Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Zosia Emirowa
Zosia Emirowa , 3 latka

Ostatnia szansa na życie! Pomóż, nim będzie za późno...

Wkrótce minie rok, od kiedy nasza Zosia jest z nami i śmiało mogę powiedzieć, że to był najtrudniejszy rok w naszym życiu. Nie dlatego, że pojawiło się maleństwo i trzeba mu poświęcić dużo czasu. Nie dlatego, że należy wstawać w nocy i zapomnieć o normalnym śnie. Przechodziliśmy przez to ze starszą córką - wszystko jest do ogarnięcia. Wszystko oprócz ultrarzadkiej choroby, której nazwę trudno nawet wymówić. Mukopolisacharydoza - znacie? Kojarzycie? My też nie mieliśmy pojęcia, co za nią wiąże. A kryje się ogromny dramat i konieczność szukania leczenia zagranicznego, za które trzeba zapłacić niewyobrażalnie wielkie pieniądze.  Niszczy serce, wątrobę, mózg i mięśnie, a przede wszystkim niszczy przyszłość. Powoduje zaburzenia pracy mięśni, przez co każdy ruch jest wyzwaniem... Tak bardzo tęsknię za czasem, kiedy nie wiedziałam, co znaczy mukopolisacharydoza, kiedy tak bardzo się jej nie bałam... Dziś codziennie patrzę na to, jak moja córeczka walczy z potwornymi skutkami tej choroby i moje serce pęka... Sofia nie ma jeszcze roku, a przeszła już tak wiele. Toczy tak trudną walkę... Córeczka w szpitalu spędza całe swoje życie, walcząc o każdy kolejny dzień. W jej organizmie brakuje enzymu, który pomaga przetworzyć cukier. Na chorobę Sofii nie ma lekarstwa, żadnego złotego środka. Nadzieję na przyszłość daje tylko przeszczep szpiku w Izraelu. Jednak sami nie zdołamy uratować naszej córeczki... Proszę, pomóż! Nie jest łatwo prosić o pomoc obcych ludzi. Pokazywać im zdjęcia rodzinne, opowiadać o swoim dramacie. Chcielibyśmy przejść przez to wszystko samodzielnie, po cichu. Niestety, te trudne okoliczności nie pozostawiają nam żadnego wyjścia. Musimy prosić, błagać. To jedyne wyjście. Wierzymy, że dzięki Waszemu wsparciu nasza córeczka otrzyma szansę... Rodzice

8 190,00 zł ( 0,84% )
Brakuje: 960 747,00 zł
Bruno Chruściński
Bruno Chruściński , 3 latka

To małe serduszko ma przed sobą całe życie❗️Ratujemy Bruna!

Nasz mały aniołek tak bardzo cierpi. Chcielibyśmy nie martwić się o każdy nowy dzień, móc spoglądać na niego co rano. Marzymy, by był już z nami w domu. Przytulać go, cieszyć się z każdej wspólnej chwili. Niestety taka wizja została nam brutalnie odebrana, a Bruno walczy samotnie na salach OIOMu…  Bruno ma 7 miesięcy. Urodził się z chorym serduszkiem. Dwie operacje, które przeszedł, nie zdołały mu pomóc. Nasz synek leży w szpitalu, a my nie możemy z nim być, nie możemy go nawet dotknąć... Jego serduszko jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie!  W trakcie ciąży poprosiłam lekarza, by zbadał naszego synka – wiedziałam, że może być obciążony genetycznie problemami z sercem. Już wtedy dostałam informację, że coś jest nie tak… Każdego dnia błagałam, by sytuacja nie okazała się tragiczna. Po narodzinach wszystko było w porządku, a my odetchnęliśmy z ulgą. Niestety, nasza radość trwała tylko 2 tygodnie…  Stan Brunka zmieniał się z minuty na minutę. Trafił do szpitala, z którego nie wyszedł do dziś, a diagnozy przytłaczały coraz bardziej. Wrodzona wada serduszka – ubytek przegrody przedsionkowo - komorowej, ostra niewydolność oddechowa, opóźnienie rozwoju fizjologicznego. W swoim krótkim życiu przeżył naprawdę wiele. Operacje sprawiły, że jego serduszko bije lepiej, jednak skutki uboczne w postaci sepsy, czy żółtaczki dają o sobie znać w każdej chwili. Jego małe ciałko walczy z całych sił. Mimo to ciągle brakuje wiele, by nasz synek wrócił do domu.  Chcielibyśmy zabrać go we wszystkie piękne miejsca, pokazać jak zmieniają się pory roku, jak przyjemny jest powiew letniego wiatru czy ciepło, jakie daje rozgrzany piasek na plaży. Tyle rzeczy chcielibyśmy z nim zrobić, ale nie możemy... Chcielibyśmy być z nim jak najczęściej, spędzać każdą wolną chwilę. Niestety dojazdy do szpitala generują ogromne koszty… Boimy się też, co będzie, gdy Bruncio już z niego wyjdzie. Ciężko przewidzieć ile jeszcze będzie miał operacji, oraz jak kosztowana będzie jego rehabilitacja.  Wiemy, że nasza trudna droga dopiero się zaczyna, ale nie możemy stać z założonymi rękami! Musimy zrobić wszystko, by pomóc Brunkowi, dlatego prosimy - bądź z nami! Rodzice Bruna 

13 261 zł
Ola i Sławomir Pochojka
Ola i Sławomir Pochojka , 7 lat

Ola walczy z białaczką, a jej tata z rakiem❗️RATUNKU❗️

Myśleliśmy, że to tylko kilka siniaków złapanych w czasie zabawy z siostrą, jednak prawda zwaliła nas z nóg... Zabraliśmy Olę do lekarza, a badanie krwi wykonane pod koniec sierpnia nie pozostawiało złudzeń. Stwierdzono ostrą białaczkę limfoblastyczną! Rozpoczęło się leczenie sterydami, chemioterapią dożylną i dolędźwiową, narkozy, przetaczanie krwi, punkcje, kroplówki... Wylądowaliśmy na oddziale onkologii dziecięcej! Patrzyliśmy na cierpienie i łzy naszego dziecka, wiedząc, że nie możemy go przerwać, ponieważ tylko tak, jesteśmy w stanie uratować córeczkę...  Niezbędne było założenie dożylnego centralnego cewnika, który wprowadzony jest bezpośrednio do żyły centralnej na klatce piersiowej, aby móc wprowadzać leki bez uszkadzania maleńkich, delikatnych żył. Każdy dzień spędzony w szpitalu był koszmarem... Jednak w końcu pojawił się promyczek nadziei – choroba Oleńki jest w remisji! Gdy lekarze oznajmili nam dobre wieści, nasze szczęście nie miało końca. Cieszyliśmy się, że w końcu nadeszła chwila wytchnienia. Niestety, byliśmy w ogromnym błędzie... Tata Oleńki, Sławek, zachorował na nowotwór. To ogromny cios – zmagając się z chorobą córeczki, musimy stawić czoła kolejnemu wyzwaniu. Tata, dotychczas silny i pełen energii, nagle sam znalazł się w trudnej sytuacji. Diagnoza przyszła niespodziewanie, a leczenie, które przechodzi, jest bardzo wyczerpujące. Skutki uboczne sprawiają, że czuje się osłabiony i zmaga się z wieloma dolegliwościami. To niełatwe, gdy widzimy, jak ktoś, kogo kochamy, cierpi... Chcemy dalej nawzajem się wspierać, aby Ola i Sławek czuli miłość i wsparcie, które są dla nich niezwykle ważne. Niestety koszty związane z leczeniem obojga są ogromne... Jesteśmy wdzięczni za każdą myśl, modlitwę i pomoc, które mogą dodać nam siły w tej walce. Wierzymy, że mimo iż droga, na której się znaleźliśmy, będzie długa i wyboista, Oli i Sławkowi uda się wyzdrowieć! Dziękujemy za każdą formę wsparcia! Rodzice

24 590 zł
Maja Trojanowska
Maja Trojanowska , 7 lat

To nie skutki walki z rakiem, to łysienie plackowate... Pomagamy Mai!

Większość księżniczek w bajkach, które ogląda Majka ma długie, piękne włosy – Elza, Roszpunka czy Kopciuszek. Moja córka też kiedyś takie miała... Niestety, dzisiaj jej główka jest całkowicie łysa. I nie jest to konsekwencja chemioterapii czy walki z nowotworem. To łysienie plackowate – koszmarna choroba, z którą walczymy już kolejny rok...  Pierwsza niepozorna plamka pokazała się na główce naszej córeczki w czerwcu 2019 roku. Byliśmy jednak pewni, że plamka jest spowodowana brakiem witamin i lada moment zarośnie włoskami. Niestety, w niedługim czasie pojawiły się kolejne dwie...  Później wszystko działa się błyskawicznie. Szpital, dermatolog, kompleksowe badania. Wyniki nie pozostawiały złudzeń – łysienie plackowate.  Łysienie plackowate to przewlekła choroba zapalna, przebiegająca z uszkodzeniem mieszków włosowych i utratą włosów na skórze głowy, brwi czy rzęs. Mówi się, że choroba często ma podłoże psychosomatyczne i może być reakcją organizmu na stres. Kiedy w styczniu odeszła nasza ukochana suczka Daisy, Majka bardzo to przeżyła... Codziennie rano budziła się, a na poduszce obok niej leżały garści włosów. W efekcie w ciągu tygodnia jej główka zrobiła się całkowicie łysa... Byliśmy przerażeni!  Wiedzieliśmy jednak, że musimy walczyć. Niestety, dotychczasowe leczenie nie przynosiło oczekiwanego rezultatu... Przełom nastąpił dopiero po tym, jak trafiliśmy do polecanego trychologa w Gdańsku. Na miejscu zostało wdrożone specjalistyczne leczenie, które po pewnym czasie zaczęło przynosić pożądane efekty.  Mai pomalutku odrastają włoski, dlatego wiemy, że nie możemy przerwać leczenia! Niestety, wizyty u dermatologów, trychologów, stosowanie różnego rodzaju leków, leczenie i dojazdy pochłaniają ogromne kwoty pieniędzy. Nasze oszczędności są już na wyczerpaniu, dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak prosić Was o pomoc. Leczenie to jedyna szansa, aby przez chorobę Maja nigdy nie poczuła się gorsza... Rodzice 

4 740 zł
Milena Rudnicka
Milena Rudnicka , 14 lat

Choroba postępuje w zastraszającym tempie... Pomagamy Milence!

Nie tak miała wyglądać nasza wspólna przygoda, nasze wspólne życie, które planowałam jeszcze przed narodzinami Milenki. Stało się inaczej, niż planowała, Ogrom chorób, które los zesłał na moją córkę, daje o sobie znać w każdym momencie jej życia.  Córeczka urodziła się z rozszczepem kręgosłupa. Niestety na tym nie skończyły się jej problemy. Ma również wodogłowie, pęcherz neurogenny, padaczkę lekooporną, a także zespół Arnolda-Chiariego. Milenka przeszła wylew krwi do mózgu, ma założone zastawki, które odprowadzają płyn mózgowo-rdzeniowy do otrzewnej.  Pierwsze 8 miesięcy życia spędziła w szpitalu. Bardzo się bałam, nie wiedziałam czego się spodziewać. Cały ten czas zastanawiałam się, czy dam radę udźwignąć trud macierzyństwa, czy będę w stanie zaspokoić potrzeby tak bardzo chorej córki… Nie poddałam się i to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Uśmiech Milenki rekompensuje mi trud jaki wkładam w pomoc jej przy codziennych czynnościach. I choć wiem, że ból z jakim się mierzy, jest ogromny – jest najdzielniejszą osobą jaką znam.  Dziś Milenka ma skończone 11 lat. Jest pod opieką paliatywnego hospicjum domowego dla dzieci. Z powodu postępującej skoliozy nosi gorset. Cały czas wymaga intensywnej rehabilitacji, profesjonalnego sprzętu, na który mi brakuje środków. Teraz jedną z najważniejszym potrzeb jest zakup profilowanego siedziska. Pozycja siedząca nie doprowadzi Mileny do odleżyn i jeszcze większych problemów z kręgosłupem.  Proszę, pomóż... Każda złotówka przybliża nas do celu! Anna, mama  

4 479 zł
Paweł Ruchwa
Paweł Ruchwa , 49 lat

Kilkutonowy kontener zmiażdżył moją stopę! Pomóż mi odzyskać dawne życie...

Nic już nie jest takie jak wcześniej, a moje życie już zawsze będzie się dzieliło na "przed wypadkiem" i "po wypadku". Chwila, moment, nieszczęśliwy zbieg okoliczności, pojawienie się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Chciałbym cofnąć czas, coś zmienić, przewidzieć rozwój wypadków... Niestety, wiem, że to się nigdy nie uda, a ja muszę się starać pogodzić z tym, co się stało.  To działo się tak nagle. Często wracam myślami do tamtego dnia, odtwarzam w pamięci klatka po klatce i nawet na moment nie umiem wyzbyć się emocji. Tamtego dnia moje życie zmieniło się bezpowrotnie. Właściwie w jednej chwili robiąc ze mnie pacjenta potrzebującego opieki... Osobę niepełnosprawną, kiedyś powszechnie nazywaną kaleką. Pod koniec 2018 roku doznałem wypadku w pracy. Moja stopa uległa niemal całkowitemu zmiażdżeniu. Po dwóch miesiącach nieustającej walki lekarze podjęli decyzję o amputacji podudzia. Liczyłem, że do tego nie dojdzie, a medycyna mnie uratuje przed kalectwem. Nic z tego... Wiedziałem, że będzie ciężko, wiedziałem, że będę musiał walczyć o każdy dzień, ale nie sądziłem, że będzie to aż tak trudne... Zmiany zwyrodnieniowe lewego kolana i kręgosłupa sprawiają, że moje samodzielne poruszanie się jest niemal niemożliwe. Proteza, którą udało mi się kupić, jest niedopasowana i bardzo niewygodna, a ja przecież nie mogę pozwolić sobie na niesamodzielność! Od 2019 roku trwa nauka chodzenia. Mimo że poruszanie sprawia mi ogromny problem, podjąłem też pracę, jednak jest to kropla w morzu moich potrzeb. Zaopatrzenie ortopedyczne i środki higieniczne kosztują fortunę, a bez tego sobie nie poradzę... Dlatego nie mam wyjścia i muszę prosić o pomoc obcych ludzi. To moja jedyna szansa, żeby tak naprawdę i mocno stanąć na własnych nogach... Proszę, bądź ze mną, daj mi promyk nadziei. Tak bardzo na to liczę... Paweł

2 454 zł
Krzysztof Kula
Krzysztof Kula , 41 lat

Najpierw guz mózgu, później potworny wypadek! Pomocy!

Skąd brać siłę? Kiedy usłyszałem, że w mojej głowie rośnie guz, myślałem, że tej siły mam aż nadto. Pełen mobilizacji wypełniałem polecenia lekarzy i nawet na moment nie straciłem nadziei... Udało się! Wygrałem z nowotworem i zacząłem powoli odbudowywać swoje kruche niczym lód życie. Teraz wszystko miało być już dobrze. Los zdecydował jednak inaczej…  Moja historia zaczęła się w 2012 roku. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że w mojej głowie rośnie wielki guz! Diagnoza w jednej chwili wywróciła moje życie do góry nogami, ponieważ przyszło mi walczyć z najgorszym przeciwnikiem, jakiego można sobie wyobrazić – glejakiem. Przeszedłem operację jego usunięcia. Mimo wielkiego ryzyka wszystko przebiegło pomyślnie. Niestety, wiedziałem, że na tym się nie skończy. Przy tak ciężkim i nieobliczalnym wrogu, potrzebne jest specjalistyczne leczenie. Rozpocząłem radioterapię. I choć inwazyjne leczenie zabierało moje siły, wierzyłem, że poradzę sobie z przeciwnościami losu... Musiałem walczyć – dla siebie, dzieci i żony.  I tak się stało... Po wielu miesiącach pełnych strachu i lęku dostałem informację, że w końcu udało mi się pokonać swojego wroga. Pamiętam ten dzień, jakby to było dziś. Powróciła utracona nadzieja. Uwierzyłem, że przed naszą rodziną znów wiele pięknych chwil i radości. I kiedy wydawało się, że już wszystko zmierza w dobrym kierunku, los wymierzył kolejny brutalny cios, a nasze życie znowu rozsypało się w malutkie kawałeczki… Doszło do nieszczęśliwego wypadku – spadłem z drabiny. W efekcie złamałem kręgosłup w trzech miejscach! Później wszystko działo się tak szybko – przeciągający się pobyt w szpitalu, operacja, ból, strach i niepewność. Byłem zrozpaczony, jestem dalej… Ponieważ kiedy skupiłem się na odzyskiwaniu sprawności, niczym koszmar wrócił on – największy wróg.  Badania wykazały obecność wznowy – ta informacja spowodowała, że znów straciłem grunt pod nogami i znów znalazłem się na życiowym zakręcie. Bolesne wspomnienia z czasów, kiedy chorowałem, wróciły jak bumerang. Wszystko ożywiło się w jednej sekundzie…  Glejak to rodzaj bardzo agresywnego nowotworu. Szybko odrasta i potrafi się rozprzestrzeniać… Nie pozostało mi nic innego, jak robić wszystko, aby znów go pokonać. Niestety, walko o zdrowie i sprawność jest bardzo ciężka... Coraz częściej brakuje mi sił i niestety również pieniędzy. Cały czas próbuję nie ugiąć się pod ciężarem chorób, ale sam nie daję rady…  Potrzebuje pomocy w zebraniu środków na dalsze leczenie, leki, dojazdy do szpitala i placówek medycznych. Mam problem z poruszaniem, dlatego konieczna jest również dalsza rehabilitacja. Niestety, w tym momencie to wszystko jest absolutnie poza jakimikolwiek zasięgiem finansowym... Dlatego proszę, pomóż mi... Mam wspaniałą rodzinę, dla której chce walczyć i żyć. Nie mogę się poddać. Bardzo proszę o wsparcie, ważna jest każda złotówka... Przeciwnik jest silny, ale się nie poddam! Krzysztof 

5 799 zł
Franio, Józio i Katarzyna Bik
6 dni do końca
Franio, Józio i Katarzyna Bik , 11 lat

Mama wraz z synkami - ramię w ramię w walce o zdrowie!

Trudno jest pokazywać swoje słabości, trudno też przyznać się do tego, że czasem czuję się całkowicie bezradna. Tyle lat próbowałam oszukiwać samą siebie, że to normalne, że każdy ma swoje problemy - mniejsze czy większe. Dziś jednak wiem, że sama sobie z tym wszystkim nie poradzę, że walczę nie tylko dla siebie, lecz o coś znacznie ważniejszego - o szansę na lepszą przyszłość moich synków!  Od wielu lat jestem spełnioną żoną i mamą dwóch wspaniałych chłopców, którzy są dla mnie największym skarbem pod słońcem. Niestety nasza rzeczywistość nie jest tak kolorowa, jak mogłoby się wydawać. Oprócz padaczki zdiagnozowano u mnie jeszcze szereg innych schorzeń, które uniemożliwiają mi życie, o jakim zawsze marzyłam, a teraz dodatkowo utrudniają opiekę nad dziećmi. Co więcej, pojawiło się u mnie również podejrzenie złośliwego nowotworu i teraz codziennie się boję, co przyniesie jutro!  Jeden z naszych synków - Franio - przyszedł na świat jako wcześniak w 37. tygodniu ciąży. Poród musiał odbyć się przez cesarskie cięcie, ponieważ wystąpił u mnie atak epilepsji. Franek urodził się w zamartwicy, ze zdiagnozowaną hipotrofią. Dziś robimy wszystko, by jego codzienność mogła wyglądać tak, jak u innych dzieci, by miał szansę na szczęśliwą i jak najbardziej sprawną przyszłość, ale to często droga przez ciernie.  Franek ma spore problemy z mową i koordynacją ruchową, co uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie i komunikację. U synka zdiagnozowano niepełnosprawność umysłową w stopniu umiarkowanym, a także padaczkę. Franek musi być regularnie poddawany rehabilitacji i specjalistycznej opiece. Co więcej, u Józia - drugiego synka ostatnio zdiagnozowano całościowe zaburzenie rozwoju: autyzm dziecięcy. Moi synowie uczęszczają na zajęcia z zakresu integracji sensorycznej. Specjalista tłumaczy nam, że aby terapia była skuteczna, dzieci muszą wykonywać ćwiczenia w domu. Do tego potrzebne są jednak sprzęty: maty dotykowe, materace, platformy sensoryczne, piłki rehabilitacyjne, równoważnia, trampolina i wiele innych.  Z całego serca prosimy Was o pomoc w zebraniu kwoty potrzebnej na opłacenie niezbędnego sprzętu rehabilitacyjnego, leczenia, kolejnych wizyt lekarskich i konsultacji. Obecnie mąż jest jedyną osobą utrzymującą naszą rodzinę, a ja ze względu na opiekę nad dziećmi i swoje problemy zdrowotne, nie mogę podjąć pracy. Boję się, że sami sobie nie poradzimy, dlatego każdy gest wsparcia z Waszej strony jest dla nas na wagę złota! Wesprzyj Kasię i Frania za pomocą licytacji

14 416,00 zł ( 65,68% )
Brakuje: 7 531,00 zł
Piotr Sopalski
Pilne!
Piotr Sopalski , 38 lat

Dla mojej rodziny muszę pokonać glejaka! Proszę, pomóż mi żyć!

Szanowni Państwo, Rodzino, Przyjaciele, nazywam się Piotr Sopalski i mam 35 lat. Na co dzień mieszkam w stolicy Górnego Śląska, w Katowicach, gdzie zajmuje się grafiką komputerową, fotografią i malarstwem artystycznym. Łączę pasję z pracą i dzięki temu że robię to, co kocham, mogę tworzyć i kolorować świat. Świat, w którym jest ze mną moja rodzina – żona i dwuletni synek oraz najbliżsi. Niedawno dowiedziałem się, że po raz drugi zostanę tatą. Byłem bardzo szczęśliwy, ale kolejna wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nowotwór złośliwy mózgu – glejak wielopostaciowy czwartego stopnia. Ta informacja zmieniła moje życie – plany i marzenia trzeba przełożyć na później i podporządkować codzienność leczeniu. Pierwsze dni dla mnie i mojej rodziny były trudne. Nikt, mając 35 lat, nie przygotowuje się na taki scenariusz. Najpierw trzeba było oswoić się z tą informacją, a potem zderzyć się z tym wszystkim, co pozwoli mi wrócić do zdrowia. Przede mną ważna walka, być może najważniejsza w moim życiu. Podejmę ją wraz ze swoimi przyjaciółmi, znajomymi i rodziną. Po przeprowadzonych badaniach i konsylium podjęto decyzję o skierowaniu na terapię radiologiczną oraz chemioterapię. To pierwszy etap walki o zdrowie. Zdecydowałem, że równolegle podejmę leczenie w klinice w Niemczech. W tej bitwie muszę spróbować wszystkiego, aby pokonać glejaka i wygrać moje życie – najcenniejsze, co mam – dla siebie i moich dzieci. Spróbuję wszystkiego, by dalej żyć, ale potrzebuję wsparcia. Leczenie to wymaga ogromnych nakładów finansowych, których nie jestem w stanie pokryć z własnych środków, dlatego zwracam się do Was o pomoc. Wiem, że z Waszym wsparciem będę miał siłę i możliwość przezwyciężyć chorobę oraz zrealizować moje marzenia. Już teraz, dziękuję wszystkim za każde okazane wsparcie i szansę na powrót do normalności. DZIĘKUJĘ. Piotr

126 827 zł