Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Adam Grzeżułkowski
Adam Grzeżułkowski , 45 lat

Adam mimo niepełnosprawności chciał żyć normalnie – wypadek zmienił wszystko!

Życie pełne niespodzianek. Taka właśnie jest codzienność Adama, który od urodzenia jest osobą niepełnosprawną, cierpi z powodu niedowładu lewostronnego ciała. Pomimo niepełnosprawności nigdy się nie poddał. Ukończył szkołę mechaniczną, założył rodzinę oraz podejmował prace dorywcze. Można stawiać go, jako przykłada osoby, dla której chcieć to móc. Dlaczego więc w pewnym momencie los zechciał inaczej?  Dlaczego to właśnie na Adama musiał spaść ciężar walki o życie? Na to i na wiele innych pytań nie ma odpowiedzi. Dlatego jesteśmy tu, by nie zastanawiać się nad niesprawiedliwością losu, a działać – z Waszym wsparciem! Praca sprawiała Adamowi ogromną przyjemność. Z pomocą znajomych remontował swój dom. Adam zawsze był osobą serdeczną, pomocną, uśmiechniętą i bardzo rodzinną. Uwielbiał samochody, interesował się ich mechaniką. Niestety wydarzył się wypadek samochodowy, którego doznał w czasie powrotu z pracy. Nagle stał się osobą leżącą, niemówiącą i niekontaktującą. Obecnie przebywa w szpitalu na oddziale i intensywnej terapii w Łodzi. Szpital wraz z rodziną starają się o umieszczenie Adama w klinice PCRF w Krakowie. W chwili obecnej rodziny nie stać na opłacenie pobytu Adama w klinice, która mogłaby pomóc w wybudzeniu oraz przywróceniu sprawności Adama.  Adam potrzebuje bardzo intensywnej rehabilitacji. Pozycjonowanie ciała, stymulacja polisensoryczna, nauka poprawnego oddychania, a dalej przystosowanie do wózka inwalidzkiego i wzmacnianie mięśni kończyn, to tylko kropla w morzu potrzeb… Jeśli nie zostaną one zaopiekowane, Adam zostanie przykuty do szpitalnego łóżka na zawsze! Opieka nad Adamem spadła na jego mamę. Kobieta utrzymuje się z emerytury i prac dorywczych. Kiedy mężczyzna opuści szpital, będzie potrzebować stałej opieki, więc mama będzie zmuszona zrezygnować z pracy. Pomóżmy rodzinie Adama w tej ciężkiej sytuacji. Każda, nawet najmniejsza wpłata przybliża Adama do odzyskania sprawności i powrotu do domu, do swoich bliskich. Nie przechodź obojętnie i pomóż! Najbliżsi

47 230,00 zł ( 43,69% )
Brakuje: 60 856,00 zł
Miłosz Janoś
Miłosz Janoś , 2 latka

Bez leczenia nie ma szans, by dożyć dorosłości... Pomagamy Miłoszowi❗️

Mamy na imię Weronika i Patryk, od października jesteśmy dumnymi rodzicami naszego największego szczęścia, którym jest Miłosz. Gdy dowiedzieliśmy się o ciąży, byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Odliczaliśmy dni oraz tygodnie, czekając na naszego synka. Czar prysł ledwie po miesiącu od przyjścia Miłoszka na świat...  Dostaliśmy wiadomość, że nasz skarb ma podejrzenie mukowiscydozy. Mukowiscydoza to choroba, która głównie atakuje układ oddechowy, zaburza pracę układu pokarmowego, wywołuje upośledzenie czynności wydzielniczych trzustki, objawia się także niedożywieniem oraz niską masą ciała.  Po zrobieniu szczegółowych badań spełnił się czarny scenariusz. Miłosz jest nieuleczalnie chorym dzieckiem i bez jakichkolwiek działań i pomocy nie ma szans, by dożyć dorosłości! Nasze życie odwróciło się do góry nogami. Ciągłe pobyty w szpitalu, bolesna rozłąka z rodziną, lekarstwa, fizjoterapia, nieustanna walka o zdrowie i życie Miłoszka są teraz naszą codziennością…  To jednak nie koniec trudności! Leczenie, sprzęt medyczny i fizjoterapia są bardzo kosztowne i nie jesteśmy w stanie sami sobie poradzić. Niestety, wszystkie z tych wydatków są konieczne do codziennego funkcjonowania — nie możemy z nich zrezygnować. Dla nas to nie tylko zbiórka, lecz także nadzieja na dłuższe  ukochanego synka. Nie poddajemy się, walczymy dla Miłoszka, by jego przyszłość malowała się w jasnych barwach.  Prosimy z całego serca – pomóżcie i dajcie szansę naszemu synkowi! Weronika i Patryk, rodzice ➡️ Licytacje na FB

9 287,00 zł ( 43,64% )
Brakuje: 11 990,00 zł
Rafał Kacprzak
Rafał Kacprzak , 40 lat

Choroba zabrała mu zbyt dużo! Pomóż Rafałowi!

Nie mam już innej możliwości. Staliście się moją ostatnią deską ratunku. Mam wrażenie, że w mojej rodzinie kryzys goni kolejny kryzys. Proszę, pomóż mi przerwać tę złą passę! Mój syn urodził się jako zdrowe dziecko. Przyszłość, która go czekała, zmieniła się jednak nieodwracalnie. A wraz z tym, zmieniło się nasze życie, jego rodziców. Mając dwa lata, Rafał zachorował na wirusowe zapalenie mózgu. Ta okrutna choroba pozostawiła nieodwracalne skutki zdrowotne! Syn cierpi na postępujący niedowład czterokończynowy, padaczkę z agresją, niedosłuch i postępującą ślepotę. Nie umie czytać, ani pisać!  Nie tylko Rafał zmaga się z problemami zdrowotnymi. Mąż od 10. lat choruje na cukrzycę typu II. Lekarze podejrzewają także chorobę Alzheimera… Ja z kolei cierpię na zwyrodnienie stawów rąk i nóg. Ból, który mi towarzyszy, znacznie utrudnia sprawowanie opieki nad moim synem… Sytuacja naszej rodziny jest dramatyczna nie tylko pod względem zdrowotnym, ale i materialnym. Mieszkamy w domu, który od początku wymagał remontu. Niestety, choroba syna pokrzyżowała wtedy nasze plany. Wszystkie oszczędności wydawaliśmy zawsze na leczenie Rafała, jego terapię i rehabilitację.  Dziś stoję przed ogromnym wyzwaniem przystosowanie pokoju mojego syna do jego potrzeb, jako osoby niepełnosprawnej. Coraz groźniejsze ataki padaczki są tym bardziej niebezpieczne, że mają miejsce w ciasnym i małym pokoju Rafała – ryzyko uszkodzenia ciała jest więc jeszcze wyższe! Ze wzajemnością jestem mocno emocjonalnie związana z moim synem. Mimo że Rafał potrzebuje całodobowej opieki, nigdzie go nie oddam! Choroby i niepełnosprawności sam nie wybrał. Jego cierpienie jest też moim cierpieniem. Proszę o pomoc. W każdym miesiącu opłacam jego leczenie i rehabilitację. Wydatki dnia codziennego są już zbyt wysokie… Proszę wesprzyj zbiórkę dla mojego syna. Życie dotkliwie go doświadczyło i odebrało to, co każdy zdrowy mężczyzna mógł przeżyć w jego wieku… Marta, mama Rafała    

30 178,00 zł ( 43,64% )
Brakuje: 38 971,00 zł
Andrzej Trościanka
Andrzej Trościanka , 12 lat

Nie pozwól, żeby Zespół Downa okazał się wyrokiem! Pomóż Andrzejkowi!

Gdy Andrzejek się urodził, lekarze nie dawali nam złudzeń – oprócz Zespołu Downa syn będzie miał znacznie ograniczony rozwój narządów ruchu, co uniemożliwi samodzielne poruszanie się. Przekonaliśmy się na własnej skórze, że miłość rodzicielska i systematyczna, ciężka praca czyni cuda. Zawzięcie dążyliśmy do tego, żeby Andrzejek mógł funkcjonować jak najlepiej!  Zdajemy sobie sprawę, że wada genetyczna naszego synka to nie wyrok. Wiemy, że poziom funkcjonowania dzieci z Zespołem Downa zależy nie tylko od ich potencjału, ale także od tego, ile czasu i pracy inwestuje się w ich rozwój. Nasz synek ze względu na obniżone napięcie mięśniowe i opóźnienie rozwoju wymaga ciągłej rehabilitacji. Andrzej zaczął być rehabilitowany bardzo wcześnie, już w 2 miesiącu życia. Pomogło mu to pokonać wiele przeszkód, jednak przed nami cały czas bardzo długa droga. Obniżone napięcie wpływa także na opóźniony rozwój mowy. Przez to, że mięśnie Andrzejka są bardzo wiotkie, jego mowa jest niezrozumiała, a terapia logopedyczna wymaga wielokrotnie więcej wysiłku.  Synek musi być pod stałą opieką wielu lekarzy specjalistów (chirurga, neurologa, endokrynologa, okulisty, hematologa), oraz terapeutów (fizjoterapeuty, psychologa, pedagoga, logopedy). Z powodu choroby jelit był już 4-krotnie hospitalizowany i przeszedł aż 3 operacje!  Koszty leczenia wzrastają z roku na rok. Robiliśmy, co mogliśmy, staraliśmy się wydawać każde zaoszczędzone pieniądze na potrzebne zajęcia. Niestety, pomimo, że obydwoje pracujemy, w tej chwili nie jesteśmy już w stanie opłacić niezbędnej, regularnej terapii.  Najbardziej przeraża nas bezradność związana z brakiem środków na leczenie. Dlatego musimy prosić Cię o pomoc. Spróbuj razem z nami zapewnić Andrzejkowi prawidłowy rozwój. Pragniemy zrobić wszystko, by nasz synek był w dużym stopniu samodzielny i potrafił poradzić sobie w dorosłym życiu.  Kiedy Andrzej się uśmiecha, wszystkie troski usuwają się w cień. Strach i zmęczenie znikają, a w ich miejsce pojawia się radość i ogromna nadzieja. Pomimo ciężkich barier do pokonania, robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby życie naszego dziecka było jak najlepsze!  Oboje pracujemy i wszystkie nasze oszczędności wydajemy na terapię synka. Andrzejek potrzebuje nawet 4 wyjazdów na turnusy rehabilitacyjne w ciągu roku, by móc cały czas wspomagać swój rozwój. A to generuje naprawdę ogromne koszty. Dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc. Każda złotówka jest cenna, każda przybliży nas do celu!  Maria i Tomasz, Rodzice

11 541,00 zł ( 43,56% )
Brakuje: 14 949,00 zł
Violetta Kuchcińska
Violetta Kuchcińska

Kłody rzucane pod nogi zmienić w schody na szczyt sprawności - pomagamy Violi!

Moja córeczka urodziła się z wrodzonym zakażeniem wirusa cytomegalii. To wystarczyło, by cała jej przyszłość została przekreślona… Skutkiem zakażenia jest dziecięce porażenie mózgowe, wada rozwojowa mózgu polimikrogyria, małogłowie, głęboki niedosłuch lewego ucha, opóźnienie psychoruchowe. To, że Viola różni się od innych dzieci, widać gołym okiem. Nigdy nie będzie żyć tak, jak żyją jej rówieśnicy… Nie oznacza to jednak, że mam zrezygnować z walki o córeczkę! Dzięki rehabilitacji Viola robi ogromne postępy. Brakuje nam jednak środków, by ją opłacić, dlatego bardzo proszę o pomoc... Viola ma 10 lat, uczęszcza do Szkoły Specjalnej, do 4 klasy. Mimo tak wielu trudności, z którymi zmaga się każdego dnia, jest niezwykle pogodna, ciekawa otaczającego ją świata. Choć moja córka nie mówi, porozumiewa się za pośrednictwem alternatywnej komunikacji za pomocą znaków PCS umieszczonych w książce komunikacyjnej, gestów, a także nie przez wszystkich rozumianych dźwięków. Viola nie chodzi samodzielnie. Niewielkie odległości pokonuje o kulach, ale na co dzień jeździ na wózku inwalidzki. Wiele czasu zajmuje nam intensywna rehabilitacja stacjonarna, a kilka razy w roku, jeśli tylko środki nam pozwalają, jeździmy na turnusy rehabilitacyjne, które bardzo pomagają Violi walczyć o sprawność.  Moja córeczka wymaga intensywnej rehabilitacji ruchowej, logopedycznej i psychologicznej. Jedna godzina zajęć to koszt około 100 zł. Do rehabilitacji niezbędny jest jej profesjonalny sprzęt ortopedyczny, m.in. ortezy do nauki prawidłowego chodzenie i przeciwdziałania przykurczy w nogach, obuwie ortopedyczne, pionizator. Najlepsze efekty przynosi specjalistyczna rehabilitacja na turnusach tygodniowych, podczas których wykorzystywane są najnowsze metody rehabilitacji. Koszt takiego turnusu wynosi ok. 4 000 złotych…  Koszty związane z opieką nad chorym dzieckiem są ogromne. Łatwo się domyślić, że to, co oferuje NFZ, to zaledwie kropla w morzu potrzeb… Ja nie pracuję, bo Viola wymaga opieki. Mamy jeszcze 3-letniego synka. Utrzymanie rodziny spoczywa na mężu, który bardzo dużo pracuje jako kierowca. Jednak wydatki związane z rehabilitacją i leczeniem córki cały czas się mnożą.  Niestety, mimo że wkładamy dużo serca i wysiłku w rehabilitację Violi, z naszych dochodów nie jesteśmy w stanie zapewnić jej takiej stymulacji, jakiej wymaga. Dlatego też proszę każdego, dotarł nasz apel, o wsparcie, dzięki któremu Viola będzie mogła tak jak inne dzieci funkcjonować samodzielnie. O niczym innym nie marzymy… Mama

9 011,00 zł ( 43,54% )
Brakuje: 11 681,00 zł
Aleksander Malinka
Aleksander Malinka , 15 lat

Tragedia na sankach! Aluś walczy każdego dnia... Pomoż!

To miała być beztroska zabawa na śniegu… Zmieniła się w tragedię. Aluś miał wtedy zaledwie 6 lat. Razem z tatą i babcią był na zimowym wyjeździe w górach. To był ostatni dzień pobytu, tata zabrał Alusia na sanki. Wtedy zdarzył się wypadek… Dziś nasz synek bardzo potrzebuje pomocy. Przez pandemię i brak dostępu do rehabilitacji jego stan się pogorszył. Prosimy, okaż wsparcie Alusiowi! Tamta tragedia zostanie w nas na zawsze. Aluś z tatą rozpędzeni, spadli ze skarpy, sanek nie udało się zatrzymać. Obaj uderzyli głowami w drzewo… Mąż miał tylko lekkie wstrząśnienie mózgu i kilka ran. Synek stracił przytomność. Wyszedłby z tego, ale potem, już w szpitalu, wydarzyło się coś, co sprawiło, że nasz świat się zawalił… Po wypadku męża zabrała karetka, a synka helikopter. Nie wiemy, co tam się wydarzyło, jednak Aluś trafił do szpitala już zaintubowany. Robili mu wszystkie niezbędne badania, wydawało się, że największe zagrożenie minęło. Lekarze już chcieli odłączać Alusia od respiratora, jednak jeden z nich polecił się wstrzymać jeszcze jeden dzień. Gdybyśmy tylko wiedzieli, jakie to przyniesie tragiczne skutki… W nocy synek kaszlnął, odruch bezwarunkowy. Wtedy źle zabezpieczona rurka przesunęła się. Maszyna nie dostarczała tlenu, a rurki w ustach uniemożliwiły synkowi oddychanie. Zaczął się dusić. Lekarze przyszli szybko, ale zawiodła długa procedura sprawdzania, co się stało… Nie wiadomo, ile czasu mózg Alusia nie dostawał tlenu. Doszło do zatrzymania krążenia… Moje dziecko umierało. Lekarze uratowali jego życia, ale od tamtej chwili miało już nie być takie, jak dawniej. Aluś stracił na to szansę bezpowrotnie… Kilkuminutowe niedotlenienie mózgu zrobiło ogromne spustoszenie w organizmie Alusia. Synek zapadł w śpiączkę.  Pierwszy rok po wypadku synek był w warszawskiej klinice “Budzik”, ale specjalistom nie udało się go wybudzić. Aluś opuścił klinikę w stanie minimalnej świadomości. Od kwietnia 2016 roku jesteśmy w domu. Każdego dnia toczymy ciężką, choć nierówną walkę o zdrowie naszego dziecka, bo wierzymy, że kiedyś do nas wróci! Synek po wypadku dzięki intensywnej, regularnej rehabilitacji i wielokierunkowej stymulacji robił piękne postępy. Niestety, okres pandemii w marcu 2020 zablokował nam dostęp do rehabilitacji i pochłonął w mig okres ciężkiej pracy! Skrzywienie kręgosłupa, przykurcz rączek w stawach łokciowych i nadgarstku pogłębiły się, przykurcz kolanowy postąpił i uniemożliwił nam pionizację. Ogólnie spastyka całego ciała nasiliła się i pomimo zwiększonych dawek leków bez niezbędnej rehabilitacji nie udało nam się zatrzymać negatywnego procesu powiększających się przykurczów...  Jestem świadoma, że duży wpływ na to ma okres wzrostu, dlatego regularna rehabilitacja jest niezbędna. Kości rosną – mięśnie i ścięgna bez tej pracy powodują jednocześnie ból i duży dyskomfort!  Tylko dzięki intensywnej i regularnej pracy jesteśmy w stanie utrzymać przykurcze na tym samym poziomie, żeby nie doszło do skostnień, które będą musiały zakończyć się niezbędną operacją w przyszłości. Musimy zawalczyć, by utrzymać ciało synka w jak najlepszej kondycji!  Przez całą pandemiczną sytuację synek ma podwichnięte bioderka, które całkowicie uniemożliwiają nam pionizację. Jedyna możliwa opcja to pionizacja z góry, która umożliwi nam stopniowane obciążanie stawów nieprzekraczających 20-30% masy ciała, by nie doprowadzić do zwichnięcia stawów biodrowych. Dzięki podsufitowemu podnośnikowi za tą samą cenę możemy dokonać bardzo podobnej pionizacji z góry, jak i wykorzystać go do wielu innych codziennych czynności, takich jak podwieszenie podczas zmiany pościeli, czy transport synka z łóżka na wózek, czy materac do ćwiczeń. Niestety, nie stać nas na tak drogi sprzęt, dlatego bardzo prosimy o wsparcie. Podnośnik ułatwi nam walkę o sprawność i zdrowie synka, a nie ma dla nas nic ważniejszego. Dodatkowo bardzo chcielibyśmy zapewnić synkowi jak najlepszą rehabilitację oraz wyjazdy na turnusy, które pozwalają Alusiowi walczyć o sprawność i robić ogromne postępy! Dlatego prosimy o pomoc, bo koszty nas przewyższają...  Za wszystko z góry dziękujemy. Rodzice Aleksandra

31 480,00 zł ( 43,51% )
Brakuje: 40 861,00 zł
Bogusz Berens
Pilne!
Bogusz Berens , 34 lata

Miał być ślub, jest walka o życie❗️Ratuj Bogusza przed GLEJAKIEM❗️

Cześć, jestem Ola. Trzy miesiące temu spełniło się jedno z moich największych marzeń – zostałam narzeczoną mężczyzny, którego kocham nad życie – Bogusza. Wydawało się, że świat stoi przed nami otworem. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi! Niestety, nasza radość została brutalnie przerwana zaledwie kilka dni po zaręczynach.   Okazało się, że w głowie mojego ukochanego znajduje się GLEJAK! Niewyobrażalnie silny, o wysokim stopniu złośliwości...  Zacznijmy jednak od początku. Niepokojące objawy zaczęły się już w drodze powrotnej z wakacji, podczas których się zaręczyliśmy. To wtedy Bogusz poczuł nagłe odrętwienie lewej strony ciała. W dodatku zaczął bardzo niewyraźnie mówić. Byłam zdezorientowana i jednocześnie przerażona. Ze względu na wcześniejsze leczenie ukochany pozostawał pod stałą opieką neurochirurga, do którego natychmiast zadzwoniłam i opisałam całą sytuację.  W słuchawce usłyszałam, że to prawdopodobnie atak padaczki i muszę natychmiast podać dodatkową dawkę leku przeciwpadaczkowego. Na całe szczęście udało nam się zatrzymać ogniskowy atak padaczki i dojechać bezpiecznie do szpitala we Wrocławiu. W drodze do kliniki w naszej głowie kłębiły się różne myśli, ale jedna powracała, jak bumerang: Czy to możliwe, że ON powrócił? Na miejscu lekarze natychmiast zabrali Bogusza na tomografię komputerową. Niestety, badanie jednoznacznie uwidoczniło wznowioną masę guza w prawym płacie czołowym, dokładnie w tym samym miejscu, które było operowane zaledwie dwa lata temu! Nasz świat znów stanął w miejscu... Historia właśnie zatoczyła koło! W 2021 roku scenariusz wyglądał identycznie. Zaczęło się od niespodziewanego ataku padaczki, wielu badań, konsultacji lekarskich, w końcu tomografii komputerowej, która wykazała, że w mózgu Bogusza tkwi guz o wielkości ponad 4 cm – w tamtym momencie, GLEJAK II stopnia.  Wtedy guz został operacyjnie usunięty, a Bogusz stosunkowo szybko stanął na nogi. Zaczął nową pracę, która przynosiła mu bardzo dużo satysfakcji. Spędzaliśmy aktywnie czas, ale pamiętaliśmy też o tym, jak ważny jest wypoczynek, zdrowe odżywianie i unikanie stresu.  Od momentu zakończenia leczenia, czyli od września 2021 roku, Bogusz pozostawał pod stałą opieką Narodowego Instytutu Onkologii w Gliwicach. Dzięki temu, co kwartał kontrolowaliśmy zmiany w prawym płacie czołowym. Przez kolejne dwa lata odetchnęliśmy, ponieważ wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku.  Niestety, w tym roku po powrocie z wakacji okazało się, że w loży pooperacyjnej uwidoczniła się wznowa guza o jeszcze większych rozmiarach niż wcześniej! W pierwszej chwili nie mogliśmy w to uwierzyć. Jak to możliwe, że w ciągu zaledwie trzech miesięcy od wykonania ostatniej TK, guz urósł w tak ekspresowym tempie?  W związku z szybką progresją już w ciągu tygodnia od ataku odbyła się operacja, podczas której zmiana została radykalnie usunięta. Niestety wyniki histopatologiczne potwierdziły przypuszczenia neurochirurga – guz się zezłośliwił. Rozpoznanie – GLEJAK III stopnia o wysokiej złośliwości. Znów rozpoczęliśmy leczenie onkologiczne – radioterapię skojarzoną z chemioterapią. W chwili kiedy to piszę, Bogusz jest już po kilku dawkach naświetlania oraz chemii. Wiemy, że jest to niezbędna forma leczenia, przez którą musi przejść. Jednak uważamy, że do nowotworów należy podejść kompleksowo i leczyć cały organizm. Ponadto należy zadziałać na komórki macierzyste, ponieważ to one uległy transformacji do wyższego stopnia.  Zdecydowaliśmy się na terapię zintegrowaną, która w połączeniu z klasycznymi metodami (chemio i radioterapia) wykazuje wyższą skuteczność leczenia. Niestety powyższe miesięczne koszty są poza naszym zasięgiem, dlatego bardzo potrzebujemy Waszej pomocy! Naturalnym etapem, który następuje po zaręczynach, jest ślub. Bardzo chcielibyśmy kiedyś, zdrowi, móc stanąć na ślubnym kobiercu i powiedzieć sobie upragnione „TAK”. Aby tak się jednak stało, pilnie potrzebujemy Waszej pomocy! Proszę, pomóżcie mi ratować życie mojego przyszłego męża!  Ola, narzeczona Bogusza

46 288,00 zł ( 43,51% )
Brakuje: 60 095,00 zł
Anna Dudkiewicz
Anna Dudkiewicz , 66 lat

4 wznowy w ciągu 5 lat❗️Pomóż mi walczyć z nowotworem❗️

Jestem emerytowaną nauczycielką z 35-letnim stażem pracy. Całe życie z radością poświęciłam dzieciom i młodzieży. Spełniałam się zawodowo, prowadziłam szczęśliwe życie. To wszystko nagle zniszczyła diagnoza, która zabrzmiała jak wyrok – złośliwy nowotwór piersi. Oprócz programu nauczania walczyliśmy o jak najlepsze przygotowanie naszych uczniów do dorosłego życia. Koła zainteresowań, wycieczki, kolonie i inicjatywy… Ciągła walka dla ich dobra. Ale kiedy zachorowałam 30 sierpnia 2018 roku, musiałam podjąć inną walkę. O własne zdrowie. W ciągu 5 lat leczenia miałam aż 4 wznowy. W 2018 roku przeszłam mastektomię, w 2022 naświetlania. Niestety, w tym roku guz wrócił i usadowił się pod pachą. Dlatego obecnie jestem w trakcie przyjmowania bardzo silnej chemii.  Ostatnio pojawił się nowy, refundowany lek, który w opinii onkologów, gdyby był potrzebny, byłby dla mnie ratunkiem. Na szczęście mój stan i rokowania są dobre, dlatego chcę dalej z całych sił walczyć o swoje życie.  Ale koszty leczenia, rehabilitacji i leków są ogromne. Razem z mężem nie jesteśmy w stanie im sprostać, dlatego zwracam się do Was z większą niż koszty prośbą o pomoc. Każde wsparcie, symboliczna wpłata, udostępnienie i dobre słowo to dla mnie ratunek. Wierzę, że rehabilitacja wystarczy, by wygrać z chorobą. Wierzę również, że dobro wraca ze zdwojoną siłą i razem nam się uda. Anna Kwota zbiórki jest szacunkowa.

9 249,00 zł ( 43,46% )
Brakuje: 12 028,00 zł
Marcin Standura
Marcin Standura , 45 lat

Nie mam czasu na rozpacz! Muszę odzyskać sprawność! Pomożesz mi?

Jeden krok, zmienił całe moje życie! Mam 42 lata i 3 synów, mam dla kogo żyć i do kogo wrócić, dlatego o moją sprawność będę walczył, zawsze! Moja historia nie jest wyjątkowa. Wystarczyła sekunda nieuwagi, zwykły wypadek, który może spotkać każdego. Pech chciał, że do wszystkiego doszło tuż przed Wigilią w zeszłym roku. To miał być spokojny czas, chwila wytchnienia od natłoku pracy. Tymczasem świąteczny okres spędziłem na szpitalnym oddziale.  Podczas wchodzenia po schodach poślizgnąłem się i upadłem na pośladki. Niemal natychmiast poczułem potworny ból. Gdy trafiłem do szpitala poddano mnie dokładnym badaniom. Okazało się, że w wyniku upadku doszło do złamania kręgosłupa piersiowego. Kręgi zostały rozkruszone, przez co konieczne było przeprowadzenie operacji.  Po zabiegu jeszcze przez ponad miesiąc musiałem na siebie uważać. Nie mogłem się skręcać, schylać, tak naprawdę musiałem ograniczyć ruch do minimum. Wróciłem do domu i myślałem, że będę mógł spokojnie wracać do zdrowia.  Niestety w trakcie rehabilitacji doszło do kolejnego złamania kręgosłupa - tym razem na odcinku lędźwiowym. Abym mógł stanąć o własnych siłach, konieczna jest intensywna rehabilitacja. Z uwagi na gigantyczne kolejki czas oczekiwania na rehabilitację NFZ wynosi od kilkunastu miesięcy do 2 lat. Po takim czasie nie będzie już sensu rehabilitacji...  Jedyną szansą na powrót do zdrowia i częściowej sprawności fizycznej, a przede wszystkim do mojej rodziny jest rehabilitacja na własny koszt. Prywatne ośrodki oferują mi pomoc, ale są bardzo kosztowne. Miesięczny pobyt w ośrodku to koszt ok. 25 000 zł. Rehabilitacja ma potrwać minimum 3 miesiące. To przerasta moje możliwości. Jestem sam i nie jestem w stanie w całości sfinansować swojej rehabilitacji.  Chciałbym móc stanąć na własnych nogach, pograć w piłkę z synami, pójść z nimi na spacer, być jak najlepszym tatą, a nie jedynie ciężarem, dlatego proszę Was o pomoc. Wasze wsparcie to dla mnie jedyna szansa!  Marcin 

37 056,00 zł ( 43,44% )
Brakuje: 48 237,00 zł