Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Dagmara Sołowin
Dagmara Sołowin , 44 lata

Nierefundowana operacja to moja jedyna szansa – Pomocy❗️

Mam na imię Dagmara. Mam 43 lata i jestem samotną matką dwójki dzieci. Od wielu lat zmagam się z bólem, który na przestrzeni ostatnich lat stał się nie do zniesienia. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Choruję na endometriozę i adenomiozę. Sytuacja zdrowotna i rodzinna zmusiła mnie do założenia zbiórki. Codziennie rano po nieprzespanej nocy, zakładam „maskę” i próbuję w miarę normalnie żyć. Uśmiecham się, a wewnątrz rozpadam się na kawałki, bo wyobraź sobie, że ktoś bierze nożyce i tnie wnętrze Twojego brzucha na kawałki, a Ty musisz normalnie funkcjonować. Ja już czasami po prostu nie daję rady. W zeszłym roku, po tułaczce u kilkunastu lekarzy takich jak gastrolodzy, ginekolodzy, chirurdzy czy endokrynolodzy, w końcu trafiłam na specjalistów, którzy nie zlekceważyli moich problemów. Okazało się, że choruję endometriozę i adenomiozę. Endometrioza to nieuleczalna, przewlekła choroba. Ogranicza prawidłowe funkcje narządów sklejając je ze sobą. Szerzy się jak nowotwór i niszczy tkanki. Uszkadza organy miednicy mniejszej - pęcherz, moczowody, jelita i inne, a nawet płuca, przeponę lub wątrobę. Adenomioza jest natomiast siostrzaną chorobą endometriozy, powodującą ogromny ból. W trakcie diagnostyki okazało się, że te choroby nie są moim jedynym problem. Ze względu na inne schorzenia musiałam poddać się leczeniu flebologicznemu, które na ten moment kosztowało mnie już ponad 20 000 zł.  Po tym leczeniu część dolegliwości minęło, ale niestety dalej jest bardzo źle, dalej moją codziennością jest ogromny, nieustający ból. Są dni, że zwala mnie on całkowicie z nóg i uniemożliwia jakiekolwiek funkcjonowanie. Walczę codziennie z tymi podstępnymi przeciwnikami, ale niestety czasami brakuje mi już sił przez kolejne, nieprzespane z bólu noce. Choroba już dawno wyłączyła mnie z normalnego funkcjonowania oraz jakiekolwiek życia towarzyskiego. Ostatnio zostałam zakwalifikowana do operacji związanej z usunięciem endometriozy i adenomiozy. Zakres operacji będzie obejmował usunięcie trzonu macicy, z jednoczesnym usunięciem wszystkich ognisk choroby, oraz powstałych przez nie zrostów. Koszt operacji to 45 000 zł! Jeśli chodzi o leczenie endometriozy i adenomiozy niestety w Polsce nie jest ono refundowane. Tylko nieliczne placówki prywatne zajmują się kompleksowym leczeniem, dlatego, mimo że to trudne,  jestem zmuszona prosić Was o pomoc. Na tę chwilę na leczenie, diagnostykę oraz dojazdy do specjalistów wydałam ponad 30 000 zł. Marzę o tym, żeby w końcu żyć bez bólu, zacząć żyć normalnie. Dlatego proszę Was, pomóżcie mi w tym. Dagmara Kwota zbiórki jest szacunkowa.

26 463,00 zł ( 49,74% )
Brakuje: 26 729,00 zł
Piotr Dobecki
Piotr Dobecki , 46 lat

Półtonowy balot słomy zmiażdżył kręgosłup i rdzeń Piotrka! Walka o zdrowie i sprawność już trwa - pomóż!

To był wtorek, 15 czerwca 2021 roku. Zaczęły się wtedy pierwsze zbiory. Mieszkamy na pięknych terenach, gdzie mąż dba o rolę i gospodarstwo.  Byłam w domu, Piotrek miał wkrótce skończyć pracę i przyjść. Nie słyszałam jednak, jak mąż woła o ratunek. Warkot silnika skutecznie zagłuszył jego głos. W pewnym momencie zadzwonił telefon – sąsiad powiedział, że bale słomy spadły na Piotra i woła o pomoc. Biegiem ruszyłam do męża, ze strachem w sercu co się wydarzyło… Piotrek leżał w stodole, przygnieciony balotem. Był przytomny, a ja natychmiast wezwałam pogotowie. Piotrek powiedział, że układał siano i na chwilę wyszedł z ciągnika. Nagle poczuł uderzenie jednej beli. Nie zdążył się odwrócić ani odsunąć, gdy druga z całą siłą przygniotła go do ziemi. Jeden taki balot waży prawie 400 kilogramów! Gdy spytałam o ból, odpowiedział, że nie czuje nóg... Helikopterem został przetransportowany do szpitala. Tam przeprowadzono kilkugodzinną operację stabilizacji i odciążenia kręgosłupa. Pierwsze wyniki badań i diagnozy są druzgoczące. Ciężar beli i siła z jaką spadła, zmiażdżyła rdzeń i lędźwiowy odcinek kręgosłupa. Mąż jest sparaliżowany – nie odzyskał czucia ani możliwości poruszania nogami. Przez najbliższe tygodnie jest pod nadzorem lekarzy i zespołu fizjoterapeutów w białostockim szpitalu. Nie potrafię sobie wyobrazić co będzie, gdy mąż wróci do domu. Nasz dom zupełnie nie jest przystosowany do jego stanu. Schody są pierwszym utrudnieniem. Przejścia są za wąskie, by swobodnie przejechać przez nie wózkiem. W łazience brak kabiny prysznicowej i niezbędnych uchwytów, by mógł być samodzielny w codziennych potrzebach. Do tego niezbędna jest rehabilitacja i sprzęt ortopedyczny, by w jak największym stopniu umożliwić mu niezależność. W jednym momencie koszt codziennych potrzeb urósł do ponad dwustu tysięcy złotych!  Jestem tym przerażona. Zawsze to Piotr dbał o bezpieczeństwo naszej rodziny. Wystarczyły sekundy, by nieszczęśliwy wypadek wywrócił nasze życie do góry nogami. Po raz kolejny los doświadcza nas cierpieniem. Straciliśmy pierwsze dziecko, a teraz zagrożone jest życie mojego męża. Zrobię wszystko, by dać mężowi szansę na powrót do zdrowia! Jest moim najlepszym przyjacielem, wspaniałym ojcem i przede wszystkim dobrym człowiekiem. Najbliżsi przyjaciele i sąsiedzi zawsze mogli liczyć na jego pomoc i ciepłe słowo. Dzisiaj to Piotrek potrzebuje wsparcia – wierzę, że wspólnymi siłami uda się postawić go na nogi. Bardzo proszę o wsparcie naszego celu i tej zbiórki! Anna - żona Piotrka

105 207,00 zł ( 49,69% )
Brakuje: 106 496,00 zł
Sergiej Kryvorotov
Sergiej Kryvorotov , 14 lat

Uciekł przed wojną, teraz musi uciec chorobie! Pomoc potrzebna od zaraz!

Mój synek ma 11 lat i jest śmiertelnie chory... Trzymamy go mocno w objęciach, chociaż wiem, że sama nie wyrwę go ze szponów tej straszliwej choroby... 3 lata temu wykryto u niego nowotwór kości – mięsak Ewinga! Bardzo podstępny i bardzo agresywny...  Dziś życie mojego dziecka jest w poważnym niebezpieczeństwie! Kiedy poznaliśmy diagnozę, natychmiast rozpoczęliśmy leczenie w naszym rodzinnym mieście w Ukrainie. Syn przeszedł tam 12 zabiegów chemioterapii, oraz 28 dni radioterapii. Inwazyjne leczenie okazało się bardzo wyczerpujące i niestety – nieskuteczne.  We wrześniu 2021 roku nawrót choroby okazał się fatalny, choroba wróciła ze zdwojoną siłą. Załamaliśmy się, a onkolodzy rozłożyli ręce. Nie byli w stanie już nic więcej zrobić...  Podawana chemia przestała działać, a z konsultacji wyszliśmy ze łzami w oczach... Wiedzieliśmy jednak, że nie możemy się poddać. Zaczęliśmy rozpaczliwie szukać pomocy. W ten sposób trafiliśmy na specjalistyczną klinikę w Turcji. W jednej chwili wróciła wola walki i szczęście, bo właśnie tam – wyciągnięto do nas pomocną dłoń i dano nadzieję na lepsze jutro. Zaczęliśmy zbierać pieniądze na wyjazd. Po wielu długich miesiącach w końcu udało nam się zebrać całą niezbędną kwotę i rozpocząć leczenie.  Synek przeszedł tam pierwszą, udaną terapię, która szybko przyniosła pożądane efekty. Sergiej czuł się znacznie lepiej, a lekarz poinformował nas, że jest wielka szansa, aby nasze dziecko całkowicie wróciło do zdrowia. Kiedy usłyszeliśmy te słowa, nie mogliśmy pohamować łez. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi.  Kiedy zakończyliśmy pierwszy cykl leczenia, wróciliśmy na Ukrainę, by chwilę odpocząć i nabrać sił przed kolejną chemioterapią. I wtedy nadszedł ten przeraźliwy dzień... 24.02.2022 roku – pierwszy dzień wojny. Najgorsze koszmary nie są tak przerażające jak to, co dzieje się w naszym kraju... W naszym domu... Serce po prostu pęka na pół...  Wiedzieliśmy, że nie możemy tutaj zostać. Postanowiliśmy niezwłocznie wrócić z synkiem do Turcji... Nasza podróż była niesamowicie wyczerpująca. Wracaliśmy 5 dni pociągami i samolotem.... W końcu się udało, jesteśmy bezpieczni. Obecnie znajdujemy się w szpitalu i czekamy na kolejny cykl chemioterapii.... Niestety ze względu aktualną sytuację, nie mamy środków na dalsze leczenie. Nasza sytuacja z dnia na dzień staje się coraz gorsza... Jesteśmy zrozpaczeni, nie umiemy powstrzymać łez i brakuje nam sił. Codziennie zadajemy sobie pytanie – czy nasze cierpienie kiedyś się skończy? Czy uda nam się uratować nasze dziecko? Obecnie toczymy dwie wojny naraz – jedną o życie naszego dziecka, a drugą o Ukrainę i wszystkich bliskich.... Tak strasznie się boimy... Wiem, że jedyną szansą, aby wygrać walkę o życie Sergieja jest dalsze leczenie. Dlatego ze łzami w oczach zwracamy się do Was z prośbą o pomoc... Każda nawet najmniejsza kwota pomoże ocalić naszego syna... Yuliia - mama 

98 502,00 zł ( 49,67% )
Brakuje: 99 796,00 zł
Zuzia Abucewicz
13 dni do końca
Zuzia Abucewicz , 20 miesięcy

Walczymy o każdy uśmiech Zuzi❗️

Pomoc Darczyńców jest dla nas cenniejsza niż złoto! Ale znów musimy prosić o pomoc, ponieważ koszty sprzętu i rehabilitacji nas przytłaczają! Nasza historia: Oczekiwanie na narodziny córeczki, było najpiękniejszym okresem w naszym życiu. Ciąża przebiegała książkowo, a po porodzie Zuzanka otrzymała 10 punktów w skali Apgar. Byliśmy najszczęśliwszymi rodzicami na świecie. To szczęście nie trwało jednak zbyt długo… Pierwsze 4 miesiące życia Zuzi wyglądały jak z bajki. Rozwijała się prawidłowo, była pełną radości i uśmiechu dziewczynką. Niestety z czasem zaczęliśmy zauważać coraz częstsze epizody, gdy wieczorami Zuzia stawała się bardzo niespokojna i mocno płakała. Wcześniej takie sytuacje się nie zdarzały. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, dlatego niezwłocznie skontaktowaliśmy się z pediatrą, który uznał, że to kolki. Nie dawało mi to jednak spokoju, Zuzia przy atakach płaczu gwałtownie machała rączkami, a one pojawiały się coraz częściej.  Poprosiłam o poradę zaufanego lekarza, który podtrzymywał, że Zuzia jest zdrowym dzieckiem, które musi się po prostu dłużej mierzyć z kolkami i nie ma powodu do niepokoju. Nie odpuściłam. Zuzanka robiła się coraz bardziej apatyczna, ospała, a przecież jeszcze przed chwilą była pełnym radości i energii dzieckiem.  Na szczęście pewnego razu udało mi się nagrać napady Zuzi – filmiki od razu wysłałam lekarzowi. Jego reakcja była natychmiastowa, a ja wiedziałam, że sytuacja jest poważna. Skierował nas na oddział neurologii rozwojowej w trybie pilnym. Tam lekarze nie pozostawiali już złudzeń i zdiagnozowali u naszej córki padaczkę.  Dzisiaj wcale nie jest łatwiej. Zuzanka potrzebuje rehabilitacji, turnusów, terapii wzroku, sprzętu... Kwoty, jakie są potrzebne na przykład na zakup pionizatora albo jednego turnusu rehabilitacyjnego przekraczają nasze możliwości finansowe. Prosimy, dla Zuzi zrobimy wszystko! Jesteście naszą nadzieją, Wasza pomoc da naszej córeczce szansę na zdrową i szczęśliwą przyszłość! Liczymy na Was… Rodzice Zuzanki Zobacz zmagania Zuzi...

52 811,00 zł ( 49,64% )
Brakuje: 53 572,00 zł
Patryk i Martynka Olszewscy
13 dni do końca
Patryk i Martynka Olszewscy , 14 lat

Na tę śmiertelną chorobę cierpi tylko kilkoro dzieci. Dwoje z nich to rodzeństwo – Patryk i Martynka 🚨Potrzebne PILNE wsparcie❗️

Kochani! Serdecznie dziękuję za wsparcie, które okazaliście nam w poprzednich etapach. Niestety nadal potrzebujemy pomocy. Błagam, zostańcie... Oto nasza historia: W naszym mieszkaniu, oprócz nas, mieszka też śmierć... Dzień po dniu umierają mięśnie mojej córeczki i synka, odbierając im władzę nad ciałem i czas, jakim jeszcze im pozostał... Pod naszym dachem nie słychać śmiechu dzieci, ale buczenie respiratora i płacz… Jest cichy, bo Patryś i Tynia słabną z dnia na dzień. Śmiertelna choroba dziecka to największy możliwy dramat. Gdy jednak atakuje dwoje ukochanych dzieci, masz wrażenie, że mieszkasz w piekle...  Problemy synka towarzyszą nam od jego pierwszych dni. Już sam poród był ciężki, jednak lekarze zapewniali nas, że dzięki ciężkiej pracy Patryś nadgoni swoich rówieśników. Tak się jednak nie stało. Stwierdzono u niego miopatię wrodzoną niecharakterystyczną z mutacją genu SEPN 1. Mięśnie słabną i dzień po dniu umierają. W Polsce choruje na nią tylko kilkoro dzieci. Dwoje z nich to właśnie mój syn i niestety również córeczka.  Bardzo baliśmy się mieć drugie dziecko. Chcieliśmy, żeby Patryś miał kogoś, kto pokocha go i pomoże, gdy nas zabraknie. Jednak strach, że historia się powtórzy, był silniejszy. Lekarze uspokajali, że prawdopodobieństwo, że Martynka też będzie chora, wynosi jakieś setne procenta. Statystyka zakpiła z nas okrutnie... Martynka urodziła się w ciężkiej zamartwicy, była reanimowana. Już chwilę po porodzie okazało się, że też jest chora.  Staramy się robić wszystko, by zapewnić dzieciom, choć namiastkę szczęśliwego dzieciństwa, ale jest nam potwornie ciężko...  Na szczęście dzięki wsparciu ludzi o wielkich sercach, mogliśmy przeprowadzić się do większego mieszkania. Tu jest nam zdecydowanie łatwiej, dzieci mają swoje pokoje i osobne pomieszczenie do rehabilitacji! Poprzednie mieszkanie było naszym więzieniem. Nie znajdujemy słów, które wyraziłyby naszą wdzięczność... Niestety dwoje chorych dzieci to podwójne koszty, które potrafią być zabójcze jak sama choroba… Patryk i Martynka niewyobrażalnie cierpią. Każdego dnia towarzyszy im ból, którego my w żaden sposób nie jesteśmy w stanie uśmierzyć... Patryś jest po operacji nóżki. Musi bardzo intensywnie ćwiczyć i uczęszczać na wymagającą rehabilitację... Choroba dzieci stale postępuje. W tym roku mamy już za sobą niezliczoną ilość konsultacji lekarskich i badań w miastach oddalonych od naszego miejsca zamieszkania. A to jeszcze nie koniec... Potrzebujemy funduszy na dojazdy do lekarzy i związane z nimi noclegi oraz turnusy rehabilitacyjne i kuracyjne. Jeden turnus dla dwójki dzieci to koszt ponad 20 000 ZŁOTYCH! Potrzebujemy około 5. takich turnusów rocznie... Specjalistyczny sprzęt, który ułatwiłby dzieciom codzienność, również generuje ogromne koszty. Dla nas są to kwoty zupełnie nieosiągalne. Musimy ponownie poprosić o wsparcie. Wasza pomoc jest nam niezwykle potrzebna... Proszę o ratunek. Tylko to mogę zrobić dla moich dzieci... Błagam, pomóż nam. Magda — mama Patryka i Tyni Facebook – Patryk i Martynka

105 506,00 zł ( 49,58% )
Brakuje: 107 260,00 zł
Jacek Jagusiak
Jacek Jagusiak , 39 lat

Śpiączka cukrzycowa i covid omal nie zabiły Jacka! Pomóż!

Ostatnie miesiące to dramat, który rozgrywa się na oczach całej naszej rodziny. Nagle rozpoznana choroba, która nie dawała o sobie wcześniej znać, prawie zabrała mojego ukochanego męża. Ciężko pogodzić się z tak trudną sytuacją, jednak przy życiu trzyma nas nadzieja – że skuteczna rehabilitacja pozwoli na powrót Jacka do domu.  Bałam się, tak naprawdę wciąż się boję, zastanawiając się, co przyniesie jutro. W ostatnim czasie mój mąż Jacek trafił do szpitala i zapadł w śpiączkę cukrzycową. Wcześniej niezdiagnozowana choroba dała o sobie znać nagle. Gorsze samopoczucie, zasłabnięcie, szpital… Po tygodniu mąż wybudził się, jednak to właśnie wtedy otrzymaliśmy następny cios – pozytywny wynik testu na koronawirusa, bardzo słabe rokowania i kolejna śpiączka… Ten stan trwał blisko dwa miesiące. Lekarze nie dawali mężowi większych szans na to, że wyjdzie z tego stanu obronną ręką. 20% szans na to, że Jacek przeżyje. Takie były rokowania… Jednak on jest z nami, żyje i wciąż walczy! Pomimo wielu skutków ubocznych choroby, problemów z płucami i oddychaniem, drastycznej utraty wagi, czy problemów z pamięcią, chęć powrotu do zdrowia trzyma Jacka przy życiu. Chciałby być już w domu, gdzie czekają na niego nasze dzieci. Wygrał pierwszą bitwę, ale to nie koniec walki. Do tej pory pracował zarówno mąż jak i ja. Dziś mam na utrzymaniu cały dom, dzieci, a także męża, który musi mieć zapewnioną jak najlepszą rehabilitację. By mógł wrócić do dawnego zdrowia i być sprawnym człowiekiem.  Koszt miesięcznego pobytu to blisko 10 tysięcy złotych. Lekarze nie pozostawili złudzeń – pół roku to minimalny czas terapii w specjalistycznym ośrodku. Nie mamy takich pieniędzy, dlatego bardzo prosimy o pomoc! Mamy jeszcze wiele wspólnych planów do zrealizowania. Chcemy, by nasze rodzinne marzenia mogły się spełnić. Sylwia, żona Jacka

29 269,00 zł ( 49,57% )
Brakuje: 29 774,00 zł
Łukasz Gaida
Łukasz Gaida , 16 lat

Przykurcze łamią zawiasy w protezie❗️Walczymy o sprawność Łukasza❗️

Mój syn Łukasz urodził się z niedorozwojem podudzia i stopy prawej, co wymagało wielu skomplikowanych zabiegów. Dlatego od urodzenia Łukasz nosi protezę, która umożliwiła mu normalne funkcjonowanie.  Niestety, problemy z nawet 40-stopniowym przykurczem to nie tylko utrudnienie w poruszaniu się. Przykurcz występuje akurat w takim miejscu na nodze, że zawiasy protezy nie wytrzymują i po prostu się łamią. Jeśli uda nam się uzbierać środki, operacja planowana jest na początku czerwca. Po niej Łukasz będzie musiał spędzić 6 tygodni w gipsie. Okres letni i wakacyjny będzie dla syna czasem walki o zdrowie. Jednak to konieczne. Od urodzenia syn leczony jest w niemieckiej klinice w Vogtareuth. Tam lekarze znają nasz przypadek doskonale, wiedzą, co i jak i będą w stanie bez problemu nawet dostosować do syna nową protezę. Ale tak jak pięknie to brzmi, tak koszty będą przytłaczające. Sama operacja to ponad 60 000 złotych, a co będzie potem? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że bez Waszej pomocy nie zdołamy uzbierać tak ogromnej kwoty. Szukamy, gdzie się da, ale sytuacja wciąż jest trudna. Dlatego jeśli zechcesz jakkolwiek wesprzeć Łukasza w jego walce, będziemy dozgonnie wdzięczni.  Beata, mama

31 445,00 zł ( 49,56% )
Brakuje: 31 996,00 zł
Eliasz Zieliński
Eliasz Zieliński , 5 lat

Cały sprzęt Eliaszka został w Ukrainie! Pomóż walczyć z SMA!

Dotknął nas horror wojny i choroby. Wojny w naszym ojczystym kraju i choroby własnego dziecka... Czy może być coś gorszego? Chyba tylko śmierć, z którą zmagaliśmy się każdego dnia. Nasz Eliasz cierpi na SMA – rdzeniowy zanik mięśni. Dzięki pomocy wspaniałych ludzi udało nam się kupić bardzo drogi sprzęt do rehabilitacji. Potem wybuchła wojna, wszystko musieliśmy zostawić i uciekać, by ratować życie... Zaczynamy od zera. Błagamy o pomoc... Bez sprzętu, bez rehabilitacji, Eliaszek nie będzie się rozwijał! Nasza historia: Wiadomość o ciąży wywróciła nasz świat do góry nogami. Teraz życie miało nabrać barw, sensu. Było radosne oczekiwanie, były niecierpliwe przygotowania i plany, śmiałe plany na przyszłość. Przecież nic nie jest w stanie zniszczyć naszego szczęścia! Przecież razem stawimy czoła wszelkim przeciwnościom! Kiedy na świat przyszedł Yelysei, czyli Eliasz, pękaliśmy z dumy! Był śliczny, pogodny i co najważniejsze zdrowy. Przynajmniej tak myśleliśmy przez pierwsze dwa miesiące. W ósmym tygodniu życia synka zauważyliśmy, że jego nóżki i rączki osłabły, prawie w ogóle nimi nie ruszał. Zaczął również ciężej oddychać. Obok takich sygnałów nie mogliśmy przejść obojętnie...  Natychmiast zaczęliśmy szukać pomocy. W poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które spędzały nam sen z powiek, odbijaliśmy się od wielu drzwi... Konsultacje, kolejne badania, niekończące się kursowanie między szpitalami. Wszystko to aby usłyszeć przerażającą diagnozę. Trzy litery, które niszczą nasze życie - SMA1. Chorobę, o której im więcej wiemy, tym bardziej jesteśmy nią przerażeni... Rdzeniowy zanik mięśni najpierw zabiera siłę w mięśniach odpowiedzialnych za poruszanie się, później przełykanie, aby na końcu zabrać możliwość oddechu i skazać chorego na śmierć... Nieleczone dzieci nie dożywają nawet dwóch lat! Na naszego synka został wydany wyrok, a my musieliśmy zrobić wszystko, żeby się temu wyrokowi przeciwstawić! Życie z dzieckiem chorym na SMA to niekończące przeciąganie liny z chorobą. To nieustający trud rehabilitacji. W desperackim poszukiwaniu nadziei zdecydowaliśmy o przeprowadzce do Polski. Tutejsze metody leczenia były naszą ostatnią deską ratunku. W jednej chwili spakowaliśmy całe nasze życie, porzuciliśmy dotychczasową stabilizację. Wszystko po to, by nie stracić nadziei na życie, by wygrać... Przecież nic innego nie miało znaczenia.  Potem dostaliśmy cudowną informację, w którą nie mogliśmy uwierzyć. Eliasz został wylosowany w loterii organizowanej przez producenta terapii genowej i otrzymał podanie w Ukrainie!  Po otrzymaniu leczenia niezbędna jest dalsza rehabilitacja, którą kontynuowaliśmy. SMA zostało powstrzymane w momencie podania leku, ale terapia nie cofnie tego, co zdążyła zabrać choroba. Dlatego tak bardzo potrzebna jest dalsza intensywna rehabilitacja. Tymczasem nasz sprzęt został w Ukrainie... Jesteśmy z Donbasu. Gdy bomby spadły na miasto, zapakowaliśmy nasze życie w kilka walizek i wyruszyliśmy w 3-dniową podróż do Polski. To droga w jedną stronę. Nie mamy już do czego wracać... Teraz życie zaczyna się od nowa. Odkąd usłyszeliśmy diagnozę, nie przespaliśmy spokojnie ani jednej nocy. Żaden rodzic nie powinien tego przeżywać. Wiem, że prosimy o dużo. Jednak wiem, że Wasze wielkie serca już nieraz pokazały, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych! Dlatego właśnie odważyliśmy się ponownie poprosić o pomoc. Za wszystko z całego serca dziękujemy! Rodzice Eliaszka ➡️ Licytacje dla Eliasza

51 080,00 zł ( 49,52% )
Brakuje: 52 070,00 zł
Daniel Sinocha
10 dni do końca
Daniel Sinocha , 45 lat

Samodzielne kroki to marzenie Daniela - pozwól mu znów normalnie żyć!

Pamiętam ten wspaniały czas, gdy miałem perspektywy na przyszłość, plany dla siebie i mojej rodziny. Każdy dzień przybliżał mnie do ich realizacji. Chciałem wieść szczęśliwe, rodzinne życie, tymczasem los napisał całkiem inny scenariusz… W 2011 roku zawalił się mój świat. Wykryto u mnie guza móżdżku i musiałem jak najszybciej poddać się skomplikowanej operacji. Niestety, zabieg pociągnął za sobą łańcuch dalszych konsekwencji. Doznałem rozległego paraliżu, a lekarze dawali mi zaledwie pół roku życia! Dziś, gdy wracam pamięcią do tamtych słów, przeszywa mnie dreszcz przerażenia. Nie poddałem się jednak i gdy leżałem w szpitalu, wpatrywałem się w zdjęcia moich ukochanych dzieci. Wiedziałem, że nie mogę ich zawieść, że muszę przetrwać to piekło, aby do nich wrócić. Po ośmiu miesiącach zacząłem odzyskiwać czucie w górnej części ciała na tyle, że mogłem usiąść na wózku inwalidzkim.  Miałem w sobie wielką determinację, co w połączeniu z ogromem pracy i zaangażowaniem w codzienną rehabilitację, umożliwiło mi dalszą walkę o sprawność, o to, by móc stanąć na własne nogi. Wszystko wymaga jednak czasu. Na dzień dzisiejszy jestem w stanie poruszać się przy pomocy chodzika i jeździć specjalnie do tego przystosowanym rowerem. Wciąż daleko mi jednak do tego, by samodzielnie funkcjonować.  Potrzebuję regularnej rehabilitacji pod okiem specjalistów, na którą mnie nie stać. Utrzymuję się z renty. Przez kilka lat opiekowała się mną moja schorowana mama, która zmarła po wyczerpującej walce z nowotworem. Pobyt na turnusie rehabilitacyjnym jest moim marzeniem i szansą na lepsze jutro. Proszę, pomóż mi!  Daniel

7 107,00 zł ( 49,48% )
Brakuje: 7 255,00 zł