowałem zgłosić się na badania kliniczne z najnowszymi preparatami i lekiem biologicznym. W badaniach klinicznych często można trafić na grupę placebo, ja jednak zaobserwowałem, że któryś z 2 aktywnych leków zaczął działać. Zobaczyłem wtedy światełko w tunelu. W końcu moje życie zaczęło się zmieniać!  Pomyślałem, że rozwiązaniem problemu może być lek biologiczny, który początkowo mogłem brać w badaniu klinicznym. Jest to lek, który jest refundowany w wielu krajach, ale nadal nie w Polsce... To moja ostatnia szansa, o którą proszę z całego serca, o szansę na normalne życie! Jan

53 625,00 zł ( 68,59% )
Brakuje: 24 552,00 zł
Pola Krutina
Pola Krutina , 5 lat

Pomóż usłyszeć Polci świat!

Polcia ma w grudniu skończyła trzy latka. Urodziła się z niedosłuchem, który utrzymuje się na poziomie 50 decybeli. Aby mówiła – musi słyszeć. Aby mogła słyszeć potrzebuje wsparcia oraz sprzętu. Sytuacja covidowa uniemożliwiła nam systematyczną pracę ze specjalistami. Zajęcia w państwowych placówkach zostały mocno okrojone, przez co straciliśmy pół roku pracy. Córeczka „mówi po swojemu”, zatem dla otoczenia jej komunikaty nie są zrozumiałe. Potrzebuje zajęć z logopedą, z psychologiem oraz terapeutą SI, by móc w przyszłości funkcjonować w naszym świecie.  Staram się zapewnić córeczce wszystko, by prawidłowo się rozwijała i rosła, a wciąż są wytykane jej braki. Zajęcia są kosztowne, a potrzebuje ich kilka razy w tygodniu, by nadgoniła rówieśników. Niestety, koronawirus i jego skutki uderzyły między innymi w branżę hotelarską, z którą na co dzień jestem związana zawodowo. Ostatnie miesiące były szczególnie ciężkie i martwią mnie ograniczone możliwości finansowe w zestawieniu z potrzebami córeczki. Nie chcę, by moje dziecko czuło się gorsze od innych. Niedosłuch, nie jest wyrokiem, lecz brak rehabilitacji może boleśnie odbić się na jej życiu. Wcześniej każdy mówił, że dziecko ma czas, żeby zacząć mówić. Lecz nie jest to do końca prawdą, a czas działa w tym momencie tylko na niekorzyść. Justyna – mama Polci 🔵 Licytacje dla Polci

25 855,00 zł ( 68,57% )
Brakuje: 11 850,00 zł
Sebastian Orzechowski
Sebastian Orzechowski , 39 lat

By zwykła codzienność nie była tak dużym wyzwaniem...

Osiem lat. Przez tyle czasu, byłem sprawnym człowiekiem. Dzieckiem, które o nic nie musiało się martwić. Chłopcem, który idzie na boisko, wiedząc, że czekają na niego koledzy, aby pograć w piłkę lub wspólnie pobawić się na placu zabaw. To były piękne lata beztroski. Teraz mam córeczkę, dla której zrobię wszystko. Bardzo bym chciał, żeby jej przyszłość była wspaniała, żeby wiedziała, że w każdej sytuacji może na mnie liczyć.  Cała moja historia z chorobą zaczęła się niewinnie - od chodzenia na palcach w wieku 8 lat. Tak mi było wygodnie, w pewnym momencie zacząłem chodzić i biegać w ten sposób, bez zastanawiania się, że nie stawiam kroków całą stopą. Szczerze mówiąc, nie myślałem, że może to zwiastować jakiekolwiek problemy. Z roku na rok moje mięśnie stawały się słabsze. Mięśnie pasa biodrowego, później barkowego przestawały prawidłowo funkcjonować… Czułem się coraz gorzej. Najprostsze czynności stawały się ogromnym wyzwaniem. Rodzice pojechali ze mną specjalistów i wtedy dowiedziałem się o chorobie.  Wciąż wierzę w to, że diagnoza nie musi być wyrokiem. Mam na imię Sebastian, mam 36 lat i choruję na dystrofię mięśniową LGMD2A.  Mam cudowną żonę i uroczą córeczkę. Dla nich zrobię wszystko, co tylko się da, aby zatrzymać postępy choroby. Przemieszczam się na wózku inwalidzkim. Nauczyłem się, że jest on moimi nogami, ale nie chcę dopuścić do tego, by dystrofia odebrała mi jeszcze więcej. W maju przeszedłem terapię komórkami macierzystymi. Teraz czeka mnie intensywna rehabilitacja, która mam nadzieję, sprawi, że będę mógł zrezygnować z wózka i wstanę na nogi o własnych siłach.  Na co dzień zajmuję się księgowością w warsztacie samochodowym. Motoryzacja od zawsze była moją pasją. Niestety, mimo że bardzo bym chciał, nie mogę podjąć się żadnej nowej pracy. Pozostała mi tylko praca biurowa.  W każdej sytuacji chcę być wsparciem dla mojej rodziny. Pierwszy krok wykonany - terapia komórkami macierzystymi. Teraz pozostała mi rehabilitacja. Miałem już kilkadziesiąt spotkań z fizjoterapeutą. Czuję się po nich bardzo dobrze i powoli zaczynam widzieć rezultaty. Niestety, koszty terapii, a także dalszej rehabilitacji są naprawdę duże, dlatego z całego serca proszę o wsparcie, dzięki któremu mogę zatrzymać chorobę. Chcę być silniejszy, dla siebie i dla rodziny - by zwykła codzienność nie była tak dużym wyzwaniem. Sebastian

33 703,00 zł ( 68,57% )
Brakuje: 15 446,00 zł
Tomek Albin
Tomek Albin , 41 lat

❗️Guz mózgu, udar, a potem wypadek... Dość już krzywd Tomka - pomocy!

Oddałbym wszystko, żeby tylko Tomek nie zaznał już więcej krzywd. To, ile przeżył, ile wycierpiał, trudno opowiedzieć, a co dopiero pojąć. Jesteśmy zmęczeni, wykończeni tym piekłem, które zgotował nam los... Guz mózgu. Udar. Wypadek... Ile jeszcze tragedii nas czeka? Zasypiam, bojąc się, co przyniesie jutro... Tomek stracił wzrok, gdy miał 3 latka. Guz mózgu... Był malutkim dzieckiem, kiedy przyszło mu zmierzyć się ze śmiercią. Walkę o życie udało mu się wygrać, pozostawiła na nim jednak okrutne piętno. Skazała na życie w ciemności. Przez pewien czas było wszystko dobrze. Tomek cieszył się życiem, jeździł z naszą mamą na wycieczki, szkolenia. Poruszał się o lasce, cieszył życiem, uśmiechał. Wszystko robił sam, nie potrzebował opieki. Mimo swoich chorób Tomek był samodzielny i aktywny. Wtedy przyszedł 2018 rok, który zniszczył wszystko. Brat przeszedł udar mózgu. Cała jego lewa strona ciała stała się bezwładna... Wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać. Wspólnie z mamą znaleźliśmy oddział rehabilitacyjny, w którym mieli pomóc Tomkowi. To zdarzyło się tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Brat niał wyjść na przepustkę, spędzić ten czas z nami w domu. Ma tylko mamę i mnie. Bardzo się cieszył, odliczał każdy dzień, każdą minutę do spotkania z nami. Niestety się nie doczekał... W szpitalu zdarzył się wypadek, który drastycznie pogorszył jego stan. Tomek doznał urazu głowy. Uderzył głową o posadzkę, pękła mu kość. Tak go pilnowano... Święta spędziliśmy przy jego łóżku... Nie było kolęd, wigilijnego stołu, radości... Tylko szpital i strach o życie Tomka. Czekały go 3 poważne operacje, lekarze przygotowywali nas na to, że nie może przeżyć... Że to są chwile, kiedy widzimy go po raz ostatni. Tomkowi udało się przeżyć, ale jego stan był bardzo ciężki... Nie mówił, nie chodził, trzeba było go przebierać, kąpać, karmić... Usunięto mu kość w głowie. Szpital nie chciał go przyjąć, prognozowano, że Tomek będzie "warzywem"... Ufaliśmy specjalistom, a oni zaniedbali Tomka. Doszło do wylewu krwi do mózgu. Kolejną operację, już w innym szpitalu, brat zniósł bardzo ciężko. Był o włos od śmierci, cudem udało się go uratować. Nie chcąc narazić brata na kolejne zaniedbanie ze strony służby zdrowia, postanowiliśmy zabrać go do domu. Uznaliśmy, że to jedyny sposób, bo w szpitalu po prostu umrze. Zaaranżowaliśmy z mamą życie tak, żeby poświęcić je opiece nad Tomkiem... Brat wymaga opieki 24 godziny na dobę. Ktoś z naszej dwójki jest przy nim cały czas. Jest ciężko. Bardzo... W domu od dwóch lat jest płacz. Staramy się, jak możemy, każdy grosz poświęcamy na leczenie i rehabilitację Tomka... Wszystko, żeby niczego mu nie brakowało. Teraz Tomek siedzi, mówi pojedyncze słowa, niestety wciąż nie chodzi. Tomek wymaga leków i kosztownej rehabilitacji. Robię co w mojej mocy, aby zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje, ale to wciąż kropla w morzu... Dlatego proszę o Twoją pomoc. Tak bardzo pragnę, aby moja mama i brat znów mieli uśmiech na twarzy... Chciałbym spojrzeć mu w oczy i ze spokojem obiecać, że wszystko będzie dobrze. Chciałbym mieć pewność, że mu pomogę. Oddałbym bratu wszystko, nawet życie, byle by już nie musiał cierpieć.  Proszę, błagam, nie bądź obojętny na jego los... Brat Tomka, Ernest ➡️ Pomoc dla Tomka - licytacje na Facebooku

39 430,00 zł ( 68,48% )
Brakuje: 18 145,00 zł
Wiktoria Lewandowska
4 dni do końca
Wiktoria Lewandowska , 3 latka

„Mamo, czy jestem gorsza od innych dzieci?” - Wiki bardzo nas potrzebuje! Właśnie TERAZ!

Wiki ku naszemu zdziwieniu i wbrew badaniom, przyszła na świat z wadą rozwojową. Mimo tego, że ją posiada i mimo bardzo trudnych, wspólny początków jest dla nas idealną i najpiękniejszą dziewczynką. Niestety, nadal bardzo potrzebuje wsparcia...  Gdy zaszłam w ciążę, zaczęłam chodzić do ginekologa prywatnie. Wszelkie badania wykazywały prawidłowy rozwój i brak jakichkolwiek komplikacji. Dziecko było zdrowe i pięknie się rozwijało. Niepokoiło mnie, że bardzo puchnę i ciężko mi się poruszać. Były dni, w których chodziłam o kulach. Nie było to jednak niczym nadzwyczajnym, co spowodowałoby szczegółowe badania. Bliżej porodu działo się jednak coś jeszcze bardziej niepokojącego. Miałam wysokie ciśnienie, więc wg wskazówek lekarza mierzyłam je w domu. Ze względu na brak zmian, pojechałam na wizytę. Z wizyty trafiłam od razu do szpitala! To był wtorek wieczór, a w czwartek w nocy urodziłam w 34 tygodniu ciąży, małą Wiktorię. Dopiero wtedy, gdy mała pojawiła się na świecie, dowiedziałam się, że nie ma lewego przedramienia! Nie mogłam w to uwierzyć. Żadna wizyta na to nie wskazywała...  Nie byłam przygotowana psychicznie na taką wiadomość. Pojawienie się dziecka to dla rodziców największa radość i dla nas z jednej strony to było szczęście, lecz z drugiej strony ogromny smutek i żal. Poczucie niezrozumienia i strach, nie mieliśmy pojęcia, co dalej? Czy potrzebne będzie leczenie? Co z jej sprawnością, przyszłością? Dziś Wiki ma niespełna 2 lata i już zaczyna widzieć różnice między sobą a innymi, sprawnymi dziećmi. Chcemy uratować jej przyszłość pod względem sprawności, ale też samopoczucia i pewności siebie. Nie chcemy, by kiedykolwiek czuła się inna, odtrącona, wyśmiana... Rozwiązaniem jest proteza, która kosztuje około 13 tysięcy złotych. Nasza Wiktoria rośnie, więc konieczne będzie wymienianie jej co jakiś czas. To niestety zwiększa koszty... Do tego nadal potrzebna będzie rehabilitacji i pomoc psychologiczna. Mieszkamy w małej wsi, więc każdy wyjazd czy na rehabilitację, czy do lekarza wiąże się również z kosztami.  Prosimy, jeśli czytasz naszą historię — otwórz swoje serce i pomóż naszej małej Wiktorii. Niech nigdy nie poczuje, że jest gorsza... Dla nas jest idealna. Chcemy zadbać o jej zdrowie i ją uchronić...  Rodzice

40 795,00 zł ( 68,47% )
Brakuje: 18 780,00 zł