Jedna chwila zniszczyła życie młodego taty! Pomóż mu wrócić do sprawności!
Po operacji lekarz mi powiedział, że to pierwszy przypadek w jego karierze zawodowej, gdy człowiek przeżył taki upadek. Kilka sekund wywróciło moje życie do góry nogami, odbierając sprawność, samodzielność i plany na przyszłość. Praca, która miała zapewnić bezpieczeństwo finansowe mojej rodziny przyczyniła się do tragedii, której skutki mogę nosić całe życie… Nie mam jeszcze trzydziestu lat, a obawiam się, że moje życie będzie uzależnione od innych. Od wielu lat pracowałem w branży budowlanej. 20 kwietnia był moim ostatnim dniem w pracy. Musiałem wejść na dach, od ziemi dzieliło mnie 5 metrów. Od życiowej tragedii zaledwie kilka sekund... Runąłem na plecy, słysząc gruchot łamanych o krawężnik kręgów i kości. Głową uderzyłem o niewielką górkę ziemi. Szok trzymał mnie w ryzach przytomności, ale nie pozbawił przeszywającego bólu. Wkrótce znalazłem się w szpitalu na stole operacyjnym. Gdy się przebudziłem nie czułem nóg, nie mogłem nimi poruszyć. Lekarze tłumaczyli, że upadek doprowadził do wybuchowego złamania kręgów odcinka piersiowego ze zmiażdżonym rdzeniem. W trakcie operacji wstawiono mi dwa pręty i osiem śrub, które mają wzmacniać mój kręgosłup do końca życia… Rdzeń nie został przerwany, lecz zmiażdżony. Żaden specjalista nie jest w stanie oszacować moich szans na powrót do sprawności. Po takich informacjach ciężko dojść do siebie... Wszyscy mówią, że rehabilitacja i czas pokażą, czy uda się odzyskać utraconą sprawność. Chcę walczyć, choć jest to trudne na każdym kroku... Wózek, który teraz mam jest ciężki i nieporęczny. Wyjście z mieszkania na trzecim piętrze, po wąskich schodach i przez ciasne klatki jest właściwie niemożliwe. Przejścia w mieszkaniu są za małe, by swobodnie się przemieszczać. Mój dom nagle stał się torem przeszkód... Dobijające jest to, że choćbym chciał – nie mogę pójść do pracy i zarabiać jak dawniej. Troszczyłem się, by mojej rodzinie nic nie brakowało. A teraz? Teraz to ja wymagam opieki i specjalnego traktowania, a koszty mojego leczenia pochłaniają znaczącą część domowego budżetu. Niestety, to tylko kropla w morzu potrzeb. Rehabilitacja, lekarstwa, badania, usunięcie barier architektonicznych… kwota, której nie jestem sobie w stanie wyobrazić! Jedynie nadzieja i wsparcie bliskich ratują mnie przez ogarniającą bezradnością. Mam wiarę, że uda mi się odzyskać zdrowie! Że moje maluchy będą mogły bawić się z tatą. Bardzo proszę, pomóż mi w tej walce! Wciąż mam szansę... Krzysztof