Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Antoni Morańda
Antoni Morańda , 19 lat

Sprawność może wrócić, ale tylko pod jednym warunkiem...

Najgorsze jest, to kiedy zdajesz sobie sprawę, że choroba odebrała ci coś zupełnie naturalnego. I kiedy nagle z nastolatka, przed którym świat stoi otworem, stajesz się człowiekiem zupełnie zależnym od pomocy i wsparcia innych. Kiedy pokonanie kilku kroków staje się wyzwaniem zdajesz sobie sprawę, jak kruche jest to, co masz…  Czuję, że marzenia stają się coraz bardziej odległe. Właściwie, na ten moment część z nich stała się zupełnie nierealna, jakbym przeniósł się do innej rzeczywistości. Pierwsza myśl to ucieczka, ale niestety przed tym, co mnie spotkało nie można tak po prostu się schować. Muszę się z tym zmierzyć, ale sam nie mam na to szans.  Trzy lata temu objawiła się u mnie genetyczna choroba Charcota-Mariego-Tootha, która przez zaburzanie przewodnictwa nerwowego i zanik mięśni, zniekształca moje stopy i odbiera mi możliwość chodzenia. Jeszcze do niedawna udawało mi się pokonywać niewielkie odległości przy pomocy kul lub specjalnych ortez, ale teraz postawienie kroku staje się coraz trudniejsze. Aktywności dnia codziennego zamieniłem na rehabilitację, moje kontakty z rówieśnikami zaczęły ograniczać się do internetu.  Powiedzieć, że brakuje mi normalnego życia i wolności to jak nie powiedzieć nic. Świadomość tego, że sam nie jestem w stanie sobie pomóc jest dla mnie wręcz druzgocąca… Szansą na pokonanie przeciwności, szansą na powrót do normalnego życia jest operacja. Niestety, nierefundowana, a dla osoby w moim wieku potwornie droga. Twoje wsparcie to moja możliwość podjęcia trudnej walki o sprawność. Bo choć lista marzeń dramatycznie się skróciła to na jej szczycie pojawiło się jedno, od którego zależy wszystko - wejście w dorosłość na dwóch sprawnych nogach.  Znalazłem się na życiowym zakręcie, ale wciąż wierzę, że wyjdę na prostą. To możliwe, jeśli Ty dorzucisz do mojej zbiórki niewielką cegiełkę.

58 761,00 zł ( 75,87% )
Brakuje: 18 686,00 zł
Ignaś Wierzchoń
Ignaś Wierzchoń , 5 lat

Jedna nierefundowana operacja, by oszczędzić lata bólu – Pomocy❗️

Jestem mamą 4-letniego Ignasia, u którego stwierdzono łamliwość kości. Zaczęło się kilka tygodni po urodzeniu. Przyszedł na świat się jako wcześniak, a w odstępie tygodni jego nóżki zaczęły się łamać przy najmniejszych obciążeniach. Podczas wizyt w szpitalu wyszło więcej złamań – kości ręki, złamane żebro podczas drenażu płuc... Było coraz gorzej, a leczenie mogło jedynie wspomagać jego stan, ponieważ sama choroba jest nieuleczalna. Po takiej serii bólu i złamań lekarz zalecił operacyjne wstawienie specjalnych drutów na wzmocnienie kości. Udało się, ale kosztem 4 operacji Ignaś spędził pół roku w szpitalu.  Wszystko układało się dobrze, chociaż wystarczył niefortunny upadek, by Ignaś znów cierpiał z powodu złamań i musiał po raz kolejny trafić do szpitala. Jednak radziliśmy sobie. Synek mimo swojej choroby i skutków wcześniactwa jest wesoły i bardzo otwarty. Niestety, rok temu znów wystąpiło złamanie. W lewej nodze. Dlatego by zmniejszyć ilość operacji i zapewnić Ignasiowi bezpieczeństwo, lekarze zaproponowali nam wstawienie drutów wspomagających, które rosłyby razem z naszym synkiem.  Dzięki nim Ignaś nie musiałby przechodzić tak wielkiej ilości operacji. To byłabym ogromna, ale naprawdę kosztowna pomoc. W końcu synek wciąż rośnie i druty z czasem zrobią się po prostu za małe, narażając go na ból i kolejne urazy. Dlatego zwracamy się do Was, ludzi dobrego serca. Taki zabieg to koszt ponad 20 000 złotych! To zdecydowanie za dużo, byśmy mogli poradzić sobie sami, a to dla nas ogromna szansa. Jeszcze kilka miesięcy temu Ignaś musiał uważać nawet na lekkich nierównościach. Każdy upadek mógł mieć opłakane skutki. Druty sprawiają, że jest żywszy, weselszy i nie musi bać się stawiać kolejnych kroków. Druty rosnące mogłyby sprawić, że z jego życia zniknęłoby tyle bolesnych operacji. Proszę, pomóż nam. Monika, mama Ignasia

20 176,00 zł ( 75,86% )
Brakuje: 6 420,00 zł
Eryk Zaroda
Eryk Zaroda , 3 latka

Uwięziony we własnym, zamkniętym świecie... Potrzebna pomoc❗️

Eryk jest naszym wymarzonym dzieckiem… Z niecierpliwością oczekiwaliśmy jego przyjścia na świat. Niestety dzień, w którym się urodził, nie należał do najprostszych. W ciąży pojawiło się wiele komplikacji, które zaważyły o jego i naszej przyszłości… Synek po narodzinach bardzo często chorował, łapał wszystkie możliwe infekcje. Wierzyliśmy jednak, że to okres przejściowy i wraz z rozwojem Eryka, jego stan będzie się poprawiał. Niestety – najgorsze miało dopiero nadejść. Gdy synek skończył 3 latka, dowiedzieliśmy się, że cierpi na autyzm… Nie możemy odpuścić, jeździmy od specjalisty do specjalisty, by znaleźć powód. Bardzo chcielibyśmy przeprowadzić badania genetyczne, które mogą dać nam odpowiedź na wiele nurtujących pytań. Niestety takie badania są bardzo kosztowne... Ciężko jest się nam pogodzić z tym, że synek jest uwięziony we własnym świecie, z którego nie możemy go wyciągnąć. Serca nam pękają, gdy widzimy jego cierpienie… Eryk nie reaguje na otoczenie, nie chce bawić się z innymi dziećmi, zachowuje się, jakby nas nie słyszał… Musimy zrobić wszystko, by ułatwić jego funkcjonowanie. Bardzo prosimy o wsparcie. Sami nie jesteśmy w stanie zapewnić mu niezbędnych terapii i zajęć rehabilitacyjnych i uzbierać środków na dalsze badania. Musimy zwrócić się z prośbą o pomoc… Jesteście naszą ostatnią nadzieją! Każda złotówka jest dla nas niezwykle cenna! Rodzice ➡️ Licytacje dla Eryczka

22 596,00 zł ( 75,85% )
Brakuje: 7 192,00 zł
Marysia Wilińska
Marysia Wilińska , 4 latka

Zamiast zacząć chodzić do przedszkola, Marysia trafiła do szpitala z nowotworem! Pomocy!

Nigdy nie podejrzewaliśmy, że taka tragedia może dotknąć naszą córeczkę, Marysię. Jest przecież jeszcze tak małym dzieckiem! Powinna poznawać świat, cieszyć się każdym dniem, a wieczory spędzać w bezpiecznych objęciach rodziców. Niedawno miała zacząć chodzić do przedszkola. Niestety, zamiast tego trafiła do szpitala, by walczyć o życie… Wszystko zaczęło się w sierpniu tego roku, gdy wracając z wakacji, u Marysi pojawiła się wysoka gorączka. Pomimo podania leków – temperatura uparcie nie chciała spaść. Zaniepokojeni pojechaliśmy do lekarza, jednak on powiedział nam, że to tylko infekcja wirusowa i przepisał inne leki. Na krótką chwilę nastąpiła poprawa, jednak już po paru dniach gorączka powróciła i znowu przestała reagować na leki.  Naszemu dziecku zostały wykonane badania krwi. Nie wzbudziły one niepokoju lekarzy, jednak stan Marysi cały czas się pogarszał – nie jadła, nie piła, pojawił się też ogromny ból nóżek, który uniemożliwiał jej chodzenie. Nasza córeczka z radosnej, ciekawej świata i pełnej życia dziewczynki zmieniła się w swój cień, marionetkę bez życia.  Zostaliśmy przetransportowani do szpitala, gdzie ze względu na ciężki stan Marysi po raz pierwszy wykonano jej transfuzję krwi oraz płytek. Dopiero wtedy nastąpiła u niej poprawa. Wykonano kolejne badania krwi oraz zdecydowano o pobraniu szpiku. Po tygodniu otrzymaliśmy diagnozę – ostra białaczka limfoblastyczna. Nasz świat na ułamek sekundy się zatrzymał. Byliśmy w szoku, nie mogliśmy w to uwierzyć… Dlaczego my? Dlaczego to właśnie na naszą bezbronną, maleńką córeczkę spadła taka diagnoza? Okazało się, że białaczka zainfekowała ponad 78% ciała Marysi. Z tego powodu została zakwalifikowana do badania klinicznego, w ramach którego podaje się jej lek, który daje jej największe szanse przeżycia. Przeszliśmy już leczenie w ramach pierwszego protokołu, aktualnie rozpoczęliśmy drugi. Podawane są jej sterydy oraz chemioterapia. Marysia jest bardzo słaba. Ze względu na silne działanie chemii nie chodzi, ma trudności z mówieniem i jedzeniem, wypadają jej włoski. Najbliższe miesiące spędzimy na oddziale szpitalnym.  Całe leczenie Marysi ma trwać 2 lata. Niestety jest niezwykle kosztowne... Ta ogromna kwota przekracza nasze aktualne możliwości.  Marysia miała zacząć chodzić do przedszkola, a ja – jej mama, miałam wrócić do pracy. Niestety, zamiast tego trafiłyśmy do szpitala. Powoduje to, że jedyną osobą utrzymującą naszą czteroosobową rodzinę jest tata Marysi. Robi wszystko, co może, bierze w pracy wszystkie dostępne nadgodziny, jednak to nadal za mało, by opłacić leczenie białaczki naszej córeczki.  Dlatego musimy zwrócić się z prośbą o pomoc do Was. Prosimy, pomóżcie nam walczyć o córeczkę. Przed nami jeszcze długa i trudna droga do zdrowia, ale wierzymy, że się uda, że wspólnie damy radę! Jeżeli chciałbyś wesprzeć Marysię w tej nierównej walce o życie, to wystarczy nawet drobny gest, za który już dziś dziękujemy. Rodzice Marysi – Joanna i Arkadiusz

113 681,00 zł ( 75,78% )
Brakuje: 36 319,00 zł
Damian Kowalski
Damian Kowalski , 4 latka

4-letni Damianek walczy z guzem mózgu❗️Potrzebna pomoc, by ratować małe życie!

Od 1,5 roku żyjemy w innym świecie, przepełnionym zapachem szpitala i strachem o życie synka. U Damianka wykryto guza mózgu, okazało się, że to glejak - jeden z najgorszych nowotworów... Leczenie jest trudne i nieprzewidywalne, a przeciwnik śmiertelnie niebezpieczny! Czasem nie kojarzę nawet, jaki jest dzień tygodnia, rytm życia wyznaczają tylko kolejne cykle chemii. Teraz wszystko inne nie ma znaczenia... Tylko moje kochane dziecko i to żeby je wyleczyć… Uratować. Proszę Cię, pomóż mi walczyć o mojego synka! 16 marca 2022 roku - tej daty nie zapomnę nigdy. Najgorszy dzień w moim życiu… Straciłam kontakt z moim kochanym synkiem. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko… Pogotowie, szpital, kolejny szpital... Dramatyczne chwile, a każdy kolejny dzień był gorszy od kolejnego. Trafiliśmy do szpitala z podejrzeniem padaczki. Szok, niedowierzanie. Okazało się, że w pierwszym szpitalu synek zaraził się rotawirusem, co dodatkowo bardzo pogorszyło stan jego zdrowia... Zostaliśmy zamknięci w izolatce na ponad 2 tyg. Nerwy, okropny stres, rozpacz, ogromny strach o dziecko… Dla mnie, jako matki, to były bardzo trudne chwile - przeżyć ten czas w szpitalu patrząc na cierpienie ukochanego dziecka. Nie sądziłam, że to dopiero początek naszej walki... 29 marca 2022 roku - kolejna feralna data. Rezonans, a po nim kolejna straszna wiadomość... W głowie mojego wówczas 21-miesięcznego dziecka wykryto zmianę, dużą, rozlaną… Podejrzenie guza mózgu… Glejaka. Jednego z najbardziej niebezpiecznych nowotworów... Ogromny szok i rozpacz... W sierpniu 2022 roku dostałam telefon ze szpitala, że mam się zgłosić z synkiem na operację mózgu, biopsję guza. W tym czasie akurat synek był chory, więc operację trzeba było przesunąć. Kolejny termin ustalono na koniec września. Trafiliśmy na oddział neurochirurgii. Synek został zabrany na blok operacyjny… Uśpiony, ogolone częściowo włosy, ale do operacji nie doszło. Wyszliśmy ze szpitala, siedzieliśmy jak na bombie, czekając na telefon z kolejnym terminem operacji. Szpital ciągle zmieniał terminy na bardziej odległe w czasie, podobno były pilniejsze przypadki, ale co z moim synkiem… Zmiana wykryta w marcu, a my dalej nie wiedzieliśmy, z czym się mierzymy. W końcu nie wytrzymałam i wzięłam sprawy w swoje ręce. Wybrałam najlepszego dla mnie neurochirurga w Polsce, profesora Manderę, który zgodził się zająć przypadkiem mojego synka. Ponad 2 tygodnie później byliśmy już w szpitalu w Katowicach. 17 listopada 2022 roku odbyła się operacja mózgu, kraniotomia czołowa, rozszerzona biopsja… Zmiana jest nieoperacyjna. Podczas operacji mogło zdarzyć się wszystko, łącznie z tym najgorszym. Wspaniały profesor Mandera oddał mi synka bez żadnych ubytków. Wróciliśmy do domu. Badania potwierdziły wcześniejsze podejrzenia lekarzy… Guz mózgu… Rozlany glejak, przyczyna wcześniej wykrytej padaczki. Na ostatni wynik badania wycinka z biopsji czekaliśmy aż do końca maja 2023 roku. 23 czerwca 2023 roku mieliśmy wizytę u onkologa. Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Trafiliśmy na oddział onkologii, rezonans i pierwsza rozmowa z lekarzem o leczeniu… Onkolog już wtedy zapytał, czy mamy założoną zbiórkę i polecił jak najszybciej to zrobić, ponieważ nie wiadomo jak dużo pieniędzy może być potrzebnych na leczenie… Znowu ogromny stres, szok, rozpacz, morze wylanych łez, załamanie. Do tego czasu była zalecana tylko obserwacja guza poprzez kontrolne rezonanse. Nie miałam czasu nawet wszystkiego przemyśleć, gdzieś skonsultować. Lekarze rozpoczęli leczenie, chemia… Za nami już kilka cykli chemioterapii. Synek źle to znosi. Już na samym początku była konieczność przetaczania krwi... Całe leczenie ma potrwać rok. Synek to nasz kochany śmieszek, wesoły, radosny chłopczyk, który od 1,5 roku zamiast cieszyć się dzieciństwem cierpi, boi się i płacze na szpitalnych korytarzach. Dziecko, które zamiast poznawać kolegów w przedszkolu, zawiera nowe znajomości w szpitalnej świetlicy… Zamiast radości z każdego dnia czuję przeraźliwy strach, co będzie dalej. Wizyty u lekarzy, recepty, leki, szpitale, teraz cotygodniowa chemia - tak wygląda nasze życie. Musimy być przygotowani na każdy scenariusz... Przed nami długa i trudna walka. Proszę Cię, wesprzyj nas w tej walce o zdrowie i życie Damianka. Będę wdzięczna za każdy gest.  Marzena – mama Damianka

80 497,00 zł ( 75,66% )
Brakuje: 25 886,00 zł
Elżbieta Panasiuk
Elżbieta Panasiuk , 58 lat

Rak zabrał sprawność, ale nie marzenia... Zbieram na protezę❗️

Przez lata mogłam się cieszyć pięknem życia. Zdrowie, praca, możliwość spełnienia kolejnych planów i marzeń. Każdy dzień utwierdzał mnie w przekonaniu, że codzienność i rutyna potrafią być piękne. Dziś już wiem, że nie można mieć w życiu wszystkiego. Przekonałam się bardzo boleśnie, że jeden element może zniszczyć tworzoną latami sielankę. Gdy zastanawiałam się nad swoim życiem, doszłam do wniosku, że dziś określa je jedno słowo – nowotwór. To on sprawił, że przez moje ciało przelewają się kolejne krople chemioterapii, niszcząc je od środka. To on zabrał mi to, co najbardziej kochałam. To właśnie on popchnął mnie na wiele miesięcy do piekła, z którego nie mogę się wyrwać. Wszystko zaczęło się parę miesięcy temu od pozornie błahych i drobnych dolegliwości. Leczono mnie najpierw na zatory, później na przyrost tkanki. Miałam mieć wykonaną operację, a po rehabilitacji powrócić do zdrowia i pracy. Niestety po badaniach wykonanych w kwietniu 2022 roku w innej placówce, stwierdzono nowotwór złośliwy kości długiej kończyny dolnej tzw. chrzęstniakomięsak podudzia lewego. Byłam w szoku… Naprawdę się tego nie spodziewałam. Myślałam, że jestem okazem zdrowia. Wiedziałam jednak, że ludzie chorują na znacznie poważniejsze dolegliwości, dlatego postanowiłam stawić temu czoła. Niestety, usłyszałam, że najpierw czeka mnie długoterminowa chemia, a później amputacja nogi na poziomie uda. Przed usunięciem będę musiała przejść 4 sesje chemii. Byłam przerażona, gdy widziałam moje szpitalne łóżko, a na nim pełno włosów. Gdy uświadamiasz sobie, z czym przyszło ci walczyć i wkrótce twoja głowa jest niemal łysa, pojawiają się następne lęki. W głowie kłębią się pytania: dlaczego właśnie ja? Przecież to jeszcze nie czas, by odchodzić!  Wiedziałam, że będę uśmiechać się przez łzy tak długo, jak będzie trzeba. Spróbuję znaleźć radość, tam, gdzie wszystko już stracone i pokażę wszystkim, że takie poszarpane życie może mieć sens.   Los jednak postanowił po raz kolejny mnie zaskoczyć. Po amputacji nogi stwierdzono pojedyncze zmiany przerzutowe do płuca prawego. Od tamtej pory nowotwór na oddziale onkologii zyskał śmiertelnego wroga. Przeszłam do ofensywy, stawiając na odwagę i zapomnienie. Dzisiaj nie mam nogi i czekam na decyzję o operacji płuc. Skutki chemii odczuwam każdego dnia. Najważniejsze jednak, że żyję! Otwieram rano oczy i widzę świat. Przeszłam długą i krętą drogą, której nikt nie chciałby przejść. Zostałam na tej drodze przewodnikiem bez nogi. Mam dużo siły. Więcej niż przed tym wszystkim. W wieku kilkudziesięciu lat pogodziłam się z nową rzeczywistością, w której musiałam się odnaleźć. Byłam zrozpaczona, ale wiedziałam, że innej drogi nie ma. To, czego najbardziej mi dzisiaj potrzeba to intensywna i regularna rehabilitacja oraz specjalistyczna proteza, dzięki której mogłabym chodzić. Niestety koszty dalszego leczenia przewyższają moje możliwości finansowe. Choroba okaleczyła moje ciało, ale nie duszę. Nadal mam siłę, by walczyć! Dlatego wszystkich ludzi dobrej woli proszę o pomoc! Każda złotówka znaczy dla mnie naprawdę wiele! Już teraz z całego serca dziękuję za każde wsparcie! Elżbieta

15 692,00 zł ( 75,64% )
Brakuje: 5 053,00 zł
Teresa Dakowska
14:52:18  do końca
Teresa Dakowska , 65 lat

Udar odebrał mojej mamie sprawność❗️Liczy się czas❗️

Moja kochana mama od zawsze kojarzy mi się z ciepłem i bezpieczeństwem. Bardzo ją kocham i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Wraz z rodzeństwem zawsze mogliśmy na nią liczyć. Była i nadal jest naszą opoką. Tak bardzo chciałabym wyrwać z kalendarza dzień, który odebrał jej zdrowie i sprawność… Na początku kwietnia 2024 roku mama przeszła udar. Jak co poniedziałek, miała zjawić się w szkole na lekcjach. Choć mogłaby być już na emeryturze, wciąż pracuje w podstawówce, gdzie uczy dzieci matematyki i informatyki. Kocha swoją pracę, a dzieci ją uwielbiają. Mama jest osobą sumienną, która zawsze dotrzymuje słowa. Nagła nieobecność zaniepokoiła dyrektor szkoły, która od razu zadzwoniła na policję. Wszyscy przeczuwali, że musiało przytrafić się coś strasznego… Znalazł ją mój brat, który wszedł do mieszkania przez drzwi balkonowe. Mama nie mogła się ruszać, więc natychmiast wezwał pogotowie. W szpitalu okazało się, że przeszła udar. Na szczęście lekarze zadziałali szybko i nie doszło do najgorszego. Spędziła pod ich opieką dwa tygodnie, podczas których codziennie odwiedzaliśmy ją z rodzeństwem i namawialiśmy do wykonywania prostych ćwiczeń. Choć wdrożona po wyjściu ze szpitala rehabilitacja przyniosła postępy, mama wciąż ma problem z mową oraz pamięcią. Często podczas rozmowy zapomina, jak mam na imię. Jest w stanie przejść tylko kilka kroków. Nie potrafi używać prawej ręki, więc wszystkie czynności musi wykonywać lewą. To bardzo trudne widzieć ją w takim stanie… Nic nie wskazywało na to, że grozi jej udar. Była bardzo aktywnym człowiekiem, kochającym kameralne wycieczki i dalekie podróże. Zawsze widziałam w niej społecznika. Pasja, którą wkładała w naukę oraz organizację czasu uczniom, była dla nas wszystkich niezwykle inspirująca. Wcześniej to ona opiekowała się innymi, dziś sama potrzebuje pomocy. Mama jest dla nas bardzo ważna. Jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Uwielbia spędzać czas z nami i ze swoimi wnukami. Wszyscy bardzo chcemy, żeby wyzdrowiała. Zapewnienie jej jak najlepszej opieki jest naszym priorytetem. Lekarze mówią, że mama jest w stanie wrócić do stanu sprzed udaru. Na ten moment zmiany są odwracalne, ale bez odpowiedniej pomocy stan może ulec pogorszeniu. Trzeba działać szybko, a koszty rehabilitacji są ogromne. Potrzebna nam pilna pomoc! Córka Dorota z Rodziną

20 110,00 zł ( 75,61% )
Brakuje: 6 486,00 zł
Mariusz Bajda
Mariusz Bajda , 35 lat

Nie pozwól, aby efekty ciężkiej rehabilitacji poszły na marne!

Rehabilitacja Mariusza przynosi efekty! To także dzięki Waszej pomocy! Dziękujemy, że pojawiliście się w naszym życiu! Walka o odzyskanie sprawności trwa jednak dalej… Nasza historia:  Mariusz – ojciec i mąż, mężczyzna w sile wieku, którego świat  z dnia na dzień zmienił się o 180 stopni. Nie miał nawet 30. lat, kiedy wydarzył się dramat. Wszystko, co budował latami, wszystkie plany i marzenia to teraz mgliste wspomnienie... Doznał niedokrwiennego udaru mózgu, który spowodował rozwarstwienie lewej tętnicy szyjnej. Udar wywołał całkowity niedowład prawej strony ciała! Zdrowy mężczyzna, który miał przed sobą całe życie, nagle musiał zacząć walczyć w cierpieniu o każdy ruch! Jak dziecko musiał uczyć się przełykać czy siadać. My, jako najbliżsi chcemy pomóc mu ze wszystkich sił, ale to wciąż za mało…  Liczne wizyty u lekarzy, spotkania z rehabilitantami kosztują krocie. Własnymi siłami i oszczędnościami robimy wszystko, co w naszej mocy, by móc poprawić stan zdrowia naszego Mariusza.  Z Waszą pomocą Mariusz pracuje z rehabilitantem i wyjeżdża na turnusy. Wszyscy dostrzegamy efekty tej ciężkiej pracy i bardzo się z nich cieszymy! Jednak powoli zaczyna brakować już środków na opłacenie rehabilitacji.  Mariusz nie może mieć przerwy w ćwiczeniach, ponieważ straci wtedy wszystko, nad czym przez ten cały czas tak ciężko pracował. Raz jeszcze prosimy Was o pomoc! Wierzymy, że dobro wraca i wróci do Was ze zdwojoną siłą! Rodzina Mariusza

8 040,00 zł ( 75,57% )
Brakuje: 2 599,00 zł
Kacper Dworniak
Kacper Dworniak , 3 latka

Niezwykle rzadka choroba próbuje mu odebrać sprawność… Pomóż ją zatrzymać❗️

Gdy nasz synek przyszedł na świat, był zdrowym dzieckiem z pełną pulą w skali Apgar. Niestety szczęście nie trwało długo… Kacperek zaniepokoił nas brakiem typowych czynności i funkcji u niemowlaka. Minął rok, a nasz synek nadal nie zachowuje kontaktu wzrokowego, nie wstaje i nie siedzi samodzielnie. Ma też spore problemy z wiotkością mięśni. Od momentu jego urodzenia nasze życie przypomina walkę z wiatrakami. Byłoby nam zdecydowanie łatwiej stawiać czoła codzienności, gdyby ktokolwiek powiedział, jakie jest źródło tych objawów… Przeszliśmy z Kacperkiem szereg badań, kontroli i testów, niestety cały czas brakuje diagnozy. Nikt nie wie, na co choruje nasz synek… Póki co możemy działać jedynie prewencyjnie… Staramy się zapewnić Kacperkowi rehabilitację, aby ochronić go przed dalszym pogorszeniem się jego stanu zdrowia. Każdy dzień to dla nas walka i strach przed tym, co jeszcze nas czeka.  Jednym z niezbędnych Kacperkowi sprzętów jest pionizator, który poprawi siłę mięśni i ruchomość stawów. Nasz mały wojownik będzie musiał codziennie z niego korzystać, aż do 8. roku życia. Chcemy dzięki temu uniknąć bardzo bolesnego zwichnięcia bioder i postarać się o ich dobre ukształtowanie. Aby powstrzymać rozwijającą się skoliozę, potrzebny jest też drogi sprzęt rehabilitacyjny, taki jak siedzisko i wózek. Nasza codzienność to wizyty u lekarzy i ciągła rehabilitacja. Robimy co w naszej mocy, żeby zapewnić synkowi wszystko, co potrzebne. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której zabraknie nam na niezbędne leki czy ćwiczenia lub sprzęt. To wszystko jest jednak niesamowicie kosztowne i zabiera nam właściwie wszystkie środki… Pokładamy wielkie nadzieje w dobrych sercach ludzi. Wierzymy, że czekają nas jeszcze piękne chwile i że nasze starania dadzą rezultaty.  Jedyne, o czym marzymy to dobre życie dla naszego małego wojownika!  Prosimy, pomóż nam zapewnić mu lepszą przyszłość…   Rodzice

27 326,00 zł ( 75,46% )
Brakuje: 8 882,00 zł