Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Alona Kondratiuk
Alona Kondratiuk , 42 lata

Rak mnie nie pokona❗️Walczę dla ukochanego syna i męża...

Mam na imię Alona i mam 40 lat. Poprzedni rok nie był dla mnie łaskawy, a mogłabym rzec, że był niezwykle okrutny. Najpierw informacja o wojnie i ataku na moją ukochaną Ukrainę. Później w lipcu wiadomość o mojej chorobie. Czuję, że od tamtego momentu każdy mój dzień to niekończąca się walka o powrót do zdrowia, a także o pokój w mojej ojczyźnie. Kilka miesięcy temu zdiagnozowano u mnie mięsaka przestrzeni zaotrzewnowej. Jeszcze na Ukrainie wdrożono leczenie ratujące mi życie – przeszłam operację wycięcia guza. Niestety w grudniu 2022 roku podczas rezonansu jamy brzusznej wykryto zmiany przerzutowe w wątrobie. Z uwagi na wojnę nie mogłam kontynuować leczenia w Ukrainie. Musiałam opuścić mój kraj, zostawiając ukochanego męża i syna…  Po przyjeździe do Polski szukałam pomocy i możliwości leczenia. W końcu udało się i po wielu konsultacjach i badaniach jeden z prywatnych ośrodków, podejmie się leczenia. Niestety miesięczny koszt wynosi około 9 tys. złotych! W wyniku choroby nie jestem w stanie podjąć żadnej pracy, a trudna sytuacja w moim ojczystym kraju, powoduje, że moi bliscy również nie są w stanie mi pomóc.  Dlatego dziś nie mam innego wyboru, jak prosić Was o pomoc! Jesteście moją jedyną nadzieją, że wygram tę prywatną, toczącą się w moim organizmie wojnę. Proszę o pomoc, chcę żyć, wychować syna, wrócić do pracy i do domu… Alona

1 103,00 zł ( 1,99% )
Brakuje: 54 217,00 zł
Jacek Ptak
Jacek Ptak , 50 lat

Pomóż w walce z nieuleczalną chorobą❗️

Pierwsze niepokojące objawy zauważyłem 3 lata temu. Właśnie wtedy prawa ręka zaczęła funkcjonować gorzej. Nie spodziewałem się jednak, że to początek mojej walki z nieuleczalną chorobą. Z czasem zacząłem zauważać, że objawy rozprzestrzeniają się po całym ciele. Natychmiast udałem się na szczegółowe badania, które doprowadziły mnie do diagnozy. Stwierdzono u mnie stwardnienie zanikowe boczne… Jest to straszliwa, postępująca i nieuleczalna choroba, która prowadzi w szybkim tempie do niedowładów i paraliżu… Muszę tego uniknąć! Przez 1,5 roku brałem udział w programie, dzięki któremu miałem dostęp do leku, który dawał nadzieję na lepsze życie. Mogłem zahamować drastyczny postęp choroby i normalnie żyć. Niestety ta nadzieja została mi odebrana… Nie mogę już uczestniczyć w programie, a co za tym idzie – zostałem pozbawiony leku, który jako jedyny dawał mi szansę… Jestem skazany wyłącznie na siebie, jednak możliwości finansowe nie pozwalają mi na pokrycie kosztownego leczenia...  Przed chorobą starałem się prowadzić aktywny tryb życia, cieszyć się każdą chwilą, doświadczać. Niestety diagnoza wywróciła wszystko do góry nogami. Jeśli nie będę w stanie uzbierać niewyobrażalnie wysokiej sumy, mój stan będzie stale się pogarszał… Bywają lepsze i gorsze dni. Zdarza się tak, że jestem w stanie wstać i w miarę normalnie funkcjonować. Niestety zdecydowanie przeważają te, w których nie mogę podnieść się z łóżka. Bardzo proszę o pomoc. Każda złotówka jest dla mnie bardzo cenna. Liczę, że otworzycie dla mnie swoje serca. Jacek

4 231,00 zł ( 1,98% )
Brakuje: 208 535,00 zł
Marcin Pawlak
Marcin Pawlak , 18 lat

Ogromna tragedia rodziny... Budzimy Marcina❗️

Prosimy o pomoc i wsparcie dla naszego syna. Marcin cudem przeżył próbę samobójczą… Nie zostawił żadnego listu. Nie wiemy, co się stało. Nie wiemy, dlaczego podjął taką decyzję. Wiemy jedno – żyje, a my o to życie musimy teraz zawalczyć. By do nas wrócił… Nasz 16-letni syn Marcin 28.02.2022 roku po prostu wyszedł z domu. Jeszcze kilka dni wcześniej snuł plany na przyszłość. Nic nie wskazywało na to, że już za moment postanowi odebrać sobie życie.  Początki walki były bardzo ciężkie. Brak pracy jelit, mózg uszkodzony- śpiączka, niedowład spastyczny czterokończynowy, gastrostomia odżywcza, tracheostomia, neurogenny pęcherz moczowy. Tygodnie spędzone w szpitalu, a następnie 13 miesięcy w ośrodku, w którym walczyliśmy o jego powrót…  Przed Marcinkiem ogrom godzin rehabilitacji. Teraz jesteśmy w domu. My rodzice, zajmujemy się synem. Każdą wolną chwilę spędzamy właśnie z nim. Czwórka rodzeństwa nam pomaga. Sprawdzamy, czy oddycha, czy czegoś potrzebuje, czy może zrobił jakiś postęp… Wiemy, że Marcin nas słyszy ale nie mamy wypracowanej komunikacji, nie odpowiada mruganiem, nie macha ręką, nie rusza głową. Jednak Pani psycholog z ośrodka mówiła, że jest ogromna szansa i nadzieja na to, że jeszcze będzie dobrze. Wymaga to jednak ogromu pracy i nakładów finansowych, które są zbyt duże dla naszej rodziny. I choć chcielibyśmy przychylić mu nieba i zrobić wszystko, by wrócił, sami nie dam rady.  Rehabilitacja domowa, czy wizyty logopedy to wciąż za mało. Turnusy rehabilitacyjne, terapie ze specjalistami, sprzęt medyczny i ortopedyczny – to koszty, których nie dam rady udźwignąć bez Waszej pomocy.  Ogromna tragedia, która nas spotkała, zawsze będzie o sobie przypominać. Najważniejsze, że Marcin przeżył. O jego wybudzenie i dalszą sprawność walczymy. Bardzo prosimy o wsparcie finansowe i pomoc dla naszego dziecka. Niech ta jedna zła decyzja w jej życiu nie przekreśli wszystkiego… Rodzice Marcina ➤ Walkę Marcina możemy obserwować także na Facebook'u – Budzimy Marcina

5 287,00 zł ( 1,98% )
Brakuje: 260 671,00 zł
Mykyta Hryhoriev
Mykyta Hryhoriev , 18 lat

Kiedyś nie mógł wstać z łóżka, dziś stawia swoje pierwsze kroki! Nadal potrzebna jest wielka pomoc!

Dziękuję za Wasze dobre serca przy poprzedniej zbiórce! Mój syn poczynił już wielkie postępy, ale niestety nadal wymaga specjalistycznego wsparcia.  Moje środki już się kończą, a ja nie mam innego wyjścia… Proszę, zostańcie z nami! Nasza historia: Mykyta miał 11 lat, gdy wydarzyła się nasza tragedia! Miałam silnego, pełnego energii i sprawnego synka. Później nasze życie zmieniło się na zawsze! Od tamtego czasu nie przestaliśmy walczyć, nie mieliśmy chwili wytchnienia...  Przeszliśmy niesamowicie długą i trudną drogę. Mój syn w bardzo młodym wieku, nagle i niespodziewanie doznał udaru mózgu. Od tego czasu nic nie było takie same...  Każdego dnia, najpierw w szpitalach, a później w domu, widziałam, jak syn cierpi. Mój chłopiec z dnia na dzień stracił wszelkie umiejętności i możliwości! Przez siedem lat ćwiczył taniec narodowy, trenerzy bardzo go chwalili, mógł tak wiele osiągnąć! Niestety nie było mu to dane… Oboje bardzo się staramy — znosimy z pokorą codzienny trud. Niestety w wyniku uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego pojawił się szereg skutków, z którymi nie poradzimy sobie sami...  To tak bardzo boli, że nadal nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło! Mykyta nie mówi, nie potrafi samodzielnie jeść, nie potrafi się przebrać, umyć. Codziennie ma napady padaczkowe, które sieją ogromne spustoszenie! Dopiero po wielu latach syn potrafi przeżuwać pokarm, a z moją pomocą może przejść nawet 10 metrów! Widzę efekty naszej ciężkiej pracy, co motywuje mnie do dalszych działań! Syn waży jednak 50 kg, a ja niewiele więcej. Muszę go dźwigać i nosić, na co brakuje już mi sił. Pionizator jest dla nas realną pomocą, ponieważ umożliwi mu samodzielnie poruszanie się! Wierzę, że ten sprzęt wzmocni jego sprawność i zmotywuje do dalszych ćwiczeń.  Zwracam się z prośbą o pomoc w zakupie pionizatora dynamicznego, opłaceniu wizyt lekarskich i transportu medyczny do Wrocławia, gdzie raz na 3 tygodnie odbywają się zabiegi. Kiedyś mój syn nie mógł nawet wstać z łóżka, dziś stawia swoje pierwsze kroki! Wierzę, że może być jeszcze dobrze! Za Waszą pomoc dziękuję z całego serca! Mama

395,00 zł ( 1,98% )
Brakuje: 19 480,00 zł
Yehor Prodanov
1 dzień do końca
Yehor Prodanov , 9 lat

Pomóż w walce o sprawność i samodzielność! Razem przeciw SMA!

8 marca 2015 urodził się nasz synek. Wymarzony, wyczekany, wytęskniony. Niestety, szczęście trwało jedynie 1,5 roku… To właśnie wtedy zaczęły pojawiać się pierwsze niepokojące objawy. Nigdy nie podejrzewaliśmy wówczas, z jak straszliwą diagnozą przyjdzie się nam zmierzyć… Po omacku błądziliśmy, szukając ratunku ponad rok! Dopiero wyniki badań genetycznych dały odpowiedź – to SMA! Choroba, która każdego dnia osłabia mięśnie synka, przez co Yehorek nie jest w stanie wstać, chodzić, czy chwytać. Wiele czynności sprawia mu dużo trudności i wymaga stałej opieki i pomocy drugiej osoby. Yehorek z każdym dniem słabł. Rzuciliśmy wszystko i wszystkie swoje siły skoncentrowaliśmy na tym, by jak najszybciej rozpocząć leczenie. Dzięki Waszej dotychczasowej pomocy udało się nam uzbierać środki na kosztowną rehabilitację oraz zakup poduszki ortopedycznej do wózka. Jesteśmy Wam niezwykle wdzięczni za każdy gest dobroci skierowany w naszą stronę! Niestety nasza walka o synka wciąż trwa i nadal potrzebujemy Waszego wsparcia! Staramy się udźwignąć jak najwięcej sami – opłacamy turnus rehabilitacyjny dla synka oraz kurs masaży, by móc wspierać jego terapię w domu. Mimo najszczerszych chęci nie jesteśmy jednak w stanie sprostać wszystkiemu… Przed nami konieczność zakupu specjalistycznego gorsetu oraz pionizatora. Wydatki z tym związane są niezwykle wysokie i przekraczają nasze możliwości… Choroba naszego synka jest nieuleczalna, a o jego zdrowie, rozwój i lepszą przyszłość będziemy musieli walczyć nieustannie. Prosimy, wyciągnijcie do nas pomocną dłoń. Wasze wsparcie może odmienić życie niewinnego dziecka – każda wpłata i udostępnienie to dla nas iskierka nadziei na lepsze jutro! Rodzice      

247,00 zł ( 1,98% )
Brakuje: 12 200,00 zł
Artem Kroitor
13 dni do końca
Artem Kroitor , 4 latka

Wygrać ze skutkami NOWOTWORU – Potrzebna pomoc❗️

Nasza historia zaczęła się w 2019 roku na porodówce. Od razu jak Artem przyszedł na świat, lekarze zauważyli, że ma problem. Nie ruszał nóżkami, miał dziwnego guzka na plecach. Natychmiast zaczęli go badać na wszelkie możliwe sposoby, a wynikiem tych badań została potwierdzona diagnoza — neuroblastoma.  Tak rozpoczęła się nasza wojna. 6 cyklów chemioterapii, liczne narkozy, nieskończona ilość badań i leków, mających na celu choć trochę złagodzić skutki uboczne chemioterapii... Potem jeszcze pół roku terapii wspierającej, znów niekończące się badania i w końcu długo wyczekiwana remisja, ale z ciągłą kontrolą — guz nie został usunięty całkowicie. Nie było to możliwe.  Oprócz diagnozy głównej, mamy też diagnozę towarzyszącą — niedowład kończyn dolnych. To przez guz, który uszkodził zakończenia nerwowe odpowiedzialne za ruch nóg. Mimo wszystko istnieje nadzieja, że synek kiedyś zacznie chodzić. Rokowania lekarzy są pocieszające, ale rehabilitacja jest niezbędna. Artem jest bardzo silny i wytrzymały mimo wieku. Dzięki rehabilitacji, którą już przeszliśmy, zaczął po trochu raczkować, lepiej trzyma tułowie, ma więcej siły w rękach, po trochu uczy się chodzić w ortezach… Co prawda póki co potrzebuje w tym wsparcia, ale, tak czy siak, progres jest ogromny! Jak tylko polepszyły się jego nawyki ruchowe, od razu zaczęła się poprawiać też mowa (przed tym on w ogóle nie mówił). Jest bardzo inteligentnym chłopcem. Zna i chętnie pokazuje cyfry, litery, kolory, zwierząt, warzywa i owoce. Lepi z plasteliny i jak wszystkie dzieci uwielbia kreskówki, a z gadżetami sobie radzi lepiej, niż niejedna osoba dorosła! Specjaliści twierdzą, że uda się postawić Artema na nogi, i że stopniowo nauczy się chodzić. Trzeba tylko dużo i regularnie pracować. Rehabilitacja musi być cały czas, dlatego chwytam się każdej możliwość, każdej szansy. Ale koszty stają się zbyt duże. Marzę, że pewnego dnia zobaczę pierwsze samodzielne kroki syna. Tak bardzo życzę mu, żeby miał normalne życie, żeby mógł bawić się z innymi dziećmi... Przez prawie 4 lata przeszliśmy długą drogę i po prostu nie mamy prawa się zatrzymać. Marzę o tym, żeby zobaczyć pierwsze kroki synka. Bardzo proszę o pomoc każdego z Was. Mama

953,00 zł ( 1,97% )
Brakuje: 47 303,00 zł
Nela Musiał
Nela Musiał , 10 miesięcy

Musimy zawalczyć o sprawność Neli! Prosimy o wsparcie!

Nasza córeczka całą ciążę rozwijała się prawidłowo. Wszystkie badania, w tym prenatalne wychodziły wręcz książkowo. Z radością oczekiwaliśmy aż przyjdzie na świat i wypełni nasze serca miłością. Zaczynaliśmy nowy etap, nie sądziliśmy jednak, że będzie on trudniejszy niż dla większości młodych rodziców… Gdy odeszły wody niezwłocznie udaliśmy się do szpitala. Poród odbył się w sposób naturalny. Ale gdy tylko lekarze wyciągnęli córeczkę nie mogliśmy jej przytulić. Zobaczyliśmy przerażoną minę pielęgniarki, usłyszeliśmy płacz Nelci, a później nam ją zabrali. Nie wiedzieliśmy co się dzieje!  Lekarze przynieśli córeczkę dopiero po trzech godzinach. Prosili, abyśmy byli ostrożni, ponieważ córka ma problemy z ręką, była kompletnie lejąca, bezwładna… Nie byli w stanie określić co się wydarzyło, co dolega naszej kruszynie. Powiedzieli tylko, że podczas porodu jej rączka była owinięta pępowiną. Szpital opuściliśmy po 4 dniach. Otrzymaliśmy skierowanie do neurologa i tak zaczęła się nasza walka o odnalezienie przyczyny zaistniałych komplikacji.  Początkowo usłyszeliśmy, że wystarczy rehabilitacja, jeździliśmy z córeczką na zajęcia terapeutyczne, ale nic nie dawały. Chodziliśmy od specjalisty do specjalisty szukając ratunku. W końcu udało nam się dostać do pani doktor, która stwierdziła, że to uszkodzenie splotu ramiennego i Nelcia wymaga operacji... Byliśmy przerażeni! Zabieg odbył się w czerwcu 2024 roku, polegał na transferze nerwu z nóżki do rączki naszego dziecka. Cała operacja trwała kilkanaście godzin, najdłuższych w naszym życiu, bardzo się baliśmy o córeczkę. Na szczęście Nelcia obudziła się bez problemu! Choć operacja się udała, rączka nadal nie jest do końca sprawna. Córeczka wymaga jeszcze jednej operacji, która pomoże jej prostować i zginać łokieć. Do tego konieczna będzie dalsza, kosztowna rehabilitacja, wizyty u wielu specjalistów, dojazdy, badania… Przestajemy dawać radę, dlatego musimy prosić o wsparcie! Pomóżcie nam zawalczyć o sprawną przyszłość Neli!  Rodzice

834,00 zł ( 1,95% )
Brakuje: 41 720,00 zł
Tomasz Zaraś
Tomasz Zaraś , 51 lat

Po bitwie z guzem mózgu – Walczymy o czas na rehabilitacji❗️

Tamtego dnia mój mąż Tomek szykował się rano do pracy. Niestety, do tej pracy nie dotarł… Nagle pojawiły się u niego zaburzenia orientacji oraz widzenia. To właśnie wtedy rozpoczął się nasz rodzinny dramat, który nawet dzisiaj, kiedy zagrożenie życia minęło, powraca do nas w koszmarach. Człowiek, który w swoim 49 letnim życiu praktycznie nigdy nie chorował, nigdy nie leżał w szpitalu, nie miał żadnych niepokojących dolegliwości, nagle nie wiedział, gdzie jest. Nie potrafił otworzyć drzwi, bo klamka okazała się być w innym miejscu niż prowadziła jego ręka. W końcu upadł i doznał pierwszego ataku padaczki. Pogotowie zabrało mojego męża do szpitala, gdzie po drodze doznał jeszcze dwóch ataków padaczki. Szybki tomograf głowy i pierwsza druzgocąca informacja – guz w mózgu z obrzękiem, najprawdopodobniej przerzutowy... Czas stanął w miejscu, głowa nie chciała przyswoić takiej informacji, ból wewnętrzny stał się nie do zniesienia. „To musi być pomyłka…” – myślałam bez przerwy.  Kolejny dzień to rezonans, który na nasze nieszczęście tylko potwierdził wcześniejszą diagnozę. Lekarze rozpoczęli poszukiwania guza pierwotnego. Tomograf płuc, USG, badania krwi, zewnętrzne oględziny. Nic nie znaleziono.  Mąż został wypuszczony do domu na dwa dni, by w poniedziałek 13 lutego powrócić na wyznaczoną operację. Po kilku godzinach udało się usunąć guza w całości, bez uszczerbków neurologicznych. Po dwóch tygodniach jednak wyniki histopatologiczne przygniotły nas do ziemi po raz kolejny - glejak wielopostaciowy IV stopnia. Po operacji Tomek zaczął standardową ścieżkę leczenia, czyli 6 tygodni radioterapii połączonej z chemioterapią. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że to nie uchroni go przed wznową. Te guzy niestety powracają i to w zastraszającym tempie…  Jesteśmy z Tomkiem razem od ponad 20 lat. Mamy trójkę wspaniałych dzieci i dom pełen miłości. Tomek jest duszą towarzystwa z niesamowitym poczuciem humoru i nawet, teraz kiedy wszyscy czujemy się źle, to możemy liczyć na chwile zapomnienia. Cały czas dba zarówno o mnie, jak i o nasze dzieci. Marzymy, aby dalej razem iść przez życie, wychowywać wspólnie nasze dzieci, wspierać się, by być obok siebie. Po ostatnich badaniach pojawił się niepokojący obrzęk i podejrzenie, że guz odrasta, na szczęście okazało się, że są to nadal zmiany po leczeniu. Nasz neurochirurg zalecił jedynie częstsze niż dotychczas badanie MRI. Jesteśmy szczęśliwi, że nie ma wznowy! Ze względu na małopłytkowość mąż otrzymał tylko cztery pięciodniowe cykle chemii i ostatecznie odstąpiono całkowicie od dalszej chemioterapii. Po trwającej sześć tygodni radioterapii pojawiło się u Tomka wiele skutków ubocznych, m.in. problemy z chodzeniem, zaburzenia pamięci, równowagi, problemy ze wzrokiem i nawracające napady padaczki, powodujące m.in. dysfunkcje lewej strony. Z tego powodu mąż wymaga stałej opieki, dlatego ja nie mogę podjąć pracy. W tej sytuacji bardzo ważna jest rehabilitacja. Obecnie to na niej walczymy ze wszystkich sił, by koszmar walki z nowotworem został jedynie w sferze złych wspomnień. Wszystkie możliwe środki nasze i naszych najbliższych przeznaczamy na liczne leki, suplementy, prywatne konsultacje lekarskie, specjalistyczną dietę i rehabilitację, a ta lista cały czas się powiększa. Dziękujemy Bogu za każdy, nowy dzień i wszystkich dobrych ludzi, których stawia na naszej drodze! Prosimy o każde, nawet najmniejsze wsparcie, również o modlitwę byśmy mieli siłę walczyć.   Nie przestaniemy wierzyć w to, że mamy jeszcze wiele wspólnego czasu przed sobą... Życie bywa tak strasznie kruche i nieprzewidywalne, ale dla ukochanego członka rodziny zawsze warto walczyć do końca! Dlatego nie poddajemy się i prosimy o pomoc! Agnieszka i Tomek

3 741,00 zł ( 1,95% )
Brakuje: 187 749,00 zł
Zlata Ignatiuk
Pilne!
Zlata Ignatiuk , 5 lat

PILNE: Moja córeczka umiera❗️Proszę, RATUJ JĄ❗️

Moja kochana córeczka była zdrowym i szczęśliwym dzieckiem. Codziennie swoim uśmiechem i bezgranicznie dobrym sercem sprawiała, że życie naszej rodziny stawało się coraz szczęśliwsze. Czułam, że mamy już wszystko i nic nie może tego zburzyć. Ale od kilku tygodni umieram ze strachu. Chyba nigdy niczego tak bardzo się nie bałam. Moje maleństwo, moja córeczka jest śmiertelnie chora! Nie stać mnie na leczenie ratujące jej życie. Jeśli teraz nie zbiorę pieniędzy, jeśli się nie uda, jej życie się zakończy… Pewnego dnia zauważyłam, że Zlata ma sparaliżowaną połowę twarzy. Zaczęła wymiotować, miała atak paniki. Wystraszyłam się, nie wiedziałam, co się z nią dzieje. Pojechałyśmy do szpitala. Tam usłyszałam słowa, których nie zapomnę do końca życia: "Pani córeczka ma raka pnia mózgu, przykro nam". Ugięły się pode mną nogi, przez chwilę nic do mnie nie docierało. Wszystko przestało mieć znaczenie. To jest jedna z form raka, której nie idzie zoperować ze względu na jej położenie. Lekarze nie będą w stanie dotrzeć tam, gdzie znajduje się guz, dlatego jedynym sposobem jest połączenie wielu różnych metod leczenia, atakujących guz.  Pojechaliśmy do Turcji i tam rozpoczęliśmy leczenie, które jest największą szansą na życie dla Zlaty. Terapia już teraz przynosi efekty. Córeczka czuje się lepiej. Ale jeśli nie opłacimy dalszego leczenia, lekarze je przerwą, a to doprowadzi do tragedii! Brak leczenia = pewna śmierć... Błagam, pomóżcie nam! Jesteśmy w Turcji, cały czas proszą nas o opłacenie rachunku, a ja po prostu nie mam z czego go opłacić. Sytuacja jest dramatyczna... W dzień i w nocy myślę tylko o tym, gdzie znaleźć środki na leczenie.  Tulę w ramionach córeczkę i chcę krzyczeć z rozpaczy. Zabija ją RAK, a mnie bezsilność, że jako mama nie mogę nic więcej zrobić... Proszę, pomóż nam! Mama

4 188,00 zł ( 1,94% )
Brakuje: 211 238,00 zł