Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Tomek Albin
Tomek Albin , 40 lat

❗️Guz mózgu, udar, a potem wypadek... Dość już krzywd Tomka - pomocy!

Oddałbym wszystko, żeby tylko Tomek nie zaznał już więcej krzywd. To, ile przeżył, ile wycierpiał, trudno opowiedzieć, a co dopiero pojąć. Jesteśmy zmęczeni, wykończeni tym piekłem, które zgotował nam los... Guz mózgu. Udar. Wypadek... Ile jeszcze tragedii nas czeka? Zasypiam, bojąc się, co przyniesie jutro... Tomek stracił wzrok, gdy miał 3 latka. Guz mózgu... Był malutkim dzieckiem, kiedy przyszło mu zmierzyć się ze śmiercią. Walkę o życie udało mu się wygrać, pozostawiła na nim jednak okrutne piętno. Skazała na życie w ciemności. Przez pewien czas było wszystko dobrze. Tomek cieszył się życiem, jeździł z naszą mamą na wycieczki, szkolenia. Poruszał się o lasce, cieszył życiem, uśmiechał. Wszystko robił sam, nie potrzebował opieki. Mimo swoich chorób Tomek był samodzielny i aktywny. Wtedy przyszedł 2018 rok, który zniszczył wszystko. Brat przeszedł udar mózgu. Cała jego lewa strona ciała stała się bezwładna... Wiedzieliśmy, że nie możemy się poddać. Wspólnie z mamą znaleźliśmy oddział rehabilitacyjny, w którym mieli pomóc Tomkowi. To zdarzyło się tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Brat niał wyjść na przepustkę, spędzić ten czas z nami w domu. Ma tylko mamę i mnie. Bardzo się cieszył, odliczał każdy dzień, każdą minutę do spotkania z nami. Niestety się nie doczekał... W szpitalu zdarzył się wypadek, który drastycznie pogorszył jego stan. Tomek doznał urazu głowy. Uderzył głową o posadzkę, pękła mu kość. Tak go pilnowano... Święta spędziliśmy przy jego łóżku... Nie było kolęd, wigilijnego stołu, radości... Tylko szpital i strach o życie Tomka. Czekały go 3 poważne operacje, lekarze przygotowywali nas na to, że nie może przeżyć... Że to są chwile, kiedy widzimy go po raz ostatni. Tomkowi udało się przeżyć, ale jego stan był bardzo ciężki... Nie mówił, nie chodził, trzeba było go przebierać, kąpać, karmić... Usunięto mu kość w głowie. Szpital nie chciał go przyjąć, prognozowano, że Tomek będzie "warzywem"... Ufaliśmy specjalistom, a oni zaniedbali Tomka. Doszło do wylewu krwi do mózgu. Kolejną operację, już w innym szpitalu, brat zniósł bardzo ciężko. Był o włos od śmierci, cudem udało się go uratować. Nie chcąc narazić brata na kolejne zaniedbanie ze strony służby zdrowia, postanowiliśmy zabrać go do domu. Uznaliśmy, że to jedyny sposób, bo w szpitalu po prostu umrze. Zaaranżowaliśmy z mamą życie tak, żeby poświęcić je opiece nad Tomkiem... Brat wymaga opieki 24 godziny na dobę. Ktoś z naszej dwójki jest przy nim cały czas. Jest ciężko. Bardzo... W domu od dwóch lat jest płacz. Staramy się, jak możemy, każdy grosz poświęcamy na leczenie i rehabilitację Tomka... Wszystko, żeby niczego mu nie brakowało. Teraz Tomek siedzi, mówi pojedyncze słowa, niestety wciąż nie chodzi. Tomek wymaga leków i kosztownej rehabilitacji. Robię co w mojej mocy, aby zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje, ale to wciąż kropla w morzu... Dlatego proszę o Twoją pomoc. Tak bardzo pragnę, aby moja mama i brat znów mieli uśmiech na twarzy... Chciałbym spojrzeć mu w oczy i ze spokojem obiecać, że wszystko będzie dobrze. Chciałbym mieć pewność, że mu pomogę. Oddałbym bratu wszystko, nawet życie, byle by już nie musiał cierpieć.  Proszę, błagam, nie bądź obojętny na jego los... Brat Tomka, Ernest ➡️ Pomoc dla Tomka - licytacje na Facebooku

39 380,00 zł ( 68,39% )
Brakuje: 18 195,00 zł
Agnieszka Bednarczyk
Agnieszka Bednarczyk , 49 lat

Pijany kierowca omal nie zabił Agnieszki! Pomóż!

22 grudnia 2019 roku pijany kierowca zmienił życie Agnieszki Bednarczyk w piekło. Młody mężczyzna, jadąc z niedopuszczalną prędkością, uderzył w samochód, obok którego stała, po czym uciekł z miejsca wypadku.  Agnieszka w wyniku uderzenia doznała bardzo poważnych obrażeń. Najbardziej ucierpiała głowa. Lekarze stwierdzili wiele złamań, pęknięć  i przesunięć odłamków kości. Od pękniętej podstawy czaszki, poprzez oczodoły, nos, kości jarzmowe, krtań aż po kość gnykową gardła. Liczne operacje i zabiegi mające na celu ratowanie życia i zdrowia powiodły się. Jednak to dopiero początek drogi Agnieszki. Nadal nie przywrócono podstawowych funkcji zgryzu. Możliwa jest tylko dieta papkowata, utrudniona jest wymowa, a pozostawione do zachowawczego zrostu złamania powodują dysfunkcje, ból i zniekształcenie twarzy. Konieczna będzie rekonstrukcja stawu skroniowo-żuchwowego. To kosztowny, długotrwały i kilkuetapowy proces leczenia, który potrwa od 3 do 4 lat. Tego typu rekonstrukcje nie są refundowane, są też rzadko wykonywane w Polsce. Koszt całego leczenia to kwota od 350 do 400 tys. zł.  Rekonstrukcja powinna odbyć się maksymalnie do 12 miesięcy od wypadku, ze względu na odbywającą się cały czas przebudowę kości w obrębie złamanego i przemieszczonego stawu skroniowo-żuchwowego twarzoczaszki. Zostało więc naprawdę niewiele czasu! Zaledwie dwa miesiące… Prosimy, nie bądźcie obojętni! Tylko dzięki Wam Agnieszka może otrzymać drugie życie oraz wrócić do wykonywania zawodu, który jest jej pasją!  

16 311,00 zł ( 3,81% )
Brakuje: 411 349,00 zł
Piotruś Prokop
Piotruś Prokop , 5 lat

Choroba, która odbiera dzieciństwo i niszczy życie – ratujemy Piotrusia!

Nie ma większego bólu od tego, który czuje matka, kiedy dowiaduje się, że jej dziecko jest bardzo poważnie chore... I ja pamiętam tamte dni, całe godziny spędzone z synkiem w szpitalu, w nadziei, że w końcu uda się dowiedzieć co jest mojemu dziecku. Niestety, wraz z poznaniem diagnozy przyszło kolejne załamanie... Miałam nadzieję, że kiedy dowiem się, co dokładnie dolega Piotrusiowi, lepiej poznam naszego przeciwnika i tym samym nauczę się jak z nim walczyć. Badania genetyczne wykazały u Piotrusia Zespół Aicardiego-Goutieresa, czyli bardzo rzadki zespół wad wrodzonych. Chorobę, którą do 2017 roku zdiagnozowano u trójki dzieci. Chorobę, która niszczy życie... W lipcu 2020 Piotruś skończył roczek. Do tej pory nie siedzi, nie raczkuje, nie gaworzy, ale mimo to jest wspaniałym, uśmiechniętym chłopcem, dla którego muszę zapukać do każdych drzwi, za którymi może kryć się pomoc. Być może już niedługo synek zakwalifikuje się do eksperymentalnego leczenia w Stanach Zjednoczonych, jednak do tej pory muszę mieć środki, by go rehabilitować, leczyć i dalej badać. Muszę zrobić wszystko, by Piotruś był w jak najlepszym stanie, kiedy leczenie będzie już możliwe.  Niestety mimo ogromnego wsparcia, jakie płynie do nas ze strony rodziny i przyjaciół, jest coraz trudniej. Staram się nie tracić wiary w to, że chorobę Piotrusia da się zatrzymać! Jako mama zrobię wszystko, by jak najlepiej mu pomóc, by jego życie, mimo choroby, mogło być piękne. Dziś przyszło mi prosić Was o pomoc, o nadzieję, że chorobę Piotrusia nie odbierze mu beztroski dzieciństwa. Na niczym innym tak bardzo mi nie zależy, jak na jego zdrowiu i szczęśliwym życiu! Proszę, pomóż... Maja - mama Piotrusia

151 470 zł
Barbara Duras
Barbara Duras , 58 lat

Gdy życie boli za bardzo...

Życie tak bardzo mnie doświadczyło. Od dziecka nie było mi dane zaznać bezpiecznego, ciepłego domu. Samotność bolała coraz bardziej, a wraz z nią pojawiało się więcej problemów zdrowotnych. Przez te wszystkie lata mogłam liczyć tylko na siebie, jednak przyszedł moment, gdy muszę prosić o pomoc... Na cukrzycę choruję już 10 lat. Nie myślałam, że choroba tak bardzo pozbawi mnie sprawności. Nikt nie powiedział mi, jakie mogą być jej konsekwencje. Rok 2019 rozpoczął się operacją kręgosłupa. Uciski w pachwinach promieniowały aż do odcinka lędźwiowego. Pierwsza operacja w lutym, druga w październiku. Starałam się wracać do sprawności, ale nie było łatwo. Rok później, w wyniku komplikacji, doszło do częściowej martwicy palców u stopy. Lekarz poinformował mnie, że nie ma ratunku i musimy amputować całą stopę. Pierwszy ogromny cios. Niestety rana się nie goiła. Rokowania były bardzo złe. W konsekwencji kolejna amputacja na wysokości kości piszczelowej i strzałkowej. Cieszyłam się, że udało się ocalić moje kolano. Wierzyłam, że dzięki temu będzie łatwiej wrócić mi co sprawności. Jednak przyszedł ból, a nadzieja odeszła w zapomnienie. Rana się nie goiła, trzeba było oczyszczać tkankę. Bezskutecznie. Pojawił się silny zespół bólowy. Było mi już wszystko jedno. Pomimo otwarcia rany i zastosowania antybiotykoterapii celowanej nic dobrego się nie działo... Poziom amputacji musiał zostać podwyższony na wysokości połowy uda. Dolegliwości bólowe w końcu się zmniejszyły, rana wreszcie zaczęła się goić. Ale to w jak złym stanie psychicznym byłam, nie da opisać się słowami. Czułam się fatalnie. Zastanawiałam się kiedy ta czarna chmura wisząca nade mną zniknie. Poprosiłam o pomoc psychiatryczną… Jedyny ratunek na powrót do codzienności.  Dziś już nic nie wygląda tak, jak kiedyś. Po wyjściu ze szpitala zostałam pozostawiona samej sobie. Pandemia pokazała swoje najgorsze oblicze. Żadnych wskazówek jak zmieniać opatrunki, żadnych wizyt domowych, nic. Dodatkowo druga nogach też zaczyna być w coraz gorszej kondycji. Stopa robi się jak kamień. Bardzo się boję, że to początek najgorszego. Pozostaje mi modlić się i prosić Was o pomoc, bym mogła znów poczuć się niezależnym człowiekiem. Zostałam całkiem sama. Nie mam dzieci ani męża. Niedawno odszedł mój brat, który jako jedyny mnie wspierał… Została mi tylko mama, która ma już ponad 70 lat i nie jest w stanie mi pomagać.  Być może proteza da mi, choć namiastkę samodzielności. Tak bardzo chciałabym móc być szczęśliwa, wierzyć w lepsze jutro, codziennie budzić się z nadzieją w to, że jeszcze będzie dobrze… Barbara

13 062 zł
Adaś Tuchowski
Adaś Tuchowski , 8 lat

Trwa walka z czasem. Podanie komórek macierzystych musi odbyć się jak najszybciej!

Każdy dzień oddala nas od spełnienia największej nadziei związanej z leczeniem Adasia… Rozpoczęcie terapii zaplanowano na grudzień, a my wciąż nie jesteśmy gotowi! Pomóż nam zawalczyć o przyszłość dziecka!  Adaś żyje w bańce, zamknięty we własnym świecie - jest więźniem własnego ciała. A my, mimo usilnych prób, mimo ciężkiej pracy nie umiemy się przez niego przebić. Nie jesteśmy w stanie przekroczyć magicznej granicy porozumienia, która pozwoliłaby nam na normalne funkcjonowanie.  Kiedy dziecko zaczyna mówić, rodzice każdego dnia słuchając tego, co mówi, mają niepowtarzalną okazję zobaczyć świat jego oczami. Spojrzeć na rzeczywistość z zupełnie innej perspektywy.  My do świata naszego synka nie mamy wstępu - ciężka postać autyzmu powoduje, że nie komunikuje swoich potrzeb, nie mówi, jest właściwie odcięty od wszystkiego, co dzieje się wokół. Od kilku lat, każdego dnia toczymy ciężką walkę o to, by znaleźć cegiełkę, która będzie stanowiła naszą furtkę do fortecy zbudowanej przez chorobę. Niestety, wszystkie dotychczasowe próby skończyły się niepowodzeniem. Co gorsza, mamy potwierdzone informacje, że czas nam się kończy, bo nauka mowy w naszym przypadku może być niezwykle trudna.  Terapia komórkami macierzystymi to na ten moment ostatnia nadzieja na pomoc i walkę o lepsze jutro dla naszego synka. Adaś jest 4-latkiem - leczenie w jego przypadku musi rozpocząć się jak najszybciej. W innym przypadku, nadzieje na poprawę, na uwolnienie synka z objęć choroby, przepadną na zawsze!  To przerażające, bo walka z czasem jest niezwykle trudna i wymagająca - kreślimy kolejne dni z grudniowego kalendarza z rosnącym przerażeniem, bo pierwsze podanie komórek macierzystych musi się odbyć jeszcze w tym miesiącu, inaczej ośrodek, do którego otrzymaliśmy kwalifikację, nie będzie mógł zaoferować prowadzenia terapii. Potrzebujemy ponad 10 tysięcy złotych, by opłacić pierwsze podanie - to najdroższy etap całego leczenia. Boimy się tak wielu rzeczy, ale wciąż w naszych sercach jest nadzieja! Iskierka, która podpowiada, że w walce o Adasia nie wszystko stracone. To ty i twoja pomoc dajecie nam szansę na lepsze życie, na namiastkę samodzielności dla naszego synka, który od wielu lat boryka się z problemem, o którym nawet nie może powiedzieć.  Czasem myślę, że bardzo chciałbym 100 razy jednego dnia usłyszeć z jego ust dziecięce pytanie “dlaczego?” niż znów trafić na porażającą ciszę… Ta w przypadku dzieci nigdy nie świadczy o niczym pozytywnym.  Nadzieja umiera ostatnia. W naszym przypadku trwa, dopóki mamy wokół siebie dobrych ludzi. Nie czekamy z założonymi rękami, ale sami nie mamy szans. W naszym przypadku każda, najmniejsza pomoc to iskierka nadziei na lepsze jutro. Dla Adasia niepowtarzalna szansa na walkę i samodzielność, dla nas pokonanie bariery, za którą czeka przepustka do świata naszego dziecka, który przez wiele lat pozostawał poza naszym zasięgiem. Zechcesz pomóc spełnić nasze marzenie o zdrowiu?

14 328,00 zł ( 19,37% )
Brakuje: 59 609,00 zł
Aleksandra, Wiktoria i Beniamin Waszyńscy
Aleksandra, Wiktoria i Beniamin Waszyńscy , 49 lat

Miał być azylem, teraz sypie im się na głowy! Uratuj bezpieczeństwo rodziny, pomóż im wyremontować dom!

Tak bardzo mi ciężko... Kiedyś miałam poczucie, że wszystkim problemom stawimy czoła, że przeszkody na naszej drodze są chwilowe i radziliśmy sobie, zawsze razem. Teraz zostałam sama. Zmarł mój mąż, ukochany ojciec moich dzieci. Wraz z jego odejściem bezpowrotnie straciłam poczucie bezpieczeństwa i pewność, że wszystko się ułoży... Beniamin zmaga się z astmą oskrzelową, która przez stan naszego domu stale się zaostrza. Wiktorii też chciałabym zapewnić jak najlepsze warunki... Tymczasem dom, który kiedyś przepełniony radością tętnił życiem, dzisiaj stanowi dla nas niebezpieczeństwo! Wszechobecna wilgoć, grzyb, odpadające płaty farby... Czy w takim miejscu można czuć się dobrze? Jedna ze ścian pękła, zmieniając dom w tykającą bombę, która w każdej chwili może wybuchnąć. Co wtedy z nami będzie? Nie możemy zostać bez dachu nad głową! Mieszkają z nami też moi rodzice. Zmagająca się z nowotworem mama i słabowidzący tata, który ma problemy z poruszaniem się. Wiem, że dla nich muszę być silna. Tylko jak, skoro problemy nie dają mi w nocy spać... Skoro robię, co mogę, żeby posklejać nasz budżet, a mimo to problemy spływają na nas lawinowo... Tak bardzo mi ciężko pokazywać Ci zdjęcia, opisywać naszą historię i prosić Cię o pomoc... Tak bardzo mi ciężko, ale wiem, że nie mam innego wyjścia... Na szali leży przyszłość mojej rodziny, której nie uratuję sama! Pomóż nam odzyskać dom, w którym będziemy bezpieczni i szczęśliwi, proszę... Aleksandra

48 872 zł
Kasia Rocka
Kasia Rocka , 43 lata

Niezależność to najwspanialszy dar, jaki rodzice mogą ofiarować niepełnosprawnemu dziecku!

Już raz 2 lata temu za pomocą siepomaga prosiłam dobrych ludzi o pomoc. Minęło sporo czasu, ale ja wciąż jestem osobą niepełnosprawną i w dalszym ciągu potrzebuję pomocy... Oto moja historia: Czy to błąd lekarzy, nieszczęśliwy zbieg okoliczności, zły los? Dziś, po latach, już o tym nie myślę. Nie mam na to siły i czasu, bo bardzo dużo wysiłku wkładam w walkę o swoją samodzielność. Jeżdżę na wózku inwalidzkim i żeby utrzymać odpowiednią formę fizyczną, potrzebuję wielu godzin intensywnej rehabilitacji.  Nie jest łatwo wołać o wsparcie, jednak to moje jedyne wyjście. Urodziłam się 2,5 miesiąca za wcześnie. Poród był długi, ciężki i skończył się niedotlenieniem. Otrzymałam "prezent" na całe życie - mózgowe porażenie dziecięce. W pakiecie zwiększone napięcie mięśniowe w nogach i rękach, jak również duże bolesne skrzywienie kręgosłupa, bardzo utrudniające wykonywanie prostych, codziennych czynności. MPD - ten skrót mózgowego porażenia dziecięcego prześladuje mnie od samego początku. Jest odciśnięty na mnie jak niewidzialny tatuaż i mimo swojej nazwy, nie skończył się magicznie z osiągnięciem pełnoletności. Godziny spędzone na sali ćwiczeń pomagają mi jednak choć trochę oszukać moje przeznaczenie, schowane pod tymi trzema literami. Nigdy się już nie dowiem, jak to jest być w pełni sprawną, ale dzięki ciężkiej pracy swojej i wielu fizjoterapeutów udało się moje ciało ulepszyć. Zwykłe utrzymanie równowagi, nad którym zdrowi ludzie właściwie się nie zastanawiają, dla mnie stanowi sukces na miarę lotu w kosmos. Skończyłam 39 lat. Moi rówieśnicy tak bardzo przyzwyczaili się do swojej samodzielności, że już dawno zapomnieli, co to słowo może oznaczać. Dla mnie to szczyt marzeń. Samej zrobić zakupy albo przygotować herbatę. Są tacy, których nie ruszają wysokości mniejsze niż 8 tysięcy. Ja się cieszę z wyprawy w Góry Świętokrzyskie... Sala rehabilitacyjna do ćwiczeń stała się moim drugim domem. Regularne zajęcia ze specjalistami pozwalają zachować rzadko używane mięśnie i stawy w jak najlepszej formie. Pochłaniają też, niestety ogromne kwoty. Nie jestem w stanie samodzielnie sobie pozwolić na tak ogromne wydatki, dlatego proszę o pomoc. Moja przyszłość jest w rękach dobrych ludzi. Mam nadzieję, że będziesz wśród nich... Kasia

22 558,00 zł ( 33,98% )
Brakuje: 43 825,00 zł
Mikołaj Skowroński
Mikołaj Skowroński , 7 lat

Po operacji serca Mikołaj doznał udaru – wciąż walczymy o jego zdrowie!

Wada serduszka, dwa małe ubytki – od tego wszystko się zaczęło. W pierwszych miesiącach po urodzeniu musieliśmy walczyć o życie Mikołaja. Niestety – po operacji doszło do udaru, z którego konsekwencjami zmagamy się do dzisiaj. Rehabilitację zaczęliśmy tak szybko, jak tylko było to możliwe. Dzięki pomocy cudownych ludzi w ostatnim roku mogliśmy kontynuować rehabilitację bez strachu o środki finansowe. Niestety, wciąż jest jeszcze wiele do zrobienia – rehabilitację trzeba kontynuować. Wiemy, jakie cuda potrafią się zdarzyć, jeśli tworzy się coś razem. Prosimy, pomóż nam dalej walczyć o zdrowie Mikołajka... O wadzie serduszka dowiedzieliśmy się jeszcze w ciąży. Wykryto wtedy dwa ubytki – międzykomorowy i międzyprzedsionkowy. Po porodzie kolejne diagnozy spadały jak lawina. Ciężki poród spowodował, że Mikołaj urodził się niedotleniony. Mikołaj miał tylko 4 miesiące, kiedy lekarze zadecydowali o operacji serduszka. Bałam się wtedy tak, jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. Mikuś był jeszcze taki malutki, jego serduszko miało tylko kilka centymetrów. Po operacji doszło do udaru… Udar i wcześniejsze komplikacje okołoporodowe doprowadziły do szczękościsku i napięcia mięśniowego, przez które Mikołaj do dziś nie jest w stanie poruszać się tak jak zdrowe dzieci. W maju, dokładnie w dzień swoich pierwszych urodzin, Mikołaj przeszedł operację rozszczepu podniebienia. Zamiast tortu, balonów i zdmuchiwania pierwszej w życiu świeczki, był szpital.  Z Instytutu Matki i Dziecka, inaczej jak większość pacjentów, wyszliśmy z sondą.   Mimo że wielkim osiągnięciem we wrześniu 2018 roku pozbycie się sondy żywieniowej, po upływie 2 lat Mikołaj nadal ma problemy z jedzeniem. Nadal jest w terapii neurologopedycznej i logopedycznej, ponieważ nadal nie mówi. Uczestniczy w rehabilitacji ruchowej oraz terapii integracji sensorycznej. To nasze wiodące terapie, które być może będą potrzebne całe życie Mikołaja.  Dzięki naszemu uporowi i ciężkiej pracy Mikołaj bardzo wiele osiągnął. Niestety wiemy dobrze, że to nie koniec naszej walki – musimy jeszcze zawalczyć o mogę i w miarę możliwości samodzielne funkcjonowanie. Musimy zrobić wszystko, by to, co zdarzyło się po operacji serduszka, nie zaważyło na całym życiu naszego synka. Pomożesz nam w tym?

9 453,00 zł ( 34,84% )
Brakuje: 17 675,00 zł
Oriana Puda
Oriana Puda , 37 lat

Zawsze pomagałam innym, dziś sama potrzebuję pomocy!

Życie pisze własne scenariusze, a jedyna pewna kwestia to: niepewność… Tak w kilku słowach mogę opisać moje doświadczenia. W momencie, kiedy zdawało się, że wszystko się układa, a ja jestem we właściwym miejscu, zdarzył się wypadek. Odebrał mi wiele, ale nie zabrał nadziei… Plan na życie miałam prosty. Chciałam dzielić się tym, co potrafię z innymi. Stąd wybór ścieżki życiowej - nic nie było tu dziełem przypadku - studia pielęgniarskie miały zapewnić mi wiedzę i zbudować podstawy do kolejnych kroków. Pracowałam jako opiekun medyczny. To zajęcie pełne wyzwań - na polu psychicznym i fizycznym. Wiedziałam jednak, że warto, każda osoba, której udało mi się pomóc była dla mnie potwierdzeniem, że to co robię ma sens. Czasem słyszy się, że takich ludzi jest za mało… Niekiedy doskonale zdaję sobie sprawę dlaczego - obserwowanie problemów i choroby innych nie jest łatwe. Ta ścieżka uczy wrażliwości, empatii, bycia otwartym…  Nigdy, nawet w najgorszych wyobrażeniach nie byłam w stanie tego przewidzieć. Wypadek samochodowy. Ogólne urazy, obicia, zadrapania. I najgorsza wiadomość: stłuczenie rdzenia kręgowego, którego efektem jest niedowład czterokończynowy i uszkodzenia wielonarządowe. Nie jestem w stanie opisać tego, co czuję, nie jestem w stanie przekazać bólu, który sprawia ograniczenie samodzielności. To tak, jakby ktoś odebrał integralną część mnie, jakby ktoś pozbawił mnie tej części życia, którą kochałam najbardziej.  To, czy wstanę z wózka nie do końca zależy ode mnie. Bo gdybym miała tę moc, nie zawahałabym się ani przez chwilę. Gdybanie nie jest w mojej naturze. Zdecydowanie wolę działanie, ale te są zależne od środków, które będę w stanie zdobyć na stałą rehabilitację. Koszty są ogromne, a od nich zależy moja przyszłość… Potrzebuję wsparcia i pomocy! Potrzebuję, by pomógł mi wydostać się z pułapki własnego ciała!  Jeśli dobro wraca, wierzę, że znajdę tu dobrych ludzi, którzy pomogą. Bo w mojej sytuacji nie znajduję innego wyjścia, jak poprosić. To szalenie trudne, bo do tej pory zawsze to ja byłam gotowa nieść wsparcie tym, którzy go potrzebują. W pewnym momencie, w 2018 roku, tuż po wypadku, ktoś wcisnął w moim życiu przycisk “stop”, ale ja nie jestem człowiekiem, który łatwo się poddaje i rezygnuje jeszcze przed rozpoczęciem walki. Wiem, że rehabilitacja będzie trwała długo. Wiem, że to bolesny i wymagający proces, ale jestem gotowa na każde poświęcenie. Wierzę w to, że się uda. Jeśli straciłabym nadzieję, na dalszą walkę nie miałabym szans.  Jedyne, co mogę zrobić to zapewnić, że zrobię wszystko, by wygrać tę walkę. Jeśli pomożesz mi walczyć o najważniejszy cel: sprawność i samodzielność, nigdy nie zmarnuję otrzymanej szansy. Wiem, że każdy na nią zasługuję, dlatego proszę - nie zostawiaj mnie samej!

23 824,00 zł ( 34,61% )
Brakuje: 45 001,00 zł