Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Julia Stenka
Julia Stenka , 11 lat

Guz na kręgosłupie wysysa życie z Julki❗️Trwa walka, pomocy!

Julcia ma złośliwy nowotwór kręgosłupa! Szok… Nasza kochana, mała córeczka jest tak bardzo chora! W Polsce nikt nie chce się podjąć operacji wycięcia guza. Zaczęło się leczenie, po którym Julka tak strasznie cierpi… Szukamy ratunku na całym świecie, wszędzie, gdzie się da. Błagamy o wsparcie, bo koszty będą gigantyczne… Na początku tego roku Julka zaczęła niepokojąco kuleć. Nie było żadnego urazu, dlatego zaniepokojeni szybko pojechaliśmy do lekarza rodzinnego. Podejrzenie padło na kostkę, dostaliśmy skierowanie na rehabilitację, co miało rozwiązać problem. Niestety, choć córka sumiennie ćwiczyła pod okiem terapeuty, wcale nie było lepiej!  Co gorsza, nie mogła się nawet pochylić, jakby coś ją trzymało... Badania ogólne i krwi wychodziły w porządku, dlatego zupełnie nie wiedzieliśmy, skąd te problemy. Gdy ból nóg się nasilił, mimo rehabilitacji, pojechaliśmy prywatnie do neurologa. Od razu dostaliśmy skierowanie na rezonans magnetyczny… Jeszcze nikt nie przypuszczał, że prawdziwy horror dopiero przed nami… Był już marzec. Od stycznia, od pierwszych objawów, szukaliśmy pomocy dla Julki, jednak potem miało się okazać, że szliśmy zupełnie w inną stronę… Pierwsze badanie rezonansem się nie udało. W kapsule Julka wpadła w panikę, nie można było jej zbadać. Dwa dni później straciła władzę w nogach... Od razu pojechaliśmy do szpitala, gdzie przeprowadzono badanie rezonansem w uśpieniu. Wyniki ściął nas z nóg. W kręgosłupie córeczki znaleziono guz, który uciska na rdzeń kręgowy!  Bezzwłocznie przewieziono nas do Centrum Zdrowia Dziecka. Guz okazał się na tyle duży i tak umiejscowiony, że podczas operacji chirurg nie mógł go wyciąć. Jedynie zostały pobrane próbki histopatologiczne do badań.  Uruchamiamy zbiórkę w październiku. Julcia jest już po 6 cyklach silnej chemioterapii. Lekarze musieli rozpocząć leczenie, chociaż guza nie udało się usunąć! Niestety, nie zadziałało na niego także leczenie. Nadal jest aktywny i nie zmniejszył się na tyle, na ile wszyscy liczyli...  Chociaż leczenie przyniosło mnóstwo okropnych skutków ubocznych i wymęczyło Juleczkę, nie zadziałało na nowotwór. Ten potwór cały czas zagraża jej życiu! Córeczka nie odzyskała władzy z nóżkach. Jest tak słaba, że lekarze nie mogą podać jej megachemii... Nie mamy więcej czasu do stracenia. Szukamy ośrodka, który będzie w stanie nam pomóc i zoperować Jucię. Nie możemy się poddać, choć wiemy, że zagraniczne leczenie wiążę się z gigantycznymi kosztami… Dlatego już teraz zaczynamy walkę. Błagamy, pomóż nam ocalić nasze ukochane dziecko! Rodzice Julci

26 644 zł
Franciszek Kuciak
Franciszek Kuciak , 4 latka

By dojrzeć w oczach nadzieję na lepsze jutro... Wspieramy Franka!

Ciąża przebiegała książkowo. Byliśmy pewni, że nasz synek urodzi się zdrowym i silnym chłopcem. Wielkim zaskoczeniem było dla nas to, że Franek urodził się w hipotrofii, ważąc jedynie 2400 gramów. Od urodzenia zmaga się z licznymi problemami, m.in. przybieraniem na wadze, padaczką, niedoborem żelaza, brakiem kontaktu wzrokowego, a także uśmiechu. Niestety, to nie koniec listy, która zdaje się nie mieć końca. Franio zmaga się jeszcze z alergiami pokarmowymi, nadwrażliwością i zaburzeniami SI, ma opóźnienie psychoruchowe, wzmożone napięcie mięśniowe, problemy z mową, a to wciąż nie koniec... Gdy miał pół roczku, okazało się, że winnym jego złego stanu zdrowia jest  rzadka choroba genetyczna — delecja 5q14.3. Franek już do końca życia będzie osobą z niepełnosprawnościami, wymagającą stałej, wielopłaszczyznowej rehabilitacji. Mój synek każdego dnia wymaga wielu godzin intensywnej rehabilitacji. Ciągle odwiedzamy nowych specjalistów, szukając pomocy. Bardzo często uczestniczy w turnusach rehabilitacyjnych. Ćwiczy dużo w domu, jak i poza nim... Niestety, to wszystko wiąże się z ogromnymi kosztami. Bardzo proszę Cię o pomoc, która jest szansą na lepszy rozwój Frania! Patrycja, mama      

13 773 zł
Dominik Woźniak
Dominik Woźniak , 7 lat

Odnalazł rodziców i bezwarunkową miłość! Bez pomocy czeka go amputacja!

Adoptowaliśmy Dominisia kiedy miał 2,5 roku, groziły mu wówczas amputacja nóżki oraz pobyt w domu dziecka. Od dwóch lat tworzymy rodzinę, pokochaliśmy synka bezgranicznie, mimo że nasza droga jest trudna, kręta, pełna wyzwań, zmartwień, jest również po brzegi wypełniona miłością do ukochanego dziecka. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby trauma, której zaznał Dominiś w pierwszym okresie swojego życia odeszła w niepamięć. Pragniemy dla synka normalnego, beztroskiego życia pełnego miłości i szczęścia. W trudnych chwilach mamy siebie. Razem walczymy o pełną sprawność naszego dziecka. Nasz synek ma obecnie 4,5 roku, jego lewa nóżka jest krótsza aż o 18 cm! Dominiś przeszedł już dwie bardzo kosztowne i skomplikowane operacje. Dzięki Waszej pomocy, wsparciu finansowemu udało się wykonać rekonstrukcję wszystkich 3 stawów, a pod koniec lipca 2021 roku odbyła się operacja instalacji aparatu zewnętrznego, który służy do wydłużania kości. Jesteśmy w trakcie bardzo bolesnego etapu leczenia, który będzie trwał ponad pół roku, a spodziewany efekt to wydłużenie nóżki o 10 cm. To niestety nie jest koniec. Za niespełna pół roku Dominiczka czeka operacja usunięcia aparatu, będą wówczas potrzebne rehabilitacje i za jakiś czas kolejne operacje wydłużania kości. Dlatego ponownie prosimy wszystkich ludzi o wielkim sercu o pomoc w naszej ciężkiej walce o zdrową nóżkę dla naszego synka. Ratunek przed kalectwem jest niesamowicie kosztowny, szacowany koszt kolejnej operacji to ok.400 tys. zł Bez Waszej pomocy Dominiś nie ma żadnych szans! Za każdą pomoc z całego serca dziękujemy. Rodzice Dominiczka   –––––––––––––– Wspieraj Dominika na AUKCJACH –> KLIK

221 209,00 zł ( 66,41% )
Brakuje: 111 878,00 zł
Kinga Majewska
Kinga Majewska , 24 lata

Młoda mama i guz mózgu - dramatyczna walka o życie i sprawność❗️

Nowotwór w jednej chwili przekreślił wszystkie plany i marzenia młodej mamy. Kinga nie jest w stanie zająć się swoim maleństwem – teraz sama wymaga całodobowej opieki…  Jej malutka córeczka woła swoją mamę z całych sił, chce się do niej przytulić, usłyszeć jej głos – ale wciąż nikt nie odpowiada... Jej płacz odbija się echem o puste ściany. Dziewczynka nie wie, jak ciężką walkę toczy jej mama każdego dnia... Kiedy moja siostra dowiedziała się, że jest w ciąży była niesamowicie szczęśliwa. Mimo swojego młodego wieku zawsze była odpowiedzialna i bardzo dojrzała. Pracowała, uczyła się i miała mnóstwo planów na życie. Była pewna, że jako matka znajdzie radość i spełnienie. Niestety, wszystko potoczyło się zupełnie inaczej... Zaczęło się całkiem niewinnie. Najpierw pojawiły się częste bóle głowy. Później problem z utrzymaniem równowagi, częste upadki, potknięcia i chwiejny krok. Zaczęliśmy się niepokoić, jednak byliśmy pewni, że jej stan może być spowodowany zaawansowaną ciążą. Niestety, bardzo się myliliśmy...  Kinga trafiła do neurologa, skąd w trybie pilnym została skierowana do szpitala. Tam przeszła szereg badań, które jednoznacznie wykazały obecność wielkiego guza w jej głowie. Kinga otrzymała straszliwy wyrok – gwiaździak włosowatokomórkowy.... To groźny nowotwór, który stanowi poważne zagrożenie dla życia. W jednej chwili straciliśmy grunt pod nogami. Byliśmy przerażeni i zupełnie nieświadomi, że najgorsze dopiero przed nami…  Lekarze nie mieli czasu do stracenia. Nowotwór zagrażał nie tylko Kindze, ale również dziecku. Konieczna była szybka operacja oraz natychmiastowe rozwiązanie ciąży! Moja siostra urodziła zdrową i śliczną dziewczynkę, jednak sama wciąż musiała walczyć o życie… Za dwa tygodnie miała odbyć się kolejna operacja, tym razem ratująca właśnie ją.  Kinga miała zaledwie 14 dni, aby nacieszyć się swoim maleństwem. Był to czas, kiedy miłość i radość mieszkała się z potwornym lękiem. Każdy z nas czuł, że operacja niesie za sobą ogromne ryzyko, jednak wiedzieliśmy też, że to jedyna szansa, aby maleńka Ania miała wciąż mamę...  Operacja się udała. Guz został wycięty. Kinga dzielnie walczyła, dlatego przeżyła. Niestety konsekwencje okazały się tragiczne! Moja siostra zaraz po zabiegu była wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej, z której wybudziła się dopiero po dwóch tygodniach. Od tego czas minęły już dwa miesiące, a jej stan wciąż jest krytyczny.  Moja siostra leży, nie rusza się, nie mówi i nie jest w stanie samodzielnie jeść. W ostatnich dniach zaczęła nawiązywać kontakt wzrokowy i wykonywać proste polecenia: zamknij oczy, otwórz oczy, poruszaj palcem. Widać, że bardzo chciałaby się uśmiechnąć, ale nie jest w stanie. Otwiera tylko jedno oko, jednak nie wiadomo czy w ogóle widzi....  Choć codziennie dziękuję za to, że Kinga jest z nami, to serce mi pęka gdy widzę, jak teraz wygląda jej życie. Moja siostra ma zaledwie 21 lat, a wszystkie jej plany i marzenia zastąpiła walka o zdrowie.  Jedyną szansą dla Kingi jest specjalistyczne leczenie i kosztowna rehabilitacja, które już teraz pochłaniają ogromne sumy pieniędzy. Dlatego zwracam się do Was o pomoc. Na Kingę czeka jej maleńka córeczka. Ta mała istotka potrzebuje jej matczynej miłości, poczucia bezpieczeństwa, ramion, które będą w stanie ukoić najgłośniejszy płacz...  Proszę, pomóż nam...  Milena, siostra  ➡️ Licytacja dla Kingi 💚 

47 814 zł
Mateusz Wenclewski
Mateusz Wenclewski , 32 lata

29 lat i nowotwór - życie taty dwójki dzieci w śmiertelnym niebezpieczeństwie❗️Ratujmy Mateusza!

Mam na imię Mateusz, mam 29 lat. Nie sądziłem, że w tak młodym wieku przyjdzie mi mierzyć się ze śmiertelną chorobą, jaką jest nowotwór... Stało się jednak inaczej. Od pół roku toczę najważniejszą walkę - tę na onkologicznym ringu. Jestem mężem i tatą dwójki dzieci - mam dla kogo żyć! Moja "przygoda" z nowotworem złośliwym zaczęła się w kwietniu tego roku. Wtedy wykryto u mnie guz prawego jądra. Usłyszenie diagnozy wiązało się oczywiście z ogromnym stresem, jednak słowa, które wtedy usłyszałem od lekarza, uspokoiły mnie. Nadzieję budziło we mnie to, że nowotwór ten jest wyleczalny i wielu mężczyzn już go pokonało. Powiedziano mi, że mam być dobrej myśli i się nie martwić, bo ten rodzaj raka jest "do ogarnięcia". Poddałem się zabiegowi usunięcia jądra i cierpliwie czekałem na wyniki histopatologii. Wiedziałem, że nie mogę się poddać - muszę walczyć o życie i zdrowie! Jestem głową rodziny, mam dwójkę malutkich dzieci - dla nich muszę być zdrowy. Nie spodziewałem się, że czeka mnie aż tak ciężka walka... Na początku byłem dobrej myśli. Niestety, po odebraniu wyników i skontaktowaniu się z lekarzem prowadzącym okazało się, że mój przypadek jest znacznie cięższy niż podejrzewano... W usuniętym jądrze miałem punktacje trzech nowotworów złośliwych! Guz zarodkowy jądra z elementami potworniaka niedojrzałego, guz pęcherzyka żółtkowego i raka zarodkowego. Jedno było pewne - bez chemii się nie obejdzie... Przed przystąpieniem do chemioterapii zrobiono mi tomograf z kontrastem i szereg niezbędnych badań, po których stwierdzono niestety duże podwyższenie markerów nowotworowych. Cierpliwie przechodziłem przez chemię, mając w głowie jeden cel: by wyzdrowieć. Gdy zbliżałem się do zakończenia leczenia, lekarz informował mnie, że jest super, markery spadły do minimum. Wracałem do zdrowia. Znów wróciła nadzieja, jednak nowotwór okazał się nieprzewidywalną chorobą... Zrobiono mi tomograf, by upewnić się, czy na pewno wszystko jest w porządku. Rentgen wykazał niestety znacznie powiększone węzły chłonne w brzuchu. Zamiast dobrych wieści okazało się, że rak znów atakuje! Po skonsultowaniu wyników z chirurgiem onkologiem okazało się, że powiększone są aż trzy węzły chłonne. Muszę przejść kolejną operację, by ich się pozbyć. Tylko tak dostanę szansę na pokonanie raka. Operacja będzie bardzo ciężka - by wszystko usunąć, muszą mnie rozciąć od mostka po pępek... Termin wyznaczono już na 21 października. Potem czeka mnie długa rekonwalescencja i rehabilitacja. Czas, który pozwoli mi wrócić do normalnego trybu życia, to mniej więcej rok. Oczywiście będę pod kontrolą lekarza i stałym gościem oddziału, który staje się powoli niczym drugi dom - onkologii. Ciężko mi z myślą, że praktycznie przez rok będę wyłączony z życia, ale nie mam wyjścia. Teraz mam jeden cel - pokonać raka i wygrać walkę o życie. Bardzo proszę o pomoc dla mnie i mojej rodziny, która znalazła się w bardzo trudnej sytuacji życiowej... Mam na utrzymaniu żonę i dwójkę dzieci, a dojazdy, leki - to wszystko kosztuje. Jeśli ktoś będzie chciał wesprzeć moją walkę, będę bardzo wdzięczny. Mam 29 lat i wierzę, że oddam z nawiązką dobro, które otrzymam. Bardzo dziękuję za wszelkie wsparcie. Mateusz

43 401 zł
Bruno i Maja Drapikowscy
Bruno i Maja Drapikowscy , 6 lat

Życie z autyzmem bez strachu o jutro! Pomóż!

Bezsilność i bezradność to najgorsze uczucia, które dotykały nas w ostatnim czasie. Robimy dla Bruna – naszego synka wszystko, co w naszej mocy. Zdiagnozowane wrodzona wada czaszki oraz autyzm całkowicie zmieniły bieg naszego życia. Bruno miał półtora roczku, gdy usłyszeliśmy diagnozę kraniosynostozy czołowiej i długogłowia ułożeniowego. Ten zbitek sylab oznacza nieprawidłową budowę czaszki oraz zarośnięcie szwów czaszkowych. Wada jest operacyjna, każda wizyta u neurochirurga to stres i nerwy w oczekiwaniu na decyzję lekarza. Wspierając naszego syna w miarę możliwości zapewniliśmy mu opiekę medyczną i terapeutyczną. Myśleliśmy, że to będzie koniec naszych problemów… W lipcu świętowaliśmy trzecie urodzinki synka. Radość zakłóciła kolejna diagnoza rozwojowa Bruna. Synek rozwija się w charakterystyczny sposób dla autyzmu. Musimy go wesprzeć wszelkimi możliwymi sposobami. Najważniejszy jest rozwój mowy i umiejętności społecznych. Bruno robi postępy, widzimy to gołym okiem! Choć efekty niezmiernie nas cieszą, każdy miesiąc jest wyzwaniem finansowym. Terapie pochłaniają mnóstwo pieniędzy, obciążając domowy budżet. Zajęcia psychologiczno-pedagogiczne są dla naszego Bruna bardzo ważne, ponieważ uczą go funkcjonowania w świecie, który nie jest dla niego jasny i przewidywalny. Od samego początku życie Bruna zostało naznaczone problemami, z którymi sam sobie nie poradzi. Nam, osobom dorosłym jest ciężko. Mamy jednak ogromną nadzieję, że w tych działaniach nie zostaniemy sami, a nasz synek będzie rósł i rozwijał się na miarę swoich możliwości. Małgorzata i Tomasz – rodzice Bruna

27 707 zł
Bartłomiej Sowiński
Bartłomiej Sowiński , 44 lata

Moje dzieci nie mogą wychowywać się bez ojca! Proszę, pomóż!

Wystarczyła chwila, by zmieniło się całe moje życie. By wszystko, co znałem, stało się przeszłością. Udar wdarł się do mojej codzienności, próbując zamienić wszystko, co do tej pory osiągnąłem, w koszmar. Mam dwójkę małych dzieci... Dla nich nie mogę się poddać! 6 marca przeszedłem zawał mózgu... Wszystko zmieniło się w jednej chwili nie do poznania. Niedowład, afazja, a po kilku dniach w szpitalu okazało się, że także COVID-19. Pierwszy raz w życiu tak bardzo się bałem! Bałem się, że moje dzieci będą musiały wychowywać się bez ojca... Udało mi się wygrać z koronawirusem i obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by wrócić do sprawności! Jednak prawdziwa walka zaczęła się kiedy wyszedłem ze szpitala. Od zawsze byłem stanowczym i pracowitym człowiekiem, jednak przez myśl nie przeszło mi nawet przez moment, że najcięższą pracą w moim życiu będzie walka o każdy samodzielny krok! Po 16 tygodniach katorżniczej rehabilitacji i litrach wylanych łez zacząłem chodzić o kuli. Zacząłem też powoli mówić, ale nadal kosztuje mnie to bardzo dużo wysiłku. Mój 7-letni syn każdego dnia pyta, kiedy znowu pogram z nim w piłkę, odrobię lekcje i pobawię się na placu zabaw. Moja 2-letnia córeczka jest jeszcze taka malutka. Przychodzi do mnie, wtula się w moje ramiona. Chciałbym także objąć ją, najmocniej jak potrafię, jednak cały czas brakuje sił…  Wszystkie obowiązki spadły na moją partnerkę. Nie mogę jeździć samochodem, nie pójdę na zakupy, nie pomogę w sprzątaniu domu. Wiem, że tylko regularna rehabilitacja pozwoli mi wrócić do dawnego życia – za którym bardzo tęsknię.  Dam radę. Jestem bardzo zdeterminowany i gotowy walczyć. Wiem, że odzyskam swoje sprawne życie, ale potrzebuję w tym Twojej pomocy! Bartłomiej

8 138 zł
Sylwester Barcicki
Sylwester Barcicki , 70 lat

Kolejne choroby odbierały mi sprawność, ale wciąż się nie poddaję..

Przez tyle lat nie było mi łatwo w życiu. Kolejne diagnozy w końcu zaczęły mnie przygniatać i nie pozwoliły spojrzeć na przyszłość w jasnych barwach. Cukrzyca, nadciśnienie, ból kręgosłupa, niewydolność serca, a na końcu jeszcze udar… Straciłem zdrowie i możliwość normalnego funkcjonowania, a razem z nimi również nadzieję na jakąkolwiek poprawę. Czynności, które kiedyś wydawały mi się błahostką dziś są dla mnie nieosiągalne, zupełnie niemożliwe do wykonania. To świadomość, która przeraża mnie każdego dnia… Z powodu powikłań cukrzycowych i przebytego zakażenia straciłem nogę. W tym samym momencie moje życie właściwie się zatrzymało. Podjąłem walkę i od wielu lat staram się o jak największe postępy podczas rehabilitacji, ale wiele rzeczy wciąż mnie przerasta. Kiedy korzystam z aktualnej protezy, nie mogę jednocześnie używać rąk, ponieważ podpieram się na kulach. Coś udaje się, ale zawsze kosztem czegoś. Nie poddaję się jednak, bo wierzę, że moja praca i wysiłek, który wkładam w codzienną walkę w końcu przyniosą poprawę.  Od kiedy pamiętam starałem się być jak najbardziej samodzielny, dlatego teraz tak bardzo boli mnie myśl, że inne osoby muszą się mną opiekować i pomagać mi w prostych czynnościach. Aby móc sprawnie funkcjonować potrzebuję lepszej protezy, takiej, która zapewni mi stabilną i poprawną pozycję stojącą. Nigdy nie sądziłem, że moim największym marzeniem będzie to, by móc samodzielnie przygotować posiłek, wziąć kąpiel czy po prostu wyjść z domu, ale życie wystawiło mnie na tę potworną próbę i z całych sił staram się wszystkiemu sprostać.  Zakup specjalistycznej protezy przekracza moje możliwości finansowe i samodzielnie nie jestem w stanie uzbierać potrzebnej kwoty. Nie chcę jednak tracić szansy na samodzielność, dlatego bardzo Was proszę o pomoc. Wierzę, że dzięki wsparciu uda mi się wywalczyć lepsze jutro… Sylwester

25 421,00 zł ( 14,68% )
Brakuje: 147 707,00 zł
Natan Grądzielski
Natan Grądzielski , 7 lat

W głowie Natanka rośnie guz❗️Ratujmy 4-letniego chłopca!

W główce 4-letniego Natanka guza pnia mózgu III stopnia! Nowotwór zdążył dać już przerzuty do rdzenia kręgowego. Trwa rozpaczliwa walka o życie chłopca. Przeczytaj łamiący serce apel jego mamy: Chciałabym przestać się bać. Nie czuć lęku, który od dnia urodzenia Natanka nieustannie, coraz bardziej rozgaszcza się w naszym życiu. Wcześniactwo, wodogłowie, a teraz coś znacznie gorszego – rak, który próbuje odebrać życie mojego małego synka! Natanek urodził się w 26 tygodniu ciąży, ważył nieco ponad kilogram, mierzył tylko 32 centymetrów. Pierwsze 3 miesiąca życia spędził w szpitalu, pod stałą obserwacją neurochirurga, neonatologa, pulmonologa i okulisty. Na szczęście konsekwencje wcześniactwa udało nam się pokonać. Niestety, z czasem okazało się, że u synka wykryto wodogłowie. Konieczne były bolesne zabiegi, które pozwoliły poradzić sobie z chorobą. Wierzyłam, że to już koniec długich tygodni spędzanych w murach szpitali, koniec przeszywającego strachu o życie własnego dziecka.  Po tym naprawdę trudnym okresie wszystko zaczęło się układać. Synek zaczął raczkować, powoli stawać na nóżki i robić pierwsze kroczki. Cieszyliśmy się każdym małym sukcesem, byliśmy niemal pewni, że już teraz nic złego nas nie dotknie. Niestety... Los postanowił po raz kolejny bardzo brutalnie nas doświadczyć. Nagle u Natanka nastąpił bardzo szybki przyrost główki! Synek przestał chodzić. Nie potrafił nawet sam siedzieć. Bezzwłocznie przeprowadzono badanie rezonansem, które wykazało, że pojawił się guz... Po raz kolejny ziemia pod nogami nam zadrżała. Diagnoza była przerażająca – glejak, złośliwy guz mózgu.  Kolejne badania wykazały, że są przerzuty na rdzeń kręgowy i są one nieoperacyjne. Wdrożono leczenie chemioterapią. Za Natankiem siedem cykli. Przeprowadzono także radioterapię, w sumie 32 naświetlania, które zostawiły bolesne skutki uboczne w postaci poparzeń pleców, tyłu główki oraz uszu. Leczenie pochłania ogromne sumy, a wciąż nie wiemy, co jeszcze nas czeka. Proszę, pomóż... Agnieszka, mama

43 310 zł