Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Katarzyna Jaroszewska
12 dni do końca
Katarzyna Jaroszewska , 22 lata

Walczyłam z NOWOTWOREM! Dziś muszę pokonać kolejne przeciwności... Pomóż!

Jestem Kasia i mam 20 lat. Mimo tak młodego wieku nie raz stawałam do walki o swoje zdrowie, a nawet życie. Gdy miałam 14 lat, stwierdzono u mnie anoreksją atypową. Wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by zawalczyć o siebie do końca. Dzięki wydarzeniom z tamtego okresu nauczyłam się jeszcze bardziej doceniać życie.   Gdy myślałam, że nic gorszego mnie nie spotka, los po raz kolejny wystawił mnie na próbę. Od 2018 roku niemal codziennie towarzyszyły mi bóle w okolicach karku, pod łopatkami oraz rozrywający ból rąk. To było uczucie, jakby ktoś próbował wyrwać mi ręce. Nie mogłam spać, a leki przeciwbólowe nie pomagały. W styczniu 2019 roku po raz pierwszy trafiłam do szpitala. Lekarze postanowili przeprowadzić tomografię komputerową. Niecały miesiąc później poznałam mrożącą krew w żyłach prawdę – zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy kości i chrząstki stawowej – kości kręgosłupa z przerzutami do szpiku kostnego i kości miednicy w IV stadium zaawansowania! Pamiętam ten moment, przyspieszone bicie serca, spływające łzy po policzku i przerażenie, którego nie dało się ukryć. Pamiętam zapłakaną siostrę i naszą rozmowę. Powiedziałam jej wtedy: „Nie płacz, bo to oznacza, że właśnie tracisz nadzieję”. Jak się później okazało te słowa miały dla mnie ogromną moc. To w dużej mierze one nie dopuściły do tego, abym nie cofnęła żadnego postawionego przez siebie naprzód kroku. Początki leczenia były trudne pod względem psychicznym i fizycznym. Przez dwa miesiące nie mogłam wstawać z łóżka ze względu na złamania kompresyjne kręgów. Przeszłam 6 ciężkich cykli chemioterapii, 8 cykli uzupełniających, radioterapię, megachemioterapię, autoprzeszczep szpiku, leczenie wzmacniające, rehabilitację, a także szereg badań.  2019 rok wiele mnie nauczył. Nie winię go za to, co w moim życiu się wydarzyło i nie chcę o tym zapominać. Stałam się jeszcze silniejsza. Ból mnie zahartował. Wiem, jak wielką wartość ma życie i jak bardzo jest kruche. Nie chcę go zmarnować, ale doceniać, kochać i szanować, żyć w zgodzie ze sobą oraz światem. Po prawie 2 latach zakończyłam leczenie onkologiczne. To jednak nie oznacza, że mogę "spać spokojnie". Już dwa razy lekarze podejrzewali u mnie wznowę, na szczęście za każdym razem był to fałszywy alarm. Agresywne leczenie onkologiczne niesie za sobą wiele niechcianych konsekwencji. Walczę z częstymi omdleniami i zaburzeniami hormonalnymi. Niekiedy mocniej odczuwam mrowienia w palcach lewej dłoni i prawej stopy, które są wynikiem uszkodzenia nerwów. Czasami odczuwam także cierpnięcie kręgosłupa, gdyż właśnie tam znajdowała się główna masa nowotworowa, która zajęła niemalże cały mój kręgosłup!  Ze względu na moją przeszłość chorobową i ostatnie niepokojące wydarzenia związane ze zdrowiem, pojawiła się niedająca mi spokoju niepewność. Ponadto nie wiem, jak długo jeszcze będę mogła dojeżdżać karetką do szpitala na wizyty i badania kontrolne. Prawdopodobnie wkrótce będę musiała dojeżdżać transportem własnym, co będzie generować wysokie koszty. Regularnie odbywam także konsultacje z pozostałymi specjalistami: stomatologiem, ginekologiem, kardiologiem i endokrynologiem. Prywatne wizyty bardzo obciążają mój budżet. Dotychczasowe leczenie pochłonęło wiele pieniędzy. Nie mam wystarczających środków, by móc dalej z własnej kieszeni opłacać wszelkie badania, leki, suplementy czy konsultacje lekarskie. Zbiórka i Wasze wsparcie dodadzą mi otuchy i nadziei, że pieniądze nie staną się przeszkodą nie do pokonania. Za każdą pomoc i przekazaną złotówkę już teraz z całego serca bardzo Wam dziękuję! Kasia Kwota zbiórki jest szacunkowa

3 373,00 zł ( 2,43% )
Brakuje: 134 925,00 zł
Ignacy Prucnal
Ignacy Prucnal , 15 lat

Ignacy stracił nogę przez nowotwór! Ratunku!

Życie mojego syna już nigdy nie będzie takie samo. W ciągu kilku miesięcy wszystko się zmieniło… Ignacy z pełnego życia, aktywnego chłopaka stał się cieniem samego siebie, walcząc o życie! Wszystko zaczęło się od niewinnego upadku podczas gry w piłkę. Syn skarżył się na ból lewej nogi. Udaliśmy się więc na konsultację z chirurgiem. Wtedy wykonano również prześwietlenie. Nie zauważono jednak nieprawidłowości. Uspokojeni wróciliśmy do domu. Niestety miesiąc później znów nastąpiła mała kontuzja, po której noga zaczęła puchnąć. Kolejne prześwietlenie – wykryto torbiel. To już nie brzmiało dobrze. Wtedy jednak nie wiedziałam, że od kolejnej informacji od lekarzy zacznie sypać się całe nasze życie... Robiono kolejne badania, powtarzano rezonans i tomografię. Coś było nie tak. Medycy podejrzewali nowotwór! Nie mogłam w to uwierzyć. Jak to?! Mój syn to młody, silny, zdrowy chłopak! To niemożliwe! Błagałam, żeby to wszystko okazało się pomyłką. Błagałam, żeby to nie była prawda… Niestety wyniki biopsji potwierdziły wcześniejsze założenia. Stwierdzono guz nasady bliższej kości strzałkowej lewej – osteosarcoma, bardzo agresywna postać. Moje serce rozpadło się na milion kawałków. Strach, jaki wtedy czułam, był nie do opisania. Jednak wiedziałam, że muszę być silna. Muszę wspierać mojego syna. W kolejnych dniach lekarze podjęli decyzję o podaniu wyczerpującej chemii. Była ona zaplanowana na prawie 3 miesiące. Po tym czasie stało się jednak najgorsze... Leczenie okazało się zbyt słabe! Do dziś w mojej głowie wybrzmiewają słowa lekarzy: "życie Ignacego jest zagrożone, konieczna jest amputacja". Łzy rozpaczy i strachu płynęły nam bez końca. Na szczęście operacja udała. Jednak to nie koniec walki. Obecnie Ignacy przyjmuje chemioterapię podtrzymującą, by zapobiec nawrotom i przerzutom choroby. Jest też w trakcie rehabilitacji. Musi nauczyć się chodzić i funkcjonować od nowa.  Przed moim synem całe życie. Nowotwór w tak wczesnym wieku okaleczył go na zawsze… Wierzę jednak, że z odpowiednią protezą, rehabilitacją i leczeniem Ignacy może odzyskać sprawność i dawne życie. Niestety nie stać mnie, by zapłacić tak ogromną kwotę! Błagam, pomóżcie nam zebrać potrzebną sumę. Błagam, pomóżcie mojemu synowi odzyskać nadzieję! Mama Ignacego

3 890,00 zł ( 2,43% )
Brakuje: 155 685,00 zł
Natalia Bohdan
Natalia Bohdan , 4 latka

Liczne choroby odbierają Natalce dzieciństwo! Pomóż!

Natalka to bardzo pogodna dziewczynka, która swoim szczerym uśmiechem zdobywa sympatię każdego! Na pierwszy rzut oka trudno uwierzyć, że na co dzień mierzy się z ogromnymi problemami zdrowotnymi… Pomóż nam zawalczyć o sprawność córeczki! Gdy Natalka skończyła 16 miesięcy, lekarze zdiagnozowali u niej opóźniony rozwój psychoruchowy, zez zbieżny, oczopląs wrodzony, astygmatyzm, znaczne zaburzenia widzenia... Z czasem doszła także epilepsja, obniżone napięcie mięśniowe oraz duża wiotkość stawów. W jednej chwili jej dzieciństwo zamieniło się w pole walki – o sprawną przyszłość! Rozwój intelektualny Natalki zbliżony jest do 6-8-miesięcznego dziecka, co przekłada się na problemy ze zwykłą zabawą. Nie potrafi turlać piłki, budować rzeczy z klocków, układać puzzli, bawić się lalkami, czy malować i rysować. Córeczka nie reaguje również na imię. Nie jest w stanie wykonać prostych poleceń.  Środki, jakie dzięki Wam zebraliśmy, zapewniły nam rehabilitację, dzięki której Natalka zaczyna podejmować próby stawiania pierwszych kroczków przy meblach. Walczymy również z zaburzeniami widzenia. Za nami dwa zabiegi korekcji zeza. Staramy się zapewnić jej odpowiednią opiekę specjalistów. Niestety, koszty walki o zdrowie i sprawność córeczki są coraz większe. Jakakolwiek przerwa w rehabilitacji może spowodować regres w rozwoju córki i mieć znaczący wpływ na jej przyszłość! Bardzo prosimy o wszelką pomoc – wpłatę, udostępnienie – wszystko, co ułatwi walkę o zdrowie i sprawność naszego dziecka. Chcielibyśmy z Twoją pomocą uzbierać pieniądze na jej dalsze leczenie i rehabilitację. Liczy się każdy gest! Kasia i Sławek Rodzice Natalki

2 318,00 zł ( 2,42% )
Brakuje: 93 427,00 zł
Kacper Nowakowski
Kacper Nowakowski , 32 lata

Wtedy błagałam jedynie, by mój syn przeżył... Teraz, by do nas wrócił❗️

Mój syn Kacper ma 31 lat, a od 5 jest przykuty do łóżka. Chciałabym patrzeć, jak układa sobie życie, jak buduje własne szczęście, radzi sobie z problemami, a codziennie walczę o najmniejszy choćby postęp w jego walce o sprawność. 5 lat temu Kacper spadł ze schodów tak nieszczęśliwie, że doznał bardzo groźnych urazów głowy.  Pamiętam jak dziś ten dzień. Wezwane na miejsce pogotowie, leżącego syna i siebie zrozpaczoną i całkowicie bezradną. Pojechałam za karetką do szpitala, a w mojej głowie była tylko jedna myśl – żeby moje dziecko przeżyło! W trakcie transportu akcja serca Kacpra stanęła, trzeba było o niego walczyć. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że walka, która się wtedy rozpoczęła, potrwa lata… Kacper został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Pozostało nam czekanie. Lekarze bardzo ostrożnie mówili o jego rokowaniach, jednak ja nie dopuszczałam do siebie innego scenariusza jak ten, że moje dziecko przeżyje. W domu czekały na niego dwie młodsze siostry; 3-letnia wtedy Nikola i 6-letnia Sara.  Kacper to silny chłopak, wywalczył więc życie. Zabrałam go do domu, by tam się nim opiekować. To moje dziecko, nie wyobrażałam sobie innego scenariusza. Niestety, uraz jakiego doznał, spowodował ogromne szkody... Niedowład spastyczny powoduje, że jest osobą leżącą, całkowicie zależną od innych, żywioną przez PEG-a. Do tego Kacper nie mówi – porozumiewa się z nami za pomocą oczu. Poddawany jest rehabilitacji, która przynosi dobre efekty. Jego ciało jest bardziej rozluźnione, mniej spięte, mniej go boli. Walczymy o jeszcze lepsze efekty, ale rehabilitacja jest kosztowna, a do tego dochodzą środki opatrunkowe, leki, sprzęt do rehabilitacji domowej... Widzę, że Kacper ma wolę walki, emocje i chęć życia. Reaguje żywo na znane mu osoby, uśmiecha się... Marzę, by Kacper mógł więcej i częściej korzystał z ćwiczeń, jednak wysokie koszty rehabilitacji sprawiają, że nie jest to możliwe.  Mimo naszej sytuacji staramy się żyć normalnie. Siostry Kacpra bardzo go kochają, pamiętają, by dać mu całusa na „dzień dobry" i na „dobranoc". Pokazują mu swoje rysunki, opowiadają, przytulają się. Mają bardzo silną więź, a moim marzeniem jest, by Kacper był w stanie zrobić cokolwiek samodzielnie, by się odezwał, by też mógł opowiedzieć coś siostrom, pobawić się z nimi.  Koszty profesjonalnego turnusu są bardzo wysokie. Może dzięki Wam uda mi się spełnić chociaż cząstkę tego marzenia. Proszę, pomóż nam… Barbara, mama

5 033,00 zł ( 2,41% )
Brakuje: 203 265,00 zł
Małgorzata Tomala
Pilne!
Małgorzata Tomala , 56 lat

Tak bardzo chcę żyć, ale NOWOTWÓR powoli odbiera mi nadzieję❗Pomóżcie❗

Choroba nowotworowa okazała się największym z wyzwań, jakie do tej pory zesłał na mnie los. Niestety, mój stan zdrowia jest bardzo zły. Powoli przestaję sobie z tym wszystkim radzić, płaczę, nie mogę spać, ale tak bardzo chcę żyć dla siebie i moich bliskich! Nie pamiętam już życia bez bólu. Odkąd w lutym 2023 roku lekarze zdiagnozowali u mnie nowotwór złośliwy jelita grubego, niemal bez przerwy cierpię. Choroba nadszarpnęła też moją psychikę, mam stany lękowe, bardzo źle śpię. W związku z tym zaczęłam korzystać z pomocy psychiatry.  Każdy nowy ból – głowy albo ucha – jest badany przez lekarzy pod kątem raka. Każdy nowy symptom jest jak zapowiedź najgorszego. Mam wrażenie, że żyję z bombą, która w każdej chwili może wybuchnąć!  Na co dzień staram się odciągnąć myśli od choroby, ale to nie takie łatwe. Czytam książki albo gotuję, ale przychodzi mi to z coraz większym trudem. Chemioterapia odcisnęła piętno na moim wzroku, a w dodatku ostatnio doskwierają mi bardzo nasilone bóle głowy… Obecnie czekam też na wyniki badań guzków na płucu, ale w mojej głowie tworzą się najczarniejsze scenariusze. Boję się, że lekarze w końcu powiedzą, że nie ma dla mnie już żadnej nadziei… Niestety, nasza rodzinna sytuacja również jest bardzo trudna. Mój mąż od wielu lat poważnie choruje, a niedawno wykryto u niego niepokojące guzki. Staramy się nawzajem wspierać, ale czujemy coraz większą bezsilność. Dlaczego to właśnie nas tak okrutnie doświadczył los? Czym mu zawiniliśmy? Na szczęście mam duże wsparcie od rodziny i przyjaciół, ale także od Was, darczyńców. Wasza pomoc dała mi nadzieję, czuję, że nie jestem sama, choć z każdym dniem jest mi coraz trudniej. Zawsze byłam silna i zaradna, opiekowałam się rodzicami i służyłam pomocą innym. Słowo „niemożliwe” było mi obce. Niestety, teraz walczę z przeciwnikiem, który nie zna żadnej litości. Nie poradzę sobie z nim sama, dlatego ponownie zwracam się do Was z prośbą o pomoc. Tylko dzięki Wam będę mogła walczyć dalej! Gosia

2 055,00 zł ( 2,41% )
Brakuje: 83 052,00 zł
Bensley Moyo
8 dni do końca
Bensley Moyo , 28 lat

Potrzebna pilna pomoc dla Bensleya w powrocie do zdrowia!

Pragniemy przedstawić Wam Bensleya, utalentowanego studenta pielęgniarstwa z Zimbabwe, który nagle znalazł się w wirze tragedii. Bensley przybył do Polski z marzeniem o pomaganiu innym, lecz los potoczył się inaczej. W grudniu 2021 roku stał się ofiarą poważnego wypadku, który zmienił jego życie na zawsze. Obecnie Bensley boryka się z poważnymi obrażeniami, które pozostawiły go w stanie wegetatywnym, z trwałym uszkodzeniem mózgu i spastyczną kwadryparezą. Jest całkowicie zależny od pomocy innych, nie potrafi chodzić, mówić ani samodzielnie jeść. Jego codzienne wyzwania są niezliczone, ale mimo to wykazuje niesamowitą siłę i determinację w dążeniu do samodzielności. Koszty leczenia Bensleya osiągnęły przerażającą kwotę, a jego rodzina, mieszkająca w Zimbabwe, boryka się z ogromnymi trudnościami finansowymi. Muszą zapewnić synowi opiekę całodobową, stały nadzór oraz specjalistyczną opiekę medyczną, co wymaga nieustannej mobilizacji zasobów. Widok ukochanej osoby w takim stanie jest nie do zniesienia. Rodzice Bensleya przeżywają codziennie bezradność, próbując zapewnić synowi jak najlepszą opiekę w obcym kraju, gdzie nie znają języka ani systemu opieki zdrowotnej. Wasze wsparcie jest kluczowe dla Bensleya w drodze do powrotu do zdrowia. Każda darowizna, bez względu na jej wielkość, będzie kroplą nadziei na jego poprawę. Pomóżcie pokryć koszty leczenia, podróży, zakwaterowania oraz znalezienia odpowiedniego ośrodka rehabilitacyjnego dla Bensleya. Razem możemy przynieść nadzieję i pociechę rodzinie Bensleya, która przeżywa niezwykle trudny czas. Serdeczne podziękowania za Waszą życzliwość i wsparcie w tej trudnej sytuacji. Wasze współczucie może przepisać historię Bensleya na nowo i dać mu szansę na odbudowę życia. Dziękujemy, że pomagacie naszemu synowi, że dajecie mu szansę i nadzieję...

10 260,00 zł ( 2,41% )
Brakuje: 415 271,00 zł
Sylwiusz Rećko
Sylwiusz Rećko , 38 lat

Tragiczny wypadek zabrał mu wszystko❗️Dzisiaj Sylwek walczy i bardzo potrzebuje Twojego wsparcia...

Sylwek mógł skorzystać z rehabilitacji, dzięki pomocy darczyńców. Niestety w oczach nadal zbierają się łzy... Nowe kosztorysy, wydatki, ciągła, coraz droższa rehabilitacja. Wypadek zmienił w życiu Sylwka tak wiele, że często aż trudno uwierzyć, że kiedyś było inaczej. Sylwiusz mówi, że codziennie musi prosić kogoś o pomoc, a przecież było, tak że to on wyciągał rękę, by pomagać. Postanowił jednak zawalczyć o siebie i o to, by być jeszcze kiedyś samodzielny. Dzięki osobom, które mu pomogły, przekonał się, że jest to możliwe, że odpowiednia praca i ćwiczenia dają naprawdę wiele. Boi się tylko, że to wszystko cofnie się, a powodem będzie brak środków. Bardzo prosimy o wsparcie. Pomoc w drodze długiej, wyboistej, trudnej, ale wartej wszystkiego... Bez Was nie damy rady. Historia: 31 lipca 2018 roku. To był zwyczajny letni dzień. Sylwek był w podróży samochodem. Znał tę trasę na pamięć. Tym razem nie dotarł na miejsce. Rozbity samochód na poboczu zauważył jeden z przejeżdżających kierowców. Wezwał karetkę. Nikt nie wie, co dokładnie się stało. Sylwek leżał nieprzytomny we wraku auta. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby znaleziono go chwilę później… Karetka przetransportowała Sylwka do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Przerażona rodzina przyjechała do szpitala. Po kilku godzinach oczekiwania na wiadomość od lekarza okazało się, że potrzebna będzie operacja. Została przeprowadzona w nocy. Była bardzo długa i bardzo trudna. Lekarze zrobili, co w ich mocy, by poskładać kręgosłup Sylwka. Niestety. Doszło do trwałego uszkodzenia rdzenia kręgowego. Sylwek jest sparaliżowany od klatki piersiowej w dół. Do dnia wypadku Sylwek był zdrowym, silnym mężczyzną. Kochał życie i ludzi, miał ogromne poczucie humoru. Uwielbiał motoryzację, sport, muzykę rockową i filmy akcji. Grał w piłkę nożną, był aktywny, bardzo towarzyski. Miał wielu znajomych i wszędzie go było pełno. Zajmował się gospodarstwem rolnym, ale również pomagał wszystkim wokół siebie – sąsiadom, znajomym. Dziś sam wymaga pomocy w najprostszych czynnościach… Jedzeniu, piciu, myciu, korzystaniu z toalety. Dziś nie ma pracy w gospodarstwie, jest łóżko, do którego przykuty jest Sylwek; zamiast zapachu ziemi jest zapach szpitala. Sylwek nie chodzi, nie siedzi, nie może zmienić pozycji. Ciało, kiedyś swoje, znajome, dziś stało się obce. Nogi leżą bezwładnie, ręce są niesprawne, nie  chwytają, nie ściskają, utrzymają kubka, telefonu, książki… Jedna chwila zabrała Sylwkowi wszystko.  Rokowania nie są za dobre. Lekarze mówią wprost: bardzo ciężko będzie odzyskać pełną sprawność w rękach. Z nogami będzie jeszcze gorzej. Jest to jednak możliwe! Jedyną szansą na to, by Sylwek odzyskał, choć namiastkę sprawności przed wypadku, jest specjalistyczna rehabilitacja. - Nie tracimy nadziei, modlimy się o cud i działamy. Robimy wszystko, by pomóc – mówi Artur, brat Sylwka. Sylwek jest bardzo zdeterminowany, by odzyskać władzę w rękach i nogach. Da z siebie wszystko, będzie ćwiczyć, nie podda się – będzie walczyć. Wszyscy wierzymy w możliwości medycyny, w to, jak idzie do przodu, w to, że Sylwkowi uda się odzyskać sprawność. Brat wymaga jednak opieki i bardzo intensywnej rehabilitacji… A to kosztuje ogromne pieniądze, których nie mamy, choć zrobilibyśmy wszystko, by mu pomóc! Pieniądze w życiu to nie wszystko, ale w tym przypadku są one niezbędne, by ratować to, co najważniejsze – zdrowie… A także życie, bo co to za los, gdy jest się przykutym do łóżka, zdanym na łaskę innych…? Gdy ktoś musi karmić, myć gąbką, pomagać zmieniać pozycję, bo samemu nie jest się w stanie nic zrobić? Tragiczny wypadek zabrał Sylwkowi nogi i ręce, nie odebrał jednak głosu, myśli i woli walki. Sylwek zawsze był silny – fizycznie i psychicznie. Ta psychiczna siła mu została. Zrobi wszystko, by wrócić, choć do częściowej sprawności — potrzebuje jednak naszego wsparcia! Każda najmniejsza pomoc będzie skarbem. Sylwek nie składa broni, będzie walczyć. Każda złotówka to cegiełka, z której razem możemy zbudować lepszą przyszłość dla Sylwka. W której ręce i nogi w końcu się poruszą.

2 496,00 zł ( 2,39% )
Brakuje: 101 760,00 zł
Kazimierz Celiński
Kazimierz Celiński , 76 lat

Dwukrotny udar i cukrzyca zabrały sprawność... Kosztowna rehabilitacja jest ostatnią szansą!

Nasze życie nigdy nie było łatwe. Los niejednokrotnie stawiał przed nami wiele wyzwań, które wspólnymi siłami razem z mężem udawało nam się pokonać. Całe swoje życie poświeciliśmy ukochanemu synowi, który urodził się z przepukliną kręgosłupa. Niestety kilka lat temu zmarł, przegrywając najcięższą walkę, jaką przyszło mu toczyć.  Trudno pogodzić się ze śmiercią własnego dziecka. Jeszcze trudniej, jeśli zły los postanawia na tym nie kończyć. Półtora roku temu mój mąż doznał poważnego udaru i paraliżu ciała. W szpitalu okazało się, że za niedowład odpowiedzialna jest cukrzyca typu 2. Kazimierz miał wykręcone usta, bełkotał… Do dziś na samą myśl o tamtych chwilach łzy nachodzą do moich oczu. Na szczęście szybka reakcja lekarzy i leczenie doprowadziły do powrotu męża do częściowej sprawności – poruszał się przy balkoniku. Niestety, pod koniec grudnia los po raz kolejny rzucił nam kłody pod nogi. Kazimierz zemdlał i upadając na ziemię, mocno zranił się w nogę. Natychmiast wezwałam pogotowie, które zabrało go do szpitala. Tam po raz kolejny usłyszałam słowa, które zapamiętam do końca życia – głowa Kazimierza jest cała w dziurach, a żyły szyjne zatkane. Byłam w szoku! Bez zastanowienia lekarze przystąpili do operacji, która na szczęście przebiegła pomyślnie. Po dwóch dniach zostaliśmy wypisani i wróciliśmy do domu.  Niestety, zaraz po powrocie stan męża zaczął się pogarszać – miał bardzo wysoką gorączkę, bełkotał, całkowicie osłabł, aż w końcu nagle stracił czucie. Przerażona ponownie zadzwoniłam po pomoc. W szpitalu okazało się, że Kazimierz zachorował na COVID-19 i ostre zapalenie płuc. To jednak nie była najgorsza informacja. Badania wykazały, że przyczyną paraliżu był kolejny udar krwionośny lewostronny. Odjęło mi mowę… Jak to możliwe? Dlaczego to spotyka mojego męża? Kolejne dni spędziliśmy w szpitalu. Niestety udar był na tyle mocny, że odebrał wszelkie siły Kazimierzowi. Otrzymaliśmy skierowanie, by jak najszybciej rozpocząć rehabilitację. Niestety z każdą kolejną odmową ośrodków rehabilitacyjnych, traciłam nadzieję. Czas oczekiwania na przyjęcie to 2 lata, a my nie możemy przecież tyle czekać! Do tego czasu Kazimierz całkowicie straci sprawność, a skutki będą nieodwracalne! Nie mieliśmy innego wyboru i musieliśmy rozpocząć rehabilitację prywatnie. Niestety koszty znacznie przewyższają nasze możliwości i zaczyna brakować nam odpowiednich środków na pokrycie dalszych zajęć. Rehabilitacja już teraz przynosi pierwsze efekty. Jednak do „normalności” jeszcze daleka droga. Jedyną nadzieją są intensywne i systematyczne ćwiczenia, dlatego nie możemy z nich teraz zrezygnować. Wszystkich ludzi dobrej woli prosimy o pomoc!  W obecnej sytuacji każda złotówka jest dla nas na wagę złota! Tak bardzo chciałabym, by mój ukochany mąż w końcu wyzdrowiał i wrócił do dawnego życia… Elżbieta, żona Kazimierza Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

2 547,00 zł ( 2,39% )
Brakuje: 103 836,00 zł
Piotr Ciesielski
Piotr Ciesielski , 18 lat

Choroba stała się koszmarem – Piotruś sam nie chodzi, nie je, nie mówi. RATUJ!

Dziękuję Wam z całego serca za dotychczasowe wsparcie. To właśnie dzięki niemu udało się zakupić leki dla Piotrusia. Niestety, choroba cały czas postępuje i pełna rozpaczy muszę prosić Was o pomoc jeszcze raz. Proszę, nie zostawiajcie nas w potrzebie... Nasza historia:  Chciałabym cofnąć czas, móc zareagować szybciej, ochronić Piotrusia... Nie wiedzieliśmy, że jest chory. Żyliśmy beztrosko, kiedy nad naszymi głowami tykała śmiertelnie niebezpieczna bomba. Piotruś zmaga się z leukodystrofią metachromatyczną. Genetyczną chorobą, która spowodowała uszkodzenie istoty białej mózgu. Chorobą, która zrujnowała nasze życie... A wszystko zaczęło się tak niewinnie.  Do 7. roku życia był chłopcem zdrowym, korzystającym z uroków dzieciństwa. Niczym nie odstawał od swoich rówieśników, a więc jeszcze większym ciosem było usłyszenie diagnozy.  Z początku trudna do wymówienia Leukodystrofia metachromatyczna stała się powszechnością. Stała się elementem życia, któremu zostaliśmy podporządkowani. Stała się naszym najgorszym KOSZMAREM. Pierwszą zmianą, która zauważyłam, a która nie dawała mi spokoju, był sposób poruszania się. Widać było, że przemieszczanie się stanowiło dla niego trudność. A dziś? Postęp choroby sprawił, że syn przestał w ogóle chodzić. Piotruś jest całkowicie niesamodzielny. Nie mówi, nie je – odżywiany jest za pomocą PEGa, a w oddychaniu pomaga mu rurka tracheostomijna. Ja wiem, że on rozumie, ma świadomość, słyszy. Matczyne serce przepełnione jest bólem, kiedy wiem, że Piotruś męczy się we własnym ciele. W tym momencie Piotruś sam nie chodzi, nie je, nie mówi. Mój syn wymaga stałej rehabilitacji oraz pionizacji. Ja jako matka chciałabym zrobić wszystko, aby jego komfort życia był na najwyższym poziomie. Jest mi trudno, ponieważ koszty leczenia i rehabilitacji są bardzo wysokie. Dzięki stałej i intensywnej rehabilitacji moglibyśmy uniknąć bardzo częstych infekcji górnych dróg oddechowych, zapobiec przykurczom i powstawaniu odleżyn. Wierzę w to, że dzięki terapii stan syna nie będzie pogarszał się tak gwałtownie. Mam nadzieję, że dzięki niej Piotruś dłużej będzie częścią naszej rodziny. Rehabilitacja na NFZ nie jest możliwa, gdyż Piotruś jest pod opieką hospicjum – w takim wypadku świadczenia w ramach NFZ się pokrywają.  Apeluję o pomoc i wsparcie w możliwości realizowania rehabilitacji. To jedyne działanie, które mi pozostało, aby spowolnić utratę wszystkich życiowych funkcji mojego dziecka. Aby nie pozwolić mu się męczyć. Aby móc powiedzieć, że zrobiłam wszystko, co tylko było możliwe. Mama Piotrusia

1 760,00 zł ( 2,39% )
Brakuje: 71 868,00 zł