Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Oliwia Sęk
Oliwia Sęk , 23 miesiące

Oliwia od pierwszego oddechu walczy o życie! POMÓŻ!

Ile cierpienia może znieść jedna mała dziewczynka? Chcielibyśmy powiedzieć, że problemy naszej córeczki rozpoczęły się w momencie przyjścia na świat. Jednak prawda jest inna. Już w ciąży pojawiły się pierwsze zagrożenia… Dziś Oliwia jest pod opieką hospicjum domowego. Każdy nasz dzień to walka o jej przyszłość. Czas oczekiwania na naszą córkę był niezwykle trudny. Oliwia urodziła się aż 3,5 miesiąca za wcześnie. Nie ważyła nawet kilograma. Powodem przedwczesnego porodu był krwiak, który od samego początku rozwijał się w macicy.  Z dnia na dzień rósł, w końcu był tak duży, że konieczny był poród.  Gdy córka pojawiła się na świecie, rozpoczęła się lawina tragicznych wydarzeń, której konsekwencje towarzyszą nam do dziś. W wodach płodowych rozwijało się zakażenie. Już od pierwszych chwil Oliwia walczyła z sepsą, która doprowadziła do niewydolności wielonarządowej. Nasze maleństwo spędziło pół roku na OIOM- ie. Nie da opisać się słowami, strachu, który nam wtedy towarzyszył.  Przed dwa pierwsze miesiące Oliwia leżała podłączona do respiratora. Nie mogliśmy jej wziąć na ręce, przytulić. Pozostało nam tylko patrzeć na nią wśród niezliczonych rurek i mieć nadzieję, że jej nie stracimy. Ten lęk, to największy koszmar, jaki może spotkać rodzica.  Ciężko nam zliczyć, to wszystko, co wydarzyło się w pierwszych miesiącach życia Oliwii. Cytomegalia doprowadziła do uszkodzenia jej wzroku i słuchu. Córeczka przeszła  laseroterapię oczu. Lekarze uznali nasze dziecko za niewidome. Jednak dzięki bardzo intensywnej i kosztownej rehabilitacji, udało nam się zwiększyć zasięg wzroku z 0 cm do 25 cm. To ogromny sukces i mamy nadzieję, że uda się osiągnąć jeszcze więcej. Jeszcze w szpitalu martwiło nas, że Oliwia nie chce jeść. Winą były obustronne przepukliny pachwinowe. Potrzebna była jeszcze jedna operacja… Nasz koszmar zdawał się nie mieć końca. Niedługo po operacji przepukliny się odnowiły, dlatego do dziś córeczka żywiona jest głównie mlekiem.  Ze względu na to, że Oliwia urodziła się z rzadką chorobą genetyczną – kraniosynostozą, po opuszczeniu szpitala musiała przejść dwie operacje rekonstrukcji czaszki. W przyszłości będzie trzeba je powtórzyć. Bez nich mózg naszej córeczki nie miałby miejsca, żeby rosnąć. Ciężko nam znieść, że tak mały człowiek, musi doświadczać nieustannego bólu. Każdego dnia łamie to nasze serca. Niestety, dodatkowo u córeczki diagnozowano dychawicę oskrzelową  mieszaną. Potrzeby Oliwii są ogromne! Córka jest pod opieką wielu poradni: endokrynologicznej, ortopedycznej, ginekologicznej (z powodu torbieli na jajnikach), pulmonologicznej, metabolicznej, gastroenterologicznej, chirurgii naczyniowej, genetycznej i neurologicznej. Do specjalistów jeździmy do kilku miast w Polsce, czasem oddalonych nawet o 500 km. Przypadłości naszej córki są bardzo rzadkie, dlatego jesteśmy do tego zmuszeni. Nieustannie wykonujemy ogrom pracy. Jest ciężko, ale nie poddajemy się. Ilość terapii, na które uczęszczamy, wypełnia po brzegi każdy nasz dzień. Towarzyszące nam zmęczenie znika, gdy widzimy efekty naszej pracy. Miesięcznie kosztuje nas to około 10 tysięcy złotych, a czasem więcej. Zrobimy wszystko, żeby Oliwia pewnego dnia zaczęła siadać, chodzić, a nawet biegać ze swoim starszym braciszkiem. Marzymy o tym, żeby mogła nas wszystkich w końcu zobaczyć. Nie możemy pozwolić, żeby pieniądze stanęły nam na drodze. Wierzymy, że z pomocą ludzi o dobrych sercach, niemożliwe stanie się możliwe. Rodzice Oliwii ➡️ Licytacje dla Oliwii ➡️ FB: Waleczny Wcześniaczek Oliwia

127 558,00 zł ( 77,73% )
Brakuje: 36 528,00 zł
Michał Rasiński
Michał Rasiński , 41 lat

Najpierw tętniak potem udar! Dla synka Michał walczy o życie!

Ponad 2 lata temu urodził się Romuś – syn Michała, jego ogromne szczęście i duma. Romuś od dawna nie widział swojego taty, bo przyszedł dzień, w którym omal nie stracił go na zawsze... Michał pracował w domu i tam znalazła go jego mama. Leżał w łazience bez kontaktu, bez sił, bez życia. Michałowi pękł tętniak, a jego mózg zalała krew… Zdążył powiedzieć, że nic nie widzi. Pogotowie przyjechało na czas – Michał przeżył, ale to miał być dopiero początek tej tragedii! Helikopter przetransportował Michała do szpitala w Kielcach, a natychmiastowa operacja ocaliła mu życie! Po operacji wydawało się, że wszystko będzie dobrze, wrócił wzrok, kontakt… Rodzina zaczęła powoli odzyskiwać nadzieję… W chwili kiedy opadały emocje, 13 dni po pierwszej operacji, wydarzył się dramat! Rozległy udar mózgu – w jednej chwili wszystko przepadło. Micha stracił pamięć i nie mówił. Do tego doszło jeszcze porażenie prawej strony ciała. Michał nie jest w stanie wyartykułować niczego, poza najprostszymi słowami. Zapamiętał tylko – o Jezu, jak boli. Musi nauczyć się wszystkiego od nowa. Rodzina znalazła prywatną klinikę, gdzie Michał zaczął robić postępy już po 10-dniowym pobycie.  Żona Michała obiecała stynkowi, że będzie walczyła o jego tatę – “Muszę walczyć, by Michał odzyskał siły nie tylko dla mnie, ale także dla naszego malutkiego synka. To on potrzebuje go najbardziej i bardzo tęskni za tatą. Mąż rozpoczął już rehabilitację. Widać już pierwsze postępy, a to daje nadzieję, że  Michał znów będzie tą osobą sprzed udaru.” Leczenie Michała pochłania wszystkie oszczędności. Na kolejny trzymiesięczny turnus rehabilitacyjny już rodziny nie stać.  W takim stanie pacjent musi ćwiczyć, inaczej nigdy nie odzyska zdrowia.  “Proszę, pomóż!” Monika, żona Michała

157 946,00 zł ( 77,65% )
Brakuje: 45 453,00 zł
Kalinka Grzegorska
9 dni do końca
Kalinka Grzegorska , 17 miesięcy

Walka Kalinki dopiero się zaczęła! Pomóżmy jej lepiej funkcjonować z SMA!

Nie tak powinno wyglądać dzieciństwo naszej córeczki! Nie dane nam jest marzyć o tym, kim Kalinka zostanie w przyszłości, ani do jakiej szkoły pójdzie. Jej choroba brutalnie zrzuca nas na samo dno szarej rzeczywistości! To, co rówieśników jest codziennością, dla Kalinki stanowi jedynie niedoścignione marzenia... Prosimy o wsparcie, by choć część z nich mogła się spełnić! Kalinka urodziła się zdrowa. Dopiero gdy skończyła miesiąc, zaczęła dramatycznie słabnąć! Bardzo długo szukaliśmy diagnozy. Kalinka przeszła mnóstwo badań, ale lekarze wciąż nie byli w stanie stwierdzić, co dzieje się z naszym dzieckiem. Testy genetyczne również nie dały jednoznacznego wyniku… Na początku listopada 2023 roku przyjechaliśmy do szpitala na rezonans kręgosłupa. Po wyjściu z samochodu Kalince nagle zaczęło brakować powietrza! Wbiegliśmy na SOR, córeczce podano tlen, jednak jej oddech się zatrzymał… Nigdy nie zapomnimy widoku dużych rąk lekarza, uciskających malutkie ciało Kalinki. Na szczęście udało się ją uratować! Niestety, musiała mieć zrobioną tracheotomię. Niestety nadal oddycha za nią respirator. Po tych trudnych wydarzeniach córeczka przeszła kolejne badania genetyczne i w dziewiątym miesiącu życia stwierdzono u niej rdzeniowy zanik mięśni – SMA typu 1! To był dla nas ogromny cios… Wiedzieliśmy jednak, że trzeba działać szybko! Kalinka przyjęła już cztery dawki specjalistycznego leku. Niestety jest zbyt słaba, by przejść terapię genową. Cały czas staramy się poprawiać jej funkcjonowanie poprzez ćwiczenia oraz rehabilitację. W dalszym ciągu córeczka nie potrafi jednak chwycić zabawki, nie unosi też rączek ani nóżek. Dzięki Wam, zupełnie obcym ludziom o wielkich sercach, udało się uzbierać środki na zakup asystora kaszlu. Jest to sprzęt konieczny dla Kaliny, która w przypadku infekcji nie ma siły odkrztusić wydzieliny czy kaszlnąć. Na co dzień jednak chcemy go używać do rehabilitacji oddechowej. Fizjoterapeuta dał nam nadzieję na ograniczenie używania respiratora, a nawet pozbycie się go w przyszłości. Jednak by tak się stało, trzeba intensywnie ćwiczyć! Nasza walka o lepszą sprawność Kalinki dopiero się zaczęła! Kwota, która staramy się uzbierać to szacunkowy koszt rocznej rehabilitacji. Chcielibyśmy chociaż raz w miesiącu być na tygodniowym turnusie, podczas którego córeczka będzie mogła intensywnie ćwiczyć, a my, uczyć się jak pracować z nią dodatkowo w domu. Prosimy, pomóż nam zawalczyć o naszego małego Okruszka, o jej przyszłość i sprawność! Środki te pozwolą nam nie martwić się chociaż o fundusze i skupić się na rehabilitacji Kalinki. Rodzice ➡️ SMAKalina

49 565,00 zł ( 77,65% )
Brakuje: 14 265,00 zł
Konstanty Krywych
Konstanty Krywych , 47 lat

Prasa obcięła mi nogi❗️Musiałem doczołgać się do szafki, by wezwać pomoc❗️

To był wypadek przy pracy, bardzo szybki. Upadłem i prasa folii ucięła mi obie nogi. Ponieważ nikogo nie było wokół, musiałem sam wyciągnąć się z maszyny i na rękach i brzuchu dopełznąć do szafki. Nawet na chwilę nie tracąc świadomości, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po pomoc.  Wtedy adrenalina działała na najwyższych obrotach. Dziś to już wspomnienie, ale wciąż bolesne. Razem z żoną i córką wynajmujemy mieszkanie, ale nie wolno nic w nim zmieniać czy dopasować do osoby niepełnosprawnej. Nauczyłem się sam myć, ale jest problem chociażby z toaletą. Do tego w budynku nie ma podjazdu. Swoje ważę i dlatego ulicę widzę raz w tygodniu, kiedy przyjeżdża do nas mój brat. Wciąż szukamy mieszkania niżej, ale to jeszcze potrwa… A to dlatego, że sytuacja jest trudna. Przed wojną razem z żoną prowadziliśmy działalność, mieliśmy kilka sklepów, w wolnej chwili podróżowaliśmy… Aż 4 marca 2022 roku nasz miejscowość została okupowana. Wytrzymaliśmy 7 miesięcy, po których udało się uciec do Polski. Zacząłem pracę jako pracownik fizyczny. Mieliśmy już mniej środków i czasu, ale byliśmy szczęśliwi, bo byliśmy bezpieczni. Nawet wciąż udawało się odwiedzać ciekawe miejsca. A teraz – raz w tygodniu mogę zobaczyć coś innego niż ściany mieszkania lub szpitala. Jest ciężko. Czuję, jakbym był niepełnowartościowy i bezradny. Nie wiem, jak na nowo ułożyć sobie życie, czym się zająć, JAK się zająć, jak zarabiać na życie… Stąd moja prośba o pomoc. Szukam, oglądam, ćwiczę, uczę się… Chciałbym móc stanąć, chociaż nie na własnych nogach i protezy są dla mnie szansą. Ale ich cena jest kosmicznie wielka. Chcę być sprawny, by móc BYĆ dla mojej rodziny. Dlatego proszę o pomoc, choć symboliczną złotówkę, by zakupić protezy i w końcu móc żyć. Kostiantyn

261 623,00 zł ( 77,57% )
Brakuje: 75 612,00 zł
Wojciech Wiencek
1 dzień do końca
Wojciech Wiencek , 7 lat

Mały wojownik w starciu z chorobą – Wspieramy Wojtusia❗️

Wojtuś urodził się z Zespołem Downa. Dał nam największe szczęście, ale też obawy co do jego przyszłości. Zwłaszcza że przyszedł na świat za wcześnie i niemal od razu przeniesiono go na oddział intensywnej terapii. Dzisiaj synek ma 6 lat. Jest roześmianym i szczęśliwym dzieckiem, ale schorzenie każdego dnia ciągnie go w dół. Problemy z mową, duża wybiórczość pokarmowa, przebyte problemy kardiologiczne… Najgorsze minęło, ale musimy stale pracować albo mieć nadzieję, że niektóre skutki z czasem miną. I tak odkąd Wojtek miał 3 miesiące, jesteśmy pod stałą kontrolą logopedy, okulisty, rehabilitantów. W przedszkolu integracyjnym synek regularnie ćwiczy i rozwija się, ale poza tym wszystkie koszty dźwigamy na swoich barkach. Ale środki na rehabilitację, zajęcia neurologopedyczne, wizyty u specjalistów i turnusy w końcu zaczynają nas przerastać. Dlatego będziemy bardzo wdzięczni, gdyby ludzie dobrej woli zechcieli wesprzeć nas w pokonaniu tej największej przeszkody do szczęścia Wojtka. Rodzice

8 249,00 zł ( 77,53% )
Brakuje: 2 390,00 zł
Jan Niedziałek
Jan Niedziałek , 13 lat

By w przyszłość móc spojrzeć z nadzieją

Chcę widzieć tylko to, co dobre. Chcę patrzeć na jego uśmiech, mieć poczucie, że mimo tego, co wyrządził mu los, jest po prostu szczęśliwy. Choroba zabrała już zbyt wiele, a ja marzę o tym, by Jaś mógł jeszcze pożyć. Jaś urodził się z zespołem Downa. Gdy po raz pierwszy mogłam go przytulić, obiecałam sobie i jemu, że zrobię, co tylko się da, by jego życie było piękną przygodą. W trzecim dniu życia Synek przeszedł wylew IV stopnia do mózgu, w wyniku którego został całkowicie sparaliżowany, stwierdzono prawostronne porażenie mózgowo-dziecięce oraz wadę serca, wzroku, obustronny niedosłuch średniego stopnia, niskie napięcie mięśniowe, a także zespół IRIDA, czyli poważną chorobę genetyczną krwi. Jaś przeszedł kilka skomplikowanych operacji, przez pierwsze dwa lata jego życia mieszkaliśmy niemal na stałe w szpitalu. Potem rozpoczęliśmy walkę i intensywną rehabilitację. Nasza codzienność tak bardzo odbiega od tej, którą mogą się cieszyć zdrowe dzieci. Rehabilitacja, wizyty w szpitalu i u specjalistów wypełniają niemal cały nasz kalendarz. Co gorsza, większość wizyt lekarskich i zabiegów rehabilitacyjnych musimy opłacać prywatnie z własnej kieszeni. Nie starcza nam na to wszystko pieniędzy, bowiem oprócz Jasia mam jeszcze 3 dzieci. Gdybym tylko mogła, oddałabym swoje zdrowie, by Jaś mógł cieszyć się życiem. Niestety, ostatni rok Jaś spędził w szpitalu z powodu poważnych problemów z krwią, przykuty do łóżka na oddziale onkologii. Z powodu osłabienia chorobą, lekami, niskiego napięcia mięśniowego oraz długotrwałego leżenia w szpitalnym łóżku i wszystkich swoich wcześniejszych problemów - Jaś wymaga intensywnej stałej wielospecjalistycznej rehabilitacji ruchowej, logopedycznej i pedagogicznej. Nie stać nas na jej opłacenie. Dlatego muszę prosić Was o pomoc. Wierzę w to, że każda złotówka ma moc pomagania, które sprawi, że codzienność Jasia będzie po prostu łatwiejsza i pozwoli mu stanąć na nogi. Serdecznie dziękuję za serce i wsparcie! Bogumiła, mama Jasia

15 435,00 zł ( 77,5% )
Brakuje: 4 480,00 zł
Dominik Sztejkowski
Dominik Sztejkowski , 29 lat

Samotna matka od 25 lat walczy o życie ciężko chorego Dominika. Pomocy!

Modlę się, żeby sił starczyło mi na jak najdłużej… Dominik ma 26 lat, a opieka nad nim przypomina opiekę nad małym dzieckiem. Niestety, waży tyle, co dorosły człowiek. Kilka razy dziennie muszę go cewnikować i przenosić go na rękach do wanny czy wózka, a synek jest bezwładny i ciężki... Radzę sobie jednak, jak mogę. Od 20 lat, od momentu, gdy odeszłam od męża alkoholika, jestem samotną matką. Gdy urodziłam Dominiczka, niedane było mi dane cieszyć się i pomyśleć, że oto ja, najszczęśliwsza matka, a to moje cudowne dziecko… Pierwsze słowa, które usłyszałam, brzmiały: "Pani dziecko jest bardzo chore"… Pani ordynator wkrótce zawołała mnie na rozmowę. To, co usłyszałam, zmroziło mi krew w żyłach: proszę ochrzcić dziecko jak najszybciej… Diagnoza: przepuklina oponowo-rdzeniowa, podejrzenie wodogłowia (co potwierdziło się, po dalszych badaniach), pęcherz neurogenny. Dowiedziałam się też, że moje dziecko nie będzie chodzić, a na pewno nie pożyje długo - parę dni, parę miesięcy, może parę lat, ale pełnoletności nie dożyje. Nie będę pisać o moich odczuciach, ale każdy rodzic może się domyślać, co wtedy przeżywałam… Nie mogłam się jednak załamać, Dominiś liczył na mnie, tak samo jak dwójka starszych dzieci, które czekały na mnie w domu. Nie czekał tylko mąż, który był w ciągu alkoholowym… Przed urodzeniem Domiczka też popijał, ale gdy maluch przyszedł na świat, taki chory, piciu ojca nie było już końca. Przeważnie nie pracował już, bo nie trzeźwiał… A ja, cóż, musiałam być silna, musiałam wziąć się w garść. Z powodu złego stanu zdrowia byłam wówczas na rencie, która była bardzo niska, a jeszcze doszedł synek, który wymagał stałej opieki, leczenia i rehabilitacji. Zaczęłam wędrówkę po lekarzach, bo trzeba było robić badania i wziąć się za rehabilitację. Synek mnie potrzebował. Tak minęły 4 ciężkie lata. W tym czasie synek ani jednej nocy nie przespał, ja przeważnie drzemałam w fotelu, wiedząc, że co godzinę synek będzie mnie budził. Z synkiem na rękach gotowałam, prałam, jadłam… Idąc do łazienki kładłam Dominiczka do wózka i brałam go ze sobą. W rozwoju synka najwięcej pomogła intensywna rehabilitacja w Pile. Tam mieliśmy też spotkania z panią psycholog, które powiedziała mi słowa, które dały mi do myślenia: żeby dziecko było szczęśliwe, to najpierw mama musi by szczęśliwa. Moja zasada brzmiała inaczej: jak dziecko jest szczęśliwe, to i mama jest szczęśliwa… Wzięłam jednak sobie jej słowa do serca, rozwiodłam się z mężem alkoholikiem i wyprowadziłam z dziećmi, zaczynając nowe życie… W międzyczasie byliśmy w Poznaniu na kolejnej operacji. Pamiętam jak doktor, który operował mojego synka, powiedział, że ta operacja jest jak jadący pociąg, który jedzie na Dominika i nastąpi teraz starcie, rozstrzygające, kto wygra… Dominiczek zwyciężył, taką zawsze synek ma siłę przeżycia. Radość nie trwała jednak długo. Ojciec moich dzieci, czyli mój były mąż, zmarł, skończyły się alimenty, a że nie miał wypracowanej odpowiedniej ilości lat, Dominikowi nie przysługuje renta. Zostałam z synem sama. Radzę sobie, ale tak bardzo chciałabym nie myśleć ciągle o tym, skąd wziąć pieniądze na rehabilitacje... Wiem, że Dominik nigdy nie będzie chodzić – cuda się nie zdarzają, jest bezwładny od pasa w dół, ale rehabilitacja bardzo pomogłaby w codziennym funkcjonowaniu, moim i jego. Uśmierzyłaby ból, poprawiłaby też postawę, gdyż synek ma skoliozę. Chciałabym dać mojemu synkowi wszystko, co najlepsze, ale jedyne, co mogę mu dać, to miłość i opieka… Nasz dochód to renta socjalna i świadczenie na syna, z czego większość idzie na pieluchy, cewniki i lekarstwa dla Dominika. Nie skarżę się na swój los, bo bardzo kocham mojego syna. Nie zabraknie mi miłości, brakuje mi jednak pieniędzy na rehabilitację, która bardzo by mnie odciążyła. Proszę z całego serca - pomóż mi. Józefa, mama Dominika

18 127,00 zł ( 77,44% )
Brakuje: 5 278,00 zł
Antoś Faberski
Pilne!
Antoś Faberski , 15 lat

Potrzebna pilna operacja główki❗️Antoś prosi o pomoc!

Operacja Le Fort III miała być ostatnią operacją czaszki dla Antosia. Jednak po ostatnich badaniach i konsultacjach z najlepszymi lekarzami z USA, wiemy teraz, że nie była to ostatnia operacja! To nie to, czego oczekiwaliśmy. Znowu czeka go ból, cierpienie i długa rekonwalescencja. Antek intensywnie rośnie, zmieniając się z chłopca w młodego mężczyznę, i ponownie potrzebuje powiększenia wnętrza czaszki. Bez tego grozi mu wzrost ciśnienia śródczaszkowego, który może spowodować uszkodzenie nerwów wzrokowych i mózgu! Operacja musi odbyć się jak najszybciej, w te wakacje! Otrzymaliśmy kosztorys, do tego dochodzą koszty podróży i pobytu. Doszliśmy już tak daleko, że nie możemy teraz się zatrzymać. Znowu potrzebujemy Waszej pomocy! Nikt z nas nie chce, żeby nasze dziecko było wskazywane palcami, by plotkowano za jego plecami, wyśmiewano za wygląd, porównywano do "bestii, a nie piękności". Kiedy to dotyczy Twojego ukochanego dziecka, czujesz, że musisz je chronić, za wszelką cenę! Ale wiesz, że nie możesz tego zrobić i pozostaje Ci jedynie poczucie bezsilności i płacz do poduszki. Nie robisz tego jednak, bo wiesz, że Twój synek musi nauczyć się radzić sobie w takich sytuacjach, musi poznać swoją wartość, pomimo choroby, która spowodowała jego kalectwo. Jesteś dla niego autorytetem, obserwuje, jak reagujesz na takie komentarze... Dlatego nie możemy pozwolić sobie na emocje, jesteśmy silną, zgraną rodziną, akceptujemy Antosia takim, jakim jest, i traktujemy go na równi z jego trzema braćmi. Jako rodzice chcemy mu pokazać, że nie ma rzeczy niemożliwych, żeby sięgał jak najwyżej, żeby walczył o siebie... Dlatego chcemy powierzyć jego życie i zdrowie najlepszemu specjaliście na świecie! Zespół Aperta, z którym Antek się urodził, to wada genetyczna, która powoduje zniekształcenie czaszki dziecka i zrośnięcie palców u rąk i nóg. Nigdy nie zapomnimy twarzy przerażonych lekarzy i pielęgniarek po narodzinach naszego ukochanego synka, bo ani oni, ani my nie wiedzieliśmy, że urodzi się tak ciężko chory.  Po przeczytaniu tysięcy artykułów, setek porad od rodziców "aperciaków", dziesiątek e-maili i telefonów, wiedzieliśmy jedno – leczenie naszego syna oddajemy w ręce dr Jeffrya A. Fearona, chirurga z Dallas (USA), który jako jeden z nielicznych lekarzy na świecie specjalizuje się w tej chorobie. I co najważniejsze - minimalizuje liczbę operacji, podczas gdy lekarze w Polsce wykonują ich kilkanaście (czasem nawet około 20)! Do tej pory Antek przeszedł dwie operacje oddzielenia palców u rąk i nóg oraz trzy operacje poszerzenia kości czaszki, aby zapewnić wystarczająco miejsca na rozwijający się mózg. Gdyby nie te interwencje, doszłoby do wzrostu ciśnienia śródczaszkowego, uszkodzenia nerwu wzrokowego i nieodwracalnych zmian w mózgu. W 2019 roku przeszedł operację Le Fort III z użyciem dystraktora RED, która miała być ostatnią operacją czaszki. Za pomocą specjalnego urządzenia przymocowanego do jego twarzy, kości twarzoczaszki zostały wysunięte do przodu. To trwało 8 tygodni i wiązało się z ogromnym bólem. Wszyscy wierzyliśmy, że to koniec cierpienia Antosia. Niestety, musimy znów stanąć do walki, chociaż już wyczerpaliśmy nasze siły. Musimy to zrobić – dla niego! Za chwilę znów zabraknie miejsca dla rosnącego mózgu, a jego głowa zostanie zniekształcona. Co gorsza, nastąpi ucisk na ośrodek wzroku i słuchu. Jeśli operacja się nie odbędzie, mózg Antosia zostanie uszkodzony... Nie mamy wiele czasu, operacja musi odbyć się latem 2024 roku. Jesteśmy gotowi lecieć do USA nawet jutro, ale niestety ogromne koszty przekraczają nasze możliwości finansowe.Nie damy rady bez Was! Nawet nie chcemy myśleć, co się stanie, jeśli nie uda nam się zebrać tych pieniędzy! Antek wie, co go czeka, i chociaż jest zmęczony, jest gotowy na wiele, bo chce żyć normalnym życiem nastolatka. Błagamy, pomóżcie nam kolejny raz dokonać cudu w życiu Antosia, pomóżcie nam go ocalić!

180 663,00 zł ( 77,36% )
Brakuje: 52 849,00 zł
Izabela Adamczyk
Izabela Adamczyk , 3 latka

Malutka Izunia potrzebuje dużego wsparcia!

Nasza kochana Izunia urodziła się jako zdrowa dziewczynka, w terminie, z 10 punktami w skali Apgar. Malutka, ale zdrowa. Tak przynajmniej myśleliśmy... W trzecim miesiącu życia Izy pojawiły się pierwsze problemy zdrowotne, które początkowo nie zwiastowały niczego tak poważnego, jakim się okazało. Zaczęło się niewinnie od zwykłych wymiotów. Pojechaliśmy z córką do szpitala, żeby ją wzmocnić i nawodnić, a w toku badań i pobytu w kolejnym szpitalu otrzymaliśmy diagnozę, której nikt się nie spodziewał i w którą trudno było uwierzyć. U Izulki zdiagnozowano wadę rozwojową mózgu – szerokozakrętowość i ogniska heterotopii. Choroba jest nieuleczalna. W następstwie wady genetycznej nasza córeczka ma też padaczkę, niedosłuch, niedowidzi, ma obniżone napięcie mięśniowe w zakresie motoryki dużej i małej. Izabelka jest pod stałą opieką fizjoterapeuty, neurologa, genetyka, audiologa i okulisty. Regularnie jeździmy z córką na rehabilitację ruchową, a od grudnia na zajęcia z wczesnego wspomagania rozwoju dziecka (rehabilitacja wzroku, neurologopedia, rehabilitacja ruchowa). Nasze wydatki, związane z leczeniem Izy, dotyczą głównie wizyt u specjalistów, kosztów paliwa na codzienne dojazdy na rehabilitacje, zakupu leków i sprzętów wspomagających rozwój córki. Zapewne to dopiero kropla w morzu wydatków, jakie są przed nami. Dlatego nawet najmniejsza wpłata na zbiórkę lub przekazanie 1,5% podatku bardzo pomoże Izie i nam w opłaceniu wszelkich wydatków związanych z leczeniem i rehabilitacją naszego Aniołka. Dzięki modlitwie, wsparciu ze strony rodziny, naszemu zaangażowaniu, a przede wszystkim pomocy ze strony lekarzy, fizjoterapeuty i innych osób, które pracują z naszą córeczką, Izulka małymi kroczkami idzie do przodu. Widzimy postępy, a każdy krok naprzód jest dla nas wielką radością. Z góry bardzo dziękujemy za Wasze wielkie serca! Życzymy wszystkim dużo zdrowia. Rodzice Izabeli

16 460,00 zł ( 77,36% )
Brakuje: 4 817,00 zł