Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dariusz Dziok
Dariusz Dziok , 39 lat

Odzyskać ukochanego tatę i męża - pomocy!

Straszny wypadek zabrał wszystko, co z mężem budowaliśmy przez lata. Szczęście rodzinne obróciło się w proch… Mamy małe dzieci, które tak bardzo tęsknią za tatą. Robimy wszystko, by do nas wrócił, ale jest bardzo ciężko. Dzięki Waszej pomocy Darek rozpoczął rehabilitację w specjalistycznym ośrodku. Tak okazało się, że ma świadomość, zaczął się z nam komunikować! Niestety, skończyły się środki… Nasza walka będzie długa i trudna. I bardzo kosztowa… Z całego serca proszę o pomoc dla mojego męża. Nie możemy się poddać!  26.04.2020 roku nasz świat wywrócił się do góry nogami. Nagłe zatrzymanie akcji serca, szok, niedowierzanie… Mój mąż, moja bratnia dusza, moja druga połówka, ojciec dwójki naszych dzieci stanął oko w oko ze śmiercią. Modliłam się, by mi go nie zabrała… Darek przeżył, choć nadal jest w bardzo ciężkim stanie. Po udanej reanimacji został przewieziony do szpitala w Sanoku. Gdy odzyskał przytomność, nie było z nim kontaktu. Nie wiedziałam, czy jest ze mną, czy mnie słyszy… Niestety, o żadnym turnusie rehabilitacyjnym refundowanym przez NFZ nie mogło być mowy - lekarze określili stan Darka jako nierokujący. Mąż nie wykonywał poleceń, był podłączony do respiratora. W pewnym momencie dostaliśmy informację, że nic więcej nie mogą zrobić. Szpital nie był już w stanie dalej leczyć mojego Darka… Zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Wtedy pierwszy raz poprosiłam o pomoc dla męża. Dzięki Wam Darek od 13 sierpnia przebywa w specjalistycznym ośrodku. To jednak dopiero początek naszej drogi w walce o życie i zdrowie męża. Często u niego jestem i widzę, że codzienna, wielogodzinna rehabilitacja daje efekty. Podczas zajęć z cyber-okiem zobaczyłam na własne oczy, że Darek jest świadomy! W moje serce wlała się nadzieja! W pewnym momencie już brakowało mi łez i sił, ale musiałam i muszę być dzielna dla niego i dla dzieci. Stan męża wciąż jest bardzo ciężki. W szpitalu w Sanoku nie dawali mu żadnych szans na wyzdrowienie. W klinice rehabilitacyjnej prognozy są jeszcze ostrożne. Najważniejsza jest jednak świadomość, że Darek tu jest, wszystko rozumie, jest z nami!  Mamy 2 dzieci: syna Filipa w wieku 6 lat i Hanie, która ma 2,5 roku. Byliśmy przez 7 lat bardzo udanym małżeństwem. Pracowaliśmy zawodowo. Wiedliśmy szczęśliwe życie. Aż wreszcie doszło do tragedii, której skutkiem jest obecny stan męża... Mam 29 lat. Choroba męża spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wiem co mam powiedzieć dzieciom. Starszy syn cały czas czeka na powrót taty ze szpitala do domu, bo Darek mu obiecał, że będzie go uczył jeździć na „dużym” rowerze, o którym tak marzy... Dzieci wiedzą, że tata musi leżeć w szpitalu. Nie potrafię odpowiedzieć na ich ciągłe pytania, kiedy tata wróci do domu i będzie znowu z nami. Serce mi pęka kiedy na nie patrzę i moja bezradność staje się jeszcze większa… Musiałam zrezygnować z pracy - w obecnej sytuacji musiałam zająć się dziećmi i mężem. Nie stać nas na opłacanie kolejnych miesięcy rehabilitacji, a bez niej nigdy nie odzyskam Darka... Marzyliśmy o tym, że się zestarzejemy, że wspólnie wychowamy nasze dzieci, że nauczymy je pisać i czytać, czy jeździć na rowerze. Niespodziewanie spadła na nas tragedia, która sprawiła, że czujemy się bezsilni. Czasu cofnąć nie możemy, ale możemy walczyć o lepsze jutro. Dlatego z całego serca proszę o wsparcie, o każdą złotówkę, która może pomóc Darkowi w odzyskaniu świadomości i sprawności. Jedynym sposobem na to by tak się stało, jest kosztowna neurorehabilitacja, na którą bez pomocy nie możemy sobie pozwolić.

160 659,00 zł ( 44,54% )
Brakuje: 199 979,00 zł
Marta Błajet
Marta Błajet , 27 lat

Zapalenie mózgu odebrało Marcie wszystko!

Marta, moja siostra, urodziła się jako zdrowe dziecko. Jest ode mnie młodsza o 18 lat, więc nawet pamiętam dzień jej narodzin. Ta kruszynka była miłością życia całej naszej rodziny. Przez długi czas nasze życie płynęło spokojnie. Marta się rozwijała, robiła pierwsze kroki, wypowiadała zdania, poszła do przedszkola, szkoły. Gdy skończyła 11 lat, zaczęła mówić przez nos, jakby miała go ciągle zatkany. Niby nic poważnego, ale mama stwierdziła, że pójdzie z Martą do lekarza. Po wielu badaniach i rezonansie magnetycznym głowy lekarze zdiagnozowali zapalenie mózgu. Od tego momentu minęło już 14 lat. Nadal nie znamy przyczyny zapalenia mózgu. Od dnia diagnozy Marta też nie została objęta żadnym farmakologicznym leczeniem. Lekarze rozłożyli ręce i tylko wzywają na badania kontrolne.  Marta stopniowo traciła wszystkie umiejętności, mięśnie powoli zanikały. W końcu przestała chodzić, poruszać się. Czasami nawet nie rozumiem, co do mnie mówi. Moja młodsza siostrzyczka została uwięziona przez własne ciało.  Jedyną nadzieją jest intensywna, codzienna rehabilitacja. Tylko to jest w stanie pobudzić mięśnie mojej siostry. Koszty rehabilitacji są ogromne. Mimo starań całej rodziny nie jesteśmy w stanie zapewnić Marcie profesjonalnej pomocy. Bardzo proszę Cię o pomoc! Tak bardzo pragniemy, by wróciła przynajmniej w części do sprawności.  Monika, siostra

9 951,00 zł ( 44,54% )
Brakuje: 12 390,00 zł
Nikodem Walocha
Nikodem Walocha , 2 latka

🚨Lekarze dawali mu kilka godzin... Nikoś żyje i walczy, ale potrzebuje Twojej pomocy❗️

W połowie ciąży dowiedzieliśmy się, że z serduszkiem Nikosia dzieje się coś niedobrego! To była dla nas tragedia. Pierwsza ciąża, pierwsze dziecko i strach. Pamiętamy tylko strach...  Lekarze w swoich opiniach byli bezlitośni. Oznajmili krótko: syn będzie żył kilka godzin, najprawdopodobniej UMRZE zaraz po przyjściu na świat. Nie będziecie mieli dużo czasu... Byliśmy przerażeni!  Nie pamiętamy tych kilku miesięcy od diagnozy do rozwiązania. Nie pamiętamy drogi do szpitala, szykowania do zabiegu... Wszystko działo się jakby obok nas. Nie nastawialiśmy się na nic, ale strach paraliżował nas niezmiennie. Próbowaliśmy nie dopuszczać do głowy myśli, że Nikoś przyjdzie na świat, by się z nami pożegnać...   Wszystko nabrało tempa, gdy okazało się, że synek jest owinięty pępowiną. Zaraz po cesarskim cięciu stwierdzono, że ma sinicę... Usłyszałam jego płacz i... ZABRANO GO! Przez następnych kilka godzin nie wiedziałam, czy moje dziecko żyje! Dopiero późnym wieczorem pozwolono mi zadzwonić do męża. On poinformował mnie, że nasz Nikoś jest CUDEM! I chociaż jest na intensywnej terapii, to ODDYCHA!  U naszego chłopczyka zdiagnozowano wady serca i współistniejące trudności zdrowotne. Całkowicie nieprawidłowe ujście żył płucnych, wrodzone wady rozwojowe przegród serca — ubytek przegrody międzykomorowej. Cieszyliśmy się mimo wszystko, bo nie wydarzyło się NAJGORSZE! Nasze szczęście tłumili co jakiś czas specjaliści. Powtarzali, że Nikoś w każdej chwili może UMRZEĆ...  Nasz syn okazał się jednak bardzo silny i waleczny. Przyjmuje leki, regularne jeździmy do specjalistów, w przyszłości czekają go zabiegi. Jest małym urwisem, który zasługuje na dobre życie. Kochamy go i wychodzimy dla niego ze swojej strefy komfortu. Prosimy Was, bliskich, przyjaciół i obce nam osoby o wsparcie!  Koszty leczenia naszego dziecka przerastają nasze możliwości finansowe. Państwa wsparcie może odmienić naszą codzienność! Rodzice Nikosia  

11 369,00 zł ( 44,52% )
Brakuje: 14 163,00 zł
Michał Płoszyński
10 dni do końca
Michał Płoszyński , 37 lat

Nikt mu nie dawał szans… Mąż wygrał walkę o życie, teraz walczy o sprawność!

15 lipca 2022 r. Dusseldorf, Niemcy - tego dnia nasz świat się zatrzymał. Na początku lipca tego roku odwiedziliśmy z moim mężem Michałem i naszymi dziećmi - pięcioletnią Jagódką i ośmiomiesięcznym wówczas Jasiem - naszą rodzinę w Düsseldorfie. Michał przez cały pobyt czuł się bardzo dobrze i w zupełności nic nie wskazywało, że już niebawem stanie się ogromna tragedia. Tuż przed naszym powrotem do domu, w piątek 15 lipca Michał obudził się z bólem głowy. Wieczorem ból stał się bardzo ostry, aż mój mąż zasłabł. Natychmiast wezwaliśmy karetkę. Przyjechała w 3 minuty! Michał został szybko przewieziony do Kliniki Uniwersyteckiej w Düsseldorfie. Całą noc modliliśmy się, żeby przeżył... Rano, gdy pojechałam do szpitala dowiedzieć się, w jakim jest stanie i na jakim oddziale dokładnie przebywa - lekarz neurochirurg, który go operował, powiedział mi, że mąż trafił do szpitala w ostatniej chwili. Diagnoza – udar krwotoczny. Konieczne było ratowanie życia i natychmiastowa operacja. Stan był bardzo ciężki. Cała lewa półkula mózgu została zalana krwią. Lekarze musieli odbarczyć mózg i odciąć na kilka tygodni połowę czaszki, ze względu na opuchliznę po operacji...  Lekarz, który rozmawiał ze mną rano, nie dawał dużych nadziei. Powiedział mi, że muszę być „przygotowana na wszystko i jeśli mąż przeżyje to nie wie, w jakim będzie stanie”. Podkreślił jednak, że „cuda się zdarzają i należy w nie wierzyć”, ale powrót do zdrowia ocenia w kategoriach cudu. Gdy weszłam zobaczyć Michała na intensywnej terapii, zobaczyłam go leżącego w śpiączce i podłączonego do ogromnej ilości aparatury. Jeszcze kilkanaście godzin temu spacerowaliśmy nad Renem, trzymając się za ręce i planowaliśmy, co zrobimy, jak wrócimy do Polski. Teraz patrzyłam na niego, do końca nie wierząc, co się stało. Złapałam go za rękę i powiedziałam, że ta sama siła, która nas tutaj zatrzymała, pomoże mu wrócić do nas, że ja i dzieci na niego czekamy...  Po południu ten sam lekarz, który rozmawiał ze mną rano, zadzwonił, że Michał wybudził się ze śpiączki i ścisnął lekarzowi dłoń. To był ogromny cud.  Musieliśmy wszyscy wierzyć, że Michał przeżyje. Po kilku dniach jego stan odrobinę się ustabilizował, ale w zamian pojawiła się gorączka do 40 stopni! Rozpoczęły się poszukiwania, jakie jest źródło stanu zapalnego. Wyniki – ropień przy zastawce serca, który wywołał sepsę (Michał cztery lata wcześniej w Polsce przeszedł operację na otwartym sercu - wymiany zastawki i pnia aorty). Właśnie przy tych protezach powstał teraz stan zapalny, który należało natychmiast usunąć. Po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu, trzeba było znowu operować. Tym razem już drugi raz w życiu serce... Lekarz operator kardiochirurg powiedział mi, udając się na blok operacyjny, że to operacja bardzo wysokiego ryzyka, niezwykle trudna, ale konieczna, bo bez niej Michał umrze. To była już druga w tak krótkim odstępie czasu tak trudna dla mnie rozmowa z lekarzem. Nie pozostało mi nic innego, jak wierzyć, że operacja się uda i Michał wróci do mnie, do dzieci i bliskich. Tymi słowami z wiarą i nadzieją pożegnałam lekarza, który udał się prosto na salę operacyjną i rozpoczął wraz z całym zespołem ośmiogodzinną walkę o życie mojego męża. Przez ten czas modlitwa i wiara, że operacja musi się udać nas nie opuszczała. Po ponad ośmiu godzinach od jej rozpoczęcia - telefon od lekarza - „Było bardzo ciężko i trudno, ale się udało. Teraz trzeba czekać i mieć nadzieję”.  Na drugi dzień doszło jednak do krwawienia przy sercu i znowu trzeba było operować. Kolejna narkoza i kolejne osłabienie organizmu. Lekarz powiedział mi później, gdy przyszłam na intensywną terapię do Michała, że miał ogromne szczęście, że ropień wcześniej nie pękł. Zatem już kolejny raz, ktoś czuwał nad jego losem. Gdy w kolejnej dobie zaczął wybudzać się z narkozy, walczył o każdy oddech, który był dla niego ogromnym wysiłkiem. Na szczęście stopniowo płuca zaczęły podejmować samodzielną pracę i Michał mógł zostać odłączony od respiratora. Byłam przy nim w tych chwilach i trzymając go za rękę, wspierałam przy każdym kolejnym oddechu. Michał przeżył i każdy kolejny dzień dawał małą poprawę. Cieszyliśmy się z najmniejszego postępu, z każdego wypowiedzianego słowa, zjedzonego samodzielnie posiłku, z tego, że nas poznawał, że rozumiał, co do niego mówimy. Wielkim świętem była tuż przed powrotem do Polski wspólnie z rodziną wypita kawa w szpitalnej kawiarni. Po trzech miesiącach pobytu w Klinice w Dusseldrofie - przebytych łącznie 6 operacjach neurologicznych i kardiologicznych, wróciliśmy transportem medycznym do Polski na dalsze leczenie i rehabilitację. Na twarzy Michała malował się uśmiech, radość i ulga, że wraca do kraju, do swoich bliskich. Na ten moment od października przebywa w jednym z łódzkich szpitali. Przeszedł niedawno covid i bardzo poważną infekcję. Stopniowo odzyskuje świadomość, poznaje bliskich, rozumie, co się do niego mówi. Sam zaczyna mówić pojedyncze słowa, odzyskiwać też stopniowo pamięć. Przed nim długa droga regeneracji po tak długim i wyczerpującym leczeniu oraz długi czas rehabilitacji. Michał potrzebuje odbudować mięśnie, które pozanikały od czteromiesięcznego leżenia. Przed nim nauka mowy, pisania, czytania, chodzenia, radzenia sobie z podstawowymi czynnościami. Lekarze często podkreślają, że intensywna i długa rehabilitacja pozwoli Michałowi odzyskać sprawność. Z całego serca wierzę, że nie przez przypadek znaleźliśmy się właśnie tam w Niemczech, gdzie lekarze kilka razy uratowali życie mojego męża. Cały personel na każdym etapie robi co może, żeby tylko pomóc Michałowi wrócić do zdrowia. Środki, które uzbieramy, przeznaczymy na dalsze leczenie oraz rehabilitację Michała, która będzie bardzo długa, a jej koszty są ogromne (miesiąc pobytu w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym to nawet 20 tys. złotych)! Dlatego nawet symboliczna złotówka będzie dla nas na wagę złota...  Nasze dzieci cały czas czekają na swojego tatę. Proszę, pomóż...  Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

75 795,00 zł ( 44,52% )
Brakuje: 94 418,00 zł
Mia Golda
Mia Golda , 6 lat

Pomocy, nasza mała Mia Was potrzebuje❗️

To dzięki Wam i Waszym dobrym sercom Mia zaczęła leczenie w Warszawie w European Paley Institute! Tak bardzo Wam dziękujemy! Nasza córeczka jest już po operacji pierwszej nóżki, a efekty są niesamowite! Mia przeszła operację, podczas której wykonano osteotomię kości udowej, nastawiono bioderko i wstawiono implanty, wyprostowano przykurcze biodrowe oraz w kolanku. Została również wykonana plastyka tkanek, więc i mięśnie Mii są w lepszym stanie! Mimo naszej radości, nadal towarzyszy nam lęk i kolejne trudności… Podczas pierwszej operacji nie udało się niestety zoperować stóp, ponieważ organizm Mii był zbyt słaby... Prawdopodobnie stopy zostaną zrobione wraz z operacją miednicy i kolana lewej nogi. Drżymy na samą myśl, że przed naszą małą dziewczynką znowu wisi widmo stołu operacyjnego… Pobyt w Klinice bardzo się wydłuży… Będzie trzeba dokupić kilka tygodni rehabilitacji oraz zwiększyć liczbę noclegów. Planowo nasz pobyt ma potrwać aż do połowy lipca. Niewykluczone, że może i dłużej… Zaszliśmy już tak daleko. Nie możemy się poddać, zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy na dobrej drodze!  Rehabilitanci mają w planach nauczyć Mię stać i samodzielnie się przemieszczać. To nasze marzenie – zobaczyć jak córeczka robi swoje pierwsze kroki, chodzi, biega… Termin następnej operacji zaplanowany jest na 12 kwietnia! To już niedługo! Wówczas lekarze zajmą się jej miednicą, kolanami oraz stopami. Mia obecnie codziennie uczęszcza na rehabilitację, na których fizjoterapeutki dbają o to, by jak najlepiej rozciągnąć jej stawy.  Nasza dziewczynka jest dzielną i wytrwałą pacjentką. Tym bardziej zwiększają się jej szanse na osiągnięcie samodzielności! Znowu przerażają nas te wszystkie koszty. Prosimy raz jeszcze o Waszą pomoc! Tylko z Wami będziemy mogli zawalczyć o sprawność naszego dziecka! Rodzice Mii *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.  ➡️ FB Mia-Waleczna ➡️ IG mia_spinabifida ➡️ Licytacje dla Mii 

47 330,00 zł ( 44,49% )
Brakuje: 59 053,00 zł
Marta Dubiel
Pilne!
Marta Dubiel , 40 lat

Wymarzone wakacje zmieniły się w KOSZMAR❗️Ratuj naszą MAMĘ❗️

W piątek Marta wyruszyła na wakacje swojego życia. Jeszcze w sobotni poranek przesyłała nam wszystkim pozdrowienia z Kusadasi w Turcji, nie wiedząc, że już za kilka godzin jej świat zmieni się w koszmar… Około południa, przechodząc przez pasy, Marta została potrącona przez rozpędzone auto. Według raportu samochód jechał z prędkością 80 km/h, a siła uderzenia była tak ogromna, że konieczna była natychmiastowa operacja mózgu, trwająca 6 godzin! Chociaż lekarzom udało się przeprowadzić zabieg, obrażenia były bardzo poważne… Marta obecnie walczy o życie na oddziale intensywnej terapii w tureckim szpitalu. Jej stan jest ciężki – mózg jest poważnie uszkodzony, a życie podtrzymuje respirator. Konieczna będzie też kolejna operacja mózgu w klinice... Koszty dotychczasowego leczenia udało się pokryć z ubezpieczenia biura podróży, ale niestety kolejne wydatki rosną lawinowo. Lekarze zalecają przewiezienie Marty do specjalistycznego szpitala, lecz koszt transportu medycznego wynosi aż 30 tysięcy euro! A to dopiero początek. Marzymy o tym, by zabrać Martę do Polski, gdzie mogłaby kontynuować leczenie i rehabilitację, ale koszty transportu i leczenia w kraju to nawet 200 tysięcy złotych! Partner Marty, który towarzyszy jej w tej dramatycznej walce, jest na miejscu, jednak brak środków na dalszą pomoc stał się ogromnym wyzwaniem. W Polsce na Martę czeka trójka kochających ją dzieci i zrozpaczona rodzina. Wszyscy wierzymy, że Marta wróci do zdrowia – jest silną kobietą, pełną miłości do swoich bliskich. Błagamy o Waszą pomoc. Każda złotówka ma ogromne znaczenie. Każdy gest wsparcia przybliża nas do celu – sprowadzenia Marty do domu, gdzie będzie mogła podjąć walkę o zdrowie i życie. Czeka ją długa, kosztowna rehabilitacja, ale wiemy, że z Waszą pomocą możemy sprawić, że Marta wróci do swoich dzieci, do swojej rodziny. Pomóżcie nam przywrócić nadzieję. Rodzina i bliscy ➡️ Licytacje dla Marty MEDIA O WYPADKU: ➡️ Interwencja POLSAT ➡️ wp.pl ➡️ onet.pl ➡️ FAKT ➡️ gostynska.pl ➡️ Leszno24.pl ➡️ Gostyn24.pl ➡️ Halo Gostyn

351 369,00 zł ( 44,48% )
Brakuje: 438 525,00 zł
Dawid Popławski
13 dni do końca
Dawid Popławski , 31 lat

Walka o zdrowie trwa już 30 lat❗️Pomóż, Twoje wsparcie daje nadzieję na poprawę❗️

Dawid przyszedł na świat zdecydowanie zbyt wcześnie – w 29 tygodniu ciąży. Niedługo później zachorował na ropne zapalenie opon mózgowo – rdzeniowych, które w konsekwencji doprowadziło do choroby, z którą syn mierzy się do dziś. U Dawida zdiagnozowano dziecięce porażenie mózgowe. Rozpoczęła się walka o zdrowie, która trwa do dziś, mimo że syn ma już 30 lat. Przez te wszystkie lata ciężko pracował, intensywnie się rehabilitował i ćwiczył, by móc być w miarę możliwości sprawnym i samodzielnym. Niestety nie udało się tego osiągnąć.  Dawida trzeba wspierać we wszystkich codziennych czynnościach. Niestety ostatnio jego stan znacząco się pogorszył. Okazało się, że miał dwie złamane kończyny, spastyka się nasiliła.  Dużą szansą na poprawę jego funkcjonowania, uśmierzenia przewlekłego bólu i rozluźnienia ciała jest zakup specjalnego kombinezonu, który Dawid już miał okazję testować. Po godzinie spędzonej w kombinezonie jego ciało było wyraźne rozluźnione, zmniejszył się ból, syn mógł utrzymywać równowagę. Niestety koszt jest porażający. Dawid jest bardzo kontaktowy, świetnie czuje się przed kamerą, uwielbia muzykę i interesuje się samochodami. Staram się zrobić wszystko, by zapewnić mu jak najlepsze życie. Jest niezwykle trudno, ale ciężka, wieloletnia praca Dawida nie może pójść na marne. Potrzebujemy Państwa pomocy! Mama Dawida

17 787,00 zł ( 44,46% )
Brakuje: 22 213,00 zł
Ewa Rostankowska
Ewa Rostankowska , 60 lat

Stwardnienie rozsiane nie powstrzyma mnie przed udzielaniem pomocy innym!

Nieuleczalna choroba spadła na mnie 12 lat temu. Musiałam porzucić swoje pasje, ale nie porzuciłam marzeń! Doświadczyłam, że mimo ograniczeń, jakie narzuciło na mnie stwardnienie rozsiane, ja także mogę komuś pomóc! Moje życie od zawsze związane było z tańcem. Najpierw amatorsko, później profesjonalnie. W 1995 r. założyłam wraz z mężem szkołę tańca, w której prowadziliśmy zajęcia z dziećmi, młodzieżą i osobami dorosłymi.  Jednak z powodu zdiagnozowanej później choroby musiałam tę działalność zakończyć. Walka z chorobą jest wymagająca, ale nie pozbawiła mnie woli walki i hartu ducha! Od dwóch lat poruszam się na wózku inwalidzkim, co umiejętnie wykorzystałam – wróciłam do prowadzenia zajęć z dziećmi, jednak tym razem z niepełnosprawnością, poruszającymi się na wózkach inwalidzkich, tak, jak ja. Uświadomiłam sobie, że moja choroba i własne doświadczenia, pozwalają mi pomagać innym! A dzieci najbardziej potrzebują wsparcia, wiary i nadziei… Nie jeżdżę już samochodem, więc abym mogła dojechać na zajęcia, podpinam do wózka przystawkę elektryczną. Niestety obecny sprzęt, z powodu wieku i eksploatacji bywa awaryjny i nie spełnia swojej funkcji. Muszę więc zakupić nową przystawkę... Nie jestem w stanie udźwignąć tego wydatku. Kwota ponad 26. tysięcy przekracza moje możliwości. Pełna nadziei, proszę zatem o wsparcie. Taniec i praca z dziećmi to całe moje życie. Zakup nowej przystawki pozwoli mi na dalsze aktywne życie oraz robienia tego, co zawsze było moją pasją.  Ewa

11 822,00 zł ( 44,45% )
Brakuje: 14 774,00 zł
Zbigniew Margas
Zbigniew Margas , 52 lata

Pomóż mi stanąć na nogi❗️

Mam na imię Zbyszek i pewnie wielu z Was zna mnie jako tatę Filipa. Dokładnie 12 maja 2024 roku wyszedłem skosić trawę, ale już nie wróciłem do domu o własnych siłach… Później przyjechała karetka, która przewiozła mnie do szpitala. Tam zdiagnozowano trzy ogromne tętniaki aorty brzusznej i obu tętnic udowych! Mój stan był bardzo ciężki. Kilka tygodni spędziłem w śpiączce farmakologicznej. Przeszedłem sześć wielogodzinnych operacji. A ostatnia z nich skończyła się amputacją mojej lewej nogi. Czy było mi łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Spojrzeć pod pościel i zrozumieć, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo? Oczywiście, że nie. Ale nie poddam się! Bezkompromisowo chcę wrócić do samodzielności, pracy i  tego co kocham, czyli gór. Chcę żyć na swoich warunkach. Oddychać pełną piersią. To nie jest niemożliwe, tylko bardzo trudne i kosztowne. Z wysiłkiem i bólem dam sobie radę sam, za to koszty leczenia, rehabilitacji i wymarzonej protezy są porażające… Dlatego z całego serca bardzo proszę wszystkich o pomoc w uzbieraniu tej ogromnej kwoty. Ktoś mądry mi kiedyś powiedział: „Nie umarłem, bo ewidentnie mam tu jeszcze coś do zrobienia” – właśnie tymi słowami się dzisiaj kieruję. Z góry dziękuję za każdą pomoc i wsparcie. Wierzę, że dzięki Wam uda mi się wygrać tę walkę! Zbyszek

70 914,00 zł ( 44,43% )
Brakuje: 88 661,00 zł