Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dawid Szreder
Dawid Szreder , 13 lat

„Uciekł grabarzowi z grobu” – Tragiczne komplikacje po operacji!

Operacja miała się odbyć bez większych przeszkód. Nie był to pierwszy raz Dawida. Już kilkukrotnie lekarze podawali mu narkozę. Naprawianie kręgosłupa to ciężka sprawa, ale nikt nie spodziewał się zagrożenia życia i zatrzymania akcji serca! Zaraz po operacji wszystko było w porządku. Dawid wrócił na oddział, a gdy nadchodziła noc, spokojnie usnął. Około godziny 9 dnia następnego serce nagle się zatrzymało. Ratownicy karetką na sygnale błyskawicznie przewieźli go na oddział intensywnej terapii w innym szpitalu. Zaczęła się walka o życie. Stan Dawida był tragiczny. W każdej chwili mógł umrzeć! Do tego doszło ostre zapalenie płuc i sepsa. Nie mogłam zebrać myśli. W głowie dudnił mi tylko dźwięk pędzącej karetki.  Dawid był ogromnie waleczny. Lekarze powiedzieli, że „uciekł grabarzowi z grobu”. Niestety,  przez niedotlenienie mózgu i niewydolność krążeniowo-oddechową powstały komplikacje. Ma założoną rurkę tracheostomijną i jest karmiony przez PEGa. Mózg został uszkodzony w obrębie kory mózgowej i ma niedowład 4-kończynowy, przez co jest potrzebna bardzo intensywna rehabilitacja, na którą niestety nas nie stać. Nasz syn musi być rehabilitowany 3 razy dziennie, żeby pojawiły się jakieś rezultaty.  Mimo tych wszystkich tragicznych wydarzeń codziennie widzimy uśmiech naszego syna. Dawid nie może teraz chodzić, mówić, jeść, ruszać się samodzielnie, a mimo to pozostaje pełen optymizmu. Tak bardzo pragniemy, mu pomóc. By odzyskał zdrowie sprzed operacji… Będziemy Ci wdzięczni za każde wsparcie. Rodzice Dawida ➡️ Obserwuj walkę Dawidka!

62 850,00 zł ( 49,23% )
Brakuje: 64 810,00 zł
Agata Budna
Pilne!
Agata Budna , 41 lat

Walczę o życie❗️ Proszę, pomóż mi wygrać!

Nigdy nie myślałam, że onkologia stanie się moją rzeczywistością. Nie sądziłam, że wydarzy się to teraz, kiedy jestem mamą – najważniejszą osobą w życiu mojej 6-letniej córeczki! Obowiązkiem matki jest żyć i wychowywać swoje dziecko, a ja nie wiem, co będzie ze mną za kilka miesięcy! Na zdjęciu widzicie mnie z córeczką, która będzie cierpiała najbardziej, jeśli ja przegram z tą straszną chorobą. W rękach trzymam diagnozę, która brzmi jak wyrok – nieoperacyjny rak żołądka. Staram się być dzielna dla mojej rodziny, ale serce mam rozerwane na kawałki. Nie jestem gotowa na to, by zniknąć z życia mojej rodziny. Chcę walczyć, ale ta walka kosztuje ogromne pieniądze!  Diagnoza pojawiła się niespodziewanie, nagle niszcząc spokojne życie całej naszej rodziny. Stabilne życie zmieniło się w wyścig. Każdy dzień wypełniają konsultacje, badania, złe informacje, chemia, leki. Trudno czasami wstać z łóżka, by kolejny dzień stawiać czoła tej rzeczywistości. Na rozpoczęcie pierwszej klasy prowadziłam córeczkę, ubrana w perukę. Chemia, łysa głowa, przepłakane noce to mała cena za to, że mogłabym wyzdrowieć.  Niestety, rak żołądka to bardzo trudny przeciwnik. Tak trudny, że dzisiaj, po pierwszym cyklu chemii wiem, że sama nie dam rady, nie pokonam tej choroby bez drogiego leczenia, specjalistycznych konsultacji i badań. Do tej pory czekałam na operację, która miała być początkiem drogi do zdrowia. Ostatnie badania zabrały mi tę największą nadzieję. Nowotwór nacieka na kluczowe tkanki i w obecnym kształcie nie kwalifikuje się do operacji.  Klasyczna chemia nie dała rady, potrzebne jest coś więcej, a za każdą dodatkową szansę na życie muszę zapłacić.  Mam 40 lat, cudowną córeczkę i partnera, dla których z całego serca pragnę żyć, głowę pełną marzeń, mnóstwo pasji do życia, optymizmu i samozaparcia do walki o siebie. Zawsze byłam niezwykle aktywna. Kocham sport, ruch i wszystko, co się z tym wiąże. Mimo choroby staram się żyć aktywnie i uczestniczyć w życiu mojej rodziny. Wiem, jednak że ten czas jest ograniczony, że jeśli nie stanę do walki, rak stanie się silniejszy ode mnie i przejmie kontrolę nad moim życiem. Nie mogę na to pozwolić.  Z całego serca proszę Was o wsparcie, bo dzięki Wam, darczyńcom, którzy we mnie wierzą, jestem silniejsza. To Wy sprawiacie, że nie chcę i nie mogę z siebie rezygnować. Marzę o tym, by ta straszna rzeczywistość stała się w moim życiu tylko mglistym wspomnieniem. W tej chwili toczę walkę zarówno z rakiem, jak i z czasem, bo każdy dzień może okazać się kluczowy dla mojego leczenia. Choroba nie zatrzyma się sama, dlatego w imieniu swoim i mojej rodziny, a zwłaszcza mojej córeczki, którą kocham ponad wszystko, proszę o waszą pomoc! Agata

104 359,00 zł ( 49,04% )
Brakuje: 108 406,00 zł
Zuzia Kaproń
Pilne!
Zuzia Kaproń , 15 lat

Ogromny dramat Zuzi. Tylko koszmarnie droga operacja kręgosłupa może ją uratować!

PILNE! Nie mamy chwili do stracenia. Musimy ratować kręgosłup Zuzki! W przeciwnym wypadku dojdzie do tragedii... Dzięki wsparciu wielu osób dobrej woli udało nam się w 2020 roku uzbierać ogromne środki na operację nóżek naszej Zuzi. Niestety, zbiórka trwała na tyle długo, że w tym czasie mocno pogłębiła się wada kręgosłupa, która uniemożliwiła przeprowadzenie zabiegu. Zostaliśmy postawieni pod ścianą, a ostatnią obecnie nadzieją okazuje się kosmicznie droga operacja w USA. To jedyne miejsce na świecie, gdzie mogą uratować zdrowie Zuzi. Najgorsze, że cena tego zabiegu będzie liczona w milionach złotych... Dlatego z drżącym sercem raz jeszcze prosimy o pomoc. Oto nasza historia: Zuzia od urodzenia walczy o sprawność. Przez niemal całą ciążę nie wykryto żadnych nieprawidłowości i dopiero ostatnie USG na przełomie 8. i 9. miesiąca wzbudziło alarm u lekarzy. W trybie pilnym przeprowadzono cesarkę, a później rozdzielono nas, bo Zuzia została zabrana do innego szpitala. Umierałam ze strachu o życie i zdrowie mojej kruszyny. Wykryto u niej wodogłowie, a zaraz po urodzeniu zamknięto jej przepuklinę na plecach. Dopiero po latach dowiedzieliśmy się, że była szansa na operację Zuzi jeszcze w moim łonie, ale żaden z lekarzy się na nią nie zdecydował… Córka od pierwszych miesięcy życia jest rehabilitowana. Niestety, jej pierwsza rehabilitantka była specjalistą “starej daty” i nie przeprowadzała z Zuzą pionizowania, co się później odbiło na kondycji jej stópek i kolan. Dopiero od niedawna ćwiczymy nowoczesnymi metodami. Nie było dnia, żebyśmy nie szukali ratunku dla naszej córeczki. Mnóstwo badań, lekarzy, konsultacji... Rodzima medycyna, mimo wielu prób, nie potrafiła nam zaoferować sensownego rozwiązania. Byliśmy już na granicy rezygnacji, kiedy usłyszeliśmy o światowej sławy specjaliście z USA, który operuje w Polsce dzieci w najtrudniejszych przypadkach. Udaliśmy się na konsultację i… Okazało się, że jest ratunek dla naszej córeczki. Ogromna szansa, że wstanie z wózka i będzie potrafiła poruszać się na własnych nogach. Operacja, którą zaoferował dr Feldman, naprawi jej stópki, kolana i bioderka za “jednym cięciem”. Wreszcie, po tak wielu latach, na naszym zachmurzonym niebie pojawiły się promienie słońca. Z pomocą wielu wspaniałych darczyńców uzbieraliśmy potrzebne środki (ponad 350 tys. zł), ale później wydarzył się dramat... Pojechaliśmy do Warszawy, by poddać się operacji i, niestety zablokował nas COVID. Z kolei przy drugim podejściu okazało się, że czas, podczas którego gromadziliśmy środki na operacje nóżek Zuzi, sprawił, że jej kręgosłup wygiął się na tyle mocno, że żaden anestezjolog nie wyraził zgody na operację z uwagi na ogromne ryzyko i niebezpieczeństwo... Na wizycie w lipcu usłyszeliśmy, że jedyną szansą jest dla niej skomplikowana operacja w USA. Zuzia została uznana za wyjątkowo skomplikowany przypadek i tylko dzięki cudowi, że może jeszcze oddychać. Przedstawiono nam wstępny plan leczenia - Zuzię czeka pół roku rozciągania w specjalnym aparacie skóry i kręgosłupa. Będzie to przygotowanie przed operacją...  Niestety, upływający czas działa na jej niekorzyść. Doktor Feldman kazał przygotować nam się na każdą ewentualność... Wiele już przeszliśmy walcząc o zdrowie Zuzi, a teraz okazuje się, że to wszystko było niczym wejście na Giewont wobec konieczności zdobycia Mont Everest. Stoimy przed największym wyzwaniem w naszej dotychczasowej batalii o córeczkę. Musimy zmienić wszystko: miejsce zamieszkania, pracę, ale przede wszystkim zebrać w krótkim czasie niewyobrażalnie wielkie pieniądze na opłacenie całego leczenia w USA. Nie znamy dokładnych kosztów, bo wciąż czekamy na wycenę, ale obecna wiedza pokazuje nam, że mogą to być równie dobrze 2 miliony złotych albo 4... Będziemy jednak walczyć o naszą córeczkę, bo bardzo ją kochamy! Bardzo prosimy o wszelką pomoc: tę dużą i tę małą. Za każdą będziemy wdzięczni. To jedyna szansa, żeby ocalić jakąkolwiek sprawność Zuzi. Ona ma dopiero 12 lat, a już tak wiele doświadczyła w swoim życiu bólu i cierpienia. Prosimy o nadzieję i ratowanie naszego bardzo schorowanego dziecka! Rodzice Zuzi Artur i Katarzyna Kaproń --- Grupa z licytacjami na Facebooku ---  Media o Zuzi: https://wiadomosci.tvp.pl/57043401/kazdy-moze-pomoc 

867 217,00 zł ( 48,99% )
Brakuje: 902 655,00 zł
Julia Donańska
Julia Donańska , 22 lata

Straszne cierpienie, które trzeba powstrzymać za wszelką cenę! Rodzina Julki błaga o pomoc...

To wołanie o pomoc zrozpaczonej matki dwóch córek: jednej bardzo chorej, drugiej zdrowej, ale także cierpiącej. Choroba Julii to choroba całej rodziny… Odbiera siły, wyciska łzy bezradności, zadaje ból… Dziś pomóc Julii może już tylko przeszczep komórek. To jedyna nadzieja, że napady ustaną, a agresję zastąpi spokój. Potrzebna pomoc, by wyzwolić dziewczynkę i jej rodzinę ze szponów choroby! Beata, mama: Julia urodziła się zdrowa. Dopiero gdy miała rok, zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Najpierw opóźnienie rozwoju, potem ataki padaczki. Pierwszy, jak miała dwa latka... Wyładowania w główce zabierały coraz więcej. Dziś Julka ma 17 lat, a umysł 2-letniego dziecka.  Naszą codzienność przeszywa nieustanny lęk o to kiedy i z jaką siłą przyjdzie kolejny atak padaczki, co tym razem odbierze, jakie będą jego konsekwencje... Julka choruje na jej lekooporną odmianę, a napady powodują ogromne spustoszenie w jej mózgu. Przez zespół Lenoxa-Gastauta Julka nie mówi, jednak nie to jest najgorsze… Julka cierpi, to cierpienie wyraża przez agresję i autoagresję. Krzywdzi siebie, czasami jest agresywna w stosunku do swojej młodszej siostry… Nie zdaje sobie z tego sprawy, nie robi tego specjalnie. To takie straszne patrząc każdego dnia, jak ukochane dziecko robi sobie krzywdę… Julka jest już duża, robimy co w naszej mocy, jednak czasami nie udaje nam się jej powstrzymać.  Przeraźliwy krzyk, wołanie o pomoc… Rzucamy wtedy wszystko i biegniemy do Julki. Nie jesteśmy jej jednak w stanie pomóc, wyleczyć, zatrzymać tej okrutnej choroby… W przypadku naszej córeczki nie jest możliwe całkowite wyleczenie, a jedynie zmniejszenie liczby i siły napadów. To i tak byłoby dla nas ogromne szczęście, choć częściowo ujarzmić chorobę, zabrać choć część tego bólu, który przeżywa każdego dnia... Gdy pojawia się nadzieja na lepsze życie, chcemy o nie zawalczyć. Córka przy każdym napadzie traci kontrolę nad swoim ciałem, wpada w mrok nieświadomości, okalecza się… Różne terapie i rehabilitacja niewiele pomagają. Jednak teraz pojawiła się nadzieja - terapia komórkami macierzystymi! To może pomóc wyeliminować agresję u Julii, lepiej sobie z nią radzić, zmniejszyć liczbę i intensywność ataków padaczki, które niszczą mózg Julii!  Nasza młodsza córeczka Nikola bardzo kocha siostrę, rozumie, że Julia jest bardzo chora. Jednak widzimy, jak cierpi… Jest świadkiem tego, jak Julka w ataku wyrywa sobie włosy, gryzie ręce, rozdrapuje rany, przeraźliwie krzyczy… Przez nieustanny krzyk trudno jej się skupić na nauce, choć jest bardzo dzielna i zdolna. Okiełznanie choroby będzie więc błogosławieństwem dla nich obu… Dziś nasza rodzina bardzo cierpi, a ja nie wiem, co zrobić, jak pomóc Julii. Wierzymy, że przeszczep komórek macierzystych okaże się ratunkiem, pozwoli opanować napady, sprawi, że córka będzie się lepiej rozwijała. Niestety, nie stać nas, by zapłacić gigantyczną kwotę za terapię, która w Polsce nadal nie jest refundowana! Z całego serca prosimy o pomoc, bo to nasza ostatnia nadzieja…  ➡️ Licytuj i pomóż Julce!

101 914,00 zł ( 48,99% )
Brakuje: 106 086,00 zł
Jaś Kosman
6 dni do końca
Jaś Kosman , 6 lat

Tak wiele objawów i niewiadomych... Pomóż w wykonaniu badania, które wykaże co dzieje się z Jasiem!

Janek jako niemowlę był bardzo spokojnym dzieckiem. ZA spokojnym. Nie zgłaszał potrzeb typu jedzenie czy przepełniona pielucha. Najchętniej leżał i obserwował kręcącą się karuzelę... Czułam, że coś jest nie tak, jednak lekarze to bagatelizowali, kładąc takie zachowania na karb tego, że to po prostu spokojny charakter. Zarówno oni, jak i ja nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo się mylą… Mój synek długo nie chodził. Dopiero gdy miał blisko 2-latka opanował tę sztukę. Dodatkowo niepokoiło mnie, że nadal nie mówił. Kolejne wizyty lekarskie, badania i diagnoza – autyzm oraz wzmożone napięcie mięśniowe. Ale czy to ostateczny werdykt? Dziś lekarze nawet tego nie są już pewni, ponieważ Jasiek z biegiem czasu wykazuje coraz więcej różnych sygnałów świadczących o tym, że problem jest głębszy. Jasiek jest radosnym i ciekawym świata chłopcem, choć jego „świat” jest inny niż ten nam znany. Uwielbia patrzeć na zjawiska pogodowe: opadające liście, wiejący wiatr, spadające krople deszczu. To go uspokaja i jest szczęśliwy. Interesują go samochody, więc często zatrzymujemy się przy rondzie i je obserwujemy. Chodzimy na plac zabaw, ale tylko po to, aby Jasiek usiadł przy mnie i patrzył na innych. Nie interesuje go interakcja z dziećmi. Sama zabawa też jest wyzwaniem, bo ma problem z prostymi rzeczami typu układanie klocków, bawienie się układankami. Fakt, że nie mówi, bardzo utrudnia mu codzienne funkcjonowanie. Krzyk i płacz to jego forma komunikacji. W ten sposób daje znać, że ma jakąś potrzebę, ale ja nie wiem jaką! Rozpoczyna się wtedy wyścig z czasem, by zgadnąć, czy chce jeść, iść do toalety czy na spacer. Im dłużej nie odgaduję, czego potrzebuje, tym bardziej się stresuje i zaczyna się gryźć… To takie trudne, gdy nie jesteś w stanie pomóc swojemu dziecku! Gdy widzisz, jak samo siebie niszczy i masz związane ręce, bo nie wiesz, co robić! Od momentu diagnozy uczęszczam z synkiem na zajęcia integracji sensorycznej oraz terapię neurologopedyczną, wciąż czekając na jego pierwsze słowo… Dodatkowo staram się coś zdziałać na jego problemy gastryczne. Bardzo często boli go brzuszek i wymiotuje z uwagi na problemy metaboliczne oraz nietolerancję laktozy. Od czterech lat jest intensywnie rehabilitowany z powodu ciągłego chodzenia na palcach. Z tego powodu musi nosić buciki ortopedyczne. Teraz do tego wszystkiego doszły incydenty padaczkowe oraz brak snu! Próbuję więc zdiagnozować go pod kątem epilepsji, lecz nie jest to proste… Aby Janek mógł zasnąć, musi przyjmować leki. To bardzo niekomfortowa sytuacja, gdy muszę podawać dziecku leki nasenne lub wyciszające… Dlatego postanowiłam zrobić wszystko, aby ukrócić kwestię badań, podawania leków czy stosowania terapii do tego, co jest mu niezbędne! Dziś już wiem, że konieczne jest wykonanie badania genetycznego WES, które wykaże, co dokładnie dolega Jasiowi. To jedno pobranie krwi da odpowiedź na pytanie, czy synek ma choroby metaboliczne, a jeśli już to jakie. Jeśli ma padaczkę, to dowiem się jaką i będzie można dobrać odpowiednie leki. Jestem w stanie potwierdzić autyzm i najprawdopodobniej upośledzenie umysłowe, które podejrzewają lekarze. Dowiem się wtedy, w jakim jest ono stopniu. Cokolwiek innego dzieje się w jego organizmie, również mogę to wykryć w ten sposób. Niestety jego koszt zdecydowanie przekracza moje możliwości finansowe. Wiem jakie to ważne, a równocześnie nie jestem w stanie mu tego zapewnić! Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc. Test WES potrafi wykryć wszystkie zmiany w genach, dzięki czemu lekarze będą mogli objąć mojego syna odpowiednim leczeniem, co da mu szansę na normalny rozwój. Z całego serca proszę o wsparcie! Sara, mama Jasia Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

5 104,00 zł ( 48,95% )
Brakuje: 5 322,00 zł
Krzysztof Kosowski
Krzysztof Kosowski , 59 lat

Tragedia 1600 km od domu! Udar zabrał plany i marzenia...

To był czerwiec zeszłego roku. Nigdy nie zapomnimy tego strachu, gdy zadzwonił telefon i usłyszeliśmy, że tata doznał rozległego udaru niedokrwiennego mózgu. Był sam. Poza granicami kraju, w Szwecji. Wszystkie plany odeszły w zapomnienie, a życie rodziców legło w gruzach. Pierwsza operacja spowodowana obrzękiem mózgu odbyła się już drugiej doby. Przez trzy tygodnie był w śpiączce. Oddychał za pomocą respiratora, a potem wykonano tracheotomię. Gdy się wybudził i odzyskiwał świadomość, myśleliśmy, że to koniec, że teraz będzie już lepiej. Doszło jeszcze do większego dramatu. Bakteryjne zakażenie mózgu. Ciężki stan, mnóstwo ingerencji ratujących jego życie, mnóstwo niewiadomych. Tata był drenowany antybiotykami przez ponad miesiąc bezpośrednio do mózgu. Wysokie gorączki, drgawki, zapalenie płuc, brak świadomości, okropny ból i cierpienie... Było strasznie. Tata walczył, a my umieraliśmy ze strachu i przerażenia.  Przed Bożym Narodzeniem przetransportowano tatę do Polski. Od miesiąca przebywa w ośrodku rehabilitacyjnym, a jego stan jest w miarę stabilny. Najważniejsze teraz jest wszechstronna i intensywna fizjoterapia. Lewa część jego ciała jest sparaliżowana. Ma stwierdzone wodogłowie, drenaż w mózgu, który odprowadza płyn do otrzewnej, głębokie porażenie lewej strony ciała i twarzy, problemy z pamięcią krótkotrwałą oraz ze wzrokiem. Aby zawalczyć o jego dobrostan, potrzebne są środki, które pozwolą opłacić rehabilitację, dalsze leczenie i przystosowanie domu do podstawowych czynności samoobsługowych. Bardzo prosimy o wsparcie, ponieważ bez wsparcia finansowego nie sprostamy tym wyzwaniom. Szok i strach minął. Teraz trwa codzienna walka z bezradnością, uczenie się życia w nowej rzeczywistości. Najbardziej odczuwa to nasza ukochana mama, która z ogromną miłością i czułością opiekuje się tatą. Każda pomoc będzie na wagę złota! dzieci Krzysztofa

35 922,00 zł ( 48,95% )
Brakuje: 37 463,00 zł
Marcin Dzido
Marcin Dzido , 40 lat

Marcin jest sparaliżowany po tragicznym wypadku! Opiekuje się nim tylko starsza mama... Potrzebna nasza pomoc!

Przez większość życia byłem sprawnym, samodzielnym człowiekiem tak jak każdy z nas… Skończyłem trzydziestkę i byłem pewien, że czeka mnie jeszcze wiele lat zdrowego, szczęśliwego życia. Wystarczyła jedna sekunda, by wszystko brutalnie mi odebrano… Mam na imię Marcin i w lipcu tego roku minęły dwa lata od dnia, który zmienił moje życie. To był 12 lipca 2018 roku. Wtedy doszło do tragicznego w skutkach wypadku samochodowego. Straciłem panowanie nad autem, dachowałem. To, że żyję, to cud… Chwila, w której obudziłem się w szpitalu i okazało się, że nie mogę ruszać rękami ani nogami, była najgorszą w moim życiu. Okazało się, że doznałem poważnego urazu kręgosłupa i rdzenia kręgowego. Mam trwale uszkodzone odcinki C5, C6, C7… Jestem sparaliżowany. Porażenie czterokończynowe, wielopoziomowe uszkodzenie kręgosłupa szyjnego ze zwichnięciem jednostronnym... Pamiętam słowa lekarza i swoją pierwszą myśl - co teraz ze mną będzie...? Jak dam sobie radę? Czy będę kaleką do końca życia? Mam 36 lat. Jestem mężczyzną w sile wieku, który teraz powinien być u szczytu swojej formy, psychicznej i fizycznej… Tymczasem poruszam się na wózku. Mieszkam z mamą, bez jej pomocy nie byłbym w stanie funkcjonować. To ja powinienem być dla niej podporą i wsparciem, a dziś jestem całkowicie zależny od jej pomocy… Bez niej nie byłbym w stanie się ubrać, wykapać, przenieść z wózka na łóżko. Mama jest coraz starsza i coraz słabsza, nie ma już sił, by mnie dźwigać… Utrzymujemy się tylko z emerytury mojej mamy i niewielkiego zasiłku. Na same leki i artykuły higieniczne wydajemy miesięcznie 500 złotych… W dalszym ciągu potrzebuję również rehabilitacji, co wiąże się z ogromnymi kosztami. Wyczerpał się limit godzin, refundowanych przez NFZ, a to tylko kropla w morzu potrzeb… Kiedyś miałem wielkie plany na życie, teraz marzę tylko o jednym - żeby być choć trochę samodzielny… Żeby odciążyć trochę mamę, dać jej odpocząć. Nie jestem zdolny do samodzielnej egzystencji, wymagam stałej opieki drugiego człowieka. To moja tragedia. Jeśli coś stałoby się mojej mamie, to byłby też mój koniec… Widzę, że mojej mamie coraz bardziej brakuje sił, a przez to ja już teraz muszę walczyć o sprawność, o to, by być jak najbardziej samodzielnym człowiekiem. Pomóc mi w tym może tylko systematyczna, intensywna rehabilitacja. Błagam, pomóż mi zdobyć środki, które pozwolą mi o to zawalczyć! Nie chcę, by moje życie tak się skończyło... Marcin

10 708,00 zł ( 48,91% )
Brakuje: 11 185,00 zł
Kuba Antczak
Pilne!
Kuba Antczak , 6 lat

❗️Nie oddamy Cię chorobie, synku... – Kubuś jak najszybciej musi przyjąć lek!

Na Kubusia czekaliśmy aż 8 lat. Nasz wyczekiwany pierwszy i jedyny synek. Gdy się urodził, wszyscy byliśmy najszczęśliwsi na świecie! Wtedy jednak nie mieliśmy pojęcia, jaka walka o jego życie nas czeka... W czwartym miesiącu dowiedzieliśmy się o wadzie serduszka, a dokładnie o 2 dziurkach w serduszku, z którymi nic nie da się zrobić... Już wtedy bardzo się baliśmy, by dziurki się nie powiększały! Okazało się, że to dopiero początek. 10 miesięcy później wylądowaliśmy na onkologii w trybie pilnym z powiększonymi węzłami w całym ciele naszego synka. Wyniki krwi wskazywały na białaczkę... Ziemia osunęła nam się spod nóg, nie wiedzieliśmy co dalej... Jednak diagnoza okazała się błędna. Po kilkukrotnym pobraniu szpiku zapadła kolejna diagnoza jeszcze gorsza – eozynofilowe zapalenie płuc... Świat się nam zawalił. Choroba, która nie jest jeszcze znana, chce odebrać nam nasze największe szczęście... Lekarze pobierali kolejne próbki krwi i szpiku do badań, z których wynikało, iż Kubuś ma zespół Klinefeltera.  Lekarze rozkładali ręce, nie wiedząc, co dokładnie jest naszemu synkowi, a on czuł się z dnia na dzień gorzej... Od zmian na skórze, które drapał do krwi po całkowity brak apetytu. Kolejne badanie – gastroskopia i znów strzał prosto w serce, choroba zajęła nie tylko płuca, ale i przełyk do tego jeszcze doszedł refluks... Wtedy już całkowicie się złamaliśmy... Po wielu trudnych konsultacjach wdrożono leczenie sterydami oraz specjalistyczną dietą. Od marca tego roku Kubuś był na ogromnych dawkach sterydów, jednak one niestety nie działają i potrzebne jest natychmiastowe wdrożenie innego leczenia, nierefundowanego.  Choroba już atakuje serduszko naszego synka! Jeśli nie zmienimy leczenia, nasz syn przegra walkę i choroba odbierze nam go na zawsze. Mamy bardzo mało czasu! Leczenie ma trwać pół roku, a koszt jednej dawki to ponad 4 tysiące złotych!  Niestety nie posiadamy tak olbrzymich pieniędzy, a do tego dochodzi jeszcze rehabilitacja, gdyż choroba opóźnia Kubusia we wszystkim... Nie jest nam łatwo błagać o pomoc, ale nic innego nam nie pozostało. Musimy zrobić wszystko, by nie spełnił się najgorszy scenariusz, w którym to choroba wygrywa! Błagamy o każdą pomoc – nasze jedyne dziecko musi żyć... Rodzice Kubusia Zbiórkę możesz również wesprzeć, biorąc udział w licytacjach na Facebooku: ➡️ Ratujemy Kubusia - licytacje ➡️ Przyjaciele Kubusia Antczaka - licytacje charytatywne

78 052,00 zł ( 48,91% )
Brakuje: 81 522,00 zł
Cezary Raczyński
Cezary Raczyński , 15 lat

Ból przykryty uśmiechem... Wesprzyj Czarka!

Robimy wszystko co w naszej mocy, żeby naszym dzieciom niczego nie brakowało. Niestety, najmłodszemu synkowi, nie jesteśmy w stanie dać tego, co najcenniejsze – zdrowia i sprawności...  Jesteśmy rodzicami trójki dzieci w wieku 16, 15 i 13 lat. Niestety, życie najmłodszego syna właściwie od pierwszych chwil toczy się w cieniu leczenia, rehabilitacji, ale też cierpienia, którego przyczyną jest długa lista chorób...  Syn zmaga się z niepełnosprawnością w stopniu głębokim, z porażeniem czterokończynowym, z nabytą padaczką lekooporną West, biodrami, które wymagają jak najszybszej rekonstrukcji oraz poważną wadą serca.  Synek w pierwszych miesiącach życia przeszedł trzykrotne cewnikowanie serca. W tym krótkim czasie doszło również do trzykrotnego zatrzymania krążenia, w wyniku którego pojawiło się dziecięce porażenie mózgowe i padaczka lekooporna. Dodatkowo po zatrzymaniu krążenia zanikł u Czarka odruch kaszlu, a także konieczne było przeprowadzenie zabiegu tracheotomii. Obecnie stan Czarka jest dobry, jednak syn już zawsze będzie całkowicie zależny od nas... Od 13 lat leczymy i rehabilitujemy syna. Robimy wszystko co w naszej mocy, aby jego życie było lżejsze. Niestety, nasza walka o lepsze jutro Czarka jest niezwykle trudna i niezwykle kosztowna.  W ostatnim czasie do naszych wydatków doszły jeszcze koszty operacji rekonstrukcji bioder, którą lekarz zalecił wykonać jak najszybciej! Wysuwające się kości udowe z panewek biodrowych, powodują u syna silne bóle, dlatego operacja jest niezbędna, aby poprawić jego komfort życia. Koszt jednego biodra to 18 000 zł, a zoperować trzeba dwa... Do tego dochodzi równie ważna i równie kosztowna rehabilitacja, którą należy rozpocząć zaraz po operacji! Niestety, cena czterech turnusów to aż 50 tysięcy złotych!  To wszystko znacznie przekracza nasze możliwości...  Ciężko jest prosić o pomoc, zwłaszcza jeśli chodzi o pomoc pieniężną. Jeśli jest jednak szansa na ratunek dla naszego synka to spróbujemy wszystkiego, aby mu pomóc! Dlatego błagamy wszystkich ludzi o dobrych sercach, pomóżcie nam uchronić nasze dziecko przed cierpieniem, które trwa już za długo.  Jesteście naszą ostatnią deską ratunku... Rodzice

44 709,00 zł ( 48,86% )
Brakuje: 46 781,00 zł