Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Amelka Ryłka
Amelka Ryłka , 5 lat

Choroba boleśnie ją doświadcza, ale Amelka walczy o lepsze jutro... Pomocy!

Prawie osiem miliardów ludzi na świecie, wśród nich tylko dwoje tak wyjątkowych dzieci. Jedno z nich moje. Zazwyczaj taka wiadomość wywołuje dumę i euforię. U mnie wywołała strach, przerażenie i morze wylanych łez, bo wyjątkowość mojego dziecka polega na tym, że jest poważnie chora. A dolegliwości trudne i zagadkowe w dużej mierze definiują naszą codzienność.  Nie miałam tego przywileju cieszyć się spokojną, bezpieczną ciążą. Kiedy usłyszałam, że Amelka przeszła w moim brzuchu wylew, który spowodował uszkodzenie mózgu, byłam przerażona. Nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Wciąż zadawałam sobie pytanie, czy można byłoby tego uniknąć, czy mogłabym zrobić coś, by ją przed tym ratować. Niestety, w naszym przypadku choroba okazała się niezwykle brutalna… Przyjście Amelki na świat obnażyło tragiczne konsekwencje, z którymi będziemy się zmagać właściwie już przez resztę jej życia…  Amelka zamiast czułych, bezpiecznych ramion mamy dostała pakiet badań. To one pokazały, z czym będziemy się mierzyć. Zdiagnozowano małogłowie wtórne, oczopląs, problemy ze wzrokiem i padaczkę lekooporną. Choroby, na które nie istnieje gotowe lekarstwo. Dolegliwości, które wpływają na dalszy rozwój, na całą przyszłość. Dla mnie brzmiało to przerażająco. Radość narodzin została brutalnie przysłonięta przez informacje przekazane przez lekarzy.  Choroba Amelki nauczyła mnie, że w życiu niczego nie można być pewnym, a każdy najmniejszy krok wymaga czasem ogromnego zaangażowania i jeszcze więcej ciężkiej pracy. Niestety, same niewiele możemy, bo do walki o sprawność, samodzielność i przyszłość Amelki potrzebujemy wsparcia wykwalifikowanych specjalistów. Tylko regularnie prowadzona rehabilitacja może nam pomóc, ale ta wymaga ogromnych środków, od których właściwie uzależniona jest przyszłość mojej córeczki. Ja wiem, że nie mogę się poddać, ale w tej batalii nie chcę i nie mogę zostać sama.  Chcę w przyszłości powiedzieć Amelce: “Kochanie, zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by dać ci tę szansę”. Mam świadomość, że nie możemy zmarnować tego potencjału, ale codzienność wciąż stawia przed nami nowe wyzwania.  Twoje wsparcie jest dla nas na wagę sprawności i samodzielności mojej córeczki. Właściwie, w tym momencie nawet nie mogę marzyć o niczym innym - dla nas zdrowie lub jego namiastka to najlepszy, najbardziej wartościowy prezent, jaki możemy otrzymać. Dlaczego wspólny? Bo dla mnie, jej mamy, nie ma lepszej wiadomości niż poprawa zdrowia, nie ma lepszego widoku niż uśmiech na jej pięknej, zatroskanej buźce. Proszę tylko o szansę

11 224,00 zł ( 47,22% )
Brakuje: 12 542,00 zł
Marcel Dymek
Marcel Dymek , 5 lat

Mały wojownik z onkologii potrzebuje pomocy❗️Uratuj Marcelka!

Jak każda mama wymarzyłam dla swojego synka piękne życie. Kiedy się urodził, chciałam dla niego tylko jednego - żeby był zdrowy i szczęśliwy. Nie sądziłam, że moje życzenie się nie spełni, bo w wieku zaledwie 2 lat Marcel zachoruje na neuroblastomę - jeden z najbardziej śmiertelnych i groźnych nowotworów dziecięcych... Że odtąd zacznie się dramatyczna walka o jego życie i zdrowie. 2020 - rok, o którym świat chciałby zapomnieć, dla nas okazał się początkiem koszmaru. Marcel miał powiększony brzuszek. Lekarze na początku myśleli, że to po prostu przepuklina... Prawda okazała się jednak inna. Ten dzień, ten moment, w którym dowiedziałam się, co jest Marcelowi, do dziś śni mi się w koszmarach. Moje dziecko umierało... Gdybyśmy nie trafili do szpitala, synka już by prawdopodobnie dzisiaj nie było. Guz miał aż 18 cm i wchodził w rdzeń kręgowy. Lekarze byli w szoku, że Marcelek był jeszcze w stanie chodzić. Kolejne badania wykryły przerzuty do śródpiersia tylnego i kości. Szpik był zajęty aż w 64%! Trafiliśmy na oddział onkologii, gdzie zaczęło się nowe, zupełnie inne życie. Pełne przeszywającego strachu, bólu i wylewanych łez. Po zrobieniu wszystkich szczegółowych badań wyszło na jaw, że Marcelek choruje na nowotwór złośliwy – Neuroblastomę IV stopnia! Rozpoczęliśmy chemioterapię. Synek wylądował na OIOM-ie, 3 miesiące przebywał w śpiączce farmakologicznej ze względu na niewydolność nerkową i oddechową. W międzyczasie przeszedł też COVID... Niewiele pamiętam z tego okresu. Na onkologii widziałam umierające dzieci. Mój syn był jednym z nich. Dni zlewały się w jedno... Zaczynane i kończone tylko jednym - modlitwą, by Marcel żył. Stan Marcelka był tak ciężki, że lekarze kazali nam się przygotować na najgorsze, nie dawali żadnych szans... Synek miał jednak wolę życia, walczył z chorobą. Niestety, ta zaatakowała ponownie. Mimo leczenia doszło do wznowy... Wtedy zdecydowaliśmy się kontynuować leczenie w szpitalu w Barcelonie, gdzie ratuje się dzieci z najcięższymi przypadkami neuroblastomy. Opowiedzieliśmy o historii Marcelka całemu światu, poprosiliśmy o pomoc... Dzięki Waszym dobrym sercom Marcel rozpoczął leczenie. Po miesiącach ciężkiego leczenia Marcel dziś jest z nami, żyje, jesteśmy w upragnionej remisji. Obecnie synek jest w trakcie podawania kolejnych dawek szczepionki przeciwko wznowie neuroblastomy. To leczenie dostępne tylko do USA, dlatego regularnie tam latamy. Niestety, chemia i inne metody bardzo ciężkiego leczenia onkologicznego, śpiączka, operacje zostawiły na Marcelku ogromne piętno. Synek ma tylko jedną nerkę. Ma nadciśnienie i musi brać regularnie leki, aby je obniżyć. Chciałby żyć jak zdrowe dziecko, chodzić do przedszkola... Niestety, ze względu na praktycznie zerową odporność jest tam tylko gościem, bo szybko łapie infekcje. Kiedy Marcel był w śpiączce, doszło do zaniku mięśni w nóżkach. Są też skrzywione do środka, bez leczenia i kolejnej walki synek nie będzie normalnie chodził. Każdy pobyt w szpitalu jest dla Marcelka traumą... Bardzo się wtedy denerwuje, ciśnienie skacze go góry i musimy zostawać w szpitalu na obserwację. W styczniu tego roku, gdy polecieliśmy tylko na badania kontrolne, skończyło się pobytem na OIOM-ie... Marcelek musiał być intubowany z powodu wysokiego ciśnienia, to były dla nas dramatyczne chwile. Nasz rachunek za leczenie wzrósł drastycznie... W dodatku po każdej narkozie nerka Marcela nie pracuje tak, jak powinna. Jesteśmy pod ciągłą kontrolą specjalistów... Bardzo się martwimy, synek ma tylko jedną nerkę, która nie może przestać działać! Niestety, od 2024 ceny leków, wizyt u specjalistów i rehabilitantów poszły do góry, zarówno w Polsce, jak i w Hiszpanii i USA... Nie mieliśmy też w planach tego, że po raz kolejny Marcel odwiedzi szpitalne mury. Środki na naszym subkoncie topnieją, a przed nami jeszcze 3 dawki szczepionki w NY i lata badań kontrolnych w Barcelonie... Jeśli znów dojdzie do powikłań, nie będziemy mieli jak pomóc synkowi. Ciągle żyjemy też w strachu przed kolejnym atakiem nowotworu... Kochani, proszę, pomóżcie nam zebrać środki na dalsze leczenie Marcelka. Muszę prosić kolejny raz wszystkich dobrych ludzi o wsparcie finansowe. Na ogół Marcel jest pełen energii chłopcem. Zawsze uśmiechniętym, mimo traumy, cierpienia i choroby, jaka go spotkała. Tak bardzo chciałabym, żeby wygrał tę walkę, żebyśmy raz na zawsze mogli zapomnieć o raku... Za każde wsparcie będę bardzo wdzięczna.

125 372,00 zł ( 47,13% )
Brakuje: 140 586,00 zł
Klara Hepnar
Klara Hepnar , 8 lat

Gdy miała 8 tygodni – rozegrał się prawdziwy dramat, który trwa do dziś 🚨 Potrzebna pomoc❗️

Córeczka urodziła się zdrowa. Dramat rozpoczął się, gdy Klara skończyła 8 tygodni. Właśnie wtedy, zupełnie bez powodu, doszło do zatrzymania akcji serca… Klara przez 10 minut nie oddychała, przez co doszło do niedotlenienia. W efekcie córeczka cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Jest w stanie minimalnej świadomości. Choruje też na padaczkę lekooporną, Zespół Fanconiego, przewlekle zapalenie trzustki, astmę.  Był taki czas, gdy Klara przeżywała ataki padaczki, które trwały ciągiem 4 dni. Na szczęście ciężką pracą i rehabilitacją udało nam się ją wyprowadzić z tego stanu. Niestety ataki, choć nie tak poważne, występują do tej pory. Klara nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować – choćby ruszyć palcem. Wymaga opieki i wsparcia w każdej, nawet najbardziej podstawowej czynności. Córeczka nie mruga oczami, nie przełyka śliny… Jest pod opieką terapeutów, którzy starają się robić wszystko, by jej stan się nie pogarszał. Jest karmiona przez sondę, oddycha przez rurkę tracheostomijną. Nasza codzienność jest bardzo trudna. Kocham córeczkę ponad wszystko, ale wiem, że sama nie będę w stanie zapewnić jej odpowiedniej rehabilitacji i opieki. Moja miłość nie zdołała uchronić jej przed tym ogromnym cierpieniem… Codzienna rehabilitacja oraz potrzebny sprzęt są bardzo kosztowne. To bardzo mocno obciąża mój budżet i wykracza poza moje możliwości finansowe. Bardzo proszę o wsparcie. Wasza pomoc będzie dla nas na wagę złota. Tylko dzięki Tobie ta nadzieja nie zgaśnie… Mama Klary

40 088,00 zł ( 47,1% )
Brakuje: 45 019,00 zł
Maja Krzyżek
Maja Krzyżek , 20 lat

Błagam cię córeczko – wróć do mnie!

Ta historia rozpoczyna się 19 lipca 2019. Środek wakacji, dobra pogoda i podróż samochodem, która kończy się bardzo nieszczęśliwie. Nikt nie chce dostać takiego telefonu, jaki wtedy otrzymałam – z informacją, że najbliższa mi osoba miała wypadek. Straszny wypadek Moja córka, wówczas 15-letnia Majeczka jechała samochodem jako pasażer. Niestety auto wylądowało na drzewie, wypadek był tak poważny, że drugi pasażer pojazdu zmarł, a Maja z bardzo poważnymi obrażeniami została przewieziona do szpitala. Cudem przeżyła. Już po fakcie lekarze twierdzili, że Maja przeżyła cudem, bo po pierwsze została bardzo szybko dowieziona do szpitala dzięki transportowi helikopterem, a po drugie – że dotarła do szpitala żywa. Jej stan był tak poważny, że nie dawano jej wielkich szans. Bardzo groźne urazy Moja córeczka doznała urazu wielomiejscowego, bardzo ciężkiego urazu czaszkowo-mózgowego, licznych złamań kości czaszki, oczodołów, strzaskane były płaty czołowe mózgu, lekarze stwierdzili stłuczenia krwotoczne mózgu i cechy obrzęku mózgu. Maja była konsultowana i leczona przez lekarzy różnych specjalności – neurologa, neurochirurga, chirurga szczękowego, laryngologa. W czasie 2 miesięcy po wypadku przebywała na siedmiu różnych oddziałach szpitala. Miała 3 operacje – w tym plastyki opony twardej. Lekarze robili wszystko co w ich mocy, żeby uratować życie Majeczki i… udało się! Za co jestem im cały czas przeogromnie wdzięczna. Majeczka zaczęła dochodzić do siebie, kiedy we wrześniu doszło do stanu zapalnego i ropnia okolicy zatoki sitowej, co wymagało zabiegu chirurgicznego. Po tym córka już nie była taka sama. Kontakt z nią urwał się – była przytomna, ale przestała reagować. Dopiero 5 miesięcy później, po pracy z logopedą, komunikacja z Majeczką – bardzo powoli – ale zaczęła wracać. Teraz mamy opracowany prosty kod – całus oznacza TAK, kwaśna mina NIE, inne miny oznaczają NIE WIEM itd. Poza tym Maja – jak to nastolatka – jasno pokazuje swoje fochy. 10 miesięcy poza domem Nasza gehenna trwała prawie rok. Majeczka do domu wróciła dopiero pod koniec maja 2020 roku – po 10 miesiącach! Do grudnia 2019 przebywała w szpitalach, w grudniu rozpoczęła rehabilitację w klinikach rehabilitacyjnych. Jednak przez większość tego czasu z moją córką nie było kontaktu albo był on bardzo ograniczony. Dopiero w ostatnich miesiącach rehabilitacja, a także pionizator przynoszą efekty. Postępy następują bardzo powoli, ale są widoczne. Razem z całą rodziną robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby Maja wróciła do siebie i była taka jak kiedyś. Wszystko jest możliwe! Poza tym widać, że dotychczasowa zabiegi fizjoterapeutyczne działają. Mam nadzieję, że wszystko wróci jeszcze do normalności. Czego potrzebuje Maja? Dwie sprawy są obecnie dla nas najważniejsze. Po pierwsze rehabilitacja. Zabiegi, których potrzebuje moja córeczka trzeba wykonywać codziennie. Miesiąc w miesiąc. W związku z tym koszty rehabilitacji są ogromne i wynoszą od kilku do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Tak wyglądają nasze dotychczasowe doświadczenia, ponieważ od grudnia do maja za pobyt w klinikach rehabilitacyjnych musieliśmy płacić właśnie tak duże kwoty. A po drugie chcemy poprawić komunikację i wykorzystać inny sposób do uruchomienia i ćwiczenia umysłu mojej córki. Majeczka jest po próbnych konsultacjach mających na celu przetestowanie tzw. cyber oka. Bardzo ładnie pracowała przez 2 godziny z tym urządzeniem. Cyber oko to nie jest tylko narzędzie do komunikacji (ekran bezdotykowy), ale także można na nim wykonywać mnóstwo ćwiczeń neurologopedycznych. Rozpoznawanie dźwięków, ćwiczenia z kolorami itp. Takich funkcji i różnych zadań jest mnóstwo. Dlatego chcemy zakupić cyber oko dla mojej córeczki. Koszt też ogromny – 26 000 zł. Poza tym, Maja będzie miała jeszcze dodatkowy rodzaj stymulacji neurologopedycznej tzw. biofeedback oraz zajęcia z hipoterapii, które podobno przynoszą znakomite efekty. Tak jak mówiłam – robimy wszystko, co możliwe. Proszę o pomoc dla mojej córeczki Dlatego prosimy Ciebie o pomoc. Pomóż nam w walce o zdrowie mojej córeczki. Majeczka ma dopiero 16 lat. Całe życie przed nią. Jestem pewna, że jest stanie normalnie funkcjonować i wrócić do pełnego zdrowia. Każda złotówka jest dla nas bezcenna. A ja nie poddam się nigdy, tak jak nie poddaje się moja córka. Zresztą córka jest urodzoną wojowniczką. Przed wypadkiem spełniła swoje wielkie marzenie i dostała się do liceum wojskowego, do którego miała uczęszczać od września. Wierzę także, że Maja zagra nam jeszcze i zaśpiewa. Moje dziecko jest uzdolnione muzycznie – Majeczka ukończyła I stopień szkoły muzycznej w klasie skrzypiec, gra także na gitarze. Dzięki Twojej pomocy Majeczka będzie miała szansę na normalne życie… za co już teraz dziękuję. Ola Krzyżek, mama Mai

52 823,00 zł ( 47,06% )
Brakuje: 59 411,00 zł
Natalia Gołąb
Natalia Gołąb , 28 lat

Natalia straciła mamę... Jej walka o sprawność musi trwać. Pomóż!

To dla mnie przykre i jednocześnie wstydliwe, że muszę zwrócić się do Państwa o wsparcie finansowe na leczenie i rehabilitację mojej córki Natalii. Bardzo długo wahałam się, bo przecież tyle jest chorych dzieci… Jednak prawda jest taka, że nie mam innego wyjścia. Za każdą pomoc będę z serca wdzięczna.  Nie tak miało być. Los zafundował Natalii inną drogę, nie taką, jak sobie wymarzyła. Mimo przeciwności losu nie poddaje się i walczy z całych sił o swoje zdrowie. A walka trwa właściwie od jej urodzenia. Moja córeczka dźwiga na swoich plecach bagaż pełen bólu i cierpienia. W czasie swojego krótkiego życia przeszła już 9 operacji i nie wiemy, ile jeszcze przed nami.  Natalia choruje na dziecięce porażenie mózgowe i wodogłowie wrodzone spowodowane wylewem do centralnego układu nerwowego, którego doznała wkrótce po narodzinach. Dlatego wstawiono jej zastawkę, dzięki której żyje i może funkcjonować w społeczeństwie. W 2004 roku miała wymianę zastawki z powodu dysfunkcji. Nikt nie spodziewał się, co nas czeka i jaka tragedia nas spotka. Operacja zakończyła się bardzo poważnymi powikłaniami. W czasie zabiegu pękło naczynie, utworzył się krwiak na mózgu i nastąpił udar krwotoczny, zalewający prawą półkulę mózgu... Nastąpił niedowład połowiczny lewostronny (paraliż). Natalia całkowicie straciła mowę, która do dziś nie powróciła. Ma kłopoty z połykaniem, trudności z jedzeniem, nastąpił ślinotok. Choruje również na padaczkę. Natalia potrzebuje stałej i fachowej rehabilitacji. Niestety to, co oferuje NFZ, jest niewystarczające - terminy są odległe w czasie, jest mało godzin. Prywatna rehabilitacja to jednak bardzo duże koszty, ale nie możemy pozwolić sobie na przerwę, bo to będzie miało tragiczne skutki.  Moja córka jest ciekawą świata, pełną energii dziewczyną. Wie, że nie jest w pełni zdrową osobą, dlatego ja jako matka robię wszystko, co w mojej mocy, by była silniejsza i sprawniejsza. Pobyt w takich ośrodkach terapeutycznych bardzo korzystnie wpływ na jej stan zdrowia - zarówno fizyczny, jak i psychiczny Dodaje jej wiary i chęci do dalszej pracy nad sobą oraz walki z ludzkimi słabościami. Natalia ma duże szanse, by być samodzielna, ale warunkiem jest pobyt w tych ośrodkach. Niestety, dużą barierą w walce o zdrowie są dla niej pieniądze. Nie stać nas na pokrycie jednego turnusu (koszt takiego turnusu to blisko 7 tysięcy zł). Powinna korzystać z takiego turnusu od 5 do 6 razy w roku... Ja, jako matka, robię wszystko, by pomóc mojemu dziecku. Jestem matką, która nie może być chora, nie może zawieźć, nie może odejść, zaniedbać i porzucić…  Doświadczam razem z Natalką wszystkie krzywdy, jakie zsyła na nią los. Jestem przy niej i zrobię wszystko, by nie poczuła się gorsza z powodu swojej niepełnosprawności. Gdyby tylko miłość mogła ją uleczyć, niestety takiego cudu nie ma... Nie jestem w stanie sprostać wszystkim potrzebom związanym z leczeniem i rehabilitacją. Dlatego sytuacja, w jakiej się znalazłam, motywuje mnie i zmusza, abym zwróciła się do Państwa o pomoc dla mojej córki. Tak jak potrafię, robię wszystko, by pomóc mojemu dziecku i zapewnić jej jak najlepsze warunki, aby pokonać tę chorobę. Chciałabym jej pomóc, ale jest mi coraz trudniej, gdyż ja również jestem obciążona takimi chorobami jak: nadciśnienie tętnicze, zmiany zwyrodnieniowe stawów i kręgosłupa oraz cukrzyca typu 2. Trudno mi prosić o pieniądze, wiedząc, że każdy ma swoje problemy, troski i smutki, ale to dzięki Wam moja córka może powrócić do całkowitej samodzielności. Jedyne, co mi pozostało, to prosić o pomoc w zdobywaniu środków na jej leczenie i rehabilitację.  Za każdy okazany gest z całego serca dziękuję, Barbara Gołąb

31 279,00 zł ( 47,04% )
Brakuje: 35 211,00 zł
Kubuś Żelechowski
Kubuś Żelechowski , 6 lat

Powiedziano mi, że mózg mojego synka umiera... Dla Kubusia jednak jest szansa!

Dowiedziałam się, że mózg mojego synka będzie stopniowo umierał, gdy tuliłam go w ramionach niedługo po jego narodzinach. To był szok, jakby ktoś mi wyrwał serce… Patrzyłam na Kubusia i nie mogłam uwierzyć, jak straszna przyszłość go czeka, choć nikt nie umiał powiedzieć, co będzie dalej. Wszyscy jednak wiedzieli, że będzie coraz gorzej… Dzięki wsparciu setek osób o wielkich sercach po latach rozpaczy pojawiła się nadzieja - wyjechaliśmy z synkiem do Bangkoku na przeszczep komórek macierzystych. To była szansa, na którą czekaliśmy. Już widać pierwsze efekty terapii - poprawił się wzrok, zmniejszyło napięcie, Kubuś jest bardziej komunikatywny. Radość trudna do opisania! Właśnie dlatego tak bardzo pragnę, by mój synek mógł ponownie wrócić do Bangkoku na kolejne podania, które pozwolą mu osiągnąć jeszcze więcej! Jednak znowu pojawia się bariera finansowa, dlatego z całego serca proszę - poznaj historię Kubusia i jeśli tylko możesz - pomoż.  Rozmiękanie istoty białej mózgu i niedokrwienie mózgu — diagnoza, która usłyszałam po urodzeniu Kubusia, wywróciła świat do góry nogami. Przecież miałam go w ramionach, wyglądał tak pięknie, zdrowo! Jednak nie oszukam rzeczywistości. Ciężkie niedotlenienie i choroba, która jest tego skutkiem, już na zawsze będzie z nami... W pierwszych chwilach życia lekarze postawili Kubusiowi straszną diagnozę. Kiedy patrzyłam na mojego malutkiego synka, nic nie wskazywało, że coś jest nie tak... Słowa lekarzy nie były jednak pomyłką, choć bardzo się o to modliłam. Wiedziałam, że nie mogę się załamać, że muszę walczyć o moje dziecko. Nic innego mi nie pozostało… Kubuś skończył dwa latka. Widać, że różni się od innych dzieci, że choroba postępuje. W 8 miesiącu życia pojawiła się epilepsja, a ostateczna diagnoza lekarzy brzmi: Mózgowe Porażenie Dziecięce — zespół dyskinetyczny. Walczymy intensywną rehabilitacją, która dotąd była jedynym sposobem. Teraz pojawiła się kolejna, którą tak bardzo chcemy wykorzystać! Żaden lekarz nie jest w stanie powiedzieć, jakie będą konsekwencje tej strasznej diagnozy. Od początku walczę o to, by Kubuś miał szansę na samodzielność w przyszłości. Długa, intensywna i systematyczna rehabilitacja jest niezbędna. Głównie prywatna, bo ta refundowana to zdecydowanie za mało…  Gdy wydawało się, że nie ma ratunku, na nasze drodze pojawiła się nowa nadzieja — terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku! Dzięki Wam się udało, pojechaliśmy tam pierwszy raz, a Kubuś zrobił ogromne postępy! Celem mojego życia jest to, by synek był szczęśliwy i jak najbardziej sprawny. To jednak kosztuje fortunę… Pewne jest jedno — musimy robić wszystko, by stale pobudzać jego mózg do pracy. Tutaj zbawienne okazały się komórki macierzyste, które są w stanie odbudować struktury mózgu, zatrzymać chorobę lub nawet cofnąć niektóre jej skutki, o czym już się przekonaliśmy! Terapia w Bangkoku różni się od tej w Polsce — podawane tam komórki nie są zamrożone, są natomiast aplikowane w o wiele większych dawkach i mniejszych odstępach czasowych. Do tego intensywna rehabilitacja, która utrwala efekty. Dzieciństwo Kubusia różni się od tego, które mają zdrowe dzieci. Ciężkie, często bolesne ćwiczenia, czasem łzy i ciągła niepewność przyszłości… Mimo tych wszystkich kłopotów Kubuś jest uśmiechniętym, pogodnym i ślicznym dzieckiem. Gdy ktoś na niego zerknie przez chwilę, nawet nie zauważy, że jest tak bardzo źle. Może los okaże się dla nas łaskawy i Kubuś w przyszłości choć troszkę samodzielny… Gdy na początku zrozpaczona pytałam lekarki, co mam teraz zrobić, odpowiedziała: wszystko, co jest możliwe. Dlatego staram się, jak mogę, by Kubuś wykorzystał wszystkie dostępne możliwości, by zatrzymać chorobę. Sama jednak wiele nie zdziałam, bo wszystko kosztuje. Dziś proszę Cię o pomoc dla mojego synka, wierząc, że w przyszłości sam będzie umiał za wszystko podziękować.  Sandra, mama Kubusia ________________ ➡️ Licytując, możesz pomóc Kubusiowi: Licytacje dla Kubusia Żelusia

87 053,00 zł ( 47,04% )
Brakuje: 97 997,00 zł
Sylwia Bentkowska
Sylwia Bentkowska , 27 lat

Nie wiem, ile jeszcze życia mi zostało... Jestem jak pudełko czekoladek, a każda czekoladka to inna choroba...

Mogłabym opisać siebie jako pudełko z czekoladkami. Każda czekoladka to moja inna choroba. Mogłabym też powiedzieć, że przeżyłam już wszystko, ale nie wiem, co mnie spotka jutro. Niestety nikt tego nie wie. Każdy dzień to wyzwanie i czekanie co dziś się wydarzy. Mogłabym także powiedzieć, że już się nie boję, ale to by nie było prawdą. Boję się, bo wiem, że życie ze mną jeszcze nie skończyło, boję się każdego dnia... Mam 24 lata i choruję na mukowiscydozę i cukrzycę. 7 listopada 2018r. z powodu choroby, która wyniszczyła moje płuca, przeszłam bardzo poważną operację - przeszczep obu płuc. Mój stan był bardzo poważny, a operacja bardzo skomplikowana. Byłam w śpiączce przez tydzień, nikt nie dawał mi szans na przeżycie. Jednak ja się nie poddałam i znowu pokazałam, że to jeszcze nie czas na umieranie. Okres po operacji był bardzo ciężki - ciągła rehabilitacja, zabiegi, inhalacje. Po 2,5 miesiącach mogłam w końcu wrócić do domu, do rodziny. Niestety operacja nie wyleczyła mnie z choroby, a jedynie przedłużyła życie o kilka lat. Kiepska to perspektywa, prawda? Mało kto, mając lat dwadzieścia kilka, żyje z perspektywą, gdzie trzydziestka będzie tak wielkim "osiągnięciem". Chcę przeżyć ten czas, który mi pozostał, jak najlepiej. Operacja bardzo obciążyła mój organizm. Nasiliła się niewydolność wątroby, a także niewydolność nerek. W przyszłości czeka mnie także przeszczep wątroby. Operacja dorzuciła do mojego worka nieszczęść epizody depresji i obciążyła bardzo układ odpornościowy. Po bardzo dokładnych badaniach i biopsji szpiku kostnego okazało się, że choruję również na neutropenie - zbyt mała ilość białych krwinek w organizmie. Do końca życia muszę przyjmować bardzo drogie zastrzyki, które zwiększają ilość tych krwinek oraz być pod stałą opieką hematologa.  Walka z chorobą pochłania ogromne kwoty, a ja w moim stanie nie mam szans kiedykolwiek pójść do pracy i zarobić na to wszystko. Dlatego proszę ponownie o wsparcie, bo bardzo Was potrzebuję. Sylwia

12 000,00 zł ( 46,99% )
Brakuje: 13 532,00 zł
Maciej Gozdowski
Maciej Gozdowski , 50 lat

Najpierw straszliwa diagnoza, później tragiczny wypadek. Maciej potrzebuje pomocy!

Mój mąż od 8 lat choruje na postępujący zanik mięśni, którego mimo niezliczonej ilości konsultacji i wyczerpujących badań, wciąż nie udało się w pełni zdiagnozować. Niestety, to nie wszystkie wyzwania, jakie postawił przed nami los…  17 października Maciej wyszedł z domu, na szczepienie. Nie żegnaliśmy się, bo zaraz mieliśmy się widzieć. Niestety, kilka minut później przybiegła zaniepokojona sąsiadka z informacją, że Maciek został potrącony przez rozpędzony samochód!  Stało się to na drodze osiedlowej, na oznakowanym przejściu dla pieszych... Rozpędzony samochód wjechał w Macieja, po czym odrzucił go na odległość 20 metrów! Mąż w krytycznym stanie został przetransportowany do szpitala. Uderzenie podczas wypadku było tak silne, że życie Macieja przez najbliższe dni było zagrożone, a specjaliści robili wszystko co w ich mocy, aby go uratować.  Maciej został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną i podłączony do respiratora. Patrzyłam na niego, jak leżał w plątaninie kabli... Straszliwą pustkę i ciszę przerywały odgłosy urządzeń podtrzymujących życie. Byłam przerażona i nie potrafiłam pohamować napływających do oczu łez...  Mąż przez najbliższe godziny toczył heroiczną walkę o życie... Doznał licznych obrażeń wielonarządowych, w tym uszkodzeń głowy, miednicy i połamania nóg...  Maciej miał wiele szczęścia – przeżył. Po kilku dniach w końcu został wybudzony ze śpiączki i odłączony od respiratora. Mimo to jego stan wciąż był określany jako ciężki. Dziś z wielkim bólem i głębokimi ranami leży przykuty do łóżka, czekając na kolejne zabiegi i skomplikowane operacje.  Mąż mimo choroby i utrudnień w codziennym funkcjonowaniu nigdy się nie poddawał, był pełen życia i dzielnie walczył o swoją sprawność... Wypadek samochodowy zabrał Maciejowi wszystko — zdrowie, marzenia, samodzielność. Jedyną szansą na powrót do formy sprzed tragedii jest długa i intensywna rehabilitacja... Jestem jedynym żywicielem rodziny i niestety wydatki na leczenie już teraz znacznie przekraczają moje możliwości finansowe... Dlatego bardzo  proszę Was o pomoc. Sama sobie nie poradzę...  Żona Macieja - Agnieszka

33 484,00 zł ( 46,97% )
Brakuje: 37 793,00 zł
Michał Stępniak
Michał Stępniak , 13 lat

Wolą walki mógłby inspirować miliony❗️Nie pozwól jego światłu gasnąć❗️

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Marzenie o drugim dziecku spełniło się nieoczekiwanie, dlatego wierzę, że Michałek pojawił się w naszym życiu nie bez powodu. Poznaliśmy go w przedszkolu, gdzie chodził z naszym synem do jednej grupy. W 2018 roku, kiedy na raka zmarła jego mama, podjęliśmy decyzję i staliśmy się dla niego rodziną zastępczą.  Anię, mamę Michałka znaliśmy już wcześniej. Wiedzieliśmy, że jest w ciężkiej sytuacji, dlatego pomagaliśmy jej kiedy tylko była sposobność. Gdy mama była w szpitalu, Michaś przebywał u nas. Mieliśmy wiele okazji, by dobrze go poznać i już wtedy bardzo się z nim zżyliśmy... W grudniu tuż przed świętami dowiedzieliśmy się o śmierci Ani. Na pogrzebie okazało się, że najbliższa rodzina Michałka sama boryka się z problemami zdrowotnymi i nikt nie będzie w stanie się nim zająć…  Michałek urodził się z chorobą Fibular Hemimelią. Nie ma kości strzałkowych w obu nóżkach, prawa stopa jest krótsza i niewykształcona. Do tego cierpi na ektrodaktylię obu rączek – ma tylko po 3 palce. Na co dzień porusza się na specjalnych ortezach i mimo młodego wieku przeszedł już 10 operacji. Pojawiły się u niego również zaburzenia sensoryczne, problem z czytaniem, zapamiętywaniem długotrwałym i poważna wada wzroku – tak zwane gałki skokowe. Przez brak opieki groził mu pobyt w ośrodku opiekuńczym… Nie chcieliśmy do tego dopuścić. Zgłosiliśmy chęć pomocy, wystosowaliśmy potrzebne wnioski i już w styczniu 2019 roku mogliśmy nazwać go naszym drugim synkiem. Nie trwało długo, zanim Michaś podarował nam największy prezent i zaczął mówić na nas „mamo i tato”. Wciąż jednak borykamy się z problemami zdrowotnymi. Przez jakiś czas Michałowi ciężko było pogodzić się z niepełnosprawnością, ale staraliśmy się wychowywać go w poczuciu, że może robić wszystko tak, jak zdrowe dzieci. Po prostu będzie to robił po swojemu i nie ma w tym nic złego. Michałek wziął to sobie do serca. Obecnie pływa, gra w piłkę nożną w drużynie Amp Futboll i WKS Śląsk Wrocław, jeździ na rowerze, chodzi z nami po górach, trenuje Teakwondo, gdzie wolą walki wprawia w zdumienie nawet swojego trenera!  Jest prawdziwym wulkanem energii i „zadziorą”. Ma milion pomysłów na minutę, wszystkiego chce spróbować, nawet kiedy aktywność kosztuje go dużo siły, a nawet krwi i bólu. Wciąż brnie do przodu, powtarzając to jedno zdanie, że może robić to samo co zdrowe dzieci, po prostu na swój sposób.  Mam ochotę płakać ze szczęścia kiedy widzę, jak z uśmiechem kroczy dumnie przed siebie. Niestety, na naszej drodze pojawiają się coraz większe trudności w postaci środków na dalszą rehabilitację i ortezy, które musimy wymieniać 2 razy do roku. Rocznie to koszt prawie 60 tysięcy złotych! Wciąż nieustannie szukamy sposobu, by mu pomóc, ale wszelkie terapie odbywane są prywatnie, a co za tym idzie – są niesamowicie kosztowne.  Dlatego zwracamy się do Państwa o pomoc! Koszty rosną, ale tak samo nasza wola walki! Każde, nawet najmniejsze wsparcie pomoże nam w zapewnieniu naszemu synkowi szczęśliwej i sprawnej przyszłości. Michałek przeszedł w życiu wiele, ale nie utracił miłości i chęci do życia. Chcemy dalej walczyć o jego uśmiech! Anna, mama Michałka ➡️ Strona na Facebooku'u ➡️ Profil na Instagramie

27 986,00 zł ( 46,97% )
Brakuje: 31 589,00 zł