Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Anna i Hubert Sobiech
5 dni do końca
Anna i Hubert Sobiech

Śmiertelnie chore rodzeństwo walczy o życie❗️Uratuj Anię i Huberta!

Co byś zrobił, gdybyś dowiedział się, że Twoje dziecko może umrzeć, gdy skończy 20 lat? A co byś zrobił, gdybyś dostał taką wiadomość o dwójce Twoich dzieci? Zapewne Twój świat runąłby w gruzach tak jak mój. Ale na pewno też walczyłbyś o nie ze wszystkich sił, tak jak ja walczę o Anię i Huberta. Nie oddam moich dzieci śmierci! Nie pozwolę im odejść! Ania i Hubert chorują na mukowiscydozę. Jest to bardzo ciężka choroba genetyczna, która systematycznie wyniszcza cały organizm. Najwięcej problemów sprawiają zmiany chorobowe płuc, jelit, wątroby i trzustki. Powodują wydzielanie gęstego śluzu, który zalewa płuca i trzustkę. Prowadzi to do włóknienia płuc i przedwczesnej śmierci... Ania urodziła się w 2001 roku. Ciąża przebiegająca prawidłowo, dobre wyniki, poród w terminie, bez komplikacji – tak zaczyna się wiele historii. Moja mała, zdrowa córeczka... tak mi się wtedy wydawało. Nikt nie przypuszczał, że wraz z moim dzieckiem przyszła na świat okrutna choroba, która do końca życia będzie trzymać kruche życie w śmiertelnym uścisku. Kiedy Ania miała miesiąc, zadzwonił telefon. To była Poradnia Mukowiscydozy w Warszawie. Powiedziano mi, że Ania jest chora na mukowiscydozę, że jest to choroba genetyczna, nieuleczalna, postępująca. Że trzeba jak najszybciej przyjechać do Poradni. To był szok... Na początku nawet nie mogłam zapamiętać nazwy tej choroby, nigdy wcześnie o niej nie słyszałam, nic nie wiedziałam. Nie miałam nawet Internetu, żeby się czegokolwiek dowiedzieć. Mukowiscydoza atakuje cały organizm... Niszczy przede wszystkim układ oddechowy i pokarmowy. Odbiera oddech, powoduje problemy z jedzeniem. Zabija. Najgorszą informacją było to, że dzieci z mukowiscydozą żyją tak krótko. Nazwa choroby brzmiała w moich uszach jak wyrok. Pocieszano mnie, mówiąc, że medycyna się rozwija, że zawsze jest nadzieja. Nic jednak nie mogło zmienić strasznej prawdy: Ania jest śmiertelnie chora.  Choroba oszczędziła drugą naszą córeczką, Sandrę. Ale nie synka. Gdy urodził się Hubert, znowu zadzwonił telefon. On też jest chory. Ania i Hubert, złączeni w śmiertelnym uścisku choroby. Już ponad 20 lat walczymy o ich życie. Robimy wszystko, by dzieci mogły normalnie żyć. Codziennie czekają ich długotrwałe, regularne zabiegi drenaży po inhalacjach, mających na celu usunięcie wydzielimy z płuc i oskrzeli. Złożone leczenie nie pomogło im ustrzec się przed cukrzycą. Już obydwoje mają ją stwierdzoną, ale to od Ani ostatnio usłyszałam "dlaczego znowu ja". Niestety, ale kilka razy dziennie musi kłuć się, wstrzykując insulinę i kontrolując cukier. W celu leczenia mukowiscydozy czekają nas częste, regularne wizyty u  wielu lekarzy. Nie wiem, dlaczego ta straszna choroba wybrała właśnie nas. Patrzę codziennie na Anię i Huberta, a także na Sandrę i wiem, że zrobiłabym wszystko, żeby ich ochronić. Choć wiadomo, że na mukowiscydozę nie ma lekarstwa, chcę zrobić wszystko, by moje dzieci mogły normalnie żyć. Leczenie, odżywki to ogromne koszty, a przy rodzeństwie są one podwójne. Z całego matczynego serca proszę o pomoc, by ratować życie. Każda złotówka sprawi, że Ania i Hubert zostaną na tym świecie dłużej... Barbara, mama * Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

9 772,00 zł ( 41,75% )
Brakuje: 13 633,00 zł
Karolina Musioł
Karolina Musioł , 18 lat

Tragiczny wypadek odebrał Karolinie sprawność❗️POMÓŻ❗️

Jeden dzień zamienił życie Karoliny w koszmar. Córka zawsze była pogodna. Kocha taniec ponad wszystko. Wraz z zespołem ciężko trenowała, nie mogła się doczekać występu w Nicei. Niestety los miał wobec niej inne plany… O wypadku usłyszałam od sąsiadów. Nieopodal naszego domu doszło do zderzenia dwóch samochodów. Karolina była pasażerem jednego z nich. Córka cudem przeżyła. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia co ona… Kierowca i 2 pasażerów zginęli na miejscu. Jako matka mogę sobie tylko wyobrazić, jaki ogromny ból czują ich najbliżsi. To był moment, w którym na chwilę załamał mi się cały świat. Udałam się bezpośrednio do szpitala, gdzie Karolina została przewieziona zaraz po wypadku. Stan był na tyle tragiczny, że konieczne było natychmiastowe przetransportowanie do placówki w Katowicach. Spodziewano się najgorszego…  Pozwolono mi jechać karetka wraz z córką. Nigdy nie zapomnę, jak bardzo się wtedy bałam, że ja stracę. Lekarze początkowo nie dawali jej zbyt dużych szans... Kręgosłup Karoliny był złamany w wielu miejscach. Córka została wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej, przeszła bardzo poważną operację. Byliśmy przerażeni, jednak nadzieja nie zgasła w nas nawet na moment. Poczuliśmy ogromną ulgę, gdy okazało się, że operacja przebiegła pomyślnie. Podczas pobytu w szpitalu córka przeszła w sumie 4 operacje. Teraz najważniejsza jest intensywna rehabilitacja – tylko ona pozwoli Karolinie stanąć na nogi. Ku zdziwieniu lekarzy, córka bardzo szybko dochodzi do siebie. Wiem, że to dzięki determinacji, którą nabyła przez lata treningów.  Obecnie Karolina przebywa w domu. Wszyscy tutaj bardzo mocno ją wspieramy, zarówno rodzina jak i przyjaciele. Robimy co tylko możliwe, by wróciła do niej radość życia. Wiemy jednak, że potrzeba na to czasu. Już wkrótce zacznie rehabilitację w prywatnej klinice, by pod okiem specjalistów wracać do sprawności. Niestety, koszty pobytu są bardzo wysokie. Bez Waszej pomocy nie uda nam się sprostać finansowo takiemu wyzwaniu. Wierzymy, że intensywna rehabilitacja sprawi, że już wkrótce Karolina odzyska swoje dawne życie. Przecież najlepsze lata dopiero przed naszą córką... Dziękujemy za każde Wasze wsparcie! Mama Karoliny

52 380,00 zł ( 41,72% )
Brakuje: 73 152,00 zł
Oliwier Magdziak
Oliwier Magdziak , 4 latka

Droga do sprawności - daj Oliwierowi szansę!

Od początku czułam, że z moim synkiem jest coś nie tak. Ja, matka dziecka, którą powinny zalewać fale szczęścia, byłam przerażona. Leżeliśmy 3 miesiące w szpitalu, a wokół nas dzieci z ciąż zagrożonych, skrajne wcześniaki, niemowlęta po operacjach. Wszystkie te maleństwa robiły postępy, zaczynały się ruszać, nawiązywać kontakt. Oliwierek tylko leżał, jakby świat go nie interesował, patrzył gdzieś przed siebie, a we mnie wzbierał strach! Lekarze nie umieli mi jasno powiedzieć, co się dzieje, dlaczego mój synek zachowuje się inaczej. Jedni bagatelizowali problem, inni wzruszali ramionami... Poza zaburzeniami neurologicznymi pojawiły się ogromne problemy z karmieniem. Oliwierek nie chciał jeść, a refluks dodatkowo to utrudniał. Czułam, że dzieje się wiele rzeczy naraz i czułam jednocześnie, że nikt nie chce i nie umie mi pomóc!  Niedowaga, niedokrwistość, intensywna rehabilitacja a mimo to żadnych postępów... Tego było już za wiele. Poprosiłam o rezonans główki i diagnozę, która wreszcie pozwoli nam umiejętnie podejść do tematu, znaleźć odpowiednie leczenie, rehabilitację... Żeby zacząć dziecko leczyć, najpierw trzeba znaleźć chorobę. U Oliwiera zdiagnozowano zaburzenia mózgu – nieokreślone, oraz opóźniony rozwój psychoruchowy. Syn wymaga intensywnej, ale bardzo kosztownej rehabilitacji.  Lekarze nie wykluczają jednocześnie, że jeśli teraz będziemy bardzo intensywnie pracować, za kilka lat, nasze dziecko dogoni swoich rówieśników i będzie normalnie funkcjonowało. Dla nas to w tej chwili jak światełko w tunelu. W zeszłym roku trafiliśmy na specjalistyczne turnusy rehabilitacyjne i to, co się tam wydarzyło, przeszło nasze wyobrażenie. Oliwierek pierwszy raz w życiu samodzielnie raczkował, a nawet zaczął wstawać przy podparciu. Miałam łzy w oczach, patrząc na moje dziecko. Wszystko późno i po wielkim trudzie, ale jednak!  To wszystko oznacza, że dla Oliwiarka jest nadzieje. Chcieliśmy leczenie udźwignąć sami (nawet nie zrezygnowałam z pracy), ale z miesiąca na miesiąc potrzeba go coraz więcej. Rehabilitacja potrzebna jest właściwie ciągle.  Prosimy Was o pomoc, bez której nie zdołamy walczyć o nasze dziecko. Dla nas ta walka to jedyna nadzieja! Mama  

18 156,00 zł ( 41,71% )
Brakuje: 25 364,00 zł
Łukasz Curyło
Łukasz Curyło , 43 lata

Jeden fałszywy ruch zmienił dosłownie wszystko❗️Łukasz nadal nas potrzebuje❗️

Dzieją się cuda i to właśnie dzięki wszystkim, którzy wsparli poprzednią zbiórkę.  Nasz brat będzie walczył dalej o swoje zdrowie. Niestety, w międzyczasie otrzymaliśmy informację o dostępności rehabilitacji na NFZ. Najbliższe terminy — po nowym roku... Proszę, nie pozwól nam czekać. Jeśli możesz, zostań z nami i wesprzyj dalszą walkę o nowe życie dla Łukasza.  Nasza historia:  Nieszczęśliwy wypadek, a właściwie ‚‚upadek" trwający kilka sekund odebrał mojemu bratu panowanie nad własnym życiem. Łukasz od tego momentu jest uzależniony od pomocy innych, a my walczymy o każdy, nawet najmniejszy cień nadziei!  Nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji — szóstka rodzeństwa, tylu nas było w domu. Dzisiaj rozrzuceni po całej Polsce... Jedynie Łukasz został w domu, ze schorowaną mamą. Rolę w kilka sekund się odwróciły, dziś On potrzebuje pomocy. Brat podczas pracy, nieszczęśliwie zsunął się z balkonu o wysokości około 4 metrów. W wyniku wypadku złamał kręgosłup, a żebro przebiło mu płuco! Dzięki Bogu żyje! Lekarze są zgodni — trzeba liczyć na cud. Skala zniszczenia rdzenia jest ogromna. Oczywiście nigdy nie przestaniemy wierzyć, że organizm Łukasza wywalczy regenerację i jeszcze kiedyś stanie o własnych nogach!  Do tego jednak potrzeba środków, rehabilitacji i regularnego leczenia! Niestety, brat nie ma nikogo bliskiego, żony, dzieci. Mieszka na wsi, na której nie ma nawet sklepu. Ośrodki są oddalona o wiele kilometrów.  Brat został zatrudniony 18.05, a 22.05 zdarzył się wypadek! Nie możemy liczyć na żadne środki, które zapewnią mu powrót do zdrowia. Niestety, z każdym dniem trudne informacje spadają na nas, a szczególnie na Łukasza jak lawina... Nie sposób stracić nadzieję, siły i chęci.  Zrobimy jednak wszystko, by mu pomóc — by nigdy nie zwątpił i by nigdy nie przestał walczyć!  Brat jest budowlańcem, ale przecież nie miał potrzeby przystosowywania swojego domu np. do poruszania się na wózku. Ma duży taras, ogród, jednak zwykłym wózkiem nie będzie w stanie wyjechać ‚‚do ludzi". Obecny stan zmusza go do długiego leżenia, dlatego musimy prewencyjnie zapobiec odleżynom. Potrzebne będą środki, leki, wizyty u specjalistów i pobyty na oddziałach rehabilitacyjnych.  Choć rodzeństwa jest dużo, sami nie poradzimy sobie z wydatkami...  Prosimy Państwa o każdą pomoc, nawet najmniejszą. Bo nawet ta, przywróci nam nadzieję!  Edyta, siostra   

8 870,00 zł ( 41,68% )
Brakuje: 12 407,00 zł
Przemysław Kościuszko
Przemysław Kościuszko , 59 lat

Tata przeszedł operację glejaka! Pilnie potrzebna rehabilitacja❗️

Wydarzenia z maja na długo zostaną w pamięci całej naszej rodziny… Nic nie jest w stanie opisać uczucia przerażenia, które spadło na nas nieoczekiwanie w kilka chwil. U mojego taty zdiagnozowano wtedy glekaja IV stopnia! Nowotwór mózgu brzmiał jak bezlitosny wyrok śmierci…  Pierwsze objawy choroby były niepokojące, jednak nikt z nas nie spodziewał się, że na naszą rodzinę spadnie tak wielka tragedia. Tata miewał problemy z pamięcią i zapominał podstawowych nazw przedmiotów w swoim domu. Myśleliśmy, że to objaw zmęczenia. Jednak kiedy całkowicie zaczął tracić orientację w terenie, wiedzieliśmy, że trzeba działać szybko. Tata trafił więc na Szpitalny Oddział Ratunkowy... W czasie badań potwierdzono obecność GUZA MÓZGU. Serca całej rodzinny w jednej chwili zamarły, a rzeczywistość zamieniła w piekło! Byliśmy przerażeni, ponieważ diagnoza kojarzy się z koszmarnym finałem… Gdy pierwszy szok minął, odzyskaliśmy siłę do walki –  postanowiliśmy, że zrobimy wszystko, by guz nie odebrał nam taty. Trafiliśmy na cudownych lekarzy, którzy natychmiast podjęli decyzję o przeprowadzeniu operacji. To uratowało życie mojego ojca. Niestety, operacja przyniosła też poważne skutki uboczne. Tata cierpi teraz na całkowity niedowład lewej strony ciała, przez co porusza się przy pomocy wózka inwalidzkiego. Mimo usunięcia okrutnego wroga z jego głowy, nadal miewa luki w pamięci oraz zaburzenia mowy. Bez całodobowej opieki nie poradzi sobie z podstawowymi czynnościami. Walka z glejakiem trwać będzie jeszcze długo. Tatę czeka chemioterapia, która znacząco osłabi jego organizm. Musimy uzbroić się w cierpliwość, ale także wiarę i nadzieję, że uda się raz na zawsze pokonać śmiertelne zagrożenie. Lekarze uświadamiają nas, że jeszcze przez długi czas, tata będzie potrzebował specjalistycznego leczenia oraz intensywnej rehabilitacji. Bez niej nie będzie w stanie samodzielnie się poruszać, ani wykonać podstawowych codziennych czynności.  Jeszcze chwilę temu nikt nie spodziewał się, że tata usłyszy diagnozę guza mózgu, przejdzie ratującą życie operację i straci czucie lewej strony ciała... Tyle nieszczęść w krótkim czasie potrafi wyczerpać każdego człowieka. Prosimy Was o wsparcie. Nam zaczyna już brakować sił i środków finansowych, aby zapewnić tacie szansę na odzyskanie sprawności. Pomóżcie! Córka Agnieszka z rodziną

44 341,00 zł ( 41,68% )
Brakuje: 62 042,00 zł
Julian Tłok
16:07:57  do końca
Julian Tłok , 11 lat

Mój synek tak bardzo cierpi... Proszę, zatrzymaj to!

Nazywam się Magdalena i jestem mamą 10-letniego Julka. Choruje on na zespół wad wrodzonych o nieznanej przyczynie. Jeszcze zanim synek przyszedł na świat, zaczęły się komplikacje…  W ostatnich tygodniach ciąży u synka zanikało tętno. Po porodzie okazało się, że Julian był 3 razy owinięty pępowiną. Zabrano go na oddział patologii noworodka. Podczas przewożenia go do szpitala, prawie doszło do tragedii… W karetce 2 razy stanęło jego serce! Na szczęście, udało się go uratować. Po ogromnych emocjach i strachu, czy moje dziecko przeżyje, szybko przyszła poprawa. Po 16 dniach na oddziale, Julka wypisano w dobrym stanie do domu. Wcześniej przebadano go od stóp do głów, a wyniki nie wykazały żadnych problemów. Myślałam, że wszystko będzie dobrze… Przez pierwsze tygodnie nic nie wskazywało na to, że mój synek będzie miał tak poważne problemy ze zdrowiem... Gdy Julian miał kilka miesięcy, okazało się, że ma problemy z bioderkami i nie podnosi główki. Zalecono nam rehabilitację, którą szybko wdrożyliśmy. Inne badania wykazały, że Julian niedosłyszy. Mimo tych problemów zalecono nam ''nie przejmować się'' i rehabilitować go dalej. Niestety, na następnej kontroli słuchu okazało się, że Julek ma głęboki niedosłuch! Natychmiast został mu założony aparat. W przypadku syna implant uszu został wykluczony ze względów zdrowotnych.  W kolejnych latach zaczęły pojawiać się nowe problemy. Julek zaczął chodzić dopiero w wieku 2,5 roku. Ma zeza zbieżnego oka prawego. Nie mówi. Ma też postępującą skoliozę, która sprawia, że nie potrafi się wyprostować. Mimo że zaraz skończy 10 lat, Julian jest dzieckiem wymagającym ciągłej opieki. Mój syn jest takim kochanym i pogodnym dzieckiem. Co prawda, czasami broi, ale wszystko mu wybaczamy, bo jest dla nas najważniejszy. Julek uwielbia spędzać czas na świeżym powietrzu. Lubi też muzykę i układać klocki.  Nasza codzienność to rehabilitacje, turnusy rehabilitacyjne, logopeda. Jeździmy od lekarza do lekarza, szukając prawdziwej przyczyny postępującego opóźnienia w rozwoju Juliana. Cały czas mam nadzieję, że dowiemy się więcej! Prosimy o pomoc, bo nie radzimy już sobie finansowo. Oprócz dotychczasowych wydatków potrzebujemy też pieniędzy na pogłębioną diagnostykę m.in. w postaci badań genetycznych. To duża szansa dla Julka. Jego wady pasują tak naprawdę do wielu chorób. Gdybyśmy dokładniej wiedzieli, co mu dolega, miałby szansę na lepsze leczenie i rehabilitację. Magda, mama

22 166,00 zł ( 41,67% )
Brakuje: 31 026,00 zł
Jaś Leszczyk
Jaś Leszczyk , 7 lat

Leczenie dalej trwa❗️Walczymy o oczka Jasia❗️

Kiedy odważyliśmy się założyć zbiórkę dla naszego Syna, nie spodziewaliśmy się tak wspaniałego odzewu z Państwa strony! Stąd, widząc, że mamy wokół siebie tylu Aniołów, postanowiliśmy razem z Wami walczyć dalej. Już teraz bardzo Wszystkim Wam z całego serca dziękujemy! Nasza historia: 3 miesiące po urodzeniu u Jasia zdiagnozowano zaćmę. Dzisiaj synek ma prawie 7 lat, jest po 20 zabiegach okulistycznych, w tym usunięcia zaćmy. Niestety, powikłania po wszczepieniu soczewek sprawiły, że wystąpiła jaskra. Jeszcze rok temu Jaś mógł widzieć litery. Teraz widzi nieco światło, cienie, czasem rozpozna kolory. Ale w obu oczkach miał odwarstwioną siatkówkę, dlatego jego wzrok jest bardzo słaby. Szukaliśmy pomocy po całej Polsce, aż w końcu okulista dał nam namiary na klinikę za granicą. Tam możliwe jest wykorzystanie terapii elektrostymulacji nerwu wzrokowego. Teraz dzięki Waszej pomocy możemy kontynuować leczenie w klinice za granicą! Od samego początku wiedzieliśmy, że jeśli Jaś pozytywnie przejdzie szereg badań, koszt terapii będzie bardzo wysoki. A słaby wzrok sprawia, że Jaś nie może się rozwijać, uczyć, czytać czy bawić tak jak jego rówieśnicy. Dlatego każde wsparcie jest na wagę złota. Cała kwota terapii to prawdopodobnie ponad 200 tysięcy! Ale wierzymy, że razem z Wami damy radę. Rodzice.

88 600,00 zł ( 41,64% )
Brakuje: 124 166,00 zł
Katarzyna Szuba-Majchrzycka
9 dni do końca
Katarzyna Szuba-Majchrzycka , 44 lata

Ból w dzień i w nocy nie pozwala mi żyć! Proszę, pomóż...

Mam dopiero 42 lata. Jestem żoną, mamą i od trzech lat babcią wspaniałej wnuczki. Niestety potworna choroba nie pozwala mi cieszyć się życiem. Każdego dnia walczę z bólem, który staje się nie do zniesienia. Pilnie potrzebuję bardzo kosztownej operacji, która pozwoli mi wrócić do normalności. Choćbym zrobiła wszystko, co w mojej mocy, nie jestem w stanie uzbierać tak wielkiej sumy...   Wszystko zaczęło się od niewinnego bólu kręgosłupa. Początkowo myślałam, że to po prostu przemęczenie. Z czasem jednak objawy mocno się nasilały, pojawiło się drętwienie nóg i ból, który nie dawał zasnąć mi w nocy. Do tego doszły bardzo bolesne miesiączki, które dosłownie eliminowały mnie z życia. Wiedziałam, że dzieje się coś bardzo złego. Jednak zupełnie nie spodziewałam się tego, co usłyszałam zaledwie kilka dni później… Gdy dolegliwości i bóle stały się nie do wytrzymania, trafiłam do poznańskiego szpitala. Po wielu badaniach i konsultacjach z lekarzami okazało się, że mogę chorować na endometriozę głęboko naciekającą. Byłam w totalnym szoku!  Niestety kolejne wizyty i konsultacje potwierdziły tę diagnozę. Usłyszałam od lekarzy, że jest szansa, abym wyzdrowiała, jednak musiałabym poddać się bardzo skomplikowanej i ryzykowanej operacji. Ta wiadomość mnie przygniotła. Okropnie bałam się, że mogłoby pójść coś nie tak...  Dlatego przez kolejny rok, tak jak też sugerowali inni lekarze, próbowałam różnych alternatyw. Odwiedziłam masę specjalistów, poddałam się leczeniu hormonalnemu, chodziłam na fizjoterapię, przyjmowałam bardzo kosztowne zastrzyki. Niestety nic nie przynosiło efektów, a możliwości leczenia zaczęły się kończyć. Przez ten czas mój stan zdrowia tylko się pogarszał… Z tygodnia na tydzień pojawiały się kolejne dolegliwości, a ja powoli zaczynałam tracić nadzieję, że mam jeszcze szansę na życie bez cierpienia. Każdy mój dzień naznaczony był okropnymi bólami brzucha i żołądka. W dodatku dręczyły mnie problemy z wypróżnianiem, wymioty, krwawienie z odbytu i ciągły spadek wagi. Objawy były już nie do zniesienia, dlatego szukałam dalej ratunku. Trafiłam do szpitala w Śremie, gdzie ponownie zostałam dokładnie przebadana. Niestety, po ostatnim rezonansie diagnoza była wstrząsająca! Endometrioza dotknęła, nie tylko macice, ale także jelita. Podczas rozmowy z lekarzem, zostałam poinformowana, że potrzebuję wielogodzinnej operacji z wieloma specjalistami! To był dla mnie kolejny cios. Nie mogłam uwierzyć, w to, co słyszę… W dodatku NFZ nie jest w stanie jej zrefundować. Dalej muszę leczyć się prywatnie. Wiem, że jak najszybciej powinnam poddać się operacji, którą mogę wykonać jedynie prywatnie we wrocławskiej Medicus Clinic. Jej koszt to około 50 tys. złotych! Nie jestem w stanie, nawet z pomocą najbliższych, zebrać tej kwoty! Dlatego bardzo proszę Was o pomoc!  Każda złotówka pozwoli mi wierzyć w to, że jeszcze będzie dobrze... Dziękuję. Kasia Dowiedz się więcej ⬇️ Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową 

26 572,00 zł ( 41,62% )
Brakuje: 37 258,00 zł
Staś Kaupas
Staś Kaupas , 12 lat

Jestem Staś – uratować mnie może tylko stała neurostymulacja i terapie❗️Proszę, pomóż mi...

Staś ma 8 lat i z pozoru wygląda jak zdrowy chłopiec. Nic bardziej mylnego. Jako rodzice znamy jednak diagnozę i wiemy, jak ogromne spustoszenie wywołuje w jego organizmie bezwzględna, ciężka genetyczna choroba. Nasz synek miał nie dożyć nawet 5. urodzin... Jego codzienność to ciągła walka z niewidzialnym przeciwnikiem o nazwie zespół Leigha. Oto nasza historia: Gdy Staś miał 2 miesiące, zdiagnozowano u niego padaczkę lekooporną, umiejącą atakować nawet 50 napadami dziennie!!! Synek przeszedł wielomiesięczną i wyczerpującą terapię sterydami, która pomogła opanować ataki, ale też ujawniła najgorsze… Okazało się, że przyczyną złego stanu zdrowia Stasia jest niezwykle rzadka choroba o podłożu genetycznym – zespół Leigha. Zaburza ona pracę mitochondriów, odpowiedzialnych za wytwarzanie energii. W konsekwencji komórki w mózgu Stasia obumierają, co prowadzi do poważnych zaburzeń, a w ostateczności do zaprzestania funkcjonowania organów: mięśni, wzroku, płuc, nerek i serca.  Nasz syn już wielokrotnie pokazał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych! Śpiewa, tańczy, bawi się w straż pożarną, uwielbia się przytulać i słuchać bajeczek czytanych na dobranoc. Miał być zupełnie niesamodzielny – sam je, rozbiera się, zakłada buty. Miał nie chodzić – spacery są jego codziennością i coraz rzadziej zalicza upadki. Miał nie mówić – mówi zrozumiale, a nawet czyta pojedyncze sylaby. Miał nie dożyć 5 lat, a wciąż jest z nami... Nadal walczymy z wieloma przeciwnościami, a Staś jest naszym motorem napędowym – bardzo chętnie uczestniczy w terapiach, zajęciach, wie, że to ważne, lubi także mieć kontakt z rówieśnikami. Można powiedzieć, że w wieku 8 lat jest na etapie dziecka wczesnoprzedszkolnego, a celem jest „dorośnięcie” do podstawówki, nauka czytania, pisania, podstawowego liczenia. Pozornie tak niewiele, a dla nas równie dalekie jak Mont Everest. Nasze finanse pochłania walka o każdy malutki sukces w rozwoju i coraz większe potrzeby terapeutyczne. Na same tylko leki wydajemy 2,5 tys. zł miesięcznie, a gdzie jeszcze specjalistyczne terapie i sprzęt? Zaraz staniemy nad przepaścią – jeśli w nią wpadniemy, to nie będzie odwrotu, nasz synek straci wszystko bezpowrotnie, a może nawet stracić życie! Musimy się spieszyć i prosić o pomoc. Teraz jest najlepszy i tak naprawdę jedyny czas, by ratować Stasia! Rodzice Stasia

50 765,00 zł ( 41,62% )
Brakuje: 71 203,00 zł