Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ewa Łaczmańska
Pilne!
Ewa Łaczmańska , 56 lat

Ewa jest mamą i żoną - ma dla kogo ŻYĆ❗️Pomóż powstrzymać RAKA!

PILNE❗️Potrzebny lek, by ratować życie Ewy! W tej walce liczy się czas - pomoc potrzebna jest najszybciej! Tylko lek, na który zbieramy, może powstrzymać raka i kupić Ewie kolejne miesiące, lata spędzone z ukochaną rodziną. Prosimy o pomoc, liczy się każdy dzień! Ewa: Zwracam się z gorącą prośbą o wsparcie w mojej walce o życie, walce z zaawansowanym rakiem jajnika... Jestem kochającą żoną, mamą i, niestety, również pacjentką oddziału onkologii. Zabójczy przeciwnik długo nie dawał żadnych objawów. Świat mój i mojej rodziny runął nagle w styczniu 2021 roku. Na kontrolnej wizycie ginekolog zobaczył zmianę na jajniku... Miałam nadzieję, że to tylko niegroźna torbiel do usunięcia, niestety, prawda okazała się zupełnie inna. Badania histopatologiczne pokazały, że to RAK i to w III, czyli przedostatnim stopniu zaawansowania... Gdy słyszy się taką diagnozę, przewartościowaniu ulega wszystko, całe życie. Drobnostki przestają mięć znaczenie... Nie liczy się już nic poza zdrowiem. Po początkowym szoku nabrałam siły do walki. Wiedziałam, że czeka mnie operacja, potem chemia. Miałam ogromną nadzieję, że to wystarczy, że dam radę i wrócę do zdrowia. Niestety, podczas pierwszej operacji okazało się, że rak rozsiał się do jamy brzusznej i węzłów chłonnych...  Dostałam 3 cykle chemii, kiedy lekarze uznali, że konieczna jest reoperacja, aby usunąć też pozostałe zmiany. Chemię musiałam przerwać - znów stół operacyjny, strach, dramatyczne chwile, ból... Kiedy doszłam do siebie po operacji i znów podłączano mi kroplówkę z chemią, myślałam, że najgorsze już za mną. Niestety - bardzo się myliłam. Nastał rok względnego spokoju, rok, w którym cieszyłam się każdą chwilą, każdym dniem z moją rodziną... Wróciła nadzieja, marzenia i plany. Niestety, rak o mnie nie zapomniał... Markery nowotworowe rosły w górę. Choroba wróciła... Trzecią operację przeszłam w lutym 2022 roku w najlepszym ośrodku, to zapewne uratowało mi życie. Operacja była najgorsza i najtrudniejsza ze wszystkich... Na jelicie był guz, który niemal zamknął jego światło, lekarze musieli usunąć mi też śledzionę. Straciłam dużo krwi, którą trzeba było przetaczać... Lekarze musieli mnie reanimować. Kiedy otwierałam oczy, byłam pewna, że nie jestem w szpitalu, ale gdzieś indziej...  Ostatni rok to ciągła walka i wlewy chemii... Przyjęłam ich pięć, ostatni był najgorszy i też ledwo uszłam z życiem, organizm już był tak słaby. Jednak efekty były niesamowite - marker nowotworowy z poziomu 500 spadł w grudniu do 15... Lekarze zgodnie uważają - aby utrzymać ten stan, potrzebuję leku, który niestety nie jest już refundowany! Trzykrotnie zwiększa szanse na przeżycie! Lek jest dla mnie szansą na zdrowie, na ratunek, kupi czas spędzony z rodziną, dla której ciągle walczę. Niestety, koszt miesięcznego leczenia to niemal 17 tysięcy złotych... Nie mamy takich pieniędzy, dlatego proszę o pomoc, nie mam innego wyjścia... Bardzo proszę o każdą, nawet najmniejszą kwotę, która pomoże mi kontynuować leczenie i utrzymać nadzieję na remisję. Każda pomoc jest dla mnie bezcenna. Dziękuję z całego serca za okazane wsparcie. Ola - córka Ewy: Ja również proszę z całego serca - pomóżcie mojej mamie! Byliśmy zwykłą, szczęśliwą rodziną i nagle nasz świat legł w gruzach. Wraz z diagnozą mamy - złośliwy nowotwór jajnika - rozpoczął się koszmar.  Z pomocą i wsparciem całej rodziny mama podjęła walkę o życie. Po wytrwałych zmaganiach mojej cioci mama otrzymała leczenie, które przyniosło efekt w postaci znacznej remisji choroby. Stanęliśmy przed szansą utrzymania tego stanu, a nawet całkowitego wyzdrowienia. Niestety po raz kolejny zderzyliśmy się z murem... Lek, który znacząco może wydłużyć mamie życie, nie jest refundowany w Polsce. Robimy wszystko, co możemy, lecz to za mało, potrzebujemy pomocy... Największym marzeniem mojej mamy było posiadanie rodziny. Jej marzenia się spełniły - ma kochającego męża i mnie - swoją córkę oraz wspaniałą rodzinę, która ją uwielbia. Moim największym marzeniem jest z kolei to, by mama mogła nadal uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach  z mojego życia. By mogła zostać babcią, teściową. By mogła spokojnie zestarzeć się u boku taty. Mama jest dla mnie wszystkim i zrobię co, tylko mogę, aby ją uratować. Jest szansa, jest nadzieja, dlatego bardzo proszę - jeśli możesz, pomóż nam, wesprzyj mnie i moją rodzinę w tej walce o ratunek dla Ewy, mojej mamy.

44 957,00 zł ( 42,25% )
Brakuje: 61 426,00 zł
Emilia Ruszczak
Emilia Ruszczak , 13 lat

Emilka nie może dłużej czekać! Operacja PILNIE potrzebna!

Operacja córki musi odbyć się jak najszybciej! Nie możemy czekać, aż stan Emilki pogorszy się jeszcze bardziej… Wtedy może być już za późno na ratunek, za późno, na polepszenie stanu zdrowia i komfortu życia. A na to nie możemy pozwolić! Nasza córeczka Emilka cierpi od urodzenia, chociaż robimy co w naszej mocy, by żyło się jej coraz lepiej. Emilka jest wcześniakiem z mózgowym porażeniem dziecięcym czterokończynowym w stopniu głębokim, jej rozwój jest na poziomie 2-latka. Ma też padaczkę oraz dużą wadę wzroku. Córeczka powinna przejść jak najszybciej operację bioder. Operacje moglibyśmy zrobić na NFZ, ale nie dość, że byłyby to dwie operacje na każde biodro osobno, to termin w trybie pilnym dostała na 24.03.2025. Oznacza to, że jeszcze przez blisko trzy lata musielibyśmy patrzeć na to, jak nasze ukochane dziecko się męczy! Dlatego jesteśmy tu i bardzo prosimy Was o pomoc w uzbieraniu kwoty na operacje, bo sami nie damy rady, a termin prywatnej operacji jest wyznaczony na 16.02.23! Emilka ma teraz kiepski czas… Ból spowodowany złym stanem bioder przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu i wymaga częstego podawania leków przeciwbólowych. Emilka nadal dużo się uśmiecha i wciąż słuchając swojej ulubionej muzyki, dzielnie znosi każdy dzień mimo bólu. Coraz częściej niestety zdarzają się ataki paniki, przeraźliwy krzyk i płacz, który rozrywa nam serca. W takich przypadkach niestety jesteśmy zmuszeni podawać leki uspokajające ponieważ w amoku Emilka gryzie sobie ręce.  Najgorsze jest to, że Emilka nie potrafi powiedzieć, co się dzieje, co boli i jak silny jest ból. Dla rodzica to straszne patrzeć jak dziecko się męczy i nie móc pomoc. Wszyscy jesteśmy przerażeni tym, co się dzieje, operacją, tym co będzie po… Najbardziej przerażona jest sześcioletnia autystyczna siostra Emilki, Zuzia, która nie rozumie dlaczego siostra cierpi i co się dzieje. Szczerze? Czasem dzień zaczyna i kończy się płaczem.  Do tej pory staraliśmy się radzić sobie samodzielnie, jednak dziś przyszedł czas, w którym musimy prosić Was o pomoc! Każda złotówka może być tą, która zatrzyma cierpienie! Rodzice

21 570,00 zł ( 42,24% )
Brakuje: 29 494,00 zł
Ewa Kurowska
Ewa Kurowska , 33 lata

Znów postawić samodzielny krok – pomóż Ewie odzyskać sprawność po operacji!

Wyobraź sobie, że budzisz się po operacji i słyszysz, że już nigdy nie będziesz w stanie postawić kolejnego kroku. Niesprawiedliwy los w krótkiej chwili sprawił, że tracisz władzę w nogach, swoją samodzielność i dawne funkcjonowanie... Tracisz sprawność, a zwykłe codzienne czynności stały się zadaniami niezwykle trudnymi do wykonania! Mam na imię Ewa. Urodziłam się w 1990 roku z przepukliną oponowo-rdzeniową. Pomimo choroby mogłam chodzić, normalnie funkcjonować. We wrześniu 2021 roku wszystko się jednak zmieniło. Musiałam poddać się operacji przepukliny. Przed operacją wydawało się, że wszystko będzie dobrze. Lekarze mówili, że ryzyko poważnych powikłań jest niewielkie. Po operacji obudziłam się jednak jako osoba z niepełnosprawnością! Przerażona, w szoku, załamana... Mam wiotkie porażenie kończyn dolnych. Niestety w konsekwencji przestałam chodzić! Dotychczas znana i kochana codzienność legły w gruzach. Byłam przerażona... Jak nagle pogodzić się z czymś takim? Utrata samodzielności to jedna z najgorszych rzeczy, które mogą spotkać człowieka. Nie chcę tak żyć, nie mogę się poddać. Aby znów stanąć na nogi, potrzebuję kosztownej rehabilitacji na specjalistycznym sprzęcie. Droga po sprawność będzie długa, ale wiem, że nie mogę z niej zboczyć. Moim marzeniem jest wstać i przejść, choć kilka kroków. Poczuć władzę w nogach i o własnych siłach – nie zdając się na niczyją pomoc – pokonać nawet drobny dystans. Ewa

53 800,00 zł ( 42,14% )
Brakuje: 73 859,00 zł
Wiktoria Masiak
Wiktoria Masiak , 10 lat

Walka Wiktorii trwa od narodzin❗️Nie zwlekaj, pomóż...

Pierwsze trzy miesiące swojego życia Wiktoria spędziła w szpitalu… Przyszła na świat w 28. tygodniu ciąży – lekarze bardzo długo walczyli, by nie zgasła, była dalej przy nas, żyła… Na szczęście się udało, jednak nasza radość nie trwała długo… Po dwóch tygodniach od wyjścia ze szpitala musieliśmy do niego wrócić. Okazało się, że Wiktoria ma wodogłowie pokrwotoczne. Po wielu badaniach zdiagnozowano u niej również przewlekłą niewydolność oddechową, kurczowe porażenie mózgowe, padaczkę i dysfagię. Córeczka już do końca życia będzie musiała brać leki, które na ten moment na szczęście wyciszają ataki padaczki. Przez pewien czas byliśmy dobrej myśli, wierzyliśmy, że stan córeczki będzie się poprawiał i jej funkcjonowanie będzie coraz lepsze. Niestety… W 2022. roku Wiktoria zachorowała na zapalenie płuc i od tamtej pory nie daje już rady oddychać sama… Lekarze podjęli decyzję o założeniu tracheostomii. Byliśmy przerażeni, bo wiedzieliśmy, że będzie się to wiązało z szeregiem utrudnień w codziennym funkcjonowaniu, ale to było jedyne wyjście… Wiktoria nie chodzi, nie mówi, nie komunikuje nam swoich potrzeb. Jakby tego mało przy ostatniej pielęgnacji złamała nogę. Trafiła do szpitala, gdzie złapała kilka infekcji, które sprawiły, że wyszła z niego z respiratorem… Córeczka wymaga codziennej rehabilitacji, która niestety generuje bardzo wysokie koszty. Wszystkie artykuły pielęgnacyjne, leczenie i opieka lekarska powodują, że nasz budżet jest bardzo mocno obciążony. Dotychczas dawaliśmy radę, ale przyszedł moment, w którym musimy poprosić o pomoc… Zrobimy dla niej wszystko! Wiktoria nie mówi, ale jej uśmiech dodaje nam skrzydeł. Nigdy się nie poddamy w walce o lepsze jutro córeczki. Z Państwa wsparciem będzie nam o wiele lżej… Wiktoria znaczy zwycięstwo… Rodzice

6 725,00 zł ( 42,14% )
Brakuje: 9 233,00 zł
Paweł Rodzeń
Paweł Rodzeń , 24 lata

Marzenia? Mogę je spełnić, ale potrzebuję Twojej pomocy...

Od „zawsze” poruszam się na wózku – od urodzenia, wraz z rodzicami i rodzeństwem, walczę z Dziecięcym Porażeniem Mózgowym. Przez 19 lat, mimo dużego napięcia moich mięśni, udało mi się wywalczyć to, że potrafię sam zjeść śniadanie czy obiad, sam się podpisać, napisać coś na komputerze... Dzięki ciągłej rehabilitacji, przy pomocy rodziców przejdę parę kroków do toalety, czy mojej sypialni. Każdy dzień to ciężka praca o to, aby tego, co dotąd osiągnąłem, nie utracić. Każda choroba czy operacja powoduje regres w mojej samodzielności. Mam problem z koordynacją i koncentracją. Ale nie poddaję się. Jedną z form mojej rehabilitacji jest jazda na specjalistycznych nartach (wózek na trzech nartach prowadzony przez tatę). W dużym stopniu wspomaga moją wieloletnią rehabilitację, motywuje i uczy mnie wytrwałości w dążeniu do celu. Dzięki jeździe na nartach doświadczam tego, czego nigdy wcześniej nie miałem okazji poznać – jazda w dół – prędkość, skręty – siła odśrodkowa, jazda wyciągiem krzesełkowym i bycie na szczycie góry... Niestety do tego potrzebny jest odpowiedni sprzęt i turnus rehabilitacyjny. Wszystko to wpływa nie tylko na mój rozwój fizyczny, ale przede wszystkim na rozwój psychiczny i pozytywnie przenosi się do mojego życia codziennego. W końcu nie czuję się jak więzień własnego ciała i w końcu czuję, że mogę robić to samo, co inni.  Paweł

14 069,00 zł ( 42,11% )
Brakuje: 19 341,00 zł
Zuzanna Kaczmarczyk
Zuzanna Kaczmarczyk , 8 lat

Choroby i badania zabierają Zuzi dzieciństwo. Pomocy!

Historia zdrowotna mojego dziecka jest bardzo długa. Długa nawet dla mnie, jako dla mamy. Najbardziej chciałabym, aby to wszystko już się skończyło i Zuzia była w końcu zdrowa!  To niekończąca się opowieść… Niezliczone wizyty w szpitalu, badania, zastrzyki, operacje – to wszystko zabrało Zuzi tyle czasu, który, jako dziecko, powinna przecież spędzić na beztroskiej zabawie. Nie mogę cofnąć przeszłości, ale już dzisiaj mogę zrobić coś, aby jej przyszłość była łatwiejsza.  Moja córeczka ma padaczkę, obniżone napięcie mięśniowe i przykurcz ścięgna Achillesa w obu nóżkach, zaburzenia sensoryczne, zaburzenie czucia głębokiego, zeza rozbieżnego, wadę wzroku. Pojawiły się też problemy z mową, nadpobudliwość psychoruchowa, agresja oraz  autoagresja. Został zdiagnozowany także autyzm atypowy i ADHD mieszane. Zuzia ma też niedomykalność zastawki trójdzielnej, podejrzenie tachykardii, podejrzenie centralnego niedosłuchu. Do tego dochodzi niedobór wzrostu! Lekarze podejrzewają chorobę genetyczną. Z tego względu konieczne jest wykonanie rozszerzonego badania WES. Sprawi to, że prawidłowa diagnoza zostanie postawiona szybciej! Tak bardzo chciałabym na tym zakończyć. Napisać, że to już koniec naszych problemów. Tymczasem pojawiło się jeszcze jedno zagrożenie!  Zuzia cierpi na bezdech senny. Miała już dwie operacje. Niestety nie pomogły. Jej drogi oddechowe są zamknięte, przez co bezdech się utrzymuje, a każdy bezdech to niedotlenienie mózgu! Okazało się także, że musimy być pod ścisłą kontrolą diabetologa. Od kilku miesięcy kłujemy palce i sprawdzamy poziom cukru. Niestety, często dochodzi do jego spadków po posiłku. Brak mi słów i sił. Jesteśmy pod opieką wielu lekarzy, specjalistów. Zuzia została objęta opieką wielu profesjonalistów, uczęszcza na fizjoterapię, zajęcia integracji sensorycznej, zajęcia z psychologiem i logopedą.  Proces diagnostyczny cały czas trwa. Nie wszystko zostało wyjaśnione. Nie do końca jeszcze wiadomo, jak pomóc mojej maleńkiej córeczce....  Bardzo proszę o pomoc. Zawsze próbuje radzić sobie sama, ale koszty są już dla mnie zbyt wysokie. Sama nie dam rady pomóc własnemu dziecku! Izabela, mama

8 959,00 zł ( 42,1% )
Brakuje: 12 318,00 zł
Marek Ryguła
Marek Ryguła , 19 lat

Sprawność na wyciągnięcie ręki! Pomagamy Markowi!

17 lat - to wiek, w którym całe życie powinno stać przed nami otworem. To magiczna granica między byciem nastolatkiem, a wkraczaniem w dorosłość. To czas, w którym najpiękniej jest spełniać swoje marzenia. Co jednak w przypadku, gdy od urodzenia nie możemy żyć tak, jak w wyobrażeniach, gdy od samego początku na naszej drodze piętrzą się jedynie przeszkody i bariery, które uniemożliwiają nam zrobienie kroku naprzód?  Nasz syn niedługo skończy 17 lat, ale od urodzenia cierpi na mózgowe porażenie dziecięce pod postacią połowiczego prawostronnego niedowładu i objawowej padaczki. Od samego początku dźwiga na swoich barkach więcej niż można by sobie wyobrazić, a z roku na rok wcale nie jest łatwiej. Już pierwsze chwile życia Marka były związane z systematyczną rehabilitacją i wielospecjalistyczną opieką. Niestety, z powodu nawracających ataków padaczkowych i stale zwiększanej dawce leków, syn nie mógł rozwijać się prawidłowo i w tym samym tempie co jego rówieśnicy. Kilka lat temu konieczna była jeszcze operacja - prawej ręki i prawej nogi. Już wtedy okazało się, że to jedynie początek trudnej walki, że po czasie Marka czeka kolejny wymagający zabieg. Niestety, czas działa na naszą niekorzyść. Operacja musi odbyć się jak najszybciej, a na naszej drodze stoi bariera finansowa. Nie jesteśmy w stanie samodzielnie pokryć kosztów zabiegu. Naszym marzeniem jest to, by syn był jak najbardziej samodzielny i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by mógł osiągnąć jak największą sprawność. Dziś najprostsze czynności takie, jak ubieranie się czy wiązanie butów, sprawiają mu ogromny kłopot, ale po konsultacji w klinice ortopedycznej w Niemczech jesteśmy dobrej myśli. Okazało się, że operacja jest w stanie znacznie poprawić mobilność prawej ręki Marka. Z całego serca prosimy Was o wsparcie w zbieraniu środków na zabieg i założenie po nim niezbędnej ortezy. To szansa na lepsze jutro naszego syna, której nie możemy stracić!  Rodzice

21 651,00 zł ( 42,03% )
Brakuje: 29 851,00 zł
Julia Czerepaniak
Pilne!
13 dni do końca
Julia Czerepaniak , 4 latka

UWAGA❗️ Nowotwór w oczkach maleństwa! Ratujemy życie i wzrok rocznej Julii

Sytuacja jest dramatyczna! Tak zaczyna się wiele apeli na zbiórkach. Ten jest wyjątkowy, bo dotyczy dziewczynki, która ma zaledwie roczek! Czy u takiego dziecka można zdiagnozować nowotwór? Czy tak maleńkie dziecko może śmiertelnie zachorować i walczyć o życie? Niestety tak!  Moja córeczka Julia przyszła na świat zaledwie rok temu… Od poniedziałku 25 maja 2020, trzymam w ręku wyrok ciążący nad moim dzieckiem – siatkówczak obuoczny, nowotwór oczu, który sieje strach i niesie śmierć! Moja córeczka miesiąc temu pierwszy raz zobaczyła świat. Jak ma się teraz z nim żegnać na zawsze? W tej chwili nie umiem sobie wyobrazić bardziej okrutnej choroby, niż nowotwór, który najpierw odbiera dziecku wzrok, by w konsekwencji zawładnąć całą resztą, by zabić…   Po urodzeniu, na Facebooku dumnie wstawiałam zdjęcia mojej maleńkiej córeczki. Teraz, ze łazami w oczach, zamieszczam tam apel o ratunek... Ten koszmar, który teraz przeżywamy, dzieje się w czasie, kiedy większość matek upaja się szczęściem. Moje trwało tylko kilka dni. Potem zobaczyłam błysk w oku – ten straszny i złowieszczy błysk, który zna bardzo niewiele osób. Skąd wiedziałam? Jak się domyśliłam? Od lat wspierałam zbiórki dzieci, u których zdiagnozowano siatkówczaka, myślałam, że rozumiem dramat ich rodziców, którzy robili wszystko, by zdążyć, zabrać swoje dzieci do lekarza w Stanach Zjednoczonych, zanim skryje je mrok… Nigdy nie sądziłam, że los będzie tak okrutny, że moje dziecko urodzi się z taką straszną chorobą. Teraz jestem jedną z nich – matek, których życie toczy się wokół walki o życie ich dziecka.  Siatkówczak to wyjątkowa choroba. Guzy nowotworowe rozwijają się w gałkach ocznych, ale mogą się rozsiać do mózgu i wtedy nie będzie już ratunku. W prawym oczku Julki guz wypełnia całą gałkę, w lewym jest troszkę mniejszy. Przed nami tomograf, który pokaże, co jeszcze dzieje się w maleńkiej główce.  Statystyki są złe, zwłaszcza jeśli mowa o nowotworze w obydwóch oczkach. Dieci, które mają jedno oczko zdrowe, mają szansę widzieć nawet wtedy, kiedy drugie będzie usunięte – moja córeczka takiej możliwości nie ma. Jeśli straci oczka, na zawsze w jej życiu zapanuje ciemność.  Doktor Abramson zaproponował coś więcej – walkę o  życie i wzrok! Perspektywa, że Julia kiedyś będzie mogła widzieć swoją mamę i wszystko wokół jest jedynym, czego w tej chwili się trzymamy. Każdy, kto ma dziecko, wie, jak bardzo ważny jest wzrok, jak to od niego zaczyna się wyjątkowa, poznawcza droga każdego dziecka! Bez wzroku pozostaje ciemność, a dzieci boją się ciemności! Błagam, ochrońcie przed nią moją córeczkę! ––––––––––––––––––––– Śledź losy Juleczki na Facebooku –> KLIK Wspieraj poprzez LICYTACJE –> KLIK

198 533,00 zł ( 41,97% )
Brakuje: 274 488,00 zł
Krzysztof Urbański
Krzysztof Urbański , 52 lata

Mój mąż musi żyć! Błagam o pomoc!

Stan krytyczny – dwa krótkie słowa, termin medyczny, jaki padł z ust lekarza, gdy próbowałam się dowiedzieć, co stało się z moim mężem. Dwa słowa, które zabrały szczęście i poczucie bezpieczeństwa całej naszej rodziny, a dały początek heroicznej walce o życie. Dwa słowa, które zabrały dawne marzenia i zamieniły je w jedno – by Krzysztof żył! 14 czerwca – niespełna trzy tygodnie temu – nasze życie wywróciło się do góry nogami. Mąż wracał motorem z pracy. Doszło do czołowego zderzenia z samochodem osobowym. O wszystkim dowiedziałam się od swojego kuzyna, który jako pierwszy z rodziny usłyszała o wypadku. Roztrzęsiona pojechałam na miejsce wypadku, ale Krzysztofa już tam nie było. Karetka wiozła go do szpitala w Pile.  Tam, aby wykonać szereg badań, lekarze wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej. Stwierdzono między innymi: pęknięcie cieśni aorty, zmiażdżenia miednicy, wielomiejscowe złamanie kości udowej prawej i otwarte złamanie lewego ramienia. Stan Krzysztofa określono jako krytyczny. Po konsultacjach podjęto decyzję o natychmiastowym przetransportowaniu męża śmigłowcem  do szpitala w Poznaniu.  Konieczna była natychmiastowa operacja cieśni aorty. Stan męża był krytyczny, lekarze mówili, że zostało mu kilka godzin życia. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mój mąż mógłby nie przeżyć. I, faktycznie, okazał się silniejszy, niż śmierć. Po kilku dniach przeszedł operację miednicy. Przeżył dwie trudne operacje. Mija trzeci tydzień od wypadku. Krzysztof jest w trakcie wybudzania ze śpiączki, choć jeszcze chwilę temu lekarze stawiali na nim krzyżyk. Został odłączony od respiratora i czeka na operację kości udowej oraz lewego ramienia. Czuwam przy nim, każdego dnia licząc, że się wybudzi i spojrzy na mnie tak, jak dawniej.   Nasza sytuacja materialna jest coraz cięższa, ponieważ to Krzysztof był jedynym żywicielem rodziny. Dodatkowo opiekuję się mamą, która jest po udarze i potrzebuje stałej opieki. Choćbym dwoiła się i troiła, nie jestem w stanie sama zdobyć pieniędzy na intensywną rehabilitację Krzyśka, która na tym etapie jest kluczowa, bo zwiększa prawdopodobieństwo wybudzenia i odzyskania chociaż części sprawności.  Po raz pierwszy w życiu proszę o taką pomoc. W tej sytuacji nie mam innego wyjścia. Muszę zrobić wszystko, by pomóc mężowi. Pomożesz mi? –Anna, żona

36 604,00 zł ( 41,96% )
Brakuje: 50 630,00 zł