Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dominik Rożentalski
Dominik Rożentalski , 18 lat

Dominik codziennie walczy o samodzielność! Pomóż mu!

Dziękujemy za dotychczasowe wsparcie! Dzięki Wam Dominik mógł uczestniczyć w turnusach rehabilitacyjnych, które pozytywnie wpływają na poprawę jego sprawności. Prosimy, bądźcie z nami dalej! Nasza historia Każdy dzień przynosi nową dawkę cierpienia, z którą musi zmierzyć się Dominik. My, jego rodzice, doświadczamy razem z nim wszystkich krzywd, jakie zsyła na niego los. Jesteśmy przy naszym synku i zrobimy wszystko, by jego życie było szczęśliwe, by nigdy nie czuł się gorszy z powodu swojej niepełnosprawności.  Dzień narodzin Dominika to najszczęśliwszy moment naszego życia. Jak wszyscy rodzice, czekaliśmy na naszego synka z niecierpliwością i ekscytacją. Wówczas nie wiedzieliśmy, że czeka nas o wiele więcej wyzwań, niż przeciętny rodzic potrafi sobie wyobrazić. Dominik walczy o zdrowie już od dnia, w którym przyszedł na świat. Nasz syn cierpi na dziecięce porażenie mózgowe, padaczkę, wzmożone napięcie mięśniowe i niedosłuch obustronny. Jego codzienność wypełniona jest walką o każdą umiejętność – codzienne zmagania, za pomocą których próbujemy wyprzedzić chorobę. Dominik przeszedł już szereg operacji – między innymi operację rozszczepu podniebienia miękkiego, operacje nóg i stopy. Walczymy, aby mógł w przyszłości stanąć na własnych nogach, a być może nawet samodzielnie chodzić. Tak bardzo pragniemy, by zrobił choć niewielki krok w stronę normalności.  Nasz synek już dawno udowodnił, że jest wytrwały. Po każdym odbytym turnusie jest coraz silniejszy i nabiera nowych umiejętności. Potrafi sam wejść na wózek, zaczyna chodzić przy chodziku. Pokonuje już większe odległości! Ręce ma coraz sprawniejsze, co umożliwia mu samodzielne jedzenie stałych pokarmów. To daje nam nadzieję, że kiedyś spojrzymy w przyszłość bez nieustannego lęku. Tak bardzo chcemy, by Dominik mógł czynić dalsze postępy. Aby to było możliwe, konieczna jest intensywna rehabilitacja oraz turnusy, które są prawdziwym zastrzykiem mocy – niestety, wszystkie nasze oszczędności już dawno się wyczerpały.  Zwracamy się z prośbą o ratunek dla naszego dziecka. Ludzie o dobrych sercach są naszą ostatnią deską ratunku. Prosimy, wesprzyjcie nas w walce o przyszłość naszego synka.  Rodzice Dominika 

746,00 zł ( 1,34% )
Brakuje: 54 574,00 zł
Nikuś Lenczewski
Nikuś Lenczewski , 4 latka

Pomóż nam zawalczyć o przyszłość Nikosia!

Nasz synek przyszedł na świat zdrowy i nic nie wskazywało na to, że wkrótce będzie musiał zmierzyć się z tak ogromnymi problemami. Jako rodzice chcielibyśmy dla naszego dziecka wszystkiego, co najlepsze. Jednak okazuje się, że los zrzucił na nas wiele trudnych wyzwań... Nikoś nagle zaczął mierzyć się z częstymi i silnymi atakami agresji i autoagresji. Nie chciał wychodzić z domu, bawić się ani jeść. Unikał innych dzieci. Nie mówił. Gdy pojawiły się ataki padaczki, byliśmy naprawdę przerażeni. Wiedzieliśmy, że musimy zacząć działać! Proces diagnostyczny był trudny. U syna często powtarzały się napady, lęki przed nowymi miejscami i osobami, przez co podchodziliśmy do niektórych badań dwukrotnie. Gdy finalnie otrzymaliśmy diagnozę, byliśmy zdruzgotani! U Nikodema zdiagnozowano autyzm atypowy i padaczkę, które bezpowrotnie wyrwały go z beztroski dzieciństwa... Musieliśmy działać szybko, dlatego niezwłocznie rozpoczęliśmy terapię. Dziś Nikoś powoli zaczyna mówić, choć porozumiewa się głównie za pomocą gestów. Jego komunikacja nadal jest na niższym poziomie niż u jego rówieśników Dlatego musimy pracować z synkiem, nawet w domu. Otrzymaliśmy specjalne maty edukacyjne, które mogłyby wesprzeć rozwój naszego dziecka, jednak tutaj pojawia się nasz kolejny, olbrzymi problem... Borykamy się bowiem z trudnymi warunkami mieszkaniowymi. Niestety, nasz dach wymaga PILNEGO remontu! Każda ulewa, a nawet zwykły deszcz sprawiają, że woda dostaje się do środka… Wpływa to niekorzystanie na całe mieszkanie, jego ściany i meble. Gdybyśmy tylko mogli, od razu przeprowadzilibyśmy tę naprawę! Jednak to znacznie złożony problem, który wymaga wysokich nakładów finansowych oraz wsparcia specjalistów… Wszystko to sprawia, że w naszym domu nie ma na razie przestrzeni, gdzie moglibyśmy swobodnie ćwiczyć z Nikodem. Posiadamy pomoce sensoryczne, które moglibyśmy wykorzystywać do codziennej pracy z synkiem, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że oprócz terapii ze specjalistą, ważna jest systematyczna praca w domu. Mamy chęci, motywację i sprzęt, ale niestety brakuje nam odpowiedniego miejsca we własnym domu! Przynajmniej na razie… W naszym domu jest poddasze, które mogłoby spełnić marzenie o własnym pokoju dla Nikosia. Oczami wyobraźni widzimy, jak synek bawi się w nim, wieczorem czytamy mu bajki na dobranoc, a w dzień codziennie ćwiczymy, aby wzmacniać jego rozwój. To piękne marzenie, ale aby się spełniło, potrzebujemy pomocy wielu dobrych serc. Poddasze wymaga adaptacji, dostosowania go do potrzeb dziecka i przede wszystkim remontu dachu… Kochamy naszego synka całym sercem! Pragniemy dla niego dobrej przyszłości, dlatego musimy zadbać o to, co tu i teraz. Nie jest nam łatwo prosić o pomoc, ale nadszedł czas, gdy musimy schować dumę do kieszeni. Sami dalibyśmy sobie radę i przetrzymali trudne chwile. Ale tutaj chodzi o los naszego synka… Jesteśmy kochającą się rodziną, a Nikoś jest dla nas najważniejszy! Marzymy o tym, by zapewnić mu jak najlepsze warunki mieszkanie i rozwojowe, jednak potrzebujemy wsparcia – dziś prosimy Cię o wpłatę na naszą zbiórkę. Wierzymy, że wokół nas jest wielu dobrych ludzi i to daje nam nadzieję! Dzięki Twojej pomocy nasz synek będzie mógł każdego dnia odnosić kolejne małe sukcesy. Jeśli możesz, prosimy – wesprzyj Nikosia w walce o lepsze jutro! Rodzice

2 135,00 zł ( 1,33% )
Brakuje: 157 440,00 zł
Łukasz Dębicki
Łukasz Dębicki , 34 lata

Moje życie legło w gruzach w ułamku sekundy... Proszę, pomóż!

Historia mojego życia ma wiele mrocznych rozdziałów. To raczej scenariusz na dramat, niż lekką powieść czy komedię romantyczną. W przeszłości doświadczyłem naprawdę wiele złego, na własnej skórze boleśnie przekonałem się jakie życie potrafi być niesprawiedliwe. Może właśnie dlatego teraz potrafię cieszyć się i doceniać te drobne rzeczy… Moje dzieciństwo nie należało do najprostszych. Wobec mnie i mojej mamy stosowano przemoc psychiczną i fizyczną. Było nam bardzo ciężko, ale mieliśmy siebie, więc mieliśmy wszystko… Z czasem na szczęście sytuacja w domu się ustabilizowała i postanowiłem samodzielnie ułożyć sobie życie. Podjąłem pracę na budowie, poznałem kobietę, w której się zakochałem i z którą chciałem związać się do końca życia. Żyliśmy skromnie, ale szczęśliwie, a owocem naszej miłości są nasze cztery wspaniałe córki. Gdy wszystko zdawało się zmierzać w dobrym kierunku, sytuacja diametralnie się zmieniła...  Niespodziewanie zmarła mi mama, co mocno odbiło się na mojej psychice. Nie mogłem się z tym pogodzić, ale wiedziałem, że muszę żyć dalej... Kiedy miałem nadzieje, że wszystko zaczyna się układać, los postanowił zadać kolejny cios. Podczas wykonywania obowiązków służbowych uległem wypadkowi – spadłem z rusztowania, z 5. metrów na beton. Cud, że przeżyłem, jednak konsekwencje wypadku będę odczuwał już do końca życia.  Mam zmiażdżony rdzeń kręgowy i poruszam się na wózku. Na domiar złego, w czasie gdy nie mogłem wstawać z łóżka, zmarł mój tata. Wypadek spowodował, że nawet nie miałem możliwości pożegnania się z nim.  Po wypadku wymagałem stałej i wymagającej opieki, którą otrzymywałem od moich najbliższych. Z czasem jednak sytuacja w domu uległa pogorszeniu. Podczas mojego turnusu rehabilitacyjnego w Centrum Opiekuńczo-Mieszkalnym w Resku, ostatecznie rozstaliśmy się z moją partnerką. Zostałem całkiem sam. Był to dla mnie wielki wstrząs, ale wiedziałem, że nie mogę się poddać, nie teraz… Dziś próbuje odbudować to, co jeszcze jest możliwe do poskładania. Próbuje zorganizować sobie nowe miejsce do życia. Mieszkanie, jakie mam po ojcu wymaga gruntownego remontu i przystosowania do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Chciałbym walczyć o związek, moje dzieci, jednak wiem, że teraz muszę skupić całą swoją energię na pracy nad sobą. Jestem zdeterminowany, by wrócić do dawnej sprawności. Aby mieć na to szanse, potrzebne są pieniądze na moją rehabilitację.  Chciałbym stanąć na nogi, zrobię to dla moich córeczek, które kocham nad życie. Ogromnie proszę o Wasze wsparcie. Tylko dzięki ćwiczeniom, które są bardzo kosztowne, jest szansa na odzyskanie sprawności i dawnego życia. Proszę, nie odwracajcie wzroku... Łukasz

2 210,00 zł ( 1,33% )
Brakuje: 163 748,00 zł
Beata Piechowiak
Beata Piechowiak , 57 lat

Przez nowotwór straciłam nogę❗️ Potrzebuję protezy!

Moje życie wywróciło się do góry nogami 15 lat temu, jednak pamiętam jakby to było wczoraj... usłyszałam wtedy potworną diagnozę – kostniakomięsak lewej kości udowej! Ciężko było mi uwierzyć w to, że mam nowotwór! Jak się okazało, to właśnie on odmienił moje życie już na zawsze.  Po rozpoznaniu u mnie raka kości, przeszłam operację usunięcia guza, lekarze przeprowadzili też endoprotezoplastykę stawu kolanowego. Myślałam wtedy, że moje problemy się kończą, a życie powoli będzie wracało do normy. Niestety, nie wiedziałam jeszcze jak bardzo się mylę… Po czasie doszło do obluzowania endoprotezy i w maju 2015 roku trzeba było ją wymienić. Musiałam spędzić kolejne dni w szpitalu. Znów ten stres i ból… Ale i tym razem to nie był koniec mojego cierpienia! Po operacji doszło do zakażenia i w mojej lewej nodze wywiązała się ropowica! Z wysoką gorączką i wymęczonym organizmem, trafiłam do szpitala. Po raz kolejny przeszłam operację. Tym razem nie było innego wyjścia – cała moja lewa noga została amputowana. Załamałam się! Na początku było mi niesamowicie trudno tym bardziej, że nie miałam wsparcia rodziny ani znajomych. Czułam się odrzucona i pozostawiona sama sobie. Wszystko to sprawiało, że jeszcze ciężej było mi zaakceptować sytuację, w jakiej się znalazłam. Musiałam nauczyć się chodzić na nowo, nie mogłam też kontynuować pracy. Byłam zdana jedynie na pomoc opieki społecznej i dobrych ludzi, spotykanych na wyjazdach rehabilitacyjnych czy pielgrzymkach.  Uwielbiam spacery na świeżym powietrzu, w szczególności po lesie czy parku. To miejsca, w których mogę się wyciszyć i zrelaksować. Na co dzień, poruszam się przy pomocy kul i muszę korzystać z protezy. Niestety ta, której używam, jest niewygodna i ciężka, co bardzo utrudnia mi przemieszczanie się. Każdy dzień poruszania się z pomocą protezy, którą obecnie posiadam, obciąża moją sprawną nogę. Ponadto doskwierają mi bóle fantomowe. Cały czas potrzebuję regularnej rehabilitacji – z tym również wiąże się wiele wydatków.  Rozwiązaniem wielu moich problemów byłaby nowa, lekka proteza. Dzięki niej codzienność stałaby się dla mnie przynajmniej odrobinę łatwiejsza. Niestety, jest to ogromny wydatek, przekraczający zupełnie moje możliwości. Dlatego proszę o pomoc! Bez Waszego wsparcia, moja sprawność będzie jedynie nieosiągalnym marzeniem… Beata

3 323,00 zł ( 1,32% )
Brakuje: 247 741,00 zł
Marcel Buczek
Pilne!
Marcel Buczek , 12 lat

Wesprzyj walkę Marcela❗️ Pomóż pokonać NOWOTWÓR!

Co robisz, gdy widzisz, jak Twoje dziecko płacze z bólu? Gdy lekarz mówi Ci, że ma nowotwór?! Gdy nie śpisz w nocy, bo boisz się kolejnego dnia? WALCZYSZ! Przytulasz i mówisz, że będzie dobrze! A później robisz wszystko, żeby tak było… Już w zeszłym roku Marcel skarżył się na ból nogi, jednak lekarze uspokajali nas, że to tylko bóle wzrostowe, że minie. Nie minęło! W styczniu kolano syna bardzo spuchło, a na jego nodze pojawiły się liczne zasinienia. Znów zapukaliśmy do drzwi gabinetu lekarskiego, jednak tym razem wszystko potoczyło się zupełnie inaczej… Pediatra zlecił badania krwi i zdjęcie RTG. Po zapoznaniu się z  historią leczenia syna pilnie wysłał nas do ortopedy. Wtedy rozpoczął się nasz koszmar, a Marcelek trafił do piekła – za drzwi oddziału onkologii dziecięcej, prosto w objęcia nowotworu… Marcel jest w trakcie serii badań. Obecnie najważniejsze jest monitorowanie jego sytuacji w celu jak najszybszego wykrycia przerzutów, które mogą pojawić się w szpiku. Syn jest przerażony… Trudno mu zrozumieć, co właściwie stało się z jego życiem… Towarzyszący mu zespół Aspergera potęguje lęk przed niewiadomą…  Zła informacja jest taka, że nowotwór się rozrasta! 9 października mamy kolejną wizytę u ortopedy, po której lekarze zadecydują o losach Marcela. Wiemy, że konieczna będzie operacja, by usunąć zmiany. A później? Chemia? Radioterapia? Jeszcze boję się o tym myśleć… W oczekiwaniu na kluczowe leczenie Marcel musi korzystać z intensywnej rehabilitacji. Musi wzmocnić ciało, by było gotowe do dalszej, wyczerpującej walki! Potrzebuję Waszej pomocy, aby Marcel mógł stawić czoła temu potworowi, który zawładnął jego ciałem. Proszę, pomóżcie mi uwierzyć, że wszystko skończy się dobrze… mama, Dorota

1 406,00 zł ( 1,32% )
Brakuje: 104 977,00 zł
Dymitr Wanżula
10 dni do końca
Dymitr Wanżula , 2 latka

Choroba, której nie widać❗️Operacja jedyną szansą❗️

Wszystko się zaczęło razem ze skurczami porodowymi. Nasza 3-letnia wówczas córeczka nagle zaczęła płakać i mówiła: "Mamusiu, błagam, nie jedź do szpitala! Nie wyjdziesz z niego, nie wypuszczą cię potem!". Tak jakby odczuwała, że coś się dzieje... Poród był bardzo trudny. Synka od razu zabrali na oddział intensywnej terapii. Zaczynałam już panikować, bać się o życie mojego dziecka, kiedy lekarze poinformowali, że synek ma wadę pęcherza moczowego.  Ale co to za wada zrozumiałam, dopiero kiedy zobaczyłam wszystko na własne oczy. Dymitr cierpi na ekstrofię pęcherza moczowego. To defekt zamknięcia dolnej części ściany brzucha i jedna z chorób, których nie widać.  Skontaktowaliśmy z lekarzem z Serbii, który zaproponował operację zamknięcia i schowania pęcherza. Przeszliśmy zabieg w 2022 roku, a teraz konieczne jest przeprowadzenie drugiego etapu operacji na spodziectwo i tworzenie kości miednicy oraz tkanki mięśniowej. Kiedy dotarł do nas rachunek za operację, nogi się pod nami ugięły. 12 500 euro! Już by zebrać pieniądze na pierwszy etap leczenia, musieliśmy prosić znajomych, a teraz? To kwota kompletnie nieosiągalna. Błagamy Cię o pomoc. Mama Dymitra

751,00 zł ( 1,31% )
Brakuje: 56 297,00 zł
Zosia Łappo
Zosia Łappo , 89 lat

Pomóż mi zapewnić ukochanej babci spokojną starość❗️

Moja babcia Zosia przebywa aktualnie w ośrodku opiekuńczo-rehabilitacyjnym. Ma 88 lat i wymaga stałej opieki połączonej z rehabilitacją, której ja nie jestem w stanie jej zapewnić… Dlatego z bólem serca muszę poprosić o pomoc, by opłacić jej pobyt. Cierpi na liczne schorzenia przewlekłe; przewlekła niewydolność serca, stan po licznych złamaniach… Babcia nie jest zdolna do samodzielnej egzystencji. Od 1 do 8 grudnia przebywała w szpitalu, ponieważ jej stan był ciężki. Wtedy pojawiła się propozycja, by skorzystać z takiego ośrodka. W naszej rodzinie niestety nikt nie był w stanie zajmować się babcią. Moja mama jest po operacji biodra, a siostra mieszka daleko. Ja po prostu nie mam siły, by pomagać babci wstać, przemieszczać się i opiekować się nią. Mieszkanie babci jest bardzo ciasne i nie ma w nim możliwości poruszania się na wózku inwalidzkim. W bloku nie ma windy. Opiekun przyznany z MOPS-u przychodził tylko co jakiś czas i niestety, często znajdował babcię leżącą na ziemi! Dlatego zdecydowaliśmy się na ośrodek. Tam ma naprawdę kompleksową opiekę. Ktoś zawsze jest na miejscu, jest w stanie jej pomóc nawet w środku nocy i zapewnić rehabilitację... Niestety, koszty pobytu są naprawdę duże. Dlatego chciałabym poprosić o pomoc, by zapewnić babci Zosi chociaż rok pobytu w miejscu, które zajmie się tak, jak tego potrzebuje i będzie mogła funkcjonować i żyć bez strachu i nie w samotności. Każda wpłata i udostępnienie mają ogromne znaczenie i już teraz dziękuję za nie z całego serca. Dorota, wnuczka

819,00 zł ( 1,3% )
Brakuje: 61 735,00 zł
Paweł Sobolewski
Paweł Sobolewski , 38 lat

Nie cofnę czasu, ale nadal mam szansę normalnie żyć! Proszę o pomoc...

Niedługo minie 10 lat, od kiedy moje życie uległo całkowitej zmianie. Chciałem sobie tylko skrócić drogę do domu. Gdybym wtedy wiedział, jakie będą tego konsekwencje... Przechodziłem przez tory kolejowe, a w zasadzie przebiegałem, bo wydawało mi się, że zdążę, że pociąg jest jeszcze daleko. Dalej mam jedynie zamglone wspomnienia, jak przebłyski świadomości. Po walce o życie obudziłem się w szpitalu. Bez nóg… Trafiłem do szpitala w ciężkim stanie, od razu na stół operacyjny. Przez wiele długich godzin lekarze walczyli o to, bym nie pożegnał się z życiem. Tę walkę wygrałem, za co dziękuję losowi. Nadal tu jestem, choć nigdy nie będzie tak, jak przed wypadkiem… W sumie aż 4 razy trafiałem pod nóż chirurga z powodu martwicy nóg. Po ponad miesięcznym pobycie w szpitalu na Klinice Chirurgii Urazowej i Ortopedii wróciłem do domu. Wtedy tak naprawdę zacząłem życie od początku. Bez nóg, na wózku inwalidzkim, musiałem się nauczyć funkcjonować jako niepełnosprawny człowiek. Jednak błędna decyzja zaważyła na całym moim życiu, o mało mi je nie odbierając. Zacząłem walczyć o to, co mi zostało. Intensywne ćwiczenia i rehabilitacja kikutów pozwoliły mi dwa lata po wypadku zacząć poruszać się na protezach. W 2012 roku udało mi się zebrać potrzebną kwotę na moje pierwsze “nowe nogi - to na nich od początku uczyłem się stać pionowo i stawiać pierwsze kroki. Obecnie poruszam się w protezach z przegubem kolanowym, jednak moja mobilność jest ograniczona. Moim marzeniem są nowoczesne protezy z przegubami kolanowymi C-Leg, które pozwoliłyby mi sprawniej pokonywać bariery i normalnie funkcjonować na co dzień, a nawet powrócić do pracy! Przed wypadkiem byłem mechanikiem samochodowym… Samochody to moja pasja. O niczym nie marzę tak, jak o odzyskaniu samodzielności - tego, co większość z Was ma, choć może nie docenia. Mam nadzieję, że moja historia będzie przestrogą i skłoni do refleksji, że to, co teraz wydaje nam się takie normalne, można stracić w jednej chwili… Przed wypadkiem byłem bardzo aktywny, czerpałem z życia pełnymi garściami: praca, jazda na rowerze, bieganie, siłownia, basen, piłka nożna, wyjazdy nad jezioro, nad morze, w góry, zbieranie grzybów... Często śnię o tym, że znów sam prowadzę samochód... Profesjonalne protezy pozwolą odzyskać mi samodzielność i niezależność. Niestety, ich koszt jest gigantyczny… Dlatego zwracam się z ogromną prośbą do wszystkich, którzy to czytają, o pozostawienie choć kilku złotych. Każda cegiełka to dla mnie szansa na odzyskanie tego, co straciłem w wypadku… Z góry za wszystko dziękuję. Paweł

3 776,00 zł ( 1,3% )
Brakuje: 286 161,00 zł
Natalia Kulyk
5 dni do końca
Natalia Kulyk , 3 latka

Najcięższy stopień autyzmu❗️Potrzebne wsparcie❗️

Jeszcze zanim Natalka przyszła na świat, lekarze mówili, że może urodzić się głuche, ślepe lub mieć problemy neurologiczne. Poród był ciężki, ale kolejne badania nie wykazały u Natalki żadnych problemów! Ciężar spadł nam z serc, ale tylko po to, by za jakiś czas powrócić ze zdwojoną siłą. Po półtora roku zauważyliśmy, że nasza córeczka dziwnie się zachowuje. Była bardzo wycofana, unikała kontaktu. Do tego mówiła może 5 słów i to było tyle. Chodziliśmy do logopedy, ale powiedziano nam, że Natalka może z tego wyrosnąć. Pochodzimy z Ukrainy, więc może lepiej podłapie język i będzie dobrze. Kilka miesięcy później postanowiliśmy zaprowadzić Natalkę do żłobka, by otworzyła się i złapała kontakt z innymi. Niestety, pewnego dnia otrzymaliśmy telefon z informacją, żeby zabrać dziecko, ponieważ wpadła w niekontrolowaną histerię i autoagresję! Wtedy wiedzieliśmy, że to już nic błahego. Nasze dziecko potrzebowało pomocy! Poszliśmy do neurologa, psychiatry… Lekarze w końcu byli zgodni, że objawy wskazują na autyzm i zalecili nam testy. Okazało się, że najcięższa forma autyzmu – 24 punkty w badaniu ADOS-2. Potem dochodziły kolejne objawy – histeria, wyłączenie mowy, autoagresja, brak kontaktu, napięcie mięśniowe… Chwytaliśmy się każdej opcji, każdej możliwości walki o nasze dziecko. Uczęszczaliśmy na rehabilitację, zajęcia z logopedą, psychiatrą, psychologiem, terapię SI… I nie przyniosło to skutków. Rok walki nie owocował niczym. Zaproponowano nam rozpoczęcie terapii behawioralnej. To nadzieja, która może w końcu poskutkować polepszeniem się zdrowia naszego dziecka, ale oczywiście na naszej drodze stanął mur nie do pokonania – pieniądze. Godzina terapii behawioralnej kosztuje 200 zł, a Natalka wymaga MINIMUM 4 godzin w tygodniu. Nie możemy przerywać terapii, bo nie będzie żadnych postępów. Jesteśmy przerażeni, bo nie mam pieniędzy, by zagwarantować naszemu dziecku przynajmniej częściowo normalne funkcjonowanie. A jeśli jej stan się nie poprawi, może wystąpić padaczka… Dlatego z całego serca prosimy o pomoc. Każda wpłata to dla nas pewność, że Natalka otrzyma niezbędną terapię.  Rodzice

532,00 zł ( 1,3% )
Brakuje: 40 320,00 zł