Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Emilka Zając
Emilka Zając , 2 latka

Jeszcze pod sercem mamy przeszła wylew krwi do mózgu❗️Ratunku❗️

Kiedy będąc na rutynowych badaniach w ciąży, lekarz spędził długie minuty nad obrazem główki naszej córki – podświadomie czułam, że coś jest nie tak. Niestety, lekarz potwierdził moje obawy. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, co dokładnie dolega córeczce. Obraz sugerował, jakby coś uciskało jej mózg… Jeszcze tego samego dnia umówił nas do innego specjalisty, który podczas kolejnego USG przesłał nagranie z badania do neurologa dziecięcego.  Niedługo później otrzymaliśmy diagnozę, która zmieniła nasze życie na zawsze… U Emilki doszło do wylewu krwi do mózgu. Rozpoczęła się walka o życie naszej Kruszynki. Po pierwszej kordocentezie i amniopunkcji podjęto decyzję o przetoczeniu bezpośrednio do pępowiny osocza i krwi, by zahamować krwawienie oraz walczyć z anemią, która powstała przez wylew. Te zabiegi w ciąży były powtarzane jeszcze dwukrotnie. Podczas jednych z badań lekarz stwierdził ubytek w płacie mózgu i powiększone komory boczne. Na późniejszych badaniach USG stwierdzono również, że główka Emilii jest za mała w stosunku do wieku ciąży, co skutkuje małogłowiem...  Emilka na świat przyszła w asyście lekarza neonatologa ze względu na możliwe powikłania zdrowotne. Od początku jednak pokazała siłę walki i wolę życia. Samodzielnie jadła i oddychała. Niestety, kolejne USG i późniejszy rezonans pokazał, do jak wielu zmian w mózgu doszło u Emilii. Podczas jednego z pierwszych USG usłyszeliśmy, że Emilka ma szansę na rozwój tylko dlatego, że doszło do niego tak wcześnie. Mózg wówczas jeszcze się rozwijał i możemy mieć nadzieję na sprawność córeczki. Te słowa dały nam nadzieję i jeszcze większą wolę walki. Jako mama obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by wspomóc ją w rozwoju.  Emilia pierwszy miesiąc spędziła w szpitalu, początkowo czekając na konsultacje. 1,5 tygodnia od porodu została jej przetoczona krew, aby walczyć z anemią… Po paru dniach od wypisu Emilka trafiła ponownie do szpitala na kolejne toczenie krwi. Tamten pobyt na długo zostanie w mojej pamięci… Ten przeraźliwy płacz podczas zakładania wenflonu… Do dziś pamiętam jej przerażone rozbiegane oczy. Na pierwszej wizycie u neurochirurga zostaliśmy poinformowani, że przy tak rozległych zmianach na mózgu musimy się liczyć z wystąpieniem padaczki.  Czy przypuszczaliśmy, że już 3 miesiące po tych słowach przyjdzie nam się zmierzyć z tą chorobą? Nie. Mieliśmy ogromną nadzieję, że uda nam się tego uniknąć. Niestety, ataki choroby trwały przez kolejne prawie 4 miesiące. Pierwszy rok życia Emilki to ciągle pobyty szpitalne, diagnostyka, wizyty w poradniach. Córeczka jest objęta stałą rehabilitacją. Znajduje się pod opieką fizjoterapeuty, neurologopedy oraz tyflopedagoga. Ze względu na brak mowy córeczka pracuje także z terapeutą alternatywnych sposobów komunikacji. Dodatkowo uczestniczy w turnusach rehabilitacyjnych. Wielokrotnie słyszeliśmy, że mózg dziecka jest plastyczny i ciężką pracą możemy dużo osiągnąć, pomimo tak rozległych zmian i głęboko w to wierzymy.  Już teraz widzimy, że po prawie 1,5 roku Emilka przewraca się sama na boki, coraz częściej próbuje przewrotów z pleców na brzuch. Mając zabawkę w zasięgu dłoni, stara się ją uchwycić, choć ze względu na często zaciśnięte ręce ma z tym problem jak i z utrzymaniem przedmiotu. Co najważniejsze widzimy jednak, że bardzo dużo rozumie. Od samego początku okazuje adekwatne emocje, a widząc rodzeństwo czy inne dzieci stara się nawiązać kontakt.  Wiemy, że Emilka jeszcze nas wszystkich zaskoczy swoimi umiejętnościami. Mamy nadzieję, że kiedyś będzie mogła sama stanąć na własnych nogach, a nie jak dziś – jedynie za pomocą pionizatora.  Musimy jedynie dać jej szansę to wypracować. Niezbędne do tego jest dalsze leczenie i rehabilitacja oraz specjalistyczny sprzęt medyczny. Niestety, jest to związane z bardzo dużymi wydatkami finansowymi.  Prosimy, wyciągnijcie do naszej córeczki pomocną dłoń. To właśnie teraz, gdy jest jeszcze małą dziewczynką – możemy wypracować najwięcej. Nie pozwólmy, by szansa Emilki na lepszą przyszłość przepadła bezpowrotnie… Każda wpłata to dla nas ogromne wsparcie i nadzieja na rozwój! Rodzice Emilki ➡️ Misie Emisie - charytatywny kiermasz dla Emilki ➡️ Emilka nasza mała Miśka

63 391,00 zł ( 74,48% )
Brakuje: 21 716,00 zł
Jakub Jędrzejewski
Jakub Jędrzejewski , 13 lat

Neuroborelioza mocniej atakuje Kubusia - pomóż!

Życie jest naprawdę niesprawiedliwe. Zwłaszcza wtedy, kiedy wielkie nieszczęścia spotykają małe, bezbronne i niewinne dzieci... Tak trudno się z tym pogodzić...  Nigdy nie sądziłam, że jeden mały, malutki kleszcz o wielkości zaledwie kilku milimetrów jest w stanie przekształcić życie człowieka w koszmar. Niestety, mój syn przekonał się o tym na własnej skórze... Kubuś od trzech lat choruje na neuroboreliozę. Schorzenie pojawiło się 3 lata temu i przykuło naszego syna do szpitalnego łóżka na wiele długich tygodni. Wszystko działo się bardzo szybko. Najpierw ugryzienie kleszcza, później silne bóle głowy, wysoka gorączka i infekcja dróg oddechowych. Za chwilę niedowład nerwu twarzowego po stronie lewej i zaburzenie mięśni mimicznych. Byłam przerażona! Szybko trafiliśmy do szpitala, gdzie synek przeszedł szereg badań, które jasno wskazały neuroboreliozę.  W wyniku postępującej choroby u Jakuba pojawiło się groźne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i obwodowy obustronny niedowład nerwu twarzowego. Konieczne było wdrożenie natychmiastowego specjalistycznego leczenia. Po wielu tygodniach ciężkiej walki – hospitalizacji, badań, poszukiwania odpowiednich specjalistów, w końcu udało nam się zapanować nad chorobą i  wrócić do domu. Obecnie od tych dramatycznych chwil dzielą nas trzy lata. Jednak neuroborelioza odcisnęła ogromne piętno na życiu Jakuba. Naszą codziennością stały się regularne wizyty u specjalistów, rehabilitacje i kontrole....  Niestety, w ostatnich tygodniach choroba znów zaczęła o sobie przypominać. Jakuba bolą stawy, mięśnie, głowa. Codziennie płacze z bólu. Konieczna jest specjalistyczna operacja – mikrodekompresja naczyniowa. Jednak koszt zabiegu jest ogromny i znacznie przekracza nasze możliwości finansowe.   Codzienne rano budzę się i czuję narastające poczucie lęku. Boję się, że jeśli Jakub nie podejmie odpowiedniego leczenia oraz rehabilitacji,  choroba w szybkim czasie może doprowadzić do kolejnych katastrofalnych skutków...  Choć na placu boju jestem zupełnie sama, niestraszna mi jest walka o zdrowie mojego dziecka. Jestem matką samotnie wychowującą czworo dzieci, dlatego nie pozostaje mi nic innego jak prosić Was o pomoc... To jedyna szansa, aby w przyszłości mój syn mógł wieść normalne i szczęśliwe życie.  Błagam o pomoc...  Hanna, mama

24 071,00 zł ( 74,42% )
Brakuje: 8 270,00 zł
Alex Pawłowski
Alex Pawłowski , 10 lat

Alex potrzebuje w końcu diagnozy – odpowiedź jest tuż za rogiem! Pomocy!

Świat już od pierwszych chwil był dla Alexa niezwykle okrutny. W trakcie ciąży wykryto zamartwicę i niezbędne było wykonanie niezwłocznego cesarskiego cięcia, by ratować jego życie. Mój synek przyszedł na świat jako wcześniak, przez pierwsze 3 miesiące nie był w stanie sam jeść – musiał być karmiony przez sondę. Niestety, dalszy rozwój Alexa również nie przebiegał prawidłowo…   Przez długi czas, gdy zgłaszałam specjalistom swoje obawy – były one ignorowane. Widziano we mnie „przewrażliwioną matkę”, gdy martwiłam się, że mój syn nie zaczyna mówić, nie reaguje na własne imię. Czułam jednak głęboko w matczynym sercu, że coś jest nie tak. Walczyłam więc o pomoc dla syna – nawet resztkami sił. Dzięki mojemu uporowi Alex został objęty wczesnym wspomaganiem rozwoju oraz rehabilitacją. Rozpoczęłam również samodzielną pracę terapeutyczną z moim dzieckiem w domu. Z czasem również kolejni specjaliści zaczynali dostrzegać nieprawidłowy rozwój synka. Spływały do nas kolejne diagnozy – o afazji, zaburzeniu rozwoju mowy, zaburzeniach sensorycznych, nadwrażliwości słuchowej, obniżonym napięciu mięśniowym… W zerówce szczególnie zaczęły być widoczne trudności w relacjach z innymi dziećmi. Przez to, że mówił jedynie pojedyncze słowa – był odrzucany, rówieśnicy nie chcieli się z nim bawić. Nie był zapraszany na urodziny, na które zaproszenia otrzymywały wszystkie inne dzieci. Wracał do domu z płaczem i poczuciem ogromnego osamotnienia. Ja jako matka cierpiałam wtedy razem z nim.  Alex ma teraz 9 lat i uczęszcza do szkoły specjalnej.  Do tej pory ma trudności w wykonywaniu wielu podstawowych czynności, m.in. higienicznych – dlatego wymaga mojej stałej pomocy. Syn potrzebuje uporządkowanego i przewidywalnego planu dnia. Jakiekolwiek sytuacje, na które nie jest przygotowany i odbiegają od normy, wywołują u niego trudne emocje oraz płaczliwość. Na przestrzeni lat konsultowałam przypadek Alexa z wieloma specjalistami, próbując znaleźć przyczynę jego trudności w codziennym funkcjonowaniu. Podejrzenia padły na autyzm, jednak w wyniku badań diagnoza ta została wykluczona. Podczas jednej z ostatnich wizyt diagnostycznych zostały stwierdzone inne określone zaburzenia ośrodka nerwowego. Dodatkowo Alex jest obserwowany pod kątem diagnozy napadów padaczkowych. Otrzymaliśmy skierowanie do neurologa oraz poradni genetycznej. Zostały nam również zalecone badania genetyczne, które po tak długim czasie mogą w końcu umożliwić diagnozę stanu Alexa. Ku mojej rozpaczy są one jednak bardzo drogie – koszt to aż 10 tysięcy złotych!  Walka o znalezienie przyczyny stanu Alexa trwa już tak długo. Ciągłe wizyty u prywatnych lekarzy, badania i rehabilitacja ograniczyły moje możliwości finansowe. Teraz pojawiła się szansa, by poprawnie zdiagnozować mojego syna, a co za tym idzie – wdrożyć odpowiednie leczenie i terapię. Bez tego nie ma szans na dalszy, prawidłowy rozwój. Proszę Was o pomoc w tym decydującym momencie – o pomoc w wykorzystaniu szansy, na którą tak długo czekałam. Mama Alexa

8 705,00 zł ( 74,4% )
Brakuje: 2 994,00 zł
Paweł Żywiec
Paweł Żywiec , 30 lat

Zanim choroba zabierze wszystko! Twoja pomoc to moja szansa na lepsze jutro!

Nie wierzę w to, co się dzieje… Trudno opisać słowami moje myśli i uczucia, które dochodzą do głosu w związku z postępującą chorobą. Nie tak wyobrażałem sobie przyszłość. Marzenia, o których musiałem zapomnieć.  Mam dopiero 27 lat. Dla większości moich rówieśników to już ten etap, kiedy podejmują poważne decyzje. A ja walczę o każdy dzień w nadziei na to, że odzyskam choć cień tego, kim byłem wcześniej. Dokładnie 5 lat temu zdiagnozowano u mnie Chorobę Wilsona, która prowadzi do uszkodzenia mózgu i wątroby przez nadmiar gromadzącej się w organizmie miedzi.  Wszystko zaczęło się w 2016 roku. Miałem tylko 22 lata, a czułem się na co najmniej trzykrotnie więcej. Miałem problemy z koncentracją, ból stawów był niekiedy nie do zniesienia, a osłabienie rosło z dnia na dzień. Wiedziałem, że tak nie czuje się człowiek zdrowy, nie spodziewałem się jednak, że wizyta w szpitalu przyniesie tak tragiczne wiadomości, które zmienią rzeczywistość na zawsze.  Od czasu, kiedy usłyszałem diagnozę mija prawie 5 lat. Przez ten czas choroba odebrała mi znacznie więcej niż przypuszczałem - obecnie nie chodzę, nie mówię, mam duże problemy z przełykaniem dlatego jestem karmiony przez PEG-a. Potrzebuję całodobowej opieki rodziców, ponieważ wzmożone napięcie mięśni uniemożliwia wykonanie nawet najprostszej czynności. Głowa podpowiada, że wystarczy odrobina wysiłku, ale ciało nie jest w stanie go podjąć. To potwornie trudne w momencie, gdy zdajesz sobie sprawę, że kolejny dzień nie przyniesie poprawy.  Moim jedynym ratunkiem jest rehabilitacja. I niestety wiem, jak to brzmi… Jakbym potrzebował zwyczajnych ćwiczeń, które wnoszą właściwie niewiele. Tymczasem moja sprawność, życie i przyszłość zależą od tego, ile uda mi się wypracować podczas zajęć prowadzonych przez specjalistów. Korzystam z ich pomocy na co dzień, ale to nie wystarcza. W domu brak odpowiedniego sprzętu oraz możliwości wprowadzania nowych ćwiczeń, które stanowią dla ciała wyzwanie i zmienność bodźców. Dla mojego ciała to podstawa. Dla mnie to jedyna szansa.  Najgorsze jest to, że walka z chorobą to rosnące koszty, które już teraz sięgają kilkudziesięciu tysięcy złotych! Sam nie jestem w stanie zdobyć takiej sumy. Nie mogę oczekiwać, że uda się ją pozyskać moim rodzicom, bo oni mnóstwo czasu i zaangażowania wkładają w opiekę, która jest dla mnie niezbędna. Muszę prosić o pomoc ciebie, ludzi których znasz. Chciałbym, by ten apel dotarł do wielu ludzi! Być może uświadomi ci, że warto docenić tę chwilę, która dzieje się tu i teraz. Może przekonam cię do wsparcia. Możesz mnie uratować przed dalszym postępem choroby i zostać superbohaterem. Niewielki gest może mieć ogromne znaczenie!  Trudno prosić o pomoc obcych ludzi, ale co zrobić, kiedy życie ma dla ciebie tylko jeden scenariusz? Bardzo chciałbym móc wykrzyczeć swoją złość i bezsilność, ale nawet to jest poza moim zasięgiem… Pomożesz mi zawalczyć, by reszta życia nie oznaczała dla mnie cierpienia? Ja jeszcze nie straciłem nadziei. 

24 173,00 zł ( 74,4% )
Brakuje: 8 317,00 zł
Igor Floreskul
Igor Floreskul , 2 latka

Na zapalenie płuc zachorował 3 razy w ciągu 7. tygodni życia!

Tydzień przed planowanym porodem zaczęłam odczuwać skurcze. Szybko pojechałam na SOR ginekologiczny. Zostałam natychmiast przyjęta na oddział, gdzie zapadła decyzja o rozwiązaniu ciąży cesarskim cieciem.  Leżąc na stole operacyjnym, czułam jednocześnie radość z nadchodzącego spotkania z wyczekiwanym synkiem, ale też niepokojący strach. Już po chwili nastał wyczekiwany moment, gdy mogłam przez chwile zobaczyć Igorka. Został mi przyłożony do twarzy. Pocałowałam go w czółko.Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że ten pierwszy pocałunek może okazać się ostatnim…  Dziecko zostało zabrane na badania – taką dostałam informacje, podczas szycia po cesarce. Przewieziona na sale pooperacyjna byłam przekonana, że właśnie w tej chwili Igor jest już kangurowany przez swojego tatę, tak jak zaplanowaliśmy. Mąż jednak przyszedł do mnie po paru minutach i powiedział, że synek zaczął kaszleć. Został zabrany na kolejne, tym razem bardziej szczegółowe badania.   Okazało się, że Igor urodził się z wrodzonym zapaleniem płuc i potrzebuje wsparcie CPAP oraz pobytu w inkubatorze. Byłam zaniepokojona, ale jednoczenie zdawałam sobie sprawę, że wiele dzieci rodzi się z zapaleniem płuc. Zostanie podany antybiotyk, pewnie poleżymy w szpitalu troszkę dłużej i będzie wszystko dobrze. Rano odwiedziła mnie pani pediatra z informacją, że stan Igorka pogorszył się i o godzinie 3 w nocy został zaintubowany. Łzy same napływały mi do oczu, byłam przerażona…  Stan Igora pogarszał się z każdą minutą. Pani doktor powiedziała, że musi zostać przewieziony do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie – My już nie potrafimy mu pomóc. Tam dostanie fachową pomoc. Czy wyraża Pani zgodę? – Moja odpowiedź była oczywista: tak. Chwilę później padło jeszcze jedno pytanie – Czy chce Pani, żeby dziecko zostało ochrzczone? – Bez zastanowienia odpowiedziałam: tak. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że sytuacja jest krytyczna.  Na specjalistycznym oddziale rozpoznano bardzo wiele niepożądanych infekcji i wad: niewydolność oddechową, krążenia, ubytek przegrody miedzy przedsionkowej, wrodzone zapalenie płuc, sepsę. Codziennie dzwoniłam z pytaniem, jaki jest stan mojego synka. Codziennie słyszałam, że stan jest ciężki, podają antybiotyki, jest karmiony dożylnie, ma posocznice (sepsę), obustronne zapalenie płuc. Odwiedzaliśmy Igorka codziennie na OIT. Był taki dzielny. W moich oczach był najdzielniejszym dzieckiem na świecie, walczył każdego dnia. Brzuszek miał jak piłeczka, która podskakiwała z każdym oddechem.   Prawie miesiąc spędziliśmy w szpitalach. W końcu udało się wyleczyć Igorka z zapalenia płuc i sepsy, jednak doszły dodatkowe zmartwienia. Źrenice Igorka nie reagują na światło, nie ma też odruchów noworodkowych, odruchu ssania, nie potrafi utrzymać główki, nie uśmiecha się. Lekarzy zmartwił jego nienaturalny wygląd głowy, palców, uszu. Czekamy na wyniki badań genetycznych. Po powrocie do domu w nocy Igorek się zakrztusił śliną. Znów zachorował na zapalenie płuc, potem doszła bakteria Mycoplazma. Ponownie trafił do inkubatora, wymagał tlenoterapii. Odporność Igora jest bardzo słaba, praktycznie jej nie ma. W ciągu 7. tygodni życia 3 razy chorował na zapalenie płuc! Walka o prawidłowy rozwój Igora już się zaczęła. NFZ zapewnia nam 2 razy w tygodniu po 30 minut rehabilitacji. Teoretycznie, w praktyce nie ma miejsc. Udało się zapisać Igora raz w tygodniu na 30 minut zajęć, co stanowczo jest dla niego za mało. Igor potrzebuje rehabilitacji minimum 3 razy w tygodniu, konsultacji ze specjalistami  To wszystko wymaga prywatnych wizyt, bo liczy się czas.  Mając w domu starszego syna z niepełnosprawnością, nie jesteśmy w stanie finansowo pokryć kosztów związanych z lekarzami i rehabilitacja dla Igorka.  Potrzebujemy pomocy, by przyszłość Igora była lepsza i by mógł dogonić rówieśników pod względem rozwoju.   Rodzice

20 878,00 zł ( 74,33% )
Brakuje: 7 208,00 zł
Gracjan Grzymski
Gracjan Grzymski , 30 lat

Pomóż mi cofnąć czas, by życie sprzed wypadku nie było tylko wspomnieniem

Miał wtedy tylko 22 lata i całe życie przed sobą. To był wrzesień. Wieczór jak każdy inny. O godzinie 2.30 w nocy rodzice zaczęli się niepokoić. Jeszcze pół godziny wcześniej z Gracjanem był kontakt. Teraz się nie odzywał, nie odbierał telefonu… Znalazł go przechodzień. Gracjan leżał w kałuży krwi przy zejściu do piwnicy, u podnóża betonowych schodów. Spadł z wysokości z 3 metrów. Gdyby leżał tam dłużej, to byłby koniec. Nikt nie wie, co się wtedy stało. Czy Gracjan poślizgnął się i spadł ze schodów, czy ktoś go zepchnął…? Nie znaleziono żadnych świadków. Tamten dzień do dzisiaj pozostaje zagadką. Gracjan dostał obszernego urazu czaszkowo-mózgowego. Uderzenie było tak gwałtowne, tak silne, że środek jego mózgu przesunął się o 1,3 centymetra. Mama Gracjana szukała go po okolicy. Kiedy usłyszała przeraźliwy sygnał karetki, już wiedziała. Czuła, że to jej syn. Pojechała za karetką do szpitala. Gracjan walczył o życie. Od razu trafił na stół operacyjny. Nikt nie wiedział, czy Gracjan przeżyje. W jego głowie był krwiak. Dla wielu krwiak to wyrok… Dla innych oznacza uszkodzenia mózgu. Jeśli nawet człowiek się wybudzi, często nie ma świadomości. Czasem jest w stanie wegetatywnym. Nie mówi, nie chodzi, wymaga pomocy w najprostszych czynnościach… Żyje jak roślina. 3 tygodnie trwała walka o życie Gracjana. Jego stan był bardzo ciężki. Gdy jednak udało się go odłączyć od respiratora, gdy otworzył oczy, wróciła nadzieja. Jego oczy były mądre, rozumne, nie było w nich pustki. Zaczął wodzić wzrokiem, ruszać głową, a potem mówić, choć na początku bardzo powoli i cicho. Szybko okazało się, że pamięta wszystko. Tylko wtedy, gdy próbuje sobie przypomnieć moment wypadku, zamiast wspomnień przychodzi ciemność. Jeden dzień, jedna chwila potrafi przekreślić wszystko… Przed wypadkiem Gracjan zawsze był w ruchu. Aktywny, samodzielny. Uwielbiał kolarstwo, strzelectwo… Dzisiaj sport pozostaje tylko wspomnieniem. Wszystko, co przypominało dawne życie, zostało sprzedane – Gracjan rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy na rehabilitację. Jego umysł pozostał sprawny, ale wypadek uszkodził ciało… Doszło do uszkodzenia układu nerwowego, a w rezultacie porażenie mięśni po całej lewej stronie ciała. W lewej ręce i nodze czucie jest zaburzone. Gdy Gracjan się obudził, myślał przez chwilę, że lewa ręka nie należy do niego… Gdy próbował ją poruszyć, leżała bezwładnie na pościeli. Gracjan wciąż ma problemy z najprostszymi czynnościami. Gdy chce coś zrobić, ręka zaciska się sama w pięść… Nie panuje nad nią. Ciężko się tak ubrać, założyć nawet skarpetkę czy czapkę. Jak z jedną sprawną ręką wycisnąć pastę na szczoteczkę, jak jeść nożem i widelcem, zapiąć guziki...? Jedna strona ciała jest jak zamrożona, sparaliżowana. Działa tylko prawa. Gracjan wymaga ciągłej, wieloletniej i bardzo kosztownej rehabilitacji. Musi przede wszystkim usprawnić rękę. To dla niego jedyna szansa, by odzyskać zdrowie, by być samodzielnym. Gracjanowi nie przysługuje renta. W chwili wypadku był bardzo młody, nie miał przepracowanych dwóch pełnych lat. Dopiero szukał swojej drogi zawodowej. Jeśli nie odzyska sprawności, ma małe szanse na pracę. Choć wypadek zdarzył się dwa lata temu, jego skutki trwają do dziś. Gracjan często wracał myślami do tego dnia, który przełamał jego życie na pół. Choć wehikuł czasu nie istnieje, jest jednak sposób, by cofnąć bieg zegara. Jest nim rehabilitacja. Dzięki niej Gracjan może odzyskać pełne czucie w lewej stronie ciała. Wymaga to jednak czasu, ogromnej pracy i pieniędzy. To jednak jedyny sposób. Stawką jest zdrowie i przyszłość tego chłopaka. Jan Paweł II mówił, że człowiek jest tyle wart, ile może dać drugiemu człowiekowi - pisze Gracjan. Ty możesz dać mi to, co najcenniejsze – zdrowe życie. Dlatego proszę Cię o wsparcie, bym znowu był sprawny. Z Twoją pomocą mi się to uda.

56 304,00 zł ( 74,06% )
Brakuje: 19 712,00 zł
Piotr Imioło
Piotr Imioło , 35 lat

By sprawność znów była codziennością, a nie marzeniem!

Wszystko wydarzyło się tak niedawno, a ja niemal zapomniałam już o naszych planach i marzeniach. Wszystko to zastąpił paraliżujący strach… Mój mąż miał wypadek. Ta informacja sprawiła, że krew w moich żyłach niemal zamarzła. Poczułam ten swoisty dreszcz, który czują ludzie dowiadujący się o tragedii, która dotknęła ich bliskich...  Nie, to nie może być prawda - myślałam. A jednak… Dziś proszę Cię o pomoc dla mojego Piotra. Bez rehabilitacji nigdy nie odzyska tego, co zabrał wypadek... 8 listopada miał być dniem, jakich były setki wcześniej. Wieczorem mieliśmy usiąść wygodnie na kanapie i opowiedzieć sobie jak minęły nam godziny rozłąki. Miał być, bo taki wieczór nigdy nie nastał... Piotr uległ wypadkowi komunikacyjnemu. Jego stan był krytyczny. Kiedy zespół lekarzy w pełni mobilizacji walczył o jego życie, ja stałam bezsilna i z przerażeniem wpatrywałam się w zegar na ścianie, który odmierzał minuty naszego dramatu. Płynęły bardzo wolno, dłużyły się w nieskończoność. W końcu dostałam upragnioną informację... Kiedy usłyszałam, że jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo, nic innego nie miało dla mnie znaczenia! Żył, był ze mną! Teraz już musi być tylko lepiej. Musi... Niestety problemy nie opuszczały nas na krok. Uszkodzeniu uległ kręgosłup oraz nerwy rdzenia kręgowego. Piotrek jest sparaliżowany od pasa w dół. Lekarze stwierdzili, że jedyną nadzieją na przywrócenie sprawności jest natychmiastowe podjęcie długotrwałej rehabilitacji.  Z uwagi na sytuację panującą w służbie zdrowia i epidemię, jedyną dostępną opcją jest rehabilitacja w prywatnym ośrodku. Jesteśmy w ciężkiej sytuacji, musiałam tymczasowo zrezygnować z pracy, by opiekować się Piotrkiem, a miesięczny koszt rehabilitacji jest bardzo wysoki… Nie stać nas po prostu na to. Pomóż, proszę! Magda, żona Piotrka

120 462,00 zł ( 74% )
Brakuje: 42 304,00 zł
Krzysztof Hawryluk
Krzysztof Hawryluk , 62 lata

Krzysztof musi wrócić do zdrowia, do rodziny! Udar nie może okazać się silniejszy!

06 maja — tej daty nigdy nie zapomnimy... W wyniku poważnego upadku nasz tata przeszedł udar krwotoczny. Minęło już wiele dni, a tata do tej pory nie odzyskał przytomności. Jest w śpiączce i przebywa na OIOMie w szpitalu w Puławach. Dni całej naszej rodzinie dłużą się nieubłaganie, każdego dnia czekamy, aż w końcu usłyszymy dobre informacje. Niestety nadal nic... Otrzymaliśmy za to wiadomość, że za około 2 tygodnie zostanie wypisany ze szpitala. Lekarze zalecają, abyśmy przenieśli go do specjalistycznego ośrodka dla osób w śpiączce — żeby mógł się wybudzić i przejść rehabilitację. To jego jedyna nadzieja na powrót do sprawności. To jedyna szansa dla nas, by odzyskać tatę... Koszt miesięczny pobytu w takim ośrodku to około 20 tysięcy złotych. Ze względu na stan zdrowia taty nie jesteśmy w stanie określić, ile czasu będzie musiał w nim spędzić. Koszty przewyższają znacznie możliwości finansowe naszej rodziny nawet jeżeli miałby tam spędzić tylko miesiąc. Po wybudzeniu się ze śpiączki konieczne jest zapewnienie całodobowej rehabilitacji i opieki. Opieki, którą może otrzymać wyłącznie w specjalistycznej placówce.  Całym sercem prosimy o pomoc dla naszego taty. Pracował jako nauczyciel elektrycznych przedmiotów zawodowych. Jest również założycielem Harcerskiego Zespołu Pieśni i Tańca "Grześ" z Puław, gdzie pracował jako choreograf i instruktor tańca. Taniec i muzyka, to jego największe pasje. Całe swoje życie poświęcił pracy z dziećmi i młodzieżą. Prosimy, teraz ty poświęć chwilkę i podaruj mu szansę na powrót do zdrowia. Dziękujemy za każdą podarowaną złotówkę. Córki z mamą

123 477,00 zł ( 73,97% )
Brakuje: 43 449,00 zł
Hania Domańska
4 dni do końca
Hania Domańska , 5 lat

Kosztowna operacja jest jedyną szansą na zdrowie i sprawność Hani! POMÓŻ!

Nasza Hania przyszła na świat w 36. tygodniu ciąży jako wcześniak. Była taka malutka i niezwykle krucha. Niestety to, że urodziła się za wcześnie nie było jedynym problemem. U córeczki lekarze wykryli potworniaka okolicy krzyżowo-guzicznej oraz poważną wadę serca. Jej stan był krytyczny – byliśmy przerażeni! Już w  pierwszym tygodniu swojego życia, Hania przeszła dwie operację ratujące życie. Nasza dzielna dziewczynka wygrała walkę o to, co najważniejsze. Mieliśmy nadzieję, że teraz wszystko będzie już dobrze, że zabierzemy naszą kruszynkę do domu i będziemy mogli się cieszyć spokojnym życiem. Nie mogliśmy się bardziej mylić… Konieczne były kolejne badania, po których zaczęła na nas spadać lawina złych wieści. U naszej córki wykryto przykurcz ścięgna Achillesa w lewej stopie oraz lewostronne zwichnięcie stawu biodrowego. Było naprawdę źle. Biodro naszej Haneczki było oporne na wszelkie metody leczenia, w grę wchodziła tylko operacja!  W kwietniu 2020 roku Hania przeszła operację wydłużenia ścięgna Achillesa. Następnie w październiku 2022 roku osteotomię zwichniętego biodra. Niestety po 10. tygodniach spędzonych w gipsie, okazało się, że biodro jest ponownie zwichnięte i potrzebna jest kolejna operacja.  Świat znowu nam się zawalił, ale nie mogliśmy się poddać. Zaczęliśmy szukać pomocy wszędzie, nawet za granicą. Wtedy trafiliśmy na klinikę Paley European Institute w Warszawie, która dała nam nadzieję na uratowanie biodra naszego dziecka. Córka została zakwalifikowana do potrójnej osteotomii miednicy. Lekarze z kliniki, jako jedyni w Polsce, wykonują taką operację. Niestety jej cena jest ogromna. Wstępny kosztorys zwalił nas z nóg – operacja została wyceniona na kwotę około 75 tysięcy  złotych! Do tego dojdzie jeszcze długa i niesamowicie kosztowna rehabilitacja… W naszej obecnej sytuacji finansowej, w żaden sposób, nie jesteśmy w stanie zgromadzić tak ogromnej sumy pieniędzy. Dlatego z całego serca prosimy Was o pomoc dla Hani. Operacja w Paley European Institute jest dla niej jedyną szansą na zdrowie i sprawność w przyszłości. Hania jest pełną energii i uśmiechu dziewczynką. Ma w sobie ogromne pokłady determinacji i chęci do walki. Prosimy – otwórzcie swoje wielkie serca dla naszej córeczki i pomóżcie! Rodzice Hani

58 747,00 zł ( 73,95% )
Brakuje: 20 684,00 zł