Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Przemysław Kopeć
Przemysław Kopeć , 37 lat

By mógł chociaż w myślach uczestniczyć w życiu swoich dzieci... POMOCY❗️

Przemek to mój brat. Jest ojcem dwójki wspaniałych dzieci 9-letniej Julii i 13-letniego Kacpra. Niestety, doznał rozległego krwiaka nadtwardówkowego, w wyniku którego nastąpiło porażenie czterokończynowe ciała. Nie może samodzielnie mówić, jeść, ani poruszać się. Ma bezwładne ciało i nie jestem zdolny do samodzielnej egzystencji. Każdy dzień jest walką o powrót do normalnego życia.  Historia zaczęła się w niedzielę 21 maja 2023 r. w dniu I komunii jego bratanka. Tego dnia rano, cała rodzina szykowała się do Kościoła. Garnitur Przemka wisiał przygotowany na szafie i nic nie wskazywało na tragedię. Brat od rana spał i nikt z nas nie mógł go dobudzić. W pewnej chwili tata potrząsnął nim, żeby nie spóźnił się na zaplanowaną uroczystość. Przemek nie reagował, ale tata zobaczył jego oczy wypełnione krwią! Przestraszył się i zadzwonił szybko po karetkę. Przemka od razu zabrano do szpitala w Bydgoszczy i jeszcze tego samego dnia miałem przeszedł długą operację. Tego dnia lekarz prowadzący uratował mojemu bratu życie. Stwierdzono, że doznał urazu wewnątrzczaszkowego, w wyniku którego wytworzył się masywny krwiak powodujący stłuczenie mózgu i obrzęk. Rozległy wylew krwi spowodował zgniecenie połowy mózgu. Przemek spędził na OIOM-ie ponad 2 miesiące w śpiączce farmakologicznej, bez jakichkolwiek rokowań na wybudzenie, podłączony do urządzeń, które wykonywały za niego funkcje życiowe. Przeszedł dziesiątki badań i prześwietleń. Wybudzanie trwało długo, dla nas za długo, a jego ciało nie reagowało nawet na kontrolowane bodźce bólu. Kiedy w końcu brat się obudził, lekarz stwierdził u niego porażenie czterokończynowe oraz brak samodzielnej egzystencji.  27 lipca 2023 r. brata przeniesiono na Oddział Rehabilitacji Neurologicznej, gdzie nadal przebywa. Jego stan nie zmienił się zbytnio od czasu wybudzenia. Jest świadomy, ale ma zaburzenia w postrzeganiu osób i otoczenia. Nie może mówić, jeść, ani poruszać się samodzielnie. Jest podłączony do urządzeń, każdego dnia leży na łóżku szpitalnym i przechodzi bolesną rehabilitację.  Jego mięśnie zanikły i Przemek utracił prawie połowę masy ciała po 6 miesiącach w bezruchu. Może jedynie trochę poruszać prawą ręką i prawą nogą, ale jego przyszłość kształtuje się w ten sposób, że do końca życia będzie potrzebował ośrodka rehabilitacyjno-opiekuńczego.  Aktualnie brat przebywa w ośrodku. Przemka czeka długa, bolesna, męcząca i kosztowna rehabilitacja, będąca walką o każdy samodzielny ruch. Możemy jedynie domyślać się jak bardzo tęskni za najbliższymi, rodziną, dziećmi, których nie może nawet przytulić. Zdajemy sobie również sprawę, że jego wspólny pobyt z nami w mieszkaniu raczej już nigdy nie nastąpi… Prosimy jedynie o wsparcie finansowe na potrzeby kosztownego leczenia, rehabilitacji i sprzętu medycznego, na który nas po prostu nie stać. Nie tracimy nadziei, ale wszyscy chcemy by Przemek mógł jeszcze przytulić dzieci i obserwować jak dorastają. Przynajmniej w myślach uczestniczyć w ich życiu... Rodzina i najbliżsi

2 477,00 zł ( 4,65% )
Brakuje: 50 715,00 zł
Antoś Prusik
Antoś Prusik , 7 lat

Wyciągnij pomocną dłoń do Antosia❗️Operacja to jedyna szansa!

Kolejna niezbędna operacja przed nami! Teraz celem jest policyzacja kciuka. W dużym uproszczeniu jest to zrobienie kciuka z palca wskazującego. Dzięki Wam kochani Darczyńcy poprzednia zbiórka zakończyła się sukcesem! Antoś pomyślnie przeszedł operację podwójnej ulnaryzacji. Zabieg odbył się bez komplikacji. Przez 3 miesiące po zabiegu musiał nosić specjalne ortezy, utrzymujące rączki w odpowiedniej pozycji. Następnie odbyła się 4. tygodniowa rehabilitacja, dzięki której Antoś nauczył się korzystać z „nowych" rączek.  W związku z tym, że Antoś urodził sie również bez kciuków w obu rączkach, kolejnym etapem w planowanym leczeniu są zabiegi policyzacji kciuka. Antoś po ulnaryzacji zyskał większą mobilność rączek, ale nadal potrzebuje ogromnego wsparcia w codziennych czynnościach: higienicznych, jedzeniu, ubieraniu się itp. Ze względu na brak kciuka, nie może chwytać, a co za tym idzie, utrudnione jest trzymanie długopisu, kredek, widelca. Dzięki Wam już jedno zwycięstwo odnieśliśmy. Przed nami długa droga…  Bardzo proszę Cię o pomoc dla mojego synka! Radek, tata Poznaj naszą historię: Walczymy o przyszłość Antosia – chłopca, który urodził się z bardzo ciężką wadą rączek! Ta zbiórka to jedyna szansa, by uchronić go przed kalectwem… Do uzbierania jest ogromna kwota pieniędzy, od której zależy to, co najważniejsze, czyli życie Antosia, podczas którego chcemy, by był sprawnym i samodzielnym chłopcem… Operacja to jedyny ratunek. Prosimy o pomoc! Antoś, nasz ukochany synek, urodził się w marcu 2017 roku. Ciąża przebiegała wzorowo. Żona miała świetne wyniki, lekarz prowadzący nie miał żadnych zastrzeżeń co do stanu zdrowia dziecka. Poród odbył się przez cesarskie cięcie. Wtedy właśnie, oprócz cudu, którym jest nasz synek, spotkało nas nieszczęście… Okazało się, że Antoś urodził się chory. Synek przyszedł na świat bez kości promieniowej w obu rączkach, agenezją nerki lewej i małopłytkowością.  Dla nas, rodziców, był to ogromny szok… Przez całą ciążę żaden z lekarzy nie widział wady rączek Antosia! Szczęście mieszało się ze strachem, bo oprócz radości z pojawienia się synka na świecie, towarzyszył nam strach o jego przyszłość i zdrowie. Małopłytkowość ustąpiła kilka dni po porodzie, natomiast problem wad rąk wciąż spędza nam sen z powiek. Rączki Antosia są krótsze niż ręce zdrowego człowieka. Nie ma w nich kości promieniowej… Są też wygięte, skierowane do środka i mają tylko 4 paluszki. Antoś nie ma kciuków… Nie może chwytać. Tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, ile one znaczą – ręce… Gdy Antoś zaczynał chodzić i upadał, cały czas nabijał sobie guzy i się ranił, bo przy upadku nie mógł podeprzeć się rączkami… Synek nie zawiąże sobie bucika, nie zapnie guzików, nie będzie mógł pisać, jeść nożem i widelcem. Baliśmy się, jaka przyszłość go czeka, jak sobie poradzi, gdy nie będzie przy nim nikogo, kto by mu pomógł? Zaczęliśmy szukać sposobów leczenia takiej wady. Niestety, lekarze nie mieli dla nas dobrych wiadomości… Leczenie w ramach NFZ nie dawało Antosiowi perspektyw na poprawę jego funkcjonowania. Czekać go miało wiele operacji, wiele bólu i łez, a istniało duże ryzyko, że na próżno, bo rączki i tak wrócą do pierwotnego ułożenia. Trudno było nam się pogodzić z myślą, że nasze ukochane dziecko jest skazane na niepełnosprawność. Nie poddaliśmy się jednak. Szukaliśmy pomocy dalej, wierząc, że znajdziemy nadzieję na ratunek. Tak trafiliśmy do Paley European Institute, gdzie dzieci z najcięższymi wadami rączek i nóżek operuje światowej sławy ortopeda z USA, dr Dror Paley wraz ze swoim zespołem. Od kilku lat przyjeżdża również do Polski, by operować dzieci z całej Europy – pomaga dzieciom takim jak Antoś! Lekarze z Paley Institute przedstawili nam szczegółowy plan leczenia Antosia. Synka czeka szereg bardzo skomplikowanych operacji – najpierw obustronna ulnaryzacja rączek, potem policyzacja kciuka, a gdy Antoś będzie miał 6-7 lat wydłużenie rączek o 5 centymetrów. Najprościej mówiąc, lekarze wyprostują rączki Antosia, ustawią je tak, by mógł ruszać nadgarstkami i zrobią kciuk, aby synek mógł chwytać. Na samym końcu wydłużą rączki. Antoś będzie miał sprawne rączki, będzie samodzielny – po serii operacji otrzyma szansę na to, by funkcjonować niemal jak zdrowe dziecko! Niestety – aby synek był zdrowy, musimy zapłacić wysoką cenę… Mimo nadziei nasza radość jest stłumiona zmartwieniem. Operacje wykonywane są w prywatnej klinice w Warszawie  i są one niezwykle kosztowne. Kolejna operacja rączek Antosia została wyceniona na 700 tysięcy złotych! To kwota, która przerasta niejednego z nas, ale my musimy ją zebrać. Od tego zależy przyszłość Antosia. Proszę Was, ludzi dobrego serca, o pomoc, dajcie szansę mojemu synkowi… Wierzymy, że wspólnymi siłami uda nam się pomóc Antosiowil Radek, tata Antosia ➡️ Licytacje dla Antosia Prusik – razem naprawmy rączki Antosia

33 300,00 zł ( 4,64% )
Brakuje: 682 974,00 zł
Patryk Kruk
Patryk Kruk , 27 lat

Guz mózgu go nie pokona❗️ Daj Patrykowi nadzieję na powrót do sprawności❗️

Od kilku lat toczę bój o powrót do zdrowia i sprawności. Idzie mi naprawdę dobrze. Dzięki pracy potrafi jeść, pić, podnosić i odkładać przedmioty. To naprawdę olbrzymi sukces! Najbardziej cieszy nas fakt, że coraz sprawniej rozmawia, opowiada żarty i rozumie pytania. Aktualnie pracujemy nad usprawnieniem, tak by Patryk mógł samodzielnie usiąść, wstać i chodzić. Syn ćwiczy pisanie, czytanie i liczenie. Stale rozwija też swoją mowę. Moich małych wielkich sukcesów nie byłoby bez zaangażowania rodziny, specjalistów różnych dziedzin i niestety ogromnego wkładu finansowego. Dziękuję za każdą pomoc i skromnie proszę o więcej, bo mój apetyt do działania rośnie w miarę odzyskiwania nowych sprawności. Poznaj historię Patryka: Łzy płyną mi same po policzkach, kiedy oglądam stare zdjęcia Patryka. Guz mózgu – diagnoza, która spadła na nas kilka lat temu – wywróciła wszystko do góry nogami. Na moich oczach rak sięgał po coraz więcej, siał spustoszenie w mózgu Patryka i zabierał mu sprawność. Dzisiaj walczę o to, by mój syn mógł odzyskać, to co zabrał rak. Nie brakuje mi sił, ani woli walki. Brakuje jednego – pieniędzy... Na starych zdjęciach Patryka widzę zdrowego chłopca – uśmiechniętego, pełnego życia. Widzę swojego syna sprzed choroby, która zabrała mu prawie wszystko. Maj 2014  – pamiętam ten czas, jakby to było wczoraj i wiem, że nie zapomnę o nim nigdy. W czasie kiedy wszystko budziło się do życia, życie mojego dziecka zaczęło gasnąć. Silny ból głowy, migrena, wymioty – po którejś z kolei wizycie w szpitalu zrobiono rezonans. Na zdjęciu widoczny był duży guz w mózgu. Nie pamiętam, ile łez wtedy wypłakałam... Patryk został pilnie przewieziony karetką do Warszawy. Wszystko działo się bardzo szybko. Dwa dni później zabierano już mojego syna na blok operacyjny, na operację wodogłowia. Trzy dni później odbyła się operacja wycięcia guza.  Nigdy nie czułam tyle strachu. Życie mojego dziecka było w rękach lekarzy. W każdej chwili mogłam go stracić… Tak bardzo bałam się, że za chwilę z sali operacyjnej wyjdzie ktoś, kto powie mi, że mój syn nie żyje. Patryk przeżył, ale doszło do poważnych komplikacji. Miesiąc pozostawał w śpiączce farmakologicznej. W tym samym czasie przechodził zapalenie płuc. Nie wiedziałam, co przyniesie kolejny dzień. Widząc, w jakim stanie jest mój syn, bałam się myśleć o jutrze. Czuwałam nad jego łóżkiem i modliłam się, by nie stała się tragedia, by Patryk znalazł w sobie siły, by walczyć.  W wyniku komplikacji przeszedł jeszcze 14 różnych zabiegów. Tak minęło 7 miesięcy – 7 miesięcy bólu nie do opisania i strachu o życie własnego dziecka. Po tym czasie stan Patryka wreszcie się ustabilizował. Niestety guz mózgu i powikłania po operacji jego usunięcia zabrały Patrykowi sprawność, obezwładniły jego nogi i ręce i przykuły do łóżka. W Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie rozpoczęliśmy intensywną rehabilitację. Chciałam zrobić wszystko, by oddać mojemu dziecku to, co zabrała mu choroba. Niestety rehabilitacja trwała tylko 3 miesiące – do dnia, w którym Patryk skończył 18 lat. Później wypisano nas do domu. Dziś NFZ oferuje jedynie 80 godzin rehabilitacji na rok, a to kropla w morzu potrzeb. To nawet nie 2 godziny rehabilitacji tygodniowo. Jeżeli na tym poprzestaniemy, Patryk ostatecznie straci szansę na odzyskanie sprawności. Jako jego mama nie mogę się poddać. Do tej pory pozostałe godziny rehabilitacji opłacaliśmy sami, ale dziś nie mamy już jak, nasze oszczędności się skończyły... Najokrutniejszy nowotwór zabrał Patrykowi lata młodości. Żeby móc odzyskać, chociaż część tego, co stracił, konieczna jest rehabilitacja – intensywna i systematyczna. Jako matka, która prawie straciła swoje dziecko, proszę Cię o pomoc. Zawalcz ze mną o przyszłość mojego syna...

2 965,00 zł ( 4,64% )
Brakuje: 60 865,00 zł
Adam Majewski
Adam Majewski , 49 lat

Pląsawica odebrała dotychczasowe życie Adamowi! Potrzebna jest operacja!

Adam był aktywnym zawodowo człowiekiem, pracował jako kierowca... przejechał tyle kilometrów, że mógłby kulę ziemską okrążyć dwa, albo nawet trzy razy. Ja już nie pamiętam, ile ich było, on przez chorobę też nie. Z dnia na dzień widzę, jak gaśnie, jak się zamyka w swoim świecie, bez kontaktu, bez radości z życia.  Staramy się na tyle po ile pozwalają jego możliwość funkcjonalne angażować go w życie, w zwykła codzienność. O tym, jak wygląda życie z chorobą Huntingtona, wiedziałam już dużo wcześniej. Mama Adama także cierpiała na pląsawicę. Zawsze gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, że Adam może odziedziczyć po niej tę chorobę, tak tez się stało. Nazwa choroby brzmi tajemniczo, a zatem czym jest pląsawica Huntingtona?  Pląsawica Huntingtona (nazywana też chorobą Huntingtona) to postępująca choroba neurodegeneracyjna, która powoduje obumieranie neuronów w mózgu. Niektórzy pacjenci opisują ją jako połączenie chorób Parkinsona, Alzheimera oraz choroby neuronów ruchowych. Objawia się zaburzeniami emocji (zmiany nastroju, drażliwość, depresja) i upośledzeniem pamięci oraz koordynacji fizycznej, zwykle po ukończeniu przez chorego 30. roku życia. Choroba zabija powoli – w ciągu 10 do 20 lat od wystąpienia objawów. Można łagodzić objawy, ale nie udawało się dotychczas powstrzymać jej postępu. Według statystyk pląsawica Huntingtona występuje u 12 osób na 100 tys., zwykle rodzinnie. Połowa dzieci chorego dziedziczy mutację, która ujawnia się dopiero po latach. Przyczyną pląsawicy jest nieprawidłowe działanie genu kodującego białko huntingtynę. Normalna huntingtyna ma duże znaczenie dla rozwoju mózgu, natomiast patologiczna niszczy komórki nerwowe. Aby powstała, gen musi zostać odczytany i "przetłumaczony" na mRNA - instrukcję, dzięki której komórka wyprodukuje huntingtynę. Badania genetyczne to był cios. Potwierdziło się, że choruję na pląsawicę. To był kres naszego dotychczasowego życia a jedocześnie wyrok dla Adama- choroba zabija powoli- w ciągu 10-20 lat.. Choroba zamknęła go w swoim uścisku, zaczął milknąć, ruchy niekontrolowane ciała stały się u niego normalnością…  Zaczęłam szukać informacji jak mu pomóc i znalazłam sposób. Szansę na powrót do normalności, na życie daje operacja. Wszczepienie neurostymulatorów – operacja ta polega na wszczepieniu stymulatorów do mózgu, po jednym dla każdej półkuli. Jest to innowacyjna metoda stosowana u osób chorych na pląsawicę przez neurochirurga ze szpitala w Kluczborku. Wyniki są naprawdę zaskakujące. Dostał nadzieję, nadzieję na życie, nadzieję na lepsze jutro, na życie…  Niestety operacja nie jest ona refinansowana przez NFZ, a jej koszty przekraczają nasze zdolności finansowe. Serce mi się kraje jak siedząc w poczekalni u neurologa pytam go, czy mam o czymś porozmawiać z lekarzem, czy potrzebuje jakiegoś wsparcia, środków ortopedycznych typu wózka inwalidzkiego on po chwili milczenia odpowiada, „nie trzeba, będzie operacja będzie lepiej...” Nie chce mu tej nadziei odbierać, wiem, ze proszę o dużo, ale razem damy radę. Każdy gest jest nieocenionym wsparciem, gdyż realnie wpływa na przyszłość Adama

6 420,00 zł ( 4,64% )
Brakuje: 131 878,00 zł
Maurycy i Tymoteusz Antonik
Maurycy i Tymoteusz Antonik , 18 lat

Podwójna walka o przyszłość synów❗️ Pomoc wciąż pilnie potrzebna❗️

Wiek dojrzewania jest szczególny w życiu i nadaje mu cały kierunek. Co więc ma zrobić rodzic, kiedy dwójka jego dzieci musi walczyć nie tylko o ten wiek dojrzewania, ale też o to, by w smutnym, nieakceptującym ich świecie nie spotkała ich depresja, lecz radość? Tymoteusz ma 19 lat i autyzm, a Maurycy 17 lat i zespół Aspergera. Obaj są uroczy i wyjątkowi, jednak w związku z trudnościami w rozwoju bardzo potrzebujący. Moich synów nie da się wyleczyć. Możemy jedynie walczyć, by choroba całkowicie nie odebrała im przyszłości. Mamy tylko siebie. Każdy z synów ma osobną historię. Każdy z nich ma swoje indywidualne potrzeby. Tymoteuszowi wiek dojrzewania zrzucił na barki dodatkowe ciężary w postaci stanów depresyjnych.  Młodszy, Maurycy zmaga się z zespołem Aspergera, który charakteryzuje się całościowym zaburzeniem osobowości. To taka łagodniejsza odmiana autyzmu, dająca danej osobie więcej samodzielności i często ponad przeciętną inteligencję, która również objawia się u Maurycego. Chłopak fascynuje się mechatroniką i chciałby w przyszłości skonstruować własny niezatapialny statek. Chłopcy są coraz starsi, ale mimo to jeszcze długo nie będą samodzielni. Walczymy o ich przyszłość i samodzielność, ale zespół Aspergera Maurycego, a także problemy Tymoteusza sprawiają, że czasem nie mam już siły... Wiem, że moja obecność jest dla nich fundamentalna. Tak samo ważna, jak specjalistyczna rehabilitacja, a zwłaszcza turnusy, które potrafią zdziałać cuda. To dzięki Waszemu wsparciu z poprzednich zbiórek mogliśmy dalej uczęszczać na turnusy, a dzięki zajęciom ze specjalistami bracia, mimo wielu ograniczeń, są w stanie rozwijać się na miarę swoich możliwości! Są już prawie dorośli i sami dostrzegają, jak wiele dają im terapie i ćwiczenia. Powiedzieć, że rodzic chorych dzieci nie ma łatwo, to jak nic nie powiedzieć. A co dopiero w przypadku rodzica dzieci z zaburzeniami rozwoju, które wchodzą w wiek dojrzewania? Burze hormonów, przez które każdy z nas musiał kiedyś przejść, powodują potężny mętlik i trudności u chłopaków, a szczególnie u Tymka. Codzienność wypełniają kolejne wizyty u specjalistów, które mają go uratować. Każde wsparcie, każda przekazana złotówka znaczy więcej, niż może się wydawać. Cały czas wierzę w to, że to, co dobre jeszcze się wydarzy, jeśli tylko zapewni im jak najlepszą rehabilitację i wsparcie specjalistów. Tylko z Wami damy radę to osiągnąć! Edyta, mama

1 020,00 zł ( 4,63% )
Brakuje: 21 002,00 zł
Agnieszka i Maria Gibczyńskie
Agnieszka i Maria Gibczyńskie , 39 lat

38 lat cierpienia Agnieszki! Proszę, dajmy jej choć trochę wytchnienia!

Już 38 lat jesteśmy razem. Ja i moja córka Agnieszka. Każdy dzień to mnóstwo wyzwań, z którymi zazwyczaj radzimy sobie same. Moje dorosłe dziecko jest osobą niepełnosprawną i cierpi na padaczkę. Nie potrzebujemy wiele od życia, tylko trochę wytchnienia – a to zapewnić mógłby nam wyjazd na turnus rehabilitacyjny! Agnieszka choruje praktycznie od urodzenia. Nie do końca wiadomo, co było u niej przyczyną uszkodzenia w mózgu. Być może nierozpoznane zapalenie w pierwszych tygodniach życia, a może stało się coś już podczas samego porodu. Gdy córka miała 11 lat, podjęto się operacyjnej próby poprawy jej stanu. Niestety, podczas zakładania zastawki dokomorowej przebito się do mózgu... Po późniejszej konsultacji z innym specjalistą, dowiedziałam się, że tego rodzaju zabieg nie był konieczny. Było już za późno, nastąpiły nieodwracalne zmiany… Agnieszka z dziewczynki siedzącej, stała się leżąca. Do dzisiaj nie mogę pozbyć się pytania „co by było gdyby nie przeprowadzono operacji?”. Córka całe życie walczy z padaczką. Obecnie napady męczą ją kilka razy w tygodniu i to pomimo tego, że ma założony stymulator nerwu błędnego. Na szczęście po ostatniej zmianie leków jest trochę lepiej. Jesteśmy w stanie gdzieś wyjść, wcześniej bywało z tym różnie… Niestety, sama mierze się z problemami zdrowotnymi. W 2015 przeszłam udar niedokrwienny. Długo dochodziłam do siebie, intensywnie rehabilitowałam, na szczęście jest już lepiej. Chociaż bywają trudne dni. A mam jeszcze chore stawy i kręgosłup. Cierpię też na hipercholesterolemię.  Pomimo tych trudności, chcę zrobić wszystko dla mojej córki! Turnus rehabilitacyjny byłby dla niej niesamowitą szansą. W jego trakcie Agnieszka mogłaby korzystać ze świetnego sprzętu o nazwie Innowalk. Córka miała już okazje z niego korzystać. Po sesjach, w których użyto tego urządzenia, potrafiła sprawnie chodzić! Oprócz tego, turnus rehabilitacyjny jest wspaniałą okazją do integracji, pobycia z ludźmi. A ma to dla nas niebagatelne znaczenie i pozytywnie wpływa na stan psychofizyczny. Ostatnio udało nam się z córką pojechać nad morze i od razu odżyłyśmy. Zazwyczaj nasz świat zamyka się w czterech ścianach domu… Bardzo proszę Was o wsparcie! Leczenie i rehabilitacja pochłaniają ogromne środki. Jest nam niezwykle trudno. Wierzę, że razem możemy zdziałać wiele! Maria, mama

2 068,00 zł ( 4,62% )
Brakuje: 42 613,00 zł
Dariusz Stępień
Dariusz Stępień , 42 lata

Pomóż mi przejść drogę od zależności do samodzielności...

Mam na imię Darek, niedawno skończyłem 39 lat. Zeszłoroczna Wigilia miała być spokojnym dniem spędzonym w rodzinnym gronie, jednak dla mnie los napisał inny scenariusz… Taki, którego nie chciałby przeżyć nikt. Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich...  I tak właśnie zapowiadały się Święta Bożego Narodzenia. Niestety świat się na chwilę zatrzymał, kiedy uległem poważnemu wypadkowi komunikacyjnemu. Przechodząc przez przejście dla pieszych, zostałem potrącony przez samochód osobowy. Sprawca jechał na tyle „beztrosko” i z taką prędkością, jakby na pasach nikogo nie było. Niewiele pamiętam z przejazdu karetką, jedynie ból i strach co będzie dalej.  Trafiłem do szpitala, gdzie zdiagnozowano u mnie rozległe obrażenia. Miałem złamane siedem żeber, obojczyk, kości podudzia prawego i lewego. Urazy te spowodowały, że od 24 grudnia moje ciało jest w stanie przyjąć jedynie pozycję leżącą i w ograniczonym stopniu, siedzącą. Utrata sprawności uzależniła mnie od pomocy innych osób i zredukowała mój świat do czterech ścian - najpierw szpitala, a obecnie - pokoju w moim mieszkaniu.  Nie jestem w stanie samodzielnie się poruszać. Muszę wzmocnić mięśnie tułowia i nóg, uelastycznić blizny i walczyć, by spionizować ciało. Szansą na poprawę sprawności jest dla mnie kilkumiesięczny turnus rehabilitacyjny, który umożliwia stały pobyt w ośrodku z fizjoterapeutami i opieką ortopedyczną na miejscu. To niezbędny, ale kosztowny etap mojej rekonwalescencji, dlatego zwracam się z ogromną prośbą o wsparcie w zebraniu potrzebnych środków. Chciałbym kolejne święta spędzić normalnie, w gronie najbliższych. Spraw, by nie były one rocznicą fatalnych zdarzeń. Razem musi się udać!  Darek

3 936,00 zł ( 4,62% )
Brakuje: 81 171,00 zł
Henryk Trun
2 dni do końca
Henryk Trun , 4 latka

Synku! Zrobię wszystko, żebyś zaczął mówić!

Henryk to mój ukochany, jedyny synek. Tak bardzo na niego czekałam… Pierwsze chwile rodzicielstwa przebiegały bez problemów. Niestety, gdy synek poszedł do przedszkola, nasza rzeczywistość się zmieniła. Już wcześniej niepokoiło mnie, że Henryk nie mówi. Jednak dopiero w przedszkolu zauważyłam, jak bardzo różni się od swoich rówieśników. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Synek w wieku 3 lat wypowiada jedynie kilka słów. Każdego dnia czuje się odizolowany od kolegów, bo nie potrafi się z nimi skomunikować. Za namową logopedy postanowiłam udać się do psychiatry. Czas oczekiwania na wizytę, to rok…  Rozpoczęłam działanie na własną rękę. Synek potrzebuje specjalistycznych terapii i dodatkowych zajęć. Obecnie uczęszcza na zajęcia z integracji sensorycznej, logopedyczne, basen oraz do przedszkola terapeutycznego. Bardzo mi zależy, żeby Henryk mógł pojechać na turnus rehabilitacyjny, gdzie wspiera się zaburzenia mowy i stosuje specjalistyczne terapie. Niestety, koszty wszystkich zajęć zaczynają mnie przerastać. Przed nami jeszcze długa droga. Nie mogę jednak czekać, muszę działać. Tylko intensywna rehabilitacja da mojemu synkowi szansę, żeby w przyszłości mógł pójść do normalnej szkoły. Wiem, że pewnego dnia usłyszę od Henryczka: „kocham cię”. Każda wpłata to dla mnie nieoceniona pomoc, za którą z całego serca dziękuję. Mama

570,00 zł ( 4,61% )
Brakuje: 11 771,00 zł
Julka Jamróz
Julka Jamróz , 9 lat

Pomóż Julce powrócić do pełnej sprawności

Od kilku lat walczymy o pełną sprawność naszej córki. Julka urodziła się z wadą kości udowej. Skrót w momencie przyjścia Julii na świat wynosił 1,5 cm. W trakcie licznych konsultacji medycznych obliczono, że wada bez leczenia doprowadzi do skrócenia prawej nóżki o 11 cm. Niestety obliczenia lekarzy się potwierdziły.  W ciągu kilku lat skrót powiększył się do 4,5 cm. Tak duża różnica wpływała negatywnie na kręgosłup, powodowała nieprawidłowe chodzenie oraz uszkadzała biodro i staw skokowy. Julka dzieciństwo zamiast na placu zabaw spędzała na badaniach, wizytach u lekarzy i w szpitalach.  dodatkowo coraz większe podklejenie bucika nie gwarantowało stabilności podczas chodzenia czy zabawy w przedszkolu z dziećmi.  Julka pierwszą operację przeszła w wieku 6 lat. Operacja była bolesna i długa, czas pooperacyjny trudny i wypełniony bólem oraz cierpieniem. Julce zostały wszczepione nowe więzadła w kolanie, wcześniej jako ścięgna pobrane z jej własnego uda. W dodatku w kolanie pojawiły się śruby.  Julia, a także i my, poznaliśmy trudy poruszania się na wózku inwalidzkim, Julia doświadczała bólu nogi uwięzionej w gipsie a w dodatku pociętej w każdym możliwym miejscu. Rekonwalescencja była trudna i długa. To niestety był dopiero początek. Wada wciąż postępowała, a Julia zamiast nacieszyć się szkołą, zbliżającym się Mikołajem wylądowała w szpitalu i przygotowywała się do kolejnej operacji.  Święta, zamiast na sankach spędziła w łóżku, z 9 śrubami wkręconymi w nogę, mającymi wspomóc chorą kość w wyrównaniu nogi. Czy potrafimy sobie wyobrazić funkcjonowanie w 9 śrubami wystającymi z nogi od biodra do piszczela?  Czy 7-letnie dziecko jest na to gotowe?  My jako rodzice też nie jesteśmy. Trudno patrzy się na ból swojego dziecka, pojawiające się co rusz infekcje wynikające z otwartych ran, które nie zamkną się póki Julka nie zdejmie aparatu… A zdejmie go za pół roku.  Niestety nie będzie to koniec jej przygody, gdyż kość rośnie wolniej i skrót znów będzie się powiększał… Nie chcemy by znów musiała przez to przechodzić…  Operacja w USA pozwala uniknąć tego wszystkiego, niestety przewyższa nasze możliwości finansowe, a nie chcemy by Julia znów musiała przechodzić przez ból i cierpienie, jakiego doświadcza teraz.  Dlatego prosimy Was, w jej i własnym imieniu o drobne wpłaty, które zbiorą się na kwotę potrzebną do przeprowadzenia operacji w USA. Prosimy, wesprzyjcie nas w tym zadaniu, by Julka wróciła do pełni zdrowia.  Rodzice

13 069,00 zł ( 4,6% )
Brakuje: 270 437,00 zł