Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Adrian Wieclawski
Adrian Wieclawski , 13 lat

Wstrzymanie terapii to dla nas wyrok. Proszę, ratuj moje dziecko!

Każda wizyta w klinice otwiera przed nami nowe szanse pokonania choroby. Wstrzymanie leczenia oznacza utratę wszystkiego! Pomóż mi ratować dziecko!  ____ Patrzę na mojego synka i chciałabym dać mu tylko to, co najważniejsze: bezpieczeństwo i zdrowie. To podstawowe kwestie, które ot tak powinny być w moim zasięgu, a jednak to, co zwyczajne, czasem okazuje się najtrudniejsze do zdobycia.  Niepokojące objawy pojawiały się w zastraszającym tempie. Dla większości moje poszukiwania zdawały się bezcelowe, ale całym sercem matki czułam rosnący niepokój. Podejrzenia, że ze zdrowiem mojego dziecka coś jest nie tak, wręcz mnie prześladowały…  Pomimo widocznych objawów, poszukiwanie diagnozy trwało całą wieczność. Właściwie udało się ją znaleźć, kiedy byłam o krok od utraty nadziei… Mój synek tracił siły w zastraszającym tempie, a ja byłam bezradna wobec tego, co się dzieje.  Ta wiadomość okazała się dla nas wyrokiem: zespół PANDAS połączone z autoimmunologicznym zapaleniem mózgu. W takich momentach świat usuwa się spod stóp, a przyszłość staje pod znakiem zapytania. Nie wiedziałam, co nas czeka!  Jak przygotować dorastającego chłopca na przedłużający się pobyt w szpitalu, niekończące się procedury związane z kolejnymi badaniami oraz ból związany z przyjmowaniem zastrzyków? Wiedziałam, że robimy to dla jego dobra, ale codzienność była dla nas pasmem niekończącego się strachu przed tym, czym jeszcze zaskoczy nas choroba…  W momencie, kiedy nie mieliśmy już właściwie nic do stracenia, postanowiliśmy skorzystać z pomocy ukraińskiej kliniki, która specjalizuje się w leczeniu podobnych przypadków. Leczenie było bardzo wymagające, ale w naszym życiu wreszcie pojawiła się iskierka nadziei! I choć trudno w to uwierzyć, rzeczywistość z dnia na dzień zaczęła się zmieniać - Adrian przestał być tak nerwowy, zniknęły agresywne zachowania, a otaczający świat przestał go przerażać. Literki znów łączyły się w wyrazy, a proste słowa w nieskomplikowane zdania. To, co zaczęło się zmieniać z każdym wlewem było dla mnie wręcz nie do opisania. Czułam, jakbym odzyskiwała moje dziecko. Jakby Adrian wrócił do nas po długiej nieobecności..  Pomimo chwilowej poprawy, w przyszłość patrzę z ogromnym lękiem, bo przerwanie terapii na Ukrainie, sprawi że wszystko co najgorsze wróci. Potwornie się tego boję! Niestety, koszty leczenia to kwoty, które w tym momencie nawet trudno mi sobie wyobrazić! Na pierwsze podania udało nam się zdobyć kredyt, ale teraz żaden bank nie przekaże nam takiej kwoty. Potrzebujemy pomocy, by ratować Adriana przed chorobą, przed powikłaniami, przed kolejnymi komplikacjami…  Żadna matka nie powinna się bezradnie przyglądać cierpieniu… Trwa walka o wszystko! Pomocy! Każdy dzień ma dla nas ogromne znaczenie! ______ Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych na stronie: Nadzieja dla Adrianka-PL Licytacje ______ Media zaangażowane w nagłośnienie zbiórki Adriana: "To szansa jedna na milion, by poradził sobie w życiu, gdy mnie zabraknie. Dlatego tak walczę" Toruń. Adrian cierpi na niezwykle rzadką chorobę. Dramatyczny apel o pomoc. "Widzę strach w oczach..." Adrian Więcławski cierpi na rzadką chorobę. Przerwanie kosztownej terapii grozi śmiercią Pochodząca z Torunia mama 10-letniego Adriana prosi o pomoc w jego leczeniu

110 401,00 zł ( 45,23% )
Brakuje: 133 647,00 zł
Marcel Komorowski
Marcel Komorowski , 9 lat

Pozwól Marcelkowi usłyszeć świat - pomocy!

Kiedy widzisz dwie kreski na teście, wiesz doskonale, że w twoim życiu niebawem dokona się rewolucja. To pełne napięcia oczekiwanie, coś czego nie da się do niczego porównać… A później ściana, rozpacz i rozczarowanie. Bo przecież nie tak miało to wszystko wyglądać. To był moment, który zapamiętam na zawsze. Ciąża zmieniła wiele i sprawiła, że doświadczyłam emocji, których nigdy wcześniej w sobie nie odnajdywałam. Głaskanie brzucha, nasze pierwsze “rozmowy”, delikatne ruchy, a później mocne kopniaki - to wszystko dawało mi prawdziwą satysfakcję, uśmiech i spełnienie. W końcu nadszedł ten dzień. Nie spodziewałam się, że to będzie dzień, w którym cały mój świat rozpadnie się na kawałki. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Marcelka, prawie tego nie zauważyłam. Mój synek urodził się bez ucha. Nie byłam na to przygotowana, żaden lekarz na USG nie zauważył, że syn przez całe życie będzie borykał się z tak poważnym problemem. To przeoczenie kosztuje nas mnóstwo wysiłku, łez i stresu… Najtrudniejszy był pierwszy rok… Poruszyliśmy niebo i ziemię, żeby znaleźć odpowiedź, na pytanie “co się stało?!”. W naszym przypadku nie wystarczy stwierdzenie, że Marcel nie ma ucha i kanału słuchowego, konieczne jest znalezienie przyczyny problemu, które pozwalały na dostosowanie leczenia, znalezienie specjalisty. Jeździliśmy po Polsce z całą dokumentacją medyczną w poszukiwaniu diagnozy. Byliśmy odsyłani do kolejnych klinik, podawano nam nazwiska nowych specjalistów, a my bez zastanowienia ruszyaliśmy w drogę. Uratował nas internet. Spędziłam wiele godzin przed komputerem, czytając dokładnie każdą historię. W końcu trafiłam! Znalazłam mamę dziewczynki, leczonej w USA, której słuch udało się uratować, a ucho odbudować. Obudziła się w nas iskierka nadziei, wreszcie znaleźliśmy drogę do rozwiązania naszego problemu. Odtąd wszystko miało zacząć się układać. Niestety, na naszej drodze stanął problem nie do pokonania: cena słuchu naszego synka to prawie 300 tysięcy złotych! Ogromne pieniądze, których nie jesteśmy w stanie zdobyć. Tak naprawdę operacja mogłaby zostać przeprowadzona natychmiast. Marcel ma 4 latka, a to kwalifikuje go do rekonstrukcji. W Polsce operacja byłaby możliwa dopiero w wieku 12-13 lat, a dla Marcela to zdecydowanie za późno. Już powoli dostrzegamy różnice i opóźniony rozwój spowodowany uszkodzonym słuchem. Na razie Marcel chodzi do przedszkola i świetnie odnajduje się wśród rówieśników, obawiamy się jednak czasu, kiedy Marcel rozpocznie swoją szkolną przygodę. Jeśli wciąż nie będą docierały do niego wszystkie dźwięki, problem będzie się pogłębiał. Dzięki wypracowanym metodom operacja w Stanach to dla nas gwarancja jednego zabiegu, dzięki któremu kanał słuchowy zostanie odbudowany, a ucho zrekonstruowane. Pozostaje kwestia kilkutygodniowej rekonwalescencji pod okiem specjalistów z tamtejszego szpitala. Gdybyśmy zdecydowali się na rozwiązanie problemu w Polsce, poza długim oczekiwaniem, czekałoby na Marcela kilka skomplikowanych operacji. Nie ma też gwarancji na to, że uda się całkowicie naprawić słuch. Czasem Marcelek staje przed lustrem, przegląda się i pyta “Mamo, gdzie jest moje uszko?", a ja patrzę na niego i zawsze powtarzam “taki się urodziłeś, ale zrobimy wszystko, by twoje ucho pojawiło się we właściwym miejscu” i zawsze dodaję: “bez uszka też jesteś piękny”. To dla mnie trudne, szczególnie kiedy starsze dzieci zadają pytania, wytykają mojego synka palcami. Wiem, że może pojawić się etap, kiedy Marcel bardzo weźmie to do siebie… Moim priorytetem jednak zawsze będzie zdrowie, prawidłowy rozwój synka to coś, dla czego jestem w stanie zrobić wiele. Nauczyć się prosić o pomoc... Mamy szczęście w nieszczęściu, nasz synek jest wyjątkowym człowiekiem. Ta choroba to wielki sprawdzian dla całej rodziny, dla mnie jako matki to wielkie wyzwanie, bo jedyne czego chcę to zapewnić mojemu synkowi zdrowia. Jego słuch to dla mnie najlepszy prezent, jaki mogę sobie wyobrazić. Dla Marcela to szansa na całkiem nowy start. Mój synek na to zasługuje, pomocy! _____ Zbiórkę można wspierać biorąc udział w licytacjach prowadzonych w grupie: Licytacje dla Marcela  

127 252,00 zł ( 45,23% )
Brakuje: 154 046,00 zł
Jan Gacek
5 dni do końca
Jan Gacek , 24 lata

Wypadek odebrał sprawność, ale nie zapał do walki! Pomóż Jankowi odzyskać sprawność!

Kochani, na wstępie bardzo Wam dziękujemy za okazane serca i wpłaty. To właśnie dzięki Waszej pomocy nasz Janek mógł wziąć udział w dwóch turnusach rehabilitacyjnych. Widzimy już pierwsze postępy. Wasza pomoc każdego dnia dodaje nam siły i nadziei na to, że warto!  Niestety w trakcie leczenia pojawiły się komplikacje – głęboka odleżyna mocno doskwiera Jankowi. Nie zamierzamy się jednak poddać. Walczymy dalej o jego powrót do samodzielności i dawnego życia. Głęboko wierzymy w to, że z Waszą pomocą będziemy mogli zapewnić kolejne turnusy i zajęcia z rehabilitantem, których tak bardzo dziś potrzebuje nasz Janek. Poznaj historię Janka: Cześć, mam na imię Janek, mam 21 lat. Lubię aktywny tryb życia, jestem ratownikiem wodnym i instruktorem pływania. Lubię pływać w morzu, jeziorach, ale też nie pogardzę górami, w które wybieram się już w sierpniu. Lubię się po nich wspinać i szusować na nartach. Jeżdżę też regularnie na rowerze. Ale muszę Wam zdradzić, że najbardziej kocham piłkę nożną, dlatego chcę zostać trenerem piłkarskim. No uwielbiam podróże, które dają mi później inspiracje do kulinarnych eksperymentów z różnych części świata" - tak Janek powiedziałby o sobie jeszcze na początku lipca 2021 roku. Ale wtedy wydarzył się wypadek. 8 lipca w idących chodnikiem Janka i jego partnerkę Anię uderzył z ogromną siłą samochód. Efekt? Zmiażdżony kręg w odcinku C5 i silne uszkodzenie rdzenia, a dalej porażenie czterokończynowe z niepewnym rokowaniem co do oddechu, otwarte złamanie obu kości podudzia. Ania na szczęście odniosła mniejsze obrażenia i mogła udzielić Jankowi pierwszej pomocy, zanim jeszcze pogotowie przyjechało na miejsce zdarzenia. O samym wypadku możecie przeczytać: Wypadek w miejscowości Stegna. 21-latek potrącił pieszych Jak się możecie domyślać, ten wypadek zmienił prawie wszystko: Janek nie może wrócić do pracy, jest sparaliżowany czterokończynowo, potrzebuje pomocy w codziennym funkcjonowaniu. Ale nie zmienił jego hartu ducha. Janek jest waleczny, nie poddaje się, codziennie ćwiczy każdy najmniejszy ruch, który przybliża go do normalności. Do odzyskania samodzielności niezbędna jest profesjonalna i niezwykle kosztowna rehabilitacja. I w tym momencie wchodzimy my – rodzina, przyjaciele i wszyscy ludzie dobrej woli, którzy stawiają na Janka! Pomóżmy mu odzyskać sprawność i spełnić marzenia. Jak to zrobić? Zaczynamy od wsparcia finansowego. Wyłącznie własnymi siłami nie zdołamy zgromadzić  kwoty, która zapewni Jankowi możliwość udziału w turnusach i dalszej rehabilitacji. Jego chęć życia na własnych warunkach jest w tej chwili najważniejsza i jest też dla nas paliwem do działania. Nie możemy się poddać, dlatego właśnie zwracamy się do Was z prośbą o wsparcie finansowe, które przyjmiemy z ogromną wdzięcznością.  My stawiamy Janka do pionu, a Ty? #PostawnaJanka Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową

57 705,00 zł ( 45,2% )
Brakuje: 69 955,00 zł
Beata Kornas
Beata Kornas , 43 lata

Gdyby nie nasza 10-letnia córka, Beaty mogłoby z nami już nie być… POMOCY!

Beata to wspaniała osoba, pełna ciepła i optymizmu. Oddana żona, kochająca matka, na którą zawsze możemy liczyć. Na co dzień pracowała w pobliskim przedszkolu, gdzie dbała o prawidłowy rozwój i bezpieczeństwo dzieci. Ciężko nam się pogodzić z tym, co nagle spadło na naszą rodzinę… Wszystko zmieniło się 22 października. Moja żona spędzała popołudnie z naszą 10–letnią córką, ja w tym czasie byłem w pracy. Niespodziewanie otrzymałem telefon od córki, z informacją, że żona bardzo źle się poczuła. Kinga, mimo tak młodego wieku była nieocenionym wsparciem dla Beaty – zaopiekowała się nią, wezwała karetkę, zaalarmowała rodzinę. Gdyby nie ona… nawet nie chce myśleć, jak mogłoby się to skończyć. Jak zrelacjonowała mi Kinga, żonę bardzo mocno rozbolała głowa, miała wymioty. Po przyjeździe karetki okazało się, że stan jest na tyle poważny, że konieczny jest transport do szpitala.  U żony stwierdzono udar niedokrwienny mózgu. Natychmiast zostały jej podane leki trombolityczne mające za zadanie rozpuścić zakrzep, który doprowadził do ograniczenia dopływu krwi do mózgu. Początkowo wszystko wskazywało na to, że leki zadziałały i jej stan był stabilny. Byliśmy w stałym kontakcie i myśleliśmy, że najgorsze za nami. Niestety, bardzo mocno się myliliśmy…  Następnego dnia sytuacja diametralnie się zmieniła. Beata nie oddychała już samodzielnie i  zapadła decyzja o wprowadzenie jej w stan śpiączki farmakologicznej. Konieczna była operacja – lekarze musieli założyć dreny, aby odbarczyć płyn gromadzący się w mózgu. Na domiar złego doszło u niej do zakażenia gronkowcem oraz zapalenia opon mózgowych. To były dla nas wszystkich chwilę pełne grozy, o których nie chcemy już pamiętać… To cud, że Beata przeżyła i jest dalej wśród nas!  W tym momencie najgorsze mamy za sobą. Beata przebywała 11 dni w stanie śpiączki. Dziś bardzo powoli odzyskuje siły. W dalszym ciągu znajduje się na OIOMie, jednak jest nadzieja, że już wkrótce zmienimy oddział na neurologiczny. Rurka tracheotomijna, PEG, niedowład prawostronny, do tego mocne osłabienie z powodu antybiotykoterapii – to wszystko, z czym obecnie zmaga się moja żona. Jest niezwykle dzielna i ma ogromną wolę walki. Wie, że jesteśmy w tym razem i wspólnymi siłami przejdziemy przez jej chorobę.  Już teraz rozpoczęliśmy rehabilitację. Staramy się, aby Beata dwa, trzy razy tygodniowo ćwiczyła z fizjoterapeutką. Wierzymy, że to zaprocentuje, kiedy w końcu wyjdzie ze szpitala i będzie mogła rozpocząć fizjoterapię w profesjonalnym ośrodku. To jest nasz główny cel i  na tym  koncentrujemy wszystkie siły.  Ku naszej rozpaczy koszt takiego miesięcznego turnusu znacznie przekracza nasze możliwości finansowe… Dlatego zwracam się do Was z ogromną prośbą o pomoc. Każda, nawet najmniejsza wpłata przybliża Beatkę do powrotu do sprawności.  Moja żona ma jedno marzenie. Uwielbia góry, zawsze kiedy miała wolny czas, wybierała się na górskie wycieczki. Jeszcze przed tym wszystkim, co nas spotkało, obiecała córce, że w przyszłym roku wejdą na Babią Górę. Wiemy, że to nie jedyny szczyt, jaki uda nam się wspólnie osiągnąć. Wierzymy, że wspólny wysiłek sprawi, że Beata zrealizuje swoje marzenie! Mąż Bogusław

90 226,00 zł ( 45,17% )
Brakuje: 109 498,00 zł
Antoni Sobecki
Pilne!
Antoni Sobecki , 4 latka

RATUNKU❗️Straszne wiadomości z OIOMu – Antoś walczy o życie!

Gdy usłyszeliśmy diagnozę na badaniach prenatalnych, maleńki Antoś był jeszcze w brzuchu. ,,Wasz synek ma wadę serca, jest to najcięższa ze wszystkich wad, ma połowę serduszka - to HLHS..." Zawalił nam się cały świat. Jeździliśmy do różnych specjalistów w całym kraju, by szukać ratunku. Wszyscy potwierdzali brutalną diagnozę, a my z każdą kolejną wizytą baliśmy się coraz bardziej… To wtedy rozpoczął się nasz koszmar i niekończąca się walka o życie naszego synka.  Antoś w 7 dobie życia przeszedł pierwszą operację. Powiedziano nam, że bez niej Antoś umrze. Nie da się opisać słowami, co czują rodzice, którzy patrzą na swoje kilkudniowe dziecko z myślą, że to mogę być jego ostatnie chwile. Niestety, operacja nie powiodła się ze względu na stan zdrowia synka. Lekarze mogli tylko założyć bandingi na tętnice płucne, a mimo tego i tak doszło do komplikacji - Antoś jednej doby był otwierany 3 razy i doszło do krwotoku. Synek leżał zaintubowany prawie 2 tygodnie i walczył o każdą minutę, każdą godzinę, każdy dzień.  Przed Bożym Narodzeniem Antoś ponownie pojechał na blok operacyjny. Był bardzo wycieńczony poprzednią operacją. Jego serduszko mogło się zatrzymać w każdym momencie. Po operacji leżał z otwartą klatką piersiową przez 8 dni. Lekarze bali się, że jej zamknięcie po operacji go zabije!. Był to najgorszy czas w naszym życiu. Byliśmy setki kilometrów od domu, gdzie czekała na Antosia jego siostrzyczka, która jeszcze go nie widziała… Gdy, po około 3 tygodniach, synek został przewieziony na oddział kardiochirurgi, byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Mogliśmy w końcu go dotknąć, tulić, całować i cały czas z nim być. Wiedzieliśmy, że dzieli nas tylko krok od wyjścia ze szpitala.  Domem niestety nie cieszyliśmy się długo. Po miesiącu, przy kontrolnej wizycie u kardiologa znowu usłyszeliśmy miażdżące słowa - ,,Syn musi przejść natychmiast kolejną operację - operacje Glenna - to jest jedyne wyjście, aby go ratować" Z wizyty kontrolnej do domu już nie wróciliśmy. Antoś został przyjęty na oddział intensywnej opieki kardiologicznej. Jego serce było w krytycznym stanie. Musiał przejść natychmiast cewnikowanie, balonowanie aorty i tętnicy płucnej. Tylko tak mógł dożyć kolejnej operacji.  30 marca, Antoś znów wylądował na stole operacyjnym. Przeprowadzono operację Glena, która miała zapewnić, że słabe serduszko nie będzie traciło sił z każdym uderzeniem. Czekanie przed blokiem operacyjnym to coś, co już znamy, ale każda kolejna wizyta przeraża bardziej. Moment wybudzenia i kolejne informacje lekarzy, że nie wszystko przebiegło zgodnie z planem, a nasz mały bohater musi nabierać sił, by niebawem znów stanąć do walki.  Okazało się, że w trakcie zabiegu doszło do zwężenia aorty, przez to Antoś nie był w stanie sam oddychać i jego stan pogarszał się z godziny na godzinę. Lekarze bali się kolejnego zabiegu, ale nie było innego wyjścia. Synek znowu pokazał swoją siłę i determinację, a po 5 miesiącach walki mogliśmy pojechać do domu na dłużej.  Spędziliśmy razem piękne lato w domu. Niestety, po wakacjach nadszedł kolejny cios - ,,Musimy ratować jego tętnice płucne, bo ma krytyczne zwężenie". Była to już piąta operacja. Każda odbywała się w głębokiej hipotermii z zatrzymaniem krążenia, co było bardzo obciążające dla jego już i tak chorej połowy serduszka. Wtedy synek nie miał nawet roku. Kiedy odprowadzaliśmy malutkiego na blok, nie mogliśmy złapać oddechu, a łzy zalewały nam twarze. Mieliśmy już dosyć niesprawiedliwości. Modliliśmy się do Boga o życie i zdrowie synka. Chcieliśmy, aby Antoś, przestał w końcu cierpieć i mógł cieszyć się dzieciństwem jak inne dzieci.  Jesteśmy przerażeni, bo małe serce wciąż nie bije prawidłowo! Dźwięk szpitalnych maszyn znamy lepiej niż tykanie zegara. Błagamy, bo bez Was to się nie uda. Błagamy, bo wiemy, że z Waszą pomocą Antoś przezwycięży trudności i tym razem. Kochamy go bezgranicznie i bezwarunkowo. Nigdy się nie poddamy i będziemy walczyć o niego do ostatniego oddechu. Nigdy nie przestaniemy wierzyć, że przyjdzie dla nas czas spokoju. Kochani, pomóżcie nam zawalczyć o życie naszego synka.  Zrozpaczeni Rodzice *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. ➤ Walkę Antka możesz obserwować także na Facebook'u ➤ Wspieraj poprzez licytacje na Facebook'u

384 458,00 zł ( 45,17% )
Brakuje: 466 605,00 zł
Krzysztof Stępowski
10 dni do końca
Krzysztof Stępowski , 66 lat

Panu Krzysztofowi amputowano obie nogi❗️Potrzebna pomoc, by dobre życie mogło trwać!

Trzy lata temu utraciłem obie nogi. Zabrała mi je podstępna choroba - miażdżyca. Udało mi się ocalić życie, ale straciłem sprawność... Zostałem więźniem we własnym domu. Potrzebuję Twojej pomocy... Wiem, że już nigdy nie uda mi się poczuć ziemi pod nogami, wiem, że amputacja jest nieodwracalna, ale to nie znaczy, że zamknę się w czterech ścianach, czekając na to co nieuchronne... Przez 15 lat wykonywałem pracę, która kochałem. Byłem traktorzystą i kombajnistą. Tęsknię za warkotem maszyny, za widokiem przestworzy, rozpościerającym się przed oczami, za poczuciem wolności... Choroba, a później amputacja oznaczała dla mnie wyrok. Odebrała mi możliwość wykonywania swojej pracy, która dawała mi nie tylko możliwość utrzymania się, ale i wiele radości. Nie ukrywam, że często były momenty, w których odechciewało mi się żyć. Utrata nóg spowodowała, że po prostu się załamałem. Brakowało mi nadziei, że los jeszcze się do mnie uśmiechnie. Dobijało mnie, że już na zawsze będę niepełnosprawny, zdany na łaskę innych. Na szczęście miałem wokół siebie bliskich, to było dla mnie zbawienne. Dzięki mojej cudownej żonie nie zapomniałem o swojej pasji, wędkarstwie, które sprawia, że widzę sens w tak trudnej codzienności.  Nie tracę nadziei, że czeka mnie szczęśliwe życie, mimo że nie zawsze jest łatwo. Całymi dniami siedzę w domu. Tak bardzo chciałbym chociaż wyjść na balkon... Zobaczyć, co dzieje się na osiedlu, porozmawiać z sąsiadami. Niestety drzwi balkonowe są zbyt wąskie, by zmieścił się w nich wózek inwalidzki. Trzeba je wymienić, abym znów mógł korzystać z balkonu. To byłoby dla mnie jedyne okno na świat... Tak tęsknię za rozmowami, za powiewem świeżego powietrza. Wysoki próg sprawia, że nawet w słoneczne dni, jedyne, co mi pozostaje, to obserwować świat w progu balkonu... Bardzo mnie to smuci. Moim marzeniem jest też nowy elektryczny wózek inwalidzki, dzięki któremu spełniłbym swoje marzenie o samodzielności... Mógłbym znów pojechać do lekarza, na zakupy. Bardzo chciałbym wierzyć, że jeszcze wiele szczęśliwego życia przede mną. Do każdego, kto mi pomoże w tej trudnej sytuacji, kieruję ogromny uśmiech i wdzięczność... Krzysztof

9 282,00 zł ( 45,14% )
Brakuje: 11 279,00 zł
Wojciech Frąckowiak
8:15:37  do końca
Wojciech Frąckowiak , 7 lat

Było źle, jest jeszcze gorzej - stan Wojtusia się pogorszył... Proszę, pomóż!

Dziękujemy za dotychczasową pomoc, jednocześnie... Niestety znowu prosimy o wsparcie w walce z chorobą Wojtka.  Po ostatniej zbiórce udało nam się zrobić badania genetyczne oraz zakupić pionizator. Niestety Wojtek w maju 2022 roku zachorował na COVID. Po bardzo długim pobycie na OIOM i bardzo ciężkiej walce, udało mu się wyjść z tego. Jednak nie obyło się bez konsekwencji... Doszło do niewydolności oddechowej, powiększyły się uszkodzenia mózgu oraz degradacji płuc. Wojtek jest pod respiratorem 24 na dobę bez możliwości odpięcia go, choć na chwilę... Ogólnie stan się pogorszył, nasilają się napady padaczki, co też prowadzi do bardzo częstych pobytów w szpitalu. Nie takie wieści chcieliśmy tu dzisiaj przynieść ze sobą... Zwracamy się z prośbą o pomoc w uzbieraniu kwoty na specjalistyczne łóżko dla Wojtka. Potrzebne będą nam też odpowiednie ortezy. Dodatkowe wsparcie na rehabilitacje, czy dalsze leczenie... Nasza historia: Wojtusia codzienność nie wygląda tak jak u rówieśników. Wszystko przez diagnozy, które każdego dnia rujnują nasze wyobrażenie o beztroskim dzieciństwie synka, zmieniają rzeczywistość w ciągłą walkę i na każdym kroku stawiają nowe przeszkody… Wojtuś cierpi na padaczkę lekooporną z zaburzeniami świadomości i napadami ogniskowymi. Gdy wykonaliśmy badanie tomografem komputerowym, wyniki okazały się bardzo niepokojące. U synka stwierdzono wadę mózgowia, poszerzenie przestrzeni podpajęczynówki ze spłaszczeniem zakrętów kory. Do wszystkiego doszła jeszcze wada genetyczna – multiduplikacja chromosomu X i Y. Wszystko to spowodowało, że rozwój psychoruchowy Wojtusia jest znacznie opóźniony, a jednym z największych problemów jest obecnie mowa synka.  Dzięki dotychczasowemu wsparciu udało nam się zakupić pionizator, za co serdecznie dziękujemy. Chcielibyśmy też poddać synka dalszej dokładnej diagnostyce, oraz leczeniu. Chcielibyśmy zapewnić mu łóżko i sprzęt do codziennej walki o lepsze jutro!  Bardzo prosimy Was o pomoc!  Rodzice Wojtusia ➡️ Biegamy dla Wojtka ➡️ Akcja dla Wojtusia

11 995,00 zł ( 45,1% )
Brakuje: 14 601,00 zł
Tomasz Kusiak
Tomasz Kusiak , 45 lat

Nie pozwólmy, by krwotok odebrał mu wszystko❗️Razem dla Tomka❗️

Tomek to nasz przyjaciel i współpracownik. Niedawno rozpoczynał nowe życie, razem ze swoją partnerką wybudowali dom! Niestety, 14 lutego tego roku Tomek trafił do szpitala w wyniku pękniętego tętniaka w mózgu. Musiał przejść kilka operacji ratujących życie, po których komplikacją było znaczne pogorszenie wzroku i motoryki ciała. W szpitalu spędził 3 miesiące, a po tym okresie przetransportowali Tomka do ośrodka poudarowego, gdzie aktualnie przebywa i potrzebuje dalszego leczenia oraz rehabilitacji. Konsultacja okulistyczna wykazała znaczne pogorszenie wzroku, a usunięcie krwi z gałki ocznej wymaga kolejnego zabiegu. Ale koszty tych procedur sięgają 8000-10000 złotych. Rehabilitacja to 4000 zł za miesiąc, ośrodek rehabilitacyjny 10000 zł za miesiąc, a leki 800 zł za miesiąc. Przez około rok tętniak krwawił w głowie Tomka! Naturalne odpływy płynu rdzeniowo- mózgowego zostały pozatykane, dlatego też podjęto decyzję o założeniu zastawki, w której zrobił się rozległy stan zapalny. Po antybiotykoterapii podjęto decyzję o założeniu kolejnej zastawki. Niestety, tragiczne komplikacje po leczeniu sprawiły, że powstał krwiak, który wywołał lewostronny paraliż ciała. Nie wiadomo, ile to potrwa. Specjaliści mówią, że najlepiej jakby Tomek spędził w ośrodku 6 miesięcy. Ale koszty są tak ogromne, że nie wiemy, czy uda się to wszystko opłacić. Koszty spadają im na ramiona jak lawiny. Ciężko jest prosić o pomoc, ale chcemy wesprzeć Tomka w jego walce. Każda złotówka przekazana na rzecz jego rehabilitacji bardzo pomoże w powrocie do zdrowia. Jesteśmy pewni, że dobro wraca. Z całego serca dziękujemy za wsparcie i życzymy Wam właśnie tego wszystkiego dobrego.  Przyjaciele i współpracownicy

71 900,00 zł ( 45,05% )
Brakuje: 87 675,00 zł
Franciszek Witowski
Franciszek Witowski , 2 latka

Ciężki początek nie może zwiastować trudnego życia!

Synek, będąc jeszcze pod moim sercem, był bardzo spokojny. Tylko czasami wyczuwałam jego ruchy. Jednak nic nie wskazywało, że coś jest nie w porządku. Wszystkie wyniki badań były prawidłowe. Na USG też nie było widać żadnych niepokojących oznak choroby. Franio przyszedł na świat 8 marca 2022 roku poprzez cesarskie cięcie. Trochę się pośpieszył, pojawił się cztery tygodnie za wcześnie. Od początku nie było dobrze…  Stan syna był ciężki, dostał 2 punkty w skali Apgar. Po urodzeniu nie zaczął oddychać. Był niewydolny krążeniowo. Uwagę lekarzy zwróciła uogólniona wiotkość i brak odruchów. Zastosowano hipotermię leczniczą, która niestety nie przyniosła oczekiwanych efektów. Franek wydolny krążeniowo był dopiero w 8. dobie życia. Jednak do oddychania cały czas wymagał respiratora. Pojawiały się liczne infekcje i długotrwała antybiotykoterapia. Próby odłączenia od respiratora nie powiodły się.  Lekarze mówili nam, że Franek prawdopodobnie nie przeżyje, ale on walczył. Walczy cały czas, codziennie… Po czterech tygodniach przeniesiono go do Centrum Zdrowia Dziecka celem dalszej diagnostyki. Tak przeszedł kolejne badania, zabiegi, leczenie… Dzięki temu pod koniec maja udało się ustalić diagnozę - miopatia miotubularna. Jest to choroba mięśni, objawiająca się wiotkością i znacznym ich osłabieniem. Syn szybko się męczy, również oddychaniem. Jego mięśnie nie pracują tak, jak powinny. Zabieg antyrefluksowy spowodował, że nie zagrażały mu już kolejne zapalenia płuc, powodowane zachłyśnięciem. Sprawił też, że mógł zostać odłączony od respiratora! Było to ogromne szczęście! Niestety, gdy już był bardzo zmęczony, pojawił się głęboki bezdech. Był kilka razy resuscytowany. Lekarze podjęli decyzję o wyłonieniu tracheostomii.  Przez cały ten czas Franek jest rehabilitowany. Jego mięśnie odrobinę się wzmocniły. Podnosi rączki, rusza główką i uśmiecha się! Na początku sierpnia, po pięciu ciężkich miesiącach ciągłej hospitalizacji, wreszcie mogliśmy zabrać go do domu! To był bardzo szczęśliwy dzień. Jest podłączony do respiratora, ale w domu, wśród bliskich. W końcu mógł poznać starszą siostrę. Teraz przed nami mnóstwo pracy. Franek musi dużo ćwiczyć, rehabilitować się. Chcemy, by był silniejszy i sprawniejszy. Aby mógł szerzej się uśmiechać. Z wiekiem, będzie potrzebował nowych sprzętów, które wspomogą jego codzienne funkcjonowanie. Dlatego bardzo prosimy Was o pomoc. Jesteśmy pewni, że Franio będzie walczył dalej, aby każdy postęp i uśmiech dalej mógł cieszyć nasze serca! Rodzice   *Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.

33 516,00 zł ( 45% )
Brakuje: 40 953,00 zł