Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wiktor Kiełbasa
Wiktor Kiełbasa , 5 lat

KOSZMAR wraca - znów przyjdzie nam walczyć o jego serduszko! POMOŻESZ?

Wiktorek urodził się 22 maja 2019. Miał to być najpiękniejszy dzień w naszym życiu, jednak okazał się być pyrrusowym zwycięstwem. Tego samego dnia, pierwszego na tym świecie, nasz synek musiał podjąć nierówną walkę z chorobą. WALCZYŁ O ŻYCIE!  Diagnoza była miażdżąca: złożona wada serca (przełożenie wielkich pni tętniczych, dziura międzykomorowa oraz zwężenie cieśni aorty). Trafił do krakowskiego szpitala, gdzie zostało przeprowadzone pierwsze cewnikowanie serca, ratujące życie. Po tym tragicznym czasie został objęty opieką na oddziale intensywnej terapii kliniki kardiochirurgii. Tam również nie było łatwo...  Tydzień później, 29 maja 2019 Wiktora czekała kolejna operacja — korekcja wad serca. Był to zabieg bardzo złożony i tylko dzięki zdolnościom lekarzy oraz niebywałej woli życia zakończyła się sukcesem. Sukces ten jednak był okupiony niemal 2-miesięcznym pobytem na intensywnej terapii, gdzie Wiktor kilkukrotnie jeszcze walczył o życie. Wdała się sepsa, potrzebne było przetaczanie krwi. Szczęśliwie zabraliśmy Wiktora do domu dopiero 9 lipca. Radość jednak nie trwała długo. Już miesiąc później znowu byliśmy w szpitalu. Tym razem czekał go kolejny zabieg — cewnikowanie serca oraz wstawienie metalowego stentu do cieśni aorty. Zabieg ten pozwolił na krótki czas zapomnieć o problemach kardiologicznych. Osłabiony organizm jednak był bardzo narażony na kolejne infekcje. Niezliczone, kolejne problemy nie pozwalały na prawidłowy rozwój małego wojownika. Powtarzające się infekcje układu oddechowego doprowadziły do kolejnej miażdżącej diagnozy: utraty słuchu w związku ze zbierającym się w uchu środkowym płynem. Prywatne wizyty u laryngologa nie przynosiły skutków. Wiktor przez niemal dwa lata nie słyszał, co doprowadziło do problemów z percepcją oraz prawidłowym rozwojem mowy. Byliśmy z synkiem na wielu prywatnych wizytach laryngologicznych, które wymagały niemałych nakładów finansowych. U Wiktora orzeczono stopień niepełnosprawności, co pozwoliło nam na skierowanie go na zajęcia wspomagania wczesnego rozwoju. Są dla nas bardzo ważne, przynoszą pozytywne efekty.  Niestety, wyżej wspomniany zabieg cewnikowania serca, okazał się być jedynie środkiem doraźnym. Z opinii kardiologicznej wynikła potrzeba kolejnego zabiegu cewnikowania serca oraz poszerzenia tętnic płucnych. Jest to kolejny zabieg, który będzie musiał zostać przeprowadzony w głębokiej hipotermii oraz na otwartym sercu. Po raz kolejny wymagana będzie znaczna kwota, aby zapewnić Wiktorowi odpowiednie zaplecze rehabilitacyjne oraz medyczne. Musimy być przygotowani na znaczne wydatki związane właśnie z dojazdem do szpitala, kosztem konsultacji specjalistycznych oraz drogich leków. Przed nami trudny czas... Bardzo potrzebujemy Waszej obecności, pomocy i wsparcia w każdej formie.  Proszę, zostańcie z nami!  Rodzice Wiktorka

35 352,00 zł ( 73,84% )
Brakuje: 12 521,00 zł
Jaś Górniak
Jaś Górniak , 23 miesiące

Straciliśmy już jednego synka, teraz toczymy walkę o zdrowie i sprawność Jasia❗️

Oczekiwanie na naszych wspaniałych synków, było najpiękniejszym i zarazem najtrudniejszym okresem w naszym życiu. Z niecierpliwością odliczaliśmy dni, by móc w końcu zobaczyć i przytulić naszych chłopców. Niestety musieliśmy zmierzyć się z ogromną tragedią… W 30. tygodniu ciąży z groźbą martwicy przez nagłe cesarskie cięcie przyszli na świat Jaś i Julek. Przez ich stan i wady wrodzone, od razu przewieziono nas na oddział neonatologii i intensywnej terapii. Tam bliźniacy zostali rozdzieleni. Po kilku godzinach stan Julka się pogorszył. Reanimowano go przez 60 minut i w stanie ciężkim trafił znów na oddział. Nad inkubatorami wylaliśmy morze łez, by następnego dnia dowiedzieć się o odejściu Julka.  Nasze serca rozpadły się na milion kawałków. Po tej tragedii Jaś spędził w szpitalu 58 długich, okrutnych dni. Zdiagnozowano u niego wodonercze nerki prawej, która sprawna jest tylko w 1% i brak kości przedramienia prawego.  Niestety… konieczna jest operacja usunięcia chorej nerki, ponieważ bardzo obciąża tą, która pracuje prawidłowo… Pod koniec kwietnia Jasiu ma już zaplanowany zabieg. Liczymy, że wszystko pójdzie dobrze… Na szczęście pojawiła się też nadzieja na poprawę funkcjonowania rączki synka. W klinice Paley’a zaproponowano nam 3-etapowe leczenie, z czego na pierwszy etap już udało nam się uzbierać środki! To wszystko dzięki Wam, bardzo dziękujemy! Teraz musimy zebrać kolejną, kolosalną kwotę na drugi etap, podczas którego lekarze zajmą się rekonstrukcją kciuka po prawej stronie. Zabieg ten polegać będzie na wytworzeniu przeciwstawnego do pozostałych palca o funkcji kciuka poprzez poszerzenie II przestrzeni międzypalcowej, transferu mięśni oraz ścięgien. Operacja ta może być wykonana po 3. miesiącach od pierwszego etapu. Jaś ciągle chodzi na kontrole do różnych specjalistów. Dalej jesteśmy pod opieką wielu poradni specjalistycznych między innymi kardiologicznej, nefrologicznej, urologicznej, neurologicznej, okulistycznej, audiologicznej i pulmonologicznej.  Za nami pierwszy poważny zabieg operacyjny. W grudniu 2023. roku Jaś miał usuwany nowotwór niezłośliwy za lewym oczodołem, którego na szczęście udało się pokonać. Operacja przebiegła bez powikłań. Nie zwalniamy tempa i kontynuujemy intensywną rehabilitację. Jaś bardzo nie lubi ćwiczyć, ale dzięki temu, w końcu zaczął stawiać swoje pierwsze kroki! Za każdym razem podczas rehabilitacji staramy się jak najbardziej usprawnić jego prawą rączkę, aby w codziennych czynnościach było mu łatwiej. Mimo wszystkich przeciwności losu nasz syn na co dzień to bardzo radosny i uśmiechnięty chłopczyk. Jest bardzo dzielny i każdego dnia zaraża nas swoich szczerym uśmiechem. Jesteśmy pewni, że jego braciszek patrzy na nas z góry i wspiera w tej trudnej walce. Bardzo Was prosimy o dalsze wsparcie. Wasza pomoc jest naszą nadzieją! Rodzice Jasia

290 421,00 zł ( 73,78% )
Brakuje: 103 197,00 zł
Maciuś Lejb
Maciuś Lejb , 6 lat

Potrzebna pomoc! Maciuś walczy od swojego pierwszego dnia...

Maciej urodził się jako wcześniak w 36. tygodniu ciąży z niewydolnością oddechową oraz niską masą urodzeniową. Po kolejnych badaniach okazało się, że jego stan jest bardzo poważny… U syna stwierdzono zespół wad mnogich: dysmorfię, rozszczep podniebienia, ubytek przegrody międzyprzedsionkowej, wadę stóp. Podejrzewano również Zespół Sticklera.  Nasz chłopiec był wielokrotnie hospitalizowany. Oddycha przez rurkę tracheostomijną. Na stałe karmiony jest przez zgłębnik dożołądkowy. Maciuś przeszedł kilka operacji, w tym operację wady serca oraz rozszczepu podniebienia. Maciej rośnie i wciąż zmaga się z wieloma dolegliwościami. Syn z uwagi na problemy ortopedyczne (stopa końsko-szpotawa) ma trudności z chodzeniem. Wymaga specjalistycznych ortez oraz intensywnej i systematycznej rehabilitacji. Z powodu zespołu wad mnogich, potrzebuje również wielospecjalistycznej opieki medycznej. Koszty rehabilitacji oraz wyjazdów do specjalistów znacznie przewyższają nasze możliwości finansowe. Dlatego zwracamy się do Państwa z prośbą o pomoc! Z całych sił chcemy dążyć do poprawy sprawności i zdrowia naszego synka. Życie pokazało nam, że warto walczyć i nie poddawać się. Maciuś od swojego pierwszego dnia na tym świecie dzielnie stawia czoła wszystkich problemom. Wierzymy, że dzięki Waszej pomocy uda się mu je przezwyciężyć! Rodzice

23 546,00 zł ( 73,77% )
Brakuje: 8 369,00 zł
Marcin Młynarski
Marcin Młynarski , 32 lata

Wystarczyła chwila, aby wydarzył się dramat... Tata dwójki dzieci walczy o sprawność!

Marcin to kochający mąż i ojciec naszych dzieci- Filipka i Amelki. Zawsze uwielbiał jeździć z nami na basen i zabierać na górskie wycieczki. Na samo wspomnienie tych pięknych chwil czuję bolesny ucisk w sercu. Dlaczego akurat naszej rodzinie musiała przydarzyć się taka tragedia... To był dzień jak każdy inny do póki nie zapukała do drzwi moja przyjaciółka mówiąc: ,,Marcin miał wypadek". Od razu poczułam jak tracę grunt pod nogami…To są straszne wspomnienia, które zostaną ze mną jeszcze na bardzo długo! Marcin wracał do domu motocyklem i nagle wbiegła w Niego sarna. Prosto na Niego! W wyniku wypadku doznał wielu obrażeń głowy, wielu złamań czaszki oraz krwiaka nadtwardówkowego okolicy czołowej prawej, oraz krwotoku podpajęczynówkowego lewej półkuli mózgu co prowadziło do realnego zagrożenia życia. Marcin zapadł również w śpiączkę z zaburzeniami świadomości. Nasz tatuś i mąż przeszedł bardzo ciężką i długą drogę do odzyskania przytomności. Po półtora miesiąca walki o kontakt z moim mężem Marcinem- w końcu otworzył oczy! Po dwóch miesiącach zaczął oddychać samodzielnie! - bez respiratora! Gdy usłyszałam ,,Pani mąż oddycha sam" to były emocje nie do opisania. Były  wielkie łzy szczęścia! Obecna sytuacja epidemiologiczna utrudnia nam kontakt z nim i nie możemy go wspierać  psychicznie. Jedynie dzięki  uprzejmości Pań pielęgniarek, które przykładają mu telefon do ucha jest możliwość wsparcia  go słowem i tu bardzo chciałabym podziękować personelowi medycznemu. U Marcina stwierdzono wodogłowie. Po pewnym czasie gdy wodniak zaczął się zbierać, a Marcin wciąż nie odzyskiwał przytomności, lekarz zaproponował zrobić drenaż zewnętrzny, po którym Marcin ruszył! Sukcesywnie z czasem zaczął wodzić wzrokiem, ściskać ręce oraz ruszać delikatnie głową ponieważ reszta ciała jest w głębokim niedowładzie. W planach leczenia neurochirurgicznego przewidywane jest zaopatrzenie Marcina w ubytek kości czaszki na drodze zabiegu operacyjnego oraz ew. wszczepienie drenu komorowo – otrzewnego  z zastawką. Obie operacje  będą mogły być przeprowadzone po wcześniejszym wygojeniu ran odleżynowych! Pomimo tego co Marcin przeszedł, w końcu odzyskał przytomność i wybudził się ze śpiączki. Teraz mojego męża czeka długa i bardzo kosztowna rehabilitacja, która może potrwać nawet rok, ale pomoże mu wrócić do nas! Marcin obecnie toczy wojnę. Wygrał walkę o życie, teraz pozostaje wygrać ostatnią walkę o powrót do zdrowia i pełnej sprawności. Prosimy o pomoc żona oraz dzieci!

67 495,00 zł ( 73,68% )
Brakuje: 24 101,00 zł
Klara Mielcarz
Klara Mielcarz , 4 latka

Uśmiech ponad wszystko! Niestety, kryje wiele cierpienia... POMOŻESZ Klarci?

Jej choroby nie znikną ot, tak. Nie kupimy na nie leku. Nikt nie wymyślił sposobu, który wszystko odczaruje. Możemy codzienną walką, pomagać naszej córce lepiej żyć! O pomoc w tej walce, prosimy właśnie CIEBIE!  Klara urodziła się w kwietniu 2020 roku z wadą genetyczną — jest to zespół monosomii 1p36. A tak najprościej? Co to powoduje? Jednej konkretnej odpowiedzi nie ma, każde dziecko rozwija się inaczej bądź, niestety nie rozwija. Najczęściej widoczne jest duże opóźnienie w rozwoju intelektualnym i motorycznym. My jak zapewne wszyscy rodzice chorych dzieci, wierzymy, że nasza córeczka kiedyś będzie samodzielna. Może nawet będzie sama chodziła? Być może usłyszymy jej głos? Specjaliści mówią, że raczej nie — ale nikt nie powstrzyma nas przed marzeniami i walką! Jej głos byłby najpiękniejszą melodią dla naszych serc, ale ważniejsze jest to, by umiała w jakikolwiek sposób przekazać nam, co czuje i czego potrzebuje. Pracujemy trwale nad wspomagającymi i alternatywnymi metodami. Nadal potrzebujemy w tej kwestii wsparcia! Często musimy zejść jednak na ziemię! Ogromnym sukcesem będzie, chociażby codzienność bez pieluchowania.  Wraz z wszelkimi wynikami i diagnozami, uczyliśmy się nowych i przerażających przypadłości i terminologii medycznej. Trwogę wzbudzała m.in. drobnozakrętowość, która jak się później okazało, jest złą budową mózgu! Ona prowadzi do kolejnych tragedii! Ciężkiej niepełnosprawności intelektualnej, lekoopornej padaczki, zeza zbieżnego, wiotkości mięśni, zaburzeń mowy i połykania... Klarunia ma zaburzenia hormonalne — dzień zaczynamy od tabletek! Okularki również stały się koniecznością. Córka ma nadwzroczność, zaburzenia akomodacyjne, astygmatyzm, stałe drżenie gałek. Nasza mała dziewczynka ma dopiero 3 lata, a w jej dokumentacji jest szereg chorób. Za każdym razem, gdy pomyśleliśmy, że gorzej już nie może być, lawina diagnoz znów zaczęła spadać!  Jednego możemy być pewni — długotrwała opieka, leczenie i codzienna terapia jest kluczowa. Środki finansowe na pomoc specjalistów, rehabilitację, neurorozwojowe terapie i inne zajęcia oraz pomoce techniczne są ogromne... Klara to nasza mała, ale dzielna wojowniczka. Pragniemy dać jej wszystko, co tylko mogłoby pomóc zyskać samodzielność i możliwość godnego funkcjonowania w tym świecie. Proszę, pomóż nam w codziennej walce! Rodzice

62 688,00 zł ( 73,65% )
Brakuje: 22 419,00 zł
Kamila Karowska
6 dni do końca
Kamila Karowska , 38 lat

Ile nawrotów choroby można znieść? Proszę, pomóż!

Jestem szczęśliwą żoną i mamą dwójki wspaniałych dzieci. Jesteśmy kochającą, czteroosobową rodziną. To dla nich staram się być silna, w obliczu moich problemów zdrowotnych, które pojawiły się tuż po narodzinach mojego synka… Synuś urodził się w wyniku cesarskiego cięcia. Rok po jego przyjściu na świat, w 2010 roku, zauważyłam guzek wystający z blizny pooperacyjnej. Podejrzewałam, że to może być przepuklina, ale jestem osobą, która bardzo dba o swoje zdrowie, więc musiałam to sprawdzić. Udałam się na wizytę do ginekologa. Nie spodziewałam się tego, co tam usłyszę… Zdiagnozowano u mnie endometriozę umiejscowioną w powłokach brzusznych. To był dla mnie szok. Chodziłam regularnie na kontrolę do ginekologa. Niestety tę chorobę bardzo ciężko zlokalizować i zdiagnozować. Musiałam przejść wymagającą operację i intensywne leczenie farmakologiczne. Było niezwykle ciężko, ale miałam nadzieję, że ból już nie wróci i na jednej operacji się skończy. Kiedy myślałam, że wszystko idzie już w dobrym kierunku, po trzech latach choroba wróciła… Niestety musiałam przejść kolejną operację. Od tamtego czasu byłam pod stałą obserwacją lekarzy. Liczyłam, że tym razem wrócę do zdrowia.  Jednak nadzieja ponownie zgasła… W 2022 roku choroba się zaostrzyła, miałam mnóstwo nieprzyjemnych dolegliwości. Bardzo uciążliwe, silne bóle… to tylko jeden z wielu objawów. Lekarz skierował mnie na rezonans magnetyczny, który wykazał, że mam masywne zrosty i torbiel na jajniku. ZNOWU konieczna była operacja! Nie miałam już sił, a to jeszcze nie był koniec. Przeszłam operację usunięcia zrostów i jajnika z jajowodem. Po wizytach kontrolnych i przeprowadzonej kolonoskopii okazało się, że mam endometriozę na jelicie grubym w części esicy i odbytnicy!  Bardzo boję się o swoje zdrowie. Wiem, że mam dla kogo walczyć, ale lawina spadających na mnie diagnoz i złych informacji sprawia, że opadam z sił. Nadzieja, że będzie dobrze, która tli się po każdej operacji, gaśnie za każdym razem wraz z kolejną druzgocącą informacją… Muszę przejść kolejny zabieg, który jest bardzo wymagający i niezwykle kosztowny – opiewa na kwotę 45 tysięcy złotych… Wycena dotyczy operacji i pobytu w szpitalu bez powikłań. Gdyby pojawiły się jakieś komplikacje – koszty wzrastają… Operacja będzie bardzo trudna. Będę na stole operacyjnym przez 5 godzin, lekarze muszą wyciąć kawałek jelita z endometriozą. Jest bardzo duże ryzyko powikłań… Niestety muszę poddać się zabiegowi jak najszybciej, ponieważ grozi mi niedrożność jelit i przerzuty endometriozy na inne narządy. Bardzo proszę o pomoc. Nie jesteśmy w stanie sami pokryć kosztów operacji i leczenia. Chciałabym szczęśliwie żyć wraz z moimi ukochanymi dziećmi i mężem. Poznać od nowa życie bez bólu, bez strachu o swoje zdrowie… Od kilku lat to uczucie jest mi obce. Wierzę, że nie przejdziecie obok mnie obojętnie. Kamila    

35 261,00 zł ( 73,65% )
Brakuje: 12 612,00 zł
Anna Pacuk
Anna Pacuk , 51 lat

Wózek elektryczny moimi nogami... Proszę, pomóż go zdobyć!

Nie wiem, jak to jest móc chodzić. Nigdy nie było mi to dane. Od 6. miesiąca życia choruję na zanik mięśni. Rodzicom lekarze wtedy powiedzieli, że będę żyć tylko 2 lub 3 lata, ale jak widać, ja żyję zdecydowanie dłużej. Widocznie ktoś pomyślał, że jest potrzebne, abym była na tym świecie… Tata, zawsze silny, był moimi „nogami”. Zabierał mnie w wiele miejsc, pomagał mamie w opiece nade mną. Pamiętam, jak własnoręcznie zbudował przyczepę do roweru, abyśmy mogli razem jeździć. Tak, kiedyś jeździłam na rowerze! To było cudowne! Zbudował też dla mnie specjalny fotelik do samochodu, aby mnie wozić, bo w takich normalnych nie dawałam rady siedzieć.  Potem, jak choroba postępowała i traciłam sprawność rąk, to Tata również je zastąpił, pomagając mi we wszystkim. A teraz w oczach mam tylko ten dzień - 23 czerwca, 4 lata temu – był to akurat Dzień Ojca, kiedy mój Tatuś zmarł… Ten, który był moimi rękami i nogami, który pokazywał mi świat, nagle pozostawił po sobie jedną wielką pustkę… Od tego dnia jest bardzo ciężko. Mama, która o mnie dba, nie ma tyle siły. Jest chora i bardzo trudno jest jej mnie przenieść, chociażby z wózka na łóżko… Mimo to zawsze dba moją higienę. Dzięki jej pracy i determinacji nigdy nie miałam odleżyn. Tylko mama mnie myje, robi i podaje posiłki, ale ponieważ sama choruje, jest to bardzo trudne. Brakuje jej już sił…  Tak było 9 lat temu. Dziś mam 50 lat i nie ma już przy mnie rodziców. Mama zmarła 27 listopada 2021 r. Opiekę nade mną przejęła moja jedyna siostra Basia. Ona też od roku walczy z nowotworem.  Niestety, moja choroba postępuje i wózkiem elektrycznym, który mam, nie jestem w stanie jeździć. Osłabła mi znacznie ręka, a skolioza się pogłębiła. Potrzebuję nowego ze specjalnym osprzętem. Koszt dopasowanego wózka to ok. 50 tys. zł. Wszystko zależy, który model wózka będzie można lepiej dopasować do moich potrzeb. Sam sterownik kosztuje 20 tys. zł.  Od 2 lat wychodzę tylko na podjazd, bo obecny wózek stał się niewygodny. Bolą mnie pośladki, plecy i nogi. Przerobić nie da się już w nim nic. Proszę więc kolejny raz o pomoc. Wierzę, że jeszcze trochę pobędę na tym świecie i będę mogła mieć nowe 4 kółka, aby wyjść poza podjazd. Ania

40 745,00 zł ( 73,65% )
Brakuje: 14 575,00 zł
Basia Grużewska
Basia Grużewska , 10 miesięcy

Maleńka Basia od pierwszych dni musiała walczyć o życie! Pomóż!

Już na pierwszym badaniu prenatalnym dowiedzieliśmy się, że nasza córeczka ma wadę w postaci wytrzewienia. Skierowano nas do szpitala, gdzie była prowadzona ciąża. Na miejscu okazało się, że konieczny jest natychmiastowy poród. Basia przyszła na świat w 32. tygodniu ciąży, jako wcześniak. Już od pierwszych chwil musiała walczyć o życie! Chwilę po porodzie nasze maleństwo zostało zabrane na salę operacyjną. Konieczne było  zamknięcie powłok z wyłonieniem jelita cienkiego. Ze względu na stan zapalny jelit nie udało się zespolić i 12 dni później lekarze przeprowadzili kolejny zabieg. Niestety, córeczka dalej nie przybierała na masie, rozpoczęto więc żywienie pozajelitowe. Pojawiły się też problemy z oddychaniem. Nie da się opisać słowami, jakie myśli towarzyszą rodzicowi w takiej chwili… Strach nas dosłownie paraliżował.  Córeczka w ciężkim stanie leżała wspierana tlenem na intensywnej terapii. A my błagaliśmy, żeby jej stan zaczął się poprawiać. Basia została przeniesiona na oddział chirurgii, gdzie lekarze planowali drugą operację – jelita wciąż były niedrożne. Ciężko nam było zaakceptować, że nasza maleńka córeczka po raz kolejny musi przejść zabieg. Taka bezbronna i niewinna… Po operacji Basia spędziła prawie miesiąc na OIOMie. Mijały tygodnie, a Basia powoli zaczęła przyjmować pokarm doustnie, jednak wciąż wspierana była żywieniem pozajelitowym. Pierwszy raz pojawiła się w nas nadzieja, że wkrótce zbierzemy nasze maleństwo do domu. Los miał dla nas inne plany… Basia zaczęła gorączkować, wymiotować… U córeczki wykryto bakterię i znów konieczne było przeniesienie maleństwa na OIOM. Myśleliśmy, że nasz koszmar nigdy się nie skończy… Powoli, małymi krokami zaczynamy podejmować kolejne próby żywienia doustnego. Obecnie Basia przyjmuje 10 ml pokarmu z butelki, resztę pokarmu córeczka przyjmuje dożylnie przez broviac. Lekarze dają nam nadzieję, że już wkrótce będziemy mogli zabrać nasze maleństwo ze szpitala. W końcu pokazać Basi jej dom… Najpierw musimy jednak nauczyć się żywienia pozajelitowego, by móc samodzielnie zająć się córeczką. Walczymy o zdrowie córeczki z całych sił. Wiemy, że czeka nas długie i intensywne leczenie oraz specjalistyczna rehabilitacja. Przed nami ogromne wydatki, lecz to jedyna szansa, by Basia mogła w przyszłości normalnie żyć – bez pompy i worków do żywienia.  Z całego serca prosimy Was o pomoc dla naszej córeczki. Wierzymy, że wspólnymi siłami uda się nam zapewnić jej szczęśliwą przyszłość. Niczego bardziej nie pragniemy. Rodzice Basi ➡️ Licytacje dla Basi

70 513,00 zł ( 73,64% )
Brakuje: 25 232,00 zł
Katarzyna Kubiak
Pilne!
Katarzyna Kubiak , 40 lat

WALKA, która trwa 12 lat❗️Rak nie odpuszcza, ale Kasia też nie❗️POMOCY!

To już 12 lat, jak walczę o życie i przegrywam tę walkę! Ten dzień pamiętam, jakby to było wczoraj. Najpierw rutynowe badania kontrolne, USG piersi i nagle diagnoza, która w uszach 27-letniej kobiety brzmiała jak pomyłka: rak piersi...  Wtedy w gruzach legły moje marzenia o zostaniu mamą.  Lekarze zabronili mi zachodzić w ciążę, natychmiast musiałam poddać się chemioterapii i hormonoterapii, które bardzo źle znosiłam. Złe samopoczucie fizyczne i psychiczne odebrały mi siłę do walki, a nowotwór nie dawał za wygraną. Nie chciałam już walczyć. Gotowa byłam przerwać leczenie i umrzeć. Psychicznie byłam na samym dnie. Na szczęście mój mąż nie odpuścił  i dzięki ogromnemu wsparciu z jego strony, uwierzyłam na nowo w to, że mogę i będę żyła. I udało się - "wyzdrowiałam". W 2019 bóle głowy i stawów nie dawały mi spokoju, a przy kontroli okazało się, że nowotwór powrócił, dając rozległe przerzuty: do kości, węzłów chłonnych szyi i klatki piersiowej, wątroby i płuc.  Załamałam się, wiedząc, że tym razem nie dam rady. Nie z takimi przerzutami... Rak był silny i nieprzewidywalny.  Po kilku miesiącach rozprzestrzenił się do rdzenia kręgowego i mózgu... To był ten moment, gdzie uświadomiłam sobie, że jedynie cud może mnie uratować, w leczeniu nie pokładałam już żadnej nadziei. Zaczęłam porządkować sprawy osobiste. Czułam, że śmierć to kwestia czasu, najbliższego czasu...  Od 2019 roku cały czas przyjmuję chemioterapię i leczenie uzupełniające - hormonoterapię. Na przerzuty w mózgu zastosowano radioterapię stereotaktyczną. Z czasem pojawia się coraz więcej skutków ubocznych leczenia. Organizm z dnia na dzień słabnie, a ja nie umiem się z tym pogodzić.  Uprzedzono mnie, że nowotwór za jakiś czas uodporni się na leki i... umrę? Tracę już siły i z trudem udaje mi się podołać prostym czynnościom, dużo odpoczywam, bo zwyczajnie opadam z sił. Moje wyniki są coraz gorsze. Obecnie największym problemem jest guz mózgu, który rośnie wraz z obrzękiem. Obrzęk uciska te części mózgu, które odpowiedzialne są za lewą stronę ciała, dlatego lewa strona daje coraz więcej objawów neurologicznych, które bez operacji mogą jedynie się pogłębiać. Szukaliśmy i konsultowaliśmy się z najlepszymi neurochirurgami. Znaleźliśmy klinikę Vital Medic, którą prowadzi jeden z najlepszych neurochirurgów w Polsce dr Witold Libionka. Będzie to specjalistyczna operacja z wybudzeniem, tak, by można było przeprowadzić elektrostymulację i zobaczyć, jak "głęboko" można usunąć guza. Dr. Libionka podejmie się tej operacji. Niestety nie jest ona refundowana przez NFZ. Setki tysięcy za życie... Ale dzięki Waszym sercom jestem zabezpieczona finansowo. Moim jedynym marzeniem jest dożyć spokojnej starości, umrzeć w otoczeniu bliskich mi osób, w spokoju... Nie w hospicjum, w cierpieniu, nieprzytomna, bez kontaktu ze światem, z morfiną w żyłach. Choć tak dużo już przeszłam, panicznie boję się śmierci, bólu, umierania. Nie potrafię się z tym wszystkim pogodzić. Jeszcze nie teraz... Dlatego bardzo proszę, pomóż mi wyrwać się z jej szponów...  Dziękujemy Wam bardzo za dotychczasowe wsparcie za to, że dzięki Wam mam szansę ŻYĆ. Kasia ➡️ Kasi możesz pomóc też przez LICYTACJE - KLIK!

430 581,00 zł ( 73,59% )
Brakuje: 154 525,00 zł