Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Ganna Vikhot
Ganna Vikhot , 65 lat

Niosła pomoc innym, teraz sama jej potrzebuje

Ganna to nasz dobry duch. Przez rok troskliwie i z ogromnym zaangażowaniem  i niemal do samego końca zajmowała się moją schorowaną żoną. Teraz życie postawiło nas w takiej sytuacji, że musimy wesprzeć Gannę równie mocno.  Była wspaniałą opiekunką, niezwykle sumienną, wrażliwą i cierpliwą przy trwających godzinami karmieniach. Jesteśmy jej niezmiernie wdzięczni i ponieważ ona z takim sercem opiekowała się niemal do końca naszą kochaną i bardzo już biedną Wandą, bardzo chcemy jej pomóc, aby mogła odzyskać zdrowie tak dalece jak to możliwe i wrócić do swojej rodziny. Wypadek. Na oznaczonym przejeździe rowerowym samochód prowadzony przez nieodpowiedzialnego kierowcę uderza w tylne koło opuszczającej przejazd rowerzystki. Siła uderzenia jest tak duża, że odwraca rower i jadąca na nim osoba lewą stroną ciała uderza w samochód. Skutkiem są poważne obrażenia głowy, liczne złamania, rana otwarta lewego płuca i przebicie żołądka. Pani Ganna spędziła na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Krakowie ponad 50 dni, obecnie została przeniesiona na Oddział Neurologiczny. Od paru dni oddycha samodzielnie bez respiratora, karmiona jest jeszcze przez sondę, ale powoli zaczyna ponownie nawiązywać kontakt z otoczeniem. Warunkiem powrotu do życia jest przynajmniej kilkumiesięczna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku. Przy obecnym stanie miesiąc rehabilitacji to ponad 20 tys. zł. Takich kwot ani ona, ani jej rodzina nie posiada. Jedyną szansą na rehabilitację jest Twoja pomoc! Krzysztof

29 054,00 zł ( 30,24% )
Brakuje: 67 010,00 zł
Nikodem Rakoczy
Nikodem Rakoczy , 6 lat

Dzieciństwo, które zabiera choroba... Pomagamy Nikosiowi!

Jedyne czego naprawdę bym chciała, o czym naprawdę marzę, to by mój ukochany synek Nikoś, był zdrowym dzieckiem. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego o każdy krok rozwojowy musi tak ciężko walczyć... Chciałabym móc powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Niestety, nie będzie to możliwe bez specjalistycznego sprzętu, kompleksowego leczenia i rehabilitacji… Nikodem nie miał łatwego startu – właściwie od samego początku całe jego życie toczy się w cieniu leczenia, rehabilitacji, ale też cierpienia, którego przyczyną jest długa lista chorób i dolegliwości... Synek urodził się z małogłowiem oraz mózgowym porażeniem dziecięcym. Już w pierwszych dniach po urodzeniu, lekarze zauważyli u niego drgawki toniczno – kloniczne, drżenie rąk i nóg, hipoglikemię oraz wzmożone napięcie mięśniowe...  Mimo że synek ma już 3 lata, wciąż nie potrafi samodzielnie się poruszać, siedzieć, zjeść, ubrać i mówić. Nikodem wymaga stałej opieki i pomocy w każdym aspekcie życia. Choć niesprawność ruchowa jest najbardziej widoczną dysfunkcją Nikosia, to naszemu synkowi towarzyszą również zaburzenia w sferach poznawczych i komunikacyjnych. Często, gdy wieczorami opadam z sił, zamykam oczy, wyobrażając sobie, że to  tylko zły sen, a Nikoś jest zdrowym, pełnym energii chłopcem. Niestety, kiedy je otwieram, dopada mnie szara, trudna rzeczywistość... Synek jest moim skarbem, jest wyjątkowy, pogodny i często się uśmiecha...  Niestety, już teraz choroby znacznie obniżyły jego jakość życia. Dzieciństwo Nikosia niczym nie przypomina tego, które wiodą jego rówieśnicy. Nasz harmonogram wypełniają po brzegi konsultacje i wizyty u specjalistów.  Obecnie opiekuję się zarówno Nikosiem, jego młodszą siostrą, jak i chorą mamą. Wydatki mnożą się każdego dnia... Synka nie uleczy moja wielka miłość, potrzebuje dalszej, intensywnej rehabilitacji, leczenia oraz drogiego sprzętu. Niestety nie stać nas na pokrycie tak wielkich kosztów! Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak prosić Was o pomoc!   Kamila - mama Nikosia   

27 636 zł
Marcelina Józefowska
5 dni do końca
Marcelina Józefowska , 15 lat

Wózek inwalidzki to ostateczność! Ratujemy Marcelinkę!

Moje życie podporządkowane jest jednemu - walce o jej zdrowie... Marcelinka miała 2 latka, gdy zdiagnozowano u niej Dziecięce Porażenie Mózgowe. Dziś ma 12 lat, a my wciąż walczymy o jej sprawne kroczki... Nasza walka jest trudna - jest w niej dużo bólu, strachu, pobytów w szpitalu, ale też w nadziei... I o tę właśnie nadzieję Was proszę - nadzieję na zdrowe życie Marcelinki. W tamtym momencie czułam, że trzymam na rękach maleńką istotkę, najważniejszą na całym świecie... 26 marca 2009 roku, ważąc niecałe 2 kilogramy, urodziła się Marcelinka. Od samego początku jej życie nie było usłane różami... Zamiast w moje kochające ramiona, Marcelinka trafiła pod obserwację lekarzy. Okazało się, że moja córeczka jest chora... Już w pierwszej dobie życia córeczka musiała przejść operację niedrożności jelit. Czy już kiedyś tak bardzo się bałam? Nigdy! Nigdy nie czułam strachu o życie własnego dziecka... Potem miałam czuć go jeszcze wiele razy. Kolejne dni przyniosły walkę o życie, a tygodnie kolejną operację. Musiałam nauczyć obsługiwać się urządzenia do karmienia pozajelitowego. Wtedy znów zaczęłam się bać, ponieważ żywienie pozajelitowe jest bardzo inwazyjną formą leczenia, nieprawidłowo przeprowadzone może doprowadzić do śpiączki lub nawet śmierci... W moich rękach było życie mojego ukochanego dziecka. Wiedziałam, że tyle schorzeń zbyt dużo, jak na jedną małą dziewczynkę. W głowie co jakiś czas pojawiały się marzenia, że jeszcze przyjdzie dzień, kiedy będzie lepiej... Niestety, gdy Marcelinka skończyła dwa latka, dodatkowo zdiagnozowano u niej Dziecięce Porażenie Mózgowe. Od tego dnia codzienność córeczki to intensywna rehabilitacja... U dzieci z porażeniem wrogiem jest ich własne ciało, które nie słucha... Porażone rączki nie chwytają, nóżki nie chcą utrzymać ciała... Pięć lat temu nastąpiło małe zwycięstwo - koniec żywienia pozajelitowego... Takie rzeczy jak wyjście na basen czy dłuższy spacer stały się realne. Upragniona normalność była na wyciągniecie ręki, wiedziałam jednak, że przed nami ważniejszy cel - to, by Marcelinka mogła chodzić. Niestety przed córeczką pojawiła się ściana - rehabiltacja przestała wystarczać. Marcelinka musiała przejść operację, by mogła osiągnąć kolejny etap rozwoju. Niestety spastyka była tak silna u córki, że nie była w stanie chodzić. Groził jej wózek inwalidzki... Dzięki Waszemu wsparciu Marcelinka przeszła operację w Paley European Institute, gdzie leczy się dzieci z najcięższymi wadami rączek i nóżek. Lekarze wyprostowali jej nóżki... Teraz najważniejsza jest rehabilitacja. Wygraliśmy bitwę, ale nie wojnę... Operacja bez ciężkich ćwiczeń nie przyniesie efektów. Niestety rehabilitacja to ciężka praca, jest jednak potrzebna, by Marcelinka mogła samodzielnie chodzić, być choć trochę niezależna. Chciałabym, żeby życie mojej córeczki wyglądało inaczej... Szpital to nasz drugi dom. Liczne pobyty tam to już historia... Wracamy tam bardzo często, zazwyczaj z podejrzeniem różnych schorzeń i chorób, które niejednokrotnie odbierają nadzieje na lepsze juto. Marcelinka jest pod stałą opieką neurologiczną, hematologiczną, okulistyczną, ortopedyczną i rehabilitacyjną, logopedyczną. Na to niestety nie mam wpływu, więc muszę koncentrować się na tym, co mogę zrobić - walczyć o to, by córeczka chodziła. Rehabilitacja to jedyna szansa, która uchroni córeczkę przed wizją wózka. Niestety jej koszty są ogromne... Proszę, pomóż nam! Sami nie damy rady... Marta - mama Marceliny  

31 709 zł
Jacek Krupa
Jacek Krupa , 50 lat

Mimo miesięcy na OIOMie w Jacku nie zgasła nadzieja na życie! Pomocy!

Zawsze był moim wsparciem. Cokolwiek by się nie działo, wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Jacek nigdy nie zawiódł. Teraz ja zrobię wszystko, żeby nie zawieść jego, pomóc w najgorszych chwilach i wywalczyć dla niego jak najlepszą przyszłość. Naszą wspólną przyszłość! 3 lata temu mój mąż zachorował na listeriozowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu. Ze zdrowego mężczyzny w mgnieniu oka zmienił się w osłabionego pacjenta oddziału intensywnej terapii, na którym przebywał aż pół roku – 6 miesięcy strachu o każdy następny dzień, ogromna tęsknota i żal do losu.  Widok Jacka przykutego do szpitalnego łóżka to ten najgorszy w moim życiu. Leżał podłączony do aparatury podtrzymującej go przy życiu, a ja nie mogłam go nawet przytulić... Nie zliczę łez, które wylałam, tęskniąc i wpatrując się w niego przez szybę na oddziale. Nie zliczę nieprzespanych nocy...  Jacek jednak udowodnił, jak bardzo jest silny. Jak bardzo chce żyć! Nie znam drugiej tak bardzo zdeterminowanej osoby jak mój mąż. Z OIOMu dostał się do ośrodka rehabilitacyjnego, w którym po raz kolejny podjął rękawicę w walce o swoją sprawność. Od tego momentu musieliśmy przeorganizować całe nasze dotychczasowe życie. Harmonogram każdego dnia wyznaczają kolejne rehabilitacje. Przed nami jednak wciąż długa droga...  W wyniku choroby doszło do połowicznego niedowładu, porażenia nerwu okoruchowego po stronie prawej oraz porażenia nerwu twarzowego. Tylko intensywna rehabilitacja w specjalistycznym ośrodku może spowodować w znacznym stopniu powrót do sprawności. Niestety, nasze oszczędności znikają w zastraszającym tempie. Mimo to będziemy walczyć i wiem, że nie zabraknie nam siły, jednak w tej walce potrzebujemy Twojego wsparcia! Pomożesz? Renata - żona

5 944,00 zł ( 18,09% )
Brakuje: 26 903,00 zł
Piotr Glenc
Piotr Glenc , 45 lat

Spadłem w przepaść, omal nie zginąłem... Teraz walczę o sprawność!

Pół roku temu spadłem w przepaść. Tamtego dnia, 17 maja 2020 roku, może życie wywróciło się do góry nogami. Tamtego dnia mogło się skończyć, gdyby nie błyskawiczna pomoc ratowników… Jestem policjantem, a w zasadzie pewnie niedługo powiem, że byłem - ze względu na niezdolność do pracy zapewne zostanę wydalony ze służby, tracąc źródło utrzymania. Rehabilitacja na NFZ się skończyła, a ja nieustannie muszę się rehabilitować… Jednak koszta przerażają… Dzisiaj proszę Cię o wsparcie w walce o samodzielność. Nie poddam się, choć sam niewiele zdziałam… Tamtego tragicznego dnia wybrałem się na wędrówkę w Tatry. W rejonie Przełęczy Zawrat droga, po której szedłem, osunęła się i spadłem w 200-metrową przepaść… To mogło skończyć się dla mnie tragicznie, jednak pomoc od TOPR-u dotarła po kilku minutach. Uratowali mi życie… Z urazem kręgosłupa trafiłem do szpitala w Nowym Targu, gdzie przeszedłem operację. Niestety, na skutek upadku z tak dużej wysokości mam niedowład nóg. Mimo że po operacji trafiłem na rehabilitację i mój stan się poprawił, do samodzielności mi daleko… Rehabilitacja w Reptach na NFZ trwała 4 miesiące i tym samym wyczerpałem możliwości refundowanych rehabilitacji w tym roku. Za dalszą walkę muszę płacić z własnych środków, które topnieją w zastraszającym tempie. Moje życie zawodowe i prywatne zawsze było związane z ruchem. Zawodowo jestem policjantem, a prywatnie miłośnikiem gór i wypraw motocyklowych. Udało mi się zdobyć część szczytów należących do Korony Gór Europy. Uprawiałem również kolarstwo górskie, korzystając z uroków Beskidów, w których mieszkam.  Po wypadku wszystko zmieniło się diametralnie, stało się to, czego bałem się najbardziej - jestem niepełnosprawny. Obecnie staram się zbierać pieniądze z przeznaczeniem na sprzęt ortopedyczny i rehabilitację, bez czego nie jestem w stanie odzyskać sprawności.  Tym bardziej jest mi ciężko, że w nieprzystosowanym dla osoby niepełnosprawnej domu mieszkam z 76-letnią mamą. Największą barierą są schody, które mogę pokonać tylko i wyłącznie dzięki pomocy co najmniej dwóch osób, więc każda wizyta u lekarza wiąże się z proszeniem ludzi o pomoc. Nie mam żony ani dzieci. Na szczęście krótko przed wypadkiem poznałem kobietę, która mimo mojej sytuacji okazała się kochającą mnie osobą, co znacznie ułatwia mi egzystencję. Mam też wspaniałych przyjaciół, na których mogę liczyć, za co jestem ogromnie wdzięczny. Jednak utrata sprawności i samodzielności jest bardzo ciężkim przeżyciem…  Z uwagi na przebywanie na zwolnieniu lekarskim zostanę zapewne wydalony ze służby w policji z powodu braku zdolności do pracy. Tym samym stracę dochody. Przed wypadkiem nie byłem zależny od nikogo i chętnie pomagałem osobom, które tej pomocy potrzebowały. Nigdy nie spodziewałem się, że będę musiał o to sam prosić… Życie jest jednak nieprzewidywalne. Wystarczy sekunda, a wszystko się zmienia. Dziś to ja proszę ludzi o pomoc, żeby moje życie wyglądało choć po części tak, jak przed wypadkiem… Proszę o pomoc Ciebie. Piotr

48 315,00 zł ( 36,68% )
Brakuje: 83 388,00 zł
Grześ Kurczaba
Grześ Kurczaba , 20 lat

Grześ stracił rękę w wypadku w gospodarstwie - walczymy o protezę dla niego! #poMOCdlaGrzegorzaKurczaby

Grzesiu nie jest jeszcze pełnoletni, a już zdążył się przekonać, jak brutalne potrafi być życie. W czasie prac w gospodarstwie jedna z maszyn urwała mu prawą rękę... Tragiczny wypadek złamał jego plany i marzenia. Grzesiu jest wspaniałym synem, ukochanym bratem, dobrym uczniem, który ma jeszcze całe życie przed sobą! Chcemy, aby miał sprawne życie, dobre życie, dlatego walczymy o to, by otrzymał protezę ręki. Z całego serca prosimy Cię o pomoc! Grześ to 17-letni mieszkaniec Moszczanki w gminie Raszków w województwie wielkopolskim. Jest uczniem drugiej klasy technikum na profilu technika maszyn rolniczych i agrotroniki. Wybór szkoły nie był przypadkowy – Grześ zawsze bardzo lubił pracę w gospodarstwie domowym. Był ogromnym wsparciem dla rodziny – pomagał rodzicom, będąc wzorem i autorytetem dla swoich młodszych braci. Ogromną przyjemność sprawiała mu zwłaszcza praca przy maszynach rolniczych – koparce i ciągniku. Już od dziecka miał talent w tym kierunku, sam potrafi m.in. naprawić kosiarkę. Nikt nie spodziewał się, że jedna z ukochanych maszyn pozbawi go zdrowia i sprawności… To był 28 października, środa, dzień jak każdy inny. Grześ pracował na rębaku do drewna. Chwila nieuwagi, ułamek sekundy zadecydował o tym, że już na zawsze musiał pożegnać się z ręką. Maszyna odcięła mu 1/3 długości ramienia. Chwile grozy… Mnóstwo krwi, karetka, szpital. Niepewność, co dalej… Niestety, ręki nie udało się uratować. Jaki jest Grześ? Sąsiedzi i koledzy, zapytani o niego, nie szczędzą ciepłych słów. Bardzo sympatyczny i niezwykle rodzinny chłopak. Zawsze chętny do pomocy, dobrze wychowany i uczynny, przez co niezwykle lubiany w okolicy. Uśmiechnięty, miły i pozytywnie nastawiony do świata. Uwielbia wędkować, często z wujkiem wypływał łódką, żeby połowić ryby. Chętnie brał udział w biegach i był zaangażowany w różne akcje charytatywne. Złoty chłopak, który nie zasłużył na taki los… Choć życie po tragicznym zdarzeniu stało się zupełnie inne, Grześ stara się nie załamywać. Chce zrobić wszystko, żeby wrócić do realizacji celów, które założył sobie jeszcze przed wypadkiem.  Szansą dla niego jest tylko proteza, która choć w pewnym stopniu będzie w stanie zastąpić mu rękę. Dzięki nowoczesnym rozwiązaniom technicznym Grześ będzie mógł nią chwytać, trzymać przedmioty, wróci do pracy! Znów stanie się samodzielnym człowiekiem. Jest ciężko, ale Grzesiek nie zamierza zrezygnować ze swoich planów na przyszłość. Zamierza skończyć szkołę, nadal rozwijać swoją pasję i zdobywać doświadczenie w temacie naprawy maszyn, bo tym właśnie chce się zająć zawodowo. Bez protezy jednak będzie to bardzo, bardzo trudne… By móc żyć samodzielnie i w pełni się realizować, by jego codzienność mogła wyglądać tak, jak jeszcze przed wypadkiem, zakup protezy jest konieczny. Jej koszt jest niestety ogromny… Mimo starań rodziny Grzesia zwyczajnie nie stać na taki wydatek. Z całego serca prosimy więc o pomoc… Twoje wsparcie jest niezbędne. Pomóż temu młodemu, ambitnemu i bardzo pracowitemu chłopcu, a gwarantujemy Ci, że nie zmarnuje tej szansy. Pomóż zawalczyć o życie, na jakie zasługuje!  ______ Wspieraj Grzesia na Facebooku: #poMOCdlaGrzegorzaKurczaby 

105 785,00 zł ( 29,02% )
Brakuje: 258 683,00 zł
Artur Sęk
Artur Sęk , 46 lat

Artur został potrącony przez samochód... – apel mamy o pomoc dla syna!

Mój syn Artur to złoty chłopak. Zawsze był lubiany, samodzielny, zawsze mogłam na niego liczyć. Pewnie cały czas mogłoby tak być, gdyby nie wypadek... Artur potrafił świetnie naprawiać komputery. Zawsze potrafił każdemu pomóc – wiele osób go chwaliło i polecało. Tym razem też dostał zlecenie, ale nie chciał na nie jechać. Nawet mi o tym wspominał, ale jego dobre serce zwyciężyło i pojechał. Wracał dość późno, było już ciemno. Wyszedł na przystanku autobusowym, niedaleko domu. Szedł poboczem, lewą stroną. Droga była oświetlona. Został potrącony przez samochód. To wydarzyło się 5 lat temu, 23 lipca 2015 roku... Teraz opiekuję się nim każdego dnia. To było bardzo silne uderzenie. Artur przeżył je cudem… Jednak w wyniku wypadku doszło do bardzo wielu skomplikowanych urazów – licznych złamań żeber, stłuczenia płuca i poważnego uszkodzenia mózgu… Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam go leżącego na Oddziale Intensywnej Terapii, zamarłam. Był podłączony do aparatury, cały w opatrunkach, nieprzytomny… A przecież jeszcze kilkanaście godzin wcześniej rozmawialiśmy. Rozmawialiśmy, nie podziewając się, że o kolejną rozmowę będziemy musieli tak długo walczyć... A dzisiaj? Siadam przy nim i czasami nie wierzę, że to mój syn. Widziałam nie raz osoby chore. Pracowałam wiele lat za granicą opiekując się starszymi osobami. Zupełnie inaczej pomaga się własnemu dziecku. Nie jest łatwo. Cisza. Posiłki. Toaleta. Ćwiczenia. Bezradność, kiedy nie mogę syna zrozumieć. Opiekuję się Arturem razem z mężem, który jest po dwóch zawałach. Ze względu na swój stan w wielu czynnościach nie może mi pomóc... Artur nie ma kontroli nad swoim ciałem. Nie ma kontroli nad słowem. Oczywiście, można żyć bez mowy... tylko jak? Skoro słowo mówione jest tym, którym posługuje się zdecydowana większość społeczeństwa. Dlaczego Tobie o tym opowiadam? Bo w Tobie jedyna nadzieja. Twoja pomoc to dla mojego syna szansa na zajęcia z logopedą  neurologiem, rehabilitację. Być może następnym to Artur opowie Ci swoją historię... Janina, mama

15 883,00 zł ( 23,87% )
Brakuje: 50 649,00 zł
Patryk Bielak
Patryk Bielak , 32 lata

Tego nikt się nie spodziewał - serce Patryka po prostu się zatrzymało.... Trwa walka o lepsze jutro!

Miał plany, marzenie, ambicje. Takie zdarzenia nigdy nie powinny mieć miejsca. A jednak, na progu dorosłości Patryk stracił wszystko. Pozostała tylko niewielka iskierka nadziei. Na to, że gdzieś w przyszłości czekają nas lepsze dni.  W takich momentach nie przewiduje się negatywnych scenariuszy. Kiedy ma się naście lat, każdy jest przekonany o tym, że świat jest pełen możliwości. Wszystko, co związane z chorobami, urazami kojarzy się z osobami, które sił mają znacznie mniej. Niestety, to myślenie życzeniowe, bo tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się już za chwilę…  Życie zupełnie nas zaskoczyło - nagle i niespodziewanie serce Łukasza po prostu się zatrzymało. Nie mogłam w to uwierzyć. Wciąż mam wrażenie, że tamte wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Kiedy strach dominuje wszystko, trudno zachowywać się logicznie. Szczególnie, kiedy na szali życie kogoś bliskiego…  Szybka pomoc ratowników medycznych nie uratowała nas przed dramatycznymi konsekwencjami tego, co się zdarzyło. Przez 3 kolejne miesiące mój syn był w śpiączce. To dodatkowo obciążyło organizm i doprowadziło do całkowitego spustoszenia. Uszkodzenie mózgu w wyniku niedotlenienia sprawiło, że Patryk stał się niepełnosprawny - jego życie i funkcjonowanie jest całkowicie uzależnione od innych, a właściwie ode mnie. Jestem jego pielęgniarką, rehabilitantem, opiekunką. Wszystkiego uczyłam się na bieżąco, ale wciąż mam wrażenie, że to za mało, że brak specjalistycznej wiedzy i umiejętności bardziej mu zaszkodzi niż pomoże. Nie wiem, jak zareaguje ciało na stałe bodźce, nie mam żadnej pewności, że idąc tą drogą zrobimy postępy…  Boję się, że znajdziemy się pod ścianą. Nie jestem gotowa zgodzić się na przegraną. Muszę znaleźć siłę i możliwości, by stanąć do walki o przyszłość Patryka…  W naszej sytuacji jedynym skutecznym rozwiązaniem może okazać się rehabilitacja prowadzona pod okiem specjalistów, podczas turnusów wyjazdowych. Tam syn otrzyma nie tylko niezbędne wsparcie, ale także skorzysta ze specjalistycznego sprzętu, odpowiednio dopasowanych zajęć. Na naszej drodze stoi jedna poważna przeszkoda. Koszty. Cena pobytu na jednym turnusie to ogromne środki, a Patryk potrzebuje zabezpieczenia na cały rok… Ta kwota sprawia, że kręci mi się w głowie, a jednak świadomość tego, że mogę pomóc synowi, mobilizuje mnie do działania. Ja nie mogę się poddać w tej walce. Nie mogę zrezygnować z walki o życie, które dałam mu wiele lat temu. Pomocy! Proszę, ratuj moje dziecko ze szponów niepełnosprawności!  Zły los można odmienić. Nasza rzeczywistość może stać się zupełnie inna tylko pod jednym warunkiem - jeśli zdecydujesz się nam pomóc. Nigdy nie potrzebowaliśmy wsparcia tak bardzo jak teraz… Najgorsza jest świadomość, że jeśli mi zabraknie sił, nikt nie będzie w stanie bez konsekwencji poświęcić mu tyle uwagi, dać takiej troski. Proszę, pomóż jeszcze raz zawalczyć o nadzieję!

4 541,00 zł ( 3,79% )
Brakuje: 115 140,00 zł
Agata Sałajczyk
Agata Sałajczyk , 44 lata

Ból przez lata próbuje mnie zabić. Tylko nadzieja daje siłę, by dalej żyć...

Z roku na rok choroba atakuje z jeszcze większą siłą. A kiedy wydaje mi się, że gorzej być nie może, ból staje się nie do wytrzymania. Lekarze bezradnie rozkładają ręce, a ja staram się nakładać na usta maskę uśmiechu. By swoim cierpieniem nie obarczać innych. Bo przecież nie potrzebuję litości, potrzebuję pomocy!  Ból odbiera mi wszystko, niszczy codzienność, zabiera radość życia… Leki przestały działać już dawno temu, a kolejne większe dawki są w stanie tylko delikatnie go złagodzić. Problemem staje się dla mnie codzienne funkcjonowanie, nawet noc nie przynosi ukojenia, bo dolegliwości nie pozwalają mi zasnąć… Najgorsza jest świadomość, że wykorzystałam już wszystkie dostępne możliwości pomocy. Teraz jedynym ratunkiem jest dla mnie nierefundowane leczenie, na które bez odpowiednich środków nie mam szans. To tak jakby życie we mnie gasło…  Endometrioza. Choroba przerażająca, niezwykle trudna i nieprzewidywalna. Przez wielu niedoceniana. Przeciwniczka, z którą staję do walki od wielu lat. Bezskuteczne próby walki zawsze kończą się w ten sam sposób: objawy się nasilają, ataki są jeszcze cięższe do przetrwania, kolejne organy zdają się być w coraz gorszej kondycji… Brutalna rzeczywistość choroby odbiera mi nadzieję za każdym razem.  Pierwszą operację przeszłam w 2005 roku, wtedy dolegliwości określono na 2 stopień zaawansowania. Niemalże 15 lat później, jestem po 8 operacjach. Żadna nie przyniosła ulgi, żadna nie dała mi codzienności bez bólu. Z ostatnich badań jasno wynika, że mój stan się pogarsza, a szanse na ratunek maleją. Wiem, że teraz muszę postawić wszystko na jedną kartę i powierzyć moje zmęczone chorobą i cieprieniem ciało najlepszym specjalistom. Ludziom, którzy są w stanie dać mi nadzieję… Po wielu latach znalazłam ośrodek specjalizujący się w podobnych przypadkach. Dostałam jasną informację, że mogę o siebie zawalczyć. Kolejna, 9 operacja, wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale ja nie mam już nic do stracenia. Jeśli istnieje jakakolwiek nadzieja na pokonanie bólu, jestem w stanie spróbować. Niestety, tym razem moje szanse nie są zależne ode mnie, bo blokują mnie koszty. Kilkadziesiąt tysięcy - to kwota, którą za kilka miesięcy muszę wpłacić na konto kliniki, jeśli chcę mieć jeszcze szansę na przyszłość bez bólu. Cena za brak cierpienia, za możliwość życia bez kolejnych powikłań i nowych dolegliwości. Rachunek, którego pomimo wszystko nie pokryję samodzielnie. Potrzebuję pomocy! Twoja chociażby złotówka, to dla mnie nadzieja na nowy początek! Jedyna, jaką w tej chwili mogę mieć…  Wyobrażasz sobie tę chorobę? Otwierasz oczy o poranku. Udało się przespać 2 godziny bez potwornego bólu. To sukces. Ledwie wstajesz z łóżka, by opaść doświadczającej palącej fali rwania i ucisku. Brakuje ci tchu, brakuje ci sił. Kolejny dzień rozpoczynasz ze świadomością, że znów przegrałaś… To przytłaczające. Właśnie dlatego, dopóki jest nadzieja, nie zrezygnuję z walki. Błagam, wyrwij mnie z potwornej pułapki cierpienia! Choroba odebrała mi wiele cennych lat życia. Tego czasu nikt nigdy mi już nie zwróci… Zabrała mi możliwość spełnienia się jako matka. Zniszczyła poczucie bezpieczeństwa. Zburzyła świat, zniszczyła marzenia, na które pozwalałam sobie w chwilach nadziei. Nie mogę dopuścić, by dalej mnie wyniszczała, by odebrała wszystko, co mam. To ostatnia szansa na ratunek, pomóż mi proszę…

28 380,00 zł ( 36,24% )
Brakuje: 49 918,00 zł