Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Jakub Kołodziejczyk
Jakub Kołodziejczyk , 28 lat

Znikam mięsień po mięśniu. Ratuj!

Miał 5 lat, kiedy postawiono diagnozę – dystrofia mięśniowa postępująca typu Duchenne’a. Jeszcze wtedy jego bliscy wciąż żyli nadzieją, że choroba nie będzie zbyt szybko postępować, niestety... W ciągu kilka lat pokazała swoje najgorsze oblicze! Dodatkowo tata Kuby zachorował na nowotwór... Gdy Kuba miał 10 lat, przestał chodzić. Przez cały okres choroby  przeszedł szereg operacji, korekcji ścięgien celem likwidacji przykurczy nóg. Mimo ogromnych starań związanych z utrzymaniem sprawności, choroba wciąż postępuje.  W 2009 roku z powodu silnej skoliozy kręgosłupa powodującej zaburzenia oddechowe Kuba przeszedł bardzo skomplikowany zabieg prostowania kręgosłupa w szpitalu w Niemczech. Choć robimy wszystko, choroba wciąż wyprzedza nas o krok. Jedyną szansą na utrzymanie przez jak najdłuższy czas sprawności oddechowej oraz choć w minimalnym stopniu sprawności ruchowej Kuby jest jego systematyczna rehabilitacja, odpowiedni sprzęt ortopedyczny oraz stałe leczenie i konsultacje lekarskie.  Dotąd mama i tata radzili sobie sami z opieką nad Kubą. Byli silni i zdrowi. Niestety miesiąc temu tata poważnie zachorował. Diagnoza – nowotwór nerki, – zawaliła z nóg. Pojawiły się pytania: Co dalej? Jak rodzina poradzi sobie z opieką nad Jakubem i tatą. Mama sama nie jest w stanie dźwigać dorosłego już syna. Dlatego też tak ważna jest Wasza pomoc. Profesjonalny sprzęt, rehabilitacja, leczenie – to wszystko może sprawić, że opiek nad Jakubem będzie łatwiejsza. Prosimy o wsparcie!

10 783 zł
Natalia Angowska
Natalia Angowska , 5 lat

Uśmiech, którego nie może zabrać choroba! Pomagamy Natalce!

Kiedy nasza córeczka pojawiła się na świecie wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko by była bezpieczna i szczęśliwa. Nie sądziliśmy jednak, że będzie to tak trudne… Jeszcze chwilę po porodzie byliśmy niemal pewni, że Natalka jest zdrową dziewczynką. Wtedy nic nie zapowiadało, że już za kilka chwil zaczną się problemy, które będą nam towarzyszyć aż do dziś...  Wszystko zaczęło się, kiedy Natalka skończyła 1. rok życia. Zaniepokoiło nas, że córeczka nie wstaje, nie gaworzy, nie próbuje mówić i nie wykazuje żadnego zainteresowania zabawkami...  Szybko zaczęliśmy szukać pomocy. Biegaliśmy od lekarza do lekarza, aby tylko dowiedzieć się, co dolega naszemu maleństwu... W końcu, po wielu tygodniach usłyszeliśmy diagnozę – zespół mikrodelacji, czyli wada genetyczna, której przyczyną jest utrata niewielkiego fragmentu DNA, a dokładnie krótkiego ramienia chromosomu.  Zespół ten powoduje niepełnosprawność intelektualną, całościowe opóźnienie psychoruchowe i zaburzenia zachowania. U naszej córeczki oprócz tego pojawiają się również stereotypie ruchowe, a także znaczne opóźnienie rozwoju mowy...  Razem z rozpoznaniem choroby nasza rodzina doświadczyła wielu bardzo trudnych przeżyć. Z jednej strony czuliśmy smutek, żal i załamanie, z drugiej zaś – ulgę i radość, ponieważ skoro wiadomo już, co jest przyczyną zaburzenia rozwoju, to będzie można szybko rozpocząć terapię... Niestety, wada jest bardzo rzadka. Nie ma drugiego dokładnie takiego samego przypadku. Natalka jest z jedną z kilku osób na świecie, która boryka się z tymi ultrarzadkimi ubytkami w chromosomach. Zespół wciąż pozostaje praktycznie nieznany – również wśród lekarzy. Nie wiemy więc, w jakim stopniu choroba się rozwinie, jednak robimy wszystko, aby ta wyjątkowość nie stała się naszym przekleństwem...  Natalka obecnie ma 2-latka, ale rozwojowo jest na poziomie rocznego dziecka. Znacznie różni się od swoich rówieśników – nie tylko rozwojem, ale również charakterystyczną asymetrią twarzy. Dodatkowo Natalka ma zaburzone napięcie mięśniowe oraz przykurcz łokci.  Nasza córeczka wymaga całodobowej opieki, a także codziennej intensywnej i kosztownej rehabilitacji, która jest dla niej ostatnią deską ratunku. Rehabilitacja pomaga jej nie tylko walczyć o sprawność, ale także rozwijać umiejętności poznawcze, społeczne, komunikacyjne. Niestety koszty są ogromne....  Walka o córeczkę trwa i trwać będzie. Wszystko po to, by w przyszłości mogła być jak najbardziej samodzielnym dzieckiem. Liczne wizyty u specjalistów, a także godziny rehabilitacji już teraz pochłaniają mnóstwo pieniędzy. Dlatego zmuszeni jesteśmy prosić o pomoc, by nasza córeczka, tak bardzo wyjątkowa, miała szansę na naprawdę dobrą przyszłość! Twoja pomoc pomoże odkrywać Natalce uroki dzieciństwa i beztrosko bawić się ze swoimi rówieśnikami...  Proszę, pomóż! Rodzice 

29 051 zł
Gabriel Skwarczyński
Gabriel Skwarczyński , 4 latka

By móc dopisać szczęśliwe zakończenie... Pomagamy Gabrysiowi!

Wiele odwagi kosztowało mnie założenie zbiórki. Nigdy nie sądziłam, że znajdziemy się w sytuacji, w której będziemy musieli prosić o pomoc. Proszę, poznaj naszą historię i wesprzyj nas... Gabriel, urodził się 17.08.2020 w Katowicach - Ligocie. Z uwagi na moją wadę serca oraz wszczepione ICD, zostałam skierowana do ośrodka o podwyższonej referencyjności. Niestety podczas cesarskiego cięcia doszło do komplikacji. Uszkodzono mi również pęcherz moczowy. Po wyjściu z kliniki, mimo zgłaszanych objawów i nieprawidłowości, byłam odsyłana kilkukrotnie do domu. Po interwencji lekarzy z Częstochowy zostałam ponownie przyjęta na oddział w Ligocie, celem diagnostyki. Po 5 – dniowej hospitalizacji i braku wykonania podstawowych badań, zostałam kolejny raz wypisana do domu. Mój stan pogarszał się nadal, aż 4 września 2020 dostałam rozległego krwotoku z macicy oraz pęcherza moczowego, co skutkowało usunięciem narządów rodnych w trybie operacji ratującej życie, którą przeprowadzili lekarze w Częstochowie. W szpitalu spędziłam kolejne dwa długie tygodnie, kolejne 6 tygodni w domu z cewnikiem moczowym.   Nie miałam szans cieszyć się macierzyństwem. Po tak heroicznej walce o powrót do zdrowia, miałam nadzieję, że chociaż syn wynagrodzi mi wszystkie zmartwienia... Od pierwszych chwil widziałam, że coś jest nie tak z główką Gabrysia. Oczywiście jak to często bywa, lekarze sugerowali, że kształt głowy się zmieni, ale, nie zgadzałam się z ich opinią. Każdy z nich mówił, że taka uroda dziecka. Zasięgając informacji na różnych forach, okazało się, że synek urodził się z widocznymi cechami scaphocephalii (długogłowia) oraz dysmorfią. Nie czekając na terminy w NFZ, zaczęłam działać, umówiłam się na wizytę prywatną do lekarza, który pracuje w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Podczas tej wizyty doktor dodatkowo zlecił badania, które miały wykluczyć lub potwierdzić kraniosynostozę. Oprócz długogłowia, syn ma zrośnięty szew strzałkowy oraz czołowy, a także obrzęk zastoinowy tarcz obu oczu, co jednoznacznie wskazuje na ciśnienie wewnątrzczaszkowe.  Poprzez przedwczesne zrośnięcie się szwów czaszkowych, zatrzymany zostaje rozwój czaszki w kierunku prostopadłym do szwu, co powoduje, nieprawidłowy kształt czaszki, a także w konsekwencji jej nieprawidłową budowę. W wyniku tego często chodzi do zespołu ostrego nadciśnienia śródczaszkowego. Aktualnie synek boryka się z podwyższonym ciśnieniem śródczaszkowym, w wyniku tego, często płacze, dochodzi do tego problem ze snem. Z tego powodu wymagane są liczne konsultacje m.in. neonatologa, neurologa, okulisty. Leczenie dzieci z kraniosynostozami jest leczeniem wielospecjalistycznym. Obejmuje leczenie operacyjne, które może być jedno- lub wieloetapowe, oraz długoterminową, wieloletnią opiekę takich specjalistów jak m.in. fizjoterapeuci, neurologopedzi czy neuropsycholodzy. Leczenie operacyjne dzieci z kraniosynostozami ma na celu z jednej strony zmianę nieprawidłowego kształtu czaszki i jednocześnie umożliwienie jej dalszego rozwoju. Drugim celem jest odbarczenie ewentualnego nadciśnienia śródczaszkowego. Z estetycznego punktu widzenia celem jest uzyskanie prawidłowego kształtu głowy, w tym w szczególności twarzy, zmniejszając jednocześnie prawdopodobieństwo wystąpienia problemów psychospołecznych i emocjonalnych. Jak pokazują liczne badania naukowe wiele dzieci z kraniosynotozami, które nie były odpowiednio leczone, lub były leczone zbyt późno, boryka się z problemami rozwojowymi. Do najczęstszych należą opóźniony i nieprawidłowy rozwój mowy, zaburzenia motoryki, zaburzenia uwagi oraz różnorodne zaburzenia integracji somatosensorycznej. 19 października 2021r. odbyła się operacja Gabrysia, a teraz przed nami długa rehabilitacja. 27 października zostaliśmy wypisani z CZD w Warszawie. We wtorek 2 listopada jedziemy kolejny raz do Warszawy na zdjęcie szwów, ze względu na to, że żaden chirurg w okolicy nie podjął się tego zadania. W środę 3.11.2021 mamy umówiona wizytę u urologa - problem z zatrzymywaniem i oddawaniem moczu przez syna, na skutek cewnikowania w szpitalu. Dla nas każda przekazana kwota będzie dużym wsparciem w walce o lepsze jutro Gabrysia! Aneta, mama

15 739 zł
Paweł Stelmaszyński
Paweł Stelmaszyński , 12 lat

Nie chcę tęsknić za nieznanym... Pomóż wyjechać Pawełkowi na turnus!

Nie mogę uwierzyć, że czas tak szybko płynie. Pawełek ma już 9 lat, a ja wciąż mam wrażenie jakby od chwili jego narodzin minęło zaledwie kilka dni. Niestety okoliczności przyjścia synka na świat nie były takie, jak sobie wcześniej wyobrażaliśmy. Podczas porodu pojawiły się liczne komplikacje, wskutek których Pawełek otrzymał zaledwie 1 punkt w skali Apgar - nie płakał jak inne noworodki, nie oddychał, nie wiedzieliśmy, czy przeżyje… Paweł na szczęście wygrał tę trudną walkę, jednak pozostawiła ona po sobie trwały ślad w postaci mózgowego porażenia dziecięcego, niedowładu czterokończynowego, padaczki, refluksu żołądkowo-jelitowego i niedoczynności tarczycy.  Mimo swojego wieku syn nie mówi, nie siedzi samodzielnie, a o chodzeniu na ten moment nie ma mowy. Niestety jego życie nie przypomina ani trochę tego, które wiodą jego rówieśnicy. Opanowanie nawet tych, mogłoby się wydawać, najprostszych umiejętności jest dla Pawełka w dalszym ciągu ogromnym wyzwaniem, dlatego syn musi być pod stałą opieką.  Paweł zawsze jest zaciekawiony, kiedy widzi lub słyszy odgłosy dobiegające z placu zabaw. Serce pęka mi wtedy na pół, bo wiem, że syn sam nie jest w stanie opuścić wózka i pobiec na huśtawkę, na drabinki. W oczach synka widzę jednak wesołe ogniki i zapał do działania. Codzienna rehabilitacja metodą Vojty, pionizacja czy ćwiczenia ogólnorozwojowe, chociaż wyczerpujące, są aktywnością ruchową, która jest niezbędna.  Szansą na dalszą walkę o jak najlepsze jutro są turnusy rehabilitacyjne, w czasie których synek pracuje nad znormalizowaniem napięcia mięśniowego oraz nad podstawowymi umiejętnościami, takimi jak samodzielne siadanie. Pozwola to zapobiec powstawaniu wad postawy – muszą one być stale korygowane, w przeciwnym razie uziemią Pawła w wózku na zawsze. Turnus rehabilitacyjny to dla syna czas intensywnej pracy, który zaowocuje w przyszłości. Jest to także podstawa dla dalszej rehabilitacji w domu, dlatego bardzo proszę Was o pomoc w zebraniu potrzebnych środków! Anna, mama

15 005,00 zł ( 69,13% )
Brakuje: 6 698,00 zł
Dalida Chrząstek
Dalida Chrząstek , 12 lat

Dalidka - pandemia pozbawiła ją możliwości leczenia! Potrzebna pomoc!

Moja córeczka miała nie dożyć piątego roku życia... Miała nigdy nie chodzić, być sparaliżowana. Została skreślona jeszcze przed urodzeniem, ale ja się nie poddałam - od jej urodzenia walczę o jej zdrowie i życie. Dalida urodziła się z rozszczepem kręgosłupa i wodogłowiem. Pierwsze chwile, zamiast spędzić w moich czułych objęciach, mijały na OIOM-ie, a ja po raz pierwszy poczułam, co to prawdziwy strach.... Szpital. Nasz drugi dom… Chciałabym, żeby ona nigdy nie musiała się w nim budzić i zasypiać. Chciałabym móc zabrać jej ból, zatrzymać ten uśmiech, czasem ledwo widoczny wśród opatrunków, wężyków kroplówek. Jest taka dzielna. Najdzielniejsza osoba, którą znam… Dlaczego tak strasznie cierpi?! Moja mała, chora córeczka. Dzięki Tobie może mieć szansę na inne życie… Ta malutka istotka jest sensem mojego życia od momentu, gdy przyszła na świat… Byłam bardzo młoda, gdy zaszłam w ciążę. Bałam się, ale jednocześnie cieszyłam, że dziecko, które nosiłam pod serce, będzie zdrowe. W 36. tygodniu ciąży usłyszałam, że dzieje się coś z główką… Usłyszałam, że córeczka przyjdzie na świat z przepukliną oponowo-rdzeniową. Że będzie nieodwracalnie sparaliżowana od pasa w dół… W jednym momencie skończyła się piękna bajka, a zaczął koszmar. Płakałam przez tydzień. Myślałam, że wiem, co to znaczy się bać… Nie wiedziałam, aż do tego momentu, bo największym strachem jest bać się nie czegoś, ale o kogoś… Nadszedł dzień narodzin, inny, niż myślałam… Płynęły łzy nie szczęścia, lecz strachu o to, co dalej będzie z moją kruszyneczką, czy ją boli, czy sobie da radę? Trafiła nie w moje kochające ramiona, ale na stół operacyjny, gdzie walczyli o nią chirurdzy. Nasze pierwsze prawdziwe spotkanie było dwa dni później… Nie było na sali porodowej, ale na OIOM-ie, córeczka nie oddychała sama, ale robił to za nią respirator. Żeby złożyć na jej czole pocałunek, musiałam odgarniać plątaninę kabli. Ledwo ją było widać – przez wężyki urządzeń i przez moje łzy… Potem spadł na nas kolejny cios – wodogłowie. Płyn, wytwarzany przez mózg, nie wchłaniał się, ale gromadził w główce. Lekarze powiedzieli, że musi przejść kolejną operację. Inaczej nie dożyje piątego roku życia… Ciężko mi zdecydować, czy to był najgorszy dzień mojego życia, czy może inny, dzień pierwszych urodzin Dalidki. Tort, kolorowe balony, zaproszeni goście, którzy mieli zjawić się lada chwila… Bajkę przerwał telefon ze szpitala. Przyszły wyniki rezonansu. Zespół Arnolda-Chiariego. Wada, w której część mózgu przemieszcza się do kanału kręgowego… Wystarczy jakikolwiek wysiłek fizyczny. Ruch, kichnięcie czy kaszel. Powoduje to niewyobrażalny ból. Konieczna była kolejna operacja. Były komplikacje. Doszło do zatrzymania akcji serca… Spędziłyśmy w szpitalu dwa miesiące. Miałam deja vu. Dalidka znów musiała cierpieć. Znów drżałam ze strachu o jej życie. Potem kolejne operacje. Wycięcie przepukliny pachwinowej. Korekta ustawienia nóżek. Problemy z pęcherzem. Cewnikowanie co 3 godziny, które powoduje liczne zakażenia. Pobyty w szpitalu. Przestałam już liczyć, ile ich było… Mimo nieprzychylnych prognoz lekarzy córeczka stanęła na własnych nóżkach... Wcześniej nie chodziła, tylko pełzała. Miała ogromną szansę, by nauczyć się chodzić... Niestety przyszła pandemia, która odebrała mojej córeczce możliwość rehabilitacji. Wszystkie zajęcia zostały zawieszone... Stan zdrowia córeczki uległ pogorszeniu, wystąpiły przykurcze, znów trzeba było operować. Po tej operacji nóżki się osłabiły i córka nie miała siły stanąć na własne nogi. Zaczęła się ponowna walka o każdy kroczek... Zaczynaliśmy wszystko od nowa, tylko tym razem sami w domu... Wróciliśmy do punktu wyjścia. Walczymy jednak o to, by Dalida była jak najbardziej samodzielną dziewczynką. Córeczka porusza się w ortezach, potrzebuje kosztownej rehabilitacji. Koszty walki o sprawność przerastają mnie, dlatego proszę, pomóż... Mówią, że jestem silna, ale tak naprawdę to nic w porównaniu z nią… To dzięki niej się uśmiecham. To ona pokazuje mi, że nie warto się poddawać i trzeba walczyć do samego końca... Dlatego błagam o pomoc dla niej. O ratunek. Nie o siłę, nie o chęć walki – to wszystko mamy. Potrzebne są kolejne zajęcia, codzienna rehabilitacja, która wzmocni jej mięśnie i sprawi, że Dalidka znów będzie chodzić. Proszę, pomóż jej. Spraw, żeby te wszystkie dni, miesiące, w których cierpiała, nie poszły na marne… ➡️ Dalidkę możesz też wesprzeć poprzez LICYTACJE O Dalidce w mediach: ➡️ Mama błaga o ratunek dla Dalidki - 24Kurier.pl Polski Dziennik Regionalny

28 038 zł
Oliwier Palkowski
Oliwier Palkowski , 6 lat

Białaczka zaatakowała nagle! Błagam, ratuj z piekła choroby...

Diagnoza sprawiła, że świat się zawalił, ale to, z czym zmagamy się teraz jest jeszcze gorsze. Mam wrażenie, że choroba każdego dnia pokazuje nam nowe oblicze piekła. I chociaż strach jest paraliżujący to nie możemy się poddać. Walczymy o najwyższą stawkę - życie naszego synka.  Oliwier to dziecko pełne energii, ciekawości, otwarte na wiedzę, świat i doświadczenia. Z zaskoczeniem i podziwem patrzyliśmy, jak rośnie, jak się rozwija. Dzięki niemu poznawaliśmy świat z zupełnie innej perspektywy.  Problemy rozpoczęły się niedawno… Nic nie wskazywało na to, że usłyszymy taką wiadomość. Nic nie wskazywało na to, że świat, który znaliśmy runie… Zaczęło się od bólu nóżek – Oliwier jakby nagle stracił siły, nie mógł chodzić, jego zachowanie zaczęło nas martwić. Mój pełen energii synek nagle zmienił się nie do poznania. Patrzyłem na niego z rosnącym przerażeniem…  Razem z Mamą Oliwierka próbowaliśmy zatrzymać poczucie przerażenia i natychmiast udaliśmy się na SOR. Wejście do tego miejsca boleśnie uświadomiło nam, że jedyne o czym marzymy w tym momencie to ucieczka. Wtedy mieliśmy jeszcze cień nadziei, że diagnoza okaże się niegroźna. Pierwsze podejrzenia lekarzy: bóle reumatyczne. Ulga, którą odczuliśmy była nie do opisania. Najgorsze jednak dopiero miało nadejść… Pierwsza wizyta w poradni i szok, którego nie jesteśmy w stanie opisać słowami. Pierwsza diagnoza okazała się błędna! Oliwierek z prosto z poradni został przewieziony do szpitala. W trybie pilnym przeprowadzono kolejne badania, a chwilę po ich wykonaniu usłyszeliśmy to, czego obawia się każdy rodzic. U naszego synka zdiagnozowano ostrą białaczkę limfoblastyczną. Mój syn i śmiertelna choroba? To do mnie nie docierało.  Nadal czasem łapię się na tym, że myślę o Oliwierku jak o zdrowym dziecku. Tymczasem dzieciństwo mojego synka toczy się teraz w szpitalnych 4 ścianach, gdzie dosłownie jest więźniem choroby. Trudno wyjaśnić dziecku, dlaczego wciąż odczuwa ból, ale jeszcze trudniej powiedzieć, że brakuje nam pieniędzy na to, co podstawowe: jedzenie, konsultacje lekarskie, rehabilitację czy niezbędne leki. Jak mam się czuć jako ojciec, kiedy własnemu dziecku nie jestem w stanie zapewnić tego, co potrzebne najbardziej?! Czasem muszę wybierać, czy wydać pieniądze na paliwo, by go odwiedzić, czy te środki przeznaczyć na to, by mój synek mógł zjeść posiłek porządniejszy niż to, co jest serwowane w szpitalnej stołówce... Nie jestem w stanie opisać swojego strachu. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak bardzo boli mnie to, że nie jestem w stanie dać Oliwierkowi tego, co najbardziej potrzebuje. Wciąż próbuję otrząsnąć się z szoku, ale jednocześnie muszę zawalczyć o pomoc! Wasze wsparcie – grosik, złotówka to dodatkowa szansa dla mojego dziecka. To możliwość, że życie w cieniu choroby nie będzie pasmem niekończącego się cierpienia. Proszę, pomóż mi stanąć na wysokości zadania! Nie chcę musieć dokonywać tragicznych wyborów. Choroba Oliwiera postawiła nas pod ścianą. Nie chcę być zmuszony do odwoływania kolejnych wizyt w szpitalu, bo nie wiem, ile wspólnego czasu jeszcze nam zostało… Błagam! Ratuj moje dziecko! Oliwierek nie może odejść na zawsze! Rodzice  Dowiedz się więcej:  ➡️ Mały Rycerz o wielkiej Sile 💚

92 524 zł
Kacper Matyja
Kacper Matyja , 8 lat

Autyzm nie może kierować całym życiem Kacperka! Pomóż przejąć kontrolę!

Każdy rodzic zgodzi się, że wychowanie dziecka to jedno największych wyzwań w życiu. Kiedy badania USG pokazały dwa bijące serduszka, byliśmy w szoku, jednocześnie ciesząc się i niedowierzając. Na początku października 2016 roku powitaliśmy na świecie Kacperka i Piotrusia. Chłopcy rośli jak na drożdżach, ale im byli starsi, tym nasz niepokój zwiększał się, gdy przypatrywaliśmy się Kacperkowi. Gdy Kacperek miał około roku, nie wskazywał paluszkiem, nie reagował na swoje imię, nie szukał towarzystwa brata i wciąż nie mówił… Robiliśmy badania słuchu, konsultowaliśmy się neurologa i innych specjalistów. Otrzymana diagnoza potwierdziła, że Kacperek rozwija się w sposób charakterystyczny dla dzieci z autyzmem... Dzieciństwo naszego synka wypełniło się szeregiem terapii logopedycznych, psychologicznych i pedagogicznych. Do tego dochodzą przeróżne badania medyczne z zakresu genetyki, neurologii i gastrologii. Dzięki temu wiemy, co robić dalej, żeby wspomóc rozwój Kacperka. W kwestii terapii autyzmu jest coraz więcej badań i możliwości. Są one bardzo obiecujące i  wzbudzają w nas wiarę, na realną pomoc naszemu synkowi. Choć ma dopiero pięć lat, my zastanawiamy się, co możemy zrobić dziś, by ułatwić mu życie w przyszłości. Prosimy o wsparcie w naszych działaniach - wizyty lekarskie, pogłębione badania medyczne i regularne zajęcia opiewają na koszt kilku tysięcy złotych miesięcznie. Choć sumy są ogromne, nie poddajemy się, bo widzimy, że nasze działania przynoszą efekty. Pragniemy pokazać, że nasze dziecko ma potencjał na rozwój, pomimo trudności, jakie niesie za sobą autyzm. Póki mamy zdrowie i siły, chcemy zrobić wszystko, by nasz syn nie został skazany na margines społeczeństwa, gdy dorośnie. Autyzm nie musi oznaczać zamknięcia we własnym świecie, izolacji czy zachowań, które budzą lęk i niezrozumienie. Są setki przykładów: rodziców i ich autystycznych dzieci, które świetnie potrafią sobie radzić w dorosłości - kończą studia, pracują, rozwijają swoje pasje i prowadzą samodzielne życie. To nas motywuje, by walczyć o przyszłość naszego synka! Nie możemy zbagatelizować możliwości, które dają szansę na poprawę! Mamy wpływ nie tylko na to jak Kacperek będzie funkcjonował, ale też na to jak będą postrzegane osoby z autyzmem. Dlatego prosimy o wsparcie finansowe, aby nie gasła nadzieja na równe traktowanie takich dzieci jak Kacper. Michał i Anna - rodzice Kacperka

12 901 zł
Adam Kozioł
Adam Kozioł , 44 lata

Ogień zabrał Adamowi i jego rodzinie dom - stracili dach nad głową!

Wieś Szalowa to spokojne miejsce. My - mieszkańcy znamy się wszyscy bardzo dobrze. Zawsze wiemy, co u kogo słychać, komu powiększyła się rodzina i kto od nas odszedł... Jeśli szukasz ciszy i idylli to znajdziesz to w Szalowej... Pewnego dnia ciszę i spokój przerwała nam tragedia. Ten dzień na długo pozostanie w naszych pamięciach. Dźwięk pędzących samochodów straży pożarnej “obudził” wszystkich. Cała wieś stanęła na równe nogi. Tego się nie da zapomnieć...To był jeden z październikowych dni, około godziny 10-ej. Szalowa płonie! Taka była pierwsza myśl. Niebo nagle zmieniło kolor od dymu płonącego domu. Wszyscy ruszyliśmy z pomocą. Płonął dom Adasia. Naszego Adama. Człowieka, o wielkim sercu, uśmiechniętego i zawsze chętnego do pomocy. Tego dnia spotkał ich okrutny los. Adam i jego rodzina stracili dach nad głową, dorobek ich życia.  Po wszystkim, po ugaszeniu pożaru, udało się ustalić straty. Niestety zniszczenia były tak duże, że nie było możliwości wyremontowania domu. Dzięki życzliwości ludzi o dobrej woli, naszej determinacji i wspaniałemu zjednoczeniu mieszkańców wsi, udało się zebrać środki pieniężne, które razem z oszczędnościami rodziny pozwoliły na wykonanie prac ziemnych, fundamentów i wymurowanie dolnej kondygnacji. Bardzo ważne jest, żeby przed zimą zrobić dach i przykryć dom.  Dlatego zwracamy się do Ciebie o pomoc. Adam jest osobą niepełnosprawną. Mieszka z mamą, bratem i siostrą oraz jej mężem i dzieckiem. Rodzina otrzymała wsparcie od gminy i tymczasowo mieszkają w lokalu zastępczym.  Prosimy Cię o wsparcie. Dziś Adam sam potrzebuje pomocy. On i jego rodzina. Przegrali walkę z żywiołem, ale wspólnie z Tobą możemy wygrać walkę o nowy dom pełen miłości i radości. Przyjaciele

2 660,00 zł ( 0,92% )
Brakuje: 283 511,00 zł
Emil Bartnicki
Emil Bartnicki , 21 lat

❗️Wypadek sprzed lat nie daje o sobie zapomnieć... Uwolnij Emila od piekła choroby!

Ta zbiórka nie dotyczy tylko ratowania zdrowia, ale też życia! Życia 18-letniego chłopaka, którego codzienność padaczka zmieniła w piekło! Czy kiedyś będzie nam dane zapomnieć o tragedii sprzed lat? Czy kiedyś Emil będzie mógł się obudzić i uśmiechnąć się, bo będzie wiedział, że padaczka już więcej nie wyrządzi mu krzywdy? Żyjemy w ciągłym strachu, w strachu budzimy się i zasypiamy... Choroba atakuje czasem kilka razy w tygodniu. Emil w jednej chwili rozmawia, patrzy na nas, siedzi przy stole - w drugiej leży na podłodze, wykręcony w drgawkach... Nie można spuścić go z oka nawet na chwilę, bo każdy atak może skończyć się śmiercią... Nasz koszmar zaczął się w 2006 roku... Emilek miał wtedy trzy latka. Był moim największym szczęściem... Jeden dzień zaczął się jak każdy inny, ale skończył koszmarnie - szpitalem i walką o życie...  Zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. To była sekunda... Synek wypadł z bujaka i uderzył się w głowę... Emil doznał urazu czaszkowo-mózgowego. Stracił przytomność... To były najgorsze chwile mojego życia. O mało co, a straciłabym ukochanego synka. Chwile w szpitalu były jak wieczność... Lekarze walczyli o jego życie, a następnie wybudzenie ze śpiączki. Mało brakowało, a straciłabym ukochane dziecko... Emil obudził się, ale wypadek sprawił, że na nowo uczył się mówić i chodzić. Rehabilitacja, którą rozpoczął w tamtym momencie, trwa do dziś. Niestety, uraz mózgu to bardzo poważne obrażenie... Konsekwencje są odczuwalne do dziś. Emil nie słyszy na prawe ucho, ma uszkodzony błędnik i móżdżek oraz niedowład lewej strony ciała. Najgorsza jest jednak padaczka lekooporna... Zanim Emil zachorował, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jaka to poważna choroba... Gdy zaczęły się pierwsze ataki, byliśmy przerażeni. Szybko okazało się, że postać padaczki, która dotknęła syna, jest lekooporna... Leki tylko zmniejszały liczbę napadów, a choroba wkrótce i tak się na nie uodparniała. Napad - ten obraz widzieliśmy już setki razy, ale za każdym razem sprawia, że umieramy ze strachu... Ciało Emila robi się bezwładne, upada, wykręcone w drgawkach... Oczy uciekają w głąb czaszki. Nie ma z nim kontaktu... Syn traci oddech... Do naszego domu przychodzi wtedy śmierć, która czai się w kącie, czekając tylko, żeby zabrać ze sobą Emila... Tylko szybka reakcja i zastrzyk ratuje życie Emila. Napadów jest wiele - czasami jest ich kilka razy w tygodniu... Czasami są lekkie, a czasami przybierają najgorszą formę. Emil przez całą dobę wymaga opieki, bo do ataku może dojść w każdej chwili. Nie możemy go zostawić nawet na sekundę, bo to grozi tym, że straci życie...  Po latach bezskutecznego poszukiwania pomocy zostaliśmy skierowani do Schon Klinik w Niemczech, w którym leczy się najcięższe formy padaczki. Emil przeszedł już badania diagnostyczne... Widzimy światełko w tunelu - syn został zakwalifikowany do operacji! Z jego mózgu zostanie wycięte ognisko, które jest źródłem napadów padaczkowych... To dla niego szansa na normalne życie, wolne od nadzoru i piekła choroby. W styczniu mamy dostać dokładny kosztorys, w marcu ma odbyć się operacja. Koszt za leczenie przeraża... To, że mamy spędzić kolejne lata, w ciągłym strachu o życie, żyjąc pod dyktando padaczki, przeraża jeszcze bardziej... Proszę, pomóż nam! Monika, mama Emila

30 213,00 zł ( 15,19% )
Brakuje: 168 598,00 zł