Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Fabian Popielski
Fabian Popielski , 10 lat

Choroba postępuje, odbierając wszystko❗️Wspieramy Fabiana❗️

Nasz Fabianek musi stawić czoła rzadkiej chorobie – dystrofii mięśniowej Duchenne. To postępujący zanik mięśni, na który nie ma lekarstwa. Możemy jedynie walczyć o to, by spowolnić rozwój choroby. Siły i woli walki nam nie brakuje, ale w obecnej sytuacji po prostu nie stać nas na leczenie. Mieszkamy na 4 piętrze bez windy i wyjście z domu staje się niemożliwe, co jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Przez to Fabianek ma nauczanie indywidualne w domu i traci ważny kontakt z rówieśnikami. Fabian to wciąż dziecko. Patrzy na świat zewnętrzny z okna, tęskni do niego. Zamknięcie w czterech ścianach negatywnie na niego wpływa, a my tak bardzo pragniemy mu pomóc. Możemy to zrobić zakupując i montując schodołaz. Niestety, koszty jego zakupu są dla nas zbyt duże. Już musimy radzić sobie z opłacaniem podstawowej rehabilitacji, a te wynoszą około 3 tysięcy miesięcznie! Choć mąż pracuje, to dla nas zdecydowanie za dużo, a przy tej chorobie rehabilitacja powinna być codziennie.  Dlatego zwracamy się do Was z gorącą prośbą o wsparcie finansowe. Każda wpłata, nawet najmniejsza, przyczyni się do zakupu schodołazu oraz pokrycia kosztów rehabilitacji, które są niezbędne dla Fabianka. Z Waszą pomocą będziemy mogli nie tylko kontynuować ćwiczenia w domu, ale otworzyć dla synka zupełnie nowy świat. Rodzice

1 291,00 zł ( 2,16% )
Brakuje: 58 284,00 zł
Małgorzata Dobrowolska
8 dni do końca
Małgorzata Dobrowolska , 62 lata

Pomóż nam odzyskać mamę! Rehabilitacja daje nadzieję na powrót do zdrowia!

Moja mama jest najwspanialszą kobietą, jaką znam. Tyle razy udowadniała nam, że da się przezwyciężyć wszystkie przeszkody, które stają nam na drodze po nasze marzenia. Mimo panicznego lęku wysokości mama zaczęła spacerować z nami po górach, wchodzić na wieże widokowe, spróbowała nawet wspinaczki. Świadomość, że ma w sobie tak ogromne pokłady siły, daje mi ogromną nadzieję, zwłaszcza teraz, kiedy wiem, jak trudna walka o sprawność ją czeka... 10 stycznia miałyśmy pojechać w góry, spróbować swoich sił na stoku narciarskim i pozjeżdżać na sankach. Rano zadzwoniła do mnie siostra. Odebrałam połączenie myśląc, że powie mi o tym, że wszystko już gotowe i wyjechały z mamą, by mnie odebrać. Tymczasem w słuchawce telefonu usłyszałam słowa, które zmroziły mi  krew w żyłach - “Przyjeżdżaj szybko! Mama straciła przytomność, wezwałam karetkę”.  Okazało się, że mama miała tętniaka mózgu. Z powodu jego pęknięcia oraz uszkodzeń spowodowanych przez wylew i udar niedokrwienny, doszło do głębokiej afazji mowy i prawostronnego paraliżu. Nasza mama, która na co dzień opiekowała się osobami schorowanymi i starszymi, w jednej chwili sama stała się pacjentką potrzebującą opieki i regularnej rehabilitacji. Niestety, mimo pomocy najbliższych nie stać nas na opłacenie wszystkich kosztów niezbędnej opieki, dlatego bardzo prosimy Was o pomoc. Nasza ukochana mama ma w sobie tyle ciepła i serdeczności, którymi zawsze obdarzała innych. Teraz sama znajduje się w sytuacji, w której tak bardzo potrzebuje wsparcia. Już wiele razy udowadniała, że nie zamierza się poddawać i tak samo jest teraz, gdy toczy swoją najtrudniejszą walkę. Zrobimy wszystko, by pomóc naszej mamie. Prosimy, nie zostawiajcie nas samych. Liczy się każdy pomocny gest!  Ola, córka

2 063,00 zł ( 2,15% )
Brakuje: 93 682,00 zł
Krzysztof Drogosz
Krzysztof Drogosz , 44 lata

Krzysztof chciałby żyć bez ograniczeń, jakie stawia przed nim choroba! Pomóż!

Mam na imię Krzysztof i od 10 lat choruję na stwardnienie rozsiane. Diagnoza przyszła niespodziewanie. Zaczęło się dosyć niewinnie. Wtedy sądziłem, że moje objawy są chwilowe. Nie miałem jednak pojęcia, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo jak wcześniej.  Z początku zacząłem zauważać, że mam gorsze czucie w ręce. Doskonale pamiętam ten dzień. Byliśmy na festiwalu. To właśnie wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że z moim ciałem dzieje się coś niepokojącego. Nie potrafiłem określić, co trzymam w ręku. To było przerażające. Udałem się do lekarza, który stwierdził, że jest to z pewnością chwilowe napięcie mięśniowe, które z czasem powinno przejść. Niestety mijały tygodnie, a ja czułem się coraz gorzej. Powoli zacząłem tracić władzę w lewej ręce i nodze. Kolejne badania i konsultacje lekarskie w końcu dały jednoznaczną odpowiedź. Jak się okazało, lekarze stwierdzili u mnie stwardnienie rozsiane. To był szok.  Przez pierwsze 5 lat leczono mnie lekiem, który nie przyniósł większych efektów. Wtedy dowiedziałem się, że moje choroba jest przewlekle postępująca. W moim przypadku najważniejsza jest regularna rehabilitacja, która choć na trochę daje ulgę i wzmacnia mięśnie.  Od czasu choroby spotykam się z wieloma przeciwnościami. Poruszam się na wózku. Z tego względu przemieszenie po nieprzystosowanym mieszkaniu jest uciążliwe. W dodatku każde wyjście wiążę się z dużym obciążeniem dla mojej żony.  Chciałbym choć trochę ułatwić naszą codzienność i wybudować windę, dzięki której moja ukochana nie będzie musiała się siłować. To jednak wiąże się z dużymi wydatkami, na które mnie nie stać. Dlatego pełen nadziei postanowiłem założyć zbiórkę i poprosić Was o pomoc. Głęboko wierzę w to, że dobro wraca ze zdwojoną siłą. Za każde wsparcie już teraz z całego serca dziękuję! Krzysztof Kwota zbiórki jest szacunkowa

1 364,00 zł ( 2,13% )
Brakuje: 62 466,00 zł
Ewa Eremejewa
Pilne!
Ewa Eremejewa , 4 latka

Maleńka Ewa walczy o życie❗️PILNIE potrzebuje naszej pomocy❗️

Ewa urodziła się w 2020 roku i była bardzo przez nas wyczekiwana. Rozwijała się dobrze. Była absolutnie zdrowym dzieckiem. Razem z mężem mówiliśmy, że to nasz mały promyczek. Wszystko było cudownie, zanim nie skończyła 2,5 roku. Zanim nie zapadła ta koszmarna diagnoza… Pod koniec sierpnia 2022 wyczułam u Ewy wystający guz pod lewymi żebrami. W sumie zauważyłam go całkiem przypadkowo. Córeczka była na spacerze z tatą i spadła z huśtawki. Trochę spanikowałam i obejrzałam córkę, czy nie ma żadnych zadrapań, czy nic ją nie boli. I wtedy wyczułam to dziwne zgrubienie. Ale myśl o raku nie przyszła mi do głowy nawet przez sekundę!  Ewunia ma delikatną deformację paluszków, dlatego regularnie jeździliśmy do ortopedy. Podczas wizyty zapytałam lekarza, czy jest w stanie mi powiedzieć, co to za dziwny guz. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to coś poważnego. Po chwili lekarz spojrzał na mnie ze strachem i powiedział: "Przecież to nowotwór!" Po tych słowach już nic więcej nie pamiętam Szum w uszach, obraz rozmazany... Tego dnia bałam się jak nigdy w życiu. Lekarze, lekarze, lekarze, USG. Wyniki badań krwi okazały się niepocieszające. Coś jest nie tak, to było oczywiste.  7 września została przeprowadzona TK pod narkozą. Dokładna diagnoza nie zapadła. Lekarze nie byli pewni: to nefroblastoma czy neuroblastoma? Problem polegał na tym, że nowotwór atakował również nadnercze. Przez to powstały wątpliwości.  Kilka dni później przeprowadzono biopsję, a później rozpoczął się pierwszy kurs chemioterapii. Przez te wszystkie dni odczuwałam ogromny strach… Dlaczego moja Ewunia? Nie potrafiłam tego zrozumieć. Zaczęłam czytać w internecie o tej chorobie. Ale czułam się jeszcze gorzej. Nigdy nie płakałam w obecności Ewy. Ona zawsze wyczuwała, że coś jest nie tak. W głębi duszy pękałam, ale dla niej starałam się być oparciem. Po 4 cyklach chemii odbyła się operacja, podczas której lekarze usunęli jej nerkę, nadnercze, guz i najbliższe węzły chłonne.  Wszystko zakończyło się pomyślnie, mogliśmy kontynuować leczenie. Niestety, krótko po okazało się, że centralny cewnik żylny nie funkcjonuje i nie udaje się podać Ewie pooperacyjną chemioterapię. Trzeba było go przebić. Pamiętam to jak dzisiaj. Najpierw pielęgniarz próbuje przebić roztworem fizjologicznym cewnik, ale się nie udaje. Wtedy na godzinę podłączono Ewie kroplówkę ze specjalnym płynem. To też nie pomogło. Biorą córeczkę na salę operacyjną, anestezjolog bierze strzykawkę wypełnioną heparyną i gwałtownym zdecydowanym ruchem przebija cewnik...  Wszystko zaczyna działać. Ale... W tę samą chwilę u Ewy zaczyna się histeria! Saturacja spada do 56%, podskakuje ciśnienie. Okazuje się, że to zakrzep, który odleciał. Natychmiast podano jej tlen, leki przeciwhistaminowe i ustabilizowano jej stan.  Mieliśmy ogromne szczęście, że Ewa była na sali operacyjnej. Jakby to odbyło się na zwykłej sali szpitalnej, mogłoby jej już z nami tutaj nie być… Pooperacyjna histologia wykazała, że guz odpowiada nefroblastomie 3. stopnia, ze stanem zapalnym w węzłach chłonnych. Zaplanowano 27 cykli chemioterapii i 10 radioterapii. Ewa ciężko znosiła leczenie. Bardzo schudła, prawie nic nie jadła, ciągle miała mdłości. Pod koniec zaczęły jej wypadać włosy.  24 marca 2023 roku zakończyliśmy chemioterapię i dostaliśmy wypis z informacją o remisji. Ostatnie badania przed opuszczeniem szpitala wykazały, że w ręce, gdzie był drugi cewnik, również powstał zakrzep. W ciągu 6 miesięcy byliśmy pod obserwacją hematologa, Ewa brała leki. Mieliśmy nadzieję, że najgorsze jest już za nami. Co 3 miesiące przeprowadzaliśmy badania kontrolne. Bardzo ufałam lekarzom. Wierzyłam, że jeśli coś się stanie, jeśli coś znajdą, to od razu się o tym dowiemy i rozpoczniemy leczenie.  Jak się okazało rok później, w marcu podczas TK wyjawiono guza o wielkości 2 cm, ale nikt nam o nim wtedy nie powiedział! Dopiero 3 miesiące później po kolejnym badaniu okazało się, że Ewa ma nawrót! W dokumentacji napisano: "Nowotwór guzowaty w okolicach miednicy mniejszej — zwiększenie w porównaniu z poprzednim badaniem”. Zwiększenie? Pomyślałam, jak to możliwe? Przecież Ewa jest w reemisji! W wynikach poprzedniego TK nie było ani słowa o nowotworze! Niestety badania potwierdziły wznowę. Od lekarza usłyszałam: "Wygląda na to, że choroba wróciła. Na poprzednim TK nowotwór inni lekarze pomylili z jajnikiem". Moje życie znów się zatrzymało. Drżałam na myśl, że straciliśmy 3 miesiące! Ewa miała przejść 4 cykle chemioterapii zgodnie z protokołem, następnie autoprzeszczep szpiku i radioterapię. Ale po tym wszystkim zaczęłam wątpić. Na naszym oddziale było dużo dzieci z nawrotem. To nie wspierało mnie na duchu.  Wtedy postanowiłam skonsultować wyniki Ewy z kliniką w Izraelu, która jest pionierem leczenia nowotworów dziecięcych. Według nich wybrany protokół był nieodpowiedni i byli gotowi przyjąć nas na leczenie. Zaczęliśmy zbierać środki we własnym zakresie i pod koniec sierpnia wylecieliśmy do Izraela. Na miejscu lekarze stwierdzili, że dotychczasowa chemia była za słaba, dlatego pojawił się nawrót.  Obecnie Ewa jest już po pierwszym cyklu nowej chemioterapii. Teraz istotne jest, by leczenie trwało nieprzerwanie. Wyjechaliśmy z kraju, by ratować życie córeczki. Ale nie mamy pieniędzy na dalsze leczenie. Nie mamy innego wyjścia i musimy prosić Was o pomoc! Straciliśmy już wiele czasu, teraz praktycznie go nie mamy! Dlatego BŁAGAM Was o każdą złotówkę, która realnie może ocalić życie naszej Ewuni! Rodzice Ewy

14 033,00 zł ( 2,13% )
Brakuje: 642 452,00 zł
Patryk Wiewiórka
Patryk Wiewiórka , 6 lat

Zawalcz z nami o przyszłość naszego dziecka! Potrzeba tak niewiele...

Nasz syn Patryk jest bardzo radosnym i energicznym dzieckiem. Kocha zwierzęta oraz zabawy na świeżym powietrzu, ma swoje ulubione zabawki, potrafi zbudować wysoką wieżę z klocków i uwielbia bawić się samochodzikami. Niestety jego dzieciństwo nie jest tak beztroskie, jak jego rówieśników... Patryk zmaga się z wieloma problemami, między innym autyzmem oraz padaczką skroniową. Te dolegliwości bardzo utrudniają mu codzienne funkcjonowanie. Sprawiają, że synek nie dogaduje się z rówieśnikami, choć bardzo lubi mieć z nimi kontakt, ma napady agresji, nie wypowiada  złożonych zdań, posługuje się pojedynczymi słowami oraz jest  często żyje w swoim świecie. Jedynym ratunkiem i wyjściem z tej trudnej dla nas sytuacji jest bardzo kosztowna terapia oraz wsparcie wielu specjalistów, którzy pomogliby Patrykowi odnaleźć się w tym co sprawia mu trudności. Niestety To wszystko jest niesamowicie kosztowne i przestajemy dawać radę… Pomimo trudności codziennie na twarzy Patryka promienieje uśmiech. Daje nam to siłę do dalszej walki o przyszłość syna. Wierzymy, że z Waszym wsparciem będzie ona jeszcze lepsza. Dlatego z całego serca prosimy o pomoc! Liczy się każda złotówka! Rodzice Patryka

567,00 zł ( 2,13% )
Brakuje: 26 029,00 zł
Ania Misiarz
Ania Misiarz , 7 lat

Bez rehabilitacji Ania nie ma szansy na samodzielność... Pomóż!

Moja córeczka od urodzenia zmaga się z wieloma problemami zdrowotnymi. Niemalże bez przerwy pojawiają się kolejne dolegliwości. Czym sobie zasłużyła na taki los? Dlaczego moja mała Ania nie może cieszyć się dzieciństwem tak, jak jej rówieśnicy? Serce matki pęka, widząc cierpienie dziecka… To nie tak miało być… Córeczka urodziła się zdrową i silną dziewczynką. Przyznano jej 10 punktów w skali Apgar. Niestety niedługo potem zaczęły pojawiać się pierwsze nieprawidłowości. Ania bardzo mało jadła i często chorowała. Infekcje przyjmowały tak silną postać, że nie pomagała nawet antybiotykoterapia i konieczne było podawanie zastrzyków.  Później pojawiły się trudności z mową. Czekałam ponad 3 lata, nim Ania po raz pierwszy powiedziała słowo „mama”. Córeczka nie rozumiała też wielu rzeczy, które ja do niej mówiłam. Pękało mi serce – nie mogłam nawet porozmawiać z własnym dzieckiem! Konsultowałam się w tym kwestiach z wieloma specjalistami. Podejrzewano u córki niedosłuch, który mógł być źródłem problemów z nauką mowy oraz z przetwarzaniem słuchowym. Laryngolog wykluczył jednak taką możliwość. Wykonujemy więc kolejne badania. Nadal czekamy na diagnozę...  Obecnie Ania uczęszcza na regularne konsultacje z psychiatrą, psychologiem i logopedą, a także zajęcia pedagogiczne i integrację sensoryczną. Nie rozwiązuje to jednak w pełni problemów córeczki. Ania napotyka bardzo duże trudności w szkole. Nie potrafi swobodnie się wypowiadać, często myli słowa lub wypowiada je fragmentarycznie, ma spore problemy z koncentracją, czytaniem, pisaniem i zapamiętywaniem nowych rzeczy. Zdarza się, że nawet po kilkudniowej nieobecności w szkole córeczka całkiem zapomina literek i cyferek… Szereg intensywnych terapii jest więc niezbędny, aby wspomóc ją w rozwoju. Bardzo chcę, by była w przyszłości samodzielna.  Boję się, co będzie, gdy mnie zabraknie… Niestety pokrycie kosztów zajęć, dodatkowych badań oraz specjalistycznego sprzętu do rehabilitacji jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. To ciężar finansowy, którego jako matka nie jestem w stanie udźwignąć sama. Każde więc wsparcie będzie miało dla nas ogromne znaczenie. Mama

1 307,00 zł ( 2,13% )
Brakuje: 59 970,00 zł
Ezoza Bachodirowa
Pilne!
Ezoza Bachodirowa , 4 latka

Błagamy, ratujcie naszą córeczkę! Potrzebny przeszczep szpiku!

Gdy córeczka przyszła na świat, od razu wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Od dnia jej narodzin nasze noce stały się niespokojne. Maleństwo wciąż płakało, nie spało. Twarz córeczki była bardzo blada. Byliśmy przerażeni! Zwróciliśmy się do lekarza po pomoc.  Badanie krwi były niepokojące i w trybie pilnym nasze dziecko zostało przewiezione na oddział intensywnej terapii. Stan córki wciąż się pogarszał, konieczna była transfuzja krwi! Patrzyliśmy, jak nasze słabe maleństwo leży podpięte do worka z krwią i modliliśmy się, by ten koszmar jak najszybciej się zakończył. Córeczka miała wtedy niecałe 2 miesiące. Do dziś, co 25-30 dni, musi mieć przetaczaną krew. Zwróciliśmy się do centrum hematologii dla dzieci. Po badaniach lekarka zdiagnozowała u córki przerażającą chorobę – beta-talasemię. Każdego miesiąca po transfuzji, w organizmie dziecka wzrasta poziom ferrytyny żelaza, co powoduje powiększenie wątroby i śledziony.  Nie mogliśmy uwierzyć, gdy podczas jednego pobytu w szpitalu u córki zdiagnozowano kolejną przypadłość – wirusowe zapalenie wątroby typu C. Nasze maleństwo tak bardzo cierpi… Z powodu wielokrotnych transfuzji w żyłach dziecka powstały blizny. Są bardzo bolesne i długo się goją, co utrudnia dalsze transfuzje. Za każdym razem po tej procedurze córka staje się kapryśna, mało je. Widzimy, jak nasze maleństwo gaśnie i łamie to nasze serca… Jako matka, proszę Boga, by moje ukochane dziecko było zdrowe. Jednak bez skomplikowanej operacji przeszczepu szpiku kostnego, nie będzie to możliwe… Lekarze zalecili nam szukanie dawcy w Turcji. Wysłaliśmy dokumenty i otrzymaliśmy odpowiedź z kliniki. Ale koszt operacji nas zszokował… Bardzo prosimy o pomoc w naszej trudnej sytuacji. Zebranie tej kwoty zajmie nam wiele lat, a nie mamy tyle czasu, bo każdy dzień może być ostatnim dla naszej córki. Bardzo chciałabym zobaczyć córkę jako radosną dziewczynkę, która chodzi do przedszkola, szkoły! Niestety, do tej pory nie było jej dane zaznać szczęśliwego dzieciństwa. Prosimy, nie przechodźcie obojętnie obok naszego nieszczęścia. Będziemy wdzięczni za pomoc. Im nas więcej, tym szybciej uda się zebrać środki na operację.  Mama

6 478,00 zł ( 2,13% )
Brakuje: 297 400,00 zł
Kuba Leszczyński
Kuba Leszczyński , 19 lat

Jestem więźniem czterech ścian! Nie pomoże nawet amputacja❗️

Niektórzy mówią, że najpiękniejszy okres życia to ten, w którym wkracza się w dorosłość. To wtedy człowiek staje się samodzielny i zaczyna spełniać każde ze swoich marzeń. Bardzo chciałbym, żeby moja najbliższa przyszłość wyglądała właśnie w ten sposób. Niestety, prawdopodobnie nigdy tak nie będzie… Urodziłem się z rozległą nieuleczalną malformacją kłębuszkowo-żylną kończyny dolnej prawej. Choroba obejmuje pośladek, całą nogę oraz stopę. Nie pamiętam, żeby moje życie kiedykolwiek wyglądało normalnie. Każdego dnia muszę uważać na silny, bolesny obrzęk. Moja noga często krwawi. Pojawiają się na niej rozległe sińce. To najcięższe stadium tej choroby!  Odkąd skończyłem 6 lat, poruszam się na palcach, ze względu na guzy na podeszwie stopy. Choroba wyniszczyła moje stawy, sprawiając, że jestem w stanie przejść przy pomocy kul maksymalnie pięćdziesiąt metrów. Mam problem z podstawowymi czynnościami. Kilkuminutowe stanie o własnych siłach jest dla mnie niesamowicie wyczerpujące. Często sprawia, że słabnę. Pomimo wielu godzin spędzonych na rehabilitacji, nie widać upragnionych efektów. Obecnie prowadzę siedzący tryb życia, mama wozi mnie do lekarzy i specjalistów. Moja choroba sprawiła, że musiała zrezygnować z pracy, żeby się mną zajmować. Nie spotykam się z kolegami, nie wychodzę na spacery. Moja codzienność toczy się w czterech ścianach naszego mieszkania. O niczym bardziej nie marzę, niż o samodzielności. Chciałbym na własnych nogach wyjść z domu, zrobić zakupy, spotkać się ze znajomymi. Dorastać jak każdy inny młody człowiek... Niestety, nie mam takiej możliwości. Dotychczasowe leczenie powoduje, że mój stan się nie pogarsza. Jest jednak fatalny, a ratunek nie przychodzi z żadnej strony! Każdego dnia dopada mnie bezradność. Nawet amputacja nie jest w stanie mi pomóc. Wiązałaby się bowiem z kolejnym zagrożeniem. Lekarze mówią, że przez słabą krzepliwość krwi istnieje wielkie ryzyko, że nie przeżyłbym operacji. W naszym kraju nikt nie zajmuje się tak ciężkimi przypadkami. Chciałbym zasięgnąć porad lekarzy spoza Polski. To wiąże się jednak z ogromnymi kosztami, dlatego jestem zmuszony prosić o pomoc… Bardzo chciałbym zatrzymać to, na co nigdy nie miałem wpływu. Dziś, wciąż niepogodzony z rzeczywistością, czekam na cud. Najważniejsze jest to, żeby choroba nie postępowała. Jej wstrzymywanie wymaga dalszego leczenia oraz rehabilitacji. To wielkie koszty, które codziennie mnie przygniatają. Już raz mi pomogliście – bardzo za to dziękuję. Proszę, nie zostawiajcie mnie teraz w potrzebie… Kuba

1 586,00 zł ( 2,12% )
Brakuje: 72 883,00 zł
Kamila Ligęza
Kamila Ligęza , 24 lata

Uśmiech Kamili skrywa wiele cierpienia! Wesprzyj ją w codziennej walce!

Od urodzenia moja córka musi walczyć z okrutnymi przeciwnościami losu. Często obserwuję Kamilę i zastanawiam się, dlaczego akurat ją musiała spotkać taka niesprawiedliwość. Ona jednak jest bardzo dzielna. Każdego dnia udowadnia mi, że warto walczyć i przyjmować z godnością, co przynosi życie. Jednak ta droga jest niesamowicie wyboista i z czasem staje się coraz trudniejsza.  Kamila od urodzenia cierpi na czterokończynowe porażenie dziecięce. Sama nie chodzi, nie siedzi i nie potrafi utrzymać pozycji pionowej. Porusza się wyłącznie na wózku inwalidzkim. Jest już dorosłą kobietą, ale nadal musi całkowicie polegać na mojej pomocy. Zmaga się również z przewlekłym zapaleniem żołądka, które utrudnia jej odżywianie. Chciałabym dla niej lepszego życia, aby mogła tak jak rówieśnicy doświadczać młodości… Jednak okrutny los nie chce opuścić mojego dziecka nawet o krok.  Z roku na rok jest nam coraz trudniej. Opieka nad Kamilą wymaga ode mnie ogromnych pokładów siły, a sama jestem już po pięciu operacjach kręgosłupa. Nie wiem, jak długo będę w stanie wspierać ją w codziennej walce, bo robię się coraz starsza i słabsza. Przez swoje schorzenie córka wymaga stałej i intensywnej fizjoterapii, licznych turnusów rehabilitacyjnych oraz specjalistycznego sprzętu. Bardzo chciałabym zapewnić jej jak najlepsze życie oraz pomoc najlepszych specjalistów. Niestety doszłam do momentu, gdzie bez pomocy finansowej nie mam na to najmniejszych szans. Dlatego zwracam się do Was z uprzejmą prośbą o wsparcie. Każda, nawet najmniejsza wpłata ma dla nas ogromne znaczenie, ponieważ pomaga Kamilce w codziennym funkcjonowaniu. Wierzę, że znajdą się ludzie, którzy zrozumieją naszą trudną sytuację i okażą swoje dobre serce!  Monika, mama Kamili

564,00 zł ( 2,12% )
Brakuje: 26 032,00 zł