Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Marcin Sumara
14 dni do końca
Marcin Sumara , 39 lat

Marcin jest więźniem własnego ciała - pomóż mu zawalczyć o sprawność!

Świadomość, że życie Twojego syna jest zagrożone to koszmar, najgorszy z możliwych. Chwilę później zdajemy sobie jednak sprawę z czegoś znacznie bardziej przerażającego. To wszystko dzieje się naprawdę, a nie we śnie. W jednej chwili kompletnie bezbronni stajemy oko w oko z bolesną rzeczywistością... Nigdy nie byłam bardziej przestraszona niż w tamtej chwili, gdy dowiedziałam się, że Marcin miał udar i walczy o życie. Bezsilność i nieskończone godziny oczekiwań, co będzie dalej - to emocje, które wracają do mnie niemal każdego wieczora. Marcin ma dopiero 36 lat! To wiek, w którym ma się jeszcze całe życie przed sobą. To czas na walkę o to, by spełniły się nasze marzenia, a nie na walkę o sprawność i samodzielność. Los obszedł się jednak z Marcinem okrutnie. W jednej chwili zmienił piękne wyobrażenie o przyszłości w ciągły strach.  Konsekwencją udaru okazało się porażenie czterokończynowe sprzężone z zespołem zamknięcia, czyli stanem, w którym świadomość i sprawność umysłowa zostaje zachowana, ale nie ma możliwości kontrolowania własnego ciała, nie możliwości porozumiewania się z innymi za pomocą słów, jedynie za pomocą sporadycznych gestów. Mój syn w jednej chwili stał się więźniem własnego ciała! Moje serce rozpada się na pół za każdym razem, gdy o tym myślę.  Wiem, że jedyną szansą na walkę o sprawność mojego syna jest intensywna, specjalistyczna rehabilitacja. Tylko dzięki niej, Marcin ma szansę odzyskać władzę nad własnym ciałem. Nadal wierzę w to, że będzie mógł samodzielnie funkcjonować. Niestety, nie jestem w stanie z własnej kieszeni zapewnić mu odpowiedniej ilości potrzebnej rehabilitacji.  Proszę, pomóż nam... Nie mogę pozwolić na to, by Marcin na zawsze był zamknięty we własnym ciele. Nie mogę zostawić mojego syna bez pomocy, a rehabilitacja musi rozpocząć się jak najszybciej. Tylko tak syn może zawalczyć z potwornymi skutkami udaru.  Anna, mama

291 659,00 zł ( 69,06% )
Brakuje: 130 653,00 zł
Tomasz Gondek
Tomasz Gondek , 42 lata

Dzieci potrzebują sprawnego taty... Proszę, pomóż!

Tomasz to mój 40-letni mąż i ojciec trójki małych dzieci – Kacpra 11 lat, Amelii 7 lat i Wiktora 2,5 roku. Trudno tak naprawdę określić co się stało, jak doszło do tego nieszczęśliwego wypadku. W momencie przejażdżki rowerowej z dziećmi 16 sierpnia 2022 roku i upadku z roweru Tomasz doznał urazu rdzenia kręgowego, który sparaliżował zarówno jego życie jak i życie całej jego rodziny...  Gdy odebrałam telefon od najstarszego syna, który powiedział, że tata się przewrócił i nie może wstać, nie wiedziałam, co robić. Mieliśmy szczęście, że mieszkanka pobliskiego domu widziała całą sytuację przez okno i zadzwoniła po pomoc. I tak mąż trafił na oddział neurochirurgii. Niestety, od wypadku nikt nie powiedział nam, co dalej, czego możemy się spodziewać. Żyjemy w ogromnej niewiadomej, ale cały czas wierzymy, że wszystko będzie dobrze… Obecnie Tomek jest uwięziony we własnym ciele. Całkowicie uzależniony od pomocy osób trzecich. Obrzęk rdzenia kręgowego po stłuczeniu cały czas utrudnia codzienność. Mąż nie jest w stanie poradzić sobie z prostymi czynnościami jak podniesienie kubka, czy wykonanie telefonu. Kosztowna rehabilitacja w wyspecjalizowanym ośrodku to jedyny ratunek dla Tomka. Miesięczny koszt takiej rehabilitacji to około 25 tysięcy złotych. Według lekarzy Tomek będzie potrzebował minimum rocznej rehabilitacji oraz zakupu specjalistycznego wózka. Pierwsze miesiące po urazie są najważniejsze i tylko intensywna rehabilitacja da Tomkowi szansę na powrót do sprawności oraz czynnego udziału w życiu swoich dzieci, które tak bardzo potrzebują sprawnego tatusia.  Twoja pomoc to wsparcie nie tylko dla Tomka, ale dla całej naszej rodziny! *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. Dołącz do grupy licytacyjnej na rzecz Tomka - licytuj lub dodawaj licytacje! POMÓŻ TOMKOWI STANĄĆ NA NOGI

220 225,00 zł ( 69% )
Brakuje: 98 914,00 zł
Mieszko Cynkier
Mieszko Cynkier , 45 lat

Dla mojej rodziny muszę być silny! Pomóż mi zawalczyć o życie!

Jeszcze niedawno czułem, że mam wszystko, dziś to wszystko mogę stracić! Nie sądziłem, że życie może zmienić się tak szybko, że wystarczy kilka miesięcy by rzeczywistość, którą znałem i budowałem latami, stała się mglistym wspomnieniem... Mam 43 lata, kochaną żonę, malutkiego synka i... mielofibrozę, która może mnie zabić! Jestem sportowcem, thriatlonistą - setki razy brałem udział w wyścigu, dziś muszę ścigać się o swoje życie... W lutym 2021 roku po słabych wynikach krwi i biopsji szpiku dostałem diagnozę: zaawansowana mielofibroza pierwotna, zwłóknienie szpiku kostnego, nowotwór plus znacznie powiększona śledziona. Według lekarzy została mi jedynie chemia na śledzionę i przeszczep szpiku, który jest trudnym tematem, bo ciężko jest znaleźć dawcę.  Zaledwie 1 na 20.000 osób to nasz bliźniak genetyczny, który będzie mógł być dla mnie dawcą, jednak zanim taka osoba się znajdzie – nie mogę stać z założonymi rękami! To tak jakbym się poddał, skazał na śmierć drugi raz... Spędziłem tygodnie na desperackim poszukiwaniu ratunku i tak trafiłem na leczenie alternatywne. Zaledwie po trzech miesiącach jego stosowania wróciłem do biegania, jazdy na rowerze – wróciłem do życia! Jest jedno "ale" - na kontynuację takiego leczenia po prostu mnie nie stać... Droga do odwrócenia procesów nowotworowych jest jeszcze przede mną dosyć długa, ale obecnie mogę prawie normalnie funkcjonować, zajmować się synem i rodziną! Dlatego proszę Cię – pomóż mi! Mieszko

75 746,00 zł ( 68,99% )
Brakuje: 34 042,00 zł
Piotr Kozak
Piotr Kozak , 25 lat

Piotrek uciekł przed śmiercią, teraz musi wrócić do zdrowia. Daj mu szansę!

Choroba przyszła znienacka. Nikt się tego nie spodziewał, nie mogliśmy się przygotować. Śmiertelne zagrożenie, skrajnie niebezpieczny przeciwnik. Źródło strachu, łez, cierpienia, wielu nieprzespanych nocy. Ciężka walka o życie kosztowała mojego syna ogrom sił, pozostawiając mnóstwo blizn na zdrowiu i formie Piotra. Dzisiaj, żeby odbudować te zniszczenia, potrzebujemy wiele intensywnej i kosztownej rehabilitacji.  Przed moim synem była ostatnia klasa technikum, matura i studia. Wszystko to musiał przerwać, a plany i marzenia porzucić. W sierpniu zeszłego roku Piotrek nagle przestał chodzić. U syna znaleziono guza kanału kręgowego. Lekarze podejrzewali też nowotwór. Ostatecznie potwierdził się najgorszy z możliwych scenariuszy. Syn ma chłoniaka B-komórkowego z zajęciem obwodowego układu nerwowego. Trudna nazwa, jeszcze trudniejsze leczenie.  Szpital stał się naszym domem. Mimo natychmiastowej operacji niedowład nóg i kręgosłupa, niestety nie ustąpił. Piotrek poddał się też chemioterapii, ale bardzo źle się po niej czuł. Widziałam jak bardzo cierpi, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Nie ma gorszej sytuacji dla matki… Jego stan dodatkowo pogorszyła sepsa, która postanowiła dołączyć do całego zastępu nieszczęść syna.  To był straszny czas, ale najgorsze mamy już mam nadzieję za sobą. Ostatnie wyniki badań pokazały, że choroba jest w stanie remisji. Teraz największym marzeniem Piotra jest znów stanąć na własnych nogach. Syn obecnie porusza się na wózku, a przy pomocy innych jest w stanie przesiąść się na łóżko i ubrać. Dopiero niedawno zaczął ruszać nogami. Rehabilitacja przynosi efekty. Krok po kroku zmierzamy w stronę powrotu do zdrowia.  Przed Piotrkiem jeszcze długa droga do osiągnięcia pełnej sprawności i wiele miesięcy ciężkiej pracy. Jesteśmy na nią gotowi, choć wiemy, że musimy się też uzbroić w cierpliwość. Najgorsze jest jednak to, na co nie mamy wpływu… Roczny koszt rehabilitacji syna to ponad 200 tys. złotych. To ogromne pieniądze… Zaglądam do portfela i wiem, że ich tam nie ma. Dlatego proszę o pomoc. Mój syn ma dopiero 20 lat. Całe życie przed nim i to właśnie teraz decyduje się, jakie ono będzie. Choroba, niszcząc zdrowie Piotrka, pozostawiła po sobie gruzowisko, które staramy się uprzątnąć i odbudować. Potrzeba zastępu specjalistów, rehabilitantów, znających się na swojej pracy, a to kosztuje… Proszę, daj mojemu synowi nadzieję. Daj szansę, by znów zaczął chodzić. Bożena, mama

149 886,00 zł ( 68,97% )
Brakuje: 67 412,00 zł
Piotr Wald
Piotr Wald , 59 lat

Piotr cudem przeżył groźny wypadek! Pomóżmy odzyskać sprawność i zdrowie!

Czasami wystarczy chwila, by uświadomić sobie, jak kruche jest życie człowieka. Odebrać sprawność i sprawić, że do tej pory silny, zdrowy mężczyzna, będzie zdany na pomoc innych. Tak niestety stało się w przypadku mojego ukochanego męża, Piotra… 15 stycznia 2023 roku jego życie zmieniło się na zawsze, gdy padł ofiarą wypadku samochodowego. Wskutek wypadku Piotr doznał poważnego urazu kręgosłupa.  Niezbędna była pilna operacja ratująca życie. Nie jestem w stanie opisać, jak straszliwie się o niego baliśmy! Ku naszej rozpaczy, do tej pory przebywa w szpitalu, pozbawiony samodzielności. Wciągany na wózek inwalidzki, nosi usztywniający kołnierz, a jedynie porusza się za pomocą ruchomego ramienia.  Niestety, jego nogi nie są w stanie funkcjonować poprawnie, dlatego potrzebuje kosztownej rehabilitacji z wykorzystaniem robotyki, aby odzyskać sprawność fizyczną. Półroczny turnus rehabilitacyjny to jednak ogromny koszt, któremu nie jesteśmy w stanie sprostać samodzielnie. Piotr ma przed sobą jeszcze wiele lat życia. Sprawmy, by nie musiał spędzić ich przykuty do wózka i zależy od pomocy innych. Sprawmy, że odzyska swoje życie sprzed wypadku. Wierzymy, że wspólnymi siłami możemy przywrócić Piotrowi nadzieję i szansę na powrót do normalnego życia. Jego rodzina, która z ogromnym przeżyciem wspiera go na każdym kroku, stoi razem z nim w tej trudnej drodze.  Piotr jest człowiekiem pełnym empatii i zawsze gotowym pomagać innym, teraz jednak to on potrzebuje naszej pomocy. Piotr spędził całe życie aktywnie, pracując jako taksówkarz w Katowicach, a teraz jego życie oraz życie jego rodziny zostało całkowicie przewrócone do góry nogami. Prosimy o pomoc i wsparcie w tej ciężkiej walce. Razem możemy pomóc Piotrowi do zdrowia i normalności. Żona Piotra

82 076,00 zł ( 68,82% )
Brakuje: 37 180,00 zł
Kacperek Kołosowski
Kacperek Kołosowski , 5 lat

Ciężko mu nawet oddychać... – Pomóż Kacperkowi!

Jak trudno wyrazić wdzięczność… Wasza pomoc przerosła moje najśmielsze oczekiwania! W zaledwie kilka dni pasek się zazielenił – DZIĘKUJĘ. To cudowne, jakim dobrem obdarzyliście mojego synka.  Postanowiliśmy działać dalej i zoptymalizować leczenie Kacperka. Dzięki Wam mamy już fundusze na codzienne zajęcia u neurologopedy, terapię SI dwa razy w tygodniu i zajęcia z sensoryki. To ogromny sukces. Ten etap otworzyliśmy na turnusy rehabilitacyjne, które dają szybkie kolosalne postępy. Dziękujemy za każde otwarte serce! Poznaj historię Kacperka: Kacperek cierpi na afazję. Występuje u niego całkowity brak komunikacji werbalnej. Porozumiewa się z nami głównie za pomocą gestów, mimiki, postawy ciała. Jego kilka pojedynczych słów, jest niezrozumiałych dla otoczenia.  U mojego synka wykryto zaburzenia przetwarzania słuchowego. Rozumie nasze polecenia, jednak trzeba zazwyczaj powtórzyć je kilka razy. Zaburzenia czynnościowe, takie jak oddychanie, połykanie, żucie niosą za sobą u niego całą kaskadę zaburzeń poznawczych jak i morfologicznych twarzy. Jest już po wycięciu trzeciego migdała, a czeka go jeszcze w najbliższym czasie zabieg skrócenia wędzidełka języka. Kacpruś cierpi na zaburzenia integracji sensomotorycznej. Ma problem z planowaniem ruchowym, koordynacją wzrokowo-ruchową, separacją ruchów.  Duża część trudności widocznych u syna wynika z zakłóceń w odbiorze i przetwarzaniu bodźców sensorycznych pochodzących głównie z układów bazowych: przedsionkowego, prioprioceptywnego o charakterze podwrażliwości. Zmaga się również z nadwrażliwością dotykową, przez co często jest nerwowy. Przez swoją nadruchliwość i obniżoną koncentrację ciężko mu się skupić. Obniżony próg bólu wskazuje na zaburzenia czucia głębokiego. Do tego dochodzi jeszcze astma oskrzelowa i alergie, które dodatkowo utrudniają mu funkcjonowanie, gdyż przez kilka miesięcy w roku ma zatkany, swędzący nosek i kaszel.  Kacperek jest kochanym, uśmiechniętym, pogodnym dzieckiem, które bardzo, ale to bardzo chciałoby już mówić. Niestety bez intensywnej terapii nie ruszy do przodu, a wręcz przeciwnie. Kacper potrzebuje na już skrócenia wędzidełka języka, elektrostymulacji, intensywnej terapii neurologopedycznej i senso-motorycznej, fizjoterapii, Tomatis, EEG Biofeedback, potrzebuje także stymulatorów MFS. Kacper przyjmuje na stałe leki na astmę i alergię. Jest pod stałą opieką alergologa, pulmonologa, neurologa i psychiatry. Co pół roku jeździmy na badania kontrolne do Karpacza. Synek ma także przepisane przez neurologa leki na poprawę pracy mózgu.  Koszty leczenia syna, a nawet same codzienne dojazdy na terapię, zaczęły nas przerastać. Codzienne życie, utrzymanie 5-osobowej rodziny w tych czasach jest bardzo drogie. Zaczyna nam brakować funduszy na przywrócenie Kacperkowi zdrowia, aby miał szansę dogonić rówieśników. Jesteśmy zmuszeni prosić Państwa o pomoc, bo niestety nasza służba zdrowia nie jest w stanie nam pomóc. Kacper w ramach zajęć wczesnego wspomagania rozwoju, tzw. WWR ma dostać kilka darmowych wizyt u specjalistów. Jest to jednak kropla w morzu jego potrzeb... Obecnie synek posiada już orzeczenie o niepełnosprawności.  Kacper potrzebuje kosztownych turnusów rehabilitacyjnych, których koszt jest ogromny. Turnus z mikropolaryzacją mózgu to koszt prawie 18 000 zł. Turnus dla dzieci z zaburzeniami sensomotorycznymi to prawie 12 000 zł. Na takich turnusach zabiegi i ćwiczenia trwają kilka godzin dziennie, dlatego przy tak intensywnej pracy efekty są kolosalne. Już pomogliście uzbierać nam środki na codziennie zajęcia. Wierzę, że i tym razem się uda! Karolina, mama

63 651,00 zł ( 68,77% )
Brakuje: 28 903,00 zł
Monika Walicka
Pilne!
Monika Walicka , 34 lata

Operacja Moniki już wkrótce❗️Pomóż, by jej cierpienie nie poszło na marne...

Mam na imię Monika, mam 31 lat. 31 lat okupione bólem i łzami. Cierpiałam w milczeniu, teraz krzyczę o ratunek, bo nie mogę już wytrzymać... Do niedawna groził mi wózek inwalidzki, moje ciało niedomagało... Jedyną szansą była dla mnie operacja. Dzięki ludziom o cudownych sercach udało mi się - mam "nowe", naprawione nogi! Niestety, moje szczęście nie trwało długo... Aby móc chodzić, muszę nauczyć się, jak to zrobić - konieczna jest intensywna rehabilitacja. Ogarnia mnie rozpacz, bo tak bardzo chcę ćwiczyć, żeby w końcu stanąć na nogi i nie zaprzepaścić wyników operacji! Znów przeszkodą są ogromne koszty, a ja muszę błagać o jakąkolwiek pomoc... Urodziłam się z dziecięcym porażeniem mózgowym, porażone miałam i ręce, i nogi... Moje dzieciństwo mijało w szpitalach i na rehabilitacjach. Na oddziale, w towarzystwie pielęgniarek – tak spędzałam kolejne urodziny. Raczkowałam i z tej perspektywy poznawałam świat - z podłogi... Zrobić pierwszy krok i chodzić jak każde inne zdrowe dziecko – tylko o tym marzyłam. Nie rozumiałam, dlaczego brutalny los odebrał mi tę szansę, a innym pozwolił cieszyć się zdrowiem. W wieku 7 lat przeszłam operację nóg, dzięki której zostałam spionizowana i zaczęłam chodzić o kulach. Niestety, to nie był koniec batalii o zdrowie, ale dopiero kolejny trudny początek. Chore nogi nie mogły się same poruszać, więc chodząc o kulach, cały ciężar ciała opierałam na rękach. To doprowadziło do ich osłabienia oraz dramatycznego w skutkach skrzywienia kręgosłupa… Stałym towarzyszem mojego życia został nieludzki ból. Trwałam w nim aż do momentu spotkania ze specjalistami z Paley European Institute. Trafiłam na wybitnego lekarza – amerykańskiego ortopedę profesora Paleya, który uratował wielu pacjentów przed amputacją, a tym, którzy mieli być skazani na kalectwo i wózek inwalidzki, dał możliwość, by chodzić! Wraz ze swoim zespołem dał mi szansę na chodzenie na własnych nogach i tylko o jednej kuli, bez bólu! Koszt operacji był jednak ogromny... Kiedy dostałam kosztorys, zera wirowały mi przed oczami. Wiedziałam jednak, że muszę spróbować, bo po latach dostałam nadzieję, że mogę w końcu przestać cierpieć... Przez wiele miesięcy robiłam, co mogłam, by dotrzeć do dziesiątek tysięcy ludzi i prosić o ich pomoc - opowiadałam o swojej tragedii, pisałam prośby dzień i noc... Udało się! Dzięki wsparciu ludzi o cudownych sercach 25 lipca przeszłam operację. Moje nogi w końcu są proste, zniknęły przykurcze i co najważniejsze - nic mnie nie boli. Niestety, oprócz dobrych wieści czekały mnie też złe... Tak jak małe dziecko uczy się chodzić, tak i ja muszę się tego nauczyć... Kiedyś poruszałam się głównie przy pomocy rąk, teraz muszę nauczyć się korzystać z własnych, zoperowanych nóg. Konieczna jest długotrwała intensywna rehabilitacja, która mi w tym pomoże. Bez niej operacja nie przyniesie efektów... Nie brakuje mi determinacji i chęci do pracy, blokuje mnie jak zwykle tylko jedno - ogromne koszty... Sama niestety znów jestem bezsilna. Znów muszę prosić o pomoc... Od 1 sierpnia rehabilituję się w Paley Europen Institute  i moje środki na subkoncie już się kończą. Jestem przerażona. Bez pomocy nie jestem w stanie nauczyć się chodzić i cała walka pójdzie na marne. Została mi tylko nadzieja. Błagam o ratunek, wiem, że z Wami nie ma rzeczy niemożliwych... Monika Kibicuj Monice w jej walce na Facebooku - „Pokonać MPD - wspieramy Monikę w walce z chorobą"  

187 403,00 zł ( 68,74% )
Brakuje: 85 214,00 zł
Jonathan Lach
Jonathan Lach , 6 lat

Jeden z bliźniaków ZMARŁ, drugi wciąż walczy... Pomóż Jonathankowi❗️

Miało być ich dwóch, dwóch synków, którzy wypełniają nasz dom tupotem stóp i śmiechem. Stało się inaczej... Danielek nie żyje. Przeżyliśmy najgorszą tragedię, która może spotkać człowieka – śmierć dziecka. Został nam Jonathan. Każdy dzień jest walką, walką, w której doszliśmy do muru… Bo tylko intensywna rehabilitacja da naszemu dziecku szansę na sprawność! Proszę o pomoc! Kiedy otrzymaliśmy wiadomość, że urodzą nam się bliźniaki, byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Rzeczywistość napisała jednak tragiczny scenariusz... W 17. tygodniu ciąży okazało się, że dzieci nie rozwijają się tak samo. Co tydzień jeździłam do szpitala na kontrolę, obawiając się najgorszego. Wierzyłam jednak, że wszystko zakończy się dobrze. Już wtedy wiedziałam, że chłopcy otrzymają biblijne imiona - Jonathan i Daniel.  W 26. tygodniu ciąży zaczęły się komplikacje. Kiedy byłam już na szpitalnym oddziale, tętno jednego z dzieci zaczęło spadać! Kilka godzin później dowiedziałam się, że Daniel nie żyje. Przeżyłam szok. W jednej chwili wszystko legło w gruzach... Nie było nawet czasu na żałobę po tak bolesnej stracie, rozpoczęła się walka o życie Jonathana. Pamiętam do dziś, jak panicznie dopytywałam o mojego drugiego synka… Bałam się, że stracę też jego. O mało co, a Jonathan także by umarł… Był maleńki, kruchy, ważył niecały kilogram. Na widok synka podłączonego do aparatury podtrzymującej go przy życiu, myślałam, że sama umrę. Byłam na półprzytomna... Wydawało mi się, że jestem w najgorszym koszmarze, z którego nie mogłam się obudzić... Nikt nas na taką tragedię nie przygotował, wszystko miało być dobrze, tymczasem stanęłam w obliczu śmierci jednego synka i tego, że drugi też może odejść! Już w pierwszej dobie życia synek był reanimowany i zaintubowany... Zdiagnozowano u niego niewydolność serca, martwicze zapalenie jelit, sepsę i anemię oraz wiele innych powikłań związanych z wcześniactwem i komplikacjami okołoporodowymi. Usłyszałam, że syn będzie sparaliżowany, nie będzie chodził, mówił i słyszał… Każde słowo było bolesnym ciosem w moje i tak zranione serce. Cała nasza rodzina pogrążyła się w żałobie. Od dnia narodzin walczymy o Jonathana… Na szczęście większość przewidywań nie sprawdziła się, poza jedną… Synek ma porażoną prawą stronę ciała. W jego prawej rączce i nóżce występuje nieprawidłowe napięcie mięśniowe i bardzo bolesne przykurcze. Dzięki Waszemu dotychczasowemu wsparciu i ogromnemu zaangażowaniu, udało się zakończyć pierwszy etap leczenia – Jonathan jest już po długiej i skomplikowanej operacji neurochirurgicznej selektywnej rizotomii grzbietowej w USA. Niestety, dziś już wiemy, że to nie wystarczy... Aby syn mógł całkowicie wrócić do sprawności potrzebna jest dalsza intensywna rehabilitacja, liczne terapie, badania, wizyty u specjalistów i odpowiedni sprzęt medyczny. Prawa rączka jest porażona do tego stopnia, że jego paluszki, nadgarstek wciąż nie potrafią poruszać się samodzielnie. Dodatkowo Jonathanek ma problemy z częstymi infekcjami górnych dróg oddechowych, astmą oskrzelową, dychawicą oskrzelową oraz alergią na pyłki traw. Wymaga przyjmowania leków i inhalacji na stałe... Synek ma również problemy z widzeniem przestrzennym i ma zeza prawostronnego, korygowanego przez okulary. Wymaga dalszych badań oraz terapii wzroku.  Niestety, to wszystko już teraz pochłania mnóstwo pieniędzy... Koszty stale rosną, a my wiemy, że sami nie jesteśmy w stanie zapewnić synowi wszystkiego, co potrzebne. Zbieramy więc fundusze na turnusy rehabilitacyjne i specjalistyczny sprzęt: ortezy, obuwie, wkładki. Potrzebujemy odpowiedniego sprzętu rehabilitacyjnego: platformy wibrującej, bieżni, rowerka oraz wielu pomocy terapeutycznych.... Dlatego zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc w gromadzeniu funduszy na dalsze leczenie. Za każdy gest wsparcia - kierujemy gorące wyrazy wdzięczności. I prosimy, nie zostawiajcie nas. Walczcie z nami do końca! Rodzice Jonathana  ➡️ Śledź postępy Jonathanka na Facebooku - zapraszamy na stronę Super drużyna dzielnego Jonathanka ➡️ Obejrzyj apel rodziców Jonathanka:

192 362,00 zł ( 68,71% )
Brakuje: 87 594,00 zł
Maja Malicka
Pilne!
Maja Malicka , 13 lat

Jej pierwsze pytanie po przebudzeniu to wyszeptane, rozpaczliwe: „Dlaczego”❗️

Jeszcze wypieraliśmy z naszej świadomości wiadomość, że Maja ma raka, a tu spadła na nas kolejna druzgocąca informacja, że guz nie pozwala jej oddychać, że oplata aortę, wypełnia przestrzenie międzykręgowe, przestrzenie międzyżebrowe i przycisnął serduszko do kręgosłupa. Zaczął się nasz horror… Maja ma 12 lat. 23 stycznia 2023 r. trafiła do szpitala z płucem wypełnionym wodą. Chirurg, który miał wykonać ściągnięcia wody z płuca, zlecił wykonanie badania USG, które wykazało w ciele Mai ogromnego guza. Dla nas to był szok! Maja została przeniesiona na oddział onkologiczny. Podczas zabiegu pobrania wycinka do badania histopatologicznego, wpływ leków usypiających spowodował zwiotczenie mięśni, guz ucisnął tchawicę. Maja nie była w stanie oddychać samodzielnie. Została podłączona pod respirator i przeniesiona na OIOM.  Lekarze nie chcieli rozmawiać z nami o jakichkolwiek rokowaniach. Po raz pierwszy mieli do czynienia z pacjentem, którego leczenie onkologiczne zaczyna się w stanie śpiączki farmakologicznej. OIOM stał się naszym drugim domem. Byliśmy u Mai co dzień i z rozpaczą obserwowaliśmy, jak zmienia ją wyniszczająca chemia.  Majunia w trakcie pobytu na OIOMie przeszła zakażenie wirusem cytomegalii i zakażenie pałeczką ropy błękitnej. My przechodziliśmy przez emocjonalne piekło świadomi faktu, że w każdej chwili może wdać się sepsa.  Po trzech tygodniach doczekaliśmy się wyniku badania histopatologicznego z rozpoznaniem mięsaka prążkowanokomórkowego śródpiersia z zajęciem regionalnych węzłów chłonnych – 4% szans na przeżycie! Świat się dla nas zawalił. Skąd wzięliśmy siłę na funkcjonowanie, nie wiem. Powtarzaliśmy tylko pełni wiary i nadziei, że będzie dobrze. Wiele osób się za nasze dziecko modliło. To chyba ta świadomość nas tak mocno budowała. Po trzech kuracjach chemii wykonano rezonans – guz zszedł z tchawicy. 21 lutego – w Wielką Środę Maja samodzielnie wybudziła się ze śpiączki farmakologicznej. Jej pierwsze pytanie do nas po przebudzeniu to z wielkim trudem wyszeptane, rozpaczliwe: „Dlaczego”?  Całe dwa dni czekała na wyjęcie rurki respiratora z tchawicy. Po zabiegu Majunia została przeniesiona na oddział onkologii i poddana kolejnej dawce chemioterapii. Ale w jej wyniku doszło do uszkodzenia istoty białej mózgu. Z Mają nie było kontaktu. Wyglądała tak, jakby ponownie zapadła w śpiączkę.  Neurolog i dwóch anestezjologów przekazało mi informację, że jest to zmiana trwała i że powinniśmy poszukać dla naszego dziecka miejsca w hospicjum. Błagałam Boga, żeby zwrócił mi moje dziecko… I zwrócił! W ciągu dwóch dni Maja odzyskała świadomość. Pozostał lewostronny paraliż nóżki, który masażami i intensywną rehabilitacją udało się zniwelować. W wyniku długotrwałego leżenia doszło do zaniku mięśni. Maja na nowo musiała nauczyć się chodzić. Dzisiaj nie jest idealnie, ale chodzi samodzielnie.  Wierzymy, że będzie jak dawniej biegać, jeździć na rolkach i na rowerze. Przeszła długą, bardzo trudną i wyniszczającą organizm chemioterapię zakwalifikowaną jako chemia wysokiego ryzyka, chirurgiczną operację wycięcia masy resztkowej guza i wielotygodniową radioterapię protonami w Krakowie.  Po 10 miesiącach walki z rakiem otrzymaliśmy od lekarzy bardzo dobrą wiadomość – nowotwór jest w remisji! Od listopada tego roku Maja przeszła na leczenie tzw. chemią podtrzymującą. Co dzień dostaje chemię w tabletkach, co tydzień musimy dojeżdżać do szpitala na wlewy.  Maja wymaga także intensywnej rehabilitacji i walczymy z niedożywieniem. Jest w nas mnóstwo nadziei i wiary, że za rok Maja wróci do szkoły i swoich wcześniejszych aktywności. My już wiemy, że cuda się zdarzają. Tymczasem chcielibyśmy prosić o pomoc i wsparcie naszej Mai w walce o zdrowie i sprawność. W wieku 12 lat przeszła piekło... Chcemy, by w końcu mogła o nim zapomnieć. Rodzice

73 084,00 zł ( 68,69% )
Brakuje: 33 299,00 zł