Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mariusz Harbatowicz
Mariusz Harbatowicz , 29 lat

Chcę żyć bez strachu, chcę walczyć o moją przyszłość! Pomożesz?

Kiedy miałem 15 lat moje życie zmieniło się nie do poznania. Dopiero zaczynałem wkraczać w dorosłość, cieszyć się życiem. Nagle choroba znacząco zmieniła ciąg wydarzeń. Zdiagnozowano u mnie niezłośliwy nowotwór przysadki mózgowej, przez co konieczne było przeprowadzenie dwóch bardzo ryzykownych operacji.  Odkąd pamiętam, sport wiele dla mnie znaczył. Grałem w piłkę nożną, tenisa stołowego, siatkówkę. To właśnie sport uratował mi życie. Pamiętam słowa mojego kolegi z drużyny, który zauważył, że jestem dużo niższy od rówieśników. Zasugerował mi, żebym zrobił badania hormonalne. I to właśnie dzięki niemu jestem tutaj, żyję i mogę walczyć o moją sprawność. Okazało się, że na skrzyżowaniu nerwów wzrokowych mam nowotwór – czaszkogardlaka. To właśnie wtedy rozpoczęły się moja szpitalna historia. Terapie, rehabilitacje, operacje… Niestety po drugiej z nich. kiedy usunięto dużą część guza, straciłem wzrok w prawym oku i 50% widoczności w lewym. Dla młodego chłopaka to ogromna tragedia. Z jednej strony wiem, że żyję i to jest najważniejsze, z drugiej – walczę, by jakość tego życia była jak najlepsza.  Miałem wielkie marzenia o piłce nożnej i o fotografii, a wszystko to zastąpiła walka o życie... Niestety nie był to koniec moich problemów. Oprócz nowotworu zdiagnozowano u mnie kilka innych schorzeń, co skutecznie odebrało mi sen o światowych stadionach. Mam to szczęście, że na swojej drodze wiele razy spotkam naprawdę życzliwych i pomocnych ludzi – zaczynając od byłych i obecnych piłkarzy, muzyków, po osoby znane z telewizji, czy pierwszych stron gazet. To właśnie dzięki nim nie znika moje pozytywne nastawienie do życia. Cieszę się każdą chwilą i każdą możliwość jaką daje mi los, wykorzystuję do końca. Docenia wszystko, co mam, każdą najdrobniejszą rzecz. Życie w chorobie nie jest lekkie. Leki, rehabilitacja i wyjazdy do szpitala w Warszawie, pod którego opieką jestem, generują spore koszty. Chciałbym, chociaż tym nie musieć się martwić. Moja motywacja do działania nie znika. Kocham życie mimo wszystko. Jestem 26-latkiem z głową pełną planów i marzeń. Dlatego bardzo proszę o pomoc! By nie zniknęła nadzieja na ich realizację…  Mariusz

60 274 zł
Edyta Jurczyk
Edyta Jurczyk , 54 lata

Choroba Huntingtona to nasze rodzinne przekleństwo! Pomóż z nią wygrać!

Pierwszy raz o chorobie Huntingtona usłyszałam w 2006 roku, kiedy taką diagnozę postawiono mojej mamie. Byłam wtedy przerażona, a jednocześnie zupełnie nieświadoma tego, co nas czeka... W ciągu czterech lat nasz bezlitosny przeciwnik energiczną kobietę zmienił w pacjentkę wymagającą całodobowej opieki. Po kolejnych czterech latach mama przegrała walkę. Zmarła. Niedługo później taką samą walkę przegrało jej rodzeństwo... Nie mogę wyrzucić z głowy obrazu tego, co choroba robiła z moją mamą... Jak paraliżowała jej nerwy, każdego dnia zabierając więcej i więcej. Jak drobne problemy z koordynacją zamieniła w niemożliwość samodzielnego poruszania się, przełykania.  Na końcu straciła mowę oraz cechy poznawcze. 2 lata przed śmiercią nastąpił  zanik mózgu... Kiedy w 2017 roku straciłam męża, a stan mojego zdrowia znacznie się pogorszył, przez myśl nie przeszło mi, że rodzinna klątwa dotknęła także mnie. Złość i wycofanie przerodziły się w stany depresyjne. Zauważyłam, że coraz częściej mam problem z utrzymaniem równowagi, pojawiło się drżenie rąk i bóle głowy. Diagnozę usłyszałam dopiero rok temu. Koszmar się spełnił. Podczas walki z chorobą mojej mamy o leczeniu dowiedziałam się wszystkiego. Wszędzie słyszałam jednak  "nie ma leku, nie możemy pomóc". Przez prawie 10 lat wiele się w tym temacie jednak zmieniło. Trafiłam na klinikę, która dała mi światełko w tunelu – leczenie przy pomocy wszczepienia do mózgu stymulatora, który pobudzi uszkodzone komórki nerwowe i pozwoli zatrzymać chorobę! Niestety, koszt operacji jest ogromny! Przeżyłam całą chorobę matki, jej śmierć. Nie chcę umierać, jeszcze za wcześnie, mam dla kogo żyć! 5-letnia Maja, bo tak ma na imię moja wnuczka, daje mi motywację! Niestety wiem, że sama nie zdołam zdobyć tak ogromnych pieniędzy. Dlatego proszę – pomóż mi! Edyta

4 944,00 zł ( 4,04% )
Brakuje: 117 397,00 zł
Ignaś Paga
14 dni do końca
Ignaś Paga , 3 latka

Los wydał na niego wyrok❗️ Ignaś walczy o przyszłość i potrzebuje Twojej pomocy!

Jest taki malutki, delikatny i tak bardzo chory! Zrobię wszystko, by mu pomóc, ale tak strasznie się boję, że moje wszystko to za mało... Ignaś urodził się z przewlekłą chorobą nerek. Od swoich pierwszych chwil jest dializowany. I mimo że o zdrowie synka walczę bez wytchnienia, problemów przybywa. W lutym doszło do perforacji jelita grubego, przez co konieczne okazało się jego usunięcie. Operacja spowodowała też inne problemy – dalsza dializa otrzewnowa stała się niemożliwa. Hemodializę natomiast synek znosi potwornie źle.  Coraz częściej brakuje mi sił, ale przecież nie mogę się poddać... Ignaś musi być zdrowy i najszczęśliwszy! Teraz każde przeziębienie niesie za sobą śmiertelne niebezpieczeństwo, ale wierzę, że z Twoją pomocą przezwyciężymy ten okrutny los! Mama  

51 287 zł
Magdalena Rojewska
Magdalena Rojewska , 25 lat

Walczę, by moja córka nie przestała chodzić!

Magda to mój największy skarb. Każdego dnia inspiruje mnie do działania, a swoim uśmiechem potrafi rozwiać najczarniejsze chmury. Wiem, że jej życie nie należy do najprostszych. Chcę zawalczyć o to, by za kilka lat nie była skazana na wózek i niesamodzielną przyszłość.  Urodziła się jako dziecko zdrowe, a później rozwijała się książkowo. Przez myśli mi nie przeszło, że coś może być nie tak. Aż do piątego miesiąca życia, kiedy zamiast uczyć się siadać, traciła równowagę i zaczynała się przewracać. Na początku nie wiedziałam, czy to chwilowe, czy zwiastuje coś niepokojącego. Liczne badania i konsultacje dały jednak jasną diagnozę. Moja Magda jest dzieckiem z mózgowym porażeniem. Zgodnie z informacjami otrzymanymi od lekarzy córka powinna do końca życia być przykuta do łóżka. Gdy usłyszałam, że Magda spędzi resztę życia leżąc, nie chciałam w to wierzyć. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, aby życie mojego dziecka nie było naznaczone chorobą.  Od tamtej chwili wiedziałam, że moja Madzia będzie wymagała całkowitej opieki. Wiedziałam, że jej życie będzie walką o każdy kolejny dzień i postęp. Nie było łatwo. Czasami brakowało już sił i cierpliwości. Jednak gdzieś podświadomie czułam, że się nie podda, że duch walki jej nie opuści, a mnie matczyna miłość dodawała sił! Dziś Magda ma 22 lata. Jest inteligentną i radosną kobietą. Każdego dnia rozwija swoje umiejętności i pasje. Uczy się w szkole, potrafi czytać i pisać. Jest bardzo towarzyska. Udowodniła wszystkim, że mózgowe porażenie dziecięce nie musi być wyrokiem.  Magda potrafi chodzić, jednak każdy krok wymaga od niej ogromnego wysiłku. Bardzo szybko się męczy, a bez regularnej rehabilitacji wypracowane wcześniej efekty mogą po prostu zniknąć. Nie mogę do tego dopuścić. Nie chcę, by lata pracy poszły na marne! Samotnie wychowuję Magdę i jej 12-letnią siostrę Anię. Daję z siebie wszystko, aby córkom niczego nie zabrakło, ale nasze dochody nie pozwalają na zaspokojenie wszystkich potrzeb. Szczególnie dużym obciążeniem są wyjazdy na turnusy rehabilitacyjne, które dają najlepsze rezultaty i poprawiają funkcjonowanie Magdy. Sama nie jestem w stanie uzbierać kwoty na pobyt córki w specjalistycznym ośrodku. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc. Głęboko wierzę, że razem nam się uda! Mama Licytacje dla Magdaleny na rehabilitację

13 223,00 zł ( 44,38% )
Brakuje: 16 566,00 zł
Jakub Skoczylas
Jakub Skoczylas , 40 lat

O dorosłe dziecko martwisz się tak samo... Pomóż mi uratować syna!

W lipcu zeszłego roku wcześnie rano zadzwonił do mnie starszy syn, ledwo wykrztuszając zdanie: „Mamo, Kuba umiera…”  Mój świat się zatrzymał. Czułam, że się zapadam. Dalej dochodziły do mnie głuche słowa, że to był wypadek. Kuba jechał rowerem. Został potrącony przez samochód. Karetka zabrała go w krytycznym stanie do szpitala. Krwotoki, złamania kości czaszki, ostra niewydolność płucna... Moje serce rozpadło się na kawałki. Paraliżujący ból na wskroś przeszywał moje ciało. Najpierw tętniak odebrał mi męża, a teraz miałam stracić syna?  Myślałam, że tego nie zniosę. Od lipca do września nie mogliśmy otrzymać konkretnych informacji o jego stanie zdrowia. Obostrzenia związane z pandemią uniemożliwiły jakiekolwiek spotkania i wizyty. Czas się dłużył, a każdy dzień był wypełniony strachem, czy Kuba jeszcze żyje.  Po trzech miesiącach wybudził się ze śpiączki i w listopadzie został wypisany do domu. Niestety, jego stan z dnia na dzień zaczął się pogarszać. Kuba zachorował na zapalenie opon mózgowych, a jego życiu ponownie zagrażało niebezpieczeństwo. Syn natychmiast musiał wrócić do szpitala, a  koszmar z lipca uderzył ponownie. Ogromny lęk, nieprzespane noce, dziesiątki zdrowasiek i oczy opuchnięte od łez… Nie ma słów, by oddać to, co przeżywałam. Przełom stycznia i lutego był kolejną walką o życie Kuby, z której po wielu dniach wyszedł zwycięsko.  Od dwóch miesięcy przebywa w prywatnym szpitalu rehabilitacyjnym Vratislavia Medica. Miesiąc pobytu w ośrodku to koszt ok. 25 tysięcy złotych. Kwoty są ogromne, ale życie mojego dziecka jest najważniejsze. Dzięki specjalistom tam pracującym widzę jak Kuba stopniowo odzyskuje siły. W końcu samodzielnie oddycha, zaczyna mówić i pisać. Choć kosztuje go to mnóstwo pracy i nerwów, jest zmobilizowany do dalszej pracy. Każdy mały krok ku samodzielności jest ogromną motywacją i nadzieją. Codziennie Kuba do mnie pisze SMSy, albo rozmawiamy przez telefon i mówi o swoich postępach. Mimo tych małych cudów boję się co będzie dalej. To dopiero początek rehabilitacji, a  oszczędności topnieją w zastraszającym tempie. Nie mam już funduszy, by opłacić kolejne miesiące terapii Kuby. Powrót syna do zdrowia jest warty każdej złotówki, zaś praca lekarzy, fizjoterapeutów, logopedów i psychologów jest nieoceniona! To dzięki nim odzyskuję wiarę, że mój syn odzyska sprawność. Zwracam się do Państwa z ogromną prośbą o wsparcie finansowe. Zrobiłam co w mojej mocy, by go ratować. Teraz widzę, że moje możliwości są na wyczerpaniu, a problemy spędzają mi sen z powiek. Drżę o niego i jego zdrowie - nie mogę pozwolić, by jego stan znów się pogorszył. Błagam o wsparcie! Kwota jest ogromna – bez pomocy nie jestem w stanie pomóc mojemu synowi! Renata - mama Kuby

94 196,00 zł ( 64,55% )
Brakuje: 51 719,00 zł
Piotr Dobecki
Piotr Dobecki , 46 lat

Półtonowy balot słomy zmiażdżył kręgosłup i rdzeń Piotrka! Walka o zdrowie i sprawność już trwa - pomóż!

To był wtorek, 15 czerwca 2021 roku. Zaczęły się wtedy pierwsze zbiory. Mieszkamy na pięknych terenach, gdzie mąż dba o rolę i gospodarstwo.  Byłam w domu, Piotrek miał wkrótce skończyć pracę i przyjść. Nie słyszałam jednak, jak mąż woła o ratunek. Warkot silnika skutecznie zagłuszył jego głos. W pewnym momencie zadzwonił telefon – sąsiad powiedział, że bale słomy spadły na Piotra i woła o pomoc. Biegiem ruszyłam do męża, ze strachem w sercu co się wydarzyło… Piotrek leżał w stodole, przygnieciony balotem. Był przytomny, a ja natychmiast wezwałam pogotowie. Piotrek powiedział, że układał siano i na chwilę wyszedł z ciągnika. Nagle poczuł uderzenie jednej beli. Nie zdążył się odwrócić ani odsunąć, gdy druga z całą siłą przygniotła go do ziemi. Jeden taki balot waży prawie 400 kilogramów! Gdy spytałam o ból, odpowiedział, że nie czuje nóg... Helikopterem został przetransportowany do szpitala. Tam przeprowadzono kilkugodzinną operację stabilizacji i odciążenia kręgosłupa. Pierwsze wyniki badań i diagnozy są druzgoczące. Ciężar beli i siła z jaką spadła, zmiażdżyła rdzeń i lędźwiowy odcinek kręgosłupa. Mąż jest sparaliżowany – nie odzyskał czucia ani możliwości poruszania nogami. Przez najbliższe tygodnie jest pod nadzorem lekarzy i zespołu fizjoterapeutów w białostockim szpitalu. Nie potrafię sobie wyobrazić co będzie, gdy mąż wróci do domu. Nasz dom zupełnie nie jest przystosowany do jego stanu. Schody są pierwszym utrudnieniem. Przejścia są za wąskie, by swobodnie przejechać przez nie wózkiem. W łazience brak kabiny prysznicowej i niezbędnych uchwytów, by mógł być samodzielny w codziennych potrzebach. Do tego niezbędna jest rehabilitacja i sprzęt ortopedyczny, by w jak największym stopniu umożliwić mu niezależność. W jednym momencie koszt codziennych potrzeb urósł do ponad dwustu tysięcy złotych!  Jestem tym przerażona. Zawsze to Piotr dbał o bezpieczeństwo naszej rodziny. Wystarczyły sekundy, by nieszczęśliwy wypadek wywrócił nasze życie do góry nogami. Po raz kolejny los doświadcza nas cierpieniem. Straciliśmy pierwsze dziecko, a teraz zagrożone jest życie mojego męża. Zrobię wszystko, by dać mężowi szansę na powrót do zdrowia! Jest moim najlepszym przyjacielem, wspaniałym ojcem i przede wszystkim dobrym człowiekiem. Najbliżsi przyjaciele i sąsiedzi zawsze mogli liczyć na jego pomoc i ciepłe słowo. Dzisiaj to Piotrek potrzebuje wsparcia – wierzę, że wspólnymi siłami uda się postawić go na nogi. Bardzo proszę o wsparcie naszego celu i tej zbiórki! Anna - żona Piotrka

105 207,00 zł ( 49,69% )
Brakuje: 106 496,00 zł
Aleksander Jaworski
Aleksander Jaworski , 7 lat

W pułapce padaczki – ratujmy Olusia!

Od kiedy przyszło mi się zmierzyć z diagnozą synka, mam ciągłe poczucie, że choroba wyprzedza nas o krok. Wciąż wiemy za mało, by stawić czoło przeciwnościom, a niepewność przynosi strach o to, co zdarzy się za chwilę, o to, jak będzie wyglądał każdy kolejny dzień... Oluś urodził się w październiku 2017 roku jako zdrowy chłopiec. Niestety już w drugim miesiącu życia synek zaczął się niepokojąco zachowywać. Rozpoczęła się diagnostyka pod kątem epilepsji, ale początkowe podejrzenie wykluczono. Przez chwilę mogłam odetchnąć z ulgą. Radość nie trwała jednak długo... Synek zaczął tracić świadomość i przytomność, co kończyło się pobytami w szpitalu. Ostatecznie, w dniu, w którym Oluś skończył roczek, potwierdziło się najgorsze - padaczka lekooporna, obniżone napięcie mięśniowe, opóźniony rozwój psychoruchowy. Na pierwszy rzut oka Oluś wygląda jak zdrowy chłopiec, ale tak nie jest. Synek codziennie zmaga się z chorobą, która uniemożliwia mu osiąganie dalszych postępów, a z każdym kolejnym atakiem odbiera również sprawność. Oluś dzielnie walczy o lepsze jutro na terapiach z logopedą, neurologopedą, osteopatą oraz rehabilitantem. Pełna nadziei, zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc dla mojego dziecka. Leczenie oraz dalsza diagnostyka  mogą pomóc w walce z padaczką, która odbiera radość życia mojego kochanego Olusia. Będę wdzięczna za każdy gest!  Ewa, mama

8 924,00 zł ( 12,22% )
Brakuje: 64 056,00 zł
Madzia Kilarska
Madzia Kilarska , 17 lat

Bolesne piętno walki z nowotworem... Nigdy nie przestanę walczyć o Madzię! Błagam, pomóż...

Nie wiem, ile jeszcze sił mam w sobie – sił, które pozwolą mi samotnie walczyć o córkę... Madzia przeszła walkę o życie! Guz mózgu został usunięty, ale nie bez konsekwencji. Moja córka przeszła szereg operacji, które pozostawiły po sobie ślad w postaci niedowładu czterokończynowego. Przez poważne powikłania Madzia nie chodzi, a jedyną szansą na to, by odzyskać to, co zabrał nowotwór, jest pilna operacja. Proszę, pomóż mi za nią zapłacić... Madzia ma obecnie 14 lat. W 2013 roku zdiagnozowano u niej guza mózgu. Moja córeczka miała zaledwie kilka lat, kiedy musiała przeżyć, to co przeraża każdego – pobyt na oddziale onkologii i dramatyczną walkę o życie. Będąc tak małym dzieckiem, musiała codziennie dowiadywać się, czym jest cierpienie. A ja musiałam z bolącym sercem patrzeć na jej ból.  Madzia przeszła operację usunięcia guza, która doprowadziła do wielu powikłań w postaci uszkodzonego nerwu wzrokowego i niedowładu czterokończynowego. W wyniku operacji przestała też mówić… Miałam nadzieję, że po tym wszystkim, co rak nam wyrządził, w końcu odpuści. Niestety po kilku miesiącach guz odrósł, a my musiałyśmy zacząć wszystko od nowa. Konieczne były kolejne niebezpieczne operacje.  Przez poważnie powikłania Madzia nie chodzi... Nowotwór zabrał jej sprawność! Cały czas jest rehabilitowana – w domu i na turnusach. Dzisiaj ma jedno marzenie – znów móc samodzielnie chodzić. Tak jak kiedyś... By tak było, konieczna jest poważna operacja nóg - obustronna osteotomia derotacyjna kości udowych z wewnętrzną stabilizacją gwoździami śródszpilkowymi. Niestety – jej koszt jest porażający! Nowotwór zabrał Madzi bardzo dużą część dzieciństwa. Dom zamienił na szpital, szkołę, na salę rehabilitacyjną. Utraconego dzieciństwa już nie odzyskamy, ale możemy walczyć o to, by Madzia odzyskała zdrowie i sprawność. Proszę, pomóż nam zapłacić za operację... Małgorzata, mama

38 118,00 zł ( 13,51% )
Brakuje: 243 974,00 zł
Mirosław Wąsik
Mirosław Wąsik , 57 lat

By spojrzeć na przyszłość w jasnym świetle

Dziś trochę łatwiej jest mi mówić o tym, jak się zaczęła i jak wyglądała do tej pory moja codzienność, niż w momencie, w którym los rzucił mnie na głęboką wodę. Miałem zaledwie 7 lat, kiedy w szpitalu postanowiono o amputowaniu mi prawej nogi poniżej kolana. Wtedy też musiałem na nowo nauczyć się chodzić, ale nie to okazało się największym wyzwaniem. Rozpoczęła się moja walka o akceptację zarówno ze strony rówieśników, jak i zdrowych, dorosłych osób. Jeszcze jako dziecko pragnąłem być jak każdy inny chłopak. Nie chciałem odstawać od kolegów. Nauczyłem się pływać i jeździć na rowerze, grałem w piłkę, a gdy podrosłem jeździłem na motorze. Wszędzie było mnie pełno. Nie potrafiłbym stać z boku i patrzeć jak inni czerpią radość z życia, podczas gdy los chciał mnie tego brutalnie pozbawić. Zawsze walczyłem o to, by dorównać rówieśnikom, nie poddawałem się i robiłem wszystko, aby się od nich nie odróżniać, a czy mi się to udało? Częściowo na pewno tak. Miałem kolegów, którzy w ogóle nie zwracali uwagi na moją niepełnosprawność.  Udało mi się skończyć szkołę - najtrudniejszy okres w osiąganiu akceptacji, bo czasy nie były przyjazne dla osób niepełnosprawnych. Zacząłem normalnie pracować, aby sprawiedliwie wypracować rentę inwalidzką, na którą przeszedłem w wieku 25 lat z powodu pogorszenia stanu zdrowia.  Pomimo młodego wieku, po kilkudziesięciu lat życia z protezą, dał mi o sobie znać problem z kręgosłupem lędźwiowym, ale i to nie zniechęciło mnie do dalszej kariery zawodowej. Postanowiłem poszukać takiej pracy, która pozwoliłaby mi nadal być aktywnym. Założyłem własną firmę jednoosobową, w której wykonywałem wykończenia mieszkań. Lubiłem tę pracę. Co kilka dni widziałem innego klienta, miałem kontakt z różnymi ludźmi, co dawało mi poczucie, że jestem taki sam jak oni, czułem się potrzebny w społeczeństwie.  Nagle z powodu dalszego pogorszenia zdrowia znów musiałem zmienić swoje życie zawodowe. 12 lat wcześniej przeszedłem skomplikowaną operację nowotworu złośliwego na nadnerczu, dzięki której wygrałem swoje życie. Niestety, musiałem całkowicie zrezygnować z prowadzenia firmy. Nie zamierzałem się jednak poddać. Dzięki dalszemu kształceniu znalazłem pracę agenta ubezpieczeniowego, którym jestem do dziś, a firmę prowadzę razem z żoną. Praca ta daje mi również możliwość kontaktu z przeróżnymi ludźmi. Mam satysfakcję, że mogę innym pomóc, podzielić się swoimi doświadczeniami życiowymi. Moim największym marzeniem jest spacer brzegiem morza, bez butów i długich spodni. Mimo, że staram się być twardy, są pewne aspekty życia, których nie chcę pokazywać innym. Chcę czuć się swobodnie i bez żadnego skrępowania, dlatego zwracam się do Państwa z prośbą o wsparcie w zebraniu środków na zakup protezy. Każda stoczona do tej pory batalia daje mi coraz większą wiarę w dalszy sens istnienia, a każdy dzień siłę, by się nie poddawać. Z Państwa wsparciem mam szansę pokonać wszystkie przeciwności i z nadzieją spojrzeć w przyszłość. Mirek 

1 052,00 zł ( 3,62% )
Brakuje: 27 991,00 zł