Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Janusz Holi
Janusz Holi , 47 lat

By wstać z wózka i znów zawalczyć o marzenia!

Mam na imię Janusz. Jestem facetem około 40-tki. Około - cóż za rozmach... Mam nadzieję i głęboko w to wierzę, że dzięki Twojej pomocy dolecę do 70-tki. Dlaczego dolecę? Bo przed wypadkiem odkryłem, że mam pasję. Nie pamiętam żadnego szczególnego wydarzenia, które zainicjowałoby miłość do paralotni. Zwyczajnie marzyłem o lataniu. Jak ptak. Swoje marzenie przekształciłem w rzeczywistość. Chwilę przed wypadkiem kupiłem sobie sprzęt do paralotniarstwa. Wspólnie z kolegami odkrywałem podniebne przygody. Zdałem sobie sprawę, że latanie na paralotni i motolotni to moja pasja. Może nawet szansa na nowy styl życia? Nowy styl życia? Nie wiem, bo całe dorosłe życie ciężko pracowałem. Fizycznie. Z zawodu jestem budowlańcem. Blisko 15 lat pracowałem w Szwecji na budowie. Byłem również zatrudniony w odlewni żeliwa jako szlifierz. A w wolnych chwilach? Też pracowałem. Znany byłem jako "złota rączka". Znajomi śmiali się, że mój numer telefonu jest od wszystkiego. Wykręcasz jeden numer i zgłasza się Janusz - fachowiec od wszystkiego. Wszechstronny człowiek od mniejszych i większych napraw. Nigdy nie potrafiłem nikomu odmówić pomocy. A teraz proszę o pomoc Ciebie... W dniu 17.05 uległem wypadkowi. Nie będzie tu żadnego spektakularnego opisu i tragizmu sytuacji z udziałem osób trzecich. Zwyczajnie. Przebudziłem się w nocy. Chciałem skorzystać z toalety. Nie zapaliłem światła. Bo po co? Tak dobrze znam swój dom...sam go przecież budowałem. Poślizgnąłem się i upadłem, uderzając kręgosłupem o schody. Straciłem przytomność. Karetka. Szpital. Operacja. Wózek. Rehabilitacja. Mam realną szansę na to, by chodzić, ale tylko intensywna, indywidualna rehabilitacja daje taką szansę. Niestety jej koszt jest dla mnie abstrakcją. Nie dysponuję takimi pieniędzmi. Jedno co mam to wiarę w to, że uda mi się stanąć na nogi w dosłownym tego słowa znaczeniu. Mam przede wszystkim córkę. Wiktorię. To moje szesnastoletnie zwycięstwo. I to dla niej chciałbym być sprawnym tatą, który zarazi ją swoją niedawno odkrytą pasją, miłością do paralotniarstwa... Pochylisz swoje serce? Tylko dzięki Tobie mam szansę na rehabilitację. Janusz - miłośnik podniebnych przygód. Na wózku.

2 757,00 zł ( 2,57% )
Brakuje: 104 435,00 zł
Anna Sitek
Anna Sitek , 51 lat

By dzieci nie znały mamy tylko ze zdjęć... Pomóż Ani wrócić do rodziny!

Kilka sekund zburzyło poczucie bezpieczeństwa, rozdzieliło kochającą się rodzinę. Zmieniło życie w ciągłą walkę… Niepewność, strach, oczekiwanie i nadzieja, która będzie trwała do samego końca.  Ten wypadek mógł zdarzyć się każdemu. Ta świadomość nie sprawia, że obrażenia bolą mniej, a bezsilność jest mniej uciążliwa. Kilka sekund zmieniło bieg historii nie tylko Anny, ale całej naszej rodziny, która w tej walce nie zamierza się poddać.  Tego dnia w jednym aucie jechały moje dwie siostry. Ania na miejscu pasażera. To na nią spadła siła uderzenia. Długo nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Gorączkowo zadawane pytania, buzujące emocje… to wszystko musieliśmy odłożyć na bok po słowach lekarza informujących o tym, że musimy czekać. To zdawało się trwać w nieskończoność... Nasza cierpliwość została wynagrodzona - Ania została wybudzona! Żyje! Wtedy to była najważniejsza wiadomość, wyczekana przez wszystkich.  Po wybudzeniu udało nam się zdobyć miejsce w jednej z najlepszych krakowskich klinik zajmujących się osobami po wypadkach. To tam, Ania otrzymała opiekę, wsparcie specjalistów oraz pobudzanie ośrodków. Krok po kroku chcemy dążyć do odzyskania tego, co zostało utracone w wyniku wypadku. Niestety, rehabilitacja po takim zdarzeniu jest bardzo wymagająca, a efekty trudne do przewidzenia. Tymczasem koszty rosną nieprzerwanie, każdy miesiąc pobytu w ośrodku to duże kwoty… A my jesteśmy właściwie dopiero na początku naszej drogi. Ania się obudziła, ale przed nią masa wyzwań. Wciąż nie może się do nas odezwać, bo rurka tracheotomijna odbiera jej głos. Nie może ruszyć, chociażby ręką czy samodzielnie utrzymać głowy. Nie jest w stanie samodzielnie wstać. Nie może zająć się własnymi dziećmi, a przez problemy z mową, nawet przez telefon nie może przekazać im jak bardzo je kocha…  Praca, którą będzie musiała wykonać pod okiem specjalistów będzie wymagała poświęcenia, wysiłku i ogromnego zaangażowania. Nie tylko Ania potrzebuje wsparcia. My, jej rodzina, by zapewnić jej wszystko, co niezbędne do powrotu. Niestety, nasze możliwości są ograniczone, a koszty stale rosną. Na tym etapie wiemy, że potrzebujemy kilkudziesięciu tysięcy złotych… Kwota ogromna, zupełnie poza naszym zasięgiem. A te środki to gwarancja, że o Anię będziemy mogli zawalczyć, że będzie miała okazję korzystać ze wsparcia najlepszych specjalistów. Pomóż, proszę! Daj nam szansę na nowe życie, zdrowie. I wreszcie na to, by dzieci nie widywały mamy tylko na zdjęciach…  Wypadek zatrzymał nasze życie i całkowicie zmienił jego bieg. Nikt nie jest w stanie się na coś takiego przygotować. Niepewność jutra powoduje, że jesteśmy całkowicie sparaliżowani… Ania jest wojowniczką i już daje nam pierwsze znaki. To mobilizuje do walki i dodaje nam sił. Jeśli zechcesz się przyłączyć… Kto wie, być może niedługo zostaniesz bohaterem, który zmieni nasze życie!

52 807,00 zł ( 64,38% )
Brakuje: 29 215,00 zł
Sylwia Szumniak
Sylwia Szumniak , 32 lata

Sylwia walczy o przyszłość, w której będzie musiała być samodzielna. Pomocy!

Stan mamy Sylwii jest coraz poważniejszy. To nowotwór z przerzutami... Sylwia musi jak najszybciej się usamodzielnić. Inaczej jej przyszłość rysuje się w ciemnych barwach... Prosimy, pomóż Sylwii wyjechać na jeszcze jeden turnus rehabilitacyjny! Sylwia urodziła się jako zdrowa dziewczynka. Dopiero kiedy jej rówieśnicy zaczęli stawiać pierwsze kroki, a ona nie umiała usiąść, zainteresowali się tym lekarze. Zdiagnozowano u niej porażenie mózgowe. Rodzice zadziałali błyskawicznie. Rozpoczęła się intensywna rehabilitacja. Wspólnymi siłami rodzina uzbierała środki na turnusy w specjalistycznych ośrodkach. Wysiłek się opłacił. Sylwia jest bardzo samodzielna! Jest członkiem wspólnoty religijnej, ma częsty kontakt z innymi niepełnosprawnymi i zaraża swoim uśmiechem innych! W obliczu zaawansowanego wieku rodziców i śmiertelnej choroby, z jaką zmaga się mama Sylwii, jej przyszłość jest bardzo niepewna... Nadejdzie czas, w którym Sylwia będzie musiała zamieszkać sama. Musimy ją na to dobrze przygotować. Dużą nadzieję daje turnus rehabilitacyjny z wykorzystaniem egzoszkieletu. Jednak kosztuje on krocie... Dzięki Wam Sylwia ma za sobą już jeden taki turnus. Przyniósł on ogromną poprawę, dlatego bardzo chcemy, by mogła pojechać na kolejny. Prosimy Cię, wesprzyj nas w walce o życie Sylwii!  Rodzina Sylwii

20 031,00 zł ( 58,18% )
Brakuje: 14 395,00 zł
Norbert Głuchowski
Norbert Głuchowski , 31 lat

Pomóż Norbertowi w walce o sprawność!

To był czwartek i zwyczajny powrót do domu… Ostatnia prosta droga, by móc wrócić i odpocząć w domowym zaciszu po całym dniu. Ale niestety, los chciał inaczej. Po godzinie 18:00, słychać alarm straży pożarnej i jadącej karetki… Wypadek. Samochód zahaczył o pobocze i uderzył nieszczęśliwie w drzewo...  W wypadku brały udział trzy osoby (rodzeństwo). Norbert trafił do szpitala w Radomiu, gdzie wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej zaintubowano i pozostawiono jego życie w ręce Boga. Stwierdzono stłuczenie pnia mózgu – nie podlega operacji. Mijały kolejne tygodnie a stan młodego, bo 28-letniego chłopaka, wciąż jest bardzo ciężki. Wypadek samochodowy. Śpiączka. I ciągła walka o powrót do zdrowia… Norbert jest silny i walczy. Po wybudzeniu ze śpiączki jego stan ulegał ciągłym zmianom. Norbert nadal jest w bardzo ciężkim stanie, jednak widać w nim siłę walki. W ostatnim czasie przeszedł dwie operacje (ze względu na narastające obawy zapalenia otrzewnej i niedrożności pokarmowej), które spowodowały, że Norbert tracił siłę. Mimo to  się nie poddawał. Nie wchłaniał pokarmu i nie trawił go. Po kilku tygodniach stał się CUD - organizm Norberta przyjął jedzenie i zaczął nabierać mocy. Rana pooperacyjna, która początkowo nie goiła się prawidłowo, zaczęła powoli się regenerować. Norbert otworzył oczy i próbuje się komunikować z osobami z otoczenia – niestety nie mówi i nie może wyrazić w pełni co czuje, ale my jako rodzina zdajemy sobie sprawę jak bardzo pragnie wrócić do nas. Czeka go długi czas powrotu do zdrowia - na pewno intensywna rehabilitacja w ośrodku rehabilitacyjnym w Iławie. Niestety, polskie realia nie dają możliwości szybkiej rehabilitacji na NFZ, ponieważ miejsca są ograniczone i ciężko dostać się w krótkim czasie. Koszt rehabilitacji (turnusu) wynosi 8.5 tysiąca za 2 tygodnie. Miesięczny koszt pobytu to już 17 tysięcy. Dodatkowy koszt dla rodziny to leki i środki pielęgnacyjne. Norbert ma zaplanowany termin pobytu od 8 listopada, kiedy wszystkie jego badania będą prawidłowe i stan zdrowia pozwoli na transport. Jako rodzina zbieramy na rehabilitacje, która jest kluczowa w procesie powrotu do zdrowia. Bez tego nie będzie możliwa stabilizacja stanu Norberta. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ile turnusów będzie konieczne, ale musimy być przygotowani na wszystko – by nie przerwać leczenia. Dodatkowo trzeba przygotować się do powrotu Norberta do domu, co wiąże się z zakupem potrzebnego sprzętu (specjalistycznego łóżka), wózka i wiele innych przedmiotów medycznych. Prosimy o pomoc i wsparcie! --- Możesz pomóc, biorąc udział w LICYTACJACH

57 250 zł
Mirosława Pławecka
Mirosława Pławecka , 76 lat

Choroba zabiera nam szanse na wymarzoną przyszłość... Pomocy!

Chciałbym dać jej to, co obiecałem dawno temu. Wspólną piękną jesień życia. Spełnianie kolejnych marzeń i rzeczywistość - ta zwyczajna, bo dla nas nigdy nie była nudna. Rodzinne szczęście zostało brutalnie przerwane przez chorobę. Wciąż pamiętam nasze pierwsze spotkania. Takich momentów się nie zapomina. Kiedy na kogoś patrzysz i wiesz, że chciałbyś z nim spędzić życie. Takie rzeczy w dzisiejszych czasach to rzadkość, więc czułem się podwójnie wyróżniony.  Na zawsze pamiętam też inny dzień, niestety znacznie mniej szczęśliwy. Pewnego sierpniowego dnia, moja żona upadła na podłogę, zupełnie bezsilna, bezradna, nie mogła się samodzielnie podnieść. Ten widok był porażający - Mirka, z którą jeszcze niedawno planowałem przyszłość, nagle nie mogła się nawet poruszyć. Widziałem cierpienie w jej oczach. To jednak nie było najgorsze… Najtrudniejsza była świadomość, że nie wiedzieliśmy, co jest przyczyną tego stanu.  Kolejne badania, gabinety lekarskie, konsultacje. Długa droga prowadząca do odpowiedzi na najważniejsze pytanie - co się dzieje?! Niestety, diagnoza - lekarze pomogli nam zaplanować kolejne kroki. Po wykonanych zabiegach miałem nadzieję na poprawę codzienności, na to, że ból zniknie z codzienności mojej żony. Sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, po ostatnim zabiegu żona dostała przykurczu lewego biodra oraz mięśni całej nogi, co całkowicie odebrało jej możliwość samodzielnego poruszania. Ból, który już teraz był duży, jeszcze bardziej się nasilił. Rehabilitacja, która rozpoczęła się właściwie od początku 2020 roku, miała być naszym ratunkiem. Niestety, ta prócz ogromnego zaangażowania chorego, wymaga też środków - za możliwość batalii o zdrowie i sprawność, musimy zapłacić ogromną cenę. Koszty są zbyt duże, a moje możliwości zbyt małe… Muszę prosić cię o pomoc, bo to w tobie pokładam nadzieję na lepsze jutro.  Wiesz, czego boję się najbardziej? Tego, że nie wystarczy mi sił na to, by wspierać ją w walce z chorobą. Jestem z nią od pierwszego momentu, od tego fatalnego upadku. Czytam, pytam, szukam odpowiedzi i rozwiązań, ale to niezwykle trudne, bo zdaję sobie sprawę, że mój wiek i stan zdrowia są moimi przeciwnikami z tym starciu. Tak bardzo chcę być pomocą, wsparciem, oparciem w krytycznych momentach. Zdaję sobie sprawę, że stawiam przed sobą ogromne wyzwanie, ale właśnie to ślubowałem jej wiele lat temu…  Kiedy Mirka zachorowała, straciliśmy w jakimś stopniu poczucie bezpieczeństwa. Grunt usunął nam się spod stóp… I chociaż trudno prosić i pomoc to wiem, że od tego zależy moja i nasza przyszłość. Dlatego walczę i będę walczyć do końca. Dopóki moja żona ma siłę, ja również znajdę ją w sobie, by zapewnić jej to, czego potrzebuje najbardziej. Bo niestety miłość to czasem za mało… Pomóż mi ją ratować przed wizją niepełnosprawności, proszę! 

7 861,00 zł ( 12,46% )
Brakuje: 55 203,00 zł
Tymek Gorzycki
6 dni do końca
Tymek Gorzycki , 5 lat

Nie możemy przekreślić przyszłości Tymka!

Nigdy przedtem nie słyszałam nazwy takiej wady genetycznej: dysplazja przegrodowo – oczna. Wraz z narodzinami mojego synka rozpoczęła się droga ku ratowaniu jego zdrowia i życia. Droga niezwykle trudna, nieprzewidywalna i bez końca... Tymek jest jeszcze malutki, we wrześniu obchodzi swoje drugie urodziny. Z każdym miesiącem widzę, jak bardzo różni się od swoich rówieśników i bardzo się boję jak duże okażą się te różnice za kilka lat… Teraz możemy go nosić na rękach i opiekować się nim tak jak opiekuje się małym dzieckiem. Lecz co będzie, gdy będzie nastolatkiem? Jak wtedy będzie wyglądać nasza codzienność? Tymek nie chodzi, jest niewidomy, a lekarze mówią o opóźnieniu w rozwoju psychoruchowym. Są również poważne zmiany hormonalne związane z niedoczynnością przysadki mózgowej. W ostatnim czasie pojawiły się też ataki epilepsji… Nie wiemy co czeka nas za kilka lat, ani jaka przyszłość czeka naszego kochanego synka. To, co jest pewne, to nasze działania i decyzje dzisiaj. Prowadzimy dalszą diagnostykę w poradniach genetycznych i okulistycznych. Badania, szpitale i rehabilitacja to niekończąca się wędrówka w poszukiwaniu rozwiązań i pomocy. Bardzo bym chciała, by domowy budżet był niewyczerpany. Niestety, nic nie kończy się szybciej niż pieniądze. Każda diagnoza generuje nowe potrzeby, nowe badania, nowe wydatki… Choć są dni, w których bezradność potrafi przytłoczyć – nie możemy się poddać. Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział, że razem z mężem damy radę przejść wszystko, czego do tej pory doświadczyliśmy – nie uwierzyłabym. Dzisiaj wiem, że miłość i wzajemne wsparcie potrafią znieść najgorsze. Oby nigdy go nie zabrakło w naszym życiu. Dawid i Jagienka - rodzice Tymka

28 238 zł
Oskar Karpf
Oskar Karpf , 26 lat

Nie rozglądaj się na boki... To Ciebie proszę o pomoc...

Auto uderzyło w drzewo. Nie wiemy, co było potem. Uczestników nie zidentyfikowano do dziś. Wiemy jednak, że sprawcy, zamiast pomocą Oskarowi, zajęli się tuszowaniem zdarzenia. Nie wezwano karetki. Syna umieszczono  w innym aucie i podrzucono na pogotowie...  Diagnoza: złamany kręgosłup, porażenie wszystkich kończyn, problemy z oddychaniem. Mój syn walczył o życie… Tę walkę wygrał, jedna zaczął się kolejny koszmar. Ośrodki NFZ odmówiły rehabilitacji, proponując opiekę paliatywną. Jej celem nie jest leczenie czy rehabilitacja, tylko uzyskanie ulgi w cierpieniu. A my nie mogliśmy się na to zgodzić! Oskar to młody chłopak, silny, jest z nami, walczy! Rehabilitacja jest jednak możliwa i ma głęboki sens, o czym zapewnili  nas zapoznani z dokumentacją specjaliści. Syn jest świadomy! Rozumie swoje położenie i wie, co ta decyzja dla niego oznacza - decyzja o zaprzestaniu walki i włączeniu opieki paliatywnej. W wieku 21 lat podarowano mu bilet bez powrotu...  Dlatego zwracam się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj Oskara. Pomóż w sfinansowaniu rehabilitacji, której koszt w pierwszej fazie sięga aż 25.000 zł miesięcznie! Najbliższe półrocze przesądzi sprawę. Czas jednak działa na niekorzyść syna. Bez rehabilitacji pogłębia się zanik mięśni, potęgują odleżyny, zawężają perspektywy.  Pozyskane środki dadzą Oskarowi szansę na uzyskanie poprawy. Dowód w postaci zaangażowania wielu ludzi ma szansę przywrócić mu chęć życia i walki o nie! Osakr żyje obecnie ze straszną świadomością tego, że bez pieniędzy nie ma szans na nic… O syna musimy walczyć sami, ale nie jesteśmy w stanie zdobyć takich środków... Co czuje Ojciec, mający wiedzę o istniejących rozwiązaniach, lecz nie mogący ich zapewnić? Możesz te słowa odczytać i przewinąć dalej.  Możesz jednak podjąć decyzję, by pomóc. Każda złotówka jest szansą dla mojego syna. Nie przechodź obojętnie nad mą  prośbą. Z całego serca Ciebie właśnie o to proszę - pomóż mi walczyć o syna.  Wojciech Karpf, ojciec Oskara

104 895,00 zł ( 68,16% )
Brakuje: 48 999,00 zł
Oskar Kamiński
Oskar Kamiński , 6 lat

Gorycz życia z cukrzycą... Pomagamy Oskarkowi!

Oskarek ma 5 lat. Dziecko w tym wieku nie powinno znać bólu, nie powinno też widzieć strachu w oczach swoich rodziców...  Cukrzycę można kontrolować, można z nią dobrze żyć. Jednak to wymaga dużej świadomości choroby. Mój synek takiej świadomości jeszcze nie ma, mimo że co raz więcej rozumie, to nadal musi cierpliwie znosić nakłucia podczas zmiany sensora czy wkłucia do pompy, czekać po podaniu insuliny na posiłek. Gdy poziom cukru jest za wysoki, niełatwo mu wytłumaczyć, że jeszcze nie może zjeść... Jednak Oski jest niesamowicie dzielny. Znosi leczenie i to pozwala nam mieć nadzieję, że jeszcze zaświeci dla nas słońce! Niestety, koszty związane z leczeniem cukrzycy są bardzo duże. Niestety, koszty związane z leczeniem cukrzycy są bardzo duże. Inne produkty spożywcze czy przede wszystkim osprzęt do pompy, sensory do monitorowania poziomu glikemii, czyli nowa technologia, która jest niezbędna, aby Oskarek był bezpieczny. W cukrzycy poziom glikemii potrafi w ciągu kilku minut zmienić się diametralnie i bezpośrednio zacząć zagrażać zdrowiu i życiu chorego! Dlatego proszę Was o wsparcie.  Będę wdzięczny za każdą, nawet najbardziej symboliczną wpłatę.  Michał, tata

6 770 zł
Oskar Blak
Oskar Blak , 4 latka

Niezwykle rzadka choroba zabiera nam synka! Pomocy!

Co będzie jutro? Czy Oskar nadal będzie z nami? Czy zabierze nam go okrutna choroba lub kolejny napad? Nie wiemy, żaden lekarz nie jest w stanie nam tego powiedzieć. Jesteśmy w szpitalu, do którego trafiliśmy niedawno. I już wiemy, co zabiera naszego synka… Choroba tak rzadka, że żyje z nią tylko 5 dzieci na świecie. W tym Oskar. Szukamy ratunku, leku, nadziei. Dochodzą koszty rehabilitacji… Bardzo prosimy o pomoc… Gdy Oskar się urodził, dostał 10 punktów w skali Apgar. Potem jedna przyszła lekarka i powiedziała, że muszą synka zabrać na tlenoterapię - jest coś nie tak z oddechem. W międzyczasie pojawiły się inne powikłania i - nie wiadomo skąd - stan zapalny. Oskar dostał antybiotyki. Nagle zaczął się robić wiotki, apatyczny, ciągle spał. Gdy zaczął puchnąć, w 3 dobie życia w stanie ciężkim lekarze zabrali synka na intensywną terapię. Umieraliśmy ze strachu. Lekarze zaczęli podejrzewać SMA, jednak badania szybko wykluczyły tę chorobę. Kolejne podejrzenia także się nie potwierdziły - wyniki badań książkowe. Gdy lekarze wykluczyli zakażenie i odłączyli antybiotyk, Oskar znów zaczął być jak inne dzieci. Wyszliśmy do domu po 2 tygodniach z zaleceniem rehabilitacji na obniżone napięcie mięśniowe. To miał być koniec koszmaru, jednak ten wrócił… Do 5 miesiąca życia się rozwijał - wolniej niż inne dzieci, ale w swoim tempie. Gdy nagle przestał, znów zaczęliśmy się martwić. Gdy w 7 miesiącu życia doszły bezdechy, nie mogliśmy czekać. Każdy napad był okropnym przeżyciem - dziecko siniało, a my musieliśmy ratować jego życie! Karetka, szpital, jeżdżenie od lekarza do lekarza i… nic.  Wiedzieliśmy tylko, że synek ma padaczkę. 10 października, nadal będąc w szpitalu, Oskar dostał ataku padaczki, która trwała 1,5 godziny. Trafiliśmy na OIOM. Stan synka był krytyczny… Na szczęście udało się go ustabilizować lekami. Teraz jesteśmy w szpitalu w Krakowie na oddziale pediatrii. 28 października otrzymaliśmy w końcu wynik badań genetycznych WES, za które sami musieliśmy zapłacić ponad 10 tysięcy złotych… Diagnoza: Encefalopatia padaczkowa z całkowitą demielinizacją mózgu, uszkodzony gen  SLC25A12.  Niedobór mitochondrialnego nośnika 1 asparaginianu-glutaminianu. Co to oznacza w praktyce? Oskar jest jedynym dzieckiem w Polsce z tą chorobą. Na całym świecie odnotowano tylko 4 podobne przypadki. Znaleźliśmy tylko 2 artykuły medyczne opisujące chorobę - nikt nic o niej nie wie. Nikt nie powie nam, ile Oskar będzie żył, jak dalej będzie rozwijać się ta choroba. Dziś Oskar jest dzieckiem leżącym, nie trzyma nawet główki - ma bardzo słabe mięśnie. Wodzi jednak wzrokiem, uśmiecha się, poznaje nas. Jeszcze... Błądzimy we mgle, szukając ratunku dla synka. Modląc się o każdy kolejny dzień. Szukamy klinik, możliwości leczenia w USA, w Niemczech… Wszędzie, gdzie leczyli podobne choćby przypadki, gdzie dają cień nadziei… Za prawie wszystko musimy płacić sami - my, rodzice ciężko chorych dzieci. A środki wyczerpały się bardzo szybko… Z całego serca prosimy o pomoc w zebraniu na rehabilitację Oskarka, na szukanie leczenia, wysyłanie wyników badań w świat. Nie możemy się poddać, bo jeśli tak się stanie, Oskarka nie uratuje już nikt… Zrozpaczeni rodzice ___________________ ➡️ Historię Oskarka możesz śledzić także tu: Walka Oskarka o każdy dzień ➡️ Licytacje i kiermasz świąteczny dla Oskara

649 571 zł