Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Maksymilian Kowalski
Maksymilian Kowalski , 15 lat

Ile cierpienia może znieść dziecko? Ile lat walki o życie?

Mój synek walczy o życie od 14 lat. Ma za sobą 27 operacji, z czego 19 na mózgu. Nie dawano mu żadnych szans, ale on okazał się silniejszy, niż myśleli lekarze. Iskra życia, która miała zgasnąć jak świeczka na wietrze, wciąż płonie. Jest największym wojownikiem, najsilniejszym chłopcem, jakiego znam.  Gdy się urodził, ważył 900 gramów i mieścił się w dłoni. Przyszedł na świat w 25. tygodniu ciąży. Nikt nie chciał go ratować. Mój dzielny chłopiec pokazał jednak, jak bardzo chce żyć! Na początku nawet nie oddychał samodzielnie… Tak wyglądały początki życia Maksia – zamiast moich ramion, zimny inkubator, zamiast kołysanek buczenie aparatury, zamiast spokojnego snu ciągła walka ze śmiercią.  Zespół zaburzeń oddychania, dokomorowy krwotok III i IV stopnia, dysplazja oskrzelowo-płucna, niedokrwistość, drgawki i wodogłowie… Kolejne diagnozy, kolejne słowa spadały na mnie jak ciosy. Co zmienia się, gdy zostaje się mamą chorego dziecka? Wszystko. Odkrywa się w sobie nadzieję, która nie znika, wolę walki, tak wielką, że można by przenosić góry.  Gdy Maks był na tyle stabilny, że pozwolono mi zabrać go do domu, rozpoczęła się walka. Setki odwiedzin u specjalistów, dziesiątki wizyt w szpitalu, tysiące godzin rehabilitacji… Odkryłam wtedy, że pojęcie szczęścia, stało się proste – każdy uśmiech Maksa, każdy jego gest, każdy ruch paluszkiem. Sukcesem było to, że Maks nauczył się przełykać, nawiązywać kontakt wzrokowy, trzymać sztywno główkę. Nauczył się wypowiadać pierwsze słowa, a potem mówić pełnymi zdaniami! Mając 4 latka zaczął poruszać się na wózku inwalidzkim, potem uczył się już stawiać pierwsze kroki! Choroba Maksa trwa 14 lat. Kiedy on umierał, ja umierałam razem z nim. Reanimowano go pięć razy. Za każdym razem wszyscy myśleli, że to już koniec. Za każdym razem okazało się, że się mylą. Zawsze były trudne chwile i dobre chwile, smutki i sukcesy przeplatały się jak w łańcuchu. Ale rok 2017 najchętniej wymazałabym z pamięci. Zaczęło się od gorączki. Lekarze długo szukali przyczyny… W główce odkryto torbiele. Uciskały na mózg, powodując niewyobrażalny ból, odbierając mu mowę, powodując sztywnienie ciała… Znikąd nadziei, tylko słowa o tym, że to koniec, że Maks umiera, że nic się nie da zrobić.  Przeżył. Spędził jednak wiele miesięcy w szpitalu. Straciliśmy wszystko, co wypracowaliśmy w ciągu 7 lat. Musieliśmy zaczynać wszystko od początku. Podczas nauki chodu na lokomacie Maks zwichnął biodro. Długie unieruchomienie w gipsie spowodowało odwapnienie kości i przy przenoszeniu z łóżka na wózek pękła mu kość udowa.  Potrzebna teraz jest intensywna rehabilitacja ruchowa, terapie, specjalna dieta i leki. To jednak kosztuje fortunę, a nam ledwo starcza na życie. Pracuje tylko tata Maksia, ja wychowuję i opiekuję się dziećmi. Maks ma 14 lat i jest coraz cięższy. Posadzenie syna w aucie i zapakowanie wózka do bagażnika sprawia mi już dużo bólu. Mój kręgosłup odmawia mi już posłuszeństwa. Wózek też jest bardzo ciężki i duży, nie mieści się już do samochodu osobowego. Bardzo potrzebny jest nam samochód z rampą na dojazdy na rehabilitację, by można było wjechać z dzieckiem na wózku bezpośrednio do auta. Byłoby to wielką ulgą dla mojego schorowanego kręgosłupa. W chwili obecnej rząd częściowo dofinansowuje takie auta, ale pozostałą kwotę musimy dopłacić we własnym zakresie. To koszty przewyższające nasze możliwości.  Maks miał odejść, a żyje, wykazał ogromną siłę i wolę walki… Teraz ja muszę walczyć! Muszę zdobyć środki na jego rehabilitację i transport, bo inaczej całe jego cierpienie pójdzie na marne! Nie mogę na to pozwolić… Dlatego proszę o pomoc. Powróciła mu mowa, energia, siła, radość. Wiem, że nie możemy się zatrzymać, by nie stracić tego, co osiągnęliśmy. Proszę, pomóż nam, by tak się nie stało… Anna, mama

4 825,00 zł ( 5,66% )
Brakuje: 80 282,00 zł
Natalia Rojek
Natalia Rojek , 33 lata

Endometrioza niszczy moje życie! Pomóż!

Myślałam, że ból już nie wróci i na jednej operacji się skończy. Jednak się myliłam. Parę miesięcy temu zaczęło się od nowa. Ból trwa 24 godziny na dobę. Po badaniu u specjalisty od endometriozy wyszło, że mój organizm nie reaguje na hormony, a macica jest zmieniona – mam mięśniaki i adenomiozę, czyli wszczepy endometriozy w mięśniu macicy. Do tego prawdopodobne doszło do zrostów i zmian w rejonie esicy oraz odbytnicy. W tej chwili czekam na ponowne zrobienie rezonansu, żeby zobaczyć, gdzie są dokładnie te zmiany. Potrzebna jest kompleksowa operacja, na którą mnie nie stać. Ta choroba zabiera radość życia. Przez ból nie mogę normalnie funkcjonować. Jestem mamą i chciałbym w pełni cieszyć się każdym dniem spędzonym z moim synem. W tej chwili ból mi to zabiera. Proszę Cię o pomoc. Dla mnie liczy się każdy grosz w walce z tą okrutną chorobą. Poznaj historię Natalii: Mam dla kogo żyć i mam komu być wdzięczna. Wierzę, że słowa mają moc. Napiszę zatem z jakiego powodu tutaj się znalazłam...  „Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach”. - Maya Angelou  Mam na imię Natalia, mam 31 lat i  jestem samotną matką 5-letniego najukochańszego łobuza na świecie. Od 2020 r. cierpię na bardzo silne dolegliwości bólowe w podbrzuszu. Mimo niezliczonych wizyt u różnych lekarzy, w tym prywatnych, nie znaleziono przyczyny tych dolegliwości. We wrześniu 2022 roku dopadł mnie bardzo silny ból, który był nie do wytrzymania! Jedyny ginekolog, który zgodził się mnie wówczas przyjąć, był w Nysie. Po zrobieniu USG stwierdził, że pękła torbiel na jajniku, zapisał antybiotyk i zalecił, abym w przypadku dalszych silnych dolegliwości, zgłosiła się na SOR. W szpitalu  potraktowano mnie jak osobę z zaburzeniami psychicznymi, która sobie wymyśliła bóle i odesłano mnie do domu! Nie jestem hipochondryczką, ból był nie do wytrzymania i nie umiałam sobie z nim poradzić… Trzy tygodnie spędziłam w szpitalu. Wypisano mnie do domu z opisem: „Pacjentka zgłasza dolegliwości bólowe w podbrzuszu. Po badaniach stwierdzono, że dolegliwości mają charakter somatyczny”. Nikt nie brał pod uwagę, że z moim ciałem dzieje się coś nie tak… Ból nie odpuszczał, wręcz się nasilał. Postanowiłam nadal szukać jego przyczyny i dlatego zrobiłam prywatnie całą masę badań, w tym rezonans magnetyczny.  Wyniki były jednoznaczne: rozległa endometrioza, naciekająca na jelito grube i odbyt. Poza tym torbiele i wodniak. Konieczna była natychmiastowa operacja! Moja kochana mama, która w przeszłości walczyła z nowotworem, wzięła kredyt, aby mnie ratować! Istnieje jednak bardzo wysokie ryzyko, że konieczna będzie kolejna operacja, ponieważ po tej wystąpiły poważne komplikacje! Do tego wszystkiego nasiliły się moje problemy kardiologiczne, z którymi zmagałam się już wcześniej… To wszystko jest załamujące… Cały czas muszę uczęszczać na rehabilitację, która jest kluczowa przy mojej chorobie. Nie mogę z niej zrezygnować. Perspektywa kolejnej operacji jeszcze bardziej wywołuje mój niepokój, związany nie tylko z bólem, ale i coraz większymi kosztami… Wierzę, że są ludzie, którzy zdecydują się mi pomóc. Nawet złotówka sprawi, że będę mogła nadal mieć nadzieję na życie bez cierpienia. Wiem, że nie od razu Kraków zbudowano i że kropla drąży skałę.  Uważam, że w ludziach jest więcej dobra i prawości, niż zajadłości i braku szacunku do drugiego człowieka. Dziękuję Wam za pomoc i wsparcie, które pozwolą żyć mi bez bólu i stać się zdrową matką dla mojego synka. Natalia  

2 410,00 zł ( 5,66% )
Brakuje: 40 144,00 zł
Sunnatullo Hikmatov
Pilne!
Sunnatullo Hikmatov , 7 miesięcy

Stan krytyczny❗️Mamy tylko 2 tygodnie na ratunek dla 6-miesięcznego chłopca❗️

Wiosną 2024 roku urodził się nasz długo wyczekiwany synek. Moja ciąża przebiegała bardzo dobrze. Nigdy nie pomyślałabym, że chwilę po narodzinach będziemy musieli walczyć o jego życie! Nasze szczęście trwało tylko do momentu wyjścia ze szpitala, zaledwie kilka dni... Okazało się, że nasz synek urodził się z chorą wątrobą! Po wypisie ze szpitala zauważyliśmy, że jego brzuszek zaczął się powiększać, a skóra nagle zrobiła się żółta. Natychmiast udaliśmy się do pediatry. Rozpoczęły się długie miesiące męki, wędrówki po klinikach i próby postawienia diagnozy aż przez trzy miesiące. Cały ten czas czułam, że z synkiem dzieją się straszne rzeczy. Coraz gorzej jadł, był bardzo marudny, jego osłabienie się nasilało, a brzuszek rósł z tygodnia na tydzień. Po tych długich cierpieniach, w połowie sierpnia postawiono przerażającą diagnozę – marskość wątroby. Byliśmy w szoku... Jednak nie to było najgorsze! Usłyszeliśmy, że mamy zaledwie kilka tygodni, by przeprowadzić przeszczep wątroby! Inaczej nasz synek umrze... Tuliłam go w ramionach i głośno powtarzałam, że to niemożliwe, że nie pozwolę na to... Niestety, w naszym kraju takie operacje nie są wykonywane. Skierowano nas do centrum transplantologii w tureckiej klinice Medical Park. I wtedy otrzymaliśmy kolejny cios – koszt operacji to minimum 50 000 dolarów! Żyjemy na wsi i niestety z naszych oszczędności życia mogliśmy opłacić tylko wyrobienie dokumentów, bilety i przyjazd do kliniki na diagnostykę… Więcej nie mamy! Mamy dwie drogi – poddać się i patrzeć, jak nasz ukochany synek umiera albo jak najszybciej zebrać potrzebną kwotę i uratować jego życie!  To przerażająca rzeczywistość. Teraz jak nigdy rozumiemy, że życie ma swoją cenę. Błagamy o pomoc. Zostały nam dwa tygodnie, w tym czasie lekarze mogą podtrzymać funkcjonowanie wątroby naszego dziecka… A co potem, aż boimy się pisać, co może się wydarzyć. Błagamy o pomoc! O każdą złotówkę! Rodzice

12 522,00 zł ( 5,64% )
Brakuje: 209 286,00 zł
Piotr Wodziński
Piotr Wodziński , 32 lata

Jedna chwila przekreśliła tak wiele... Wypadek mógł odebrać mu życie! Pomóż!

Przed wypadkiem mój syn Piotr był bardzo aktywną osobą. Uwielbiał uprawiać karate, chodził na siłownie i często korzystał ze ścianek wspinaczkowych. Czynnie udzielał się w klubie sportowym – GKS Stromiec, gdzie grał w piłkę nożną. Bardzo dobrze się uczył, miał mnóstwo znajomych, z którymi lubił spędzać czas po szkole. Był członkiem samorządu szkolnego, na którego został wybrany w liceum. I nagle, zupełnie niespodziewanie przyszedł dzień, w którym wszystko bezpowrotnie uleciało. Jedna chwila wystarczyła, by życie mojego syna zawisło na włosku.  Piotrek jechał wtedy do pracy, gdy zderzył się z ciężarówką. Jechał z pasażerką, swoją cioteczną siostrą, która nie odniosła dużych obrażeń w wyniku wypadku. Byłam bardzo wstrząśnięta tą wiadomością. Lekarze reanimowali go, choć jego stan był naprawdę krytyczny. Szanse na to, że przeżyje, były niewielkie. Syn został przewieziony do szpitala i przyjęty z licznymi obrażeniami wewnętrznymi: pęknięciem śledziony i lewej nerki, klatki piersiowej i głowy. Piotr miał rozległe problemy neurologiczne, które były związane ze stłuczeniem mózgu i niewydolnością krążeniowo-oddechową.  Minęło już wiele lat. Niestety, do tej pory utrzymują się problemy z koncentracją oraz zaburzenia pamięci krótkotrwałej. Syn jest osobą świadomą i kontaktową, która nie radzi sobie bez pomocy osób trzecich ze względu na zaburzenia koordynacji ruchowej. Ma spastyczność kończyn lewostronnych, a także utrzymującą się apatię. Po wypadku Piotrek bardzo zamknął się w sobie. Przestał zajmować się nawet psami, z którymi lubił spędzać wolny czas. Mimo to skorzystał z usług Zakładu Aktywizacji Zawodowej i jako osoba niepełnosprawna pracuje jako serwis porządkowy.  Jestem szczęśliwa, że wychodzi i próbuje się aktywizować. Nie brakuje mu chęci do podejmowania działań i to jest według mnie najważniejsze. Prawie codziennie zawożę go i przywożę z pracy. Cieszę się, widząc jak radzi sobie mimo niepełnosprawności w stopniu znacznym. Mam nadzieję, że będzie mógł któregoś dnia funkcjonować samodzielnie. Mój syn skorzystał z rehabilitacji na NFZ, jednakże ta trwała zbyt krótko a osiągnięte rezultaty zaczęły się stopniowo cofać. Aby utrzymać swoją sprawność, Piotrek potrzebuje stałej rehabilitacji, która przyczyni się do usprawnienia kończyn lewostronnych i zapewni mu opiekę neurologopedyczną.  Najszybszą formą pomocy jest skierowanie się do prywatnych ośrodków rehabilitacyjnych, które zdołają przyjąć Piotrka pod swoje skrzydła. To jednak dla nas zbyt wielki koszt. Pełni nadziei prosimy Was o wsparcie! Każda złotówka znaczy dla nas naprawdę wiele! Małgorzata, mama Piotrka

10 664,00 zł ( 5,64% )
Brakuje: 178 273,00 zł
Sofiia Prymak
Sofiia Prymak , 7 lat

Z uśmiechem przez życie... Z chodzikiem - niekoniecznie! Pomóż Sofii się go pozbyć!

Sofia jest niesamowitą dziewczynką. Uśmiechnięta, miła, bystra. Pogodą ducha mogłaby zarazić niejednego człowieka. To nadzwyczajne zwłaszcza w kontekście tego co przeszła w swoim zaledwie sześcioletnim życiu… Sofia walczy od momentu kiedy przyszła na świat. Przewrotny los sprawił, że urodziła się przedwcześnie, bo w 32. tygodniu ciąży. Ta chwila zadecydowała o całym jej dotychczasowym życiu. O przyszłości możesz zdecydować Ty! Przez pierwsze dwa lata ta urocza dziewczynka rozwijała się z opóźnieniem, by ostatecznie otrzymać jakże przerażające diagnozy – porażenie mózgowe i spastyczna diplegia. Ta ostatnia objawia się zwiększonym napięciem mięśniowym i niedowładem wyłącznie w kończynach dolnych. W górnych kończynach brak jest objawów bądź objawy są nasilone w niewielkim stopniu. Lekarze zasugerowali konieczność przeprowadzenia operacji i to… aż w Stanach Zjednoczonych! To nie była łatwa decyzja jednak niezbędna, aby ją usprawnić. W wieku trzech lat Sofia przeszła operację SDR – selektywnej rizotomii korzeni grzbietowych. Polega ona na przecięciu niektórych nerwów czuciowych w dolnej części rdzenia kręgowego. Ma to na celu skuteczne i trwałe zmniejszenie spastyczności kończyn dolnych. Radość była ogromna, ponieważ operacja zakończyła się sukcesem! Jednak sama interwencja chirurgiczna nie zapewnia zupełnego sukcesu. Teraz musi na niego bardzo intensywnie sama pracować. Aby mieć jak najlepsze wyniki i móc w przyszłości samodzielnie chodzić, Sofia musi stale i intensywnie ćwiczyć. Zwłaszcza teraz gdy rośnie i rozwija się, terapia jest niezbędna, by nie tylko utrzymać ten stan, który ma, ale również zdobywać kolejne kroki milowe ku zdrowej – samodzielnej przyszłości. Pokażmy naszej niesamowicie pozytywnej i inteligentnej Sofii, że świat stoi przed nią otworem… I to dosłownie! Bez barier i ograniczeń – może być, kim chce i osiągać co zechce! Wspomożesz ją w tym? Bliscy

1 070,00 zł ( 5,63% )
Brakuje: 17 920,00 zł
Wiktor Baczyński
Wiktor Baczyński , 13 lat

Co zabierze padaczka, możemy odzyskać tylko na turnusie... Pomóż!

Wiktor to moja miłość i duma. Kiedy prawie przyszedł na świat, wiedziałam, że zrobię wszystko, żeby był szczęśliwy. Miałam świadomość, że nasza droga będzie niezwykle wyboista, ale nie mogłam przewidzieć, z jak wielkim cierpieniem przyjdzie nam się zmagać. Mózgowe porażenie dziecięce nie mija z wiekiem. Nie można z tego wyrosnąć. A im dziecko jest starsze, tym opieka nad nim staje się bardziej wymagająca.  Ciężkie niedotlenienie okołoporodowe, wrodzone zapalenie płuc, rozedma płatowa płuca prawego, odma płucna obustronna... Gdy dzisiaj czytam kartę  szpitalną z oddziału intensywnej terapii noworodka, przed oczami stają mi tamte traumatyczne obrazy z czerwca 2011 roku... Mózgowe porażenie dziecięce i niedowład spastyczny to niechciana pamiątka po tamtych zdarzeniach. Syn ma także dużą wadę wzroku. Minęły lata, a wciąż nie mówi, nie chodzi i wymaga stałej opieki. Mimo to codziennie zaskakuje mnie swoją siłą i wolą walki. Napawa mnie to optymizmem i pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość. Rehabilitacja, rehabilitacja, rehabilitacja... Tak wyglądała, wygląda i wyglądać będzie przez wszystkie najbliższe lata nasza rzeczywistość. Wiktor spędza mnóstwo czasu na pracy z wykwalifikowanymi specjalistami, których zadaniem jest odzyskać jak najwięcej z utraconej sprawności syna. Dzięki wsparciu udaje nam się wyjeżdżać na turnusy rehabilitacyjne, które są dla nas ratunkiem i sposobem, by walczyć o sprawność Wiktora. Dzięki regularności widzieliśmy poprawę, zwłaszcza przy mózgowym porażeniu! Ale ostatnio pojawiła się nowa, poważna przeszkoda... Padaczka objawowa z napadami ogniskowymi, wtórnie uogólniającymi się. Ataki cofają to, co udało nam się wypracować, a najgorsze jest to, że nie możemy przewidzieć kiedy znowu do nich dojdzie! Dlatego tak ważna jest kontynuacja wyjazdów na turnusy, by odzyskać to, co zabrała padaczka. Mamy już zaplanowane kolejny wyjazdy i teraz bardziej niż zawsze potrzebujemy pomocy. Przeszkoda w postaci padaczki znacznie skomplikowała już i tak trudną sytuację. Każde wsparcie, nawet najmniejsze, to dla nas ogromna pomoc, za którą będziemy wdzięczni do końca życia! Teresa, mama Wiktora

867,00 zł ( 5,62% )
Brakuje: 14 559,00 zł
Dawid Herbut
12 dni do końca
Dawid Herbut , 24 lata

Piekło strasznej choroby niszczy życie matki i syna! Możesz pomóc!

Choroba Niemanna-Picka to nasze piekło, nasze przekleństwo. Im bardziej próbujemy się od niej uwolnić, tym bardziej ona atakuje... Zabrała Dawidowi samodzielność i sprawność. Co będzie następne? Po co sięgnie tym razem? Kiedy wszystko się zaczęło, Dawid miał 11 lat. Wcześniej był zdrowym, wesołym chłopcem. Któregoś dnia w szkole zauważono jednak, że syn się potyka na prostej drodze. Przeraziliśmy się, a niedługo później życie nasze i Dawida zamieniło się w koszmar... Przez pięć lat jeździliśmy od lekarza do lekarza, szukając diagnozy i ratunku dla syna, podczas gdy stan syna cały czas się pogarszał! Dopiero po pięciu latach usłyszeliśmy prawdę... Choroba Niemanna-Picka, inaczej dziecięcy Alzheimier, to śmiertelna, genetyczna choroba, która powoduje regres w rozwoju zarówno fizycznym, jak i umysłowym. Kiedy usłyszałam diagnozę, nie miałam pojęcia, z czym kazał nam zmierzyć się okrutny los. Nie miałam pojęcia jak teraz wyglądać będzie nasze życie... Dziś o chorobie syna wiem wszystko, ale to nie znaczy, że mogę podjąć z nią skuteczną walkę. Mam wrażenie, że wciąż błądzimy szukając ratunku. Dawid nie chodzi już samodzielnie, porusza się na wózku, jeszcze potrafi sam jeść, ale choroba postępuje i może odebrać także to... Nadzieję daje lek. Skuteczny i nierefundowany lek, który pozwala na powstrzymanie potwornej choroby i zahamowanie jej postępów. Jednak mimo że jest on nam tak bardzo potrzebny, jest całkowicie poza naszym zasięgiem finansowym. Proszę, pomóż mi uratować syna! Gabriela, mama

5 960,00 zł ( 5,62% )
Brakuje: 99 998,00 zł
Wacław Wojciechowski
Wacław Wojciechowski , 73 lata

Pomóż spełnić marzenie Wacława o sprawności!

Do listopada 2022 roku moje życie toczyło się zwykłym trybem. Wszystko zmieniło się w dniu, gdy w mojej głowie pękł tętniak! Byłem w bardzo ciężkim stanie… Moi bliscy bali się, że nigdy nie odzyskam przytomności! Po udarze natychmiast trafiłem do szpitala, gdzie przeszedłem ciężką operację. Lekarze uratowali mi wówczas życie, ale wylew pozostawił po sobie okrutną pamiątkę: paraliż lewej strony ciała. Po operacji zostałem wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, z której nie mogłem się wybudzić. Z tego powodu została mi założona rurka tracheostomijna, cewnik i PEG. Po dwóch tygodniach zdarzył się cud – udało mi się wybudzić i zachowałem sprawność umysłową. Pozostał jednak niedowład lewej strony ciała: nie mogę ruszać ręką ani nogą. W tej chwili najważniejsza jest dla mnie rehabilitacja. Niestety, do momentu usunięcia wszystkich rurek nie mogę trafić do specjalistycznego szpitala rehabilitacyjnego. Posiadam znaczny stopień niepełnosprawności i z tego względu przysługuje mi darmowa rehabilitacja domowa. Czas oczekiwania na refundowane zabiegi jest jednak bardzo długi, więc żeby mój stan się nie pogarszał, jestem rehabilitowany prywatnie. Mimo że niedowład lewych kończyn nie ustąpił, to dzięki ćwiczeniom mój stan fizyczny zaczyna się poprawiać. Zarówno w ręce, jak i w nodze pojawiło się lekkie napięcie mięśniowe. Niestety, prywatna rehabilitacja wiąże się z dużymi kosztami, które przekraczają moje możliwości finansowe. Stąd moja prośba i apel do Was o wsparcie! Niczego więcej nie pragnę, jak przestać być „niewolnikiem” swojego ciała i ponownie móc poruszać się o własnych siłach. Nie chciałbym cofnąć się do stanu po operacji i zaprzepaścić tego, co udało się już osiągnąć. Dzięki kontynuowaniu rehabilitacji będę mógł stanąć na własne nogi. Będę wdzięczny za każdą okazaną pomoc. Z góry dziękuję i życzę Wam wszystkim dużo zdrowia! Wacław

1 675,00 zł ( 5,62% )
Brakuje: 28 113,00 zł
Maciej Filipczyński
Maciej Filipczyński , 27 lat

„W nocy spłonął mój dom...” – potrzebna pomoc!

Trzynastego października 2024 roku spłonął mój dom. Moje bezpieczne miejsce. Jedyne, co pamiętam, to widok pochłaniającego budynek żywiołu i uczucie lęku o przyszłość moją i mojej rodziny.  Dom był drewniany, więc ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Mieszkałem tam z rodzicami i z moimi dwiema siostrami. Niedawno wyremontowaliśmy poddasze. Czuliśmy się tam bardzo bezpiecznie. Nie spodziewaliśmy się, że nasza sytuacja okaże się tak tragiczna. Akcja gaśnicza trwała dwie godziny. Nikt nie wie, co było przyczyną pożaru. Patrzyliśmy, jak nasz dom trawią płomienie. Nic nie udało się uratować. Cały dom trzeba zburzyć i zbudować na nowo.  Dziś mieszkamy w szkole. Zbliża się zima, a my nie mamy środków na budowę. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość. Jeśli zechcecie nam pomóc, będziemy bardzo wdzięczni. Maciej z rodziną

11 947,00 zł ( 5,61% )
Brakuje: 200 819,00 zł