Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Arek Wójcik
Arek Wójcik , 48 lat

Walczymy o przyszłość Arka! Każdy dzień jest na wagę złota!

Udzielenie pierwszej pomocy jest działaniem, które nieraz ma na celu uratowanie czyjegoś życia. W tym przypadku niemal nie doszło to tragedii, podczas której ucierpiałby nie tylko poszkodowany, ale także Arek. Arek, który zobaczył wypadek i postanowił pomóc… W tym dniu niestety nic nie skończyło się tak, jak powinno. W trakcie udzielania pomocy Arkadiusz został z premedytacją potrącony.  Arek przed wypadkiem był wspaniałym człowiekiem. Kochający mąż, ojciec trójki dzieci, przyjaciel, sąsiad… Każdy miał o nim bardzo dobre zdanie. Był to także człowiek pełen zamiłowania do swojej pracy. Jako kierowca w jednej z firm spełniał się zawodowo za granicą od wielu lat. Wszystko dobrze się układało, aż do 20 czerwca 2020 roku i momentu pechowego wypadku.  Diagnoza postawiona przez belgijskich lekarzy powaliła nas na kolana - pęknięta czaszka, uszkodzone mózgowie, połamane kości nóg, barku, miednicy, a na dodatek uszkodzony kręgosłup. W związku z tak licznymi urazami Arkadiusz został utrzymany w śpiączce farmakologicznej niemalże na 3 tygodnie. Po wybudzeniu kontakt z nim był znacznie utrudniony. Nie wiedział gdzie się znajduje, ani co się stało. Jego prawa strona była niewładna.  Problemy z anglojęzycznym personelem szpitala spowodowały, że postanowiliśmy przenieść Arka początkowo do szpitala w Częstochowie, a następnie do szpitala rehabilitacyjnego w Reptach. Od lutego jest już w domu. Niestety wypadek spowodował także zaburzenia psychiczne związane z nadmierną agresją, a także problemy z pamięcią krótkotrwałą. Mamy w związku z tym nadzieję, że dalsza rehabilitacja spowoduje powrót do pełni zdrowia. Do tej pory zauważyliśmy poprawę związaną z unoszeniem prawej ręki i nogi. Arek leży i siada, jednak nadal potrzebna jest pomoc psychiatry, psychologa, logopedy…  Dzięki turnusom rehabilitacyjnym cała rodzina wierzy, że Arek ponownie zacznie chodzić, jeździć na rowerze, a przede wszystkim zajmie się ukochanymi dziećmi.

56 985,00 zł ( 86,71% )
Brakuje: 8 728,00 zł
Adrian Repczak-Gajda
Pilne!
Adrian Repczak-Gajda , 8 lat

Adrianek walczy z najcięższym NOWOTWOREM MÓZGU❗️Ratunku 🚨

PILNE! W takich chwilach w głowie pojawia się tylko jedno pytanie: Dlaczego…? Nie ma żadnych słów, które ukoją ból. Nie ma sposobu, by wyjaśnić dziecku, dlaczego tak niewyobrażalnie cierpi. Dlaczego, skoro jeszcze dwa miesiące temu cieszył się radosnym dzieciństwem. Był zdrowy, pełen sił, kochał życie. Dlaczego…? Adrianek, nasz kochany synek, ma zaledwie 7 lat. Od trzech tygodni walczy z jednym z najgorszych i najbardziej zabójczych nowotworów — Medulloblastomą IV stopnia!  Od jakiegoś czasu leczyliśmy synka pod kątem alergii – Adrianek miał bardzo silne uczulenie na sezam. Tak silne, że powodowało realne zagrożenie życia – wystąpienie wstrząsu anafilaktycznego.  Na szczęście udało nam się to opanować. Niestety z czasem synek zaczął się gorzej czuć – bolała go głowa, gdy próbował coś jeść, wymiotował... W najczarniejszych snach nie spodziewaliśmy się, że w jego główce rozwijał się wówczas potwór… Adrianek nie rozumiał, dlaczego wcześniej mógł jeść sztućcami, a teraz zdarzało się, że wypadały mu z rączek. Bardzo się denerwował, a my nie potrafiliśmy wytłumaczyć mu, co się dzieje. Sami byliśmy przerażeni. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. 25. stycznia trafiliśmy na SOR, bo Adriankowi uciekały oczka... Przeprowadzono rezonans i tomograf i… wtedy w naszym życiu nastał mrok. Nie docierało do nas, że życie synka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Adrian zachorował na najgorszy i najbardziej złośliwy nowotwór.  Przeszedł dwie poważne operacje. Podczas jednej z nich udało się usunąć guza prawie w całości. Niestety jego bardzo trudna lokalizacja spowodowała, że teraz Adrian musi mierzyć się również z wodogłowiem. Pojawiła się cała masa skutków ubocznych – Adrian strasznie schudł, znika w naszych oczach, nie może sam jeść, widzi podwójnie… Nie potrafimy mu wytłumaczyć, dlaczego czuje się tak potwornie. Dlaczego ma problemy z trafieniem łyżeczką do buźki, dlaczego nie ma siły się podnieść, nie ma siły zjeść… W naszym życiu rozgrywa się prawdziwy koszmar. Przed Adrianem dwa lata wyczerpującego leczenia: chemio i radioterapia. Synek jest tak wycieńczony, że drżymy w obawie przed podaniem pierwszej dawki chemii. Ma zostać w szpitalu na obserwacji, ale jeśli będzie się dobrze czuł, możliwe, że zostanie wypuszczony do domu. Od stycznia jego i nasza codzienność to szpitalne ściany, wizyty lekarskie, niekończące się badania i strach przed każdą rozmową z lekarzami… Spotkało nas najgorsze, co kiedykolwiek może spotkać rodzica. Adrianek uwielbiał klocki lego, z przyjemnością układał kostkę Rubika, chodził na zajęcia z automatyki i robotyki, na basen.... Był wspaniałym, bardzo mądrym, wesołym chłopcem. Teraz pogrążył się w niewyobrażalnym smutku, z którego musimy go wyciągnąć… Błagamy o pomoc. Być może jesteś rodzicem, na pewno tak jak my – zrobiłbyś dla swojego ukochanego dziecka wszystko. Nie pozwól, by ta potworna choroba odebrała nam Adriana. Stojąc przy jego szpitalnym łóżku chcielibyśmy obiecać mu, że musi wytrzymać jeszcze chwilkę, bo za moment ten zły sen się zakończy. Że obudzi się i znów będzie mógł bawić się z rówieśnikami, chodzić do szkoły... Nie możemy. To walka na śmierć i życie. Będziemy walczyć do końca, do utraty sił – bo grozi mu najgorsze… RATUNKU! Rodzice Adriana

461 425,00 zł ( 86,58% )
Brakuje: 71 490,00 zł
Monika Kania
Monika Kania , 48 lat

Trwa walka o każdy kolejny dzień! Pomoc dla naszej Kanci!

Nasza serdeczna przyjaciółka, Monika „Kancia" otrzymała w sierpniu 2023 roku diagnozę, która złamała nam wszystkim serca – Stwardnienie Zanikowe Boczne (SLA). Ta diagnoza to wyrok! Jest to nieuleczalna choroba, w której walczy się o każdy kolejny dzień życia. Na to neurodegeneracyjne schorzenie, nie wynaleziono do tej pory lekarstwa. Na początku atakuje powoli, jedną część ciała, a następnie pędzi i prowadzi tylko do jednego... U Moniki choroba zaczęła się od niedowładu prawej dłoni, następnie zaatakowała lewą dłoń. Od dwóch miesięcy choroba galopuje. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Nasz przyjaciółka nie może ruszać rękami, ma trudności z chodzeniem, bardzo często się potyka i przewraca... Pojawiły się problemy z mową, jest słaba, nie potrafi wstać z łóżka. Chudnie i z dnia na dzień gaśnie w oczach. Nie jest w stanie sama się ubrać, umyć czy zjeść, potrzebuje stałej pomocy przy najprostszych czynnościach. Stała się więźniem swojego ciała. Choroba rozwija się w błyskawicznym tempie. Jedynym sposobem, aby ją spowolnić, jest codzienna, specjalistyczna rehabilitacja oraz stała opieka. Może to poprawić jakość codziennego funkcjonowania Moniki. „Kancia”, jak na nią mówimy, ma 47 lat i jest matką dwójki dzieci. Jest dobrą, niesamowicie życzliwą i zawsze chętną do pomocy innym osobą. Niestety „niechciany” prezent od losu zmienił jej cały świat. Świat, który obecnie jest koszmarem i który nieubłaganie się kończy. Jako jej przyjaciele, prosimy Was, ludzi dobrej woli, którym los Moniki nie jest obojętny o wsparcie finansowe, aby mogła jak najdłużej z nami pozostać… Żaden wkład nie jest zbyt mały, a każdy gest dobroci przyniesie ulgę Monice. Ona nie chce sama prosić o pomoc, gdyż jest to dla niej niezmiernie krępujące. Zawsze to Monika wszystkim pomagała…  Przyjaciele Moniki

77 326,00 zł ( 86,53% )
Brakuje: 12 036,00 zł
Monika Sikora (z d. Tokarska)
Monika Sikora (z d. Tokarska) , 30 lat

Chęć powiększenia rodziny zmieniła się w WALKĘ O ŻYCIE! Ratunku!

W jednej chwili, nasze spokojne i poukładane życie, zostało brutalnie zburzone. Do dziś walczymy, by Monika wróciła do nas, do swoich pasji, rodziny, przyjaciół. Zapowiada się długa walka, ale zrobimy wszystko, by pomóc jej ją wygrać! Pomożecie? Do pełni szczęścia brakowało nam tak naprawdę tylko upragnionego dziecka. Wbrew początkowym oczekiwaniom i towarzyszącym optymizmie, zajście w ciążę okazało się jednak nie lada wyzwaniem. To mocno odbiło się na psychice mojej żony. Jednak nie poddaliśmy się, rozpoczęliśmy badania i w konsekwencji leczenie, które miało nam pomóc spełnić marzenie. W przypadku Moniki lekarz zalecił leczenie farmakologiczne, polegające na przyjmowaniu antykoncepcji, aby ustabilizować wyniki. Był to wymóg, żebyśmy mogli ponownie zacząć starać się o dziecko. Wszystko wskazywało, że jesteśmy na dobrej drodze, jednak nagle sytuacja zaczęła się komplikować.  W organizmie żony został wykryty zator płucny typu jeździec. Ta informacja nami wstrząsnęła… Jak się okazało, jest to najpoważniejszy typ zatoru, jaki może spotkać człowieka. Rokowania były bardzo niepokojące. Na szczęście dzięki szybkiemu zdiagnozowaniu i decyzji o operacji, Monika nadal jest ze mną… Niestety po operacji pojawiły się komplikacje. Żona została podpięta pod respirator, który utrzymywał ją przy życiu. Informacje płynące od lekarzy były druzgocące. Nie dawano jej praktycznie żadnych szans na powrót do zdrowia.  Tomograf głowy wykazał, że mózg jest niedotleniony i poważnie uszkodzony. Scenariusze były dwa: albo Monika skończy jako osoba wymagająca całkowitej opieki i uzależniona od innych, albo nie przeżyje… Zdarzył się CUD, w który nie mogli uwierzyć nawet lekarze. Moja żona się obudziła i oddycha samodzielnie. Ma jednak sparaliżowaną całą lewą stronę ciała i zaniki pamięci... Aby stwierdzić, jak duże spustoszenie spowodowała choroba, wymagane są dalsze badania i rehabilitacja rozpoczęta zaraz po wyjściu ze szpitala.  Błagamy o pomoc… Pragniemy, by Monika mogła jak najszybciej wyjść ze szpitala, wrócić do nas i rozpocząć leczenie i rehabilitację. Wierzę, że Wasza pomoc może zdziałać cuda. Jesteście nam bardzo potrzebni!  Mąż i najbliżsi Moniki

167 935,00 zł ( 86,51% )
Brakuje: 26 172,00 zł
Piotr Kowalski
Piotr Kowalski , 22 lata

Walczymy o przyszłość i lepsze życie Piotrka! Pomożesz nam?

Los niestety nie oszczędza naszej rodziny. Straciliśmy już dwoje ukochanych dzieci, a od 21 lat walczymy o przyszłość, zdrowie i życie Piotra. Nie poddajemy się, choć ciosy, które przyjmujemy, są bezlitosne i bardzo bolesne.  Piotrek urodził się w dwudziestym piątym tygodniu ciąży jako bliźniak. Jego brat zmarł w trzeciej dobie po urodzeniu, na skutek niedotlenienia mózgu. Żaden rodzic nie jest w stanie przygotować się na taką tragedię. Musieliśmy jednak wziąć się w garść i walczyć o Piotrka, który od urodzenia, cierpi na dziecięce porażenie mózgowe, czterokończynowe porażenie i całkowity niedowład kończyn dolnych.  Gdy syn skończył 3 lata, postanowiliśmy wyjechać do Anglii, żeby zapewnić mu odpowiednią opiekę lekarską. Nastąpiła poprawa, Piotruś mógł usiąść w wózku inwalidzkim. Niestety nie obyło się bez skutków ubocznych. Podczas rehabilitacji wypadły mu biodra z rzepek – ból i cierpienie były nie do zniesienia.  To był bardzo trudny czas. Piotrek przeszedł wymagającą operację, która przyniosła ze sobą wiele komplikacji. Zdarzyło się, że musieliśmy kilkanaście nocy z rzędu wzywać pogotowie, jednak nikt nie widział problemu. Faszerowano nasze dziecko morfiną. Jak się później okazało, po operacji doszło do infekcji, która wdała się do dróg oddechowych. Skutkiem były zaburzenia pracy serca i płuc, odwodnienie organizmu i dysfagia. Lekarze zasypywali nas tragicznymi informacjami, które docierały do nas jak przez mgłę. Twierdzili, że Piotruś nigdy nie będzie samodzielnie jadł ani pił. Padały również przypuszczenia, że nie przeżyje kolejnych 6. miesięcy. W momencie gdy usłyszeliśmy taką informację, nasz świat się zatrzymał. Zamarliśmy. Czuliśmy tylko przeszywający ból, ale musieliśmy wziąć się w garść. Przecież chodziło o życie naszego syna. Postanowiliśmy wrócić do Polski, w Anglii nie było już dla nas ratunku. Minęły dwa tygodnie pobytu w szpitalu w Lublinie i Piotrek zaczął sam przełykać. Niestety karmienie PEGiem w dalszym ciągu było koniecznością. Przez te wszystkie lata stoczyliśmy nierówną walką o życie dziecka. Piotrek na szczęście jest z nami, ale jego codzienność jest bardzo trudna. Syn codziennie przyjmuje bardzo silne leki, które mają uśmierzyć ból i poprawić jego funkcjonowanie. Z powodu długotrwałego leżenia na lewym boku, jego żebra zostały zdeformowane, klatka piersiowa się zapadła i pojawiły się problemy z sercem oraz płucami. Przez pewien czas Piotruś oddychał tylko jednym płucem. Narodowy Fundusz Zdrowia nie jest w stanie zapewnić mu rehabilitacji, dlatego od trzech lat opłacamy ją sami, prywatnie. Synek ma ćwiczenia pięć razy w tygodniu – każda dwugodzinna sesja kosztuje 320 złotych. Rehabilitacje bardzo pomagają Piotrkowi, zauważyliśmy, że nie ma już duszności, zanikły bezdechy, nie musimy już go wspomagać aparatem oddechowym i nie ma już tak mocnych przykurczy. Największym marzeniem Piotrka jest, by móc siedzieć w wózku i nie odczuwać bólu, co jest możliwe, dzięki intensywnej rehabilitacji. Dużym ułatwieniem byłby dla nas samochód specjalnie przystosowany do osoby niepełnosprawnej. Nie mielibyśmy kłopotu z przewożeniem Piotrka. Jakby tego było mało, spadła na nas kolejna druzgocąca diagnoza. Dowiedzieliśmy się, że tata Piotrka cierpi na nowotwór... Życie nie oszczędza naszej rodziny, bardzo potrzebujemy pomocy! Wasze wsparcie jest jedynym ratunkiem. Tylko dalsza rehabilitacja daje szansę na lepszą przyszłość. Wiemy, że Piotrek już na zawsze jest zależny od nas. Zrobimy wszystko, by mu pomóc. Pragniemy, by cierpiał jak najmniej… Rodzice Piotrka

78 215,00 zł ( 86,49% )
Brakuje: 12 211,00 zł
Oliwia Dobrzeniecka
Oliwia Dobrzeniecka , 17 lat

Mam 15 lat i jedno marzenie – chodzić! Proszę, pomóż mi...

Oliwia ma 15 lat. Przez bardzo poważne wady, z którymi się urodziła, wciąż nie chodzi samodzielnie! Dla 15-latki to dramat... Konieczna jest operacja w szpitalu w Aschau w Niemczech, której cena jest ogromna. Oliwię wychowuję sama, więc jest nam tym trudniej. Proszę Cię, pomóż mi ratować zdrowie i przyszłość mojej córki... Dnia, w którym Oliwka przyjdzie na świat, nie zapomnę do końca życia. Czekałam na nią i tak jak każda mama miałam milion pytań w głowie. Teraz wiem, że nie ma nic cenniejszego niż zdrowie. Córeczka urodziła się z przepukliną oponowo-rdzeniową oraz stopami końsko-szpotawymi. Zdawałam sobie sprawę, że Oliwka będzie wymagała wyjątkowej opieki, leczenia, rehabilitacji, a także operacji. Już w tamtym momencie moje serce pękało na kawałki. Wyobrażałam sobie, ile cierpienia będzie musiała znieść ta mała istotka, którą tak bardzo kocham, którą chcę uchronić przed całym złem tego świata. Oliwia jest już po kilku operacjach, z których ja pamiętam głównie ogromny strach, oczy przepełnione łzami i minuty, które wydawały się wiecznością. Niestety teraz okazuje się, że Oliwia pilnie potrzebuje operacji kolan. Córeczkę wychowuję sama, dlatego zebranie kolosalnych pieniędzy na jej opłacenie jest dla mnie niezwykle trudne. Wciąż jednak nie przestaję wierzyć w dobrych ludzi – w to, że bezinteresowana pomoc naprawdę istnieje... Widzę, jak Oliwka bardzo chciałaby chodzić, biegać, być taką dziewczynką, jak każda inna w jej wieku. Niepełnosprawność niszczy jej życie, a ja nie mogę na to patrzeć bezczynnie!  To miejsce gromadzi niezwykłych pomagaczy, ludzi o dobrych sercach, dzięki którym niemożliwe nie istnieje! Wiem, że z Wami dam radę pomóc mojej córce... Proszę, nie zostawiajcie nas... ➡️ #LICYTACJE DLA OLIWII#

159 022,00 zł ( 86,45% )
Brakuje: 24 920,00 zł
Monika Durak
2 dni do końca
Monika Durak , 32 lata

Nie cofnę czasu, ale mogę odzyskać swoje dawne życie!

To nie tak miało wyglądać... Byłam taka szczęśliwa. Czułam, że jestem właśnie tam, gdzie powinnam być, a teraz to wszystko nie ma już znaczenia.  Są zdarzenia, których konsekwencje zostają z nami już na zawsze. Odciskają piętno, którego nie sposób się pozbyć. Mam szczęście - żyję. Ale to życie stało się niezwykle trudne, pełne barier i przeszkód. Niektórych, nie do pokonania.  Ta historia zginęłaby w stosie wielu podobnych. Tuż po ślubie zaczęliśmy z mężem planować przyszłość. Oczekiwanie na to, co przyniesie kolejny dzień było ekscytujące. To fantastyczny moment w życiu. W moim przypadku brutalnie przerwany. Wszystkie marzenia zeszły na dalszy plan. Niektóre odeszły w zapomnienie i pozostało to najważniejsze o zdrowiu i sprawności.  W jednym momencie ze sprawnej pełnej energii kobiety, stałam się osobą niepełnosprawną. To słowo wciąż mnie przeraża. Wypadek, podczas którego zostałam potrącona przez samochód ciężarowy. Sekunda huku i moment, w którym zdałam sobie sprawę, co właściwie się wydarzyło.  Kiedy doszłam do siebie, miałam wrażenie, że obudziłam się w koszmarze. W wyniku wypadku straciłam nogę, a wraz z nią możliwość poruszania, sprawność, samodzielność. W jakimś stopniu straciłam szansę na normalne życie. Moja rzeczywistość była pełna aktywności: pracowałam z dziećmi, wspierałam potrzebujące zwierzęta. To, co było moim życiem, nagle i niespodziewanie z niego zniknęło. Chcę wrócić, choć częściowo do rzeczywistości, którą znałam, dać sobie szansę. Marzę o tym, by znów stanąć na nogach. Spróbować znów postawić pierwszy krok. Niestety, spełnienie tego pragnienia ma ogromną cenę - proteza oraz rehabilitacja, to ogromne koszty! Kwota przyprawiająca o zawrót głowy. Niestety, ja i moja rodzina musimy zmierzyć się z tą rzeczywistością, i musimy prosić o pomoc.  Bo czas ma tu również ogromne znaczenie. Twoja pomoc jest na wagę zdrowia.  Im szybciej uda mi się zebrać potrzebną kwotę, tym większe szanse na postępy w rehabilitacji. Staję do walki każdego dnia, ale wierzę, że pewnego dnia, osiągnę cel. Proszę, pomóż mi go osiągnąć. Odzyskać nadzieję i energię do działania w walce o lepsze jutro. Jeśli każdy, kto przeczyta moją historię prześle ją dalej, pozna ją wiele osób. Wierzę, że część z was okaże mi wsparcie.  Takich wypadków nie da się przewidzieć. Mógł się zdarzyć każdemu, ale to ja znalazłam się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. Wiele oddałabym, żeby akurat tego dnia się spóźnić czy iść inną drogą. Teraz muszę postawić krok w stronę przyszłości i dać sobie szansę na złożenie życia z kawałków.

88 127,00 zł ( 86,29% )
Brakuje: 14 001,00 zł
Mateusz Płaczek
Mateusz Płaczek , 33 lata

Został brutalnie pobity❗️Potrzebna pomoc dla Mateusza❗️

Był pełen pasji, pomysłów oraz planów na przyszłość. Wszystko to legło w gruzach w nocy z 27 na 28 kwietnia, kiedy to wracając do domu, został brutalnie pobity... Atak zostawił go z urazem głowy a nas z sercami pełnymi strachu o jego życie. Mój brat, 33-letni Mateusz, dotychczas był osobą pełną radości życia, otoczoną gronem przyjaciół, którzy zawsze mogli na niego liczyć. Wrażliwy człowiek, honorowy krwiodawca, uzdolniony muzyk. Dotychczas pracował jako motorniczy tramwaju we wrocławskim MPK, gdzie z ogromnym zaangażowaniem odpowiadał za bezpieczny transport pasażerów.  Po skomplikowanej operacji neurochirurgicznej, polegającej na usunięciu krwiaka mózgu, wiele dni przebywał w śpiączce. Konsekwencją urazu głowy jest upośledzenie pracy układu nerwowego, które objawia się afazją, niedowładem lewej strony ciała, a także zaburzeniami pracy układu oddechowego.  Brat przebywa obecnie na oddziale intensywnej terapii. Oddani lekarze uratowali mu życie, ale jedyną szansą na powrót do samodzielności jest kosztowna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku. Proszę z całego serca o pomoc w zebraniu środków, które pomogą naszemu Mateuszowi stanąć na nogi, odzyskać zdrowie, wrócić do rodziny i przyjaciół. Bliscy

165 100,00 zł ( 86,21% )
Brakuje: 26 390,00 zł
Jarek Kociaba
Pilne!
Jarek Kociaba , 44 lata

Leczenie ostatniej szansy w walce z glejakiem❗️Pomóż Jarkowi❗️

Myśl o tym, że mógłbym zostawić moją żonę Agnieszkę i mojego psa Gaję – zupełnie samych, paraliżuje mnie każdego dnia. Mam glejaka – złośliwego guza mózgu. W Polsce już żadnych nadziei na wyleczenie… Moją nadzieją jest immunoterapia w Niemczech. Oczywiście nie obejmuje jej refundacja, a ja nie mam takich środków, by zapłacić za ostatnią szansę na moje życie…  Dlatego dziś jestem tu i bardzo proszę o pomoc – nawet najdrobniejszą. Terapia mogłaby się rozpocząć nawet jutro, jeśli tylko udałoby mi się zebrać środki. Niestety, mój czas się kurczy…  Lato 2023 – wtedy wszystko się zaczęło. Najpierw od delikatnych drgawek w okolicach klatki piersiowej, drżała mi też ręka i głowa. Lekarz znalazł niski poziom witaminy B12 i przepisał mi ją. W międzyczasie pojechałem – po upewnieniu się, że mi to nie zaszkodzi – na wakacje z żoną. Nie sądziłem, że być może to moje ostatnie wakacje w życiu… Niestety, choć poziom witaminy się unormował, objawy były coraz bardziej dokuczliwe. Dostałem skierowanie do szpitala. Tam po standardowych badaniach usłyszałem dramatyczną diagnozę – jest duży guz w mojej głowie!  Zgodziłem się na operację, choć lekarz przedstawił mi ryzyko. Wysokie… 27 lipca 2023 roku guz został usunięty. Okazało się, że to złośliwy glejak… On bardzo często wraca, niestety – chce odebrać życie… Zacząłem chemio– i radioterapię. Operacja na mózgu zostawiła po sobie skutki uboczne. Do dzisiaj walczę z niedowładem lewej nogi. Nie mogę już nawet iść z Gają do lasu na spacer… Ale to jest nic w porównaniu z walką z glejakiem.  Na początku stycznia miałem kontrolny rezonans. Nie spodziewałem się, że guz tak szybko wróci. Miałem nadzieję, że da mi więcej czasu…  Miałem dwie konsultacje w dwóch szpitalach. W jednym zalecają mi ponowną operację usunięcia guza, w drugim – odradzają. Tam lekarz stwierdził, że ona niewiele pomoże, a dodatkowo skończę albo na wózku inwalidzkim, albo przykuty do łóżka. Już do końca życia, które z glejakiem nie będzie długie…  Szukając innego sposobu walki o życie, który zminimalizuje ryzyko zostania “rośliną”, żona znalazła klinikę w Niemczech, w której specjalizują się w leczeniu guzów mózgu, w tym glejaków. Zaproponowano mi immunoterapię. Leczenie to daje duże szanse na przynajmniej zatrzymanie postępów choroby, a może nawet na cofnięcie się jej! W glejaku trudno mówić o całkowitym wyleczeniu. My – chorzy – walczymy o czas, o jak najlepszą jakość życia. O to, by trwało jak najdłużej… Chciałbym spędzić jeszcze wiele wspólnych chwil z żoną, z moimi bliskimi. Jeszcze zabrać Gaję na spacer… Ta szansa kosztuje ok. 400 000 zł. Choć cały czas biorę sterydy, a mój stan pozwala mi jeszcze pracować, sam nie jestem w stanie zgromadzić takiej kwoty. Całe życie moje i mojej żony wraz z diagnozą zmieniło się o 180 stopni. Nie myślimy i nie mówimy o niczym innych. Wszystko jest ukierunkowane na jeden cel – bym mógł żyć. Dlatego dziś bardzo Cię proszę o pomoc. Za każde, nawet najdrobniejsze wsparcie, z całego serca dziękuję. Jarek Synowie żony Pana Jarosława wyruszyli w podróż rowerową z Polski do Chorwacji. Akcja ma na celu zebranie środków na niezbędne leczenie! ⬇️ Jedziemy na rowerze z Polski do Chorwacji w celu zebrania pieniędzy na zbiórkę Jarka❗️

508 421,00 zł ( 86,11% )
Brakuje: 82 005,00 zł